Fields Natalie - Niech żyje dysleksja.pdf

(795 KB) Pobierz
233704529 UNPDF
Natalie Fields
NIECH ŻYJE
Przełożyła
Irena Wasilewska
Elf
Warszawa 2006
DYSLEKSJA
- Proszę - powiedziała Christina, wpatrując się
w przyjaciółkę błagalnym wzrokiem.
Ta jednak wciąż była niewzruszona. Kręciła głową,
nawet kiedy zdesperowana Christina przyklęła przed nią
na kolanie i składając dłonie jak do modlitwy, spytała:
- Kiedy cię ostatnio o coś prosiłam?
- Daj spokój - rzuciła Courtney.
- No, powiedz kiedy - nie dawała za wygraną jej
przyjaciółka.
- Jeśli chcesz wiedzieć dokładnie, to wczoraj.
- Wczoraj? - Christina uniosła brwi. - Wczoraj? - po­
wtórzyła z niedowierzaniem.
- Owszem. Prosiłaś mnie, żebym ci pożyczyła poma­
rańczowy błyszczyk do ust.
- No wiesz! - prychnęła Christina. - Żeby mi wypo­
minać taki drobiazg! Czy ja kiedykolwiek wykorzystałam
to, że...
- W porządku - nie dała jej skończyć Courtney. - Przy-
znaję uczciwie, że nigdy nie wypominałaś mi tego, że
w pierwszej klasie podstawówki podbiłaś oko Bobbiemu
Fieldsowi za to, że powiedział, że jestem gruba.
Christina, nieustannie walcząca ze swoją wyimagino­
waną nadwagą, spojrzała z zazdrością na przyjaciółkę,
która mimo że nigdy nie odmawiała sobie lodów, ciastek
i innych deserów, nosiła rozmiar XS.
- Możesz być pewna, że nie zrobiłabym tego, gdybym
się wtedy spodziewała, jaka będziesz kiedyś szczupła -
oznajmiła, po czym dodała z udawaną złośliwością: -
A muszę przyznać, że nic na to nie wskazywało.
- Zawistna wiedźma - rzuciła Courtney, uśmiechając
się. Bo przecież tego dnia, kiedy Bobbie Fields po raz
pierwszy wrócił ze szkoły z podsiniaczonym okiem,
poczuła, że Christina jest jej przyjaciółką na całe życie.
I dziś czuła to samo, choć od tamtej chwili minęło ponad
dziesięć lat, a Bobbie Fields od roku bezskutecznie pró­
bował umówić się z nią na randkę. - Wcale nie byłam aż
taka gruba - dodała z udawanym oburzeniem.
- Wyglądałaś jak pulpet.
- I ty chcesz mnie o coś prosić?
- Chciałam, ale cóż... Skoro nie mogę liczyć na przy­
jaciółkę... - Christina zmarszczyła swój lekko zadarty
nos.
- No dobrze, tylko powtórz mi jeszcze raz dokład­
nie, o co chodzi, bo tak trajkotałaś, że niewiele z tego
zrozumiałam.
Christina wsadziła rękę do kieszeni dżinsów i wyjęła
pomiętą kartkę.
- To jest jego numer - powiedziała, podsuwając ją
koleżance.
- Chwileczkę, powoli. Czyj i jaki numer? To nie może
być numer telefonu.
- Oczywiście, że nie jest. Myślisz, że gdybym miała
jego numer telefonu, prosiłabym cię o pomoc?
- To jest numer jego... No... jak to się nazywa? No...
komunikatora internetowego czy jakoś tak.
- Wiesz, naprawdę powinnaś się wstydzić. Cała
cywilizowana część świata korzysta z komunikatorów
internetowych, żeby porozumiewać się z ludźmi, a ty
nawet nie wiesz, jak to się nazywa.
- A do czego mi to potrzebne? - spytała Christina,
lekceważąco wzruszając ramionami.
Jej przyjaciółka pokręciła głową i jeszcze raz spojrzała
na kartkę.
- Tylko jaki to jest komunikator?
- A co, mogą być różne?
- Boże, na jakim ona żyje świecie?! - Courtney wes­
tchnęła ciężko.
- Mogę zadzwonić? - Christina, nie czekając na od­
powiedź, sięgnęła po telefon i wystukała numer. - Cześć,
Josh - rzuciła. - Właśnie się dowiedziałam - zaczęła takim
głosem, jakby zamierzała obwieścić jakąś zaskakującą
wiadomość- że te... no... komunikatory internetowe
mogą być różne.
Courtney ukryła twarz w dłoniach, chcąc pokazać
przyjaciółce, jak bardzo się za nią wstydzi.
- Właśnie, właśnie o to mi chodzi - mówiła Christina,
nie zważając na gesty Courtney. - Muszę wiedzieć,
z jakiego komunikatora korzysta Michael. - Microsoft? -
spytała z takim zdziwieniem, jakby po raz pierwszy
w życiu usłyszała tę nazwę. - Microsoft. Komunikator
Microsoftu - powtórzyła, patrząc na przyjaciółkę. - Jest
coś takiego?
Courtney przytaknęła, po czym wysyczała jej do
ucha:
- Nie rób już sobie więcej wstydu. Skoro jesteś taką
ignorantką, to trudno, ale nie wszyscy muszą przecież
o tym wiedzieć.
Christina najwyraźniej jednak nie przejęła się ko­
mentarzem przyjaciółki i znów lekceważąco wzruszyła
ramionami.
- Dzięki, Josh - rzuciła do słuchawki. - Jesteś na­
prawdę kochany - dodała i wyłączyła telefon. - To od
Josha dostałam numer Michaela - oznajmiła.
- Michaela? Jakiego znowu Michaela?
- Jezu, ty mnie naprawdę nie słuchałaś.
- Ależ owszem, słuchałam - zaprzeczyła Courtney
i natychmiast uściśliła: - Przynajmniej do pewnego
momentu, dopóki się nie zorientowałam, że i tak nic
z tego nie zrozumiem. Bo nadawałaś jak nakręcona
katarynka.
- Nieprawda, mówiłam jasno i wyraźnie. Ale trudno,
powtórzę ci to. No więc Michael to chłopak, którego
poznałam na przyjęciu urodzinowym Josha. Kolega
brata Josha. Uwierz mi, nie spotkałaś jeszcze takiego
chłopaka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin