7.rtf

(198 KB) Pobierz
1987-1998

1987-1998


Przesilenie wrażliwości

Druga połowa lat osiemdziesiątych: eseistyczne rewizje

świadomości społecznej i literackiej, pomarańczowa alternatywa

kultury niezależnej, poeci nieprzystosowani (Kornhauser, Maj,

Machej), nowa dykcja (Sommer i Zadura), intymistyka,

„idee to wodniste substytuty krwi"

Około roku 1986 zarówno w prozie, jak i poezji nasiliły się zja­wiska świadczące o wyczerpywaniu się formuły literatury zaan­gażowanej i rosnącej wśród pisarzy chęci zajęcia się czym innym niż jaruzelsko-polską wojną i wypowiadania się w innych języ­kach niż te, które w pierwszej połowie dekady opanowały zakres patriotyczno-obywatelskich wysłowień. A może tak: nie istniała jeszcze wówczas odpowiedź na pytanie „jak inaczej", lecz świado­mość, że „t a k dłużej się nie da" ugruntowywała się coraz bardziej. Dowodzą tego książki i szkice o literaturze i kulturze, których au­torzy starali się zrewidować dotychczasowy światopogląd pisarzy opozycyjnych.

W roku 1986 ukazała się w Paryżu Solidarność i samotność Adama Zagajewskiego, rok później w Warszawie Zostaje kantyczka Tadeusza Komendanta. Pojawił się szereg ważnych artykułów, by wspomnieć tylko wypowiedź Tomasza Burka Zazdroszczę ci twojej jasności („Kultura Niezależna" 1986, nr 24) czy Rafała Grupiń-skiego Ci wspaniali mężczyźni od podstawowych wartości („Kultura" 1988, nr 9). Wszyscy ci autorzy niepokoili się utratą przez litera­turę artystycznej autonomii, a niektórzy (Komendant, Grupiński) demaskowali część mitów budujących etos niezależnej kultury. Głównie chodziło im o przerost moralistyki nad estetyką, Grupiń­ski posłużył się dość pogardliwym terminem PIN (polski intelek­tualista) na oznaczenie osobnika nie odróżniającego wielkich słów i zamaszystych gestów od prawdziwej odpowiedzialności za kul­turę, Komendant postulował powołanie „Ligi Obrony Poezji Pol­skiej przed Herbertem" - - w dobie szczytowego posłuchu, jakim


170 • PRZESILENIE WRAŻLIWOŚCI

cieszył się wśród czytelników autor Pana Cogito, będący przecież nie tylko poetą, ale i nauczycielem i mistrzem. Zagajewski szu-Pul\k]u. równowagi między antytotalitarnym zaangażowaniem a spiendtd isolation, postawą odosobnienia artysty od zagadnień zbyt jednoznacznych, martwił się z powodu schematyzacii iakiei ulegało myślenie w kategoriach dziejowego fatum, i szkodliwości przywiązania Polaków do roli ofiary historii. Dostrzegał także nie Bezpieczeństwo uwikłania się w myślenie politycznego przeciw-uka, prowadzące do negatywnego odwzorowywania jeeo obra™ rzeczywistości. Bał się skurczenia świata do „sprawy polskiej"

^w f n        obywatelska hteratura a tak mało obywatelskie społeczeń­stwo? «DZie,e się tak - pisze Zagajewski - jakbyśmy nie opływając wcale w nadmiar swobód, jeszcze i jedną z ostatnich chcielT sobiTode-:: wolność artystycznego tworzenia». Zagajewski proponuje aby spo łeczenstwo pozwoliło artyście płacić podatek obywatelski inną moneta' aniżeli tą, która akurat znajduje się w obiegu. Niech pielęgnuj^S poszerza granice wyobraźni i myśli, zwiększa «mistyczny zapas» polskki literatury, zadaje pytania, których na co dzień raczej wolimy unikać bo burzą nasz spokój i nasze wyobrażenie o nas samych, ale niechże nie po zostaje skazany na ciągłe roztrząsanie problemów lokalnych, wmyślanie się w jedyność polskiej kondycji; niech pisze o tym co nas łączy zTnnymi poprzez zgłębianie tajników wspólnej nam a tak sprzecznej w sobie n tury, opisywanie wspaniałej i groźnej przygody jaką jest przeżywanie na

142* l™       (     ZaleSki'MądremU biada- Szkke literacki*> ^ 989

Mnie, więcej w tym czasie ukazały się zbiory wierszy któ­rym dane było odegrać ważną rolę w przyszłości. Wkrótce zaczęli dawać o sobie znać bardzo młodzi poeci, Marcin ŚwietlickTczy Jacek Podsiadło, którzy w latach dziewięćdziesiątych zajmą miej­sca w pierwszym rzędzie literatury. Koniecznie należy też zauwa zyc bujny rozwój takich marginalnych dotąd zjawisk, jak art-ziny twórczość trzecioobiegowa, wchodząca w kontakt z rozmaitymi postaciami subkultury młodzieżowej, szczególnie z muzyka roc *b ekologią i anarchizmem, oraz eksplozję kultury śmiechu" reprezentowanej głównie - lecz nie wyłącznie - przez wrocław­ską Pomarańczową Alternatywę.


PRZESILENIE WRAŻLIWOŚCI • 171

Art-ziny (z ang. art magazine) wyłamywały się ze schematu dzielącego polską kulturę na część oficjalną i niezależną, wnosząc do niej -- i poniekąd antycypując bliski tryumf— ducha swo­body od instytucjonalnych autorytetów, wiarę w znaczenie pry­watnych ekspresji, swoisty egalitaryzm polegający na zrównaniu nieomal wszelkich form kreacji i przekreśleniu wartościujących różnic między tym, co w kulturze wysokie i niskie, a także dumny pogląd, iż życie autentyczne upływa na tworzeniu. Były to praw­dziwe samizdaty, wyroby odręczne, spontaniczne i prywatne. Nie przypadkiem „bruLion" i „Tygodnik Literacki", czasopisma ma­jące poważne ambicje w zakresie rozpoznania i stymulacji kul­tury na przełomie, wciągnęły na swe łamy część najgłośniejszych zjawisk z art-zinowego kręgu, dostrzegając w nich znak nowych czasów, nowego języka i nowych motywacji w sztuce.

„Do pierwszej, klasycznej już fali polskich art-zinów należały DRUT (1986-87, Dębica), LINIE (od 1988, Warszawa), CZYŻBY AGONIA UCZUĆ (1987-88, Grodzisk Maź.), SKAFANDER (1987-92, Szczecin), JUŻ JEST JUTRO (od 1987, Poznań), KAU GRYZONI NA SERZE i TYGODNIK LEEŻEĆ (od 1988?, Łódź), EUROPA X (od 1989, Wro­cław), DOBRY JAŚKO (1989, Opole) oraz ukazujące się od połowy lat 80. pisma trójrniejskiego TotArtu (GANGRENA, FUTORFOTO, HI­GIENA). Razem z graffiti i happeningami, ziny stanowiły jedno z pod­stawowych mediów nowej «pomarańczowej» kultury spray generation przełomu 1989 roku [...]. Pozostające pod wpływem estetyki punkowej, przypominają wizualnie fanziny (nierówne szpalty wyklejane na fanta­zyjnym tle, kolaże, prymitywne komiksy i rysunki, tytuły wyklejane z liter powycinanych z gazet). Publikowane teksty znajdują się najczę­ściej pod wpływem surrealizmu, futuryzmu i dadaizmu, oprócz poezji i krótkich opowiadań często pojawiają się manifesty" (P Dunin-Wąso-wicz, K. Varga, Parnas bis. Słownik literatury polskiej urodzonej po 1960 roku, Warszawa 1995, s. 4-5).

Wrocławska Pomarańczowa Alternatywa odgrywała rolę po­dobną, choć bez porównania bardziej widowiskową — odczaro­wywała historię. Obiektem jej terapeutycznych zabiegów stał się w pierwszej kolejności wyzuty (z wszelkiej ideowości) komuni­sta, następnie zomowiec - - posłuszne ramię PRL-owskiej wła­dzy, ale w dużym stopniu także napęczniały od nadmiaru pa-


172 • PRZESILENIE WRAŻLIWOŚCI


PRYWATNE ALTERNATYWY • 173


 


triotycznej adrenaliny działacz opozycji. Egzorcyzmowanie śmie­chem dotyczyło wszystkich uczestników seansu, w ostateczno­ści nawet tych, którzy zdawali się zupełnie pozbawieni poczucia humoru.

„Wielki bal karnawałowy na głównej ulicy Wrocławia — Świdnickiej — zorganizowała Pomarańczowa Alternatywa. «Postarajmy się, by nasze mia­sto przyćmiło Las Yegas — głosiły zaproszenia-ulotki. — Ubierzmy się balowo. Tym razem milicja nas nie ruszy. Uczynimy małe hokus-pokus i albo jej nie będzie, albo sama przystąpi do karnawału*. Lider Poma­rańczowej Alternatywy, teoretyk i praktyk «surrealizmu socjalistycznego)) Waldemar Fydrych — «Major», tylko przez chwilę pełnić mógł obo­wiązki wodzireja. Kiedy ulicą Świdnicką ruszył barwny korowód prze­bierańców dźwigających kukłę Jaruzelskiego, pojawiło się mnóstwo mi­licji. «Krzyczeliśmy hokus-pokus, ale ona nie znikałaś. W oparach gazu łzawiącego bal zakończył się poturbowaniem wielu osób, w tym m.in. ka­merzystów telewizji zachodnioniemieckiej. Podobny epilog miały także uroczyste obchody Międzynarodowego Dnia Kobiet urządzone przez Po­marańczową Alternatywę pod hasłem «Pershingom nie, podpaskom — tak» [...]. Moda na uliczne happeningi rozszerza się! [...] W kilku mia­stach uroczyście obchodzono pierwszy dzień wiosny. Spławiano ma­rzanny w czarnych okularach. Wznoszono okrzyki: PRECZ Z BAŁWA­NAMI, WIOSNA IDZIE ZE WSCHODU, UWOLNIĆ WIĘŹNIÓW SA­TYRYCZNYCH" (Z. Mentzel, Pod kreską. Ostatnie kwartaly PRL, Lon­dyn 1990, s. 98).

Wyczerpały się zasoby wyobraźni historycznej, która do nie­dawna pomagała znosić okropności stanu wojennego, lecz teraz zaczęła wytwarzać chorobliwy rozdźwięk pomiędzy sobą i rzeczy­wistością. Choć jednak potrzeba nowego języka nie ulegała wątpli­wości, to błędem byłoby sądzić, że ubiegła dekada ostro rozpada się na dwie fazy, gdyż ani po roku 1986 nie zanika duch tyrtejski, ani przed rokiem 1986 jego panowanie nie było zupełne. Na po­czątku dziesięciolecia pisał jeszcze Miron Białoszewski. W 1985 roku wychodzi pośmiertnie tom Oho, zawierający między innymi Kabaret Kici Koci, „jeden z najbardziej realistycznych utworów literackich o stanie wojennym w Polsce" (Stanisław Barańczak, Przed i po, s. 102).


„Gdyby przyjąć, że utwór Białoszewskiego jest kroniką codzienności stanu wojennego, to słowo «kabaret» w tytule [...] moglibyśmy uznać za znak mówiący o ludycznym charakterze tej kroniki. Białoszewski byłby bliski w tym, nawiasem mówiąc, tradycji kabaretowej z czasów okupa­cji. Ale też jego utwór nie realizuje wyłącznie funkcji ludycznych, nie jest «machiną do wywoływania śmiechu». Mimo tego, uznać trzeba ramę «kabaretu» za manifestację sposobu mówienia nie przystającego do mar-tyrologicznego w powszechnym przekonaniu tematu. Dowcip, osiągany wprawdzie dzięki przynależnym kabaretowi środkom, takim jak: kalam­bur, pastisz, trawestacja, oprócz rozbawienia odbiorcy ma również uczest­niczyć w budowaniu podmiotowej wizji świata. Jest to wizja w pełni au­torska" (D. Pawelec, Debiuty i pywroty. Czytanie w czas przelomu, Katowice 1998, s. 134-135).

Różne formy dystansu lub niezgody wobec artystycznych procesów i wyborów opisanych przez nas w rozdziale Stan wo­jenny słów, czy też prawie „organiczna" nieumiejętność przystoso­wania się do panującego wówczas stylu, uwidoczniły się znacznie wcześniej przede wszystkim w twórczości Juliana Kornhausera, Bronisława Maja i Zbigniewa Macheja.

Prywatne alternatywy

Kornhauser wydał ważny cykl wierszy pt. Hurraaa (1982), w któ­rym zamiast głosu historii słyszymy głosy zwykłych ludzi. Wręcz przejmująca jest ta zastosowana przez niego, konsekwentnie jed­nostkowa perspektywa, opisywanie faktyczności życia w PRL, na­stawienie na przypadki pojedyncze, nieświadome swych ogólniej­szych odniesień i właśnie dlatego — szczególnie bolesne.

„Nagle się okazuje, że są w polszczyźnie niebywale precyzyjne języki kom­pletnie literacko nie spożytkowane. Bez najmniejszego powodu spisane przez poezję na straty. A Kornhauser ze swoim notatnikiem czy też ma­gnetofonem przystaje przy nich i nieznacznym ruchem głowy pokazuje: tu, i tu, i tu. I nienatrętnie wydobywa ich smak i urodę, z przeziera­jącą — przez ten, wybity na pierwszy plan, dokumentalizm — czułością, co — można by pomyśleć — nie powinna mieć wiele wspólnego z taką dawką faktografii, ale u Kornhausera ma. [...] I co ciekawe, nie ma w tym


174 • PRZESILENIE WRAŻLIWOŚCI

l

wszystkim śladu sentymentalizmu, cienia czułostkowości" (E Sommer, Smak detalu i inne ogólniki, Lublin 1995, s. 96).

              l

Mimo że kolejne wiersze tworzą nieomal katalog propagan­dowych zniekształceń i zniesławień rzeczywistości, a język postaci realistycznie odzwierciedla pewne języki społeczne, nie mamy tu do czynienia (jak chciałby Piotr Sommer) z chwytem typu pars pro toto, dzięki któremu każda poszczególność staje się częścią i reprezentantką jakiejś całości. U Kornhausera socjologiczna ty-powość jednostki służy podkreśleniu, że bohaterowie jego wierszy nie przybyli ze społecznego „znikąd", lecz jest ograniczona przez równie prosty fakt, że człowiek z nikim nie może podzielić się bólem. Nietypowość jego wierszy nie wynika więc ze stopnia ich uwrażliwienia na ludzką krzywdę (na początku lat osiemdziesią­tych był to temat najważniejszy), lecz z braku złudzeń, że to­warzyszące człowiekowi poczucie krzywdy i osamotnienia może zostać zmniejszone przez udział w jakimś wspólnotowym micie. Jedno ze źródeł cierpienia leży w granicach zbiorowości, z całą resztą trzeba sobie radzić samemu. Być może właśnie z tego po­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin