Hunter Jillian - Złodziejka.pdf

(1065 KB) Pobierz
Hunter Jillian - Złodziejka
Jillian Hunter
Złodziejka
172515307.003.png 172515307.004.png
Rozdział 1
Edynburg, Szkocja
Nie była to najlepsza noc na włamanie, zwłaszcza że
chodziło o dom najpotężniejszego człowieka w Szkocji.
Wszystko od samego początku sprzysięgło się przeciw niej.
Burza z piorunami, niedoświadczony wspólnik i seria
niemiłych niespodzianek, które można by odczytać jedynie jako
zły omen. Maggie wciąż powtarzała sobie w duchu, że w grę
wchodzi czyjeś życie. Myśl ta dodawała jej odwagi. Paraliżujące
przerażenie częściowo ustąpiło.
- Nie mogę uwierzyć, że dałam się w to wplątać - szepnęła
do chudego dryblasa, wiszącego niczym gargulec na gzymsie
trzypiętrowej kamienicy. - Nigdy w życiu nie zrobiłam nic
równie szalonego.
- Coś taka nerwowa? Mówiłem ci, że wiem, co robię.
- Omal nie skręciliśmy karku, wdrapując się na balkon,
Hugonie. - Trzask piorunu zagłuszył jej drżący głos. - A jeśli on
nas nakryje?
- No to co? To tylko człowiek.
- Tak, tylko dziś w gazecie nazwano go najpotężniejszym
człowiekiem w Szkocji. Nie jest taki jak wszyscy. On jest... jest...
- Potężniejszy?
- Właśnie.
- Potężny czy nie, na pewno nie rozszarpie nas na kawałki.
- Mógłby to zrobić, gdyby zechciał - powiedziała Maggie
ponuro. - Ma takie wpływy, że nie poniósłby żadnych
konsekwencji. Bez trudu przekonałby wszystkich, że jego życie
było w niebezpieczeństwie i że działał w obronie własnej.
Była o tym absolutnie przekonana. Ten bezwzględny Szkot,
którego miała zamiar obrabować, z pewnością nie okazałby jej
172515307.005.png
litości. Może przed światem potrafił odgrywać szlachetnego
człowieka, ale było powszechnie wiadomo, że w głębi duszy
jest dzikim barbarzyńcą. Rozkoszował się karaniem ludzi. I na
tym zbudował swoją karierę.
Jego rywale szemrali między sobą, że zasięg jego władzy
przekroczył dopuszczalne granice. Prywatnie jednak ci sami
ludzie twierdzili, że jest najlepszym specjalistą prawa karnego
w Europie.
Mawiano, że jeśli uznał kogoś za winnego zbrodni, żaden
adwokat nie był w stanie wybronić oskarżonego przed karą.
Ludzie opowiadali, że zawarł pakt z diabłem, oddając
duszę w zamian za swój bezprzykładny sukces. Kilku
świadków, którzy za nic w świecie nie przyznaliby się do tego
publicznie, przysięgało, że widzieli na własne oczy, jak siedem
lat temu, w mglistą noc poprzedzającą dzień Wszystkich
Świętych, na cmentarzu niedaleko Princes Street Buchanan
dobijał targu z szatanem.
Pewna grupa młodych wtedy medyków do dziś wspomina,
że gdy owej fatalnej nocy wracali do domu, wraz z wybiciem
północy - w chwili przypieczętowania piekielnej umowy -
wskazówki ich zegarków zatrzymały się w miejscu.
Chodziły słuchy, że przed rozpoczęciem każdego nowego
procesu Buchanan uwodzi jakąś dziewicę - przynosiło mu to
podobno szczęście. Maggie uważała ten element za najbardziej
bulwersujący.
Jednak mimo wszystkich tych strasznych plotek krążących
na temat prokuratora, tłumy jego wielbicieli wypełniały salę
sądową, by zobaczyć mistrza w akcji i nagrodzić go oklaskami
w związku z niedawną nominacją na prokuratora generalnego
Szkocji. Przestępczość wzrosła ostatnio na terenie całego kraju.
Ludzie potrzebowali bohatera, a Connor Buchanan miał
wszystkie cechy współczesnego wojownika.
172515307.006.png
Arogancki, a jednocześnie nieodparcie ujmujący, potrafił
zdobyć bez reszty publiczność. Miał prawdziwy dar aktorski;
jego słowa przetaczały się czasem po sali rozpraw jak
druzgoczący grom, innym razem wzruszające argumenty
doprowadzały ławę przysięgłych do łez.
W tej chwili młodociani rabusie, przyklejeni do ściany
kamienicy jak nietoperze, usłyszeli zza półprzymkniętych
drzwi balkonu głębokie brzmienie głosu Buchanana. Rozmowa
dotyczyła dziedziny, w której, jak niosła wieść, prokurator
również był mistrzem.
- Nikt nie uwierzy, że tak długo pomagałaś mi wybrać
krawat, Ardath. Poza tym pantalony włożyłaś tyłem do przodu.
W rzeczy samej, ten człowiek miał więcej zwolenników niż
przeciwników. Niektórzy twierdzili nawet, że jest bohaterem, i
nazywali go Ostatnim Lwem. Jeszcze inni - głównie kobiety,
stateczne matrony, młode panny i gospodynie domowe - nie
dość, że nie odsądzali go od czci i wiary, to mówili, że dzięki
niemu śpią w nocy spokojnie. W przeciwieństwie jednak do
większości damskiej populacji Edynburga Maggie Saunders aż
do wczoraj pozostawała w błogiej niewiedzy na temat
kontrowersyjnej postaci jego lordowskiej mości.
Obrońca uciśnionych czy bezlitosny kat? Kanalia czy książę
z bajki?
Niezależnie od tego, która wersja okazałaby się bardziej
przekonująca - a Maggie miała powody, by wierzyć w
najgorsze - teraz żałowała serdecznie, że dała się namówić na
włamanie do domu tego człowieka.
Odetchnęła głęboko i przesunęła się odrobinę na krawędzi
gzymsu. Starała się nie myśleć o tym, że wisi trzy piętra nad
ziemią, a upadek z tej wysokości na bruk ulicy z pewnością
skończyłby się złamaniem karku. Ani o tym, czy długo
172515307.001.png
cierpiałaby męki, leżąc z pogruchotanymi kośćmi tuż obok
powozów ustawionych rzędem przed wejściem do domu.
Zimna kropla deszczu spłynęła jej po czole i zawisła na
koniuszku nosa. Dziewczyna nerwowo potrząsnęła głową.
- Ta przeklęta burza nie ułatwia nam sytuacji - szepnęła ze
złością, starając się powstrzymać szczękanie zębów.
Sytuacji nie ułatwiała również kobieta, z którą lord
Buchanan przekomarzał się w mrocznej sypialni, a tędy właśnie
Maggie i Hugon zamierzali dostać się do domu. Słychać było
stłumiony śmiech Connora, który najwyraźniej miał kłopoty, by
opanować niesforną towarzyszkę. Potem zapanowała dziwnie
działająca na wyobraźnię cisza... Bóg jeden wie, jakie sprośności
działy się za tymi kremowymi zasłonami z brokatu.
W trosce o cnotę młodego wspólnika Maggie powiedziała
cicho:
- Nie powinieneś tego słuchać, Hugonie.
- Wcale nie słucham - skłamał.
Podmuch wiatru uderzył w mur kamienicy. Maggie
chwyciła chłopaka za rękę. Spojrzała na furmankę z sianem,
którą na wszelki wypadek ustawili pod oknem.
- Musimy skakać - stwierdziła z rezygnacją. - Oni
zamierzają zostać tu chyba do rana.
- Może się tylko zdrzemnęli?
- Zdrzemnęli się! - Zirytowana dziewczyna podniosła głos.
- Sądzisz, że mieliby czelność zachowywać się tak
nieprzyzwoicie w sypialni jego lordowskiej mości, kiedy w
domu odbywa się przyjęcie?
- Jeżeli to jest lord Buchanan, to chyba tak - stwierdził
Hugon. - Mężczyzna ma pewne prawa we własnym domu.
- W domu pełnym ludzi? To nieprzyzwoite.
Po wąskiej twarzy chłopaka przemknął grymas uśmiechu.
172515307.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin