1. wizja.doc

(31 KB) Pobierz
Fanfic jest o Rasalie Hale

Fanfic jest o Rasalie Hale. Jej początki.

 

 

 

 

 

- Do zobaczenia Vero – pomachałam przyjaciółce – Pa pa Henry – rzekłam z czułością i posłałam mu całusa. Niemowlę, które przyjaciółka tuliła do piersi, było jedyną rzeczą, której mogłam jej zazdrościć. I zazdrościłam. To nowe uczycie było mi zupełnie obce. Patrząc na te czarne loczki bądź dołeczki, gdy chłopczyk się uśmiechał, aż serce ściskało z radości. Gdy pierwszy raz spojrzałam na tego chłopczyka od razu pojęłam, że też chcę mieć dziecko, ale Royce, nie popierał moich priorytetów. Dla niego najważniejsze są pieniądze. Uświadomiłam sobie to w chwili, gdy mąż Very pocałował ja w drzwiach, myśląc zapewne, że nie patrze. Był to pocałunek w policzek, pełen czułości i miłości. Royce nigdy mnie tak nie całował. Z zamyśleń wyrwał mnie głos przyjaciółki. Pytała się czy nie posłać po ojca, by mnie nie odprowadził – odmówiłam. Było ciemno i zimno jak na kwiecień, ale wracałam późniejszą porą już nie raz. A poza tym to głupie, na tak krótki kawałek drogi wołać ojca Very. Szłam ulicą, wolno, spacerkiem, rozmyślając o uczuciach, którymi darze Royca, o ślubie, który lada chwila miał nadejść i pogodzie, która się nie zmieniała. Chciałam, aby wesele odbyło się w ogrodzie, ale jeżeli się nie ociepli to będę musiała zmienić plany. Westchnęłam. Nagle przed oczami stanął mi Henry. Po raz pierwszy byłam czegoś pewna. Jestem gotowa do Macierzyństwa, nawet teraz. Wszystko to, co czułam przed domem Very, wydało mi się nagle bezpodstawne. Ona jest biedna, a ja bogata. Mogę mieć, piatke dzieci, nie obawiając się, że czegoś im zabraknie. I nagle przed oczyma stanęła mi wizja. Duży dom z ogrodem, w którym nie sprzątam, bo inni to robią za mnie. Siedzę w ogrodzie, gdy wtem biegnie do mnie piątka jasnowłosych dzieciątek. Stanęłam jak wryta. Moja wizja, tak jak się pojawiła tak zniknęła. Przecznicę dalej stało troję mężczyzn, wyraźnie pijanych. Przeraziłam się nie na żarty. Może trzeba było, jednak skorzystać z propozycji Very. Przyspieszyłam kroku, gdy wtem ten stojący pośrodku odezwał się do mnie. Royce!?

 

Chwiejnym krokiem podszedł do mnie i jednym szybkim, zdecydowanym ruchem ściągnął kapelusz, wyrywając tym samym kępkę włosów, które były przypięte zsówkami do kapelusza. Moje ręce, odruchowo powędrowały na głowę, która nie miłosiernie bolała. Był to odruch nie kontrolowany i mimo, że nie chciałam pokazać bezsilności wobec ich czynów, nie udało mi się, a oni triumfowali. Cieszyło ich moje cierpienie. Wszyscy troje śmiali, się, gdy Royce ściągał ze mnie żakiet, który sam mi kupił! Moja próżność i samolubność nie ustępowała nawet teraz, w tej chwili, gdy wiedziałam już co mnie czeka. Cieszyło mnie, że umrę chociaż piękna. Och, cóż za absurd! Odezwał się cichy głosik w mojej głowie, czyżby sumienie? Moje rozmyślania przerwał Johny, kolega mojego narzeczonego. Byłego narzeczonego. Jeżeli to przeżyje to nigdy mu tego nie wybaczę.

- Masz rację jest ładna, ale ostateczna decyzję podejmę, gdy pokaże więcej ciałka – mrugnął do mnie. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że niczego to nie zmieni. Że będzie tylko gorzej. Nim się nie obejrzałam byłam naga, a zimny, kwietniowy wiatr chłostał moje obnażone ciało. Może to i lepiej. Zimno złagodzi ból, który nastąpi lada chwila. I jak się okazało, myliłam się. Oni się chcieli zabawić. Otoczyli mnie i zaczęli obmacywać. Nie dałam się. Wyrywałam, biłam ich na oślep jak popadnie, a oni tylko szyderczo śmiali się ze mnie. Było to okropne. Potem Johny złapał mnie od tyłu w kleszcze, niczym kajdanki i stało się to na co czekałam, gdyż wiedziałam, że po tym będzie koniec. Nie chcę o tym myśleć. Ich głosy powoli cichły. Teraz myślałam tylko o śmierci, aby nastąpiła jak najszybciej. Leżałam na środku ulicy, w świetle latarni, w kałuży krwi i jedyne co czułam to okropny wszechogarniający ból, który nie chciał ustąpić. Czy to już koniec? Zadawałam sobie to pytanie bez końca, a nikt nie odpowiadał. Wokół mnie panowałam cisza, a więc odeszli pozostawiając mnie tak samą, zdana tylko na siebie. Nagle, poczułam coś chłodnego. Śmierć.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin