Sorokoust.doc

(24 KB) Pobierz
Sorokoust

Sorokoust

 

A.Marienhofowi

1.

Huczy, huczy złowieszczy róg!

Co się stanie, co będzie z nami

Na oślizłych kikutach dróg?

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 

Na nic łagodność mord poważnych,

Dzień nasz zachodzi i nie ma rady.

Jeszcze tylko wieczór się drażni,

Jeszcze smaga nam krągłe zady

Skrwawionymi rózgami zorzy.

 

Prędko zamróz pobieli kredą

Wioskę, pole, drzewa przy drogach.

Nie ma dla nas ucieczki przed biedą,

Znikąd, znikąd ratunku od wroga.

Oto idzie z brzuchem ze spiżu,

Ku gardłom równin wyciąga łapy.

 

Stary wiatrak uszami strzyże,

Chwyta wiatr w umączone chrapy

I milkliwy buhaj - samotnik

Co mlecz cały po ciołkach sterał,

Żując słomę słucha markotnie,

Jak się klęska nad nami zbiera.

 

2.

Ach, to pewnie za wsią, dlatego

Tak żałośnie płaczą harmonie:

Tara, tira - długo, daleko

Żal rozchodzi się po wygonie.

I żółty podmuch jesieni,

Co tak błękit w przelocie sfalował

Niby grzywę bułana grzebieniem,

Miedź przeczesuje klonową.

Idzie, idzie okuty stalą

Straszny prorok w burych obłokach.

I wciąż bardziej pieśni się żalą

Pod jaszczurczy jazgot po stogach.

O, elektrycznej jutrzni rano,

Pasów i kół śmiertelne sploty,

Pradawność naszych izb drewnianą

Stalowa febra dzisiaj miota!

3.

Czyście widzieli,

Jak stepem - bezdrożem,

W smugach mgły, lepki tłustą wilgocią,

Parskając żelaznym nozdrzem,

Mknie na łapach żelaznych pociąg?

 

A za nim

Po trawie płowej,

Niby z wiatrem w zawody, skacze,

Cienkie nogi rzucając pod głowę,

Bułanogrzywy źrebaczek?

 

Miły głuptas, śmieszny i miły

Gdzie go niosą dziecinne skoki?

Nie wie pewnie, że step zwyciężyły

Martwe konie stalowobokie.

Nie wie pewnie, że w pola nie siane

Nic tych wieków nie przygna z dali,

Kiedy parę hożych, stepowych Rosjanek

Pieczyngowie za konia dawali.

Innym targiem los dzisiaj posiadł

Pola szczękiem budzone znowu:

Za tysiące pudów końskiej skóry i włosia

Kupują dzisiaj parowóz.

4.

Diabli ciebie nadali, gościu!

Nasza śpiewka się z woja nie zgodzi.

Trzeba było cię jeszcze w maleńkości

Spławić wiosną po pierwszej wodzie.

Dobrze tym, co witają twe przyjście,

Wargi mną w pocałunkach blaszanych;

A mnie przyszło, śmiesznemu organiście,

Śpiewać ziemi samotne hosanny.

To dlatego w ten ziąb wrześniowy

Na stwardniałą, grudniącą się glinę

Z roztrzaskanej o ścianę głowy

Krwią jagodną broczy jarzębina.

To dlatego harmonia wioskowa

Rozskarżyła  się w jesień głuchą

I chłop - muzyk, co wiek tu wiekował -

Zalał biedę palącą siwuchą.

 

1920

Tadeusz Mongird

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin