KLAN NIESMIERTELNYCH - Joanna Rybak [rozdz 21].doc

(37 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 21

 

 

- No i co teraz? - Godzina czwarta nad ranem.

Chłopcy wyszli z lotniska Heathrow. Eingard zataczając się, usiadł na przystanku autobusowym.

- No to może najpierw prześpijmy się w hotelu - zaproponował Scott. Jest jeszcze ciemno, a ja ledwo stoję na nogach.

Mężczyźni zamówili sobie ogromny pięcioosobowy apartament w hotelu. Zapadli się w ubraniach w łóżka i nawet, nie okrywając się kołdrą i nie zdejmując butów, zasnęli twardym snem.

 

 

- Dobra Eniu! Myśl jak ściągnąć tu Sophie! - ponaglił go Riskal, nie mogąc oprzeć się pokusie nazwania elfa „Eniem".

- Rysiu, przestań go drażnić - mruknął Chris do anioła.

- Dobrze Krysiu. - W ułamku sekundy w czole Riskala utkwił ostry nożyk.

- Ups. Wymsknęło mi się - mruknął Chris, nie kryjąc zadowolenia.

- Aua!!! Idioto, jesteśmy w restauracji!!! Gdzie jest pełno ludzi...

- No właśnie. A ja jestem głodny.

Chris przyłożył do strumienia krwi kieliszek, wyjął delikatnie nóż, gdy napełnił naczynie do połowy, pociągnął z niego spory łyk.

 

173

 

- Wiesz co Rysiu? Pocieszę cię czymś, smakujesz lepiej od szczurów, które musiałem sobie rano złapać.

- Zapłacisz mi za to. - Zamachnął się i wbił z całych sił widelec w dłoń wampira. Sztuciec wygiął się i odskoczył na bok.

- Wiesz, że mimo wszystko to i tak mnie to bolało? ~ zasyczał Chris, ściskając pulsującą z bólu rękę.

- Idioci! Skończcie ten cyrk, bo ta kelnerka się na was gapi - warknął Lotres.

- Spokojnie, braciszku, ona tylko myśli, że twój tyłeczek jest pociągający - zakpił Riskal.

- Dobra! Koniec tych żartów, pomyślmy jak znaleźć Sophie - powiedział Chris.

- To może zróbmy coś głupiego! Coś, co by pokazali w telewizji! Sophie by to zobaczyła i by do nas przyszła - podsunął Riskal.

- Co na przykład?

- No nie wiem... Może, przelećmy z Lotresem na skrzydłach przez najbardziej zatłoczoną ulicę w Londynie. Nie dajmy się złapać wojsku i SIS. Media pokażą nas w telewizji i...

-A co jak was złapią, wsadzą do jakiegoś laboratorium i będą na nas robili testy! - martwił się Eingard. - Przestań... „niebiescy" się wkurzą i będziesz musiał na Ziemi przesiedzieć aż do samej apokalipsy. Nie, nie... zbyt dużo ryzykujesz.

- Ale mi się na Ziemi podoba... - mruknął nieśmiało Riskal.

- Ach, ty zdemoralizowany aniołku.

- Musi być jakiś inny sposób - powiedział zmartwiony Chris.

- Najlepiej będzie, jak wyjdziemy z tej restauracji i przejdziemy się po mieście, a nuż na nią trafimy - zaproponował Lotres.

- To raczej niemożliwe, ale lepsze to niż siedzenie bezczynne w hotelu.

- Zróbmy coś głupiego, tak aby pokazali nas w telewizji i aby nie zgarnęło nas wojsko... - trzymał przy swoim Riskaliusz.

Chłopcy zostawili pieniądze przy rachunku i ruszyli przez zatłoczone uliczki. Szli krok w krok, co rusz słyszeli jakieś podniecone szepty dziewcząt. Riskala powoli zaczynała boleć głowa. Zamknął przepływ myśli do swojego umysłu, a przynajmniej stłumił. Tak, że teraz słyszał

 

174

 

 

 

tylko niewyraźne szepty, które i tak działały mu na nerwy.

Chris drgnął, zauważył długowłosą brunetkę stojącą przed sklepem. Pobiegł za nią.

- Rise! Czekaj!

Wampir go nie słuchał, pociągnął dziewczynę za rękę, ta obróciła się.

- Soph...- Chris wpatrywał się w zapryszczoną okularnicę, która o mało co nie wyzionęła ducha, widząc jaki piękny blondyn zaczepił ją na ulicy. Chris pospiesznie zniknął w tłumie. Potem zmaterializował się przy Riskalu.

- Eee... To nie była ona - mruknął.

-1 co, będziesz tak teraz biegał za każdą laską w długich ciemnych włosach?

- A co, jeśli była u fryzjera i zmieniła fryzurę? - podsunął Eingard.

- Nie dołuj chłopaka.

 

 

- Panno Evans! Klientki przy dwunastce! - zawołała gburowata babka z siwymi włosami spiętymi ciasno w kok.

Sophie znalazła sobie pracę w „Soft Rock cafe". Biegała od stolika do stolika, przyjmując masę zamówień, potem wszystko to wstukiwa-ła do komputerka, który lubił robić jej na złość.

-1 pomyśleć, że kiedyś chciałam być lekarzem - mruknęła do siebie Sophie.

Podeszła do stolika i przywitała arcypulchne paniusie najbardziej sztucznym i nieszczerym uśmiechem, na jaki było ją stać. „Czuję, że to zamówienie będzie NAPRAWDĘ OGROMNE, ciekawe czy napiwek również. Ach stare baby są zazwyczaj skąpe" - myślała Sophie, zapisując w notesie najbardziej słone i. tłuste potrawy jakie miał do zaoferowania „Soft Rock". Gdy jedna z „dam" zastanawiała się nad deserem, Sophie zapatrzyła się w okno. Zatłoczony chodnik pełen był ludzi. Kobieta z wózkiem, bezdomny pijak, żebrzący pieniądze, mała dziewczynka siedząca na plecach tatusia. Grupa studentów przemierzająca ulicę. A na końcu skejt w dziwnej czapce i z długim poniżej bioder czarnym kucykiem.

 

175

 

 

 

 

 

Chłopak spojrzał znudzonym wzrokiem na okiennicę kafejki. Wyglądał na znużonego. Za chłopakiem szedł jego blond włosy przyjaciel. A chwilę potem bracia bliźniacy, za którym dreptał niski chłopczyk w długich aż do ramion ciemnych włosach.

- Proszę pani... proszę pani! Czy pani mnie w ogóle słucha?! - wołała pulchna Angielka.

Sophie stała jak wryta z rozdziawionymi ustami, gapiła się w szybę. Nie miała co do tego wątpliwości. TO byli oni! A w dodatku CHRIS śmiał się. ON BYŁ W DOBRYM NASTROJU! Zignorowała kompletnie klientki. Rzuciła na stolik notes, wybiegła z restauracji, przeciskając się przez kupę ludzi. Doszła do drzwi, gdzie zatrzymał ją kierownik.

- A panienka Evans gdzie się wybiera?

- Rzucam pracę! WYPUŚĆ MNIE! -A klient?

- Mam w nosie klientów!!! - Sophie popchnęła mężczyznę i wybiegła z restauracji. Pobiegła w stronę, w którą udał się dziwaczny skejt.

„Jesteś idiotką! A co, jeśli to nie byli oni?! - walczyło z nią sumienie. - I jak teraz znajdziesz pracę?!". - „Nie obchodzi mnie to!" -walczyła druga Sophie. „Mam dość tego życia!" - „I co im powiesz, jak ich spotkasz?" - Sophie starała się zignorować drugie sumienie. Mknęła przez ulicę w poszukiwaniu tak bardzo drogich jej osób. Później zastanowi się nad resztą.

 

 

- To bezcelowe! - jęknął Scott. - Usiądźmy gdzieś. Nogi mnie bolą...

- Yyy... Gomenasai. Ano... Eeto. Psziplaszam, pan zrobić nam zdjęcie my być bardzo wdzięczna. - Do Riskala podeszła niska Japonka z aparatem fotograficznym.

Anioł wziął od niej cyfrówkę i pstryknął jej i jej przyjaciółce zdjęcie na tle czerwonego londyńskiego, dwupoziomowego autobusu.

- Diiękuje - wy szczebiotała łamanym angielskim.

- Proszę - odpowiedział po japońsku Riskal z szerokim uśmiechem, przez co Japonka o mało co się nie rozpłynęła.

 

176

 

 

- Chris? Wszystko w porządku? Wyglądasz potwornie. - Chris usiadł na ławce obok Scotta, ciężko dyszał, na czole pojawiły się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin