6
Rozdział 8
Trzy godziny później wiedziały niewiele więcej.
Claire i Hannah uznały, że najlepszy miejscem na naradę będzie Dom Glassów. Właśnie przyjechał Richard Morrell z kilkoma innymi osobami i układał zakupy w kuchni. Claire próbowała wykombinować co zrobić z tymi wszystkimi ludźmi, gdy usłyszała pukanie do drzwi. To była Babcia Day, niezwykle dumna staruszka, a jednocześnie wyglądająca tak krucho, gdy wspierała się na swej lasce. Claire spojrzała w jej wyblakłe już, ale doświadczone oczy.
- Nie chcę być ze swoją wnuczką – powiedziała Babcia Day – Nie chcę brać udziału w tym co ona robi.
Claire pomogła jej wejść do środka. Podczas gdy zamykała drzwi zapytała:
- Jak się Pani tu dostała?
- Przyszłam – odpowiedziała Babcia – Jeszcze wiem jak wykorzystać swoje stare nogi. Nikt mnie nie powstrzyma.
„Nikt by się nawet nie ośmielił” - pomyślała Claire.
- Młody Panie Richardzie, jest Pan tu?
- Tak proszę Pani? - Richard wychylił się z kuchni. Wyglądał o wiele młodziej niż do tej pory. Jedynie obecność Babci Day mogła wywołać taki efekt. - Co Pani tu robi?
- Mojej wnuczce całkiem odbiło – powiedziała Babcia – Ja nie chcę mieć do do czynienia z czymś takim. Szybko, pomóż mi chłopcze. Zrobię coś na lunch.
Weszła do kuchni i choć miała tylko dwie pary rąk w bardzo szybkim czasie talerze zapełniły się mnóstwem kanapek, olbrzymi dzban wypełniony był po brzegi mrożoną herbatą i wszyscy siedzieli wokół kuchennego stołu. Oczywiście oprócz Babci, która poszła odpoczywać do innego pokoju. Claire zawahała zanim zajęła miejsce obok Richarda. Detektywi Hess i Lowe także byli obecni niezmiernie wdzięczni za coś do picia. Claire była wykończona, ale oni wyglądali znacznie gorzej. Wysoki, chudy Joe Hess miał złamane i zabandażowane lewe ramię, a razem ze swym partnerem mieli liczne rany świadczące o stoczonej niejednej walce.
- Więc – powiedział Hess – jakieś wieści, gdzie mogą przebywać wampiry?
- Nie tak prędko – odpowiedział Richard – po tym jak zaczęliśmy monitorować teren widzieliśmy ich tylko przez moment, a później straciliśmy z oczu.
- Słońce ich nie zraniło? - zapytała Claire.
- Tak sądzę. To znaczy zaczęli się kopcić i to zapewne uczyniło ich słabszymi. Starsi może jakoś dali sobie radę. Może nie mogli przebywać na słońcu zbyt długo, ale mieli kapelusze, płaszcze i koce. Widziałem jednego owiniętego w dziecięcą kołderkę. Młodsze wampiry faktycznie miały przechlapane, niektóre z nich nie wytrzymywały nawet w cieniu.
Claire pomyślała o Michaelu i żołądek podszedł jej do gardła. Richard słuchał tylko i potrząsał głową.
- Michael ma się dobrze – powiedział – Może nie jest tak silny jak pozostałe, ale na szczęście zdołaliśmy go powstrzymać. Jego i kilka innych wampirów. Ale póki co musi pozostać w zamknięciu. To jedyny sposób.
- Macie jeszcze jakieś wieści? - szepnęła Claire.
- Niestety, żadnych wiadomości o Eve – odpowiedział Richard – Próbowałem umieścić GPS w Twoim telefonie, ale oni także kontrolują połączenia, więc jest do zbyt niebezpieczne. Pytałem ludzi na ulicach i prosiłem by mieli oko na wszystko, ale nie posuwamy się za bardzo do przodu, Claire.
- Wiem, ale... – nie mogła znaleźć odpowiednich słów. W jakiś sposób przeczuwała jednak, nie, ona wiedziała, że z Eve dzieje się bardzo,bardzo niedobrego.
- Więc – powiedział Joe Hess i podszedł do mapy Morganville wiszącej na ścianie – Tylko tyle mamy?
Mapa pokryta była różnymi kolorami: niebieski oznaczał miejsca, w których mogła być przetrzymywana Amelie, tereny, gdzie przebywali zwolennicy Bishopa zaznaczono na czerwono, a czarnym – spalone budynki, m. in. szpital i bank krwi.
- Wystarczy – powiedział Richard – Nie wiemy czy wampiry opuściły tereny zajęte przez Bishopa, ale wiemy gdzie mogą być ludzie Amelii, w tych zaznaczonych na niebiesko obszarach. Więc musimy wziąć pod uwagę, że tam właśnie mogą przebywać.
- Gdzie widziano ich po raz ostatni? - Richard zajrzał do notatek i naniósł na mapę żółte punkty.
Claire natychmiast zlokalizowała te miejsca:
- Tam są portale – powiedziała – Myrnin w jakiś sposób musiał je uruchomić i pewnie z nich korzystają.
Hess i Lowe nie byli przekonani, ale Richard pokiwał głową:
- Tak to ma jakiś sens. Ale gdzie oni idą?
Pomyślała o całym tym zamieszaniu:
- Mogą być wszędzie. Niestety nie znam wszystkich miejsc, do których prowadzą portale, wiedzą o nich tylko Amelia i Myrnin.
Poczuła się koszmarnie z myślą, że wampiry gdzieś tam są narażone na działanie promieni słonecznych. Nie chciała by ginęły taką śmiercią, nawet Oliver. No, może Oliver...kiedyś, ale nie teraz. Trzech mężczyzn patrzyło na nią przez kilka sekund, lecz szybko wrócili do studiowania mapy próbując obmyślić jakąś strategię działania, znaleźć punkt oparcia. Claire nie była w stanie im pomóc. Dokończyła kanapkę i poszła do malutkiego pokoju, w którym odpoczywała Babcia Day. Zastała tam rozmawiającą z nią Hannhę.
- Witaj, mała dziewczynko – powiedziała Babcia – Usiądź.
Claire opadła na krzesło. Rozglądają się po pokoju wciąż myślała o zaginionych wampirach, części z nich na pewno nikt nie powstrzymał. Rozpaczliwie potrzebowała jakiejś pomocy, rady. „Shane. Shane powinien tu być” - pomyślała. Richard powiedział, że Blood Mobile przetrwał, co znaczyło, że Shane wkrótce od nich dołączy. Tak bardzo go teraz potrzebowała. Babcia Day spojrzała na nią z sympatią i spytała z uśmiechem:
- Zaniepokojona? Tak, wiem, masz powody.
- Ja – Claire była zdziwiona. Większość z nich udawała, że wszystko jest w porządku.
- Tak kochanie. Wampiry panują w Morganville od bardzo dawna i nie zawsze były miłe dla ludzi. Często ich krzywdzili, zabijali bez powodu. Wzniosły wokół siebie mur niechęci, nienawiści – Babcia spojrzała w kierunku biblioteczki – Weź tą czerwoną książkę zaczynającą się na literę „n”.
To była encyklopedia. Claire podała jej książkę. Staruszka zaczęła przewracać strony, aż trafiła na te właściwą. Był tam obrazek podpisany: Zamieszki w Nowym Jorku, 1863. Przedstawiał chaos – śmierć, płonące budynki i wiele innych gorszych rzeczy.
- Ludzie zapominają – powiedziała Babcia – Zapominają co się dzieje, gdy do głosu dochodzi gniew. Ci ludzie w Nowym Jorku byli wściekli, ponieważ mężczyźni mieli być wysłani na wojnę [Civil War, wojna domowa-secesyjna w Stanach w l.1861-1865, a wydarzenie o którym wspomina Babcia Day zostało utrwalone w filmie „Gangi Nowego Jorku”, nie pokazali tam jedynie jak rozszalały tłum spalił sierociniec z czarnoskórymi dziećmi]. Obwiniano o to czarnych ludzi. A oni nie mogli się bronić. Spalono nawet sierociniec i zabijano każde czarne dziecko, które złapano - potrząsnęła głową zasmucona – Podobne wydarzenia miały miejsce w Tulsie w 1921, a także podczas Rewolucji Francuskiej. Wszędzie ginęli ludzie, wszędzie panował chaos. Może to była ich wina, może nie. Ale na pewno winny był gniew, który każe Ci obwiniać innych ludzi i sprawia, że pragniesz zemsty, kary dla nich. Cały czas tak się dzieje.
Claire przeszedł dreszcz – Co masz na myśli?
- Pomyśl o Francji dziecinko. Wampiry rządziły tu bardzo długo, podobnie jak arystokracja we Francji. A teraz wyobraź sobie gniew tych wszystkich ludzi prześladowanych przez lata. Teraz to oni rządzą. Myślisz, że to się źle dla nas skończy?
Claire pomyślała o ojcu Shane'a i o jego fanatyzmie. On był jednym z takich przywódców. Jednym z ludzi, którzy namawiali innych do walki.
Hannah przez cały czas trzymała w dłoniach broń, nie miała z niego wiele pożytku teraz, kiedy wampiry zaginęły.
- Oni tu nie przyjdą Babciu.
- Nie martwię się o Ciebie czy o mnie – odpowiedziała – Ale martwią mnie Morrellowie. Ci ludzie przyjdą po nich. Prędzej czy później. Ci ludzie są chodzącym wspomnieniem o rządach wampirów.
Claire pomyślała o Richardzie i Monice,p podziękowała Babci i wróciła do kuchni, w której policjanci także o czymś dyskutowali.
- Babcia Day uważa, że będziesz mieć kolejny problem – powiedziała – ale nie z wampirami, tylko z ludźmi, tymi z parku, może też z Lisą Day. Ona uważa, Richard, że powinieneś zadbać o swoją rodzinę.
Richard kiwnął głową:
- Już załatwione – powiedział – Moja mama i tata są w ratuszu. A Monica jest bezpieczna tutaj – przerwał i zamyślił się – Masz rację. Powinienem upewnić się, że nie zrobi żadnego głupstwa, zanim sytuacja się zmieni.
Zmartwienie było wypisane na jego twarzy, a spojrzenie mówiło, że nie jest do końca przekonany czy to się uda. Lowe i Hess prawdopodobnie myśleli o tym samym. Claire natomiast stwierdziła, że cokolwiek spotka Monicę Morrell będzie to zasłużone. Nagle ktoś załomotał w drzwi. Usłyszała głos Hannhy, na szczęście nie był to alarm – po prostu z kimś się witała. Odwróciła się w stronę kuchennych drzwi i … wpadła prosto w ramiona Shane'a:
- Jesteś tu – powiedział i ścisnął ją tak mocno, że zabrakło jej tchu – Nie ułatwiasz mi tego Claire. Przeżywam katusze cały dzień. Najpierw słyszę, że jesteś w środku miasta, a robisz za przynętę razem z Eve.
- Jesteś cały? – spojrzała mu prosto w twarz.
- Ani jednego zadrapania = powiedział i uśmiechnął się – Jak na ironię, bo zazwyczaj walki gorzej się dla mnie kończą. prawda? Najgorsza rzecz jaką musiałem zrobić to zatrzymać samochód i pozwolić wampirom wysiąść, zanim go rozwaliły. Ale byłabyś ze mnie dumna. Zostawiłem ich w cieniu – jego uśmiech znikł.
- Wyglądasz na zmęczonego.
- Tak myślisz? - prawie wrzasnął – Przepraszam. Musieliśmy wrócić do domu i odpocząć ile się da – rozejrzał się wkoło – Gdzie jest Eve?
Nikt nie miał odwagi mu powiedzieć. Claire otworzyła usta, ale za chwilę znów je zamknęła próbując znaleźć odpowiednie słowa.
- Hej – powiedział – Co się stało, gdzie ona jest?
- Była w Common Grounds – wykrztusiła wreszcie Claire – Ona... - jego ręce wciąż tam były, ale oczy rozszerzały się coraz bardziej – Ona zniknęła – powiedziała wreszcie Claire - Ona gdzieś tam jest. Tylko tyle wiem.
Gdy opowiadała mu co się wydarzyło jego oczy były pełne łez.
- Ok – powiedział Shane – Michaela jest bezpieczny, Ty jesteś bezpieczna. Czas teraz poszukać Eve.
Richard Morrell drgnął – To raczej nie jest dobry pomysł.
Shane spojrzał na niego. Wyraz jego twarzy, mógłby przestraszyć nawet wampira i powiedział:
- A co, zatrzymasz mnie Dick?
Richard patrzył na niego przez chwilę , po czym odwrócił się do mapy:
- Jeśli chcesz iść to idź, my mamy kilka rzeczy do zrobienia. Jest wielu ludzi, którzy potrzebują pomocy. Eve to tylko jedna dziewczyna.
- Tak? Ale to nasz dziewczyna! – powiedział Shane i złapał Claire za rękę – Chodź.
Hannah oparła się o ścianę – Masz coś przeciwko, żebym wzięła spluwę.
- Nie, jeśli ją naładujesz.
Na zewnątrz wszystko wyglądało normalnie – panował spokój, ale w powietrzu coś wisiało. Ludzie wciąż byli na zewnątrz, rozmawiali w grupach na ulicy. Sklepy były pozamykane, przynajmniej większość z nich, ale Claire zdążyła zauważyć, że bar i sklep z bronią były otwarte. Nie dobrze. Brama uniwersytetu była również otwarta.
- O, kurde - mruknął Shane kiedy jechali kierując się w stronę centrum i mijając coraz więcej ludzi – Nie podoba mi się to. Sal Manetti tu jest. Był jednym z przyjaciół ojca.
- Policji również nie bardzo się to podoba – powiedziała Hannah i wskazała na policyjne wozy blokujące przejście w dół ulicy. Gdy Claire to zauważyła spostrzegła również wozy tworzące linię, gotowe na wszystko.
- Niedobrze, jeśli ktokolwiek przedrze się przez ta blokadę znajdziemy się w centrum zamieszek.
Claire pomyślała o ojcu Shane'a i wiedziała, że on również się nad tym zastanawia. Potrząsnął głową:
- Musimy zastanowić się, gdzie może być Claire. Jakieś pomysły?
- Może zostawiła jakieś wskazówki – powiedziała Claire – Wróćmy do Common Grounds. Tam powinniśmy zacząć.
Common Grounds, mimo iż zniszczone, wciąż mogło naprowadzić ich na trop zaginionej. Drzwi były zamknięte. Pojechali wzdłuż linii, ale poza śmieciami niczego tam nie było i...
- Co to diabła jest? - zapytał Shane i zatrzymał samochód. Wyskoczył z niego i podniósł coś ziemi. Był to malutki biały cukierek w kształcie czaszka. Claire mrugnęła i spojrzała na ścieżkę:
- Myślisz, że ta miętówka to ślad?
- Zobaczymy. Musimy iść ich tropem.
Hannah nie była przekonana do tego pomysłu, ale Shane nie dał się przekonać. Zaparkowali samochód w alejce za Common Grounds i ruszyli śladem miętowych czaszek.
- Tutaj – krzyknęła Hannah z końca uliczki – Wygląda na to, że upuściła je w odpowiednim momencie. Sprytnie. To było na tej drodze.
Pobiegli szybciej. Biała dróżka była łatwa do wykrycia. Claire zauważyła, że poruszali się w cieniu, co miało sens, jeśli Eve była z Myrninem lub innymi wampirami. Dlaczego nie miałaby być? Może nie miała wyboru.
Podążali słodkim tropem wzdłuż kilku budynków. Zaprowadziło ich to w miejsce, w którym Claire nigdy wcześniej nie była - opuszczone budynki, które nie oparły się działaniu upływającego czasu i słońca. Wyglądało na to, że kompletnie nikt tu nie mieszka.
- Gdzie teraz? - zapytała Claire rozglądając się wkoło. Niczego nie widziała, gdy nagle mignęło jej coś błyszczącego, jakby odblask jakiegoś metalu tuż za śmieciami. Podeszła bliżej i zobaczyła czarną skórzaną obrożę z kolcami. Taką samą jaką wcześniej nosiła Eve. Pokazała ją Shane'owi, który zawrócił i zaczął zaglądać do pustych budynków.
- No dalej Eve – powiedział – Daj coś. Cokolwiek.
Nagle zastygł w bezruchu:
- Słyszałyście to?
Hannah podniosła głowę. Stała na końcu alejki z bronią w ręku:
- Co?
- Niczego nie słyszałyście?
Claire usłyszała. Dzwonił czyjś telefon. Jego dzwonek tworzyły ultradźwięki – Claire słyszała, że starzy ludzie ich nie słyszą dlatego dzieciaki w szkole używały takiego dzwonka do sms-ów – był ledwo słyszalny, ale jednak.
- Myślałam, że sieć telefoniczna jest wyłączona – powiedziała i wyciągnęła własną komórkę. Wciąż nie miała połączenia. Ale może wróg stracił kontrolę na wieżą telefoniczną. To było możliwe.
Znaleźli telefon zanim przestał dzwonić – należał do Eve, czerwony ze srebrną czaszką. Leżał na zacienionym strychu w kącie za drzwiami.
- Kto dzwonił? - zapytała Claire.
Shane wziął telefon i wszedł w menu:
- Richard – odpowiedział – Myślę, że on mimo wszystko próbuje ją namierzyć.
Zadzwonił telefon Claire, tylko raz – sms. Przeczytała. Wiadomość była od Eve i wysłana została trzy godziny temu: „Lia jest @ 911 Germans”. Claire pokazała wiadomość Shane'owi.
- Co to jest?
- 911. Wiadomość awaryjna. German's – spojrzał na Hannhę, która odeszła od ściany i przysunęła się do nich.
- German's Tire Plant (niemiecka fabryka opon) – powiedziała – Cholera, nie podoba mi się to, ona jest wielkości boiska do piłki nożnej, co najmniej.
- Musimy powiedzieć Richardowi – stwierdziła Claire. Zadzwoniła, ale linia była zajęta.
- Nie będę czekać – powiedział Shane – Do samochodu!
Nieoficjalne tłumaczenie zijon6 [proszę o wyrozumiałość starałam się by było czytelnie, choć nie słowo w słowo :) Mam nadzieję, że niczego ważnego nie opuściłam. Sorry za literówki i takie tam ;) Pozdrawiam!]
Reila_