Shields Gillian - Nieśmiertelny 02 - Zdrada nieśmiertelnego.pdf

(681 KB) Pobierz
GILLIAN SHIELDS
GILLIAN SHIELDS
Zdrada nieśmiertelnego
 
Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą,
I gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie.
Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się,
I nie strawi cię płomień.
Księga Izajasza 43, 2
Prolog
Nazywam się Evie Johnson. Mam szesnaście lat i jestem na stypendium w
szkole dla dziewcząt Wyldcliffe Abeby. Tak, to ta słynna szkoła ukryta na
bezkresnych, bezludnych wrzosowiskach, gdzie wiatr jęczy nad wzgórzami, a
pod niespokojnym niebem kwitną łany wrzosów. Wszyscy słyszeli o Wyldcliffe.
I wszyscy mi powtarzają, jaka ze mnie szczęściara.
Co jeszcze chcecie wiedzieć? Ulubione przedmioty? Historia i angielski. Ze
sportów najlepsza jestem w pływaniu. Uwielbiam włoskie żarcie i gorącą
czekoladę. I jeszcze szum fal rozbijających się o brzeg. Nic niezwykłego. Poza
faktem, że mój chłopak, Sebastian, nie żyje.
Sebastian James Fairfax. Dziewiętnaście lat, ciemne włosy, błękitne oczy,
anielski uśmiech. Poeta, filozof, moja pierwsza… moja jedyna miłość. Mój
piękny, mój najpiękniejszy Sebastian.
Nie żyje, ale to nie znaczy, że zginął w tragicznym wypadku
samochodowym albo umarł na jakąś koszmarną chorobę. Mam na myśli coś
innego. Tak zupełnie innego, że nawet sobie nie wyobrażacie. Sebastian umarł,
a jednak wciąż żyje. I kocha mnie, chociaż jest moim wrogiem. A ja czuję się
samotna, chociaż mam przyjaciółki – moje siostry. Czasem muszę sobie
przypominać, że wszystko co przytrafiło mi się w ostatnim semestrze, to
prawda. A przecież cała ta historia wcale się nie zakończyła. Muszę się trzymać,
trzymać do końca, niezależnie od tego, co mnie spotka. I muszę wierzyć, że
Sebastian mnie nie zdradzi.
Jest wiele rodzajów zdrad, niektóre małe: przykre słowo, uśmieszek za
plecami, wredne kłamstewko. Ale są i zdrady, które łamią serca, burzą światy i
obracają jasne dni w wieczny mrok.
 
Rozdział 1
Wakacje się skończyły. Za oknem wstawał szary i chłodny zimowy świt.
Nagie czubki różanych krzewów w ogrodzie Frankie kąsał mróz. Już następnego
dnia miałam się obudzić z dala od tego znajomego pokoju i wrzasków mew
krążących nad zatoką. Jutro wszystko będzie wyglądać inaczej. Wracałam do
szkoły. Do Wyldcliffe.
Moja walizka pękała w szwach od prezentów, które tata we mnie wmusił.
Robił to tak niezręcznie i z taką czułością, że chociaż niczego nie
potrzebowałam, uległam mu. I tak w moim bagażu obok mundurka szkolnego,
podręczników kostiumu gimnastycznego wylądowały nowy aparat fotograficzny
i cała sterta drogiego ekwipunku do jazdy konnej. Tata przekonał mnie, żebym
zaczęła brać lekcje po powrocie do szkoły.
Przecież chciał, żeby prezenty zagłuszyły ból, które przyniosły nam
pierwsze święta bez Frankie. Frankie była moją ukochaną babcią, ale
opiekowała się mną od dziecka i traktowałam ją jak mamę. Teraz odeszła i tata
usiłował kupić mi jakieś pocieszenie. Jeszcze rok wcześniej śmierć Frankie
zupełnie by mnie załamała, ale Wyldcliffe bardzo mnie zmieniło. Nie byłam już
małą dziewczynką. Stałam się silniejsza. Wyldcliffe nauczyło mnie, co to strach,
niebezpieczeństwo i śmierć.
I nauczyło mnie, co to miłość.
Pogrzeb Frankie odbył się kilka dni przed Bożym Narodzeniem, w małym
kościółku na cyplu. Towarzyszył mu tylko odgłos fal rozbijających się o klify.
Nie płakałam. Po prostu stałam skupiona i cichsza niż kiedykolwiek życiu.
Całkowicie zamknęłam się w swoim kręgu milczenia, jakby mała grupa
składających kondolencje znajomych sąsiadów w ogóle nie istniała. Nie
słyszałam proboszcza i śpiewów, nie widziałam kwiatów. To wszystko nie
miało nic wspólnego ani z Frankie, ani ze mną. Babci już nie było, znikła jak
ptak wzlatujący w niebo w porze zmierzchu. Pozostał tylko kojący rytuał dla
tych, którzy ją pamiętali. Tata naprawdę mocno to przeżywał. Gdy wszyscy już
sobie poszli, mamrocząc pod nosem pocieszające banały i kondolencje,
wydmuchał nos i otarł oczy, jak surowy żołnierz, którego często udawał.
- Przepraszam, Evie. Wróciły mi wszystkie wspomnienia… o Clarze… o
twojej mamie… przepraszam cię…
Przypomniał sobie pogrzeb mojej matki, piętnaście lat temu. Ja oczywiście
niczego nie pamiętałam. Kiedy mama umarła, byłam małym dzieckiem.
- Przepraszam – powtarzał tata –bardzo przepraszam. – I obsypał mnie
prezentami, których tak naprawdę wcale nie chciałam. Następne dni minęły
błyskawicznie, nabrzmiałe od żalu. Wkrótce nadszedł czas, żebym wróciła do
szkoły, raz jeszcze zostawiając za sobą mewy, skały i morze.
Walizki były spakowane i zapięte. Wakacje się skończyły. Musiałam wracać.
Zerknęłam na mały zegarek przy łóżku. Dzień dopiero się zaczynał, ale
słyszałam, że tata już wstał i szykował się na długą podróż do Londynu. Ja też
już powinnam się zbierać. Ale najpierw musiałam jeszcze z kimś porozmawiać.
 
Błyskawicznie naciągnęłam na siebie dżinsy i sweter i po cichutku wymknęłam
się z domu. Ruszyłam kamienistą ścieżką, która wiodła na plażę.
Gdy szłam pośpiesznie przed siebie, blade słońce wyszło zza chmur i
rozświetliło fale. Odetchnęłam głęboko. Morze dodawało mi sił.
- Biedne dziecko, ona zawsze tak kochała morze – powtarzali sąsiedzi,
którzy widzieli, jak co dzień rano przesiaduję na plaży, ale kompletnie niczego
nie rozumieli. Ja po prostu musiałam przebywać blisko wody, tak jak człowiek
potrzebuje powietrza, by oddychać we śnie czy na jawie, zawsze słyszałam głos
morza, który przyzywał mnie do siebie. Woda przyspieszała mój puls i
przyciągała moje ciało.
- Woda dla Evie. Tak myślałam – powiedziała raz Helen.
Zeszłam na sam brzeg i przymknęłam oczy. Oddałam umysł pięknemu,
mistycznemu żywiołowi. Zaczęłam szukać Mocy Wody i prosić o to, czego
pragnęłam najbardziej na świecie. Echo fal bijących o brzeg zaszumiało w moim
sercu, ich energia napełniła mi żyły. I nagle… Już tam był.
Sebastian przeszedł kilka kroków po kamykach i przystanął za mną,
cmokając mnie w kark.
- Biedna Evie – stwierdził. – Jesteś dziś smutna, moja dziewczyno znad
morza.
- Już nie, odkąd przy mnie jesteś. – Westchnęłam, po czym umościłam się
wygodnie w jego ramionach. Już tylko to, że byłam blisko Sebastiana, oznaczało
szczęście i zupełnie wystarczało, żeby wymazać wszelkie troski. – Nie ruszaj się
– poprosiłam. Chcę zobaczyć blask słońca na falach.
Razem staliśmy i przyglądaliśmy się, jak słońce się rozżarza, a mewy
zaczynają krążyć coraz niżej.
- Teraz już zawsze będę cię widział taką, jaką jesteś teraz, o świcie –
powiedział Sebastian. – Jesteś moim świtem, Evie. Moim nowym początkiem.
Dopóki cię nie poznałem, moje życie było niczym. I znów byłoby niczym,
gdybym cię stracił.
- Nigdy mnie nie stracisz – odparłam. I z jakiegoś powodu przeszył mnie
dreszcz. – Nawet tak nie mów. Zawsze będziemy razem.
- Zawsze – powtórzył cicho. – Na zawsze.
Chciałam stać tak długo, bo odnaleźliśmy naszą szansę wśród milionów
ludzi na całym świecie. Ale nastroje Sebastiana zmieniały się błyskawicznie.
- A nie zamierzasz popływać? – spytał i zaśmiał się prowokacyjnie. –
Słyszałem, że rusałki kąpią się przy każdej pogodzie.
- Bardzo chętnie, jeśli popływasz ze mną. - Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
Wiedziała, że woda jest lodowata i w chłodny styczniowy poranek można co
najwyżej poskakać po kamieniach i wspiąć się na jakąś skałę, a potem przytulić
mocno do siebie, żeby się rozgrzać. Jak róże, które przywierają do starych
murów naszego domu.
 
- Wrócimy tu latem, Evie. Przez cały dzień będziemy czuli światło słońca na
twarzach, twarzach nocy rozpalimy ognisko na plaży i będziemy patrzeć na
gwiazdy wirujące na niebie.
- Doskonały plan.
- Wszystko, co zrobimy, będzie doskonałe. Opowiesz mi historyjki z
dzieciństwa, a ja napiszę kilka kiepskich wierszy, żeby wychwalać twoją urodę.
Będziemy rozmawiać, zachwycać się i śmiać. Naprawimy cały świat. Spędzimy
razem całe lato, a potem następne i jeszcze następne… tysiące złocistych dni,
tylko dla ciebie i dla mnie. – Przytulił mnie mocno. Szum morza mnie
hipnotyzował. Już nie czułam zimna.
Białe zimowe niebo przeszył ostry krzyk mewy.
- Chodź, zaprowadzę cię na cypel – poprosił Sebastian. – Chciałbym ci coś
powiedzieć. Coś ważnego. – Delikatnie pociągnął mnie za sobą, ale ledwo
zrobiłam krok, mojego ukochanego już przy mnie nie było.
Śniłam na jawie? Miałam wizje? Nie wiedziałam, co się stało. Czułam tylko,
że na zakończenie pozostał mi ból. Musiałam zmierzyć się z rzeczywistością.
Sebastian był daleko i nawet nie wiedziałam, czy kiedykolwiek go zobaczę.
Czasem odwiedzał mnie tak jak przed chwilą, niespodziewanie, na parę minut,
by nagle zniknąć bez ostrzeżenia. To mi wystarczało.
- Wróć! – krzyknęłam, zanim zdołałam się powstrzymać. – Gdzie jesteś?!
Gdzie jesteś?
Usłyszała mnie para staruszków spacerujących psem po plaży. Popatrzeli na
siebie z litością. Potrafiłam sobie wyobrazić, co mówili. „Czy to ta córka
Johnson? Biedactwo, pewnie bardzo tęskni za babcią. Mówienie do siebie to zły
znak…”
- Evie!
Poderwałam głowę, czując dziki podryw nadziei w sercu. Ale to tylko tata
stał w progu domu i wołał mnie na śniadanie. Błyskawicznie otarłam z oczu
lodowate łzy. Zmusiłam się do uśmiechu.
Rozdział 2
Tata pojechał ze mną aż do Londynu. Pożegnaliśmy się na peronie stacji
King's Cross.
- Poczęstuj przyjaciółki - nakazał i wręczył mi pudełko czekoladek.
Resztę drogi do Wyldcliffe miałam pokonać sama. Tata wybierał się do jednostki, w
której służył. Wciąż był młody i sprawny. No, może już nie taki młody, ale z
pewnością atrakcyjny. Gdy staliśmy obok siebie, przeżywając męki oczekiwania na
nieuchronną rozłąkę, zastanawiałam się, dlaczego ojciec nigdy nie ożenił się
ponownie. I nagle zrozumiałam. Ze względu na ciebie, Evie, pomyślałam. Przez
ciebie. Coś zakłuło mnie w sercu na myśl o wszystkim, co tata dla mnie zrobił.
Przytuliłam go mocno.
- Udanego semestru - powiedział z uśmiechem. - Pisz do mnie.
- Oczywiście. Będę pisać co tydzień.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin