Karmapa i cuda.docx

(18 KB) Pobierz

Karmapa i cuda

Wspomnienia Dzigme Rinpocze o XVI Karmapie Randziung Rigpi Dordże


Autor: Dzigme Rinpocze
Tlumaczenie, opracowanie: Ewa Zachara

Słowo „karma” oznacza „aktywność”. Karmapa jest manifestacją aktywności wszystkich buddów dla dobra czujacych istot. W wielu indyjskich źrodłach, również bezpośrednio w naukach Buddy zebranych w Kandziurze, można znaleźć przepowiednie o następujacej treści: „Pewnego dnia wśród ludzi o czerwonych twarzach pojawi się manifestacja wszystkich buddów, niosaca ich głęboką aktywność, pozwalajacą przynieść trwały pożytek wielu istotom”. Tybetańczycy uważają, że sformułowanie „ludzie o czerwonych twarzach” odnosi się do nich – w ten sposób określają ich zazwyczaj Hindusi.
Wiele manifestacji Karmapy, wtedy jeszcze nie znanych pod tym imieniem, było aktywnych już w Indiach. Jedną z nich był mahasidha Saraha. Jego nauki o Mahamudrze do tej pory są częścią przekazu naszej Linii. Z jednej strony Karmapę można uznać więc za emanację Sarahy, z drugiej strony pole mocy Sarahy nadal jest obecne.
Nauki o Mahamudrze stanowią główną część przekazu linii Karma Kagyu. Poprzez Marpę, Milarepę i Gampopę dotarły do pierwszego Karmapy, Dysum Czienpy, od ktorego wzięła poczatek nasza Linia. II Karmapa zapoczątkował system świadomych odrodzeń pod tym samym imieniem, strumień kolejnych żywotów. Czasem trudno w to uwierzyć… Karma Pakszi zaraz po urodzeniu oznajmił: „Jestem Karmapą”. Kilku przyjaciołom urodziły się teraz dzieci. Wybrałem się do szpitala, żeby je obejrzeć. Niemowlaki jak niemowlaki, nic specjalnego. Od razu widać, że na pewno nie są w stanie zaraz po urodzeniu usiąść, wykonać szczególnych gestów palcem i mowić. Podobno matki niektorych Karmapów wpadały w panikę i wielkie pomieszanie widząc takie zachowanie u swoich nowo narodzonych dzieci – myślały, że wydały na świat demona. To nie jest naturalne zachowanie noworodków. Do tego potrzebna jest całkowita kontrola nad ciałem, specjalne właściwości, całkowita świadomość przeszłości.
Zainspirowani przykładem Karmapy postanawiamy się również stopniowo rozwijać, inkarnacja po inkarnacji, aby być w stanie wykonywać aktywność przynoszacą pożytek istotom. W znacznym stopniu jednak zależymy od okoliczności – musimy powoli i stopniowo rozwijać swoje właściwości, nieraz napotykając na trudności, ktorych jeszcze nie jesteśmy w stanie pokonać. Ten rozwój jest powolny, nie dokonuje się z dnia na dzień.
Każdy z Karmapów ma własne szczególne właściwości. Z drugiej strony, od Sarahy do XVII Karmapy obserwujemy pewną ciagłość – całkowitą stabilność bez jakichkolwiek wzlotów i upadków, niewzruszone, całkowite urzeczywistnienie. Tylko w pełni zrealizowana istota może dokonać czegoś takiego. Jeśli przyjrzymy się biografiom innych wielkich lamów, widzimy, że zależni są jeszcze od okoliczności. Po wspaniałej inkarnacji może pojawić się następna, ktora na skutek trudnych warunków nie jest już taka wspaniała – kolejna znowu jest lepsza i tak dalej. Obserwujemy to zjawisko na przestrzeni wielu wieków. To logiczne. Tak długo, jak pozostaje choć trochę podstawowej niewiedzy, nasza zdolność oceny jest ograniczona. W ten sposób powstaje trochę miejsca na sztywne poglady i nawykowe tendencje. Nasza aktywność zależy więc od okoliczności – stąd bierze się niestabilność. Wielu lamów zaczęło od kilku dobrych właściwości, rozwijając je stopniowo z biegiem czasu. Zdarzało się przy tym, że napotykali na trudne warunki, ktore sprawiały, że popełniali błędy. Póeniej, w lepszych okolicznościach, mogli rozwijać się dalej.
Każdy Karmapa ma niezwykłe właściwości i aktywności, tak jak miał je w naszych czasach XVI i ma teraz XVII Karmapa. Biografia XVI Karmapy została spisana jeszcze za jego życia. Podobnie jak historyczny Budda, Karmapa odrodził się w ludzkim ciele – w tej formie nirmanakaji najłatwiej jest nawiazać kontakt z ludemi. Umysł pozostaje umysłem Buddy, lecz ciało jest zwykłym ludzkim ciałem. Jednak wszystkie właściwości są zachowane.
Wiele historii z dzieciństwa XVI Karmapy opowiedział mi pewien stary mnich. Poznał on Karmapę, kiedy ten miał siedem czy osiem lat. Mnich był bardzo dowcipną, pełną życia osobą. „Wygladasz jak małpa” – oznajmił mu Karmapa przy pierwszym spotkaniu. Karmapa zatrzymał go przy sobie – mnich miał bardzo świeży umysł i był bardzo zabawny. Podażał za Karmapą wszędzie i zmarł na krótko przed jego śmiercią. Niektore z jego historii z dzieciństwa Karmapy przechodzą nasze pojęcie – niewiele wiemy o tym, w jaki sposób urzeczywistniona osoba jest w stanie robić to, co robi.

Gdy Karmapa miał dziesięć lat i mieszkał w Tsurpu, odbył półroczną podróż po wschodnim Tybecie, by odwiedzić tamtejsze klasztory. W pewnej miejscowości – nie pamiętam jakiej – myśliwy dał mu małą sarenkę i złożył ślubowanie, że nie będzie już więcej polował. Karmapa zatrzymał prezent. Po jakimś czasie podrożujaca grupa zatrzymała się, żeby odpocząć przez kilka dni, na kamiennym pustkowiu, na ktorym tylko od czasu do czasu można było spotkać koczowników. Karmapa bawił się z sarenką. Gonił ją, potem ona goniła jego itd. Jakiś czas potem mnich poszedł popatrzeć na to miejsce. W skałach odciśnięte były wyraene ślady racic sarny, tak jakby twarde skały były miękkim błotem. Gdyby ślady w skale były odciskami stóp Karmapy, nikogo by to nie zdziwiło. Robili to już inni lamowie, na przykład Guru Rinpocze. Ale zwierzę? Żeby dokonać czegoś takiego, trzeba być co najmniej wyzwolonym. Nasze dualistyczne postrzeganie i myślenie sprawia, że postrzegamy świat jako trwały i solidny – to nas ogranicza. Aby przezwyciężyć tę iluzję, potrzebne jest pewne urzeczywistnienie. W jaki sposób Karmapa mógł przekazać wskazówki sarnie i doprowadzić ją do tego poziomu? Tego mnich nie mógł pojąć ani wytłumaczyć.
Tę samą historię usłyszałem od młodszego brata Karmapy, Pönlaba Rinpocze, ktory jest wysokim lamą szkoły Ningma. Opowiedział mi też, że podczas tej samej długiej podroży rozbili obóz nad jeziorem. Była zima. W pewnym momencie Karmapa zawołał go: „Chodź, zostawimy odciski stóp na jeziorze!”. Lód był pokryty śniegiem. W tym śniegu Karmapa odcisnął swój ślad, potem Pönlab Rinpocze zrobił to samo. Kiedy mijali to miejsce latem, w drodze powrotnej, Karmapa powiedział: „Chodź, popatrzymy na nasze ślady stóp”. Śnieg dawno już stopniał, lecz ślad stopy Karmapy lśnił na wodzie tam, gdzie go Karmapa zostawił. Śladu jego brata nie było. Ta historia stała się bardzo znana w okolicy. Wielu uczniów Karmapy udało się w to miejsce, aby czynić życzenia. Nawet gdy woda się poruszała, ślad lśnił w tym samym miejscu. Był tam przez wiele lat, może jeszcze tam jest?
Kiedy Karmapa podrożował przez region znajdujacy się na granicy Tybetu, nagle rozchorował się jego koń. Po krótkim czasie zdechł, a wtedy Karmapa dał mu długie błogosławieństwo. Koń uniósł się i usiadł jak pies – na zadzie, z podwiniętymi tylnymi nogami i wyprostowanymi przednimi, z głową uniesioną do gory. W tej pozycji pozostał, medytując przez kilka dni. Wielu lamów umiera w taki sposób, na przykład Topga Rinpocze. Kiedy w 1997 dotarł samolotem do New Delhi, gdzie oczekiwał go Szamar Rinpocze, był umierajacy. Natychmiast przewieziono go do szpitala, gdzie nastapił zgon. Jego ciało pozostało w pozycji medytacyjnej – przez kilka dni siedział na szpitalnym łóżku. Topga Rinpocze był spokrewniony z bhutańskim dworem, więc w szpitalu pojawił się ambasador, ktorego zadaniem było przewiezienie zwłok do Bhutanu. Człowiek ten niewiele wiedział o medytacji. Bardzo się zdenerwował i zażadał, aby ciało natychmiast zabalsamowano lub zakonserwowano przy pomocy środków chemicznych, żeby uchronić je przed rozkładem w czasie długiej podroży. Dopiero indyjski lekarz, ktory wcale nie był buddystą, zdołał go uspokoić, tłumacząc, że lamowie często pozostawiają umysł w ciele przez pewien czas i dopiero póeniej świadomie się z nim rozstają. Tak więc, jeśli chodzi o lamów, nikogo takie zachowanie nie dziwi. Koń jednak zrobił na wszystkich ogromne wrażenie, przede wszystkim dlatego, że był to duży koń (Rinpocze śmieje się). Karmapa robił podobne rzeczy z ptakami, to jednak nie rzucało się tak bardzo w oczy, bo ptaki są małe i mają mnostwo piór, tak że trudno jest zaobserwować, co się naprawdę dzieje.
W Rumteku żyła pewna staruszka. Jeden z jej synów był lamą, a drugi dobrym praktykujacym, ona sama jednak była najzwyczajniejszą starą kobietą. Zachowywała się tak, jak wszystkie inne babcie w okolicy. Była prostą kobietą. Pewnego dnia poważnie zachorowała. W Rumteku jest grupa ludzi, ktorzy pomagają starym, chorym i potrzebujacym. Jeden z jej członków odwiedził naszą staruszkę, a widząc, że jest prawie umierajaca, zapytał, co może dla niej zrobić. Czy jest jakiś lama, do ktorego ma zaufanie i ktorego należy sprowadzić? Jakich inicjacji i instrukcji potrzebuje? Człowiek ten naprawdę probował pomóc. Ku jego oburzeniu staruszka odpowiedziała: „Dziękuję, ale nie potrzebuję żadnej pomocy. Potrafię sprawić, aby mój umysł spoczywał w stanie nieoddzielnym od umysłu Karmapy. Mam całe błogosławieństwo, ktorego mi potrzeba”. Pomocnik nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego. Jak to możliwe, że ktoś może być do tego stopnia dumny i arogancki? Nawet w obliczu śmierci? Następnego dnia staruszka umarła – i przez kilka dni pozostała w pozycji medytacyjnej, tak jak to robią wielcy lamowie. Mowi się, że jeśli ktoś doświadcza głębokiego urzeczywistnienia w medytacji, jego umysł może kontynuować praktykę nawet po śmierci ciała.
Jak już wspomniałem, również zwierzęta potrafią osiagnąć taki stan. Kiedy lama koncentruje się na nich, otrzymują błogosławieństwo i uczą się utrzymywać stabilny umysł w jego polu mocy. Karmapa nigdy nie powiedział nam, jak to robi. Nigdy też nie ośmieliliśmy się go o to zapytać. Oczywiste dla nas było, że ludzie otrzymują błogosławieństwo – w jaki sposób dokonywał tego jednak ze zwierzętami, ktore postrzegają świat zupełnie inaczej i nie rozumieją ludzkiej mowy? Pewną odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć w biografii XIII Karmapy, ktory większość czasu spędził w gorach, na odosobnieniach. XIII Karmapa opowiada, że po nauki przyszło do niego kilka zwierząt – krolik, wrobel, mały zdziczały kot i sokół. Nadał im imiona i pokierował ich rozwojem. Na skutek wcześniejszych karmicznych nawyków miały rozproszony umysł, w ktorym dużo było zazdrości i tendencji krzywdzenia siebie nawzajem. Zwierzęta medytowały razem z nim i stopniowo ich umysł uspokajał się, tak że Karmapa mógł przekształcić ich przeszkadzajace uczucia. Nie używając słów, dawał im nauki. XVI Karmapa chyba robił to samo. Nigdy nie widzieliśmy, jak udzielał im nauk. W jakiś sposób nawiazywał z nimi kontakt. Nigdy do nich nie mowił, tylko je dotykał i ustawiał w określonych pozycjach, w określonych miejscach.
Bardzo ciekawa historia przydarzyła się niedawno, kiedy XVII Karmapa odwiedził Dordogne we Francji. Okolice naszego ośrodka w Dordogne obfitują w istoty różnego rodzaju. Sam nie jestem specjalnie wrażliwy, więc ich nie postrzegam. Inni lamowie, tacy jak Khenpo Czödrak i Gyaltrul są w stanie je widzieć i często mowią mi, że te istoty probują im coś zakomunikować. Pewnego razu Khenpo Czödrak doniósł mi, że w okolicy pojawiła się nowa istota – młoda niebieskooka blondynka. Zaczepiła go i przedstawiła się jako władczyni tej okolicy. Powiedziała mu: „Wkrótce przyjedzie tu Karmapa. Jego tłumacz (młody lama, ktory bardzo dobrze włada angielskim i francuskim) przekłada niedokładnie, nie koncentruje się. Słowa Karmapy są bardzo ważne, należy je dokładnie tłumaczyć”. „Skąd wiesz, że tłumaczenie jest niedokładne?” – zapytał zdumiony Khenpo Czödrak – „Rozumiesz po tybetańsku? Jak to możliwe?” Nieznajoma odparła: „Nie jestem człowiekiem i nie mam ciała, więc język nie stanowi dla mnie żadnej przeszkody. Wszystko rozumiem”.
W biografii IV Karmapy znajdujemy wzmiankę o tym, że jego nauk słuchało więcej istot bez ciała niż tych posiadajacych ciało. We Francji również istoty różnego rodzaju przychodzą po nauki. One także zdają sobie sprawę z tego, że nauki są bardzo ważne.
Kiedy przyjechaliśmy do Sikkimu, wpływy szamanistyczne były tam bardzo silne. Okolica była wprawdzie buddyjska, lecz ludzie wierzyli w różnego rodzaju energie, ktorym ponadawali imiona. Kiedy ktoś był chory, miał trudności lub umarł, tubylcy modlili się do tych energii, składając im ofiary ze zwierząt. Czynili tak przez wiele wieków. Po przyjeedzie Karmapy w 1959 roku byli rozdarci wewnętrznie. Z jednej strony jako buddyści musieli słuchać Karmapy, z drugiej strony bali się narazić silnym miejscowym energiom. Parę miesięcy póeniej jeden z uczniów wpadł na pomysł, żeby poprosić o pomoc Karmapę. Aby zmienić sytuację, Karmapa musiał przekształcić miejscowe energie. Niektore z nich były naprawdę trudne, a zarazem pełne mocy. Karmapa sporzadził tekst pudży i wykonał symboliczne ofiarowanie wszystkiego, czego te istoty potrzebują – nie tylko materialnych rzeczy, ale również zasługi. Podobne symboliczne rytuały wykonywał Guru Rinpocze, ktoremu udało się przekształcić większość energii – lecz nie wszystkie. Mimo że ze strony lokalnych energii nie trzeba było już się niczego obawiać, miejscowi na wszelki wypadek kontynuowali swoje modlitwy i ofiarowania. Podczas jednej z tego rodzaju ceremonii pewna młoda dziewczyna wpadła w trans i nagle oznajmiła w imieniu lokalnych duchów: „My wszyscy teraz jesteśmy zwiazani z Karmapą i zostaliśmy wegetarianami. Porzućcie wasze barbarzyńskie rytuały i przestańcie w końcu zabijać”. Było to bardzo przekonujace – i tak w ciagu roku całkowicie zmieniło się to, czego nie można było zmienić przez wiele stuleci.
W latach, ktore spędziłem razem z Karmapą, wydarzyło się wiele rzeczy, ktore z perspektywy czasu wydają się niezwykłe. Wtedy jednak uważaliśmy je za zupełnie normalne, należały do codzienności. Byliśmy spragnieni spektakularnych cudów. Kiedyś, gdy Karmapa był w odwiedzinach u pewnego hinduiskiego guru, został poproszony przez gospodarza o zademonstrowanie jakiegoś cudu. Karmapa uśmiechnął się tylko i powiedział: „Jutro”. Możecie sobie wyobrazić nasze podniecenie. Jutro, już jutro! Karmapa pokaże cuda, w końcu! Na drugi dzień podczas ceremonii Czarnej Korony byliśmy skupieni bardziej niż zwykle, wypatrując najmniejszych choćby oznak nadprzyrodzonych zjawisk. I co? Nic! Nie zauważyliśmy niczego szczególnego – ot, zwyczajna ceremonia Czarnej Korony, do ktorej przecież przywykliśmy. Zastanawiajace było natomiast coś innego. Nasz gospodarz wpatrywał się w Karmapę szeroko otwartymi oczami jak zahipnotyzowany. Póeniej przy wielu okazjach mawiał, że obecnie jest tylko jeden żyjacy Budda – XVI Karmapa. Co on tam zobaczył, co nim tak poruszyło? Zdaje się, że cuda mają charakter bardzo indywidualny…

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin