Gordon Lucy - Włoska dziedziczka.pdf

(489 KB) Pobierz
255015605 UNPDF
LUCY GORDON
WŁOSKA DZIEDZICZKA
W tym samym czasie gdy Angie przeżywała swoje miłosne dramaty, o czym mogłaś
przeczytać w powieści „ W cieniu złotej góry”, jej przyjaciółka Heather znalazła się w równie
dramatycznych sercowych opałach. A wszystko dlatego, że obie angielskie dziewczyny
zakochały się w pełnych temperamentu Sycylijczykach...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Hej, Heather, przyszedł twój sycylijski kochanek.
- Lorenzo nie jest moim kochankiem, tylko... tylko...
- Dobrym kolegą? - podpowiedziała kpiąco Sally. - A szkoda. Wielki, przystojny, ze
zmysłowymi oczyma. Gdyby był mój, nie traciłabym czasu na samotne noce.
- Głośniej już nie możesz? - zdenerwowała się . Heather, zwłaszcza że wzbudziło to
zainteresowanie wszystkich kobiet korzystających z popołudniowej przerwy w
najelegantszym londyńskim domu towarowym. Pracowała w dziale perfumeryjnym
„Gossways”, a przemądrzała Sally w stoisku obok.
Heather wstała, uśmiechając się na myśl o Lorenzo Martellim, beztroskim młodym
człowieku, który przed miesiącem pojawił się w jej życiu, przyprawiając ją o zawrót głowy.
- Nie wiedziałam, że znacie się z Lorenzem - odgryzła się koleżance.
- Nie znam go, ale pytał o ciebie. Zresztą wygląda, jak na Sycylijczyka przystało.
Diabelnie zmysłowy, samym spojrzeniem zaprasza kobietę do łóżka. Pospiesz się, zanim się
nim zajmę!
Heather zachichotała i wróciła do stoiska. Lorenzo przyjechał do Anglii w interesach
na dwa tygodnie, lecz urzeczony delikatną urodą Heather został dłużej, nie mogąc się z nią
rozstać. Dziś wieczorem mieli gdzieś razem wyjść. Ucieszyła się, że zobaczy go już teraz.
Okazało się, że to nie on.
Lorenzo był wysoki, szczupły, z kręconymi włosami, tuż przed trzydziestką, a ten
mężczyzna był nieco starszy. Choć nie tak przystojny, bo rysy miał dość nieregularne,
wyglądał dziwnie niepokojąco, a wrażenie to jeszcze wzmagała delikatna szrama na policzku.
Był równie wysoki, ale mocno zbudowany, o szerokich ramionach i czarnych włosach.
Prócz ciemnych oczu i oliwkowej cery mieszkańca południowych Włoch, kryło się w nim coś
jeszcze. Heather nie umiała tego określić, lecz od razu zrozumiała, co miała na myśli Sally,
mówiąc o zmysłowości. Wynikało to stąd, że wszystkie kobiety oceniał tak samo. Rozbierał
je wzrokiem, zastanawiając się przy tym leniwie, czy akurat na tę miałby ochotę, a jeśli tak, to
czy wystarczająco mocno, by zabiegać o osiągnięcie tego celu.
Heather oniemiała. Jej delikatna twarzyczka była raczej ładna niż piękna, jasne włosy
za ciemne jak na typową blondynkę, a figura zgrabna, choć nie oszałamiająco. A teraz, po raz
pierwszy w swym dwudziestotrzyletnim życiu, spotkała się z tak bezwstydnym,
perwersyjnym spojrzeniem.
- Czy to pan chciał ze mną mówić? - spytała po chwili wahania.
Zerknął na przypięty do białej bluzki identyfikator.
- Owszem. - Miał głęboki, ciemny tembr głosu i nikły cudzoziemski akcent, jakże
różny od jasnego, żartobliwego głosu Lorenza. - Polecił mi panią mój przyjaciel, pan Charles
Smith, choć pani nie musi go pamiętać. Chciałem coś kupić dla kilku pań, z moją matką
włącznie. Mama jest już po sześćdziesiątce, ale jestem pewien, że w skrytości ducha marzy o
czymś odrobinkę odważniejszym.
- Chyba wiem, czego jej trzeba - odparła Heather i sięgnęła po odpowiednie perfumy.
Zaimponował jej ten mężczyzna, który tak dobrze rozumiał potrzeby swojej matki.
- To rzeczywiście będzie doskonałe - przyznał. - Jednak teraz przejdźmy do sprawy
delikatniejszej natury. Mam przyjaciółkę, piękną i zmysłową kobietę o imieniu Elena i dość
kosztownym guście. Jest nieco ekstrawagancka i tajemnicza. - Spojrzał Heather głęboko w
oczy. - Wierzę, że się rozumiemy. W przebłysku natchnienia pojęła wszystkie subtelności sy-
tuacji, wolała jednak nie zastanawiać się, z jakich powodów Elena wybrała sobie właśnie tego
mężczyznę, mimo że nie był zbyt urodziwy.
- Doskonale, sir - rzekła cierpko. - Proponowałbym Głębię Nocy.
- To wyjątkowo do niej pasuje - przyznał bezwstydnie. Roztarta próbkę perfum na
nadgarstku i podsunęła mu rękę.
Wolno wdychał zapach, potem ujął jej dłoń i przysunął bliżej twarzy. Odczuła
pierwotną siłę ukrytą pod towarzyską ogładą, jakby w pięknym ogrodzie krył się gotów do
skoku tygrys. Powstrzymała się od cofnięcia ręki.
- Doskonale - powiedział. - Biorę duże opakowanie.
Heather zaparło dech w piersiach. Duży flakon był najdroższym towarem w całym
stoisku. Trafi się jej wysoka prowizja, która być może wystarczy na ślubną suknię...
Odegnała od siebie tę myśl. Nie warto łudzić się nadziejami, nawet najpiękniejszymi.
- A teraz coś dla miłej i wesołej dziewczyny.
- Letni Taniec wydaje się odpowiedni. Świeży i kwiatowy.
- Nie nazbyt naiwny? - spytał podejrzliwe.
- Z pewnością nie. Niewyszukany, lecz elegancki. Spryskała próbką drugi nadgarstek i
podsunęła mu pod nos.
Heather czuła jego gorący oddech i chciała, by już sobie poszedł. Uznała to za
absurdalną nadwrażliwość, przecież nawet nie patrzył na nią, tylko zamknął oczy i błądził
gdzieś w świecie swoich kochanek.
Trzymał ją beznamiętnie za rękę, jednak nie było w nim spokoju. Ten człowiek we
wszystkim, co robił czy mówił, emanował dziwną, budzącą niepokój pasją. Mógł być
niebezpieczny. Dotąd nie spotkała się z nikim tak groźnym i silnym. Gdy wreszcie otworzył
oczy i utkwił w niej wzrok, wstrzymała oddech.
- Perfetto - mruknął. - Rozumiemy się wręcz idealnie. Puścił jej rękę, a Heather miała
wrażenie, iż budzi się ze snu.
Nadal czuła uścisk na ręku. Trzymał ją delikatnie, lecz z niezwykłą siłą. Wzięła się
garść.
- Próbuję zrozumieć moich klientów, signore - odparła. - Taką mam pracę.
- Signore'? Zatem mówi pani po włosku? Uśmiechnęła się.
- Trochę, znam też z dziesięć słów sycylijskich. Wspomniała o Sycylii, ponieważ
wydawało się jej, że ów mężczyzna pochodzi z tego samego rejonu, co Lorenzo. I nie
pomyliła się.
- Po co uczy się pani naszego dialektu? - spytał z jawnym rozbawieniem.
- Wcale się nie uczę, tylko zapamiętałam kilka zwrotów z rozmów z moim
przyjacielem.
- To na pewno jakiś młody przystojniak. Czy mówił, że pani jest grazziusu ?
- Skoncentrujmy się raczej na pańskich zakupach - powiedziała Heather, mając
nadzieję, że się nie czerwieni.
Lorenzo nazwał ją tak właśnie wczoraj, wyjaśniając, że tym słowem określa się na
Sycylii piękne kobiety. Nie powinna dyskutować o tym z nieznajomym, jednak on w
przedziwny sposób potrafił skierować rozmowę na pożądany przez siebie temat. W jego
ustach grazziusu zabrzmiało bardziej uwodzicielsko, niż w ustach Lorenzo.
- Widzę, że poznała pani to określenie nie ze słownika - zauważył. - To ładnie, że
przyjaciel panią docenia.
Heather traciła już cierpliwość. Nic dziwnego, że jej klient miał kilka kochanek,
jednak rozczaruje się, myśląc, że i ona padnie przed nim na kolana.
Miała za sobą ciężki dzień i poczuła się zmęczona.
- Może wrócimy do rzeczy? - spytała.
- Jeśli trzeba. Co jeszcze może mi pani zaproponować?
Heather spojrzała na niego uważnie.
- Wyjaśnijmy coś sobie, signore. Ile przyjaciółek zamierza pan jeszcze hm...
uszczęśliwić?
Uśmiechnął się bezwstydnie i wzruszył ramionami.
- Czy to istotne?
- Owszem, jeśli mają różne osobowości.
- Bardzo różne - wyznał. - Chciałbym zaspokoić wszystkie gusta. Minetta jest
beztroska, Julia muzykalna, a Elena bardzo zmysłowa.
Bez wątpienia ten dziwny klient usiłował wytrącić ją z równowagi, mogła wyczytać to
z jego wzroku.
- To bardzo upraszcza sprawę - zauważyła.
- Upraszcza?
- Mężczyzna o trzech nastrojach.
Zdumiała się własną odwagą. Do zadań ekspedientki należało obsługiwanie klientów,
a nie obrażanie ich. On jednak wcale nie wydawał się urażony, tylko raczej rozbawiony
dowcipną ripostą.
- Ma pani rację, trzy to za mało. Jest wolne miejsce dla damy z poczuciem humoru i
pani mogłaby je zająć.
- Na pewno bym tam nie pasowała - odparła.
- Nie jestem tego taki pewien.
- A ja wręcz przeciwnie.
- Ciekawe, dlaczego? - roześmiał się. Heather też się uśmiechnęła. Podjęła jego grę.
- Zacznijmy od tego, że z natury jestem solistką i bardzo nie lubię śpiewać w chórku.
Musiałby się pan pozbyć pozostałych pań.
- Pewnie jest pani tego warta.
- Ale nie wiem, czy pan jest tego wart - droczyła się. - Zresztą nie jestem towarem na
sprzedaż.
- A, słusznie, przecież już ma pani kochanka. Znów to słowo. Dlaczego wszyscy
wciąż przypisują jej kochanka?
- Powiedzmy raczej, że młodego człowieka, który mi odpowiada.
- Pochodzi z Sycylii, a pani uczy się jego języka. Pewnie spodziewa się pani wyjść za
niego za mąż.
Heather z przerażeniem poczuła, że się rumieni, więc by to zatuszować, odezwała się
nieco ostrzejszym tonem.
- Jeśli sądzi pan, że zamierzam usidlić mojego przyjaciela, to jest pan w błędzie. Na
tym kończymy rozmowę.
- Przepraszam, to nie moja sprawa.
- W istocie.
- Mam nadzieję, że on nie uwodzi pani obietnicą małżeństwa, by potem zniknąć w
swoim kraju.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin