Fortel.doc

(823 KB) Pobierz

JAYNE ANNE KRENTZ

FORTEL

 

 

Prolog  

 

 Pałac królewski. Baravia, kwiecien 1812   Sensacyjna wiadomosć obiegła cały pałac. Słuba  kuchenna dowiedziała się o tym od pomywaczki, która  przypadkiem podsłuchała rozmowe. Nowina szybko dotarła  do stajni, a potem do wszystkich zakatków pałacu: dziś w  południe Kapitan Lancet bedzie walczyć na białą bron na  dziedzincu zamkowym.   Było to niezwykłe wydarzenie. Kapitan Lancet z  Królewskiej Gwardii Konnej Baravii, wspaniały szermierz,  słynał ze swoich umiejetnosci w całym królestwie. Nikt  jednak, poza kilkoma oficerami, nie był swiadkiem tych  mistrzowskich pojedynków, które do tej pory odbywały się  bez widzów.   Dzisiaj bedą mogli napatrzeć się do woli -cieszył się tą  myslą kuchcik, łamiac sobie głowe, w jaki sposób wymknać  się kucharzowi, aby móc to zobaczyc. Dzisiaj bedzie mona  przyjrzeć się jego osławionym umiejetnosciom, powtarzał  sobie chłopiec stajenny, myslac, jak się wymigać od  sprzatania stajni, nie zwracajac na siebie uwagi koniuszego.  Dzisiaj bedzie prawdziwa uroczystosc, mówili lokaje  naradzali sie, jak umknać przed ochmistrzem. Pójdą na  dziedziniec, eby nie wiem co się działo. Lancet to mistrz w  jezdzie konnej w posługiwaniu się pistoletem i szabla. Ale   -2      przede wszystkim niezrównany szermierz. 3aden mieszkaniec  Baravii nie mógłby pominac okazji obejrzenia tej walki.   Wreszcie rozległ się dzwiek dzwonu, oznajmiajacy  południe. Blade kwietniowe słonce oswietlało zatłoczony  dziedziniec. Byli tam ludzie wszystkich stanów, jedni w  skórzanych fartuchach, inni w czerwono-czarnych barwach  królewskich. Kady chciał stanać jak najbliej sznurów,  którymi otoczony był srodek dziedzinca. Rozlegały się głosne  rozmowy, robiono nawet zakłady, ale co bardziej przezorni  nie brali w tym udziału. Co prawda, przeciwnika Lanceta  poprzedzała sława niepokonanego szermierza, był te.  podobno o szesć lat starszy od kapitana, ale trudno było  watpić w wynik pojedynku. Lanceta nikt nie pokona.   Gwarny tłum uciszył sie, kiedy czterdziestu osmiu  oficerów Gwardii Konnej wmaszerowało na dziedziniec.  Gwardia Konna była doborową jednostka, najlepszym  wojskiem Baravii, moe nawet całej Europy. Sam król Rupert  wybierał kandydatów, korzystajac czasem z pomocy  naczelnego wodza, hrabiego Winthera. W tej jednostce słuyło  piecdziesieciu ludzi. Ta liczba była niezmienna od Deverella I,  czyli od czternastego wieku, kiedy Gwardia Konna została  powołana do ycia.   Twarze gwardzistów nie zdradzały adnych emocji,  chocia. niektórzy zerkali na północną wiee, gdzie  znajdowały się prywatne apartamenty króla. Wiedzieli,  dlaczego Lancet zdecydował się na to publiczne widowisko.   - 3      Król Rupert zachorował. Cały dwór zajety był roztrzasaniem  wiadomosci o stanie jego zdrowia. Niektórzy mówili, e jest  umierajacy. Król, który był dzielnym władcą i potrafił  skutecznie chronić Baravię przed wrogami, tracił siły.  Obawiano sie, e teraz ich malenkie królestwo nie bedzie  mogło obronić się przed atakiem Napoleona. Publiczny pokaz  szermierki miał odwrócić uwagę dworu od tych kwestii i  jednoczesnie dostarczyc rozrywki królowi.   Oficerowie Gwardii Konnej mieli powody do zmartwienia.   Król miał tak silne bóle w klatce piersiowej, e musiał  połoyć się do łóka, co nie zdarzyło się nigdy przedtem.  Przez trzydziesci dwa lata swojego panowania zawsze cieszył  się doskonałym zdrowiem. Chocia. był chory zaledwie od  dwóch dni, polityczna sytuacja w królestwie gwałtownie się  zaostrzyła. Oficerowie Gwardii Konnej dobrze wiedzieli, e aa  dworze królewskim istniały frakcje, spiskujace przeciwko  królowi. Frakcje, które uwaały, e własciwym posunieciem  jest poddanie się Napoleonowi,   Kiedy na dziedzincu ukazali się dwaj ostatni gwardzisci, w  tłumie rozległy się owacje. Mieli na sobie zwykłe spodnie,  luzne koszule i miekkie obuwie, podczas gdy ich koledzy  ubrani byli w czarno-czerwono-złote galowe mundury gwardii  i wysokie, błyszczace buty. Bohaterowie dnia mieli rapiery o  drugich klingach, zamiast paradnych szabli gwardzistów.   - 4      Szermierze oddali honory wojskowe hrabiemu  Wintherowi, który ukazał się na balkonie w towarzystwie  premiera i kilku dworzan. W tłumie zapanowała cisza.   Porucznik Broyer -zastepca kapitana Lanceta, dowódcy  gwardii - wystapił z szeregu.   -Ogłaszam -oznajmił donosnym głosem -e kadet Jamek  Hillott staje dziś do pojedynku na rapiery z kapitanem  gwardii. Według regulaminu, ustanowionego przez króla  Deverella Pierwszego, kady kandydat do Gwardii Konnej  Jego Królewskiej Mosci musi przejsć tę próbe. Kadecie Hillott   – Broker zwrócił się teraz do muskularnego, rudowłosego  młodzienca - czy jestes gotów?  -Tak jest, panie poruczniku -odpowiedział Hillott; był o  głowe wyszy od swojego przeciwnika.   - Kapitanie Lancet?  - Gotów -brzmiała odpowiedz Lanceta.   Kapitan gwardii rónił się od swojego współzawodnika równie drobniejszą budowa ciała.  Porucznik skinał głowa i wstapił do szeregu.   - Zaczynajcie! - zawołał.  Przeciwnicy podniesli rapiery na wysokosć czoła, mierzac  się wzrokiem. Pierwsze pchniecie naleało do Lanceta. Był to  genialny atak, szybki i bezbłedny. Ale Hillott odpierał  błyskawicznie kady sztych kapitana. Rapiery krzyowały się   - 5      w powietrzu z niesłychaną szybkoscia. Było ju. oczywiste, e  obaj przeciwnicy sa mistrzami we władaniu białą bronia.   Zebrany tłum ogarniało coraz wieksze podniecenie.  Pojedynek był wspaniały.   Wreszcie Hillott przeszedł do brawurowego ataku. Lancet  bronił się dzielnie, odpierajac kade jego pchniecie. Tłum  zamarł. Czyby kapitan Lancet mógł zostać pokonany? Hillott  był wyszy i cieszy, co stanowiło o jego przewadze. Atutem  kapitana były długie nogi i szybkosc. Obaj przeciwnicy byli  silni i swietnie wyszkoleni. Ciecie nastepowało po cieciu,  zasłona po zasłonie. Słychać było tylko szczek stali  uderzajacej o stal i ciche szuranie butów szermierzy. Nagle  rozległ sie dziwny brzek...   I ju. było po wszystkim. Rapier Hillotta leał na bruku  dziedzinca. Kadet nie mógł otrzasnać się ze zdumienia. Jak to  sie stało?   -To był dobry pojedynek, kadecie... a raczej gwardzisto. - Kapitan Gwardii Konnej uscisnał dłon Hillotta. -Gratulacje. - Reka kadeta powedrowała do góry. -Przedstawiam nowego  członka Gwardii Konnej Jego Królewskiej Mosci – gwardzistę  Jamesa Hillotta!   Widzowie i oficerowie gwardii wznosili radosne okrzyki.     Zebrany tłum zerwał sznury i wdarł się na srodek  dziedzinca, aby móc dobrze się przyjrzeć nowemu   - 6      gwardziscie. Oficerowie składali mu gratulacje i klepali po  plecach.   Z tłumu wymkneła się jakaś szczupła postac. Kapitanowi  Lancetowi udałoby się umknać niespostrzeenie, gdyby nie  rozległ sie donosny okrzyk starej kobiety:   - Milady, milady, prosze zaczekac!  Z ciekim westchnieniem lady Marisa Lancet – kapitan  Marisa Lancet -zatrzymała się na wołanie swojej starej  nianki.   - O co chodzi, Marto?  -Och, milady, nie moe pani w takim stroju stanać przed  królem! A on, biedak, jest taki chory. Nie mona mu sprawiać  przykrosci.   Marisa westchneła ponownie. Nie było łatwo zachować  cierpliwosc. Marta traktowała ją stale jak dziecko, które, z  braku matki, musiała sama wychowywac, była równie. jedyną  osobą w Baravii, która zwracała się do córki Lanceta milady.  Marisa tego nie znosiła. Unikała wszystkiego, co  przypominało jej, e jest kobieta. Nie mogła pogodzić się z  faktem, e nie urodziła sie chłopcem.   -Marto -powiedziała łagodnym tonem, starajac się ukryć  rozdranienie — Jego królewska mosć widywał mnie ju. w  stroju szermierza.   -Naley się ubrać jak przystoi damie. -Marta nie dawała  za wygrana.   - 7      -Przecie. sama mi powiedziałas, e król chce mnie  widzieć natychmiast po pojedynku. Muszę się wiec  pospieszyc.   Marta zawahała sie. Król na pewno usłyszał dobiegajacy z  dziedzinca hałas, oznaczajacy koniec szermierczych popisów,  i czeka na Marise. Widzac niepokój na twarzy nianki, Marisa  wbiegła na schody, zadowolona, e tym razem udało się jej  przechytrzyc nianke.   Radosny usmiech szybko zniknał z jej twarzy. Nie  widziała króla od czasu, kiedy połoył się do łóka, i nie  wiedziała, w jakim jest stanie. Trudno było uwierzyć w jego  chorobe. Król Baravii, Rupert IV, był zawsze zdrowym,  silnym meczyzna. Nie wygladał na szescdziesiat jeden lat.  Był aktywny i bardzo sprawny. Jednak teraz jego lekarze  stwierdzili, e ju. nigdy nie bedzie mógł polować ani  prowadzic swoich wojsk do walki.   Mimo to Marisa nie traciła ducha. Była pewna, e król  opracował plan na wypadek zagroenia ze strony Napoleona.  Nie tylko król Rupert mógł stanać na czele wojska. Stefan  Lancet, hrabia Winther -jej ojciec -był doswiadczonym  generałem, a ona była przecie. dowódcą najdzielniejszej  formacji, jaką była gwardia królewska. Razem ze swoimi  ludzmi bedzie bronić króla i ojczyzny, nawet za cenę ycia.  Wszyscy mieszkancy Baravii byli dzielnymi ołnierzami, a  połoenie kraju uniemoliwiało niespodziewana napasc.    -A oto kapitan! -rozległ się donosny głos premiera  Donnera. -Proszę tedy. Jego królewska mosć czeka na  kapitana.   Komnata królewska pograona była w półmroku.  Znajdowali się tam, oprócz ojca Marisy, lordowie Blicker i  Achten. Jeden był stranikiem królewskiej pieczeci, a drugi  ministrem skarbu. Premier wszedł do komnaty razem z  Marisa. Lekarz nadworny i pisarz czekali na rozkazy króla.  Królowa Sophie bawiła w tym czasie w Londynie, dokad dosć  czesto wyjedała.   - Jesteś ju, kapitanie! Prosze, wejdz do srodka.  Król Rupert był trochę bledszy ni. zwykle, miał z lekka  sciagniete rysy, ale nie wygladał na cieko chorego. Siedział  na łou, podparty poduszkami, i skinał reką na Marise, która  ten gest pamietała z dziecinstwa. Znał ją przecie. od  urodzenia, był nawet jej ojcem chrzestnym.   Moim i Marka, dodała w duchu, ale nie chciała mysleć  teraz o bracie. Robiła to tylko w samotnosci. Oczy jej  pociemniały, spochmurniała, a powinna przecie. powitać  króla radosnym usmiechem.   -Ale. moja droga -odezwał się monarcha. -Nie rób takiej  smutnej miny. Nie mam zamiaru długo chorowac. -Spojrzał  groznym wzrokiem na lekarza. -Wezwałem was wszystkich,   eby przedyskutować pewne sprawy. Sir Meerston powiedział, e ze wzgledu na stan zdrowia muszę ograniczyć - 9      swoja aktywnosc. - Znowu zerknał z wsciekłoscia na lekarza. - Niestety, muszę się do tego zastosowac. Ale, jak wiecie, moe  sie to w tragiczny sposób odbic na sytuacji naszego kraju!   Król zrobił pauze, eby podkreslić powagę chwili, a  Marisa stłumiła usmiech. Rupert miał zawsze skłonnosć do  dramatyzowania.   -Wszyscy dobrze wiemy, co nam zagraa ze strony  Korsykanina -ciagnał król. -Chciałby się dobrać do naszych  rud elaza, aby przekuć je na bron, którą skieruje przeciwko  nam. Musimy mu w tym przeszkodzić i na pewno to zrobimy!  Wysłałem własnie trzy listy do Londynu. Jeden list wzywa do  powrotu królowa. Drugi nakazuje przyjazd baronowi  Malsaurowi. A to -król wyciagnał rekę po list, który trzymał  pisarz -jest kopia listu do nastepcy tronu, ksiecia Deverella z  rozkazem natychmiastowego powrotu do kraju.   Wszyscy wymienili spojrzenia. Widać było, e premier i  ojciec Marisy spodziewali się tej wiadomosci. Ale ona  zupełnie zapomniała o istnieniu nastepcy tronu. Ksiaę  Deverell, jedyny potomek króla, został wysłany do Anglii  kilka lat wczesniej, aby pobierać stosowne nauki na  tamtejszym dworze. Anglia była najbliszym  sprzymierzencem B ara vii.   Chocia. Marisa znała młodego ksiecia od dziecinstwa,  zupełnie o nim nie myslała, poniewa. skupiona była zawsze   - 10      na jednym -chciała być najlepszym ołnierzem, jaki  kiedykolwiek słuył pod komendą jej ojca.   Spojrzała na niego ukradkiem, ale on jak zwykle ją  zignorował. Jednak przysiegła sobie, e nadejdzie taki dzien...   -A wiec, panowie i oczywiscie ty, kapitanie. – Rupert  usmiechnał się do Marisy. -Biorac pod uwage, e stan  zdrowia nie pozwala mi dzwigać ciearu obecnego  zagroenia, posłałem po syna. Ju. czas, aby nastepca tronu  przejał te obowiazki. Ufam, e jego ksiaeca mosć nie dopusci  do tego, aby nasz kraj stracił niepodległosc.   - 11    

  1  

 Carlton House, londynska rezydencja ksiecia Walii,  tydzien pózniej  -I tak oto pozbyłem się kłopotu -zakonczył swoje   opwiadanie ksiae Walii.   Zebrane towarzystwo skwitowało to smiechem. Ksiaę  regent chciał dać dobrą radę lordowi Alvanley, który nie  wiedział, jak się rozstać z kochanka. Opowiedział wiec o tym,  jak to posłał swojej metresie pieknego konia z poegnalnym  bilecikiem przyczepionym do uzdy.   Wszyscy swietnie się bawili. Dochodziła północ, ale  zgromadzeni w Carltonie towarzysze ksiecia, nazywanego  przez przyjaciół Prinny, nie mieli zamiaru się rozchodzic.  Pijackie arty regenta bardzo się podobały jego równie  nietrzezwym gosciom.   ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin