Ślizgońska dziwka.pdf

(1326 KB) Pobierz
688343763 UNPDF
Rozdział 1
 
688343763.001.png
Harry prawie nie słuchał Neville’a, który gadał coś o swoich wynikach z SUMów.
Myślał o czymś innym. O niedawnej rozmowie z panem Weasleyem. Potter
opowiedział mu o swoich podejrzeniach dotyczących młodego Malfoya, że ten
białowłosy drań coś knuje. Nie bez powodu odwiedził sklep „Borgin i Burkes” i groził
jednemu z jego właścicieli. Malfoy planuje coś złego, ale co? Harry rozważył masę
wariantów, ale i tak nie był w stanie dojść do żadnego wniosku. Ta myśl nie dawała
mu spokoju, zresztą podobnie jak i to, że młody Malfoy mógł, w czasie lata, przyjąć
Czarny Znak i zostać Śmierciożercą. Czy to się jednak zdarzyło i w trakcie wakacji
Malfoy zastąpił ojca w szeregach Czarnego Pana? Harry drgnął ze wstrętem na samą
myśl o tym. Ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w czasie przymiarki u pani Malkin
Ślizgon wściekł się, gdy krawcowa chciała podciągnąć rękaw na jego lewej ręce?
Czyżby był takim idiotą, iż zdecydował się pójść w ślady swojego ojca-mordercy i
zostać Śmierciożercą w wieku szesnastu lat?! Czy Czarny Pan ma taki deficyt swoich
wyznawców, że zaczął już werbować w swoje szeregi nawet nastolatków?
Chłopak spojrzał na Lunę Lovegood, która siedziała w kącie przedziału, z założonymi
na nos Widmowymi Okularami, i czytała „Żonglera” odwróconego do góry nogami.
Uśmiechnął się nieznacznie. Miła dziewczyna, którą nazywali Pomyluną, była jedyną,
która mu wierzyła. Nawet Hermiona czasami wahała się...
Znowu zaczął myśleć o Malfoyu. Harry bardzo wyraźnie wyobraził sobie ślizgońskiego
gada. Wyniosła twarz, wiecznie skrzywione w pogardliwym uśmieszku wargi, długie,
jasne rzęsy, zimne, szare oczy, w których widać było jedynie kpinę, i ta okropna
maniera, z jaką mówił, lekko rozciągając słowa, jakby robił wielką przysługę, zniżając
się do rozmowy z tobą. Czasami Harry miał taką chęć walnąć pięścią w tą nienawistną,
arystokratyczną gębę, żeby raz na zawsze zetrzeć ten uśmieszek, zobaczyć krew na
ustach, wbić z powrotem do gardła wszystkie obrzydliwe słowa, które ten palant
mówił Hermionie i Ronowi...
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i na progu stanęła sympatyczna dziewczyna z
długimi, czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Harry drgnął z zaskoczenia, nie mogąc
od razu oderwać się od swoich krwiożerczych myśli.
- Cześć, Harry, jestem Romilda. Romilda Vane - powiedziała głośno i pewnie. -
Czemu nie dołączysz do naszego przedziału? Nie musisz siedzieć z nimi - dodała
dramatycznym szeptem, wskazując tyłek Longbottoma, który wystawał spod
siedzenia, gdyż Neville szukał Teodory, i na Lunę, która w Widmowych Okularach
wyglądała jak obłąkana, wielokolorowa sowa.
- Oni są moimi przyjaciółmi - odparł chłodno Harry.
- Och - powiedziała dziewczyna, która wyglądała na bardzo zaskoczoną. - Och, w
porządku. - I wycofała się, zasuwając za sobą drzwi.
Harry popatrzył za nią ze złością.
Jak one wszystkie mu się sprzykrzyły. Zalotne spojrzenia, pretensjonalne uśmiechy,
mrugania, szepty za jego plecami. Oczywiście teraz, kiedy Ministerstwo oficjalnie
uznało, że Voldemort powrócił, Harry Potter od razu stał się najpopularniejszym
chłopakiem, bohaterem, Wybrańcem, z którym wszyscy chcieli się przyjaźnić. Ale nie
tak dawno ci sami ludzie gotowi byli napluć mu w twarzy i rzucić kamieniem w plecy,
 
ogłaszając go kłamcą i wariatem, myślącym tylko o zdobyciu jak największej
popularności. Harry mimo woli spojrzał na lewą rękę, na której zabliźnił się już napis
„Nie powinienem kłamać”.
- Ludzie spodziewają się, że możesz mieć lepszych przyjaciół, niż my - odezwała się
Luna, po raz kolejny objawiając swój talent do wprawiania innych w zakłopotanie.
- Jesteście w porządku - powiedział krótko Harry. - Nikt z nich nie był w
Ministerstwie. Nie walczyli razem ze mną.
- To, co mówisz, jest bardzo miłe - odparła dziewczyna.
Poprawiła na nosie Widmowe Okulary i powróciła do czytania "Żonglera".
Neville zaczerwienił się zmieszany i wymamrotał coś pod nosem. Harry uśmiechnął się
do nich i odwrócił do okna, ale drzwi przedziału znowu się otworzyły i weszli Ron i
Hermiona.
- Chciałbym, aby wózek z jedzeniem przyjechał jak najszybciej, bo umieram z głodu -
powiedział Ron tęsknie, osuwając się na siedzenie obok Harry’ego i chwytając się za
żołądek. - Cześć Neville, cześć Luna. Wiecie co? - dodał, odwracając się do
Harry’ego. - Malfoy wcale nie przejmuje się obowiązkami prefekta. Po prostu siedzi w
swoim przedziale z innymi Ślizgonami, widzieliśmy go po drodze.
Harry wyprostował się, zainteresowany słowami Rona. To nie było w stylu Malfoya,
by zrezygnować z szansy demonstrowania swojej władzy prefekta, której z resztą
chętnie nadużywał przez cały poprzedni rok.
- Co zrobił, kiedy cię zobaczył?
- To, co zawsze - powiedział Ron, pokazując nieuprzejmy gest ręką. - To nie w jego
stylu, prawda? Więc... to znaczy... - wykonał gest ponownie. - Ale dlaczego nie jest na
zewnątrz i nie znęca się nad pierwszorocznymi?
- Nie mam pojęcia - powiedział Harry, ale jego mózg pracował na przyspieszonych
obrotach.
Czy to nie wyglądało, jakby Malfoy miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż znęcanie się
nad młodszymi uczniami?
- Może wolał Brygadę Inkwizycyjną - powiedziała Hermiona. - Pewnie bycie
prefektem wydaje mu się przy tym banalne.
- Nie sądzę - odpowiedział Harry. - Myślę, że on jest...
Ale zanim miał okazję wyłożyć swoją teorię, drzwi przedziału otworzyły się ponownie
i trzecioroczna dziewczyna weszła do środka, z trudem łapiąc oddech.
- Miałam dostarczyć to do Neville’a Longbottoma i Harry’ego Pottera - wyjąkała, a
gdy jej oczy spotkały się z oczami Harry’ego, odwróciła się zarumieniona.
Trzymała dwie rolki pergaminu, związane fioletowymi wstążkami. Zdumieni, Harry i
 
Neville, wzięli zwoje zaadresowane do każdego z nich i dziewczyna wypadła z
przedziału na korytarz.
Harry poczuł, że też się czerwieni, a kiedy Ron to zobaczył, wydał z siebie rżący
śmiech. Potter spojrzał na rudzielca z pode łba. Pergamin, który trzymał w ręku,
okazał się zaproszenie na obiad od profesora Slughorna. Nie chciało mu się iść, ale nie
miał wyjścia, przecież profesora zaprosił do Hogwartu sam Dumbledore, czyli musiał
cenić tego człowieka i odmowa byłaby nietaktem.
Harry’emu przyszła do głowy myśl, żeby, używając peleryny niewidki, najpierw zajrzeć
do Ślizgonów. Jednak ten pomysł spalił na panewce. Korytarze były pełne uczniów,
czekających na wózek z jedzeniem, więc przedostanie się niezauważonym było
niemożliwe.
Brnąc przez ten tłum, Harry czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Młodsi uczniowie
nawet nie wstydzili się mówić do niego per ty i pokazywać go palcami. Wielu całkiem
otwarcie patrzyło na jego bliznę. Dziewczyny zaczynały pretensjonalnie chichotać, co
go równocześnie drażniło i krępowało. Harry czuł, że zaraz wyładuje na kimś swoją
złość, i wtedy zobaczył Cho Chang. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że nadchodzi,
szybko wskoczyła do swojego przedziału.
Z Cho Harry próbował spotykać się w zeszłym roku szkolnym. W Dzień Świętego
Walentego był z nią w kawiarni w Hogsmeade i nawet pocałował jeden raz. Jednak nic
z tego nie wyszło, nie potrafili się porozumieć. Mimo że Cho podobała mu się i bardzo
chciał, żeby między nimi doszło do czegoś więcej, niż pocałunek... Potem były te sny, z
których Harry budził się z jękiem, rozpalonymi policzkami i mokrymi plamami na
spodniach od piżamy. Kładąc się spać myślał o Cho i czuł tak silne pobudzenie, że ręka
sama opuszczała się pod gumkę spodni, ściskała wzbudzonego członka i rozpoczynała
tak już znajome ruchy: do góry, na dół. Po nałożeniu zaklęcia wyciszającego, Harry
jęczał w poduszkę, wyobrażając sobie, jak kocha się z Cho.
- Hej, Harry, z tobą wszystko w porządku? - Neville dotknął jego ramienia i Potter
drgnął gwałtownie, wyrwany ze swoich erotycznych marzeń.
Westchnął głęboko, próbując się uspokoić.
- Idziemy, Neville - powiedział i szybko pomaszerował wzdłuż korytarza.
Kiedy dotarli do przedziału, w którym siedział profesor Slughorn, Harry z Nevillem
zobaczyli, że nie tylko oni zostali zaproszeni. Usiedli naprzeciw siebie na ostatnich
dwóch wolnych miejscach, które znajdowały się najbliżej drzwi. Harry zmierzył
wzrokiem pozostałych gości. Rozpoznał Ślizgona ze swojego roku, wysokiego
czarnego chłopaka z wystającymi kośćmi policzkowymi i podłużnymi, skośnymi
oczami; było także dwóch chłopaków z siódmego roku, których Harry nie znał, oraz,
wciśnięta w róg obok Slughorna, Ginny.
Potter jakoś dziwnie się zmieszał. Poczuł, że czerwieni się i, żeby jakoś ukryć swoją
niezręczność i nerwowość, uśmiechnął się i machnął do niej ręką. Zadowolona Ginny
zalotnie mrugnęła w odpowiedzi, czym zmieszała go jeszcze bardziej.
A potem zaczęło się to, czego Harry się spodziewał. Po tym, jak profesor Slughorn
przedstawił ich sobie, zaczął z zainteresowaniem wypytywać o bogatych i słynnych
krewnych zaproszonych studentów. Harry, żując bażanta, niezbyt uważnie słuchał
 
profesora i przyglądał się siostrze Rona. Ginny w zeszłym roku szkolnym spotykała się
z wieloma chłopakami i nawet o niej plotkowano... No, dużo mówiono, i dlatego Ron
nieprawdopodobnie wściekał się i był gotowy przyłożyć każdemu, kto na ten temat
otwierał usta. Dziewczyna była diabelnie urocza, pełna seksapilu, do tego wspaniale
radziła sobie w Quidditchu i, gdyby nie była siostrą Rona, Harry chętnie spróbowałby
ją poderwać. Wielu mówiło, że Ginny Weasley nie robi z siebie nietykalnej. A nawet
odwrotnie, że jest dość chętna. Harry był pewien, że gdyby zaczął z nią kręcić, to na
pewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach, tak, jak z Cho. Cały problem tkwił w
tym, że Ginny to siostra Rona i gdyby, nie daj Boże, Ron dowiedział się, że on, Harry,
jego najlepszy przyjaciel, przeleciał Ginny... Krótko mówiąc, nie byłoby wesoło.
Jeszcze może reakcję Rona jakoś by przeżył, ale byłoby mu wstyd w stosunku do
państwa Weasley, którzy na pewno by tego nie zaakceptowali. Wyszłoby na to, że jest
niewdzięcznym draniem. Oni traktują go jak syna, a tak naprawdę przygarnęli
oślizgłego węża, który myślał tylko o tym, żeby dostać się do łóżka ich córki. Lepiej
nawet nie myśleć o Ginny jako o dziewczynie, z którą mógłby się kochać, nieważne,
jak jest apetyczna i co o niej mówią. Choć ona chyba nie miałaby nic przeciwko. Ginny
wyraźnie nudziła się na tym obiedzie, dlatego znowu mrugnęła do Harry’ego, który
właśnie starał się połknąć duży kawałek. Zakrztusił się, zakasłał i poczuł, że zaczyna
się dusić.
- Anapneo - powiedział profesor Slughorn, kierując na Harry’ego różdżkę.
- Dziękuję, profesorze - odparł Potter ze złami w oczach, a Ginny zachichotała i
pokazała mu język.
Zdecydował się przestać myśleć o Ginny i spróbował skoncentrować się na tym, co
działo się w przedziale. Profesor zostawił już w spokoju siódmoklasistów i teraz
zajmował się ładniutkim Ślizgonem, siedzącym naprzeciwko Harry’ego. Jego mama
była piekielnie bogata, bajkowo piękna i miała pewne hobby - dobrze wyjść za mąż i
szybko owdowieć. Urocza pani Zabini zdążyła już pogrzebać siedmiu mężów.
Wszyscy odchodzili z tego świata w bardzo dziwnych i tajemniczych okolicznościach.
Harry z zainteresowaniem zaczął przyglądać się Blaise’owi Zabiniemu. W zeszłym
roku bardzo często widział tego chłopaka w towarzystwie Draco, przy czym Malfoy
nie okazywał mu swej zwykłej wyniosłości, z którą odnosił się do większości
otaczających go ludzi. Często pojawiali się razem. Obu można było spotkać w
bibliotece, w Wielkiej Sali, siedzących obok siebie, cicho o czymś rozmawiających, z
pochylonymi w swoją stronę głowami. Byli razem w Brygadzie Inkwizycyjnej. Czyżby
Malfoyowi znudzili się lizusy-pochlebcy, którzy stale płaszczyli się przed nim, i
ślizgoński gad wreszcie zdecydował się postawić na prawdziwego przyjaciela? Na to
wyglądało. Są do siebie podobni, jak dwie krople wody, obaj z bogatych i potężnych
rodzin, poważanych i znanych w magicznym społeczeństwie. Blaise Zabini, ze
zblazowanym wyrazem twarzy, słuchał profesora, ignorując Pottera, jakby go tu w
ogóle nie było, a Harry zupełnie bezwstydnie mu się przyglądał. Tak, jeśli wierzyć
słowom Slughorna, to Blaise wdał się, pod względem urody, w swoją matkę-
ślicznotkę. Ciemne oczy, długie, gęste rzęsy, których pozazdrościłaby mu każda
dziewczyna, stylowa fryzura, bardzo zmysłowe, lekko obrzmiałe usta, jakby dopiero
co ktoś je całował, nieduży pieprzyk na policzku, wyniosły wyraz twarzy i, prawie taka
sama jak u Malfoya, maniera przeciągania słów przy mówieniu. Tak, widać, że tym
dwóm łatwo było znaleźć wspólny język.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin