Fields Natalie - Wszędzie tam, gdzie mnie nie ma.pdf

(546 KB) Pobierz
Microsoft Word - Fields Natalie - Wszędzie tam, gdzie mnie nie ma.rtf
NATALIE FIELDS
WSZĘDZIE TAM, GDZIE MNIE NIE
MA
Tytuł oryginału ANYWHERE ELSE
 
ROZDZIAŁ 1
Nicole Taylor i jej przyjaciółka Sara Brocket wyszły z domu towarowego na Bernard
Street i widząc ludzi, w panice uciekających, przed ulewą, która musiała rozpocząć się
niedawno, cofnęły się i znów weszły do ciepłego wnętrza sklepu.
- Ohyda - rzuciła Nicole, strzepując z kurtki krople deszczu. - I pomyśleć, że w
Nowym Jorku wczoraj był upał.
- Skąd wiesz? - spytała Sara.
- Rozmawiałam przez telefon z Dominique. - Starsza siostra Nicole przed rokiem
wyszła za mąż i wyjechała na Wschodnie Wybrzeże. - U niej są upały, a u nas tylko patrzeć,
jak spadnie śnieg.
- Nie przesadzaj. Mamy dopiero wrzesień.
- W zeszłym roku śnieg spadł już na początku października - przypomniała
przyjaciółce Nicole.
- Gdybyś mieszkała na Florydzie, zazdrościłabyś tym, którzy mają u siebie prawdziwą
zimę.
- Może, ale dwa miesiące ze śniegiem wystarczyłyby mi w zupełności. - Nicole
skrzywiła się i dodała: - Dla czego akurat ja muszę mieszkać w mieście, w którym zima trwa
dłużej niż wiosna, lato i jesień razem wzięte?
- Nie tylko ty - zauważyła Sara, uśmiechając się. Znała już na pamięć śpiewkę
przyjaciółki o tym, jacy to szczęśliwi są ludzie żyjący w Nowym Jorku, San Francisco, w
Miami, gdziekolwiek, byle nie w Spokane, niewielkim mieście na wschodzie stanu
Waszyngton. - To co, będzie my tu sterczeć czy pójdziemy pooglądać ciuchy? A może
kosmetyki?
Nic tak nie poprawia dziewczętom humoru jak buszowanie w dziale kosmetyków, a
ulewa na dworze tak przygnębiła Nicole, że Sara postanowiła coś z tym zrobić. Chwyciła
przyjaciółkę za ramię i pociągnęła w głąb domu towarowego.
Pół godziny później, już w znacznie lepszych nastrojach, przesiąknięte perfumami,
którymi opryskiwały swoje nadgarstki, tak że w ogóle nie były już w stanie rozróżniać
zapachów, postanowiły wyjść na zewnątrz i sprawdzić, czy przestało padać.
- Cześć! - usłyszały, kiedy przechodziły obok stoiska z najbardziej ekskluzywnymi
kosmetykami.
215919186.002.png
Obie odwróciły się jednocześnie i zobaczyły Chrisa Penningtona, który stał obok
bardzo wytwornej kobiety, rozmawiającej właśnie z ekspedientką.
Chłopak, wyraźnie tym znudzony, podszedł do dziewcząt.
- Mama prosiła, żebym z nią tu wszedł, i obiecała, że nie zajmie jej to więcej niż pięć
minut, a sterczę tu już ponad pół godziny.
Nicole cofnęła się nieznacznie, obawiając się, że Chris padnie, kiedy poczuje
mieszankę kilkunastu rodzajów perfum i wód toaletowych, którymi skropiły się przed chwilą.
- Weszłyśmy tu, żeby się schronić przed deszczem - wyjaśniła i na wszelki wypadek
cofnęła się jeszcze o krok.
Matka Chrisa odebrała tymczasem od ekspedientki torbę z zakupami i rozejrzała się za
synem.
- Tu jestem, mamo! - zawołał.
Pani Pennington uśmiechnęła się do dziewcząt, a te grzecznie skinęły jej głowami.
- Będę musiał już lecieć - rzekł Chris. - Cześć. Nicole i Sara patrzyły za nim bez
słowa.
- Nie mówiłaś mi, że tak dobrze go znasz - odezwała się Sara, kiedy chłopak i jego
elegancka matka zniknęli im z oczu.
- Bo go prawie nie znam - odparła Nicole. - W tym roku zapisał się do naszego kółka
fotograficznego i kilka razy był na spotkaniach - wyjaśniła, lecz jej przyjaciółka nie
wydawała się przekonana. - To wszystko, uwierz mi - zapewniła ją.
- Podobno jego ojciec jest dyplomata czy kimś takim i siedzi w Europie - powiedziała
Sara.
- Słyszałam coś o tym, ale nie chce mi się wierzyć, że facet może rozbijać się po
świecie, podczas gdy jego żona i syn siedzą w takiej zapadłej dziurze jak Spokane.
- Teraz naprawdę przesadziłaś - rzuciła Sara, która zwykle narzekania przyjaciółki
kwitowała uśmiechem, czasem jednak irytowała ją niechęć, jaką ta żywiła do swojego
rodzinnego miasta.
- Przepraszam - bąknęła Nicole i ruszyły do wyjścia z domu towarowego. Kiedy
znalazły się na ulicy, z trudem powstrzymała się, żeby nie wspomnieć o tym, jak pięknie teraz
musi być w Los Angeles. Tu, w Spokane, wciąż lało jak z cebra. - Wracamy do środka czy
urządzamy sobie wyścig do samochodu? - Kiedy zaraz po lekcjach wchodziły do domu
towarowego, na Bernard Street, jak zwykle o tej porze dnia, trudno było znaleźć miejsce do
parkowania, zostawiła więc starą toyotę, którą przejęła po Dominique, gdy ta wyjeżdżała do
Nowego Jorku, na sąsiedniej ulicy.
215919186.003.png
- Ja kupiłam już wszystko, co chciałam - odparła Sara. wskazując na torbę z zakupami.
- Ale może wrócimy i dasz się jednak namówić na tę czerwoną bluzkę. Wyglądałaś w niej
naprawdę rewelacyjnie.
No, może nie rewelacyjnie, ale całkiem nieźle, przyznała w duchu Nicole. Bluzka
podobała jej się na tyle, że była już niemal o krok od złamania obietnicy, którą złożyła sobie
w duchu tego dnia, kiedy siostra wyjeżdżała do Nowego Jorku - że nie wyda na ciuchy ani
centa z pieniędzy zaoszczędzonych z kieszonkowego i tych zarobionych w weekendy.
Żegnając Dominique na lotnisku w Seattle, pomyślała, że im bardziej będzie oszczędzać, tym
szybciej wyrwie się ze Spokane.
Pomyślała wtedy coś jeszcze i potem nie było dnia, żeby ta myśl do niej nie wracała.
Bardzo kochała starszą siostrę, a jednak nie potrafiła zwalczyć w sobie zazdrości.
Bo czy to sprawiedliwe, że ktoś, kto nigdy nie marzył o tym, żeby opuścić rodzinne
miasto, wyjeżdżał na stałe do Nowego Jorku, podczas gdy ona, pragnąca tego jak niczego
innego na świecie, wciąż musiała tkwić w Spokane?
Stojąc na deszczu, Nicole zrobiła w głowie szybki rachunek. Miała na koncie tysiąc
dwadzieścia trzy dolary. Gdyby kupiła bluzkę za trzydzieści pięć dolarów, miałaby znów
poniżej tysiąca. Zadowolona, że oparła się pokusie, podjęła decyzję.
- Nie ma co czekać, aż przestanie padać - powiedziała. - Biegniemy do samochodu.
Trzy minuty później, zdyszane i mokre, siedziały w jej toyocie. Po włączeniu silnika i
uruchomieniu na maksimum dmuchawy i ogrzewania tylnej szyby czekały chwilę, aż para
zniknie z okien samochodu i będzie przez nie cokolwiek widać, i dopiero wtedy ruszyły.
Sara pochyliła się do radia i zaczęła kręcić gałką, ale przez chwilę ze starego
odbiornika wydobywały się tylko trzaski. Nie dała jednak za wygraną i wreszcie usłyszały
znajomy głos prezentera lokalnej rozgłośni.
- Wita was Doug Hilyard z Radia Spokane... Nicole natychmiast sięgnęła do gałki,
przekręciła ją z jednego głośnika - bo drugi był popsuty - popłynęły dźwięki latynoskiej
muzyki.
Nagle pociągnęła nosem. Mdły zapach pomieszanych ze sobą perfum, który w dużym
pomieszczeniu domu towarowego i na dworze nie był aż tak przenikliwy, w zamkniętym
samochodzie, wzmocniony jeszcze wilgocią mokrych ubrań, wydał jej się nie do zniesienia.
- Co on sobie o nas pomyślał? - rzuciła.
Sara, która w milczeniu pogrążyła się w myślach, dopiero po chwili zorientowała się,
że przyjaciółka coś mówi.
- Kto? – zapytała.
215919186.004.png
- No, Chris.
Sara jednak dalej nie wiedziała, w czym rzecz.
- Nie czujesz, jak trącimy tymi perfumami? - zdziwiła się Nicole.
- A, o to ci chodzi. - Sara wciągnęła głęboko powietrze przez nos. - Chyba trochę
przesadziłyśmy - przyznała i roześmiała się.
- Nie wiem, co cię tak bawi. Chris pomyślał pewnie, że jesteśmy jakimiś kretynkami.
Sara przez chwilę patrzyła podejrzliwie na przyjaciółkę, w końcu uśmiechnęła się
ironicznie.
- Zastanawiam się, dlaczego właściwie obchodzi cię to, co myśli chłopak, którego, jak
twierdzisz, prawie nie znasz.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - obruszyła się Nicole.
- Nic,., naprawdę nic.
Wjechały w ulice, przy której obie mieszkały, i nie było już czasu na drążenie tego
tematu. Nicole przyhamowała, zjechała na pobocze przy domu przyjaciółki i zatrzymała się.
Sara przez chwilę jeszcze siedziała, jakby chciała odwlec moment wyjścia na deszcz,
w końcu jednak zapięła bluzę aż po brodę i sięgnęła do klamki.
- Cześć, do jutra - rzuciła i zdecydowanie otworzyła drzwi, ale po chwili zamknęła je i
dodała: - Coś ci powiem. Jak byś sobie kupiła tę bluzkę, byłabyś teraz w lepszym humorze. -
Przerwała i widać było, że waha się, czy mówić dalej. - Wbiłaś sobie do głowy, że musisz
wyjechać ze Spokane. Nie rozumiem wprawdzie, dlaczego ci się wydaje, że w każdym innym
miejscu byłabyś szczęśliwsza, ale nawet jeśli tak myślisz, to nie jest to powód, żeby zatruwać
sobie życie przez najbliższe dwa lata. Bo przecież dopóki nie skończysz szkoły, musisz tu
żyć. - Znów zamilkła, tym razem na dłużej. - Jeżeli masz ochotę robić z siebie cierpiętnicę -
odezwała się w końcu - to twoja sprawa, ale czy nie przyszło ci do głowy, że inni muszą
znosić te twoje humory? I wierz mi, że czasami nie jest to proste.
Nicole słuchała jej w milczeniu. Nie próbowała protestować, zaprzeczać czy
tłumaczyć się, bo zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka ma rację.
Przez jakiś czas w samochodzie, w którym szyby zaraz po wyłączeniu silnika znów
zaparowały, panowała cisza.
- Przepraszam cię - odezwała się wreszcie Nicole. - Wiem, że byłam dzisiaj nieznośna.
- Od jakiegoś czasu zdarza ci się to coraz częściej.
Z tym również musiała się zgodzić, uznała jednak, że pokajała się już wystarczająco.
- Wszyscy od czasu do czasu wpadają w chandrę, więc dlaczego ja nie mogę?
215919186.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin