Mario Puzo - Ciemna Arena.pdf

(861 KB) Pobierz
(6633 \227 Notatnik)
6633
MARIO PUZO
CIEMNA ARENA
(THE DARK ARENA)
PrzełoŜyła: Jadwiga Piątkowska
Wydanie oryginalne: 1955
Wydanie polskie: 1992
Dla Eriki
Ojcowie i nauczyciele: „Czym jest piekło?”. I sądzę tak: „To cierpienie, Ŝe nie moŜna juŜ bardziej kochać”.
O, są i w piekle tacy, którzy zacięli się w pysze i okrucieństwie swoim, mimo wiedzy niewątpliwej i oglądania
prawdy – ci są straszni, oddani bez reszty słuŜkowie szatana i pysznego ducha jego. Ci mają piekło
dobrowolne i nienasycone; ci są męczennikami z własnej woli. Albowiem sami siebie przeklęli, przekląwszy
Boga i Ŝycie. śywią się złą pychą swoją, jako głodny na pustyni, który krew z siebie wysysać począł. Ale
nienasyceni są na wieki wieków i przebaczenie odrzucają, Boga, który ich wzywa, przeklinają, Boga Ŝywego
bez nienawiści oglądać nie mogą i Ŝądają, Ŝeby nie było Boga Ŝycia, aby zniszczył Bóg Siebie i całe stworzenie
Swoje. I będą gorzeć w ogniu gniewu własnego wiecznie, łaknąc śmierci i niebytu. Lecz nie zaznają śmierci...
Bracia Karamazow
(Tłum. Aleksander Wat)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Walter Mosca odczuwał podniecenie i ostatni wszechogarniający przypływ samotności przed powrotem do
domu. Rozpoznał nieliczne ruiny pod ParyŜem i charakterystyczne punkty orientacyjne, a teraz, na ostatnim
etapie podróŜy, nie mógł się doczekać przyjazdu na miejsce, do samego serca zniszczonej Europy, do miasta,
którego nie spodziewał się ponownie zobaczyć. Lepiej znał punkty orientacyjne na granicy Niemiec niŜ drogi
wiodące do własnego kraju, do własnego miasta.
Pociąg kołysał się od szybkiego biegu. Był to pociąg wojskowy wiozący uzupełnienia dla garnizonu we
Frankfurcie, lecz połowę wagonu zajmowali cywile zwerbowani w Stanach. Mosca dotknął jedwabnego
krawata i uśmiechnął się. Nie przywykł do tego. Czułby się znacznie lepiej z Ŝołnierzami w drugim końcu
wagonu i przypuszczał, Ŝe podobnie lepiej by się tam czuła większość z dwudziestki cywilów.
Paliły się dwa przyćmione światła, po jednym w kaŜdym krańcu wagonu. Okna zabito deskami, jakby dla
uniemoŜliwienia pasaŜerom oglądania rozległych ruin, pośród których mieli podróŜować. Za siedzenia
słuŜyły długie drewniane ławki, które pozostawiały jedynie wąskie przejście z jednej strony wagonu.
Mosca wyciągnął się na ławce i podłoŜył sobie pod głowę niebieski sportowy worek jako poduszkę. W
mdłym świetle ledwie rozróŜniał pozostałych cywilów.
Przypłynęli razem tym samym wojskowym statkiem i wszyscy, podobnie jak on, wydawali się podnieceni i
niecierpliwie oczekiwali przyjazdu do Frankfurtu. Rozmawiali głośno, by przekrzyczeć stukot pociągu, zaś
Mosca słyszał górujący nad innymi głos pana Geralda. Pan Gerald był najwyŜszym rangą cywilem w tym
kontyngencie. Miał ze sobą komplet kijów golfowych, a na pokładzie statku uświadomił wszystkim, iŜ jego
stopień cywilny był równy rangą pułkownikowi. Pan Gerald był szczęśliwy i pogodny, a Mosca wyobraził go
sobie, jak gra w ruinach miasta, długie zagranie ponad zrównanymi z ziemią ulicami, lot ku okrągłej kupce
gruzu i dokładne lądowanie na wierzchołku rozkładającej się czaszki.
Pociąg zwolnił wjeŜdŜając na opuszczoną stacyjkę. Na zewnątrz była noc, toteŜ w zaciemnionym wagonie
panowała ciemność. Mosca drzemał, głosy innych docierały do niego niewyraźnie. Kiedy jednak pociąg nabrał
szybkości po wyjeździe ze stacji, rozbudził się zupełnie.
Cywile rozmawiali teraz ciszej, więc Mosca usiadł i przyglądał się Ŝołnierzom w drugim krańcu wagonu.
Niektórzy spali na długich ławkach. Trzy kręgi światła otaczały trzy grupki grających w karty, co nadawało tej
części wagonu ciepłą poświatę. Ogarnęła go nostalgia za Ŝyciem, jakie wiódł tak długo i porzucił dopiero
przed paroma miesiącami. Widział przy blasku świec, jak popijają z manierek, na pewno nie wodę, i otwierają
paczki z Ŝelaznymi racjami, by podjadać czekoladę.
śołnierz jest zawsze gotów, pomyślał Mosca uśmiechając się.
Strona 1
6633
Koc na grzbiecie, świece w plecaku, woda lub coś lepszego w manierce i gumka zawsze w portfelu. Gotów
na dobre i na złe.
Mosca wyciągnął się ponownie na ławce i usiłował zasnąć, lecz jego ciało było sztywne i nie poddawało się,
podobnie jak twarde drewno pod spodem. Pociąg nabrał szybkości i pędził. Spojrzał na zegarek. Dochodziła
północ, a do Frankfurtu było jeszcze dobrych osiem godzin jazdy. Usiadł, wyciągnął butelkę z nieduŜego
niebieskiego worka i oparłszy głowę o zabite deskami okno pił, póki jego ciało nie rozluźniło się. Musiał
zasnąć, bo kiedy znowu spojrzał w Ŝołnierski kraniec wagonu, ujrzał tylko jeden krąg światła; jednakŜe z
ciemności poza nim nadal dobiegały głosy pana Geralda i paru innych cywili. Wyglądało na to, Ŝe popili, głos
pana Geralda brzmiał bowiem protekcjonalnie i z wyŜszością przechwalał się swą przyszłą władzą, tym, jak
sprawnie zorganizuje swoje papierowe królestwo.
Dwie świece oderwały się od kręgu w przeciwnym końcu wagonu, a ich płomienie chybotały się nierówno
w przejściu. Gdy go mijały, Mosca ocknął się z drzemki. Twarz Ŝołnierza trzymającego świece wyraŜała tępą i
złowrogą nienawiść. Jasny, Ŝółty blask świec zabarwiał odcieniem ciemnej czerwieni jego twarz zarumienioną
od alkoholu i nadawał ponurym oczom niebezpieczny i bezsensowny wyraz.
– Hej, Ŝołnierzu – rozległ się głos pana Geralda – moŜe byś nam dał światło?
Świeca zatrzymała się posłusznie obok pana Geralda i grupy cywilów, których głosy zabrzmiały donośniej,
jak gdyby ośmieliło ich migotliwe światło. Próbowali wciągnąć Ŝołnierza do rozmowy, lecz ten – umieściwszy
świece na ławce i skrywszy twarz w cieniu – nie odpowiadał. Wkrótce zapomnieli o nim i rozmawiali o czymś
innym; raz tylko pan Gerald, nachylając się w krąg światła, jak gdyby dla zyskania zaufania, odezwał się do
Ŝołnierza z wyŜszością, choć bardzo Ŝyczliwie:
– My wszyscy teŜ słuŜyliśmy w wojsku. – Po czym zwrócił się ze śmiechem do pozostałych: – Chwała Bogu,
teraz z tym koniec.
Jeden z cywilów odezwał się:
– To nie takie pewne, są jeszcze Rosjanie.
Znowu zapomnieli o Ŝołnierzu. Nagle, przekrzykując ich głosy i hałas pociągu mknącego ślepo przez
kontynent, milczący dotąd Ŝołnierz zawołał głośno, z wyniosłością pijaka, lecz jakby przeraŜony:
– Zamknijcie się, zamknijcie się, nie gadajcie tyle, zamknijcie wasze cholerne mordy.
Nastąpiła chwila ciszy, pełnej zdziwienia i zakłopotania, po czym pan Gerald ponownie pochylił głowę w
krąg światła i powiedział do niego spokojnie:
– Przejdź lepiej w swój koniec wagonu, synu.
śołnierz nie odpowiedział, a pan Gerald mówił dalej, podjąwszy temat w tym miejscu, gdzie przerwał.
Nagle wyprostował się, stojąc w blasku płonących świec, i zamilkł. Potem powiedział spokojnie, bez strachu,
ale z niedowierzaniem:
– Mój BoŜe, zraniono mnie. Ten Ŝołnierz coś mi zrobił.
Mosca usiadł wyprostowany, inne postaci podniosły się z ławek, jedna z nich zgasiła świecę strąciwszy ją na
podłogę. Pan Gerald, nadal stojący, lecz juŜ nie tak jasno oświetlony, powiedział spokojnym, zdumionym
głosem:
– Ten Ŝołnierz ugodził mnie noŜem – po czym wypadając z kręgu światła pogrąŜył się w ciemność ławki.
Dwóch męŜczyzn nadbiegło przejściem z Ŝołnierskiego krańca wagonu. W świetle trzymanych przez nich
świec Mosca dostrzegł błysk oficerskich naszywek.
Pan Gerald powtarzał ciągle:
– Pchnęli mnie noŜem, ten Ŝołnierz pchnął mnie noŜem. – W jego głosie nie było juŜ przeraŜenia, tylko
zdziwienie i niedowierzanie.
Mosca ujrzał, Ŝe siedzi wyprostowany na ławce, a potem, w świetle trzech świec, zobaczył rozcięcie w
nogawce, wysoko na udzie, i ciemną plamę wokół niego.
Porucznik pochylił się, przysunąwszy świecę, i wydał rozkaz Ŝołnierzowi. śołnierz pobiegł w drugi koniec
wagonu, po koce i apteczkę. Na rozłoŜonych na podłodze kocach połoŜyli pana Geralda. śołnierz zaczął
rozcinać nogawkę, lecz pan Gerald powiedział:
– Nie, podwiń ją, dam do naprawy.
Porucznik przyjrzał się ranie.
– To nic wielkiego – orzekł porucznik. – Zawiń go w koc. – W jego młodej, obojętnej twarzy i w głosie nie
było współczucia, a jedynie zdawkowa uprzejmość. – Na wszelki wypadek wezwiemy karetkę we Frankfurcie.
Wyślę telegram na najbliŜszej stacji. – Następnie zwrócił się do pozostałych z pytaniem: – A gdzie on jest?
Pijany szeregowy zniknął; patrząc w ciemność Mosca dostrzegł skuloną postać w rogu najbliŜszej ławki. Nie
Strona 2
6633
odezwał się.
Porucznik poszedł w drugi koniec wagonu i powrócił w zapiętym pasie z kaburą. Przeszukiwał wagon
światłem latarki, póki nie dostrzegł skulonej postaci. Smagnął ją promieniem latarki, wyciągając jednocześnie
pistolet i chowając go za plecami. śołnierz się nie poruszył.
Porucznik szturchnął go brutalnie.
– Wstawaj, Mulrooney.
śołnierz otworzył oczy. Napotkawszy tępe, ponure, zwierzęce spojrzenie, Mosca poczuł przypływ
współczucia.
Porucznik mierzył promieniem latarki prosto w oczy Ŝołnierza oślepiając go. Zmusił Mulrooneya do
powstania. Ujrzawszy, Ŝe ma puste ręce, wsunął pistolet do kabury. Potem szarpnąwszy Ŝołnierza odwrócił go
i obszukał. Nie znalazł niczego, więc skierował światło latarki na ławkę. Mosca zobaczył zakrwawiony nóŜ.
Porucznik podniósł go i popychając szeregowego przed sobą poszedł w drugi koniec wagonu.
Pociąg zaczął zwalniać i powoli się zatrzymał. Mosca przeszedł na koniec wagonu, otworzył drzwi i wyjrzał.
Ujrzał porucznika, który szedł na stację zatelegrafować po karetkę; poza tym nie było nikogo. Francuskie
miasto za stacją było ciemne i ciche.
Mosca powrócił na swą ławkę. Przyjaciele pana Geralda pochylali się nad nim pocieszając go, a on mówił
niecierpliwie:
– Wiem, Ŝe to tylko zadrapanie, ale dlaczego to zrobił, dlaczego zrobił coś tak głupiego? – A kiedy porucznik
wrócił do wagonu i powiedział, Ŝe karetka będzie czekać we Frankfurcie, pan Gerald odezwał się do niego: –
Niech mi pan wierzy, poruczniku, wcale go nie sprowokowałem. Niech pan zapyta któregokolwiek z moich
przyjaciół. Nie zrobiłem niczego, Ŝeby mógł się do tego posunąć.
– Jest po prostu szalony – powiedział porucznik. Po czym dodał: – Ma pan szczęście. O ile znam
Mulrooneya, celował w pańskie jaja.
To ich rozweseliło, jak gdyby powaŜny zamiar sprawił, iŜ całe wydarzenie nabrało znaczenia, a zadrapanie
na udzie pana Geralda okazało się istotne. Porucznik przyniósł swoją pałatkę i połoŜył na niej
poszkodowanego.
– W pewnym sensie wyświadczył mi pan przysługę. Próbowałem pozbyć się Mulrooneya od pierwszego
dnia, gdy przyszedł do plutonu. Teraz będzie bezpieczny przez parę lat.
Mosca nie mógł zasnąć. Pociąg ruszył, więc znów podszedł do drzwi i oparłszy się o nie patrzył na
przesuwający się ciemny, niewyraźny krajobraz. Pamiętał ten sam, lub prawie ten sam krajobraz uciekający za
cięŜarówkę, za czołg, przesuwający się powoli w marszu, w czołganiu się po ziemi. Nie przypuszczał wtedy,
Ŝe go jeszcze kiedyś zobaczy. Nie wiedział, dlaczego wszystko potoczyło się tak źle. Tak długo marzył o
powrocie do domu, a teraz znowu wyjechał. W zaciemnionym pociągu przypomniał sobie swój pierwszy
wieczór w domu.
Na duŜej kwadratowej naklejce na drzwiach widniał napis: „Witaj w domu, Walterze”. Mosca zauwaŜył
podobne naklejki z innymi imionami na drzwiach pozostałych dwu mieszkań. Pierwszą rzeczą, jaką ujrzał po
wejściu do mieszkania, była jego fotografia zrobiona tuŜ przed wyjazdem. Potem matka i Gloria rzuciły się na
niego, a Alf ściskał mu rękę.
Odsunęli się od siebie i przez chwilę milczeli zakłopotani.
– Postarzałeś się – powiedziała matka i wszyscy się roześmiali. – To znaczy, postarzałeś się więcej niŜ o trzy
lata.
– Nie zmienił się – odezwała się Gloria. – Nie zmienił się ani trochę.
– Powraca zwycięski bohater – zauwaŜył Alf. – Spójrzcie na te kokardki. Czy dokonałeś czegoś dzielnego,
Walterze?
– Normalka – odrzekł Mosca – prawie wszystkie z oddziałów kobiecych dostały to samo.
Ściągnął bluzę, którą wzięła od niego matka. Alf poszedł do kuchni i powrócił niosąc tacę z drinkami.
– BoŜe – zdumiał się Mosca – myślałem, Ŝe straciłeś nogę. – Całkiem zapomniał, Ŝe matka pisała mu o Alfie.
Brat najwyraźniej czekał na tę chwilę. Podciągnął nogawkę.
– Bardzo ładna – rzekł Mosca. – Co za pech, Alf.
– Do diabła – powiedział Alf – chciałbym mieć dwie takie. Ani grzybicy, ani wrastających paznokci.
– Racja – powiedział Mosca. Dotknął ramienia brata i uśmiechnął się.
– ZałoŜył ją specjalnie dla ciebie, Walterze – odezwała się matka. – Zwykle nie nosi jej w domu, choć wie, Ŝe
bardzo nie lubię, gdy jej nie ma.
Strona 3
6633
Alf podniósł szklankę.
– Za zwycięskiego bohatera – powiedział, po czym zwrócił się z uśmiechem do Glorii: – Za dziewczynę,
która na niego czekała.
– Za naszą rodzinę – powiedziała Gloria.
– Za wszystkie moje dzieci – dodała czule matka. Objęła wzrokiem równieŜ Glorię.
Wszyscy spoglądali na Moskę z oczekiwaniem.
– Wypiję za to, a potem wymyślę coś innego.
Roześmiali się wszyscy i wypili.
– A teraz kolacja – powiedziała matka. – PomóŜ mi nakryć do stołu, Alf.
Wyszli oboje do kuchni.
Mosca usiadł w jednym z foteli.
– Długa, długa wyprawa – powiedział.
Gloria podeszła do kominka i wzięła fotografię Moski. Obrócona do niego tyłem powiedziała:
– Co tydzień przychodziłam tutaj patrzeć na to zdjęcie. Pomagałam matce przygotować kolację, jadłyśmy ją
razem, a potem siadałyśmy w tym pokoju, patrzyłyśmy na to zdjęcie i rozmawiałyśmy o tobie. Co tydzień,
przez trzy lata, jak ludzie odwiedzający cmentarz, a teraz, kiedy wróciłeś, wcale nie jest do ciebie podobna.
Mosca wstał i podszedł do Glorii. PołoŜywszy jej rękę na ramieniu spojrzał na zdjęcie, zastanawiając się,
dlaczego tak go ono draŜni.
Śmiał się na nim, z odchyloną głową, tak ustawiony, by widać było wyraźnie białe ukośne naszywki jego
dywizji. Twarz miał młodzieńczą i niewinnie dobroduszną. Mundur był schludnie dopasowany. Upozowany
w upalnym południowym słońcu, stanowił typowy przykład Ŝołnierza, który robi sobie zdjęcie dla
uwielbiającej go rodziny.
– Szczerzę się jak frajer – powiedział Mosca.
– Nie Ŝartuj sobie. Tylko to miałyśmy przez tyle czasu. – Milczała przez chwilę. – Ach, Walterze – odezwała
się – ile się nad nim czasem napłakałyśmy, kiedy nie pisałeś, ilekroć opowiadano o zatonięciu jakiegoś statku z
Ŝołnierzami albo o jakiejś bitwie. W dniu inwazji nie poszłyśmy do kościoła. Twoja matka siedziała na
tapczanie, a ja obok radia. Siedziałyśmy tak przez cały dzień. Nie poszłam do pracy. Nastawiałam radio na
róŜne stacje. Gdy tylko skończyły się jedne wiadomości, próbowałam złapać inną stację, chociaŜ podawała
dokładnie to samo. Twoja matka siedziała z chusteczką w ręku, ale nie płakała. Spałam tutaj tej nocy, w twoim
pokoju, w twoim łóŜku, i wzięłam ze sobą to zdjęcie. Postawiłam je na komodzie i powiedziałam mu
dobranoc, a potem śniło mi się, Ŝe cię nigdy nie zobaczę. A teraz jesteś tu, Walterze Mosca, we własnej osobie,
zupełnie niepodobny do fotografii.
Próbowała się roześmiać, ale się rozpłakała.
Mosca poczuł zaŜenowanie. Delikatnie pocałował Glorię.
– Trzy lata to bardzo długo – powiedział. I pomyślał: w dniu inwazji upijałem się w angielskim miasteczku.
Fundowałem małej blondynce jej pierwszą whisky, tak przynajmniej twierdziła, i pierwszy raz ją wziąłem do
łóŜka. Świętowałem inwazję, ale bardziej świętowałem fakt, Ŝe nie brałem w niej udziału. Poczuł wielką
ochotę, by powiedzieć Glorii prawdę, Ŝe nie myślał wtedy o nich ani o tym, o czym oni myśleli, ale rzekł tylko:
– Nie podoba mi się to zdjęcie... Poza tym, kiedy wszedłem, powiedziałaś, Ŝe nic się nie zmieniłem.
– Czy to nie zabawne – powiedziała Gloria – kiedy stanąłeś w drzwiach, wyglądałeś dokładnie jak na
zdjęciu. Ale teraz, kiedy ci się przyjrzałam, wydaje mi się, Ŝe zmieniła ci się twarz.
Matka zawołała z kuchni:
– Gotowe – więc przeszli do jadalni.
Na stole znalazły się jego ulubione potrawy: na pół surowa pieczeń wołowa z pieczonymi ziemniaczkami,
zielona sałata i kawałek Ŝółtego sera. Obrus był śnieŜnobiały, a kiedy skończył, zauwaŜył nietkniętą serwetkę
obok swego talerza. Było to dobre, ale nie tak dobre, jak sobie wymarzył.
– Ach – odezwał się Alf – całkiem inne niŜ Ŝołnierskie Ŝarcie, co, Walterze?
– No – powiedział Mosca. Z kieszeni koszuli wyjął krótkie, grube, ciemne cygaro i miał je juŜ zapalić, gdy
zauwaŜył, Ŝe wszyscy patrzą na niego zdumieni, Alf, Gloria i matka.
Uśmiechnął się i powiedział:
– DuŜy juŜ ze mnie chłopiec – po czym zapalił cygaro, przesadnie akcentując przyjemność, jaką mu to
sprawiało.
Wówczas wszyscy czworo wybuchnęli śmiechem. Wydawało się, Ŝe zniknęły resztki zakłopotania i
poczucie obcości wywołane jego powrotem w zmienionej postaci i zachowującego się inaczej. Ich zaskoczenie,
Strona 4
6633
a potem rozbawienie z tego zaskoczenia, gdy wyjął cygaro, przełamało barierę pomiędzy nimi.
Przeszli do bawialni, kobiety obejmowały go ramionami, Alf niósł tacę z whisky i piwem imbirowym.
Kobiety usiadły obok Moski na sofie, zaś Alf rozdał im drinki, po czym usiadł naprzeciwko w jednym z
miękkich foteli. Lampa na podłodze oświetlała pokój delikatnym Ŝółtym blaskiem. Alf odezwał się łagodnym,
półŜartobliwym tonem, którego uŜywał przez cały wieczór:
– Nastąpi teraz opowieść o Walterze Mosce.
Mosca wypił.
– Najpierw prezenty – powiedział.
Podszedł do niebieskiego sportowego worka, który nadal leŜał przy drzwiach, wyjął trzy małe paczuszki
zawinięte w brązowy papier i wręczył kaŜdemu po jednej. Gdy zajęci byli ich rozwijaniem, nalał sobie po raz
drugi.
– O BoŜe – powiedział Alf – co to jest u diabła? – Uniósł w górę cztery wielkie srebrne cylindry.
Mosca roześmiał się.
– Cztery cygara z najlepszych na świecie. Wyprodukowane specjalnie dla Hermana Göringa.
Gloria otworzyła swoją paczuszkę i wstrzymała oddech. W czarnym aksamitnym pudełku widniał
pierścionek. Kwadratowy, ciemnozielony szmaragd otaczały diamenciki. Wstała, objęła Moskę ramionami, a
potem odwróciła się, by pokazać pierścionek matce.
JednakŜe matkę zafascynowały zwoje ciemnoczerwonego zwiniętego jedwabiu, które wielkimi fałdami
opadały na podłogę. Uniosła je w górę.
Była to ogromna kwadratowa flaga, pośrodku której na białym okrągłym tle spoczywała niczym pająk
czarna swastyka. Zamilkli wszyscy. W tym zacisznym pokoju zobaczyli po raz pierwszy symbol wroga.
– Do diabła – przerwał ciszę Mosca – to miał być tylko Ŝart. Dla ciebie miało być to. – Podniósł leŜące na
podłodze pudełeczko.
Matka otworzyła je, a ujrzawszy białoniebieskie diamenty, spojrzała na niego dziękując. ZłoŜyła wielką
flagę w ciasno zwinięty kwadrat, potem wstała i podniosła niebieski sportowy worek mówiąc:
– Rozpakuję to.
– Śliczne prezenty – odezwała się Gloria – gdzie je dostałeś?
Mosca uśmiechnął się i powiedział:
– Zdobyczne – podkreślając komicznie to słowo, aby ich rozśmieszyć.
Matka wróciła do pokoju niosąc duŜy plik fotografii.
– Były w twoim worku, Walterze. Dlaczego ich nam nie pokaŜesz?
Usiadła na kanapie i zaczęła oglądać fotografie po kolei. Podawała je potem Glorii i Alfowi. Mosca nalał
sobie jeszcze jednego drinka, podczas gdy oni wykrzykiwali przeglądając zdjęcia i zadawali pytania o miejsca,
w których je zrobiono. ZauwaŜył nagle, Ŝe matka zbladła przyglądając się pilnie jednej fotografii. Przez chwilę
Mosca odczuwał przeraŜenie, niepewny, czy sprośne zdjęcia, które nabył, nadal się tam nie znajdują. Był
jednak przekonany, Ŝe sprzedał wszystkie na statku. Ujrzał, Ŝe matka podaje fotografie Alfowi, więc zły był na
siebie, Ŝe się przestraszył.
– No, no – powiedział Alf – a cóŜ to takiego?
Gloria podeszła i spojrzała na zdjęcie. Trzy pary oczu zwróciły się ku niemu z oczekiwaniem.
Mosca pochylił się w stronę Alfa i poczuł ulgę, gdy zobaczył, co to było. Przypomniał sobie. Jechał z tyłu
czołgu, gdy się to wydarzyło.
Na zdjęciu widać było skuloną postać niemieckiego strzelca działa przeciwczołgowego, zgniecioną na
śniegu; od jego ciała do brzegu zdjęcia biegła ciemna smuga. Nad ciałem stał on, Mosca, patrząc prosto w
obiektyw z automatem przerzuconym przez ramię. Wyglądał dziwnie niezgrabnie w zimowym mundurze
polowym. Koc, w którym wyciął dziury na głowę i ramiona, zwisał niczym koszula spod bluzy munduru. Stał
niczym szczęśliwy myśliwy, który zabierze do domu upolowaną zwierzynę.
Poza zdjęciem znajdowały się płonące czołgi na pokrytej śniegiem równinie. Poza zdjęciem znajdowały się
zwęglone zwłoki, rozsypane na białym polu jak śmieci. Niemiec był bardzo dobrym strzelcem.
– Mój kumpel zrobił to zdjęcie leiką tego szkopa. – Mosca powrócił do swego drinka, a odwróciwszy się
spostrzegł, Ŝe nadal trwali w oczekiwaniu.
– Mój pierwszy zabity – wyjaśnił starając się, by zabrzmiało to jak Ŝart. JednakŜe efekt był taki, jakby
powiedział, Ŝe stoi na tle wieŜy Eiffla lub na tle piramid.
Matka oglądała inne fotografie.
– Gdzie to było zrobione? – zapytała.
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin