Woodiwiss Kathleen E. - Miłość bez pamięci.pdf
(
1605 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Woodiwiss Kathleen E. - Mi\263o\234\346 bez pami\352ci)
Kathleen E. Woodwiss
MIŁO
ĺĘ
BEZ PAMI
Ħ
CI
Prolog
Ksi
ħŇ
ycow
Ģ
cisz
ħ
rzeki zakłócił pulsuj
Ģ
cy pomruk. Ponad szmer
wartkiego nurtu wznosił si
ħ
odgłos pracy tłoków parowych i plusk wody ci
ħ
tej
łopatkami kół po obu burtach. Ogromny pływaj
Ģ
cy pałac min
Ģ
ł wła
Ļ
nie zakole,
pozostawiaj
Ģ
c za sob
Ģ
smug
ħ
Ļ
wiatła bij
Ģ
cego z bogato iluminowanych
pokładów. Parostatek skrzył si
ħ
i jarzył, tylko mostek, o
Ļ
wietlony jedynie lamp
Ģ
kompasu, ton
Ģ
ł w półmroku. Tu za sterem tkwił wachtowy wpatrzony w czarno-
srebrzyst
Ģ
gład
Ņ
przed dziobem. Obok sternika stał kapitan i cichym głosem
ostrzegał przed mijanymi mieliznami. Pod jego dowództwem statek omin
Ģ
ł
bezpiecznie piaszczyst
Ģ
łach
ħ
, a potem unosz
Ģ
cy si
ħ
na wodzie pie
ı
drzewa.
Wysoki, barczysty m
ħŇ
czyzna wsparty o drewnian
Ģ
por
ħ
cz mostka
u
Ļ
miechał si
ħ
do siebie, czuj
Ģ
c pod stopami spokojny, wibruj
Ģ
cy ruch maszyn.
Jednym ramieniem obejmował młod
Ģ
kobiet
ħ
, która przytuliła si
ħ
mocno do
jego piersi i z rozkosz
Ģ
podzielała dum
ħ
m
ħŇ
a. „Czarodziejka”, przedmiot owej
durny, od bywała wła
Ļ
nie swój dziewiczy rejs w gór
ħ
rzeki.
Kapitan wyj
Ģ
ł z ust fajk
ħ
, odwrócił głow
ħ
i rzucił przez rami
ħ
:
— Jak na nowy statek, bardzo dobrze si
ħ
sprawuje, sir. — W jego głosie słycha
ę
było uznanie. — Troch
ħ
jeszcze sztywna, ale szybka niczym łania.
— Taka wła
Ļ
nie jest, kapitanie — przytakn
Ģ
ł m
ħŇ
czyzna w za my
Ļ
leniu,
przesuwaj
Ģ
c lekko dłoni
Ģ
po plecach
Ň
ony. — Taka wła
Ļ
nie jest.
Kapitan pykn
Ģ
ł z fajeczki, po czym rzekł:
— Kotły dobrze hartowane, a tłoki pracuj
Ģ
prawie bezszelestnie. Za dnia
robili
Ļ
my jakie
Ļ
osiem w
ħ
złów, i to w gór
ħ
rzeki, a pr
Ģ
d silny, bo nurt bardziej
wezbrany ni
Ň
zwykle o tej porze roku.
Nachylił si
ħ
do sternika, wskazuj
Ģ
c cybuchem kolejn
Ģ
prze szkod
ħ
.
— Daj prawo na burt, bo inaczej nie ominiesz tej pl
Ģ
taniny gał
ħ
zi.
Wysoki m
ħŇ
czyzna nie słyszał ostatnich słów kapitana, zapatrzony w zielone,
u
Ļ
miechni
ħ
te oczy swojej towarzyszki. Przytulił j
Ģ
mocniej do siebie, na co
palce
Ň
ony odpowiedziały delikatn
Ģ
pieszczot
Ģ
, wreszcie oderwał wzrok od
ukochanej twarzy.
— Zostawiamy pana, kapitanie, na posterunku. Je
Ļ
li b
ħ
dzie mnie pan
potrzebował, prosz
ħ
po mnie przysła
ę
. Schodzimy do kabiny.
— Dobranoc, sir. Pani. — Zasalutował kobiecie z galanteri
Ģ
.
Para zeszła na ni
Ň
szy pokład, tutaj obydwoje zatrzymali si
ħ
jeszcze na chwil
ħ
,
podziwiaj
Ģ
c srebrz
Ģ
ce rzek
ħ
refleksy ksi
ħŇ
yca i spienion
Ģ
biel kilwateru za ruf
Ģ
„Czarodziejki”.
— Jest naprawd
ħ
pi
ħ
kna, Ashtonie — powiedziała cicho kobieta.
— Jak ty, moja najdro
Ň
sza — szepn
Ģ
ł jej do ucha m
ħŇ
czyzna.
Obróciła si
ħ
w obj
ħ
ciach m
ħŇ
a i pogładziła go pieszczotliwie po mocno
zarysowanej brodzie.
— Nie mog
ħ
uwierzy
ę
,
Ň
e jeste
Ļ
my mał
Ň
e
ı
stwem. Zdaje si
ħ
,
Ň
e jeszcze wczoraj
byłam przekonana, i
Ň
powinnam zosta
ę
star
Ģ
pann
Ģ
.
Ashton za
Ļ
miał si
ħ
rozbawiony uwag
Ģ
Ň
ony.
— Jeszcze wczoraj?
Zawtórowała mu
Ļ
miechem i wzruszyła ramionami.
— Powiedzmy, jaki
Ļ
miesi
Ģ
c temu. — Podniosła r
ħ
ce i zarzuciła mu na szyj
ħ
,
przywieraj
Ģ
c do
ı
całym ciałem. — Zawsze czarujesz i zniewalasz kobiety w
takim błyskawicznym tempie?
— Tylko wtedy, kiedy dama tak gł
ħ
boko zapadnie mi w serce, jak ty. —
Spojrzał na
Ň
on
ħ
pytaj
Ģ
co, lekko uniósłszy brwi. —
ņ
ałujesz,
Ň
e nie poczekała
Ļ
na pozwolenie swojego ojca?
— Ani troch
ħ
— zapewniła go gor
Ģ
co i teraz sama zadała pytanie: — A ty?
ņ
ałujesz,
Ň
e nie jeste
Ļ
ju
Ň
kawalerem?
— Moja kochana Lierin — westchn
Ģ
ł i nachylił usta ku jej wargom. — Nie
wiedziałem, czym jest
Ň
ycie, dopóki nie pojawiła
Ļ
si
ħ
na mojej drodze.
Ashton przerwał i zacz
Ģ
ł nasłuchiwa
ę
, gdy gdzie
Ļ
z dołu do szło raptem ciche
puf, potem gło
Ļ
niejsze klik i dono
Ļ
ne bang, a wreszcie rozległ si
ħ
ogłuszaj
Ģ
cy
huk. Para uchodz
Ģ
ca z kotłów przesłoniła ruf
ħ
„Czarodziejki”, łopatki kół
obracały si
ħ
coraz wolniej, po chwili znieruchomiały. Pi
ħ
kny statek stracił
sterowno
Ļę
i niczym
Ň
ałosny wrak zacz
Ģ
ł dryfowa
ę
w stron
ħ
brzegu. Spod
pokładu dobiegały pełne przera
Ň
enia krzyki. Kapitan do skoczył do syreny,
poci
Ģ
gn
Ģ
ł za spust, ale wydobył z niej jedynie
Ň
ałosne sapni
ħ
cie resztek
uchodz
Ģ
cej pary. Widz
Ģ
c,
Ň
e nic nie wskóra, zacz
Ģ
ł bi
ę
w dzwon, zawiadamiaj
Ģ
c
o niebezpiecze
ı
stwie wszystkich, którzy mogli słysze
ę
ostrze
Ň
enie.
W pobli
Ň
u „Czarodziejki” zamajaczył na wodzie ciemny kształt; zrazu
niewyra
Ņ
ny po chwili stał si
ħ
bardziej widoczny. Niewielka, zamaskowana
Ļ
ci
ħ
tymi krzakami barka uderzyła cał
Ģ
sił
Ģ
rozp
ħ
du o burt
ħ
statku, a wtedy spod
gał
ħ
zi wyroiła si
ħ
w jednej chwili chmara m
ħŇ
czyzn z bosakami
przygotowanymi do aborda
Ň
u.
— Piraci! — Wykrzykn
Ģ
ł Ashton tylko jedno, napawaj
Ģ
ce l
ħ
kiem słowo.
Niemal równocze
Ļ
nie dał si
ħ
słysze
ę
odgłos wystrzału i koło ucha jeszcze przed
momentem dumnego armatora bzykn
ħ
ło co
Ļ
niby w
Ļ
ciekła osa. Schylił si
ħ
odruchowo, poci
Ģ
gaj
Ģ
c
Ň
on
ħ
za sob
Ģ
i wykrzykuj
Ģ
c ostrze
Ň
enia pod adresem
swojej załogi. Tym czasem uzbrojeni napastnicy wdarli si
ħ
ju
Ň
na dolny pokład i
wspinali si
ħ
po schodach na górny. Rozległy si
ħ
kolejne wy strzały. Przera
Ň
eni
pasa
Ň
erowie i marynarze chwytali, co kto miał pod r
ħ
k
Ģ
, a co mogło stanowi
ę
bro
ı
. Na statku rozp
ħ
tało si
ħ
prawdziwe pandemonium, kiedy napadni
ħ
ci zwarli
si
ħ
w chaotycznej walce z piratami, których mogło by
ę
około trzydziestu.
Ashton zerwał z siebie czarny surdut i narzucił na ramiona
Ň
ony, by jej
jasna suknia w mroku mniej rzucała si
ħ
w oczy. W
Ļ
ród wizgu kul zgi
ħ
ci wpół
powoli ruszyli ku schodom. Ashton przyciskał cały czas
Ň
on
ħ
do
Ļ
ciany,
osłaniaj
Ģ
c j
Ģ
własnym ciałem. Raptem usłyszał,
Ň
e kto
Ļ
za nimi biegnie,
odwrócił si
ħ
i stan
Ģ
ł oko w oko z uzbrojonym w sztylet napastnikiem. Lierin
krzykn
ħ
ła przera
Ň
ona i zatoczyła si
ħ
na reling, zbój za
Ļ
z impetem natarł na
przypartego do
Ļ
ciany Ashtona, usiłuj
Ģ
c zatopi
ę
Ļ
mierciono
Ļ
ne ostrze w jego
ciele.
Na wszystkich pokładach toczyły si
ħ
podobne potyczki, tym czasem kapitan i
sternik czynili rozpaczliwe wysiłki, by zapanowa
ę
nad dryfuj
Ģ
cym statkiem.
Dziób otarł si
ħ
o jaki
Ļ
pie
ı
, uniósł si
ħ
i pchni
ħ
ty silnym nurtem kadłub osiadł na
mieli
Ņ
nie, silnie przechylony na praw
Ģ
burt
ħ
. Obydwaj m
ħŇ
czy
Ņ
ni na mostku
uderzyli o
Ļ
ciany małego pomieszczenia: sternik upadł zalany krwi
Ģ
, kapitan za
Ļ
osun
Ģ
ł si
ħ
na kolana.
Siła gwałtownego przechyłu wypchn
ħ
ła Lierin za burt
ħ
w mroczn
Ģ
przepa
Ļę
.
Rozległ si
ħ
krzyk, potem gło
Ļ
ny plusk wody. Ashton, jakby kto
Ļ
go d
Ņ
gn
Ģ
ł,
przera
Ň
ony, naparł z sił
Ģ
rozjuszonego byka na zbója, rzucił go na pokład i
wraził obcas w jego twarz. Napastnik znieruchomiał, Ashton za
Ļ
przypadł do
relingu. Z jego ust wydarło si
ħ
imi
ħ
Ň
ony, oczy rozpaczliwie wypatrywały w
ciemno
Ļ
ciach jakiego
Ļ
jej
Ļ
ladu. W ciemnej wodzie zamajaczył ja
Ļ
niejszy
kształt i Lierin wypłyn
ħ
ła na powierzchni
ħ
. Ashton zdarł z nóg buty, chwycił za
reling i ju
Ň
miał sko
ı
czy
ę
w czarn
Ģ
otchła
ı
, gdy straszliwe uderzenie w bok
rzuciło go na deski pokładu.
Resztkami
Ļ
wiadomo
Ļ
ci przywoływał jeszcze imi
ħ
Ň
ony. Po winien biec jej na
ratunek! Musi j
Ģ
ratowa
ę
! Była całym jego
Ň
yciem, bez niej nic nie miało sensu.
Pociemniało mu w oczach, resztkami sił próbował jeszcze podnie
Ļę
głow
ħ
. Jak
przez mgł
ħ
dojrzał nad sob
Ģ
jak
ĢĻ
brodat
Ģ
, okolon
Ģ
g
ħ
stw
Ģ
czarnych włosów
twarz .Łotr wzniósł ju
Ň
nó
Ň
do ciosu, gdy raptem w pobli
Ň
u rozległ si
ħ
strzał. Na
twarzy m
ħŇ
czyzny odmalowało si
ħ
zdumienie, a na piersi pojawiła plama krwi.
Wzniesiona r
ħ
ka opadła bezwładnie, nó
Ň
wypadł z martwiej
Ģ
cych palców.
Ashton nie widział ju
Ň
, jak pirat chwiejnie wlecze si
ħ
ku schodom — zapadł w
czarn
Ģ
otchła
ı
.
Lierin, mimo i
Ň
wygl
Ģ
dała na delikatn
Ģ
, miała w sobie do
Ļę
hartu, by z
determinacj
Ģ
walczy
ę
o
Ň
ycie. Gdzie
Ļ
w głowie kołatała si
ħ
uporczywa my
Ļ
l,
Ň
e
nie po to wreszcie spotkała miło
Ļę
, by teraz j
Ģ
traci
ę
w tak bezsensowny sposób.
Usiłowała ze wszystkich sił utrzyma
ę
si
ħ
na powierzchni, cho
ę
ci
ħŇ
ka od wody
suknia ci
Ģ
gn
ħ
ła j
Ģ
w gł
Ģ
b. Walczyła z
Ň
ywiołem... dopóki nie zobaczyła błysku
wystrzału, m
ħŇ
a upadaj
Ģ
cego na pokład i stoj
Ģ
cego nad nim łotra. Straciła wol
ħ
Ň
ycia. Zamiast nadziei, czuła teraz rozpaczliw
Ģ
, przera
Ņ
liw
Ģ
pustk
ħ
. Pr
Ģ
d
zakr
ħ
cił jej sukni
Ģ
, wir wci
Ģ
gał w gł
ħ
bin
ħ
. Zimna, czarna to
ı
ju
Ň
po raz drugi za
mkn
ħ
ła si
ħ
nad jej głow
Ģ
, ale tym razem nie miała ju
Ň
siły walczy
ę
. Powoli szła
na dno styksowej otchłani.
1
9 marca 1833, Missisipi
Przez cały dzie
ı
siekł deszcz i d
Ģ
ł zmienny wiatr, ale gdy noc spowiła
ziemi
ħ
czarnym całunem, wszystko ucichło. Zdawało si
ħ
,
Ň
e nawet powietrze
znieruchomiało. Od czasu do czasu zza ci
ħŇ
kich chmur przebijały si
ħ
promienie
ksi
ħŇ
yca, a wtedy sk
Ģ
pany w srebrzystym blasku krajobraz nabierał
niesamowitego charakteru. Zrujnowany ceglany dom otoczony zdziczałym
ogrodem i
Ň
elaznym ogrodzeniem zdawał si
ħ
płyn
Ģę
we mgle. Czas jakby
stan
Ģ
ł.
W nocnej ciszy rozległo si
ħ
skrzypni
ħ
cie zawiasów; d
Ņ
wi
ħ
k zamarł równie
szybko i nieoczekiwanie, jak si
ħ
narodził. Krzak przy drzwiach kuchennych
poruszył si
ħ
nienaturalnie, wychyn
ħ
ła zza niego jaka
Ļ
posta
ę
, uwa
Ň
nie rozejrzała
po podwórzu i niczym wielki, czarny nietoperz z furkotem opo
ı
czy przemkn
ħ
ła
pod
Ļ
cian
ħ
domu. Tu dło
ı
w r
ħ
kawicy, odnalazłszy ukryty mi
ħ
dzy kamieniami
ładunek prochu strzelniczego, skrzesała ogie
ı
. Po sypały si
ħ
iskry, potem
buchn
Ģ
ł płomie
ı
, który zamienił si
ħ
po chwili w dym. Zajarzyły si
ħ
trzy lonty
biegn
Ģ
ce pod domem w trzech ró
Ň
nych kierunkach, ku kupkom prochu
usypanym obok suchych pakuł i nas
Ģ
czonych naft
Ģ
szmat. Lonty kurczyły si
ħ
z
sykiem, w nocn
Ģ
cisz
ħ
wkradł si
ħ
niepokój, poruszenie wywołane
nadchodz
Ģ
cym nieszcz
ħĻ
ciem. To pierza
Ļ
ci i futerkowi mieszka
ı
cy domu
pospiesznie opuszczali swoje siedziby, umykaj
Ģ
c w noc. Cie
ı
wycofał si
ħ
,
szybko min
Ģ
ł
Ň
elazn
Ģ
bram
ħ
i spiesznie ruszył ku pobliskiemu zagajnikowi,
gdzie czekał sp
ħ
tany wierzchowiec, pot
ħŇ
ny wałach z biał
Ģ
gwiazdk
Ģ
na czole,
zwierz
ħ
silne i szybkie. M
ħŇ
czyzna skierował go na torfow
Ģ
Ļ
cie
Ň
k
ħ
, mokry
grunt tłumił odgłos kopyt. Kiedy oddalił si
ħ
ju
Ň
na bezpieczn
Ģ
odległo
Ļę
od
domu, smagn
Ģ
ł konia z całych sił pejczem, przymuszaj
Ģ
c do galopu. Po chwili
je
Ņ
dziec i rumak znikn
ħ
li w ciemno
Ļ
ciach nocy.
Zapadła
Ļ
miertelna cisza. Dom zdawał si
ħ
w milczeniu opłakiwa
ę
swój maj
Ģ
cy
si
ħ
wła
Ļ
nie dopełni
ę
los. Przegniłe okiennice roniły ostatnie krople deszczu
spływaj
Ģ
ce na ziemi
ħ
powoli niby łzy, gdzie
Ļ
wewn
Ģ
trz narastały niespokojne
szmery: podniosły si
ħ
stłumione głosy, j
ħ
ki, wreszcie przera
Ņ
liwy, obł
Ģ
kany,
pozbawiony sensu
Ļ
miech rozdarł martwe powietrze. Ksi
ħŇ
yc skrył si
ħ
za
chmur
Ģ
i dalej kontynuował w
ħ
drówk
ħ
po niebie, oboj
ħ
tny na sprawy tego
Ļ
wiata.
Trzy sycz
Ģ
ce w
ħŇ
e lontów pełzły wyznaczonym torem ze
Ļ
lepym
posłusze
ı
stwem, póki jasne wybuchy prochu nie zasygnalizowały, i
Ň
si
ħ
gn
ħ
ły
celu. W ciemno
Ļ
ciach błysn
ħ
ły
Ň
ółte płomienie, od których zaj
ħ
ły si
ħ
nas
Ģ
czone
naft
Ģ
szmaty. Ogie
ı
zacz
Ģ
ł trawi
ę
drewniane elementy konstrukcji. W jednym z
frontowych pomieszcze
ı
parteru pojawił si
ħ
pełgaj
Ģ
cy, z ka
Ň
d
Ģ
chwil
Ģ
coraz
intensywniejszy blask. Pod wpływem narastaj
Ģ
cego gor
Ģ
ca wyginały si
ħ
kraty w
oknach, zacz
ħ
ły p
ħ
ka
ę
szyby,
Ň
arłoczne j
ħ
zyki ognia lizały ju
Ň
zewn
ħ
trzne
Ļ
ciany.
Z pi
ħ
tra domu dobiegały przera
Ņ
liwe krzyki, palce kurczowo zaciskały si
ħ
na
kratach, skrwawione pi
ħĻ
ci rozbijały szyby. Kto
Ļ
z całych sił walił w zamkni
ħ
te
drzwi wej
Ļ
ciowe, a
Ň
wreszcie ust
Ģ
piły pod naporem siły. Osłaniaj
Ģ
c łys
Ģ
czaszk
ħ
dło
ı
mi, jakby lada chwila spodziewał si
ħ
ciosu, wypadł na dziedziniec
pot
ħŇ
ny m
ħŇ
czyzna, przebiegł dobrych kilkadziesi
Ģ
t metrów i dopiero wtedy si
ħ
zatrzymał, odwrócił i spojrzał na dom ze zgroz
Ģ
, niby dziecko, b
ħ
d
Ģ
ce
Ļ
wiadkiem wydarzenia, którego w pełni nie po trafi poj
Ģę
. Przez drzwi kuchenne
uciekł jeden z piel
ħ
gniarzy, gdy tymczasem pozostawiona na pastw
ħ
Ň
ywiołu
reszta walczyła z opornymi zamkami, w panice i zam
ħ
cie szukaj
Ģ
c kluczy.
Krzyki i zawodzenia uwi
ħ
zionych zagłuszały huk po
Ň
aru. Pewien salowy, wielki
i silny, uznał,
Ň
e powinien ratowa
ę
tylko tych, których zdoła wyprowadzi
ę
bez
Ň
adnego dla siebie uszczerbku. Inny, du
Ň
o w
Ģ
tlejszej postury, czynił
herkulesowe wysiłki,
Ļ
wiadom,
Ň
e nikt poza nim nie przyjdzie z pomoc
Ģ
pensjonariuszom za kładu dla obł
Ģ
kanych.
Wkrótce na dziedzi
ı
cu zacz
ħ
li pojawia
ę
si
ħ
oszołomieni pacjenci, jedni zostali
wyci
Ģ
gni
ħ
ci z sal w samych koszulach, kilku przewiduj
Ģ
cych zd
ĢŇ
yło zabra
ę
ze
sob
Ģ
koce, ci byli w znacznie lepszej sytuacji ni
Ň
ich towarzysze. Teraz ju
Ň
bezpieczni, lecz ci
Ģ
gle przera
Ň
eni, zbili si
ħ
w gromadk
ħ
, wci
ĢŇ
jeszcze nie
pojmuj
Ģ
c, co si
ħ
wydarzyło.
Nieustraszony opiekun wyprowadzał kolejnych chorych, do póki spadaj
Ģ
ce
belki stropowe nie zatarasowały drogi odwrotu. Po raz ostatni wybiegł z domu,
wynosz
Ģ
c jakiego
Ļ
staruszka, po czym osun
Ģ
ł si
ħ
na kolana i zacz
Ģ
ł gwałtownie
łapa
ę
powietrze. Całkowicie wyczerpany, nie zauwa
Ň
ył, jak kilku
pensjonariuszy przemkn
ħ
ło si
ħ
przez
Ň
elazn
Ģ
bram
ħ
i znikło w zaro
Ļ
lach.
W nocne niebo biła czerwona łuna szalej
Ģ
cego po
Ň
aru, nad ni
Ģ
unosił si
ħ
g
ħ
sty
szary dym. Hucz
Ģ
cy ogie
ı
zagłuszał wszelkie inne odgłosy i nikt nie mógł
słysze
ę
stuku kopyt, gdy w miejscu, sk
Ģ
d niedawno wyruszył, pojawił si
ħ
ten
sam, co wcze
Ļ
niej, wierzchowiec. Ko
ı
zatrzymał si
ħ
posłuszny rozkazom
okrytego czarn
Ģ
peleryn
Ģ
je
Ņ
d
Ņ
ca. W ukrytych pod kapturem oczach odbijała si
ħ
krwawa po
Ļ
wiata, kiedy wpatrywały si
ħ
w ludzi na dziedzi
ı
cu. Je
Ņ
dziec trwał
chwil
ħ
w bezruchu, po czym ogarn
Ģ
ł niespokojnym wzrokiem zbocze wzgórza
za swoimi plecami. Szczupłe dłonie szarpn
ħ
ły wodze i ko
ı
pop
ħ
dził w stron
ħ
lasu. Rozd
ħ
te nozdrza
Ļ
wiadczyły,
Ň
e zwierz
ħ
jest ju
Ň
mocno utrudzone, ale
je
Ņ
dziec nie pozwolił mu odpocz
Ģę
; gnał po
Ļ
ród drzew z pozoru na o
Ļ
lep, w
gruncie rzeczy pewn
Ģ
r
ħ
k
Ģ
prowadz
Ģ
c rumaka.
P
ħ
d powietrza zerwał kaptur z głowy, odsłaniaj
Ģ
c długie, targane teraz wiatrem
sploty włosów. Gał
ħ
zie drzew zaczepiały o jedwabiste pukle, zahaczały o poły
peleryny. Dziewczyna gnała przed siebie niepomna tych drobnych
niedogodno
Ļ
ci. Od czasu do czasu ogl
Ģ
dała si
ħ
tylko niespokojnie za siebie,
jakby l
ħ
kała si
ħ
,
Ň
e goni j
Ģ
jaka
Ļ
niebezpieczna bestia. Gdzie
Ļ
obok przemkn
Ģ
ł
spłoszony jele
ı
, na moment wstrzymała oddech, ale parła dalej do przodu
nieprzetartym szlakiem.
Gdy spo
Ļ
ród drzew wyjechała na otwart
Ģ
, o
Ļ
wietlon
Ģ
blaskiem ksi
ħŇ
yca
przestrze
ı
, z dr
ŇĢ
cej piersi dobyło si
ħ
westchnienie ulgi. Tutaj ko
ı
mógł ruszy
ę
pełnym cwałem. Spi
ħ
ła go bosymi pi
ħ
tami, wierzchowiec skoczył przed si
ħ
i w
tej samej chwili usłyszała cichy turkot kół i zdała sobie spraw
ħ
,
Ň
e nie jest na
równinie sama. Gnała prosto na spotkanie jakiego
Ļ
zaprz
ħ
gu. Zdj
ħ
ło j
Ģ
dławi
Ģ
ce
przera
Ň
enie. Przez ułamek sekundy miała wra
Ň
enie,
Ň
e owiewa j
Ģ
ju
Ň
oddech
parskaj
Ģ
cych koni i
Ļ
mier
ę
zagl
Ģ
da do oczu. Czarny stangret próbował zboczy
ę
Plik z chomika:
truskaweczunia
Inne pliki z tego folderu:
Woodiwiss Kathleen E. - Miłość bez pamięci.pdf
(1605 KB)
Woodiwiss Kathleen E. - Na zawsze w twoich ramionach.pdf
(2896 KB)
Woodiwiss Kathleen E. - Nieuchwytny płomień.pdf
(1649 KB)
Woodiwiss Kathleen E. - Płatki na rzece.pdf
(1644 KB)
Woodiwiss Kathleen E. - Popioły na wietrze.pdf
(2318 KB)
Inne foldery tego chomika:
Adler Elizabeth
alexander meg
allen louise
Andre Norton
andrew sylvia
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin