John Eldredge - Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy.doc

(847 KB) Pobierz

 

 

 

 

John Eldredge

Dzikie serce

Tęsknoty męskiej duszy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przełożyła: Justyna Grzegorczyk
Tytuł oryginału Wild at Heart

Published in Nashville, Tennessee, by Thomas Nelson, Inc.

© Copyright by John Eldredge, 2001 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo W drodze, 2003

Redaktor Lidia Kozłowska

Redaktor techniczny Justyna Nowaczyk

Projekt okładki i stron tytułowych Agnieszka Bartkowicz

Cum permissione auctoritatis ecciesiasticae

ISBN 83-7033^181-4

Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów W drodze, Poznań 2003 ul. Kościuszki 99, 60-920 Poznań teł. i faks (061) 852 39 62 e-mail: sprzedaz@wdrodze.pl  www.wdrodze.pl


Dla Samuela, Blainea i Luke'a. Kocham wasze wojownicze serca. Z pewnością macie to, co potrzeba.

Wiośnie skończyłem czytać nową książkę Johna Eldredge 'a, Dzikie serce. Jestem głęboko poruszony jej treścią. Nie czytałem tak dobrej i inspirującej książki od co najmniej pięciu łat. Latem planuję sięgnąć po nią ponownie, tym razem jednak będę czytał o wiele wolniej. Eldredge dzieli się wspaniałymi pomysłami, które przedstawia w sposób twórczy i, co ważne, bez frazesów. Jeśli czytelnik zdecyduje się wyruszyć wraz z nim w tę cudowną wędrówkę, w jego umyśle otworzą się nowe perspektywy. Jego poglądy, jeśli chodzi o nazwanie zranień, odważne zmierzenie się z nimi i leczenie ich aż do skutku, okażą się z pewnością pomocne dla wielu mężczyzn. Książkę tę powinien przeczytać każdy mężczyzna, jego żona i każda matka mająca syna.

Charles R. Swindoll 28 czerwca 2001


Podziękowania

Proszę, aby moje podziękowania zechcieli przyjąć wszyscy ci, którzy pomogli mi wspiąć się na ten szczyt:

Sam, Blaine, Jenny, Aaron, Morgan. Cherie, Julie, Gary, Leigh, Travis, Seaty i Stasi. Brian i Kyle od Thomasa Nelsona. Czwartkowa grupa pokerowa. I wszyscy ci, którzy niezależnie od tego, czy byli blisko, czy daleko, modlili się za mnie.

Brent, od którego nauczyłem się, co to znaczy być mężczyzną, oraz Craig za podjęcie wyzwania.


Wstęp

Wiem. Prawie chcę przeprosić. „Boże — czy naprawdę potrzebu­jemy kolejnej książki dla mężczyzn?"

Nie. Potrzebujemy czegoś innego. Potrzebujemy pozwolenia.

Pozwolenia, abyśmy byli tym, kim jesteśmy — mężczyznami stwo­rzonymi na obraz Boga. Pozwolenia na życie z głębi serca, a nie według listy „powinienem" i „muszę", która tak wielu z nas męczy i nudzi.

Przeważnie przesłania skierowane specjalnie do mężczyzn nie spo­tykają się z odzewem. Powód jest prosty: nie ma w nich tego, co jest głębokie i prawdziwe w sercu mężczyzny —jego prawdziwych pasji. Usiłują jedynie kształtować go według różnych form nacisku. „Takim mężczyzną powinieneś być. Taki właśnie musi być dobry mąż/ojciec/ chrześcijanin/wierzący'1. Wybierz właściwe określenie. Mężczyzna po­winien być odpowiedzialny, wrażliwy, zdyscyplinowany, wierny, pra­cowity, obowiązkowy itp. Wiele z tych cech jest pozytywnych. Nie wątpię, że ci, którzy przekazują podobne przesłania, są pełni dobrych chęci. Jednak dobrymi chęciami, jak pamiętamy, jest wybrukowana droga do piekła. To, że z tych chęci nic nie wynika, wydaje się już oczywiste.

Nie, mężczyźni potrzebują czegoś innego. Potrzebują głębokiego zrozumienia, dlaczego tęsknią za przygodami i bitwami, i Piękną — i dlaczego Bóg ich takich stworzył. Potrzebują też głębszego zrozumienia, dlaczego kobiety tęsknią za tym, żeby o nie walczono, żeby porwała je przygoda i żeby być Piękną. Właśnie dlatego, że Bóg je takie stworzył.

Przekazuję zatem tę książkę nie w formie podręcznika „siedem kro­ków do bycia lepszym chrześcijaninem", ale jako safari w poszukiwa­niu serca będące powrotem do życia w wolności, pełne pasji i przy­gód. Uważam, że pomoże ona mężczyznom — podobnie zresztą ko­bietom — odzyskać serce. Co więcej, pomoże kobietom w zrozumieniu ich mężczyzn, a im razem w prowadzeniu wspólnego życia, jakiego oboje pragną. O co się dla was modlę.


Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy... który wie, co to wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki.

Teodor Roosevelt

 

Królestwo niebieskie doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni.

Mateusz 11,12*

* Cytaty biblijne, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z: Pismo Święte Stare-i Nowego Testamentu, wyd. V, Pallottinura, Poznań 2000.


1

Dzikie serce

Głęboką wodą jest plan w sercu męża .

Księga Przysłów 20,5

 

Życia duchowego nie można prowadzić na przedmieściu. Zawsze znajduje się na niezbadanych terenach, a my, którzy nim żyjemy, musimy zaakceptować, a nawet cieszyć się, że pozostaje ono nieoswojone.

Howard Macey

 

Na zachód, w góry ruszyć jestem gotów,

Nie mogę patrzeć na pęta i nie znoszę granic.

Nie zamykaj mnie w nich...

Cole Porter Doritfence me in

Nareszcie otacza mnie dzika przestrzeń. Wiatr w wierzchołkach sosen za moimi plecami szumi jak ocean. Fale wielkiego błękitu rozbijają się nade mną, zwieszając się z grzbietu góry, na którą się wspiąłem, gdzieś w Sawatch Rangę, w środkowym Kolorado. Krajo­braz poniżej to ciągnące się całymi kilometrami morze szałwii. Zane Grey uwiecznił ją kwitnącą, szkarłatną, ale przez większość roku jest raczej srebrną szarością. W tej krainie możesz jechać konno i całymi dniami nie zobaczysz żywej duszy. Dzisiaj jestem pieszo. Choć po południu świeci słońce, tutaj, w Kordylierach, temperatura nie wzro­śnie powyżej zera, a pot, który wycisnąłem z siebie, wspinając się po tej ścianie, sprawia, że cały drżę. Jest koniec października i zbliża się zima. W oddali, prawie setki kilometrów na południe i południowy zachód, góry San Juan pokryte są już śniegiem.

Cierpki aromat szałwii przywarł do moich dżinsów. I uderza do głowy, gdy łapię powietrze — wyraźnie go brakuje na wysokości trzech tysięcy metrów. Muszę znowu odpocząć, mimo że wiem, iż każde zatrzymanie się zwiększa odległość między mną a zwierzyną. Jednak ona zawsze ma przewagę. Chociaż trop, który znalazłem dziś rano, był świeży — miał zaledwie kilka godzin — nie dawał wielkich na­dziei. Samiec łosia w ciągu godziny z łatwością może pokonać wiele kilometrów nawet po nierównym terenie, zwłaszcza gdy jest ranny albo ucieka.

Wapiti, jak nazywają je Indianie, to jedne z najbardziej nieuchwyt­nych stworzeń. Są królami gór, podobnymi do zjaw, bardziej ostroż­nymi i przezornymi od innych jeleni, i trudniejszymi do wytropienia. Żyją na większych wysokościach i pokonują w ciągu dnia większe odległości niż jakiekolwiek inne dzikie zwierzę. Szczególnie samce

14

Dzikie serce

mąjąjakby szósty zmysł wyczulony na obecność człowieka. Parę razy udało mi się podejść je bliżej; lecz już w następnej chwili ich nie było. Znikały cicho w osikach tak gęstych, że nie uwierzyłbyś, iż tamtędy mógłby przedostać się choćby królik.

Nie zawsze tak było. Przez wieki jelenie kanadyjskie żyły na pre­riach, pasąc się wielkimi stadami na żyznych trawach. Wiosną 1805 roku Meriwether Lewis, wędrując w poszukiwaniu drogi wodnej North­west Passage, opisał przechodzące stado obejmujące tysiące osobni­ków. Niektóre podchodziły tak blisko, że mógł rzucać w nie patyka­mi, zachowywały się niczym krowy blokujące wiejską drogę. Jednak pod koniec wieku ekspansja na zachód zepchnęła je wysoko w Góry Skaliste. Stały się nieuchwytne, niczym wyrzutki ukrywają się ponad granicą lasu, dopóki zimą obfite śniegi nie zmuszą ich do zejścia niżej. Gdybyś teraz chciał je znaleźć, to tylko na ich warunkach, w posęp­nych miejscach, poza zasięgiem cywilizacji.

Dlatego tu przyszedłem.

I dlatego nadal zwlekam, pozwalając, by stary samiec się oddalił. Moje polowanie, widzicie, właściwie nie dotyczy tego łosia. Już wcześ­niej o tym wiedziałem. Szukam czegoś innego, tutaj, w tej dzikiej okolicy. Szukam zdobyczy o wiele bardziej nieuchwytnej... czegoś, co można znaleźć tylko dzięki tej dzikiej przestrzeni. Szukam własne­go serca.

 

DZIKIE SERCE

Ewa została stworzona w granicach bujnego piękna rajskiego ogro­du. Adam jednak, jak pamiętacie, został stworzony poza Rajem, w dzikiej przestrzeni. Zapis naszych początków w drugim rozdziale Księgi Rodzaju przedstawia to wyraźnie. Mężczyzna został powołany do życia na zewnątrz, w nieoswojonej części stworzenia. Dopiero potem zostaje zaprowadzony do Edenu. I odtąd chłopcy nigdy nie czują się dobrze w domu, a mężczyźni cierpiana nieuleczalną tęsknotę od­krywania. Tęsknimy za tym, a kiedy to zrealizujemy, zaczynamy żyć naprawdę. John Muir powiedział, że kiedy mężczyzna wychodzi w góry, wraca do domu. Serce mężczyzny pozostaje w głębi nieoswojone, i tak jest dobrze. „W biurze nie żyję", głosiła kiedyś reklama North-face. „Nie żyję w taksówce. Nie żyję na chodniku" — i tyle. A wnio­sek? „Nigdy nie zaprzestań poszukiwań".

Nasza płeć potrzebuje odrobiny zachęty. Reszta przychodzi natu­ralnie, jest wrodzona jak zamiłowanie do map. W 1260 roku Marco Polo wyruszył, by szukać drogi do Chin, a ja w 1967 roku, gdy mia­łem siedem lat, próbowałem z przyjacielem Dannym Wilsonem prze­kopać na podwórzu ziemię na wylot. Poddaliśmy się po mniej więcej dwóch metrach. Ale wymagało to wielkiego wysiłku. Słynny Hanni­bal przekroczył Alpy, a w życiu każdego chłopca nadchodzi dzień, kiedy pierwszy raz przechodzi przez ulicę i wstępuje do towarzystwa wielkich odkrywców. Scott i Amundsen ścigali się do bieguna po­łudniowego, Peary i Cook współzawodniczyli o zdobycie biegu­na północnego, a kiedy zeszłego lata dałem swoim chłopcom trochę drobnych i pozwoliłem, by pojechali na rowerach do sklepu kupić wodę sodową, ktoś mógłby pomyśleć, że kazałem im znaleźć równik. Ma­gellan żeglował na zachód i opłynął przylądek Ameryki Południowej — mimo ostrzeżeń, że wraz z załogą spadnie z krańca ziemi — a Huck Finn, lekceważąc podobne groźby, wyruszył w dół Missisipi. Powell szedł wzdłuż Kolorado do Wielkiego Kanionu, mimo — nie, właśnie dlatego — że nikt nigdy wcześniej tego nie zrobił i wszyscy mówili, że tego się zrobić nie da.

I tak oto, wiosną 1989 roku, moi chłopcy i ja stanęliśmy na brzegu Snake River, czując tę samą odwieczną potrzebę, by wypłynąć. Tego roku roztopy były obfite, niezwykle obfite, rzeka wylała i połyskiwała między drzewami po obu stronach. Woda, która pod koniec lata była krystalicznie czysta, tego dnia wyglądała jak kakao. Środkiem rzeki płynęły kloce drewna, plątanina gałęzi większa od samochodu, i kto wie, co jeszcze. Głęboka, błotnista i rwąca, Snake River była napraw­dę groźna. Na horyzoncie nie było widać żadnych śmiałków. Wspo­mniałem, że padało? My jednak mieliśmy nowiutki kajak, w rękach wiosła, no i nigdy jeszcze nie płynąłem Snake River kajakiem, ani żadną inną rzeką, jeśli chodzi o ścisłość, ale w końcu to małe piwo. Skoczyliśmy prosto w nieznane, podobnie jak Livingstone ruszył w głąb Czarnej Afryki.

Przygoda, z nieodzownym ryzykiem i dziką przestrzenią, stanowi tęsknotę głęboko wpisaną w duszę mężczyzny. Męskie serce potrze­buje miejsca, w którym nic nie jest prefabrykowane, wzorcowe, od­tłuszczone, zapięte na zamek błyskawiczny, koncesjonowane, podłą­czone, podgrzane w mikrofali. Gdzie nie ma terminów, telefonów ko­mórkowych ani spotkań zarządu. Gdzie jest miejsce dla duszy. Gdzie, wreszcie, geografia wokół nas koresponduje z geografią naszego ser­ca. Popatrzcie na bohaterów biblijnego tekstu: Mojżesz nie spotyka Boga żywego w centrum handlowym. Znajduje Go (albo zostaje przez Niego odnaleziony) gdzieś na pustkowiach Synaju, z dala od wygód Egiptu. To samo odnosi się do Jakuba, który odbył swoje zapasy z Bogiem nie w salonie na sofie, ale gdzieś w oazie, na wschód od Jabboku, w Mezopotamii. A gdzie wielki prorok Eliasz wyszedł, by odzyskać swoją moc? Na pustynię. Podobnie jak Jan Chrzciciel i jego kuzyn Jezus, którego na pustynię wyprowadził Duch.

Bez względu na to, czego konkretnie szukali ci odkrywcy, szukali przede wszystkim siebie samych. Głęboko w sercu mężczyzny są wyryte pewne podstawowe pytania, na które nie sposób znaleźć odpo­wiedzi przy kuchennym stole. Kim jestem? Z czego jestem zrobiony? Do czego jestem przeznaczony? To lęk trzyma mężczyznę w domu, gdzie wszystko jest schludne, uporządkowane i pod kontrolą. Jednak odpowiedzi na jego najgłębsze pytania nie można znaleźć w telewizji albo w lodówce. Tam, na palących pustynnych piaskach, zagubiony w pozbawionych szlaku przestrzeniach, Mojżesz otrzymał swoją ży­ciową misję i cel. Został wezwany, powołany do czegoś wielkiego, o wiele większego, niż kiedykolwiek sobie wyobrażał. O wiele po­ważniejszego niż bycie dyrektorem technicznym albo „księciem Egip­tu". Ciemną nocą, pod obcymi gwiazdami Jakub otrzymał nowe imię, swoje prawdziwe imię. Przestał być utalentowanym negocjatorem han­dlowym, a stał się tym, który mocował się z Bogiem. Dla Chrystusa próba pustyni jest w swej istocie sprawdzianem Jego tożsamości. „Je­śli jesteś tym, za kogo cię uważamy..." Jeśli mężczyzna ma kiedykol­wiek poznać, kim jest i do czego jest przeznaczony, musi wyruszyć w podobną wędrówkę.

Musi na nowo odnaleźć swe serce.

 

EKSPANSJA NA ZACHÓD PRZECIWKO DUSZY

Tryb życia, jaki prowadzi współczesny mężczyzna, jest sprzeczny z tym, co podpowiada mu serce, i z tajnikami jego duszy. Niekończą­ce się godziny przed ekranem komputera, sprzedawanie butów w pa­sażu, spotkania, notatki, telefony. Świat biznesu — w którym więk­szość Amerykanów żyje i umiera — wymaga od mężczyzny, żeby był efektywny i punktualny. Polityka przedsiębiorstw nastawiona jest na jeden cel: aby zaprząc mężczyznę do pługa i sprawić, by produkował. Jednak dusza nie chce być zaprzężona! Ona nic nie wie o zegarach odmierzających dniówki, ostatecznych terminach czy wykazach zy­sków i strat. Tęskni za pasją, za wolnością, za życiem. Jak powiedział D.H. Lawrence: „Nie jestem mechanizmem". Mężczyzna musi czuć rytm ziemi, musi mieć pod ręką coś namacalnego — ster, lejce, szorstką linę albo po prostu łopatę. Czy mężczyzna potrafi spędzać całe dnie tak, by zawsze mieć czyste i przycięte paznokcie? Czy o tym właśnie marzy chłopiec?

Społeczeństwo nie potrafi zdecydować się, jaki właściwie powinien być mężczyzna. Ostatnie trzydzieści lat poświęciło na przedefiniowanie męskości w coś bardziej wrażliwego, bezpiecznego, dającego się kierować, no cóż, coś bardziej kobiecego, i teraz karci mężczyzn za to, że nie są mężczyznami. Chłopcy zawsze będą chłopcami, wzdycha. Tak jakby mężczyzna, gdy naprawdę dorośnie, mógł porzucić odludzie, przy­mus wędrowania i osiąść na stałe, siedzieć zawsze w domu, w saloniku cioci Polly. „Gdzie się podziali prawdziwi mężczyźni?" — to stałe menu wszystkich talk-show i książkowych nowości. To wy kazaliście im być kobietami, chciałoby się powiedzieć. Rezultatem jest wymieszanie płci

w stopniu, w jakim nigdy dotąd w historii tego nie doświadczano. Skąd mężczyzna ma wiedzieć, że jest mężczyzną, skoro jego najważniej­szym celem ma być zwracanie uwagi na maniery?

No i jeszcze, niestety, jest Kościół. Chrześcijaństwo takie, jakie jest obecnie, wyrządziło mężczyznom kilka niewybaczalnych krzywd. Bio­rąc wszystko pod uwagę, myślę, że większość mężczyzn w Kościele uważa, iż Bóg postawił ich na tej ziemi, by byli dobrymi chłopcami. Problem z mężczyznami, mówi się nam, polega na tym, że oni nie po­trafią dotrzymywać obietnic, być duchowymi przywódcami, rozmawiać z żonami ani wychowywać dzieci. Ale jeśli naprawdę się postarają, mogą zdobyć ten wzniosły szczyt... i zostać miłymi chłopcami. Właśnie taki mamy wzór dojrzałości mężczyzny-chrześcijanina: Naprawdę Miłego Faceta. Nie palimy, nie pijemy ani nie przeklinamy; to znaczy nie robi­my akurat tego, co czyni z nas mężczyzn. Teraz pozwólcie, że was za­pytam, moi męscy czytelnicy: Czy w dzieciństwie, gdy budziły się w was marzenia, kiedykolwiek chcieliście zostać Miłym Chłopcem? (Drogie panie, czy książę z waszych snów był dziarski... czy tylko miły?).

No i co — przesadzam? Wejdźcie do jakiegokolwiek kościoła w Stanach, rozejrzyjcie się i postawcie sobie pytanie: Jaki jest mężczyzna-chrześcijanin? Nie słuchajcie tego, co wam mówią, popatrz­cie na to, co tam zastaniecie. Nie ma wątpliwości. Będziecie musieli przyznać, że jest on... znudzony. Na ostatnich rekolekcjach w kościele rozmawiałem z gościem po pięćdziesiątce, a właściwie słuchałem, jak mówi o swojej drodze mężczyzny. „Jestem okropnie zmęczony tym, że przez ostatnie dwadzieścia lat starałem się być dobry, w sposób, w jaki każe Kościół", powiedział. Zaintrygowany poprosiłem, aby wyjaśnił, co przez to rozumie. Zastanowił się przez chwilę. „Być obowiązkowym — odparł — i oderwanym od serca". Co za cudowny opis, pomyślałem. Boleśnie trafiający w sedno.

Robert Bly narzeka w Żelaznym Janie*: „Niektóre kobiety pragną pasywnego mężczyzny, jeśli w ogóle pragną mężczyzny; Kościół potrzebuje pokornych mężczyzn — zwanych księżmi; uniwersytet po­trzebuje konformistów — zwanych pracownikami etatowymi; korpo­racja zgłasza zapotrzebowanie na pracowników umiejących pracować w zespole... jałowych, bezwłosych, nijakich ludzi". Wszystko to ra­zem wzięte stanowi coś w rodzaju ekspansji na zachód wymierzonej w męską duszę. I z tego to powodu serce mężczyzny ciągnie w góry, w miejsca odległe, niczym ranne zwierzę szukające kryjówki. Kobie­ty o tym wiedzą i narzekają, że nie mająprzystępu do serc swych męż­czyzn. Mężczyźni także o tym wiedzą, ale często nie potrafią wyrazić, dlaczego to serce utracili. Wiedzą, że ich serce uciekło, ale nie potra­fią złapać tropu. Kościół kręci głową i zastanawia się, dlaczego nie może zjednać dla swoich programów więcej mężczyzn. Odpowiedź jest prosta: Nie zapraszamy mężczyzn, aby poznawali swe serca i żyli z ich głębi.

 

ZAPROSZENIE

Jednak to Bóg stworzył serce mężczyzny, umieścił je w każdym z nas i w ten sposób dał nam zaproszenie: idźcie i żyjcie tak, jak wam przeznaczyłem. Pozwólcie, że ominę całą debatę „Natura kontra wy­chowanie" albo „Czy tożsamość płciowa jest czymś wrodzonym?" i zastąpię ją obserwacją: Mężczyźni i kobiety zostali stworzeni na obraz Boga jako mężczyźni albo jako kobiety. „Stworzył więc Bóg czło­wieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę" (Rdz 1,27). No, ale wiemy, że Bóg nie ma ciała, zatem odmienność kobiety i mężczyzny nie może być cielesna. Nasza tożsa­mość płciowa musi znajdować się na poziomie duszy, w wewnętrznych miejscach, głębokich i nieśmiertelnych. Bóg nie tworzy człowieka ogól­nego; tworzy coś bardzo zróżnicowanego — mężczyznę albo kobietę. Innymi słowy, jest męskie serce i jest serce kobiece, a każde z nich na swój sposób odbija albo obrazuje w świecie serce Boga.

Bóg miał cel, tworząc mężczyznę, i jeśli mamy w ogółe odnaleźć siebie, to musimy go odkryć. Co takiego włożył w serce mężczyzny?

Zamiast pytać: Jak myślisz, co powinieneś robić, aby stać się lepszym mężczyzną (albo kobietą, w przypadku moich kobiecych czytelniczek), zapytam: Co sprawia, że żyjesz? Co pobudza twoje serce? Wędrów­ka, przed którą obecnie stajemy, prowadzi do ziemi dla większości nieznanej. Musimy udać się do krainy, w której nie ma żadnych wy­raźnych szlaków. To eksploracyjne zadanie prowadzi nas do naszych własnych serc, do naszych najgłębszych pragnień. Jak powiedział dramatopisarz Christopher Fry:

Życie byłoby hipokrytą, gdybym nie mógł żyć W sposób, który mnie pobudza!

W swoim sercu znalazłem wyryte głęboko trzy pragnienia, któ­rych — teraz już to wiem — nie mogę lekceważyć, nie tracąc jedno­cześnie własnej duszy. Stanowią one rdzeń tego, kim jestem i kim pragnę być. Patrzę na swoje dzieciństwo, przeglądam stronice ksią­żek, wsłuchuję się uważnie w to, co mówią inni mężczyźni, i jestem przekonany, że te pragnienia są uniwersalne, są kluczem do istoty męskości. Być może w tej chwili nie są na swoim miejscu, zostały zapomniane albo są fałszywie nakierowane, ale w sercu każdego męż­czyzny znajduje się rozpaczliwe pragnienie stoczenia bitwy, prze­życia przygody i uratowania Pięknej. Rozważcie filmy, które lubią męż­czyźni, zastanówcie się nad tym, co robią w wolnym czasie, a zwłasz­cza zwróćcie uwagę na pasje małych chłopców, a przekonacie się, że mam rację.

STOCZYĆ BITWĘ

Na mojej ścianie wisi fotografia chłopca może pięcioletniego, o krótko obciętych włosach, pełnych policzkach i zuchowatym uśmie­chu. To stara fotografia, kolory już wyblakły, ale jej treść jest ponad­czasowa. Mamy świąteczny poranek 1964 roku i właśnie otworzyłem prezent, który okazał się najlepszy ze wszystkich, jakie kiedykolwiekdostałem na Boże Narodzenie — komplet dwóch sześciostrzałowców z perłowymi kolbami, uzupełniony o czarny skórzany pas z pochwa­mi, czerwoną kowbojską koszule, z dwoma mustangami wyszytymi na piersiach, błyszczące czarne buty, czerwoną chustę i słomkowy kape­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin