,,Deser”
Zobaczyła krowa bezę,
Popatrzyła na nią zezem.
- To ma być deser, proszę pana?
Ładny mi deser, pieczona piana!
Niech mi pan wierzy, panie łaskawy,
Nie ma lepszego deseru od trawy.
Jak pan na łąkę się wybierze, to pogadamy o deserze...
,,Biedny pan Kos”
Pan Kos,
Który ma piękny głos
I zna piosenek sto dwadzieścia osiem,
W pewne popołudnie gorące
Spotkał się z panią Kosą na łące
I z miejsca oświadczył się pani Kosie:
,,Ty jesteś Kosa,
Ja jestem Kos,
Wymarzona z nas para wprost”.
Kosa
Spojrzała na niego z ukosa
I rzekła: ,,pomysły masz nadzwyczajne,
Serce z wrażenia mi łup-łup-łup!
Lecz ja, jeśli miałabym brać ślub,
To tylko z panem Kombajnem”.
LUDWIK JERZY KERN
,,Dwaj korsarze”
Na oceanu bezmiarze,
Za domem,
Koło trzepaka,
Spotkali się dwaj korsarze
I zaraz zaczęła się draka.
- To wody terytorialne,
Od dawna przeze mnie zajęte!
- A ja z armaty walnę
I pójdziesz na dno z okrętem!
- Walniesz?
- Walnę
- No to wal!
Tak się rozpoczął korsarski bal.
Mieli z patyków miecze
I czarne przepaski na oku,
A ja, przestraszony człowieczek,
Obserwowałem to z boku.
I jestem,
Całkiem przypadkiem,
(Nie licząc pewnej rybitwy)
Jednym jedynym świadkiem
Tej wielkiej morskiej bitwy.
,,Coś o dzieciach”
Każde dziecko z pewnością to wie
I wy także z pewnością to wiecie,
Że się dzielą na dobre i złe
Wszystkie dzieci żyjące na świecie.
Chciałbym teraz dowiedzieć się, czy
Was nachodzą też myśli dziecinne,
Że te dobre dzieci – to my,
A niedobre – to wszystkie inne.
,,Wisła”
Wisi mapa na ścianie,
Ciekawa to rzecz niesłychanie,
Po prostu fenomen natury:
Wisła płynie z dołu do góry.
Choć nie jestem specjalny orzeł,
Wiem, że tak być nie może.
Bo wszystko, od wody do rosołu,
Płynie zawsze z góry do dołu.
Więc palcem po głowie się drapię
I długo przyglądam się mapie.
Przyglądam się mapie i myślę,
Że ciężko jest płynąć tej Wiśle.
Aż mnie przechodzą ciarki!
Zwłaszcza że statki i barki
Na swoich falach dźwiga,
A to – dodatkowa fatyga.
Coś muszę zrobić w tej sprawie,
Przecież Wisły tak nie zostawię!
Może mi rozum pozwoli
Ulżyć jej w jej ciężkiej doli.
Zrób coś, rozumie mój ścisły,
W sprawie pomocy dla Wisły...
Już wiem, co zrobię kochani!
Odwrócę mapę do góry nogami!
,,Fakir”
Był sobie fakir słynny,
Słynny na cały świat.
Na ostrych rzeczach siadał
I ostre rzeczy jadł.
Gdy mięso mu dawano,
Jarzyny albo drób,
On zaraz dosypywał
Dla smaku trochę śrub.
Uwielbiał w drut kolczasty
Zawijać sobie stek
I torty z pluskiewkami
Dla siebie zawsze piekł.
Na urlop do Meksyku
Każdego roku gnał.
Tam kładł się na kaktusach,
Gdy wypoczywać chciał.
W materac nabijał szpilek
(Dwieście dwadzieścia dwie!)
By lepiej mu się spało,
Pilnikiem ostrzył je.
Aż kiedyś zachorował,
Pół nocy nie mógł spać –
I przyszedł doktor z miasta,
I zastrzyk kazał dać.
Fakira strach obleciał,
,,Nie dam się – krzyknął – kłuć!”
Wyskoczył szybko z łóżka
I uciekł, aż pod Łódź.
,,Ciocia Vlasta”
Stół umiała nakryć ładnie
Raz i dwa i trzy.
A jak goście już usiedli,
To im przynosiła knedli
Oni zaraz knedle brali
I w ping-ponga nimi grali
A na ścianach te obiady
Tłuste zostawiały ślady
Kiedyś jednak ciocia Vlasta
Na czas nie zagniotła ciasta
Jasne było, że z pewnością
Nie da knedli swoim gościom
Więc posłała po gotowe
Białe piłki pingpongowe
Ale goście ledwo siedli,
Piłki zjedli zamiast knedli
,,Srebrny zjazdowiec”
Widziałem, daję Wam słowo,
W zimową noc księżycową,
Gdy gwiazd przyświecało mrowie,
Jak księży z Kasprowego,
Ni z tego, ni z owego,
Zjechał na srebrnej swej głowie.
Jeśli chodzi o gumę do żucia –
Nie ma mistrza większego od Gucia.
Gucio gumy z ust nie wyjmuje,
Tylko żuje
I żuje,
I żuje.
Chociaż dwóje wciąż wiszą nad Guciem,
Gucio strach uspokaja tym żuciem.
I dwójkami się nie przejmuje,
Nawet obiad potrafi czasami
Zjeść z tą gumą pomiędzy zębami.
W jego mamie aż coś się gotuje,
A on żuje
Co najgorsze, to gumie tej dzięki
Rozklapały Guciowi się szczęki.
Tego nikt już mu nie zreperuje,
Nawet, gdy się do łóżka położy
I sny różne nadlecą z przestworzy,
I on w którymś z nich wystartuje,
To też żuje
ddoroch