Oszustwo Świńska grypa ptasia grypa.pdf

(165 KB) Pobierz
Żeby publikacje, na które powołują się wirusowi oszuści, można
Tylko nie poddać się panice – prawda o ptasiej grypie, H5N1, szczepieniu oraz AIDS
Christopher Ray* Komentarz i wywiad z dnia 27.10.2005
Proszę poświęcić trochę czasu osobie całkiem niezależnego naukowca, który jeszcze nigdy nie pozwolił się kupić:
Jest nim wirusolog, dr Stefan Lanka.
Tłumaczył on w/w problem redakcji FAKTuell – bez jakichkolwiek wykrętów ( www.faktuell.de )
Oto niniejszy wywiad:
Ptasia grypa i H5N1, Szczepienie i AIDS.
Panie doktorze Lanka, grozi nam w Niemczech ptasia grypa?
- Tylko pośrednio.
W przyszłym roku w Niemczech będzie o wiele mniej dzieci. Ufając mediom, wszystkie
bociany wymrą w rezultacie ptasiej grypy. Na to powinniśmy się już teraz przygotować.
Chyba nie myśli Pan poważnie?
Tak poważnie jak istnienie niebezpieczeństwa stwierdzonego wirusem ptasiej grypy H5N1.
Problem niebezpieczeństwa czy katastrofy tkwi zupełnie gdzieś indziej.
Gdzie zatem tkwi według Pana niebezpieczeństwo czy nawet katastrofa?
Odzwyczailiśmy się po prostu używać do pewnych rzeczy nasz własny rozsądek.
To właśnie jest rzeczywiste niebezpieczeństwo czy też katastrofa. Polityka i media robią sobie prawo na swój
użytek, wmawiając nam, iż ptaki w Azji wylatujące na południe zaraziły się śmiertelnym wirusem.
Te śmiertelnie chore ptaki przemieszczają się tygodniami. Fruną one tysiące kilometrów, zarażają tym samym kury,
gęsi i inne ptaki pierzaste w Rumunii, Turcji i Grecji, z którymi nie miały w ogóle kontaktu, by je zarazić, by te w
końcu umarły.
Jednakże ptaki przemieszczające się na południe nie chorują i nie umierają, lecz przemieszczają się dalej i to
tygodniami, tysiące kilometrów. Kto w to wierzy, ten wierzy również, że dzieci przynoszą bociany. W rzeczywistości
większość ludzi w Niemczech wierzy w niebezpieczeństwo ptasiej grypy.
Czy to miałoby oznaczać, że problem ptasiej grypy w ogóle nie istnieje?
Od końca 19. stulecia obserwuje się problem zachorowań drobiu w grupach: niebieskie zabarwienie grzebienia,
zmniejszenie ilości znoszonych jaj, tępe upierzenie. Takie zwierzęta rzeczywiście czasem umierają. Choroba tego
typu określana jest jednakże jako ptasia zaraza.
W dzisiejszym sposobie hodowli grupowej drobiu, szczególnie zaś w hodowli kur w klatkach umiera codziennie
wiele zwierząt, czego skutkiem jest jednak nic innego jak tylko nieodpowiedni sposób trzymania tych zwierząt.
Skutki takiego postępowania z nimi określone zostały później nie jako ptasia zaraza lecz jako ptasia grypa. Od
dziesięcioleci doświadczamy, iż powodem tego ma być rzekomo przenoszony wirus, by w rezultacie uciec od
rzeczywistego powodu.
W takim razie powodem 100 milionów rzekomo na ptasią grypę umarłych ptaków miałby być stres i / czy
brak czegoś oraz zatrucie?
Nie! Jeżeli kura znosi mniej jaj czy też ma niebieskawy grzebień i do tego po zbadaniu stwierdzi się, że jest
nosicielem pozytywnego H5N1, wówczas wszystkie inne kury zostają natychmiast poddane zagazowaniu. W ten a
nie inny sposób powstała liczba 100 milionów kur rzekomo uśmierconych.
Przypatrzeć się jednak dokładniej problemowi, potwierdza się stara strategia stosowana od dziesięcioleci:
Na zachodzie modernizuje się w ten sposób duże zakłady, gdyż zwierzęta umarłe na skutek „epidemii” wydane
zostają na rynek za najwyższą cenę, podczas gdy w Azji i wszędzie, gdzie hodowla drobiu odnosi sukcesy, rynek
ten zostaje z zamysłem i świadomie niszczony przez światową organizację zdrowia FAO pod przewodnictwem
UNO.
Wszystkie duże hodowle drobiu na zachodzie milczą i starają się dzięki swoim weterynarzom, by ci zdiagnozowali
zarazę w momencie, gdy spadają ceny drobiu na rynku. W ten sposób możliwe jest pozbycie się drobiu z większym
zyskiem, za zagwarantowaną wysoką cenę, a co najważniejsze dużą ich ilość za jednym razem.
Sprowadzając to wszystko do wspólnego mianownika: Wszystko to jest wzajemnie finansującym się oszustwem,
którego wynikiem jest paraliżujący strach, który gwarantuje jednocześnie, że nikt nie pyta o jakiekolwiek dowody.
Na co zmarło 61 osób, u których stwierdzono wirus H5N1?
184687106.001.png
Właściwie nie ma za dużo dojść do publikacji, w których opisane by było, jakie symptomy zaobserwowano i jak
zachowano się w stosunku do nich. Niniejsze przypadki są jednoznaczne: ludzie z symptomami choroby, którzy
mieli pecha i wpadli wręcz w sidła tropiących H5N1, zabici zostali ogromną dawką chemioterapii, która miała
zahamować fenomen wirusa. Do tego dochodzi izolacja w namiocie z plastiku, otoczeni szaleńcami w ubraniach
podobnych kosmonautom, śmierć w panicznym strachu na skutek wielokrotnego odmówienia posłuszeństwa przez
organy.
Czy to miałoby oznaczać, że nie ma właściwie w ogóle wirusa ptasiej grypy?
W człowieku, w krwi czy też innych płynach organizmu, w zwierzęciu czy też w roślinie nie znaleziono ani nie
udowodniono struktur, które można by było określić jako wirus ptasiej grypy czy ogólnie wirusa grypy, ani też
jakiegokolwiek wirusa wywołującego chorobę. Powody chorób, których przyczyną miałby być, jak się uważa wirus
również u zwierząt, które szybko czy też jednocześnie mogą wystąpić u wielu indywiduów, są już dawno znane.
Więcej: Dla wirusów wywołujących choroby nie ma już po prostu w biologii miejsca.
Tylko jeżeli będę ignorował przekonania Nowej Medycyny dr Hamera, według której wydarzenia wywołujące szok
są powodem wielu chorób, a także dociekania chemii na temat następstw zatruć i niedoborów i jeżeli będę
ignorował uparcie dociekania fizyki na temat następstw promieniowania, wówczas znajdzie się miejsce na urojenia
takie jak istnienie wirusów wywołujących choroby.
Dlaczego zatem stwierdza się ciągle chorobotwórcze wirusy?
Lekarze medycyny szkolnej potrzebują wręcz paraliżujących wirusów, powodujących paraliżujący strach przed ich
fantomami jako centralne podłoże swojej egzystencji:
Po pierwsze po to, by masowo zaszkodzić ludziom poprzez szczepienia, by w rezultacie stworzyć sobie krąg
pacjentów chronicznie chorych i chorowitych, którzy wszystko pozwalają sobie ze sobą zrobić.
Po drugie zaś po to, by nie musieć się przyznać przed sobą, że przy chorobach chronicznych całkowicie wysiadają i
jeszcze więcej pacjentów uśmierciły i uśmiercają niż wszystkie wojny razem wzięte. Każdy lekarz medycyny
szkolnej jest tego świadomy, jednak tylko niektórzy mają odwagę o tym rozmawiać. Dlatego też nie ma się co
dziwić, że najwyższa ilość samobójców biorąc pod uwagę grupy zawodowe to lekarze medycyny szkolnej.
Po trzecie, lekarze medycyny szkolnej potrzebują paraliżującego i ogłupiającego strachu przed diabelską mocą
wirusów, by zatuszować swoje pochodzenie jako instrument ucisku i śmierci przed wyniosłym Watykanem, który
rozwijał się na drodze puczu z armii zachodnio - rzymskiej.
Medycyna szkolna była i jest największą podporą wszystkich dyktatur i rządów, które nie chciały się poddać
zapisanemu prawu, konstytucjom, prawom człowieka, tzn. demokratycznie uznanej umowie społecznej. Wyjaśnia to
również, dlaczego medycyna szkolna rzeczywiście może i potrafi zrobić wszystko i nie podlega absolutnie żadnej
kontroli. Jeżeli tego nie przezwyciężymy, wszyscy pod jej wpływem zginiemy.
Czy Pan czasem trochę nie przesadza?
Niestety nie! Każdy, kto ma otwarte oczy będzie patrzył na ten problem tak jak ja.
Ivan Illich ostrzegał już przed tym w 1975 r. w swojej analizie ”Wywłaszczenie zdrowia ”. Również dzisiaj można
znaleźć tę książkę pod tytułem „Arogancja medycyny”.
Goethe opisał niniejszy stan medycyny szkolnej jako bardzo trafny w Doktorze Fauscie i przyznał:
„Tutaj była medycyna, pacjenci zmarli i nikt nie zapytał, kto wyzdrowiał, ...”
Tutaj muszę jednak wskazać na nasze publikacje, gdyż to my zadaliśmy medycynie jako pierwsi podstępne pytanie
dokumentując i komentując wypowiedzi.
Ważne informacje dostępne pod: www.klein-klein-aktion.de oraz www.klein-klein-verlag.de
W jaki sposób akurat Pan doszedł do tego tysiąc lat trwającego oszustwa?
Studiowałem biologię molekularną.
Podczas moich studiów udowodniłem pierwszy wirus w morzu, w aldze morskiej. Ten dowód na wirus odpowiednio
do standardów nauk przyrodniczych, wydano po raz pierwszy w roku 1990 w publikacji naukowej.
Udowodniony przeze mnie wirus rozmnaża się w aldze, może ją opuścić i rozmnażać się w innych algach tego
samego rodzaju, bez negatywnego oddziaływania. Wirus ten nie jest w powiązaniu z jakąkolwiek chorobą.
W ten sposób w jednym litrze wody morskiej znajduje się np. ponad 100 milionów różnego rodzaju wirusów. Na
szczęście nie zauważyły tego żadne wszelkiego rodzaju placówki zdrowia ani lekarze, w przeciwnym razie
powstałoby już dawno jakieś prawo zezwalające na kąpiel w morzu pod warunkiem nałożenia kondoma na całe
ciało.
Struktur biologicznych natomiast, które spowodować by mogły cos negatywnego nie stwierdzono. Podstawa życia
biologicznego jest wspólnota, symbioza, a tam nie ma miejsca na wojny i zniszczenia. Wojna i zniszczenie w życiu
biologicznym jest dopiskiem chorego i kryminalnego rozumu.
Podczas moich studiów, nie mogliśmy znaleźć nigdzie dowodu na istnienie wirusów powodujących choroby. Później
przedstawiliśmy to publicznie i zmusiliśmy wręcz ludzi do tego, by również nam nie wierzyli, by po prostu sami
przekonali się czy istnieją wirusy powodujące choroby. W ten sposób powstała akcja klein-klein, która pytała
placówki zdrowia ponad 5 lat o dowody, aż wreszcie otrzymała stwierdzenie i pewność, że nie ma dowodu na
wirusy powodujące choroby, ani też dowodu na pożytek ze szczepień. Aby móc rezultaty te niekłamanie
opublikować, założyliśmy przed trzema laty wydawnictwo klein-klein.
Jakie wirusy w ogóle istnieją i jak działają?
Struktury, które można określić jako wirusy stwierdzone zostały w wielu rodzajach bakterii oraz w wielu podobnych
formach życia. Są one samodzielnie pozostającymi elementami wspólnoty różnych komórek w jednym wspólnym
typie komórki. Nazwane to zostaje symbiozą, wewnętrzną symbiozą, która wyniknęła w wyniku procesu zbieżności
różnorodnych typów komórek i struktur, z których wyniknął aktualny typ komórki, z której składa się człowiek,
zwierzę i roślina.
Tak jak bakterie we wszystkich naszych komórkach, które zabierają nam tlen, mitochondrie czy bakterie we
wszystkich roślinach, które produkują tlen, chloroplasty, są częściami składowymi wirusów komórek. Bardzo ważne:
Wirusy są częściami składowymi bardzo ważnych organizmów, jak np. alg niciowatych, czyli określonego rodzaju
algi jednokomórkowej i wielu bakterii. Te wirusowe części składowe nazywane są fagami. W kompleksowych
organizmach, szczególnie w człowieku, zwierzęciu czy roślinie, nie dostrzeżono nigdy takich struktur, które można
by było nazwać wirusami.
W przeciwieństwie do bakterii w naszych komórkach, mitochondrii, czy bakterii w każdej roślinie, chloroplastow,
które nie mogą opuścić wspólnej komórki, gdyż zdane są na przemianę materii wspólnej komórki, wirusy mogą
opuścić komórki, gdyż nie mają do spełnienia żadnego ważnego do przeżycia zadania w obrębie komórki.
Wirusy są zatem częściami składowymi komórki, które całą swą przemianę materii oddały wspólnej komórce i
dlatego mogą opuścić tę komórkę. Pomagają one poza wspólną komórką innym komórkom, podczas gdy
przekazują substancje budujące i energetyczne. Niczego innego nigdy nie zaobserwowano.
Rzeczywiste, naukowo stwierdzone wirusy spełniają w obrębie całościowych funkcji komórek między sobą funkcje
wspomagającą, wspierającą, ale żadnym przypadku niszczącą.
Wirusów nie dopatrzono się ani w chorych organizmach ani w płynie ustrojowym podczas chorób. Stwierdzenie
istnienia jakiegoś wirusa powodującego choroby jest czystym oszustwem, fatalnym kłamstwem z dramatycznymi
następstwami.
Chyba nie twierdzi Pan, że niebezpieczny wirus AIDS jest wirtualny?
Nie tylko ja twierdzę, że ten tzw. AIDS – wirus „HIV” nigdy nie został stwierdzony naukowo, lecz stwierdzono go na
podstawie konsensu. Minister zdrowia Niemiec, Ulla Schmidt napisała z datą 5.1.2004 do posła federalnego,
Rudolfa Kraus: „Oczywiście ten ludzki niezdolny odpornościowo – wirus uważany jest w międzynarodowym
naukowym konsensie jako naukowo stwierdzony”
W obecnym czasie, kiedy obywatele stawiali sobie pytania na temat dowodów naukowych domniemanych,
odpowiedzialnych za choroby wirusów, placówki zdrowia nie twierdzą już, że jakikolwiek wirus powodujący choroby
zostałby naukowo stwierdzony.
W toczącym się procesie petycyjnym przed niemieckim Bundestagiem, ministerstwo zdrowia odsunęło całkowitą
odpowiedzialność na federalne ministerstwo ds. badań naukowo badawczych. Ministerstwo to reprezentuje teraz
absurdalne stanowisko, iż generalnie zapewniona wolność nauki zabrania państwu zrewidować twierdzenia
naukowców.
To przecież absurd. Znaczyłoby to bowiem, że państwo wydaje nas na pastwę niekontrolowanej nauki,
która może robić i robi, co się jej podoba. Są Państwo rzeczywiście zdania, ze państwo nam to powierzyło?
Na ten temat nie mam jednego zdania. Mogę w tym miejscu zauważyć fakty i je nazwać. Przy aktualnie panoszącej
się panice ptasiej grypy przeżywamy to, w jaki sposób państwo zdaje społeczeństwo na wiedzę osób, które
maskują się tylko jako naukowcy. Przewiduje się przymusową chemioterapię a na wiosnę całe społeczeństwo
Niemiec ma się poddać przymusowo szczepieniu przeciwko stwierdzonemu fantomowi – grypy ptasiej.
Jednakże wirus ptasiej grypy nie został kiedykolwiek stwierdzony, ani też jakikolwiek wirus, który mógłby
występować w jakimkolwiek związku z chorobą. Takie wirusy po prostu nie istnieją. Są one stwierdzone na
podstawie międzynarodowych naukowych konsensów uznane jako stwierdzone a przez to uznane jako istniejące,
co wynika z wypowiedzi Pani Minister na temat wirusa AIDS.
Jednak niebezpieczny dla człowieka wirus ptasiej grypy H5N1 został przecież przed kilkoma dniami w
jednym z angielskich laboratoriów stwierdzony!
Jeżeli jakiś wirus stwierdzony został w jakimś konkretnym ciele czy płynie, na przykład u ptaków, wówczas każdy
nawet mierny naukowiec może w najbardziej miernym laboratorium sprawdzić, czy wirus ten istnieje w organizmie
umarłego zwierzęcia. Do takiego doświadczenia jednak nigdy nie doszło, wprost przeciwnie. Rozpowszechnia się
wręcz pośrednie, całkowicie bezpodstawne, o niczym nie mówiące informacje o procesach testów.
Na przykład stwierdza się, że istnieje przeciwciało, które łączy się tylko w ten sposób z ciałem rzekomego wirusa.
Podczas udowadniania zakończonego sukcesem połączenia ciała i przeciwciała udowodniono rzekome istnienie
domniemanego wirusa.
W rzeczywistości jednak przy rzekomych przeciwciałach chodzi o rozpuszczalne białka krwi , które podczas
uszczelniania rosnących i dzielących się komórek oraz podczas gojenia się ran odgrywają znaczącą rolę.
Te białka krwi, nazywane również globulinami wiążą się dowolnie w probówce odpowiedniej koncentracji z kwasami
i zasadami, minerałami i rozpuszczalnikami do innych białek. W ten sposób można dowolnie pozytywnie lub
negatywnie przetestować każdą próbkę ze zwierzęcia czy człowieka. Dlatego jest to po prostu czysta, wręcz
kryminalna samowola.
Również gdy twierdzi się, że za pomocą biochemicznej techniki rozmnażania, nazywanej polimerazą – reakcją
łańcuchową (PCR), która rozmnaża tak zwaną plazmę zarodkową wirusa i przez to udowodnione, że jest to
oszustwo, gdyż po pierwsze: nigdzie nie istnieje plazma zarodkowa wirusa wywołującego choroby, z która można
by było porównać rozmnożone cząstki plazmy zarodkowej, po drugie: rozmnażane są tylko cząstki przy plazmie
zarodkowej, które już wcześniej znajdowały się w płynach, które używane zostają do pośredniego udowodnienia
rzekomego wirusa.
Przy tym jest to całkiem proste:
Tysiąc pośrednich dowodów, jak np. kręgi w zbożu, które nie są dowodem na istnienie UFO. Nie trzeba świetnie
władać angielskim, żeby publikacje, na które powołują się wirusowi oszuści, można było czytać, żeby samemu
zobaczyć, że nie występuje w nich nigdzie wirusy: jeżeli pyta się naukowców o udowodnienie istnienia
domniemanych wirusów, np. H5N1, można otrzymać ogólną, jednak nigdy konkretną odpowiedź.
W telewizji można ciągle usłyszeć, że badania przeprowadzone w jednym z angielskich laboratoriów wykazały.
Nazwa tego angielskiego laboratorium nigdy jednak nie została podana publicznie. Chodzi tutaj o Referenzlabor ds.
ptasiej grypy, należące do UE i mieszczące się w Weybridge. Pytałem wielokrotnie naukowców o dowody istnienia
wirusa H5N1. Odpowiedzieli tylko raz, że nie zrozumieli mojego pytania i po tym już nigdy więcej nie napisali.
Wielokrotnie zwracałem się do Światowej Organizacji Zdrowia, a w szczególności do koordynatora ds. ptasiej gryp,
Niemieca, Klausa Stöhr, prosząc o dowody istnienia ptasiej grypy.
Nie zareagowała ani WHO, ani Klaus Stöhr.
Co jednak znaczy skrót H5N1, przed którym trzęsie się cały świat?
„H” w H5N1 oznacza hemaglutynina, „N” natomiast oznacza neuraminidaza.
Pseudowirolodzy uważają, że we wnętrzu wirusa grypy znajdują się białka tupu hemaglutyniny oraz białka typu
enzymu neuraminidazy.
Jako hemaglutyninę oznacza się w biochemii różne substancje, nie tylko białka, które spajają ze sobą czerwone
ciałka krwi.
Pseudowirolodzy zgodni są co do tego, że we wnętrzu wirusa grupy znajduje się 15 różnych rodzajów białka o
własnościach hemaglutyniny. „5” oznacza tutaj liczbę przypuszczalnych białek, które są udowodnione tylko
pośrednio.
Aby tylko udowodnić istnienie wirusa ptasiej grypy, miesza się w laboratorium czerwone ciałka krwi z próbkami, w
których przypuszczalnie powinien znajdować się wirus. Jeżeli czerwone ciałka krwi połączyły się, należy
przypuszczać, że powodem tego jest hemoglutynina znajdująca się w wirusie grypy, niezależnie od tego czy komuś
udało się wyizolować wirusa z takiej próby lub takiej mieszanki, nie mówiąc już o tym, że ktoś go tam zobaczył.
Tak więc ze sposobu zespolenia wnioskuje się, tak samo, jak czynili to wróżbici Asterix i Obelix, o jaki typ
hemaglutyniny chodzi. Do dyspozycji naukowców stoi duża liczba przeprowadzonych testów, które są podstawą do
stwierdzenia, że oznaczony zostaje ten typ hemaglutyniny, którą sugerował już przeprowadzający wcześniejsze
badania naukowiec.
Tak samo jest w przypadku neuraminidazy, która uważana jest za cześć wewnętrzną powłoki wirusa grypy. Tutaj
pseudowirolodzy przyjmują istnienie 9 różnych typów. W rzeczywistości neuraminidaza jest enzymem, który przez
odłączenie się od części aminocukrów o nazwie kwas neuraminowy reguluje napięciami w górnych obszarach
komórki, które są decydujące dla funkcjonowania danej przemiany materii. Analogicznie do „wirusowej”
hemaglutyniny istnieje duża liczba kupnych badań testowych, które udowodnią dokładnie rezultat, tzn, dokładnie
wykażą typ neuraminidazy, tak jak przypuszczali to przewidujący wirolodzy.
Tak więc nic dziwnego, że padły przypuszczalnie na H5N1 indyk 73 letniego rolnika Dimitris Kominaris z położonej
we wschodniej części Morza Egejskiego wyspy Inousses znikł bez śladu. Nie napłynęły też żadne będące dowodem
materiały z osławionego laboratorium w Grecji. Jednakże prorocze media zdążyły poinformować, że pierwsza próba
potwierdziła przypuszczenia.
Aby udowodnić H5N1 nie potrzeba w rzeczywistości żadnych prób, ponieważ jak w przypadku wszystkich
innych podejrzeń o epidemie chodzi o zaplanowaną z politycznych powodów akcję mającą wywołać strach.
W mediach pokazywane są ustawicznie zdjęcia na temat ptasiej grypy- oraz wirusy grypy. Niektóre z tych
zdjęć ukazują okrągłe wytwory. Czy to nie wirusy?
Nie! Po pierwsze te okrągłe wytwory, które mają być rzekomo wirusami grypy są rozpoznawalne dla każdego
biologa molekularnego, to sztucznie wytworzone cząsteczki składające się z tłuszczu i białka.
Laicy mogą to sprawdzić, pytając o publikację naukową w której ukazały się te zdjęcia, zostały opisane, a ich skład
został udokumentowany. Taka publikacja nie istnieje.
Po drugie zdjęcia mające pokazywać wirusy ptasiej grypy są dla każdego biologa czytelne i pokazują części
składowe komórek lub całe komórki znajdujące się właśnie trakcie eksportu lub importu części składowych komórki
lub przemiany materii.
Laik może to bardzo łatwo sprawdzić, pytając o publikacje z których pochodzą te zdjęcia: nigdy nie o trzyma takich
publikacji. Klika wywołująca strach niechętnie zdradza podstawy swoich interesów, czyli oszustwa na próbach
laboratoryjnych i doświadczeniach ze zwierzętami.
W przypadku zadawania pytań w agencjach fotograficznych lub w dpa o źródła pochodzenia zdjęć, wszyscy
powołują się na amerykański urząd epidemiologiczny CDC należący do Pentagonu. Z tego miejsca pochodzi też
jedyne zdjęcie domniemanego H5N1.
Zdjęcie pokazuje przekrój wzdłużny i jednocześnie poprzeczny rurek i komórek, które są uśmiercane w próbówce.
Rureczki zwane są w języku fachowym mikrotuboli i służą do transportu, a także komunikacji w komórce oraz przy
podziale komórki.
Pokazano jednak, że H5N1 zabija embriony kur i można go hodować w jajkach. Gdzie jest więc pies
pogrzebany?
Takie eksperymenty stosowane są już od ponad 100 lat, w celu udowodnienia istnienia różnych „wirusów”, np.
także dla „udowodnienia” wirusa ospy. Wstrzykuje się przy tym przez skorupę jajka ekstrakty do embrionu. Zależnie
od tego jaka dawka zostanie podana i w które miejsce embriona trafi rzekomo zainfekowany ekstrakt, embrion
umrze odpowiednio wcześniej lub później. Umarłby tak samo w przypadku, gdyby ekstrakty byłyby wcześniej
wysterylizowane.
Takie zabijanie podawane jest przez wirologów po pierwsze jako bezpośredni dowód istnienia danego wirusa, po
drugie jako dowód zdolności jego rozmnażania i po trzecie jako dowód jego izolacji.
W ten sposób z unicestwionych kurzych embrionów, które w ciszy i w milionach giną u producentów szczepionek,
produkowane są różnorodne szczepionki.
Poza kurzymi embrionami zabija się też komórki w probówkach, aby obumieranie tych komórek wykorzystać jako
dowód na istnienie, rozmnażanie się i izolację chorobotwórczego wirusa.
Nigdzie jednak nie zostaje wyizolowany, sfotografowany pod mikroskopem elektronowym, a jego części składowe
przedstawione w procesie zwanym elektroforezą.
Co więc zabija zwierzęta w doświadczeniach ze zwierzętami, jeżeli nie H5N1?
Także tutaj trzeba przyjrzeć się publikacjom, w którym opisane są owe próby na zwierzętach. Kury w ciągu trzech
dni zostają powoli uduszone poprzez podanie płynu przez tubus w tchawicy. W podbrzusze małych małpek na 30
dni przed przypuszczalną infekcją zostaje implantowany nadajnik temperatury, 5 dni przed spodziewaną infekcją
umieszczane są w komorze z podciśnieniem powietrza i w przypadku tzw. infekcji wtłacza się młodym zwierzętom
poprzez tubus do krtani w przeliczeniu na człowieka 8 kieliszków płynu. Dawki tego samego ekstraktu z
obumierających, a więc zepsutych komórek, wstrzykiwane są zwierzętom do obydwu oczu i do migdałów.
Wielokrotnym płukaniem oskrzeli wywołuje się u zwierząt duszenie itp. Wynikające z tego uszkodzenia i
okaleczenia podawane są także jako rezultat H5N1.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin