Skarb.docx

(40 KB) Pobierz

Skarb

 


http://www.kurekmazurski.pl/40_08/22_FOTO.JPG

Wydana w 1928 roku przez Niemców moneta okolicznościowa przedstawiająca Hindenburga, a na odwrocie Tannenberski Pomnik Narodowy. Napis na monecie głosi: „Von Hindenburg - Wyzwoliciel Prus Wschodnich”

Kasa Armii „Narew”

Od wielu lat duże emocje budzi sprawa tak zwanego „skarbu Samsonowa”, czyli pieniędzy Armii „Narew”. Nie sposób wymienić tu wszystkie opowieści przytaczane przez prasę. Na ten temat opublikowano już niezliczoną liczbę artykułów. Trudno jednak mówić o jakiejś jednolitej kasie całej armii. Swoją własną kasę posiadała każda armia i każdy rosyjski korpus, istniały też kasy dywizyjne i pułkowe. Wprowadza to duży zamęt, gdyż relacje świadków i różne opowieści na temat skarbu pozornie wzajemnie się wykluczają, natomiast okazuje się, że mogło po prostu chodzić o różne kasy. Już w czasie bitwy niemieckie oddziały przejmowały część kas rosyjskich jednostek. 4 i 5 sierpnia 1914 roku żołnierze 59. pułku piechoty w piwnicy młyna znajdującego się w pobliżu Kisin koło Działdowa znaleźli rannego rosyjskiego majora i kasę zawierającą 70 tysięcy rubli. 27 sierpnia przednie oddziały niemieckiej 35. dywizji piechoty z XVII korpusu zdobyły w Dźwierzutach kasę z ponad 200 tysiącami rubli. 29 sierpnia w pobliżu Muszak w ręce oddziałów generała von Schmettau wpadła kasa z 32 tysiącami rubli.


Kowal z Małgi

Niedługo po bitwie kowal Kowalski z Małgi znalazł kasę na terenie leśnictwa Mała Małga. Była zakopana w zaroślach niedaleko Omulwi. Ciężar pieniędzy był tak duży, że Kowalski nie mógł sam zabrać kasy do wsi. Dopiero przy pomocy kilku innych mężczyzn dostarczył ją na posterunek policji w Małdze, do żandarma Braniesa. Ilość znalezionych wówczas rubli nie jest znana, ale znaleźne dla Kowalskiego było tak duże, że ten kupił sobie dom i kilka mórg ziemi na Bartnej Stronie w Szczytnie. Jesienią 1914 roku kolejną kasę znaleziono w liściastym lesie między Sadkiem a Retkowem. W tym przypadku Rosjanie mimo pośpiechu uszkodzili większą część monet szablami.


Mławski ślad

Warto przytoczyć historię poszukiwań prowadzonych przez Polaka o nazwisku Mroczek. W 1935 roku przyjechał on z okolic Mławy, gdzie mieszkał, do Retkowa wraz z dwoma pomocnikami. Począł wypytywać miejscowych o szczegółowe informacje dotyczące poszczególnych dróg, lasów i innych punktów odniesienia a także o wydarzenia 1914 roku. Mieszkańcy szybko powiadomili o ciekawskim obcym policję w Puchałowie. Mroczka zatrzymano. Jak się okazało podczas przesłuchania, był on jednym z żołnierzy eskortujących kasę rosyjskiego XIII korpusu generała Klujewa. Z jego opowieści wynikało, że noc z 29 na 30 sierpnia sztab korpusu razem z kasą spędził w zabudowaniach leśniczówki Uścianek. Rankiem 30 sierpnia wyruszono w kierunku Sadka. Przejechano przez trzy drewniane mosty i gdzieś w pobliżu Sadku, gdy dalsza droga była już niemożliwa, zdecydowano się zakopać kasę. Zrobiono to pod dwoma dużymi świerkami, które oznaczono krzyżami, w obecności kilku wyższych oficerów i popa. Następnie eskorta kasy udała się do Retkowa, gdzie na dziedzińcu szkolnym dostała się do niewoli. Mroczek zdążył jeszcze wyryć nożem na jednej z belek w przyszkolnej drewnianej oborze swoje nazwisko i datę. Niemiecka policja sprawdziła to i faktycznie znalazła w szkolnej oborze w Retkowie napis na belce z nazwiskiem Mroczka i datą. Wobec tego Niemcy zdecydowali się udzielić Mroczkowi pozwolenie na poszukiwanie. Wydała mu je Rejencja Olsztyńska. W przypadku znalezienia kasy Mroczek miał według umowy z niemieckimi władzami otrzymać 25% znaleźnego. Dlatego też kilka tygodni później ponownie zjawił się wraz z pomocnikami u sołtysa Brsoski w Retkowie w celu dalszych poszukiwań, tym razem już z oficjalnym zezwoleniem. Trwające kilka dni poszukiwania nadzorowali żandarm Cycholl z Puchałowa oraz nieznany z nazwiska żandarm z Małgi. Nic jednak nie znaleziono.


Sztandary

Do dnia dzisiejszego tereny dawnej bitwy są obiektem wielkiego zainteresowania poszukiwaczy skarbów i militariów. Ostatnio odnaleźli oni zakopany sztandar rosyjskiego 144. Kaszyrskiego Pułku Piechoty. Zimą 1969/1970 roku ćwiczące na poligonie wojsko znalazło sztandar 30. Połtawskiego Pułku Piechoty.


Legenda Samsonowa

Z historycznego punktu widzenia największą wartość mają jednak rzeczy zakopane przez oficerów sztabu armii Samsonowa, gdzieś w pobliżu drogi Nidzica – Wielbark, naprzeciwko leśnictwa Karolinka. Chodzi o owe dokumenty i odznaczenia, których ukrycie zaproponował szef sztabu Armii „Narew”, generał Postowski. Czy były tam także pieniądze? Nie wiadomo. Nie tylko wartość historyczna ale także materialna zakopanych dokumentów i odznaczeń na pewno jest dzisiaj bardzo wysoka. Czym jest to spowodowane? Legendą, mitem, Samsonowa. Jego losem, tragiczną historią przegranej Armii „Narew”, smutną opowieścią o żonie generała. Wszystko to pozostaje owiane aurą tajemniczości. Tworzą ją opowieści o toczonych walkach i nieistniejących miejscowościach, w których rozgrywał się dramat, cmentarze stanowiące miejsce spoczynku setek poległych żołnierzy, znajdowane w ziemi ślady wielkiej bitwy, liczne publikacje. To wszystko bardzo działa na ludzką wyobraźnię. Dziś, po 90 latach, jest to temat, który wciąż wzbudza wielkie zainteresowanie. Legenda Samsonowa żyje już swoim własnym życiem. Tylko czy Samsonow na nią zasłużył?


Przypadek

Bardzo często o wszystkim decyduje przypadek. Szczególnie na wojnie. Gdyby Samsonow ze swą sotnią Kozaków znalazł się w okolicach drogi Muszaki – Wielbark dwie godziny wcześniej lub dwie godziny później, nie napotkałby grupy von Schmettau’a, 1. batalionu strzelców imienia Grafa Yorcka von Wartenburga ani kompanii karabinów maszynowych porucznika Balli. Wcześniej bowiem oddziałów niemieckich nie było tu w ogóle, potem, przez około dwadzieścia godzin, krążyły jedynie słabe patrole kawaleryjskie. Przebicie się nie byłoby problemem. Samsonow przeżyłby. Jeszcze późnym wieczorem 29 sierpnia dotarłby do Ostrołęki. Wkrótce za popełnione błędy zostałby usunięty ze stanowiska dowódcy Armii „Narew”. Nie byłoby legendy. Dziwny traf chciał, że o tej samej porze, w tym samym miejscu, spotkały się dwie wrogie grupy mające przeciwne cele, jedni starali się ujść z okrążenia, drudzy zamknąć okrążenie. To przypadek zadecydował o losie Samsonowa. I w ten przypadkowy sposób generał Samsonow stał się też legendą – oto generał, który ginie wraz ze swą pokonaną armią.


Wizja Sołżenicyna

Momentu śmierci Samsonowa nie widział nikt. Literacki opis ostatnich chwil generała przedstawił zmarły niedawno laureat literackiej Nagrody Nobla Aleksander Sołżenicyn w wydanej w 1971 roku w Paryżu powieści „Август четырнадцатого” („Sierpień czternastego”): Co ciężkiego było u Samsonowa – to ciało. Jedynie – ciało. Tylko ono ciągnęło go w ból, w cierpienie, we wstyd, w hańbę, Należało się uwolnić od hańby, od bólu, od ciężaru – należało się uwolnić od ciała. To było przejście wolne, oczekiwane jak głęboki haust powietrza całą piersią. Jeszcze wieczorem zbawczy idol dla sztabowców, po północy stawał się on żarnową, kamienną babą nie do uniesienia. Trudno było umknąć tylko od Kupczyka: on ciągle był przy nim, dotykając to ramion, to dłoni. Ale przy obejściu gęstych krzaków oszukał Samsonow kozaka: cofnął się, zaczaił. I trzeszczenie, ciężki chód minęły. Oddaliły się. Ucichły. Wszędzie było cicho. Całkowicie pokojowa cisza, żadnego odgłosu boju. Odezwał się tylko lekki, nocny, wiaterek. Szumiały czubki konarów. Ten las nie był wrogi, ani niemiecki, ani rosyjski, a Boży, który przygarniał każde stworzenie.
Opierając się o drzewo, Samsonow stał i słuchał szumu lasu. Bliski szelest obrywanej sosnowej kory. I górny, podniebny, oczyszczający szmer. Czuł się coraz lepiej. Odbył długą służbę wojskową, skazując siebie na niebezpieczeństwo i śmierć, ryzykował i gotów był na nią – i nigdy nie wiedział, że to takie proste, taka ulga. Tylko że samobójstwo uznawane jest za grzech. Rewolwer jego chętnie, z cichym szmerem, przeszedł w stan bojowy. Samsonow położył go w obróconą, rzuconą na ziemię, czapkę. Zdjął i ucałował szpadę. Dotknął, ucałował medalion żony. Odszedł parę kroków na wolne miejsce. Zachmurzyło się, jarzyła się tylko jedna jedyna gwiazdka. Zasłaniało i odsłaniało ją. Upadł na kolana, na ciepłe igliwie, nie wiedząc gdzie wschód – modlił się do tej gwiazdki. Z początku gotowymi pacierzami. Następnie żadnymi – klęczał, patrzył w niebo, oddychał. Potem jęknął głośno, nie krępując się, jak każde konające zwierzę leśne: Panie! Jeśli możesz – przebacz mi i przyjmij mnie. Ty widzisz: ja inaczej niczego nie mogłem i nie mogę.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin