patyki i patyczki Jan Twardowski.odt

(84 KB) Pobierz

 

Ks. Jan Twardowski

Patyki i patyczki

Zeszyt w kratkę

O ZNAKU KRZYŻA

Chciałbym opowiedzieć, kto i co mi się przypomina, kiedy rysuję na sobie znak krzyża, mówiąc: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Najpierw przypominają mi się wasze mamusie i moja też. Przecież ona pierwsza uczyła mnie tego znaku. Gimnastykowała moją rękę, którą teraz podnoszę Najświętszy Sakrament. Komenderowała: „Na lewo, na prawo. Dotykaj czoła, a nie nosa. Serca, a nie blaszanego guzika. Ramion, a nie szelek”. Mówiła jeszcze, że dziewczynka, przechodząc przed krzyżem przydrożnym w czasie wakacji, powinna się przeżegnać, a chłopiec zdjąć czapkę.

Tak mi się jednak zdarzyło, że przechodziłem kiedyś w lipcu koło wiejskiego, wysokiego krzyża. Wiatr zerwał mi czapkę pełną upału wprost do stawu, na którym białe i żółte grążele chowały kwiaty pod wodę. Zanim wy łowiłem czapkę kijem do poprawiania rolety, a trwało to wyławianie bardzo długo, bo stale przeszkadzała sinozielona trzcina, babka wodna i czołgający się tatarak o trój—bocznej, czerwonawej u podstawy łodydze — przechodząc przed wiejskim krzyżem rysowałem na sobie znak krzyża świętego, tak jak dziewczynka.

Jak często teraz, kiedy przyjdzie się żegnać, choćby już opadły ostatnie liście, a powietrze pachniało bliskim śniegiem — staje mi w oczach ten stary, wiejski krzyż z czasów szkolnych.

Czerwony motyl dotykał ran Pana Jezusa, opodal trzy grzyby pachniały już Wigilią.

To, co było dawno, najlepiej się pamięta.

Poza tym, w tym dniu, kiedy zostałem księdzem i nie jadłem obiadu ze wzruszenia, choć podano mi zsiadłe mleko z kartoflami, nie mogłem się nawet porządnie przeżegnać, bo trzymałem stale w rękach pół tysiąca obrazków do rozdawania.

Wtedy sama mamusia mnie przeżegnała: W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Czasem kreślisz znak krzyża byle jak, łapu–capu, jakbyś wojsko owadzie odganiał, a ja nie potrafię tak szybko, bo przecież tyle mi się przypomina.

O OCZACH MATKI BOŻEJ

Na obrazie częstochowskim ma oczy brązowe. Na ostrobramskim — srebrne.

W wiejskim kościele, w którym modliłem się kilkanaście lat temu, miała oczy niebieskie.

Pamiętam, ile razy odprawiałem Mszę świętą, podnosząc wysoko na rękach ukrytego Pana Jezusa, patrzyłem wprost w Jej oczy — były niebieskie.

Kiedy po kopaniu kartofli spadał pierwszy śnieg, palono po raz pierwszy w piecu, zakładano zimowe palta, przylatywały gile, zamarzała rzeka — powtarzałem sobie na pamięć w coraz dłuższe wieczory, że Jej oczy były naprawdę niebieskie.

Któregoś dnia stary wiejski kościelny otworzył drewniany kuferek, w którym przechowywał swój mleczny ząb i fotografię z pierwszej Komunii świętej. Zobaczyłem na wewnętrznej pokrywie przyklejony obrazek Matki Bożej. Miała w kuferku szare oczy. Takie duże, jakbym na nie patrzył przez lornetkę, a takie zmęczone jak oczy matki, kiedy długo w domu szyje.

Nie wiemy, jakie miała oczy, niebieskie czy czarne. Na pewno uważne, zgadujące.

W Kanie było wesele. Wielka radość. Matka Najświętsza miała oczy zgadujące. Dostrzegła, że zabrakło wina. Już ostatni dzbanek pusty. Wszyscy się bawią. Zabrakło wina — co będzie?

Poprosiła Jezusa o cud. Pan Jezus uczynił pierwszy cud dla zakochanych.

Czasem prosimy o coś bardzo małego, a dzieją się wielkie rzeczy.

Miała oczy zgadujące, od razu dostrzegła, że ludziom czegoś brakowało do szczęścia.

Jakie masz oczy, dziewczynko?

Kiedy byłaś na choinkowej zabawie, miałaś oczy szczęśliwe.

Gdy zimą biegasz w parku po śniegu — masz oczy uśmiechnięte. Mróz aż parzy, koło nosa biegają iskry śniegu. Kiedy wyciągasz język, spada śnieżynka — może Pan Jezus od razu przemieni ją w kroplę wina. Buzia pełna cudownego smaku, biała rękawiczka spada z sanek i leci jak żywe pióro gołębie. Czy potrafisz wtedy dostrzec, że na śniegu wróbel umiera z głodu? Tak się ogrzewał w kominie, że umalował się na czarno, wyszedł teraz na śnieg i ma taką minę, jakby się chciał grzecznie ukłonić przed śmiercią.

Wszystko widzisz, a może tego wróbla nie dostrzegasz? Trzeba mu rzucić coś do jedzenia.

Pewna dziewczynka miała tak bystre oczy, że wszystko zauważyła. Opowiadała, że jedna koleżanka jest zezowata, druga pucołowata. Tymczasem w szkole nie umiała zauważyć, że pani nauczycielka była bardzo zmęczona.

Pewien chłopiec założył okulary, ale nie zobaczył, że tatuś przy biurku pracuje, i wył jak dziki osioł. Inny miał tak bystry wzrok, że dostrzegał z daleka w kawałku granitu błyszczącą mikę. Mieszkając długo na wsi zauważył, że kiedy na wiosnę przylecą skowronki, szpaki, zięby i bociany, a nad stawami przefruną dzikie gęsi — niebawem ukazuje się pierwsza świeża trawa. Zapamiętał, że żaden grzyb nigdy nie jest zielony, że żyrafy to najwyższe zwierzęta. Policzył, że wiolonczela ma cztery struny. Zobaczył, wybiegając po deszczu do ogrodu, że kiedy mokro, wszystko wygląda inaczej. Umiał nawet dostrzec, że ciocia nie ma głowy, kiedy wygląda oknem. Pewnego dnia wszedł do mieszkania. Nie wytarł butów o słomiankę, zostawił na podłodze czarne plamy — zapomniał, że mamusia potem musi się schylać i na klęczkach szorować podłogę.

Trzeba mieć oczy zgadujące, żeby wszystko zauważyły.

Pan Jezus uczynił pierwszy cud dla zakochanych.

O TRZECH KRÓLACH

Pewnego dnia odwiedziłem chorą dziewczynkę. Czuła się już lepiej. Siedząc na łóżku oparła o zieloną kołdrę szufladkę wyjętą z biurka. Wywróciła do góry dnem i ustawiała na niej szopkę, szukając figurek powycinanych z papieru, płaskich, pomalowanych po jednej stronie.

Szopka miała trzy wejścia: osobne dla zwierząt, dla pasterzy i królów. Zacząłem pomagać przy ustawianiu, ale myliłem się, wciąż jakiś osioł chciał przejść przez królewską furtkę i wciąż jakiś król czekał w kolejce razem z osłami.

W pewnej chwili, kiedy trzymałem w ręku wyciętego z papieru bladego anioła, aby go ustawić na dachu szopki, zobaczyłem nad łóżkiem dziewczynki obraz. Zdziwiłem się — Trzej Królowie z darami dla małego Jezusa. Prawdomówni jak sumienie.

Zwykle nad łóżkiem dziecka wisi obrazek Matki Bożej, Anioła Stróża, albo pamiątka pierwszej Komunii świętej. Nagle… nad zieloną kołdrą, gromadą powycinanych z papieru zwierząt, ludzi i aniołów — Trzej Królowie.

Ogromnie mi się głupio zrobiło, że tak rzadko nad łóżkami dzieci spotykamy takie obrazy.

Czytałem, że Trzej Królowie po latach przyjęli chrzest, zostali świętymi, po śmierci ciała ich pochowano w kolońskiej katedrze. Czy modlimy się do nich? Przecież mają pełne ręce darów i sami z nimi przybywają.

Teraz podam trzy wiersze. Dla każdego z Trzech Królów po jednym.

WIERSZ DO PIERWSZEGO KRÓLA

Królu, coś przywiózł złoto dla Jezusa

i Najświętszej Matki, gdy mojej mamusi zbraknie na wydatki,

o, betlejemski królu mój, z pieniądzem przy nas zawsze stój.

— O co mamy się do niego modlić?

— O pieniądze.

WIERSZ DO DRUGIEGO KRÓLA

Królu, żywicą pachnący,

przed Bogiem leżący plackiem,

niech płonę jak lipiec gorący.

O co mamy się do niego modlić?

— O to, żeby nasze serce płonęło jak kadzidło

z miłości do Pana Jezusa.

TERAZ WIERSZ DO TRZECIEGO KRÓLA

Królu, który przywiozłeś mirrę, lecznicze drogie zioła,

spraw, żeby nie było anginy, grypy, kaszlu, chrypki.

żeby tatuś był mocny jak wieloryb,

my z mamusią jak zdrowe rybki.

Strzeż gardła, ucha, brzucha mojego,

broń od lekarstwa paskudnego,

bez termometru przy mnie stój,

chcę biec na łyżwy, królu mój.

O jakim królu mowa? — O tym, który przywiózł do Betlejem lecznicze zioła — mirrę. Módlmy się do niego o zdrowie.

Mądrzy królowie. Słusznie nazywają ich mędrcami.

Wiedzieli, gdzie dać. Nie w hałaśliwym mieście, ale w cichym Betlejem.

Wiedzieli, w jaki sposób dać. Nie oddawać na bagaż, ale przynieść osobiście.

Wiedzieli, kiedy dać. W kilka godzin po ich przejeździe pojawił się anioł świętemu Józefowi i powiedział:

— Uciekaj z Matką Najświętszą i Jezusem do Egiptu.

Wiedzieli, że dary trzeba przynieść, aby się przydały na długi pobyt w obcym kraju.

Dary Opatrzności Bożej czasem przychodzą punktualnie na pięć minut przed dwunastą.

O PTAKACH NIEBIESKICH

„Przypatrzcie się ptakom niebieskim, przypatrzcie się liliom polnym”. Pan Jezus rozkazał przypatrywać się niebieskim ptakom i kwiatom. Co to znaczy?

Czy to znaczy, że mamy przypatrywać się ptakom niebieskiego koloru? Takim ptakom, które wyglądają, jakby się wykąpał} w niebieskim atramencie do złotych piór? Jest taki ptak zupełnie niebieski, nazywa się zimorodek. Mieszka nad strumieniem w gęstych krzakach. Bojaźliwy, ostrożny, jakby był zrobiony z niebieskiego przestrachu. Wychwytuje dziobem rybki. Pan Jezus nie powiedział jednak: — Wypatrujcie niebieskiego zimorodka. Co to znaczy: ,.Przypatrzcie się ptakom niebieskim”? Każdy ptak jest niebieski, bo biegnie w stronę nieba. Nawet czarna jaskółka, która tak wygląda, jakby założyła czarny frak. Ma za krótkie nogi, żeby chodzić, od razu leci pod niebo. Nawet czarny gawron.

A gołąb? Ma czerwone nogi, a jakie ma oczy?

Słyszałem o pewnym panu, który znał sześć obcych języków, ale na widok gołębia milczał z zachwytu.

Kiedyś wsadził głowę do słownika, i nie wiedział, że gołąb ma oczy pomarańczowe.

Proszę sprawdzić.

Czy gołąb leci w stronę nieba?

Znam gołębia, który wzniósł się na siódme piętro i patrzył w niebo pomarańczowym okiem.

Czy kura biegnie w stronę nieba?

Nasza kurka, która nie schodzi z podwórka, jest praprawnuczką dzikiej babci, która w Indiach unosiła się nad zbożem. Czasami jeszcze wskoczy na wyższą grzędę w kurniku, na ramię gosposi, na studnię. Chciałaby jeszcze lecieć w stronę nieba.

Czy wiesz, że rasowa polska kura ma zielone nogi? Zielononóżka.

Czy przypatrujesz się ptakom?

Czy poznasz rdzawego słowika, kraskę, przepiórkę, kosa i szczygła? Czy wiesz, że kiedy przylecą drozdy, żółte pliszki, jaskółki, kukułki — niedługo już można będzie siedzieć w klasie na lekcji przy otwartym oknie?

Jakie są lilie w Polsce?

Jest lilia królewska, ogrodowa, której śnieżne płatki tworzą zarazem kielich i koronę.

Jest lilia żółta, szafranowa.

Jest dzika, kryje się w lasach. Nazywają ją zawojką. Podobna do tureckiego zawoju.

Jest wodna. Rośnie na jeziorze. Raz pije złote słońce, raz ciemną wodę. Pije w dwóch kolorach.

„Przypatrzcie się trawie polnej”.

Jaka jest trawa? — Miękka, delikatna, uginająca się, pokorna. Tymotejka — trawa św. Tymoteusza ze skupionym kłosem, błyszczka, tomka wonna, od której pachnie siano, drżączka o maleńkich sercowatych, drżących stale kłosach.

Czy wiesz, że trawy kwitną w czerwcu?

Trawa — to cały las dla maleńkich stworzonek. Ile cudów jest w takiej trawie!

— Cykanie świerszcza, bańka rosy.

— żuczek, który odczytuje kropki z biedronki. — Trąbka motyla.

—Jagoda, która spada z koszyka przechodzącej gospodyni.

— Sześcionogi pasikonik, który gra pocierając skrzydłami. — Czerwona trajkotka, która ma skrzydełka podwójne, przednie wąskie, brunatne i tylne cieńsze, mie—dzianoczerwone z ciemnym brzegiem, która gra i skrzydłami, i nogami.

Jak mamy patrzeć na ptaka, kwiat, trawę?

Czasem ktoś patrzy na kogoś z zazdrością. Dziewczynka w czasie wakacji zachorowała na gardło. Patrzy, jak jej koleżanka siedzi w ogrodzie pod zielonym parasolem i srebrną łyżeczką stuka w spodek, na którym stoją waniliowe lody. Patrzy z zazdrością na waniliowe lody.

Kiedyś chłopiec uderzył się o klamkę i na tę klamkę patrzył z taką złością, jak na króla Heroda. Obudził się w nocy, jeszcze się bał, bo księżyc wszedł przez okno i pod łóżkiem wąchał buty. Patrzył ze złością.

Tymczasem trzeba patrzeć na kwiaty, trawę, na cały świat, na księżyc, buty, klamkę z radością.

Wszystko opowiada o Bogu, nawet wtedy, kiedy sieją oziminy, odlatuje skowronek, przychodzi pierwszy przymrozek.

O CHŁOPCU UMARŁYM, KTÓRY ZACZĄŁ MÓWIĆ

Pan Jezus dokonał wielkiego cudu, przywrócił życie zmarłemu chłopcu. Chłopiec usiadł i zaczął mówić. O czym zaczął mówić?

Nikt tego nie zapisał, a przecież zaczął mówić. Może mówił pacierz. Nie mruczał pod nosem. Mówił porządnie, dokładnie, każdą głoskę wymawiał, każde „r”, każde »e”, każde „i”. Nie oglądał się, nie patrzył na wielbłąda, który właśnie w tym czasie na widok cudu ukląkł na oba kolana. Nie patrzył na osiołka, który chciał polizać rękę Pana Jezusa, ale zatrzymano go za ucho, żeby się nie wyrywał. Nie gapił się na baranka, który niedaleko przechodził i dotykał czarnymi rogami zielonych liści. Nie kręcił się, wpatrzony w Jezusa, jak w jasne światło na niebie. Tak trzeba mówić pacierz.

Nie wiemy, czy tak było. Usiadł i zaczął mówić. Na razie zgadujemy.

— Zaczął mówić?

Może zaczął opowiadać, co widział na tamtym świecie. Opowiadał: — Słuchajcie, widziałem na tamtym świecie aniołów, ale zupełnie niepodobnych do tych, których malujemy. Opowiadał, że żaden anioł nie śpiewa solo, bo nie chce na siebie zwracać uwagi. Wszyscy śpiewają razem.

Może opowiadał, że na tamtym świecie spotkał swojego tatusia, bo czytamy w Ewangelii, że mamusia jego była wdową.

Może opowiadał: — Widziałem tatusia. Był szczęśliwy, radosny, miał pogodne oczy, jakby nigdy nie kasłał na ziemi, jakby nigdy do późnej nocy nie siedział przy stole nad otwartą książką. Jakby się uśmiechał do każdego dziecka w wózku, do wróbla, który stracił ogon, do każdej kropki na sukni mamusi. Do każdej ćmy, która po ciemku spada jak złotówka na otwartą książkę. Jakby zatykając nos nie odróżniał smaku śliwki od smaku cebuli.

Może opowiadał, że w niebie kogut, tak samo jak na ziemi, zamyka oczy, kiedy pieje, żeby pokazać kurom, że umie na pamięć.

Nie wiemy.

„Usiadł i zaczął mówić…” O czym mówił?

Może mówił: — Co się stało, gdzie ja jestem? Nie jestem w domu, tylko koło bramy miejskiej, gdzieś na dworze… Położyłem się do łóżka chory. Mamusia przykryła mnie pledem z wielbłądziej sierści. A tutaj co to?

Kto mi palce poowijał w białe gałgany? Gdzie jest moja nocna koszula? Na jakiej desce mnie położono? Może mama płacze, że mi zginęła piżama? Gdzie jestem?

O czym mówił?

Może kończył to słowo, jakie wypowiadał umierając… Nie wiemy.

Może opowiadał to, o czym czytał w Starym Testamencie, o Mojżeszu, o Eliaszu, o Abrahamie. Cieszył się i każdą lekcję religii sobie przypominał. Nawet kosmyk włosów zatrzymał mu się na czole, jak czarna hebrajska litera.

O czym mówił?

Mnie się wydaje, że zwrócił się do mamusi i powiedział: — Mamusiu, tak mi było smutno bez ciebie. Kiedy chorowałem, byłaś biedna, a teraz masz oczy radosne. Jak mi dobrze z tobą.

Czytamy przecież w Ewangelii, że gdy usiadł i zaczął mówić, to zaraz Pan Jezus oddał go jego matce.

O NIEWIERNYM TOMKU

Kim był święty Tomasz? Był jednym z dwunastu Apostołów Pana Jezusa, jednym z Jego najbliższych uczniów. Oglądał Jego cuda, słuchał Jego słów.

W Wielki Czwartek siedział razem z Nim przy jednym stole, był przyjacielem Pana Jezusa. Co się potem stało?

Tomasz nie chciał uwierzyć, że Pan Jezus zmartwychwstał. Nie chciał uwierzyć w to, że Pan Jezus po swojej śmierci przyszedł znowu do uczniów.

Kto wie, może Pan Jezus, pojawiając się uczniom, spojrzał na dawnego swojego przyjaciela Tomasza i pomyślał:

— Tomaszu, Tomku, Tomeczku, taki przyjaciel z ciebie…

Pamiętasz, mówiliśmy razem: Ojcze nasz, któryś jest w niebie.

Uczyłem cię pacierza, a teraz?

Taki przyjaciel z ciebie.

Kulejących stawiałem na nogi, trędowatych wyciągałem z choroby,

a ty na Wielkanoc się krzywisz, nie wierzysz na różne sposoby.

Mówiłem ci o miłości, karmiłem jak wróbla głodnego,

a kiedy wszystko zjadłeś, udajesz niewierzącego.

Za moją świętą naukę — chcesz mnie dotykać paluchem.

Święty Tomasz zawstydził się: jak mógł nie wierzyć. Może zaczerwienił się cały i tak wyglądał, jakby sam miał czerwone rany. A potem powiedział: — Pan mój i Bóg mój — i ukląkł jak przed wielkim ołtarzem, przed którym pali się zawsze czerwona lampka.

Mógłbym jeszcze bardzo dużo mówić, ale już nie mogę, bo nagle w pamięci staje mi cała procesja ludzi: młodych, starych, małych, dużych…

Przypomina mi się chłopiec, który powiedział kiedyś: — Nie będę się uczył religii. — Zdjął medalik, omijał kościół. Potem, po sześciu latach, siedzę w mieszkaniu, słyszę — ktoś puka.

Otwieram drzwi, przychodzi. Usiadł na krzesełku i tak drży, jakby sam dotknął rany Pana Jezusa:

— Proszę księdza, tak mi na świecie źle. Jak to było dobrze, kiedy uczyłem się religii. Niech ksiądz razem ze mną powie Ojcze nasz.

Przypomina się pewien starszy pan. Siedział w dużym, wygodnym fotelu, w którym można schować nawet swoje uszy. Przez czterdzieści lat nie spowiadał się, ale wreszcie poprosił o spowiedź. Wrócił do wiary, przyjął Komunię świętą.

W moim mieszkaniu na ścianie wisi fotografia. Fotografia dziewczynki pod szkłem w cienkiej ramce. Dziewczynka pisała pamiętnik w podwójnym zeszycie w kratkę, oprawionym w szary papier. Pisała, że do Komunii świętej często przystępuje, ale jej rodzice nie wierzą w Pana Jezusa. Nie chodzą do kościoła. Kiedyś pozwoliła im przeczytać pamiętnik. Dotknęli podwójnego zeszytu w kratkę, oprawionego w szary papier, tak jak Tomasz dotknął ran Pana Jezusa. Zaczęli czytać i pomyśleli: „Jakie to dziecko było samotne w naszym domu…” Czytali i uwierzyli.

Kiedyś odwiedzałem chorego znajomego w szpitalu. Niechętny, odwracał się do mnie plecami w kolorowej piżamie.

Powiedział, że nie umie się spowiadać, wszystko pozapominał.

Dotykał tylko krzyża i prosił, żeby mu przynieść baranka wielkanocnego i postawić na stoliku.

Tylu zaczęło już wierzyć —

tylu grzeszników zaczęło płakać,

że trzeba na świętej ambonie

czasem z radości poskakać.

Co to znaczy nawrócić się?

Nawrócić się — to na wszystko popatrzeć nagle inaczej.

O PANNIE JAIRÓWNIE I O TATUSIACH

Córka księcia, pana Jaira — panna Jairówna — umarła. Leżała cicha i blada, jakby spadły na nią wszystkie białe orzełki śniegu. Pan Jezus zbliżył się, ujął jej rękę. Zaróżowiła się, wstała. Otworzyła oczy, serce zaczęło jej bić.

Dzień dobry, dziewczynko, zawsze jest dobry dzień, kiedy otwierasz szczęśliwe oczy.

Była już na tamtym świecie. Może biegła aleją i widziała puste ławki. Nagle rozkaz: — W tył zwrot, z powrotem.

Wróciła. Patrzy: ten sam dom, ten sam tatuś, klęczy ze wzruszeniem w oczach. Białe pończochy na krześle. Ten sam obraz na ścianie. Za oknem ta sama pszczoła kąpie się w kolorach.

Przedtem blada jak maszkara, teraz różowa jak jabłoń. Pociąga nosem, znowu wie, jak pachnie pieprz, goździki i migdały Przypomina sobie wszystko to, co było słodkie, kwaśne, gorzkie i słone. Tak bardzo ją pokochał Pan Jezus. Przyszedł do jej domu, wziął ją za rękę.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin