Przełożył MACIEJ PERTYŃSKl
Wydawnictwo Da Cap0 Warszawa 1994
Rozdział pierwszy
Charlie, ty sukinsynu, zawsze miałeś spaczone poczucie humoru! Ale jak mogłeś mi zrobić coś takiego?
Joel Blackstone stał w kruchcie małego kościółka i przyglądał się gromadce żałobników w przednich ławkach. Promienie wrześniowego słońca przenikały przez witraże w oknach, rozświetlając wysokie wnętrze. Głos pastora był mocny i zaskakująco pogodny, biorąc pod uwagę, że była to uroczystość żałobna.
- Charlie Thornquist był najbardziej zagorzałym wędkarzem, jakiego znałem - powiedział pastor. - A to wiele znaczy, bo jeden Bdg tylko wie, jak chętnie sam się oddaję temu szlachetnemu zajęciu. Ale ja traktowałem je zawsze jako rozrywkę, hobby. Dla Charliego zaś było prawdziwym życiowym powołaniem.
7
Jayne Ann Krentz
Na prawo od pastora, na drewnianym podwyższeniu, stała urna. Na przybitej do niej małej, mosiężnej tabliczce wyryto słowa „Poszedł na ryby". W urnie znajdowały się doczesne szczątki osiemdziesięciopięcioletniego szefa Joela, Charliego Thornąuista. Wpkdł urny ustawiono kilka zdjęć Charliego z wyjątkowymi okazami: największe wrażenie robiła fotografia z marlinem złowionym u wybrzeży Meksyku.
Joel wciąż nie potrafił uwierzyć, że ten stary drań w końcu go wykiwał. Po całym tym gadaniu, że w nadchodzącym roku da się Joelowi wykupić, teraz go wyro-lował. Firma, którą Joel zbudował od podstaw, przypadła córce kuzyna Charliego. Pani Letitia Thornquist była bibliotekarką w jakimś college'u na środkowym wschodzie, w Kansas, Nebrasce czy jeszcze innym, równie odległym
miejscu.
Och, do diabła z tym wszystkim! Firma Thornąuist Gear należała do niego, Joela Blackstone'a, a on za żadną cholerę nie miał zamiaru dopuścić, żeby wpadła w omszałe łapki jakiejś wychowanej w wieży z kości słoniowej panienki, która nawet za pomocą dwudziestotomowego słownika nie zdołałaby odczytać bilansu handlowego, Joel skręcał się z wściekłości. Był już tak blisko przejęcia Thornąuista!
To była jego firma, pod każdym względem! To on wsadził w nią przez ostatnie dziesięć lat wszystko, co miał. To on własnoręcznie uczynił z niej jedno z najważniejszych przedsiębiorstw na rynku. I to właśnie on spędził ostatnie osiem miesięcy na knuciu i planowaniu zemsty, której już nie mógł się doczekać. Ale żeby dokonać tej zemsty, musiał utrzymać pełną kontrolę nad Thornąuist Gear.
Joel pomyślał, że w ten czy inny sposób pozostanie szefem firmy. A ta bibliotekareczka z Iowy czy skąd tam, może się pocałować w dupę.
- Zebraliśmy się tu dziś, aby pożegnać Charliego
Idealni partnerzy
Thornąuista - powiedział pastor. - Pod wieloma względami to smutny moment, ale w rzeczywistości wysyłamy go po prostu w kochające ręce Wielkiego Wędkarza.
Mieliśmy układ, Charlie. Ufałem ci. Thornąuist miało być moje! Dlaczego, do cholery, musiałeś umrzeć akurat teraz?
Joel bardzo chciał wierzyć, że Charlie chyba jednak nieumyślnie wykitował na atak serca, zanim zdążył zmienić testament zgodnie ze swoją obietnicą. Po prostu miał zwyczaj olewać interesy na rzecz wędkarstwa. Był w tym naprawdę świetny. Tym razem stary dobry Charlie olewał różne rzeczy trochę za długo.
i oto teraz, zamiast zostać posiadaczem Thornąuist Gear, szybko rozwijającej się firmy z centralą w Seattle, specjalizującej się w sprzęcie sportowym i turystycznym, Joel dorobił się nowego szefa. Już na samą tę myśl zagryzał zęby. Bibliotekarka, na litość boską! Miał pracować dla bibliotekarki!
- Przez większą część swego dorosłego życia Charlie Thornąuist ulegał jednej, jedynej pasji. - Pastor uśmiechnął się łagodnie do zebranych. - A tą pasją było wędkarstwo. Ale dla Charliego Thornąuista liczyło się nie to, co akurat złowił, lecz sama wspólnota z naturą, towarzysząca każdej wyprawie na ryby. Charlie był najszczęśliwszy siedząc w łodzi z wędziskiem w garści.
Joel przyznał w myślach, że to cała prawda. Jednak kiedy Charlie wypływał na ryby, Joel wypruwał z siebie flaki, żeby zmienić Thornąuist Gear z guzik wartego sklepiku w handlową i finansową potęgę, w młodego, głodnego rekina, który właśnie szykował się do połknięcia w całości i żywcem swojej pierwszej ofiary. Charlie-mu podobałaby się ta metafora.
Joel zmrużył oczy przed złotą poświatą, sączącą się przez kolorowe okna. Przyjrzał się uważnie trzem osobom siedzącym w pierwszej ławce.
Dzięki Charliemu poznał już wcześniej doktora Morga-
8
9
na Thornquista. Morgan był profesorem na Wydziale Filozofii i Logiki co!lege'u w Ridgemore, małej, prywatnej uczelni w Seattle. Wychował się na farmie na środkowym wschodzie, co dawało się jeszcze zauważyć w jego mocno zbudowanej sylwetce i szerokich ramionach.
Ale poza tym nic nie wskazywało na to, że jako chłopiec Morgan mieszkał na wsi. Niedawno skończył pięćdziesiąt lat, i - o czym Joel wiedział od Charliego - pięć lat temu stracił pierwszą żonę. Z krzaczastymi brwiami, dokładnie przystrzyżoną siwą brodą i otaczającą go aurą akademickiej pompatyczności, Morgan idealnie pasował do wyobrażeń Joela o profesorze college'u. Joel nie miał nic przeciwko Morganowi. Spotkali się do tej pory kilka razy, a Morgan zawsze był bardzo uprzejmy. Joel szanował inteligencję, a Morgan Thornquist bez cienia wątpliwości był człowiekiem bardzo inteligentnym.
To samo można było powiedzieć o jego obecnej żonie, wysokiej, zimnej jak lód blondynce w zaawansowanej ciąży, siedzącej po prawej stronie Morgana. Stephanie Thornąuist była według wszelkich znaków na niebie i ziemi równie błyskotliwa, jak jej mąż. Mając czterdzieści lat była profesorem na Wydziale Lingwistyki college'u w Ridgemore.
Stephanie Thornquist niezaprzeczalnie była kobietą atrakcyjną. Miała szlachetne rysy twarzy, i nawet mimo ciąży jej figura była smukła i elegancka. Srebrnoblond włosy miała obcięte bardzo krótko i bardzo gładko, w sposób, który był jednocześnie nowoczesny i ponadczasowy. Jej chłodne, niebieskie oczy odzwierciedlały taką samą spokojną inteligencję, jaką charakteryzował
się jej mąż.
Joel wiedział, czego się spodziewać po Morganie i Stephanie, bo przynajmniej miał okazję ich poznać. Nie stanowili dla niego ani bezpośredniego zagrożenia, ani tajemnicy. Natomiast jego nowy szef był i tym, i tym.
Niemal z niechęcią Joel przeniósł wzrok na siedzącą
po lewej stronie Morgana Thornąuista młodą kobietę. Nie miał do tej pory okazji poznać Letitii Thornąuist i nie bardzo się do tego palił.
Z miejsca, w którym stał, nie widział dokładnie jej twarzy - głównie jednak z tego powodu, że wciąż szlochała w ogromną chusteczkę. W tym małym zgromadzeniu panna Thornąuist była jedyną płaczącą osobą. Joel zauważył, że robiła to z pewnym entuzjazmem.
Pierwsze wrażenie Joela w związku z nową właścicielką Thornąuist Gear dotyczyło braku jakiegokolwiek podobieństwa między nią i jej macochą. W przeciwieństwie do tej wysokiej, eleganckiej blondynki była niska i miała wymiętoszone ubranie, a jej rozczochrane włosy zdecydowanie nie były koloru blond.
Właściwie to właśnie ta dzika gęstwa miedzianobrązo-wych włosów jako pierwsza rzuciła mu się w oczy. Pani Letitia wyraźnie dołożyła starań, żeby jakoś upiąć tę bezładną masę w poważny kok, ale zaczynał się on już rozsypywać. Spod złotej kiamry wyślizgiwały się kosmyki włosów, zaczynając życie na własny rachunek. Niektóre z nich opadły na jej delikatny kark, inne figlarnie dotykały brwi lub skręcały się na policzkach.
Kiedyś, przy jakiejś okazji, Charlie powiedział mu, że Letty miała dwadzieścia dziewięć lat. Wspomniał wówczas też nazwę tego college'u, w którym pracowała jako bibliotekarka, ale Joel zdążył to już zapomnieć. Teraz usiłował sobie przypomnieć nazwę tej szkoły - Valmont czy Vellcourt, coś takiego.
W tej właśnie chwili Letitia Thornąuist obejrzała się i dostrzegła, że Joel się jej przygląda. Joel nie odwrócił wzroku, kiedy zerknęła na niego przez okulary w okrągłych, szylkretowych oprawkach. Jej oczy były Wielkie i pełne ciekawości. Małe, okrągłe szkła w połączeniu z wysokim łukiem ciemnych brwi nadawały jej wygląd wcielonej wielkookiej niewinności. Joelowi nasunęło się porównanie z pyszczkiem małego, wścibskiego kotka.
10
11
Patrząc na joela, Letitia z zastanowieniem zmarszczyła czoło, wyraźnie usiłując się domyślić, kim on jest i co
tutaj robi.
Z lekkim wstrząsem Joel uświadomił sobie, że Letitia ma ładne, pełne usta. Zauważył też, że jej żakiet - przynajmniej częściowo - sprawiał wrażenie wymiętego z powodu pewnych zaokrągleń na jej figurze. Nie była ani trochę za obfita, jak stwierdził, ale po prostu przyjemnie zaokrąglona we wszystkich właściwych miejscach. Miała w sobie pewną przytulną zmysłowość. Była tym typem kobiety, o którym mężczyźni myślą potajemnie, kiedy zaczynają się zastanawiać nad domem rodzinnym
i dziećmi.
Joel jęknął w duchu. Zupełnie jakby miał jeszcze za mało problemów. Teraz musiał jeszcze wymyślić sposób na poradzenie sobie z wielkookim niewiniątkiem, kobietą, która wyglądała, jakby jej życiowym powołaniem było mozolenie się nad garnkami z obiadem i raczkującymi pod nogami niemowlętami.
Z drugiej strony, pocieszył się, jeśli Letitia Thornquist była tym, na kogo wyglądała - naiwną bibliotekarką ze środkowego zachodu - powinien sobie z nią poradzić. Złoży jej tę samą propozycję, jaką złożył Charliemu.
Przy niewielkiej dozie szczęścia pani Thornquist rzuci się na sposobność zostania w kilka miesięcy bogatą osobą i wskoczy do najbliższego samolotu do Kansas, czy skąd tam przybyła. Joel przypomniał sobie, że chyba była mowa o jakimś narzeczonym. Tak, był pewny, że Charlie wspomniał o jej niedawnych zaręczynach.
Joel przyjrzał się uważnie jej smukłym palcom wypatrując pierścionka, kiedy Letitia Thornąuist z powrotem przeniosła uwagę na kończącego ceremonię pastora.
- Charlie opuścił ten świat w chwili, kiedy poświęcał się swojej najukochańszej czynności - podsumował pastor. - Nie każdemu może to być dane. Jego rodzinie i przyjaciołom będzie go brakowało, ale wszyscy może-
my czerpać satysfakcję z wiedzy, że Charlie przeżył swoje życie w taki sposób, jakiego sobie życzył.
Joel wbił wzrok w urnę. Będzie mi cię brakowało, ty stary sukinsynu, mimo że na koniec wszystko rozpieprzyłeś.
Przyjrzał się z zainteresowaniem, jak Letitia otwiera czarną torebkę, wyjmuje kolejną wielką chusteczkę i wydmuchuje nos. Schowała chusteczkę do torebki i ukradkowym ruchem usiłowała obciągnąć żakiet. Patrząc na to Joel stwierdził, że był to zupełnie bezowocny wysiłek. Najwyraźniej Letty była jedną z tych osób, na których ubranie pięć minut po włożeniu już jest wymięte.
Jakby znów wyczuwając jego spojrzenie, Letty się obejrzała. W dziwnym przypływie lubieżnego zainteresowania Joel zaczął się zastanawiać, czy będąc w łóżku z mężczyzną Letty ma na twarzy taki sam wyraz zaciekawienia. Wyobraził sobie, jak bardzo musi być zaskoczona osiągając orgazm. Uśmiechnął się na tę myśl. Uświadomił sobie, że był to jego pierwszy uśmiech od wielu dni.
- Życząc Charliemu nieskończonej wyprawy na ryby, pomódlmy się przez chwilę w ciszy. - Pastor pochylił głowę, a wszyscy zebrani poszli za jego przykładem.
Podniósłszy znów głowę Joel dostrzegł, że pastor wręcza urnę Morganowi Thornquistowi. Żałobnicy powstali z ławek i zaczęli wychodzić przed kościół.
Morgan i Stephanie zatrzymali się, żeby zamienić parę słów z kilkoma gośćmi. Joel nie spuszczał z oka Letitii, która wydobywała właśnie następną chusteczkę. Kiedy otworzyła torebkę, dwie z pokaźnej sterty zużytych chusteczek wypadły jej na podłogę. Letitia pochyliła się, żeby je wydostać spod ławki. Ta czynność uwypukliła kształty jej rozkosznie zaokrąglonego tyłeczka, jak również spowodowała wysunięcie się na plecach bluzki spod paska od spódnicy.
W tym momencie Joel uznał, że panna Letitia Thornąuist będzie zaledwie niedogodnością, a nie poważnym
12
13
problemem. Kierując się impulsem ruszył do ławki, pod ktdrą Letitia na czworaka poszukiwała upuszczonych chusteczek.
- Ja je podniosę, panno Thornąuist! - Joel zatrzymał się obok, schylił, podniósł mokre chusteczki i wręczył je wciąż przykucniętej między ławkami Letitii. Ze zdziwie...
cymmes