2 - JEZUS W DRODZE DO BETANII.doc

(64 KB) Pobierz
JEZUS W DRODZE DO BETANII

JEZUS W DRODZE DO BETANII.
WSKRZESZENIE ŁAZARZA

Jezus bawił właśnie w małej miejscowości koło Samarii, gdzie również przybyła na szabat Najśw. Panna z Marią Kleofy, gdy przez posłańców doszła ich wieść o śmierci Łazarza. Zaraz po jego śmierci opuściły siostry Betanię i udały się do swej posiadłości koło Genei, by się tu spotkać z Jezusem i Najśw. Panną. Tymczasem w Betanii zabalsamowano i owinięto zwłoki Łazarza na sposób żydowski i złożono je do sklepionej trumny, uplecionej z prętów. Jezus miał już przy Sobie wszystkich Apostołów, więc podzieliwszy ich na kilka grup, poszedł z nimi do Ginei. Przybywszy tam, nauczał w synagodze i dopiero po szabacie poszedł do posiadłości Łazarza, podczas gdy Najśw. Panna wybrała się tam już wcześniej. Za zbliżeniem się Jego, wyszła naprzeciw Magdalena, oznajmiając Mu o śmierci Łazarza, mówiąc: „Łazarz już umarł; ach gdybyś Ty, Panie, tu był!" Lecz Jezus odrzekł: , „Nie nadszedł jeszcze Mój czas, i dobrze, że Łazarz umarł.


Lecz pozostawcie w Betanii wszystkie jego sprzęty na swym miejscu, a Ja tam przyjdę. Poszły więc św. niewiasty do Betanii, a Jezus wrócił z Apostołami do Ginei i stąd dopiero poszli do gospody, oddalonej o godzinę drogi od Betanii. Tu znowu przybył posłaniec od sióstr Łazarza, z prośbą, by Jezus spieszył do Betanii; lecz Jezus jeszcze zwlekał, a gdy uczniowie niecierpliwili się i szemrali na to, surowo ich zganił.

W ogóle zachował się Jezus nieraz tak, jak ktoś, co nie może powiedzieć, jak się rzecz ma, jaki jest stosunek między nim a otoczeniem, bo by go nie zrozumiano. Nauczając także tak robił, że raczej rozwijał własne pojęcia słuchaczów i rozbudzał w nich wątpliwość w prawdę ziemskich ich pojęć, a nie tłumaczył istoty rzeczy, bo wiedział, że tego by nie zrozumieli. Teraz właśnie nauczał o robotnikach w winnicy. Matka Jakóba i Jana, słysząc, że Jezus mówi o bliskim spełnieniu się posłannictwa, a sądząc, że jej krewnym należy się w Jego królestwie zaszczytne miejsce, wystąpiła znowu z prośbą za swymi synami i dopiero, gdy Jezus naprawdę ją zganił, umilkła.

Teraz dopiero wybrał się Jezus do Betanii, po drodze nauczając. Posiadłość Łazarza otoczona była w koło na wpół zapadłymi murami; część tylko ogrodów i niektóre przednie dziedzińce leżały poza obrębem murów.

Łazarz nie żył już od ośmiu dni. Cztery dni nie grzebano go w nadziei, że Jezus przyjdzie i go wskrzesi. W tym też celu poszły siostry do posiadłości w Ginei naprzeciw Jezusa, lecz widząc, że Jezus nie wybiera się z nimi do Betanii, wróciły i kazały Łazarza pochować. Zeszło się tu wielu był zielenią. Przy końcu tej drogi wychodziło się przez bramę i stąd było już tylko kwadrans drogi do cmentarza betańskiego, otoczonego murem. Przed bramą cmentarza rozchodziła się droga na prawo i na lewo w koło narzuconego sztucznie pagórka, którego środkiem szło na całą szerokość olbrzymie sklepienie. Pod tym sklepieniem mieściły się groby, oddzielone od siebie kratami. Przednie i tylne wyjście także zamknięte było kratą, więc stojąc z jednego końca, widać było na przestrzał zielone drzewa, rosnące po drugiej stronie cmentarza. Światło dostawało się także przez otwory u góry.

Do groty schodziło się po kilku stopniach. Grób Łazarza leżał zaraz przy wejściu, po prawej ręce. Była to jama, a w niej dopiero grób właściwy w kształcie podłużnego czworoboku, na pół chłopa głęboki, przykryty kamieniem. Wewnątrz mieściła się lekka trumna, dziurkowało pleciona, zawierająca zwłoki. W koło grobu zostawione było wolne miejsce. Wszedłszy do groty, stanął Jezus z kilku Apostołami nad grobem; niewiasty św., Magdalena i Marta, stanęły u drzwi, a za nimi tłoczyła się reszta ludu, przy czym niektórzy wchodzili aż na wierzch sklepienia, lub na mur cmentarza, by lepiej widzieć. Na rozkaz Jezusa podnieśli Apostołowie wierzchni kamień, oparli go o ścianę i otworzyli lekkie drzwi pod nim umieszczone. Marta niewielką widać żywiła nadzieję, bo rzekła: „Łazarz już od czterech dni pogrzebany i zwłoki jego już cuchną".

Tymczasem zdjęli Apostołowie lekkie plecione wieko trumny, a oczom obecnych ukazały się szczelnie owinięte zwłoki. Wtedy Jezus wzniósł oczy w górę, pomodlił się głośno i zawołał wielkim głosem: „Łazarzu, wyjdź!" Na te słowa odniósł się trup i usiadł. Nacisk tłumu stał się teraz tak wielki, że Jezus był zmuszony kazać wyprosić ich przed cmentarz. Wskrzeszony Łazarz wyglądał jakby obudzony z twardego snu. Apostołowie, stojący koło trumny, zdjęli mu prześcieradło z twarzy, rozwiązali opaski na rękach i nogach i podali je stojącym na zewnątrz, a w zamian otrzymali płaszcz dla Łazarza. Teraz dopiero podniósł się Łazarz z trumny i wyszedł z grobu, podobny do cienia raczej, niż do żywego człowieka.




Zarzucono mu płaszcz na ramiona, on zaś jakby lunatyk przeszedł koło Jezusa i wyszedł za drzwi. Na widok jego cofnęły się trwożnie siostry i ich towarzyszki, jakby przed duchem i nie dotknąwszy go wcale, upadły twarzą na ziemię. Dopiero Jezus, wyszedłszy za nim z groty, ujął go przyjaźnie za obie ręce.

Teraz wyruszyli wszyscy do domu Łazarza. Natłok był wielki, ale że ludzie bali się jeszcze trochę, więc skwapliwie rozstępowano się przed zmartwychwstałym. Łazarz szedł chwiejnie, podobny jeszcze zupełnie do trupa, obok niego szedł Jezus, a inni otaczali ich w koło, płacząc i łkając, pełni niemego, strwożonego podziwu. Minąwszy bramę, wrócili tą samą oparkanioną drogą i zatrzymali się przed altaną, skąd byli wyszli. Jezus wszedł do wnętrza z Łazarzem i uczniami, a lud cisnął się w koło tłumnie z wielkim zgiełkiem. Łazarz upadł przed Jezusem na ziemię, jak ten, którego przyjmuje się do zakonu. Jezus zaś miał przemowę, poczym poszli wszyscy do domu Łazarza, oddalonego stąd o sto kroków.

Wziąwszy Łazarza i Apostołów, poszedł Jezus z nimi do sali jadalnej, nikogo więcej nie wpuszczając. Łazarz ukląkł przed Jezusem, a Apostołowie stanęli w koło. Wtedy Jezus położył Łazarzowi prawicę na głowę i siedmiokroć tchnął nań świetlistym dechem. W tej chwili ujrzałam, że z Łazarza wyszedł ciemny obłok, a poza Apostołami w tyle u góry latał szatan w czarnej postaci, zły, a czujący swą bezsilność. Przez ten obrzęd poświęcił Jezus Łazarza na Swą służbę, oczyścił go z wszelkiego przywiązania do świata i z grzechów, umacniając go w darach duszy. Długo jeszcze rozmawiał z nim, dodając, że na to go wskrzesił, by Mu służył, a zarazem przepowiedział, że w służbie tej czekają go ze strony Żydów wielkie prześladowania.

Dotąd był Łazarz w swych chustach grobowych, poszedł więc zdjąć je i przyodziać się inaczej. Teraz dopiero zaczęły go ściskać z radością siostry i przyjaciele; przedtem bowiem miał w sobie wiele podobieństwa do trupa i to wzbudzało ich trwogę.

Przez tchnienie Jezusa otrzymał Łazarz siedem darów Ducha św. i stracił całkiem przywiązanie do rzeczy doczesnych. Otrzymał te dary przed innymi Apostołami i mógł je otrzymać, bo umarł rzeczywiście a teraz się odrodził; przez śmierć swą poznał wielkie tajemnice i widział świat pozagrobowy. Kryjąc zaś w sobie tak Wielką tajemnicę, ma osoba Łazarza wielkie znaczenie.

Wnet zasiedli wszyscy do sutej uczty. Podawano potrawy jedną po drugich, a wino stało w małych dzbankach na stole; usługiwał jakiś wyznaczony do tego człowiek. Po uczcie przyszły i niewiasty i stanęły w głębi sali, by przysłuchać się nauce Pana. Łazarz siedział koło Jezusa. Na dworze panował straszny hałas, przybyło bowiem mnóstwo ludzi z Jerozolimy, pojawiły się i straże i otoczono gęsto dom dokoła. Jezus wysłał Apostołów, którym nakazał zgromadzony tłum i straże usunąć. Nauczając jeszcze przy świetle lamp, oznajmił, że jutro uda się do Palestyny z dwoma Apostołami. Przedstawiano Mu, jak to niebezpieczne, lecz Jezus obiecał, że nie da się poznać i nie wystąpi nigdzie publicznie. Widziałam, iż potem się nieco, oparci o ściany, zdrzemnęli.

O świcie poszedł Jezus z Janem, i Mateuszem do Jerozolimy; obaj Apostołowie przepasani byli nieco inaczej, jak zwykle. Obszedłszy miasto, przybyli postronnymi drogami do tego domu, w którym później odbyła się ostatnia wieczerza. Przepędzili tu w cichości dzień cały i następną noc. Jezus przez cały czas nauczał i umacniał tutejszych Swych przyjaciół. O ile widziałam, były też w ciągu dnia Maria Marka, Weronika i może z dwunastu różnych mężczyzn. Nikodem, właściciel tego domu, nie był obecny; właśnie tego dnia poszedł do Betanii widzieć się z Łazarzem. Dom swój odstępował on zawsze chętnie do użytku przyjaciołom Jezusa.

W tym samym czasie odbyli Faryzeusze i arcykapłani walną naradę co do Jezusa i Łazarza. Przyznawali, że boją się o to, by Jezus nie zechciał wszystkich zmarłych wskrzeszać, bo wywołałoby to okropne zamieszanie. O ile mi się zdaje wszczęto skutkiem tej narady w południe, w Betanii, wielki rozruch; gdyby Jezus tam był, byliby Go pewnie ukamienowali.

Łazarz musiał się ukryć, to samo przyjaciele Jezusa, a Apostołowie rozproszyli się na wszystkie strony. Wkrótce jednak nastał spokój, bo wichrzyciele zastanowili się, że przecież Jezusa niema, a Łazarzowi nic prawie nie mogą zarzucić.

Jezus tymczasem przepędził noc całą aż do świtu w domu na górze Syjon. Przed dniem opuścił z Mateuszem i Janem Jerozolimę i spiesznie wyruszył ku Jordanowi, ale nie drogą na Bethabarę, jak ostatni raz, lecz na północny wschód. Około południa był już niezawodnie za Jordanem; wieczorem zeszli się doń Apostołowie z Betanii i noc przepędzili razem pod wielkim jakimś drzewem.

Rano poszli do małej pobliskiej miejscowości. Po drodze napotkali ślepego, prowadzonego przez dwóch chłopaków, nie krewnych mu wcale. Był to pasterz z okolicy Jerycha; od Apostołów dowiedział się, że Pan nadchodzi, zaczął więc prosić o uzdrowienie. Jezus położył mu rękę na głowę, a ślepy natychmiast przewidział i zrzuciwszy z siebie łachmany, w spodniej tylko sukni poszedł za Jezusem do osady. Tu miał Jezus zaraz naukę o naśladowaniu Go, mówiąc, że kto chce przewidzieć i pójść za Nim, musi wszystko opuścić, jak ów ślepy porzucił swe łachmany. Tu podano uzdrowionemu ślepemu płaszcz. Chciał też zaraz pozostać na zawsze przy Jezusie, lecz Jezus na teraz go oddalił, by wypróbować jego wytrwałość. Nauka trwała aż do wieczora. Jezus miał przy Sobie ośmiu Apostołów.

Zdarzyło się potem, że Jezus, zbliżając się właśnie do jakiegoś małego miasteczka, łaknął. Śmiać mi się chce, używając tego wyrazu, bo Jezus łaknął właściwie inaczej, niż my, łaknął za duszami. Od ostatniej miejscowości towarzyszyło Mu kilku ludzi, których sprawy nie w zupełnym były porządku. Otóż przy drodze stało drzewo figowe, nie rodzące owoców; Jezus podszedł ku niemu i przeklął je, i oto, drzewo to uschło natychmiast i zmarniało, a liście pożółkły. To niepłodne drzewo ligowe obrał Jezus za temat nauki w szkole. Faryzeusze i uczeni tutejsi, źle usposobieni, zażądali od Jezusa, by się stąd wyniósł. Mimo to przepędził tu Jezus noc w gospodzie. — Szkoła tutejsza położona jest wysoko. Jakaś rzeczka wpada pod tą miejscowością do Jordanu (może Betaran). Przez rzeczkę prowadzi most.

JEZUS WYRUSZA W PODRÓŻ DO KRAJU ŚW. TRZECH KRÓLÓW

Opuściwszy nazajutrz tę miejscowość, poszedł Jezus z towarzyszami ku północnemu zachodowi przez ziemię pokolenia Gad. Po drodze wyjawił Apostołom i uczniom, że wybiera się w podróż, więc rozłączy się na jakiś czas z nimi; wskazał im, gdzie mają nauczać, a gdzie nie, i w którym miejscu mają się znowu z Nim zejść. Podróż ta będzie nader cudowna. Najbliższy szabat ma Jezus zamiar obchodzić w Wielkim Chorazynie, potem pójdzie do Betsaidy, a stąd het w dół ku południowi w okolice Macherus i Madian. Pójdzie i tam, gdzie Hagar porzuciła Ismaela i gdzie Jakub położył kamień. Potem obejdzie wschodni brzeg Morza Martwego aż do miejsca, gdzie Melchizedek złożył ofiarę wobec Abrahama. Na tym miejscu stoi jeszcze do dziś kaplica, w której od czasu do czasu odprawia się nabożeństwo.

Kapliczka ta jest zbudowana z surowych, nie ociosanych kamieni, grubo mchem obrosłych. Stąd pójdzie Jezus dalej, będzie nawet w Egipcie, w Heliopolis, gdzie przebywał, będąc dzieckiem. Mieszka tam kilku poczciwych rówieśników Jego, którzy bawili się z Nim za lat dziecięcych i dotychczas o Nim nie zapomnieli. Wciąż dopytywali się, gdzie też On może się obracać, a nie chcieli w żaden sposób uwierzyć, że ten poważny nauczyciel, to ów mały ich rówieśnik. Stąd powróci Jezus inną stroną przez Hebron i dolinę Jozafata, a potem uda się tam, gdzie Go Jan ochrzcił i gdzie kuszony był na puszczy przez czarta.

Cała podróż miała zabrać 3 miesiące czasu. Jako pewne miejsce spotkania wyznaczył uczniom studnię Jakuba, koło Sychar, chociaż, jak mówił, mogą Go i prędzej spotkać, gdy będzie powracał przez Judeę. Przed rozstaniem się, powiedział im jeszcze Jezus długą naukę; szczególny nacisk kładł na to, jak mają się zachowywać podczas Jego nieobecności w swych wędrówkach nauczycielskich. Przypominam sobie słowa Jego, jak radził im, by w razie nieprzychylnego gdziekolwiek przyjęcia, proch otrząsali z obuwia swego i szli dalej.

Mateusz wybrał się na jakiś czas do domu. Z żoną jego, bardzo dobrą niewiastą, żyje od czasu swego powołania w zupełnej wstrzemięźliwości. Ma on zamiar nauczać w domu, nic sobie nie robiąc z pogardy ludzi przewrotnych.

W Wielkim Chorazynie nauczał Jezus w szabat w synagodze, mając przy Sobie Piotra, Andrzeja i Filipa. Oczekiwał tu już na Niego pewien mąż z Kafarnaum, lecz dopiero koło południa zbliżył się do Niego z prośbą, by poszedł z nim i uzdrowił mu śmiertelnie chorego syna. Jezus kazał mu na to wrócić zaraz do domu, mówiąc, że syn już od tej pory zdrowy jest. Za przykładem tego zeszli się inni chorzy i szukający pociechy z miasta i okolicy; niektórych uzdrowił Jezus zaraz, innym przyrzekł pomoc na później.

Z końcem szabatu pożegnał się Jezus przed synagogą z mieszkańcami i z kilku Apostołami, poszedł w górę rzeki ku miejscu, gdzie Jordan wpływa do jeziora, by tu przeprawić się na drugą stronę rzeki. Właściwy przewóz był wyżej i droga tam była o wiele dalsza, tu zaś służył do przeprawy rodzaj tratwy, tj. rusztowania, zbitego z belek, pokładzionych jedna na drugą. W środku na podwyższeniu umocowana była kufa, czyli kadź, w którą podróżni kładli swe tłumoki, bo tu woda nigdy się nie może dostać. Tratwę tę popychano drągami. Brzeg Jordanu nie jest w tym miejscu wysoki, i jeśli mnie oczy nie mylą, widać na rzece parę drobnych wysepek.

Wieczór już był i księżyc świecił jasno, gdy Jezus z trzema Apostołami zbliżył się do Betsaidy. Przed Betsaidą, jak w ogóle przed wielu miastami w Palestynie, stała szopa, w której podróżni, nim weszli do miasta, rozpasywali się, obmywali i czyścili suknie. Do mycia nóg byli zwykle umyślnie przeznaczeni ludzie i ci teraz oddali tę przysługę Panu i Apostołom. Stąd poszedł Andrzej naprzód, by przygotować w swym domu przyjęcie dla mistrza; w chwilę za nim poszedł Jezus z Piotrem i Filipem. Andrzej jest żonaty. Dom jego dosyć obszerny, leży na kraju miasta; z przodu jest dziedziniec, a całość otoczona jest murem. Gdy Jezus przybył, zastawiono wieczerzę, złożoną z miodu, placków i winogron.

Ogółem siedziało przy stole dwunastu mężczyzn, przy końcu zaś przyszło sześć niewiast, by słuchać nauki Pana. Wyszedłszy nazajutrz z Betsaidy, zatrzymał się Jezus przed miastem w budynkach, przeznaczonym na skład narzędzi rybackich i nauczał zebranych tu licznie mężczyzn. Po nauce poszedł Jezus w górę brzegiem Jordanu i daleko od miejsca ostatniej przeprawy, przeszedł znowu rzekę mostem i przez wschodnią Galileę wyruszył do kraju Baszan.

Na Zajordaniu jest pewne miejsce, gdzie są pokłady białego piasku i małych białych kamieni. Tu w otwartym szałasie pasterskim zebrała się gromada uczniów na spotkanie Jezusa. Przyprowadzili ich tu trzej dziarscy młodzieńcy. Zbierali tu trochę żółtych i zielonych jagód wielkości figi i małych żółtych jabłek, rosnących jużto na krzakach, jużto na drzewach; zrywano je za pomocą długich, zakrzywionych żerdek. Po obu stronach drogi, którą Jezus dotąd przybył, tworzyły rozłożyste drzewa owocowe cienistą aleję, łącząc się w górze gałęziami w nierozerwalne płoty.

Droga była widocznie mało używana, bo pokrywała ją bujna trawa. Apostołowie zrywali po drodze owoce i chowali je po kieszeniach, tylko Jezus nic nie brał. Wędrówka trwała już całą noc wciąż prawie pod górę, więc wszyscy żądni byli odpoczynku. Uczniowie, ujrzawszy Jezusa, wyszli naprzeciw i otoczyli Go w koło, witając radośnie, ale żaden nie ośmielił się podać Mu ręki. Przed szopą leżała długa, gruba, ociosana w czworobok kłoda; obsiedli ją wszyscy w koło, jakby do stołu, i każdy otrzymał porcję zebranych owoców, prócz tego miał każdy mały dzbanuszek z napojem. Patrząc stąd, widać było wznoszące się w dali góry, a przed nimi jakieś miasto. Zdaje mi się, że tam już rozciąga się kraj Amozytów. Stąd począwszy, zwracała się droga znowu nieco w dół.

Po odpoczynku wyruszyli wszyscy w dalszą drogę i po całodziennej wędrówce zatrzymali się wieczorem w szeroko rozrzuconej wiosce. Weszli do gospody, stojącej przy drodze, gdzie zaraz zebrało się w koło nich sporo ciekawych. Prostaczkowie ci niewiele wiedzieli o Jezusie, ale z natury dobrzy, przyjaźnie Go przyjęli. Objaśniwszy im przypowieść o dobrym pasterzu, poszedł Jezus z uczniami w bok od drogi do drugiej gospody, gdzie posilili się i przenocowali. Tu oznajmił Jezus uczniom, że teraz weźmie ze Sobą tylko tych trzech młodzieńców i z nimi przez Chaldeję, kraj Ur, gdzie się urodził Abraham, i Arabię, pójdzie do Egiptu, uczniowie zaś mieli się rozejść tam i ówdzie po okolicy i nauczać.

Jako główne miejsce zebrania po upływie trzech miesięcy naznaczył im znowu studnię Jakuba koło Sychar. Między uczniami, znajdującymi się obecnie przy Panu, widziałam Symeona, Kleofasa i Saturnina.

Z brzaskiem dnia rozstał się Jezus z Apostołami i uczniami, podając każdemu rękę na pożegnanie. Smutno im było, że Jezus nie ich bierze ze Sobą, tylko wspomnianych trzech młodzieńców, ale poddali się temu bez szemrania. Wspomniani młodzieńcy byli w wieku od 16—18 lat; byli smuklejsi i zwinniejsi od zwykłych Żydów i nosili długie suknie. Do Jezusa przywiązani byli jak dzieci, i usługiwali Mu we wszystkim ochoczo. Przy każdej rzeczce, strumyku, lub studni umywali Mu nogi, po drodze wciąż znosili Mu laski, kwiaty, owoce i jagody.

Jezus nawzajem bardzo serdeczny był dla nich, uczył ich i w przypowieściach zaznajamiał z całym dotychczasowym postępem Swej nauki. Rodzice tych młodzieńców pochodzili z pokolenia Mensor. Przybyli oni do Palestyny z orszakiem Trzech królów i nie wrócili już z nimi, lecz osiedlili się w dolinie pasterskiej. Zostawszy Żydami, pożenili się z córkami pasterzy i zajęli pastwiska między Samarią a Jerycho. Najmłodszy z młodzieńców zwał się Eremenzear, a później otrzymał imię Hermas. Był to ten sam chłopiec, którego Jezus po rozmowie z Samarytanką, u studni Jakóba koło Sychar, uzdrowił na prośbę jego matki. Średni zwał się Sela, albo Silas, najstarszy zaś Eliasz, a przy chrzcie otrzymał imię Siricius; wszystkich trzech zwano także tajemniczymi uczniami. Później obcowali oni z Tomaszem, Janem i Pawłem. Podróż tę Jezusa opisał Eremenzear.

W podróży miał Jezus na Sobie brązową tunikę, tkaną czy też na drutach robioną, powłóczystą, ułożoną w ciągle fałdy. Na tym miał długą, delikatną, białą suknię z. wełny z szerokimi rękawami, przepasaną w biodrach szerokim pasem z tej samej materii; z tejże materii była także chusta, którą na noc Jezus otulał głowę. Jezus jest słuszniejszy wzrostem, niż Apostołowie; czy idą razem, czy stoją, zawsze ponad wszystkimi góruje Jego jasne, poważne czoło; chód Jego jest prosty, sprężysty.

Tuszy jest Jezus miernej, ani za chudy, ani za tłusty, cała postać bije zdrowiem i szlachetnym ukształtowaniem członków, piersi i plecy szerokie, silne. Mięśnie są wyrobione przez podróże i wprawę, ale jednak niema na nich śladu przebytych trudów.

Pożegnawszy się z Apostołami, wyruszył Jezus w towarzystwie młodzieńców drogą, wznoszącą się wciąż pod górę ku wschodowi; grunt tu był biały, piaszczysty, gdzieniegdzie rosły cedry i daktyle. Naprzeciw wznosiły się góry Galaad. Jezus miał zamiar zdążyć na szabat do ostatniego miasta żydowskiego w tej stronie, o ile mi się zdaje, zwącego się Kedar. Młodzieńcy nieśli w woreczkach placki i dzbanuszki z napojem, prócz tego jedzono po drodze owoce i jagody. Wszyscy mieli laski w rękach. Czasem i Jezus wyłamywał Sobie laskę, potem znowu ją zostawiał. Na gołych nogach miał tylko trepki. Wieczorem wstąpili do jakiegoś domu na uboczu, zamieszkałego przez nieokrzesanych prostaków; tu spędzili noc.

Jezus nie dawał się nigdzie poznać, nie uzdrawiał, nie działał cudów, tylko opowiadał przeróżne, piękne przypowieści, szczególnie o dobrym pasterzu. Jak gdzie indziej tak i tu wypytywano Go o Jezusa z Nazaretu, ale Jezus nie zdradzał się z tym, że On nim jest. Rozmawiał z mieszkańcami o ich pracy i interesach, więc uważali Go za podróżującego pasterza, który szuka dobrych pastwisk, gdyż tacy podróżni często się zjawiali w Palestynie. Rano wyruszył Jezus w dalszą drogę; miał już teraz tylko kilka mil do Kedar. Grunt wznosił się teraz znowu stopniowo, bo poza Kedar były góry. Ojczyzna Abrahama leży podobno daleko stąd na północny wschód, kraj zaś Trzech Królów w kierunku południowo wschodnim.

Uczniowie, rozstawszy się z Jezusem, częścią powrócili do domu, częścią rozproszyli się po okolicy, by nauczać. Zacheusz z Jerycha, który tu także był z nimi, powróciwszy do domu, sprzedał wszystko, rozdał pieniądze ubogim, a sam osiadł z żoną w małej miejscowości i żył teraz w ciągłej wstrzemięźliwości. Dziewięć tygodni zostawił Jezus uczniom czasu, poczym mieli się znowu połączyć.


W Jerozolimie wielki był rozruch z okazji wskrzeszenia Łazarza. Toteż dlatego Jezus się oddalił, by o Nim zapomniano, podczas gdy przeświadczenie o prawdziwości tego cudu nurtowało w sercach wielu, przygotowując grunt sposobny do nawrócenia. Z podróży powrócił Jezus bardzo wychudzony. Pisanego nic niema o tej podróży, bo żaden Apostoł nie był przy tym; zresztą może i nie wszyscy wiedzieli, gdzie Jezus się obracał. Ja, o ile sobie przypominam, pierwszy raz dopiero miałam o tej drodze objawienie.


W towarzystwie trzech młodzieńców szedł Jezus wciąż dalej ku południowemu wschodowi, wybierając uboczne drogi. Noc przepędzili znowu w odosobnionym domu pasterskim. Ludzie są tu wszędzie dobrzy, bez ukrytej złości, więc lubią Jezusa i patrzą na Niego z podziwem. On zaś powtarza im przypowieści, opowiadane już w Judei, znajdując w nich gorliwych słuchaczy. Nie uzdrawia jednak i nie błogosławi. Gdy Go wypytują o Jezusa z Nazaretu, opowiada im o tych którzy stali się Jego wyznawcami i zręcznie nawiązuje to do treści Swych przypowieści. Powszechnie uważają Go za pasterza, wędrującego za zakupem trzód lub pastwisk.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin