12 - PIOTR OTRZYMUJE KLUCZE KRÓLESTWA NIEBIESKIEGO.doc

(34 KB) Pobierz
PIOTR OTRZYMUJE KLUCZE KRÓLESTWA NIEBIESKIEGO

PIOTR OTRZYMUJE KLUCZE KRÓLESTWA NIEBIESKIEGO

Zanim tu przyszli i nim Jezus odszedł na modlitwę, zdali Mu Apostołowie i uczniowie, na ostatku wysłani, dokładną sprawę z swej nauki, czynów i przygód. Jezus wysłuchał wszystkiego, wezwał ich do modlitwy i polecił być gotowymi do przyjęcia tego, co ma im oznajmić.


Przed świtem zgromadzili się znowu wszyscy, a Apostołowie stanęli w koło Jezusa. Po prawicy stał Jan, za nim Jakub Starszy, a trzeci Piotr. Uczniowie stali za Apostołami, starsi bliżej, młodsi dalej. Wtedy Jezus, nawiązując do wczorajszej rozmowy, zapytał: „Kim mienią Mnie być ludzie?"

Apostołowie i starsi uczniowie zaczęli zaraz przytaczać różne zdania, krążące o Jezusie, mówiąc, że jedni uważają Go za Chrzcicielu, inni za Eliasza, inni wreszcie za Jeremiasza zmartwychwstałego. Opowiedzieli wszystko, co doszło do ich uszu, i czekali ciekawie, co Jezus im odpowie. Przez chwilę trwało milczenie. Jezus spoważniał bardzo, a widząc, że uczniowie niecierpliwie nań spoglądają, zapytał: „A wy za kogo Mnie macie?" Żaden nie czuł się zdolnym odpowiedzi, tylko Piotr, pełen mocy i zapału, wystąpił krok naprzód, wzniósł rękę do góry na znak uroczystego zapewnienia, i niejako w imieniu wszystkich, zawołał głośno i silnie: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga żywego!"

Uroczysta, prorocka postać Jezusa zajaśniała, wzniósł się nieco ponad ziemię i rzekł głosem silnym, z tą samą powagą co przedtem: „Błogosławionyś jest, Szymonie, synu Jana, gdyż ciało i krew nie objawiły ci tego, ale Ojciec Mój, który jest w niebiesiech! A Ja ci powiadam, ty jesteś opoką, a na tej opoce zbuduję kościół Mój i bramy piekielne nie przemogą go. I tobie dam klucze Królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w Niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w Niebie!" Prorocze słowa Jezusa pojął Piotr w ich całym znaczeniu za światłem tego samego Ducha, przez którego złożył przedtem wyznanie boskości Jezusa; przeniknęły go one do głębi. Przy słowach Piotra: „Tyś jest Chrystus, Syn Boga!” wypowiedzianych z takim zapałem, spoglądali Apostołowie z osłupieniem to na Jezusa, to na Piotra, to po sobie. Nawet Jan, tak jawnie dał poznać swój przestrach, że Jezus później, idąc z nim osobno, surowo zganił mu to zachowanie się.

Działo się to o wschodzie słońca. Uroczysty nastrój potęgował się jeszcze tym, że Jezus wybrał miejsce górzyste, odosobnione, i że zachęcał ich przedtem do gorliwej modlitwy. Znaczenie tych słów przeczuwał tylko Piotr, inni Apostołowie nie rozumieli ich dobrze; wciąż tłumaczyli je sobie docześnie, mniemając, że Jezus da Piotrowi w Swym ziemskim królestwie urząd arcykapłana; to też w drodze wynurzył Jakób przed Janem domysł, że oni niezawodnie zajmą najbliższe godności po Piotrze.

Jezus jednak wyraźnie powiedział Apostołom, że jest obiecanym Mesjaszem, i poparł to mnóstwem cytatów z proroków, wskazujących jasno na Niego. Potem oznajmił im, że teraz wybiorą się na święta do Jerozolimy. Wybrali się więc z powrotem na południowy zachód ku mostowi na Jordanie. Piotr, przejęty cały słowami Jezusa, dającymi mu władzę kluczy, przyłączył się po drodze do Pana, by prosić Go o wyjaśnienie i wskazówki w poszczególnych wypadkach, niejasnych mu jeszcze; we wierze swej bowiem i gorliwości sądził, że zadanie jego zaczyna się już teraz, gdyż nie znał jeszcze konieczności warunku męki Chrystusowej i zesłania Ducha świętego. Zapytywał więc Jezusa, czy w tym, lub owym wypadku może odpuszczać grzechy, wspominał o celnikach i o jawnym cudzołóstwie. Jezus uspokoił jego zapał, obiecując, że później dowie się wszystkiego dokładniej, że jednak inaczej to będzie, niż on myśli, bo nadchodzi teraz inne prawo.

W dalszej drodze objaśniał Jezus uczniów o mających nadejść wypadkach; że teraz pójdą do Jerozolimy, spożyją u Łazarza baranka wielkanocnego, poczym czeka ich jeszcze wiele pracy, trudów i prześladowań. Ogólnikowo przepowiedział Jezus, że wskrzesi jednego z ich najlepszych przyjaciół i przez to takie zgorszenie wywoła, że będzie musiał uciekać. Mówił dalej, że na drugi rok znowu tak pójdą na święta, tam jeden z nich zdradzi Go, będą Go znieważać, biczować, wyszydzać i haniebnie zabiją, bo musi umrzeć za grzechy ludzkie, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie. Opowiadał to wszystko dokładnie, udowadniając pismami proroków; na twarzy Jego malowała się głęboka powaga i dobroć zarazem. Piotr zasmucił się bardzo wiadomością o zniewagach i śmierci, czekającej Jezusa. W prostocie swej duszy nie mógł się z tym pogodzić, więc zaraz przyłączył się do Jezusa i powstając przeciw temu, zapewniał gorliwie: „To nie może być, tego nie dopuszczę! Prędzej umrę, niżbym miał to znieść!

Niech Bóg chroni Cię od tego, to się stać nie może!" Wtem Jezus zwrócił się z powagą do niego i rzekł: „Odstąp ode mnie, szatanie, i nie wódź Mnie na pokuszenie! Nie rozumiesz tego, co od Boga, tylko co jest od ludzi." Po tych słowach zostawił go i poszedł naprzód. Przerażony Piotr, nie wiedział sam, co myśleć o tym. Dopiero przed chwilą mówił mu Jezus, że nie z ciała i krwi, ale z objawienia Bożego uznał Go za Chrystusa, a teraz nazwał go szatanem, który nie mówi z natchnienia Bożego, lecz powodowany uczuciem i słabostkami czysto ludzkimi, i to wtedy, gdy z przywiązania ku Niemu chciał wybawić Go od zagrażającej męki. Gdy porównał te słowa z poprzednimi, pokora wstąpiła w serce Jego, tym większy podziw ogarnął go i umocniła się wiara jego w Chrystusa. Lecz smutek nie zmniejszył się, bo teraz dosadniej poznał prawdziwość i konieczność męki Jezusa.

Orszak Jezusa podzielony był na gromadki, z których każda po kolei towarzyszyła Jezusowi, podczas gdy reszta szła oddzielnie. Szli szybko, nie zatrzymując się nigdzie, omijając miasta i wsie, aż pod noc zatrzymali się w gospodzie koło jeziora kąpielowego w Betulii, gdzie już oczekiwał Jezusa Łazarz z kilku jerozolimskimi uczniami.

Łazarz wiedział już, że Jezus będzie u niego spożywał z uczniami baranka wielkanocnego, a wyszedł tu naprzeciw, by ostrzec Jezusa, Apostołów i uczniów przed obchodzeniem świąt w Jerozolimie. Jak mówił, miał podczas świąt wybuchnąć rokosz, a to z następującego powodu: Piłat chciał ustanowić nowy podatek od świątyni, by za to sporządzić kosztowny wizerunek cesarza i posłać mu go w darze; prócz tego zażądał na cześć cesarza pewnych ofiar i przyznania mu publicznie pewnych zaszczytnych tytułów. Żydzi oczywiście oparli się temu i przygotowali rokosz; wszcząć go mieli Galilejczycy pod wodzą niejakiego Judasza Gaulonity, który występując w swych naukach przeciw niewolnictwu i płaceniu podatków Rzymianom, cieszył się wielką popularnością. Dlatego radził Łazarz Jezusowi, by nie szedł na czas świąt do Jerozolimy, bo mogą powstać wielkie zamieszki. Jezus uspokoił obawy jego, mówiąc, że czas Jego jeszcze nie nadszedł i nic Mu się nie stanie. Rozruch ten będzie tylko typem o wiele większego rozruchu, który nastąpi za rok, gdy czas Jego nadejdzie, a Syn człowieczy wydany będzie w ręce grzeszników.

Teraz wyprawił Jezus Apostołów i uczniów różnymi drogami w pojedynczych oddziałach. Przy Sobie zatrzymał Szymona, Tadeusza, Natanaela Chaseda i Judę Barsabę. Inni mieli pójść częścią w dół Jordanu, częścią na zachód od Garizim przez Efraim i zwiedzić po drodze miejscowości, gdzie jeszcze nie byli. Łazarz z uczniami odszedł także.

Jezus zabronił uczniom wstępować do miast samarytańskich i dał im różne wskazówki co do zachowania się. Sam zaś udał się do posiadłości Łazarza Ginnim, i tu przenocował. Nazajutrz wyruszył stąd na Lebonę i Koreę przez puszczę do Betanii.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin