Kate Little - Uśmiech losu.pdf

(1230 KB) Pobierz
114544170 UNPDF
Ù>OB GFOOGB
PL FD`^C GHLN
FD`^C GHLN
PL
114544170.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Właściwie sam nie wiedział, dlaczego tam pojechał.
Może kierowało nim przeczucie. Potrzeba powrotu do
rodzinnego gniazda przed wyfrunięciem w wielki świat,
rozpoczęciem nowej pracy i nowego życia w Nowym Jorku.
Czekała go pierwsza poważna posada po ukończeniu
college'u, pierwszy krok we wspaniale zapowiadającej się
karierze. Miał zacząć w poniedziałek rano, z dyplomem
ekonomisty, na którym ledwie wysechł atrament.
Przeprowadził się już ze swoim skromnym dobytkiem do
nowego mieszkania w Chelsea, które wynajął na spółkę z
przyjacielem. Wszystko było ustalone. Ale wiedziony jakąś
niejasną tęsknotą, Connor chciał spędzić kilka dni w Cape.
Pooddychać słonym oceanicznym powietrzem, wyciągnąć się
na ganku starego domu, który wyglądał prawie tak samo jak w
czasach jego dzieciństwa.
Matka zmarła kilka lat temu, i od tamtej pory ojciec
niczego nie zmieniał. Connor wiele by dał za to, żeby mama
doczekała dnia, w którym skończył studia. Byłaby taka dumna
z jego dyplomu. W przeciwieństwie do ojca wierzyła, że uda
mu się osiągnąć w życiu wszystko, czego zapragnie.
Odkąd jej zabrakło, Connor rzadko przyjeżdżał do domu.
Z ojcem nigdy nie był w dobrych stosunkach. Teraz też
wymienili tylko kilka zdań, obyło się bez zbędnych pytań i
tłumaczeń. Właściwie nic mnie tu już nie trzyma, myślał,
jadąc krętą drogą prowadzącą do posiadłości Sutherlandów.
Nic poza wspomnieniami.
Naprawdę nie wiedział, co go skłoniło do przyjazdu na ten
weekend do domu. I dlaczego przyjął niespodziewane
zaproszenie Charlesa Sutherlanda na wieczorne przyjęcie w
ich domu. Może po prostu nie śmiał odmówić ze względu na
zobowiązania wobec Charlesa, któremu tak wiele
zawdzięczał. Ten dług był nie do spłacenia.
114544170.003.png
Imponujący widok rezydencji wyrwał go z zamyślenia i
całkowicie przykuł jego uwagę. Dom był bajecznie
oświetlony, w kolumnowym portyku kłębił się już tłum gości,
a nowo przybyłym służący pomagali wysiadać z błyszczących
luksusowych aut i długich czarnych limuzyn. Connor
zaparkował samochód tuż za bramą, żeby mieć możliwość
szybkiego odwrotu, gdyby przyjęcie stało się zbyt nużące.
W tej samej chwili, gdy dostrzegł Laurel Sutherland,
wiedział już, z całą pewnością, po co przyjechał do Cape.
Pochwycił spojrzenie jej turkusowych oczu - najpierw
zdumione, potem tak bardzo radosne - i zrozumiał. Znajomy
ciepły uśmiech przejął jego serce gwałtownym wzruszeniem.
Stała otoczona gośćmi, przyjaciółmi i rodziną,
mężczyznami w białych smokingach, kobietami w
błyszczących koliach i jedwabnych kreacjach. Ona sama
wydała mu się sennym zjawiskiem - w zwiewnej błękitnej
sukni, z nagimi ramionami i długimi złotymi włosami,
spiętymi z boku perłową klamrą.
Kiedy szła ku niemu przez oświetlony dziedziniec, w jej
drobnej figurze i delikatnych rysach twarzy widział przez
moment tę samą dziewczynę, którą znał przed laty. Dzielną
towarzyszkę zabaw, która przez całe lato biegała z nim po
słonecznych plażach i ciemnych lasach. Swoją przyjaciółkę i
bratnią duszę.
A teraz była kobietą. Olśniewająco piękną młodą kobietą.
Jej niewinna dziewczęca uroda rozkwitła w
najwspanialszy sposób, jaki mógł sobie wyobrazić. Wysokie
kości policzkowe, pełne usta, prosty, idealnie zgrabny nos i
coś ekscytująco tajemniczego w wyrazie oczu - takie twarze
widuje się na okładkach kolorowych magazynów. Ale w
twarzy Laurel widział coś więcej - promieniowała z niej
odwaga i upór, coś, co pozostało z zuchwałego charakteru
dawnej chłopczycy.
114544170.004.png
Wyciągnęła do niego ręce z radosnym, rozognionym
spojrzeniem, w którym wyczytał też ulgę. Jak gdyby przez
cały czas na niego czekała. Martwiła się, że nie przyjedzie, ale
on jej nie zawiódł.
Była uszczęśliwiona.
Podszedł do niej, czując to samo.
W ułamku sekundy dotarła do niego świadomość, że po to
właśnie przyjechał. Do Laurel. Nagle wydało mu się to takie
oczywiste. Takie proste.
Zamknął w dłoni jej rękę, czując, jak jest delikatna i
krucha, pochylił się, żeby pocałować ją w policzek, i wciągnął
w nozdrza kwiatowy zapach jej włosów. Przez moment
patrzyli na siebie bez słowa. Jej tkliwy uśmiech i
porozumiewawcze spojrzenie sprawiły, że serce zmiękło mu
jak wosk.
- Ojciec powiedział mi, że spotkał cię w mieście i że
chyba przyjdziesz - odezwała się pierwsza. - Ale
przypomniałam sobie, że nie znosiłeś eleganckich przyjęć, i
trochę się bałam, że możesz się rozmyślić.
- Nadal nie znoszę przyjęć - odpowiedział z uśmiechem. -
Ale chciałem się z tobą zobaczyć.
Może spotkanie z Laurel nie było świadomym powodem
jego przyjazdu, ale teraz wiedział już, że to prawda.
Kiedy spotkał Charlesa Sutherlanda, spytał o jego córkę.
Ostatnio widzieli się pięć lat temu, kiedy zmarła jej matka.
Laurel była wtedy szesnastoletnią dziewczyną. Connor
uczestniczył w pogrzebie, ale tamtego dnia, poza kilkoma
słowami pocieszenia, prawie z nią nie rozmawiał.
Po śmierci Madeleine Sutherland jej rodzina nigdy więcej
nie przyjechała na lato do Cape. Ojciec powiedział mu, że dla
Charlesa Sutherlanda powrót do miejsca, z którym wiązało go
tyle wspomnień, byłby zbyt bolesny. Laurel i jej starszy brat
Philip zostali zapisani do szkół z internatem, a letnie wakacje
114544170.005.png
spędzali odtąd za granicą, na zorganizowanych wycieczkach
dla zamożnych nastolatków. Dla Connora oznaczało to
całkowite zerwanie kontaktu z Laurel.
Charles z dumą opowiedział mu o sukcesach swojej córki,
o tym, jak dobrze sobie radziła w college'u, a potem dostała
się na prestiżowe studia prawnicze. Wspomniał też, niemal
bezwiednie, że wkrótce wyjdzie za mąż. Za bardzo miłego
chłopca, którego poznała w college'u Ślub miał się odbyć za
niespełna miesiąc i traf chciał, że właśnie dzisiaj Charles
wydawał przyjęcie na cześć zaręczonej pary.
- Mam nadzieję, że wpadniesz do nas, Connor? Wiem, że
Laurel bardzo by cię chciała zobaczyć.
Connor zgodził się bez wahania. To Charlesowi
Sutherlandowi zawdzięczał możliwość zdobycia
wykształcenia, dzięki któremu otwierała się teraz przed nim
tak obiecująca przyszłość. Przyrzekł sobie, że kiedyś spłaci
mu ten dług. A na przyjęcie musiał przyjść choćby dlatego, że
zapraszając go, Charles jeszcze raz udowodnił, że traktuje go
jak przyjaciela rodziny, równego sobie, podczas gdy obaj
wiedzieli, że jest tylko synem dozorcy.
Kiedy po powrocie do skromnego domu swojego ojca
Connor szykował się do wizyty w rezydencji Sutherlandów,
bronił się przed przyznaniem, jak bardzo go zabolała
wiadomość o zaręczynach Laurel. Ale nie był w stanie
odsunąć od siebie wspomnień, które przez cały dzień
przewijały się przed oczyma jego wyobraźni - ich wspólnych
młodzieńczych przygód, sekretów, które sobie wzajemnie
powierzali, sprzeczek i pojednań. Myślał o niej bez przerwy i
nie mógł się doczekać chwili, kiedy ją zobaczy.
Nie przypuszczał jednak, że to spotkanie po latach zrobi
na nim aż takie wrażenie. Patrzył teraz w jej roziskrzone oczy,
z trudem panując nad emocjami, i wiedział tylko, że nie chce
puścić jej ręki. Nie od razu. Nigdy. Chciał ją przyciągnąć
114544170.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin