Wolter-Kandyd.txt

(179 KB) Pobierz
 -------------------------------------------------------------------------
       Ze zbiorow Biblioteki Sieciowej - http://www.webmedia.pl/bs/
 -------------------------------------------------------------------------
 
 NR.ID: 00065
 TYTU�: Kandyd, czyli optymizm
 AUTOR: Wolter
  TLUM: Tadeusz Zelenski (Boy)

 OPRACOWA� : Tomasz Kaczanowski (kaczuch@kki.net.pl)
 -------------------------------------------------------------------------

dzie�o prze�o�one z niemieckiego r�kopisu doktora Ralfa(2) z 
przyczynkami, znalezionymi w kieszeni tego� doktora zmar�ego w 
Minden, r. p. 1759 
 
I. Jak Kandyd chowa� si� w pi�knym zamku i jak go stamt�d wygnano 
 
W Westfalii, w zamku barona de Thunder-ten-tronckh, �y� m�ody 
ch�opiec, kt�rego natura obdarzy�a charakterem naj�agodniejszym na 
�wiecie(1). Fizjognomia odzwierciedla jego dusz�. Posiada� do�� 
zdrowy s�d o rzeczach, przy dowcipie niezmiernie prostym; 
mniemam, i� z tej przyczyny dano mu imi� Kandyda. Starzy s�udzy 
podejrzewali �e jest synem siostry barona, oraz pewnego zacnego i 
godnego szlachcica z s�siedztwa, kt�rego ta panna uparcie wzbrania�a 
si� za�lubi�, poniewa� m�g� si� wywie�� ledwie z siedemdziesi�ciu 
jeden pokole�, reszta za� drzewa genealogicznego gubi�a si� gdzie� w 
odm�cie czas�w. 
Baron by� jednym z najpot�niejszych pan�w Westfalii, zamek jego 
bowiem posiada� drzwi i okna. G��wna komnata strojna by�a nawet 
dywanami. Zebrawszy wszystkie psy z obej�cia, mo�na by�o, w 
potrzebie, utworzy� co� na kszta�t sfory; ch�opcy stajenni byli 
masztalerzami, miejscowy wikary wielkim ja�mu�nikiem. Wszyscy 
tytu�owali barona Jego Dostojno�ci� i �miali si� z jego koncept�w. 
Pani baronowa, kt�ra wa�y�a oko�o trzystu pi��dziesi�ciu funt�w, 
za�ywa�a z tej przyczyny wielkiego powa�ania; czyni�a honory domu 
z godno�ci�, jednaj�c� jej tym wi�kszy szacunek. C�rka, Kunegunda, 
licz�ca siedemna�cie wiosen, by�a rumiana, �wie�a, pulchna i 
apetyczna. Syn okazywa� si� we wszystkim godny ojca. Preceptor 
Pangloss(2) by� wyroczni� domu, a ma�y Kandyd s�ucha� jego nauk z 
ufno�ci� w�a�ciw� jego wiekowi i naturze. 
Pangloss wyk�ada� tajniki metafizyko-teologo-kosmolo-nigologii. 
Dowodzi� wprost cudownie, �e nie ma skutku bez przyczyny i �e, na 
tym najlepszym z mo�liwych �wiat�w, zamek JW. Pana barona jest 
najpi�kniejszym z zamk�w, pani baronowa za� najlepsz� z mo�liwych 
kasztelanek. 
"Dowiedzione jest, powiada�, �e nic nie mo�e by� inaczej, poniewa� 
wszystko istnieje dla jakiego� celu, wszystko, z konieczno�ci, musi 
istnie� dla najlepszego celu. Zwa�cie dobrze, i� nosy s� stworzone do 
okular�w: dlatego mamy okulary. Nogi s� wyra�nie stworzone po to, 
aby by�y obute, dlatego mamy obuwie. Kamienie s� na to, aby je 
ciosano i budowano z nich zamki; dlatego Jego Dostojno�� pan baron 
ma bardzo pi�kny zamek; najwi�kszy baron w okolicy musi mie� 
najlepsze mieszkanie. �winie s� na to aby je zjada�; dlatego mamy 
wieprzowin� przez ca�y rok. Z tego wynika, i� ci, kt�rzy twierdzili �e 
wszysko jest dobre, powiedzieli g�upstwo; trzeba by�o rzec, �e 
wszystko jest najlepsze". 
Kandyd s�ucha� uwa�nie i wierzy� w prostocie ducha; panna 
Kunegunda wydawa�a mu si� bowiem bardzo urodziwa, mimo �e 
nigdy nie odwa�y� si� jej tego wyzna�. Wnioskowa�, i�, po szcz�ciu 
urodzenia si� baronem de Thunder-ten-tronckh, drugim stopniem 
szcz�cia jest by� pann� Kunegund�; trzecim widywa� j� co dzie�; 
czwartym za� s�ucha� mistrza Panglossa, najwi�kszego filozofa w 
okolicy, a tym samym na ca�wj ziemi. 
Jednego dnia, Kunegunda, przechadzaj�c si� wpodle zamku po 
ma�ym lasku kt�ry nazywano parkiem, ujrza�a, w g�stwinie, doktora 
Panglossa, jak dawa� lekcj� eksperymentalnej fizyki pokoj�wce jej 
matki, fertycznej brunetce, bardzo �adnej i niesrogiej. Poniewa� panna 
Kunegunda mia�a z natury wielk� ciekawo�� do nauk, przygl�da�a si�, 
z zapartym oddechem, owym kilkakro� ponawianym 
do�wiadczeniom; ujrza�a jasno przekonywuj�c� argumentacj� 
doktora, przyczyny i skutki, i wr�ci�a do domu wzruszona, zadumana, 
wskro� przenikniona ch�ci� po�wi�cenia si� naukom. My�la�a przy 
tym. �e ona mog�aby snadnie by� skutecznym argumentem dla 
m�odego Kandyda, on za� nawzajem dla niej. 
Spotka�a Kandyda wracaj�c do zamku i poczerwienia�a; Kandyd 
poczerwienia� r�wnie�. Rzek�a mu, przerywanym g�osem, dzie� 
dobry; Kandyd odpowiedzia�, nie wiedz�c sam co m�wi. Nazajutrz, 
po obiedzie, kiedy wstawano od sto�u, Kunegunda i Kandyd znale�li 
si� za parawanem; Kunegunda upu�ci�a chusteczk�, Kandyd j� 
podni�s�; wzi�a go niewinnie za r�k�, ch�opiec uca�owa� niewinnie 
r�k� panienki, z �ywo�ci�, uczuciem, wdzi�kiem nie do opisania; usta 
ich si� spotka�y, oczy zap�one�y, kolana zacz�y dr�e�, r�ce zab��ka�y 
si�. Baron Thunder-ten-tronckh przechodzi� ko�o parawanu, i, widz�c 
t� przyczyn� i ten skutek, wyp�dzi� Kandyda z zamku paroma 
kopniakami w po�ladki. Kunegunda zemdla�a; kiegy przysz�a do 
siebie, otrzyma�a silny policzek od baronowej; tak wszystko zm�ci�o 
si� w najpi�kniejszym i najmilszym z mo�ebnych zamk�w. 
 
II. Jak Kandyd dosta� si� mi�dzy Bu�gar�w 
 
Kandyd, wyp�dzony z raju ziemskiego, szed� d�ugo, nie wiedz�c 
dok�d, p�acz�c, wznosz�c oczy do nieba, obracaj�c je cz�sto ku 
najpi�kniejszemu z zamk�w, kt�ry zawiera� najpi�kniejsz� z 
baron�wien. Po�o�y� si�, bez wieczerzy, w szczerym polu, w bru�dzie 
mi�dzy zagonami; �nieg pada� wielkimi p�atami. Nazajutrz, 
przemarzni�ty do szpiku, Kandyd zawl�k� si� do s�siedniej wsi, 
nosz�cej miano Valberghoff-trarbk-dikdorff, bez grosza, umieraj�c z 
g�odu i znu�enia. Zatrzyma� si� smutno u wr�t gospody. Dwaj ludzie, 
b��kitno ubrani, zwr�cili na� oczy. "Patrz, kamracie, rzek� jeden: 
doskonale zbudowany ch�opak; r�cz�, �e ma przepisan� miar�". 
Podeszli i zaprosili uprzejmie Kandyda na obiad. - Panowie, rzek� 
Kandyd z urocz� skromno�ci�, �wiadczycia mi wiele zaszczytu, ale 
nie mam czym zap�aci� za siebie. - Och, panie, rzek� jeden z 
b��kitnych, osoby pa�skiej powierzchowno�ci i zalet nie p�ac� nigdy 
za nic: czy� nie posiadasz pi�ciu st�p i pi�ciu cali wzrostu ? - Tak, 
panowie, w istocie, to moja miara, odpar� z uk�onem. - Och, drogi 
panie, siadaj z nami; nie tylko wyr�wnamy za ciebie rachunek, ale nie 
�cierpimy, aby cz�owiekowi takiemu jak pan mia�o kiedykolwiek 
brakn�� pieni�czy; to� pierwszym obowi�zkiem ludzi jest pomaga� 
sobie wzajem. - Macie s�uszno��, odpar� Kandyd; to� samo powiada� 
mistrz Pangloss; widz�, �e w istocie wszystko jest jak najlepiej". 
Prosz� aby przyj�� kilka talar�w; bierze i chce wystawi� oblig; nie 
przyjmuj�, siadaj� z nim do sto�u. "Powiedz, czy kochasz tkliwie... - 
Ach, tak, odpowiedzia�, kocham tkliwie pann� Kunegund�. - Nie, 
odpar� jeden z nieznajomych; pytamy, czy kochasz tkliwie kr�la 
B�gar�w(1)? - Ani troch�, odpowiedzia�; nie widzia�em go na oczy. - 
Jak to! ale� to czaruj�cy monarcha; trzeba wypi� jego zdrowie. - Och, 
bardzo ch�tnie, owszem". Pije. "Wystarczy, powiadaj� mu, oto jeste� 
ostoj�, podpor�, obro�c�, bohaterem Bu�gar�w; los tw�j zapewniony, 
s�awa niezawodna". Wk�adaj� mu natychmiast kajdany na nogi i 
prowadz� go do pu�ku. Ka�� mu si� obraca� w prawo, w lewo, bra� 
bro� na rami�, zdejmowa�, mierzy�, strzela�, podwaja� krok, i sypi� 
mu trzydzie�ci kij�w; nazajutrz wykonywa to samo mniej niezdarnie i 
dostaje tylko dwadzie�cia; trzeciego dnia rzepi� mu tylko dziesi��, a 
towarzysze patrz� na� jak na m�ody fenomen. 
Kandyd, oszo�omiony, nie pojmowa� jeszcze zbyt dobrze profesji 
bohatera. Pewnego pi�knego dnia wiosennego, wpad�o mu do g�owy 
pu�ci� si� na przechadzk�. Kroczy� swobodnie przed siebie, w 
mniemaniu i� jest to przywilejem rodzaju ludzkiego, jak i bydl�cego, 
pos�ugiwa� si� w�asnymi nogami wedle upodobania. Nie zrobi� ani 
dw�ch mil, kiedy dopad�o go czterech innych sze�ciostopowych 
bohater�w: wi��� go i prowadz� do wi�zienia. Spytano go, wedle 
form prawnych, czy woli przej�� trzydzie�ci sze�� razy przez r�zgi 
ca�ego pu�ku, czy te� otrzyma� naraz dwana�cie kul w m�zgownic�. 
Pr�no przedk�ada�, i� ka�dy cz�owiek posiada woln� wol� i �e on, 
osobi�cie nie �yczy sobie ani tego, ani tego; trzeba by�o wybiera�. 
Ow�, moc� owego daru boskiego, kt�ry nazywa si� wolno�ci�, 
namy�li� sie przej�� trzydzie�ci sze�� razy przez r�zgi: odby� dwie 
takie przechadzki. Pu�k liczy� dwa tysi�ce ludzi; to wynios�o cztery 
tysi�ce r�zeg, kt�re, od karku do po�ladk�w, obna�y�y mu wszystkie 
mi�snie i nerwy. Gdy przysz�a chwila trzeciej przechadzki, Kandyd, 
przywiedziony do ostateczno�ci, poprosi� jako o �aske, aby mu 
raczono strzeli� w �eb; uzyska� ten fawor; zawi�zuj� mu oczy i ka�� 
kl�kn��. W tej�e chwili przeje�d�a kr�l Bu�gar�w, pyta o zbrodni� 
delikwenta; �e za� by� to kr�l obdarzony niepospolitym geniuszem, 
zrozumia�, ze wszystkego co us�ysza� o Kandydzie, �e m�ody ten 
metafizyk bardzo jest nie�wiadomy spraw tego �wiata; jako� u�akawi� 
go, ze wspania�omy�lno�i�, kt�r� b�d� wys�awia� wszystkie gazety po 
wszystkie wieki. Dzielny chirurg uleczy� Kandyda w trzy tygodnie, za 
pomoc� ma�ci przepisanych przez Diosorydesa. Mia� ju� nieco sk�ry i 
m�g� chodzi�, kiedy kr�l Bu�gar�w wyda� bitw� kr�lowi Abar�w. 
 
III. Jak Kandyd umkn�� z armii Bu�gar�w i co mu si� przytrafi�o 
 
Nie mo�na sobie wyobrazi� nic r�wnie pi�knego, sprawnego, 
�wietnego, r�wnie dobrze wy�wiczonego jak obie armie. Tr�by, 
piszcza�ki, oboje, b�bny, armaty, tworzy�y harmoni�, jakiej nie 
s�yszano ani w piekle. Zrazu, armaty obali�y po sze�� tysi�cy ludzi z 
ka�dej strony; nast�pnie, strzelanina uprz�tn�a z najlepszego ze 
�wiat�w dziewi�� do dziesi�ciu tysi�cy hultaj�w, kt�rzy 
zanieczyszczali jego powierzchni�. Bagnet r�wnie� upora� si� z 
paroma tysi�cami: wszysto razem mog�o si�ga� jakich trzydziestu 
tysi�cy dusz. W czasie tych heroicznych jatek, Kandyd, kt�ry trz�s� 
si� jak szczery filozof, ukry� si� jak m�g� najtroskliwiej. Wreszcie, 
gdy obaj kr�lowie ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin