Norton Andre - ŚC 4.3 - Zbiory Opowiadań - Opowieści ze Świata Czarownic 1.doc

(1343 KB) Pobierz
Opowieści ze Świata Czarownic t.1

Andre Norton

 

 

 

Opowieści ze Świata Czarownic
Tom 1

 

Przekład Jacek Kozerski

Tytuł oryginału Tales of Witch World


Słowo wprowadzające

 

Świat Czarownic nie został zaplanowany z rozmysłem — rozwinął się mniej czy bardziej sam z siebie. Swego czasu zamierzałam wykorzystać część pierwszego tomu jako fragment historycznej powieści o rycerzach, którzy podczas wypraw krzyżowych osiedli w Ziemi Świętej, tworząc tam dla siebie niewielkie dominia i posiadłości. Przeskok do Świata Czarownic nastąpił niemal przypadkowo. Teraz jednak Świat Czarownic wydaje się miejscem niezmiernie angażującym moją wyobraźnię i wciąż odkrywam w sobie coraz to nowe i nowe pomysły kolejnych wypraw do Escore lub heroicznych zmagań wśród wzgórz Wyżyny Hallack. Choć poszczególne opowieści nie zachowują porządku chronologicznego, utworzyły one, w ciągu lat, zrąb dwóch części tego świata: Estcarpu i Escore na wschodzie oraz Wyżyny Hallack i Arvonu na zachodzie.

 

Otrzymałam od czytelników tak wiele próśb o nowe opowieści, zaś sugestie, jakie napłynęły od innych pisarzy, przyniosły tyle wątków fabularnych, że w rezultacie narodziła się z tego ta antologia: Opowieści ze Świata Czarownic. Podniecającym przeżyciem była dla mnie możliwość obserwowania, jak inni autorzy wykorzystują mój świat i jak reagują na rozmaite zwyczaje i historie, którymi obrósł przez lata. Zaś widok mego świata, rozrastającego się i nabierającego głębi pod piórami (lub klawiszami komputerów) innych pisarzy, stanowił dla mnie pouczające doświadczenie, które napełniło mnie równocześnie uczuciem zarówno dumy, jak i pokory.

Andre Norton


Andre Norton
O narodzinach dziedzica Ulm

 

Mój pan, lord Ulric, odprawił po dwóch latach swoją żonę, lady Elvę, ponieważ przez cały ten czas wydawała na świat jedynie martwe, przedwcześnie urodzone dzieci. Wówczas w Dolinie zaczęto szeptać — plotkowali zarówno mieszkańcy twierdzy, jak i lud żyjący z pracy na roli. Jednak większość z tych, którzy gadali zasłaniając usta dłonią i czujnie wypatrując donosicieli, skłonna była zaakceptować poczynania swego pana. Ulmsdale musi mieć dziedzica — to wiedzieli wszyscy. Bowiem Dolina miała za sobą nieszczęsne czasy waśni, kiedy to zabrakło prawowitego następcy, który mógłby zasiąść na Wysokim Tronie w sali posłuchań, i zdarzyło się, że lud Doliny musiał giąć kark przed byle jakim lordem —najeźdźcą. W takiej sytuacji trudno jest z ufnością patrzeć w przyszłość.

Lord Ulric nie był ani zły, ani groźny dla swego ludu. Radość życia odbierało mu to, co on sam poczytywał za zły los, a co inni określali szeptem jako przekleństwo ciążące na jego rodzie. Stało się bowiem, że od czasów, gdy ojciec Ulrica dopuścił się niespodziewanej grabieży skarbca na Wielkim Pustkowiu, w jego klanie rodziły się tylko martwe dzieci. Nikt nie może okradać Prastarych, nawet jeśli już dawno temu opuścili swe siedziby. Kara za takie czyny przychodzi nieuchronnie i jest surowa. Sam lord Ulric został spłodzony i urodził się przed tą wyprawą.

Pierwsza żona mojego pana zmarła w połogu, co samo w sobie nie było niczym niezwykłym. A jednak ludzie zaczęli plotkować, ponieważ nie opiekowała się nią żadna wyznawczyni Gunnory, a wszyscy przecież wiedzą, że kiedy sprawy niewieście przybierają zły obrót, wówczas należy zwrócić się o pomoc do Pani Płodności, w której mocy leży zapobieżenie złu.

Mój pan nie odczekał nawet nakazanego obyczajem roku żałoby i ponownie ruszył w konkury. Tym razem jego wybór padł na moją ukochaną panią. Dumą napełniło mnie to, że ona z kolei wybrała mnie na pierwszą pokojówkę, choć też jestem przeklęta na swój własny sposób i mieszkam w twierdzy jedynie z łaski. Mój ojciec dowodził żołnierzami podczas owej nieszczęsnej wyprawy lorda Ulma na Wielkie Pustkowie i, przez swój grzech i szaleństwo, również ściągnął nieszczęście na swój ród. Urodziłam się bowiem ze zwierzęcą twarzą — moja górna warga jest rozszczepiona tak, jak warga zająca. Tak więc, odkąd pamiętam i odkąd potrafiłam zrozumieć swoją ułomność, ludzie zawsze odwracali się ode mnie z odrazą.

Tylko lady Elva nigdy nie okazywała mi niechęci. Zawsze zwracała się do mnie uprzejmie i chwaliła mój talent hafciarski i mój delikatny dotyk, kiedy układałam jej długie włosy. Piękne to były włosy —jaśniejsze niż jakiekolwiek inne, które zdarzyło mi się widzieć. Lśnieniem swym dorównywały niemal złotu i falowały łagodnie, kiedy rozpuszczałam je ze zwiniętych pukli, tradycyjnej fryzury zamężnych kobiet. Teraz schowane są pod ciemnym welonem, jednak lady Elva nie czuje się z tego powodu nieszczęśliwa.

Wtedy, kiedy mój pan — mówiąc dziwnie wysokim, nie swoim głosem i patrząc wszędzie, tylko nie na tę, do której się zwracał — wypowiedział słowa odprawy, lady Elva nie zaczęła się skarżyć, lecz odeszła do Opactwa w Norsdale i tam złożyła dodatkowe śluby, jakie składają te, które przybywają z zewnątrz, gdzie były żonami. Przed nią ślubowały tylko wdowy pragnące znaleźć bezpieczne schronienie przed światem.

Błagałam moją panią, by pozwoliła mi pójść ze sobą, i wówczas po raz pierwszy dowiedziałam się, że — choć płynęła w niej czysta krew mieszkanki Doliny — posiadała dar Widzenia, a przynajmniej cząstkę takiej mocy. Zauważyłam bowiem, że gdy lord Ulric odwrócił się od niej, wydawszy rozkaz, by opuściła jego dom, pani spojrzała ponad moim ramieniem, jak gdyby zobaczyła tam nie ścianę z kamienia, lecz coś żywego.

 Ylas, przyszłość kryje w sobie tajemnice dotyczące ciebie i nie tylko ciebie. Musisz tu pozostać aż do chwili, kiedy uczynisz coś, co przerasta twoją wiedzę i zmieni życie innych ludzi. Powiedziawszy to, zdjęła z szyi łańcuszek z wiszącą na nim starą figurką, którą zawsze nosiła pod suknią tak, że nikt z wyjątkiem mnie nigdy jej nie zauważył. Czas wygładził rzeźbę i zatarł kontury, a jednak nie było wątpliwości co do jej kształtu — był to bowiem amulet Wielkiej Pani Gunnory, która darzy łaską rodzaj niewieści. Lady Elva założyła łańcuszek na moją szyję, a potem położyła rękę na figurce, przyciskając ją do mnie tak, że poczułam jej ciężar nawet przez suknię i koszulę. Wtedy moja pani powiedziała:

 To będzie tarczą dla ciebie, drogie dziecko, kiedy nadejdzie czas. Myśl często o tej, której znak nosisz, i gdy Zło zakradnie się do Doliny, zwróć się do Gunnory o pomoc.

Tak oto odeszła od nas, by skryć się wśród ścian z wyprażonej w słońcu cegły i zniknąć z naszego świata. Bolesne było dla mnie to rozstanie, bardzo bolesne — ponownie bowiem stałam się wyrzutkiem. Myślę jednak, że mego pana dręczyły wyrzuty sumienia z powodu tego, co uczynił — choć pragnienie posiadania potomka władało nim bez reszty — ponieważ z własnej woli oddał mi szczytową komnatę w wieży strażniczej i powiedział, że nie będę już więcej pośmiewiskiem i ofiarą niecnych drwin.

Zręczność w posługiwaniu się igłą nie opuściła mnie, tak więc wiedziałam, że zarobię na chleb, ponieważ mogłam szyć ubrania i haftować draperie zdobiące ściany.

Mój pan nie pozostał długo samotny. Tyle tylko, że tym razem musiał szukać swej pani daleko od domu, ponieważ plotki rozeszły się już poza granice Doliny i sąsiedzi uważali go za człowieka przeklętego. Jego nowy ślub przywiódł do nas z północy lady Tephanę.

Nie miała prawa przeciwstawiać się jakiejkolwiek klątwie, bowiem mężczyźni mówili głośno — a ich żony szeptały — że ona również pochodzi z tajemniczego rodu i że jej krewni mieli do czynienia z tym, co pozostało po Prastarych, tak że nawet w jej własnym ciele płynęła obca krew.

Nie była jasnowłosa, jak moja droga pani. Miała ciemne włosy i bladą skórę, która bardziej przypominała materię utkaną z blasku księżyca niż zdrowe, opalone słońcem ciało. Drobnej budowy, poruszała się szybko, lecz wdzięcznie i dużo się śmiała, choć odnosiłam wrażenie, że prawdziwa pogoda nigdy nie rozbłysła w jej ciemnoszarych oczach.

Odszukała mnie, choć nie byłam już pokojówką, i przekazała w moje ręce kawałki pięknego materiału, którym mój pan obdarował ją z okazji ślubu. Potem za pomocą dokładnych rysunków wyjaśniła mi, jak chce, bym je dla niej ozdobiła. Jednak miarę zdjęła z niej jej własna służąca, jakby lady Tephana nie chciała czuć na sobie mojego dotyku. Nie uraziło mnie to, ponieważ odniosłam wrażenie, że otacza ją coś, co przypomina rzadką, szarawą mgłę. I zawsze, odkąd zauważyłam to po raz pierwszy, kiedy znajdowała się w pobliżu, amulet podarowany mi przez moją ukochaną panią zdawał się mnie ziębić, jakby chciał przekazać jakieś dziwne ostrzeżenie.

Swoją własną pokojówkę przywiodła za sobą z pomocy. Była to ponura kobieta o posępnej twarzy, znacznie starsza od swej pani. Powiadali, że była jej piastunką i że lady Tephana dorosła pod jej nieustanną opieką. Na imię miała Maug i nie zaprzyjaźniła się z nikim z twierdzy, choć zachowywała się tak, jak gdyby płynęła w niej szlachecka krew i ludzie szybko spełniali jej polecenia. Wystarczało jedno ostre spojrzenie, by ludzie natychmiast gotowi byli zrobić to, czego sobie życzyła, i pozbyć się jej jak najszybciej. Wobec mnie jednak nigdy nie wykorzystywała władzy, jaką zdobyła nad innymi. Lecz miałam świadomość, że obserwuje mnie uważnie ilekroć znajdowałam się w pobliżu jej pani, jak gdybym była jakimś zuchwałym najeźdźcą, a ona wiernym strażnikiem.

Nie minął nawet miesiąc od ślubu, kiedy lady Tephana wyruszyła z Ulmsdale oświadczając, że chce się poradzić wiedźmy mieszkającej opodal wzgórza, na którym znajdowała się świątynia Gunnory, tak by mogła spełnić swój obowiązek zgodnie z największym pragnieniem mego pana.

Lady Tephana urodziła już jedno dziecko, jednak jej syn nie przebywał z nią, lecz mieszkał na razie w twierdzy swego ludu. Tak więc mogłoby się wydawać, że Pani obdarzyła ją już swoją łaską i że mój pan uczynił dobrze, znajdując dla siebie płodną kobietę. A jednak, kiedy wyjeżdżała z twierdzy wraz z Maug i dwoma strażnikami, zauważyłam z mojego okna na wieży, że nie skręcili w ścieżkę wiodącą do świątyni Gunnory, lecz minęli ją. Wówczas owładnęła mną ciekawość, zmieniłam domową suknię na krótszą tunikę i założyłam mocne buty do chodzenia po górach. Zarzuciwszy na ramię torbę z żywnością na dwudniową podróż, wymknęłam się o zmierzchu z twierdzy i ruszyłam sama drogą kobiet.

Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego postanowiłam szpiegować moją nową panią. Konieczność pójścia za nią szarpała moje wnętrzności jak głód i nie dawała się niczym innym zaspokoić.

Zbliżała się pełnia lata i księżyc stał w nowiu, czułam więc, że nie muszę się bać o siebie, a jednak wzięłam ze sobą tęgą jesionową laskę, którą potarłam moim amuletem i pokruszonymi liśćmi złojadu. Chociaż nie znałam żadnych zaklęć, zwróciłam się w sercu i umyśle o łaskę Gunnory, ufając, że ktoś o tyle potężniejszy będzie wiedział, że nie chcę nikomu uczynić krzywdy, a jedynie zaspokoić swoją ciekawość.

Szlak był kręty, ponieważ nie ubili go ani nie wycięli w skałach mężczyźni, lecz został tak ukształtowany stopami kobiet, które szukały opieki i łaski Pani. Przemierzyłam go wiele razy, odkąd zaprzysięgłam służbę lady Elvie, prosząc o spełnienie jej najserdeczniejszego pragnienia. Dlatego też, nawet w półmroku, ufałam mym stopom, które same z siebie zdawały się znać każde nachylenie i każdy prosty odcinek drogi.

Nikt z Ulm nie przyłożył ręki do budowy świątyni, ku której zmierzałam. Jak wiele innych rzeczy w Krainie Dolin, tak i ta świątynia była dziełem TYCH, KTÓRZY BYLI PRZEDTEM. To oni wznieśli kamienne ściany i posadzili wokół wejścia słodko pachnące zioła, których woń miała w sobie coś, co potrafiło rozradować nawet najbardziej ponure i surowe serca. Lecz kiedy nasi przodkowie przybyli do tego kraju, świątynia zaczęła przyciągać kobiety, i wystarczyło życie jednego pokolenia, by ci, którzy zamieszkali w okolicy, rozpoznali Moc tkwiącą w tym miejscu.

Weszłam na zbocze wzgórza, na szczycie którego stała świątynia, cel mej wędrówki. Lecz konie nie stały przywiązane do palików, nie dostrzegłam żadnego śladu dwóch strażników, i nie potrzebowałam nawet tego, by wiedzieć, że lady Tephana nie przybyła tutaj.

Podeszłam jednak do drzwi i położyłam rękę tam, gdzie stare drewno starł i wygładził dotyk niezliczonych palców, które spoczywały tam przed moimi. Rozległ się czysty dźwięk dzwonków i drzwi otworzyły się, choć wewnątrz nikogo nie było. Jarzyło się tam światło, łagodne i złote, jak zawsze, a twarz owiało mi powietrze przesycone wszystkimi woniami czasu żniw.

Weszłam do pierwszego pomieszczenia, zostawiając na podłodze laskę i torbę zjedzeniem. Potem z odwagą, jaką zawsze czułam wówczas, kiedy ból wypełniał moje serce, wydobyłam amulet i wyciągnęłam go przed siebie, by to, co czekało, mogło rozpoznać we mnie córkę przybyłą po radę. Przeszłam do wewnętrznej świątyni, gdzie snopy światła stały jak wieże po obu stronach złotego kamienia. Pośrodku tego kamiennego bloku, znajdowało się wgłębienie, które mogło pomieścić mniej więcej tyle płynu, ile zdołałabym zaczerpnąć w obie dłonie. Obok wgłębienia stał dzban z kutego złota noszący znak plenności Gunnory: kłos przewiązany łodygą winorośli z dojrzałym gronem — wszystko to migotało światłem mieniącym się w blasku klejnotów.

Podchodząc do kamiennego stołu, dwukrotnie wyciągnęłam rękę do dzbana i dwukrotnie ją cofnęłam, gdyż to, co chciałam uczynić, niosło ze sobą strach. Jednak teraz nie mogłam zawrócić. Za trzecim razem ujęłam więc dzban i wylałam zeń klarowny niebieskawy płyn, który wypełnił wgłębienie. Uważałam, żeby było go tylko tyle, by nie przelał się przez krawędzie, i ani kropli więcej. Potem zdjęłam z szyi łańcuszek z amuletem i położyłam go przy wgłębieniu. Wówczas przemówiłam, nie z mej woli, lecz tak, jak gdyby coś poruszyło się we mnie i przemówiło moimi ustami.

 Pani! Ta oto niewiasta prosi cię z całą pokorą, byś pozwoliła jej poznać…

Powierzchnię wody zmarszczył wir, choć nie uczyniłam nic, by ją zmącić. Stała się ciemna jak cień o północy. Coś poruszyło się wśród tej ciemności, a potem mrok pojaśniał, bowiem w głębi ukazała się płonąca pochodnia.

Zobaczyłam dwie postaci w płaszczach z kapturami nasuniętymi na głowy, bardzo małe, jak gdybym spoglądała na nie z oddali. Właśnie w chwili, kiedy je dostrzegłam, jedna z nich położyła się na jakimś kamieniu. Ten kamień miał czerwonawy odcień, jak gdyby niegdyś został zanurzony we krwi.

Druga postać podeszła do kamienia i pociągnęła za płaszcz okrywający leżącą. Wówczas zobaczyłam, że to lady Tephana — nie miałam zatem wątpliwości, że tą drugą jest Maug. Widziałam jak Maug wydobyła spod płaszcza krótki pręt albo różdżkę i unosząc ją nad swoją panią zaczęła kreślić jakieś wzory, przesuwając tam i z powrotem. Ujrzałam też tam, gdzie nie sięgało światło pochodni, wydobywające się z ciemności jakieś twarze i postaci, które pojawiały się i znikały tak szybko, że nie mogłam ich rozpoznać, wiedziałam jednak, iż są samym Złem, tak wielkim, że zadrżałam przerażona tym, na co patrzyłam. Potem pochodnia zniknęła, woda we wgłębieniu stała się znowu klarowna, pęta wiążące mój język rozluźniły się i krzyknęłam głośno do świateł, kamienia i otaczających mnie ścian:

 Co chcesz, bym uczyniła, o Wielka?! Jakie Zło zostało powołane do życia tej nocy i gdzie?

 Dowiesz się, kiedy nadejdzie czas.

Czy ta odpowiedź wydobyła się z samego powietrza? Czy też pojawiła się w mojej głowie jako obca myśl? Tego nie wiedziałam, ale miałam świadomość, że żadnej innej odpowiedzi nie będzie.

To, że lady Tephana zadaje się z siłami Zła, było oczywiste. To, że miałam przyłożyć rękę do jakiejś ważnej sprawy, również było dla mnie jasne. Kiedy wzięłam amulet i ponownie nałożyłam go na szyję, odniosłam wrażenie, że prastara rzeźba stała się cięższa, i że promieniuje ciepłem, które poprzedza wybuch płomieni. Wydawało mi się też, że świadomość tego tkwiła we mnie od zawsze.

Spędziłam tę noc w zewnętrznym pomieszczeniu świątyni. Śpiąc śniłam — to wiedziałam. Lecz kiedy się przebudziłam, nie mogłam przypomnieć sobie treści snu, z wyjątkiem tego, iż było w nim jakieś wielkie niebezpieczeństwo, i że należało zapobiec jakiemuś czynowi — i ja miałam to uczynić.

Na stole w zewnętrznym pomieszczeniu świątyni zostawiłam mój dar: wstążkę z miękkiego materiału ozdobioną najpiękniejszym haftem, jaki potrafiła wyczarować moja igła. I wraz ze wschodem słońca wyruszyłam ze świątyni przepełniona nie otuchą, na co miałam nadzieję, lecz poczuciem, że muszę zrobić coś, czego jeszcze nie rozumiem.

Lady Tephana była już w twierdzy, kiedy wróciłam. Usłyszałam, że odwiedziła świątynię, i że modliła się tam przez całą noc o to, by mogła dać swemu nowemu panu dar, jakiego pragnął — syna z jego krwi.

Jednak jeśli była to jakaś świątynia — to nie Gunnory. Chociaż dwaj strażnicy przysięgali, że stali przed nią na warcie — nikt przecież do niej nie wszedł. Kogokolwiek szukała lady Tephana, tym kimś z pewnością nie była Pani. I czy nie mogła zesłać snów na strażników, żeby to ukryć?

Tego wieczoru, kiedy szłam do mojego pokoju w wieży, natknęłam się na Maug i odniosłam wrażenie, że się zawahała, jak gdyby chciała przemówić do mnie, a potem tego poniechała. Lecz nie spodobało mi się spojrzenie, jakim mnie obrzuciła — jakby dobrze wiedziała, że je szpiegowałam, i w jaki sposób to uczyniłam.

Tej nocy znowu śniłam i tym razem zapamiętałam sen, kiedy się przebudziłam, choć blask księżyca wciąż zalewał moje łóżko. Byłam gdzieś indziej i to uczucie przeniknęło mnie tak mocno, że przez kilka uderzeń serca rozglądałam się po komnacie spodziewając się zobaczyć tamto inne miejsce: długą salę z wysokimi filarami i jarzącym się w oddali białym światłem — srebrzystym, księżycowym blaskiem, który mnie przyciągał. Tam, w samym sercu tego światła, było to, czego szukałam: kryształowa skrzynia, w której… Lecz światło rozgorzało gwałtownie, gdy chciałam zobaczyć, kto lub co znajduje się wewnątrz. Wiedziałam jednak, że powinnam tam zajrzeć.

Wsunęłam rękę w gorejącą poświatę. Nie przypaliła mi skóry, jak się obawiałam. Zamiast tego, poczułam kłujące mrowienie i do mego ciała napłynęła Moc — Moc, którą zachowałam, choć nie byłam Czarownicą, ani kimś z Prastarych.

Teraz, kiedy sen opuścił mnie, spojrzałam na rękę i zobaczyłam na niej wyraźne, w blasku księżyca, szerokie obwódki przypominające pierścienie, które otaczały każdy mój palec z osobna. Kiedy przyglądałam się temu ze zdumieniem, pierścienie zniknęły, ale wiedziałam, że tam są, ponieważ czułam ich ucisk i ciężar na palcach, kiedy nimi poruszałam, zginając je i prostując.

Wyciągnęłam się znowu na wąskim łóżku i położyłam tę dziwnie zmienioną rękę na piersi, gdzie natknęła się na amulet Pani, przyciskając go do ciała. Wówczas amulet rozgrzał się od napływającej doń Mocy, obdarzając mnie siłą, jakiej nigdy przedtem nie doświadczyłam, podczas gdy mój umysł kształtował jakieś obce słowa i układał je w zdania. Odnosiłam wrażenie, jakbym powtarzała jakiś obrzęd, którego nie rozumiałam, lecz który tak mocno wrył się w moją pamięć, że nigdy go nie zapomnę.

Nie zasnęłam już tej nocy, choć leżałam spokojnie, otulona bardziej ciepłem tego, co było teraz we mnie, niż okryciem, które naciągnęłam na siebie dla ochrony przed chłodem bijącym od kamiennych ścian. Resztę nocy spędziłam usiłując przypomnieć sobie każdy, nawet najdrobniejszy fragment snu, i zastanawiając się, co też leżało w kryształowej skrzyni i dlaczego jedna z wielkich Mocy chce wykorzystać dla swych celów kogoś takiego jak ja.

Dziwny był dzień, który nastał po tej nocy. Byłam niespokojna i nie mogłam długo usiedzieć przy pracy, wciąż wstawałam i chodziłam po komnacie. Kiedy zeszłam do kuchni, usłyszałam chichoty kucharek i zobaczyłam, że spoglądają z ukosa na wysoką postać przygotowującą jakiś wywar w kociołku na palenisku.

Była to Maug, która z rzadka tylko opuszczała komnatę swej pani, a teraz stała przed ogniem i do bulgoczącego w kociołku wywaru dorzucała co jakiś czas to szczyptę czegoś, to znów suszony liść jakiegoś ziela. Z kociołka wydobywał się zapach intensywny lecz mdły, przypominający woń nadpsutego mięsa, które mimo to natarto korzeniami, by ukryć fetor zgnilizny. Maug podśpiewywała, dosypując składniki i mieszając wywar — nie była to jednakże melodia, jaką ktoś mógłby śpiewać przy pracy, lecz raczej coś w rodzaju murmurando, które zdawało się przewiercać uszy, a jednak nie niosło ze sobą żadnego znaczenia. Zobaczyłam, że wszyscy obecni w kuchni omijali ją szerokim łukiem i nawet kuchmistrz, wszechwładny tutaj, trzymał się od niej z daleka.

Nie tak jednak daleko, jak ja. Kiedy zobaczyłam jej plecy, wsunęłam prawą rękę pod kaftan i ukradkiem zaczęłam jeść chleb z serem, pomagając sobie niezdarnie lewą. Czułam bowiem wzbierające wokół mnie zimne Zło, niweczące całą przyjemność biorącą się z przebywania w tym przytulnym miejscu.

Dlatego też umknęłam z kuchni, skoro tylko przełknęłam parę kęsów, i wróciłam do mojego pokoju. Ogarnęła mnie teraz gorączkowa potrzeba zabrania się do pracy, nad którą wcześniej mitręży—łam czas. Była to chusta o wspaniałej barwie, takiej, jaką pozostawia na niebie zachodzące słońce. Miała być ozdobiona haftem w kształcie ptaków, jakich nigdy dotychczas nie zdarzyło mi się widzieć. Jednak dwa dni wcześniej Maug dała mi drewnianą deszczułkę, na której były narysowane. Mieniły się wspaniale odcieniami czerwieni, lecz tam, gdzie złoto mogło przydać im majestatu, widniały na rysunku czarne linie, kreślące ową mroczną barwą kontury nóg, dziobów i grzebieni. Nie lubiłam nad nimi pracować, ponieważ co jakiś czas ogarniało mnie dziwne uczucie, że kiedy skończę zwieńczoną grzebieniem głowę, ta przekrzywi się odrobinę i utkwi we mnie oko, które tam wyszyłam. Nigdy przedtem nie miałam takich przywidzeń i surowo zakazywałam sobie o nich myśleć. Odnosiłam też wrażenie, iż teraz, kiedy moja prawa ręka była obciążona tymi niewidocznymi pierścieniami, ściegi, które nakładałam z taką dokładnością, bardzo wolno wyciągają się w linię. Jednocześnie odczuwałam potrzebę, by skończyć chustę jak najszybciej i oddać tej, która miała ją nosić.

Pracowałam tak zawzięcie, że słońce wciąż jeszcze świeciło nad grzbietem wzgórza, kiedy wyszyłam ostatni ścieg, a potem rozpostarłam chustę, by uważnie sprawdzić haft i upewnić się, że nigdzie nie uchybiłam wzorowi. Przełożyłam chustę przez ramię, wzięłam deszczułkę z rysunkami, które służyły mi za wzór, i poszłam, żeby wręczyć to lady Tephanie.

Lady Tephana mieszkała w zachodniej wieży, którą oddano jej do wyłącznego użytku. Pospieszyłam wzdłuż zewnętrznego obronnego muru, zamiast udać się dłuższą drogą, która wiodła w dół na dziedziniec, a potem z powrotem na górę. Na murach nie było wartowników, ponieważ Ulmsdale, z tego co wiedzieliśmy, nie miała wrogów, którzy chcieliby zadrzeć z naszą potęgą. Po drodze dostrzegłam migotanie światła w oknie tam, gdzie twierdza zaczynała już pogrążać się w półmroku.

Uniosłam rękę, żeby zapukać, lecz w tej samej chwili, jak gdyby przewidziawszy moje przybycie, Maug otworzyła drzwi i skinęła na mnie, bym weszła do środka. Tak więc zanurzyłam się w wonnym cieple komnaty, gdzie nowa żona mego pana siedziała przed lustrem, wpatrując się w nie nieruchomym wzrokiem. Wydawało się jednak, że nie znajduje przyjemności w oglądaniu własnych rysów, lecz patrzy w zwierciadło tak jakby widziała tam coś niezmiernie dla siebie ważnego. Takie oto dziwne myśli przychodziły mi tego dnia do głowy.

 Ylas — wypowiedziała moje imię, nie odwracając się. — Okryj mnie nią, tylko ostrożnie.

Jej głos zabrzmiał ostro, jakby narzucenie chusty było czymś doniosłym, co bez reszty pochłaniało jej uwagę.

Spodziewałam się, że Maug odbierze ode mnie zwiewny materiał, lecz teraz posłusznie położyłam deszczułkę z wzorem na stojącym obok stole i rozpostarłam chustę, pozwalając jej opaść łagodnie na ramiona mej nowej pani. Coś poruszyło się z boku i kątem oka dostrzegłam, że Maug chwyciła drewienko z rysunkiem i cisnęła je w ogień.

Lecz o wiele ważniejsze było dla mnie to, że skoro tylko ułożyłam chustę zgodnie z życzeniem lady Tephany, palce prawej ręki przestały mi ciążyć, i dopiero kiedy cofnęłam się o krok czy dwa, uczucie to powróciło.

Lady Tephana zebrała końce chusty i otuliła się nią szczelniej kilkoma szybkimi, lekkimi pociągnięciami, co sprawiło, że wyhaftowane na niej złowróżbne ptaki poruszyły się, jakby nagle ożyły. Barwa chusty harmonizowała doskonale z ciemnymi włosami i kiedy patrzyłam na lady Tephanę, wydawała mi się piękniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Uśmiechnęła się do lustra, a potem roześmiała głośno.

 Dobrze się spisałaś, Ylas. Mój pan będzie zadowolony. Jeszcze będziemy ze sobą współpracowały, ty i ja.

Powiedziała to z takim naciskiem, jak gdyby miała na myśli coś więcej niż same hafty. Ja jednak tylko drgnęłam i cudem zdołałam wydusić z siebie, iż cieszę się, że mogłam sprawić jej przyjemność. Odprawiła mnie machnięciem ręki, a wówczas podeszła do niej Maug z grzebieniem, by ułożyć jej długie loki, które były tak czarne jak dzioby i nogi tych niesamowitych ptaków.

Tak więc obie były zajęte, kiedy odwróciłam się, by odejść. I wtedy mój wzrok padł na to, co znajdowało się na brzegu stołu — małą tacę z wypolerowanej do połysku miedzi, na której stał złoty puchar o długiej nóżce. A z tego kielicha, zdobionego wyrytymi na nim dziwnymi obliczami bestii, jakich ludzkie oko nie widziało, dolatywał zapach, taki sam, jaki wydzielała mikstura, którą wcześniej tego samego dnia warzyła Maug.

Moja prawa ręka wysunęła się, jakby objęła ją jakaś dłoń i nakierowała tak, że palce zatrzepotały nad brzegiem pucharu. I wówczas — a byłam tego w pełni świadoma — z palców zsunęły się owe niewidoczne pierścienie Mocy. Zobaczyłam tylko, że płyn w kielichu wzburzył się na chwilę.

Kiedy to się stało, ogarnął mnie strach tak wielki, jakiego nigdy przedtem nie doznałam, choć moje życie, z powodu samotności i szpetoty, nie było wolne od lęków. Wybiegłam z komnaty zanurzając się w wietrze, który z nastaniem nocy zerwał się na murach, i pospieszyłam do mojego małego pokoju.

Nie wiedziałam, jakie czary uczyniły mnie swoim narzędziem, lecz to, że zostałam wykorzystana dla czyichś celów, jak gęsie skrzydło do zamiecenia pokrytego popiołem paleniska, było faktem, któremu nie mogłam zaprzeczyć. Dlatego też biegłam, dopóki nie znalazłam się w swoim pokoju, za zaryglowanymi drzwiami, z dłońmi na ustach, przez które wydobywał się spazmatyczny oddech. Serce waliło mi w piersiach i dyszałam ciężko; w końcu osunęłam się na łóżko, trąc lewą ręką tę, z której zniknęły pierścienie. Wydawało mi się bowiem, iż wraz z utratą tych niewidzialnych pierścieni moje ciało ogarnął lodowaty chłód, i że musi być znowu ogrzane.

Nie śniłam nic tej nocy ani też następnej, choć z przerażeniem myślałam o tym, co może mi przynieść sen. Nie zaszły też żadne nowe, dziwne wydarzenia, które wzbudziłyby we mnie pragnienie posiadania kogoś zaufanego, komu mogłabym się zwierzyć. A jednak, w miarę jak dni mijały ospale jeden po drugim, przeszłość nie zacierała się w mej pamięci i często, kiedy szyłam, przerywałam pracę i spoglądałam na moją prawą rękę, rozstawiając szeroko palce i usiłując zrozumieć, co też przydarzyło mi się tamtego dnia.

Nie minęło wiele czasu, nim rozeszła się wieść, iż nadzieje naszego pana ponownie ożyły i że lady Tephana jest w zaawansowanej ciąży. W nagrodę dla niej nasz pan sprowadził do twierdzy jej syna, Hylmera, i obdarzył go wielkimi względami. Hylmer był dzieckiem nie mającym zbyt wielu cech, dzięki którym mogło się podobać czy wzbudzać podziw — nad wiek wyrośnięty, miał skłonność do nadmiernego gadulstwa i wtykania nosa w nie swoje sprawy. Lecz ja rzadko go widywałam i słyszałam tylko, że mój pan cieszy się z widocznych oznak jego krzepkiego zdrowia, traktując to jako pomyślną zapowiedź dla własnego potomka.

Nalegał też, by lady Tephana wezwała jedną z akuszerek z sąsiedniej Doliny, tę, którą uważano za Służebnicę Gunnory. Jednak lady Tephana odmówiła, twierdząc, że Maug była obecna przy jej własnych narodzinach, i że zna się na tym lepiej od jakiejkolwiek obcej kobiety, choćby najbieglejszej w swej sztuce. Czy Maug nie przeprowadziła szczęśliwie ją, Tephanę, przez pierwszy poród i nie przyjęła na świat jej syna? I czy nie jest on zdrowym i silnym chłopcem, jak każdy może się przekonać na własne oczy?

Było to w ósmym miesiącu od chwili ogłoszenia radosnej nowiny, kiedy po raz kolejny miałam sen. Znowu znalazłam się w tej długiej sali, gdzie stała skrzynia, z której wydobywało się zamglone światło. Stanęłam przy niej i na rozkaz, który słyszałam tylko wewnątrz siebie i nie do końca rozumiałam, wsunęłam obie ręce w jej blask.

Tym razem nie wydobyłam ze światła pierścieni, odniosłam natomiast wrażenie, że każdy mój palec i obie dłonie zostały obleczone najcieńszym i najdelikatniejszym muślinem.

Początkowo nawet nie chciałam wziąć igły do ręki, żeby w jakiś sposób nie uszkodzić tej osłonki na dłoniach — bałam się bowiem, że może przylgnąć do powierzonego mi materiału i zdradzić mnie przed tymi, dla których byłam wyłącznie mieszkającą samotnie, oszpeconą dziewczyną. Lecz gdy znowu zabrałam się do szycia, nic takiego się nie stało, i tego właśnie dnia, kiedy to odkryłam i nabrałam pewności, że nie muszę się lękać, Maug wezwała mnie do lady Tephany.

Leżała na poduszkach z nabrzmiałym brzuchem, który ograniczał swobodę jej ruchów. Pod ręką miała dwie sztuki materiału — jeden był śnieżnobiały, z którego zgodnie ze zwyczajem sporządza się pierwszy strój, jaki otrzymuje dziecko po przyjściu na świat, drugi zaś w barwie mglistej czerwieni.

 Ylas, jeszcze raz będą mi potrzebne twoje umiejętności w posługiwaniu się igłą — zwróciła się do mnie, głaszcząc rękoma brzemię, które nosiła w brzuchu. — Daję to tobie, bowiem potrafisz uszyć strój dla dziecka tak piękny, jakiego nigdy nie widziano w tej czy jakiejkolwiek innej Dolinie. A tym — wyciągnęła rękę, by dotknąć czerwonego sukna — oblicujesz becik i ozdobisz haftami, których wzory da ci Maug. W zwyczaju mego rodu leży bowiem prosić w ten sposób Wielkie Moce o przychylność, tak aby zrodzeni z nas synowie mieli zdrowe i silne ciała oraz piękne oblicza.

Nie potrafiłam odmówić, ponieważ poczułam w sobie ów przymus, który kierował mną przedtem. Przyjęłam materiał oraz pokryty malunkami pergamin, który przygotowała Maug. Obarczona tym, wróciłam do mego pokoju. Mówię: obarczona, bo tak właśnie było. Pergaminu, którego jeszcze nie rozłożyłam, by przyjrzeć się rysunkom, nie niosło mi się łatwo. Choć sprawiał wrażenie cienkiego i lekkiego, to jednak ciążył tak, jakby był sztabą kutej stali.

W komnacie rzuciłam pergamin na stół z uczuciem, że pozbywam się czegoś plugawego. Nie rozłożyłam go od razu, tylko siedziałam przez jakiś czas trzymając jedną rękę w drugiej. Na obu dłoniach wciąż czułam ową osłonkę, jakbym była w rękawiczkach. Wreszcie wyciągnęłam nici i poduszeczkę z najlepszymi igłami. Rozwinęłam obie sztuki materiału i stwierdziłam, że białego jest dwa razy więcej niż potrzeba. Domyśliłam się wówczas, że tym materiałem ma zostać obłożone czerwone sukno, aby je ukryć przed ludzkim wzrokiem.

Kiedy w końcu zmusiłam się, by rozłożyć pergamin, nieznana Moc uderzyła we mnie z całą siłą. Ogarnęło mnie przemożne uczucie, że dotykam palcami jakiegoś plugastwa. Gdy z lampą w ręku pochyliłam się nad pergaminem, by lepiej przyjrzeć się rysunkom, wydawało mi się, że wciągam w nozdrza obrzydliwy fetor. Musiałam zapalić lampę, bo choć na zewnątrz świeciło słońce, tutaj cienie wypełzały z kątów i mrok, jak snujący się dym, skrywał linie nakreślone czerwienią i najgłębszą czernią.

Nie Wątpiłam teraz, że był to skrawek samej Ciemności, i dziwiłam się, że Maug i lady Tephana odkryły swe zamierzenia właśnie przede mną; zajmowałam wszak poślednie miejsce wśród mieszkańców twierdzy. Wyglądało to tak, jakby uważały mnie za kogoś, z kim zupełnie nie musiały się liczyć.

I ja miałam coś takiego wyszyć na stroju dla dziecka! Co one sobie o mnie myślały? A może (i tu przebiegł mnie zimny dreszcz) uknuły jakiś plan, zgodnie z którym po wykonaniu pracy miałam umilknąć na zawsze?

Wiele razy przychodziło mi potem do głowy, że moim działaniem kierował ktoś potężniejszy ode mnie, i że Maug, a może nawet i lady Tephana, zadbały o to, by czarami zaprząc mnie do tej pracy. Zapewne nie zdawały sobie sprawy, iż nie wpadłam bezradna w ich pułapkę.

Złożyłam pergamin, a potem usiadłam na stołku i długo zastanawiałam się, co też powinnam zrobić. Nie ulegało wątpliwości, iż nie mogę wyrzucić czerwonego sukna, i że muszę umieścić je między białym, ponieważ kiedy zrobiłam próbę, kładąc jedno na drugim, górna warstwa białego materiału nabierała różowawego połysku. Zatem, gdybym je wyrzuciła, poznałyby to od razu. Ale żebym miała wyszyć na nim symbole Ciemności — NIE!

Po namyśle naszkicowałam zwęglonym końcem jesionowej laski (jesion sam w sobie jest potężnym talizmanem przeciwko wszelkiemu złu) dwa inne wzory. Pierwszym był znak wyrzeźbiony na amulecie Gunnory, drugim zaś — oczywiście gryf, który jest godłem mego pana, i który widnieje na sztandarze powiewającym nad twierdzą.

Spoglądając na nie, zabrałam się do szycia, a moja igła poruszała się tak szybko i łatwo, że właściwie mogłaby pracować sama, bez mojej pomocy. Na suknie starczało miejsca jedynie na cztery symbole, więc każdy z tych dwóch wyszyłam podwójnie, lecz stały się moim najwspanialszym dziełem. Wyhaftowałam je srebrną nicią — księżycowym blaskiem, takim, jaki błogosławi Pani w swej świątyni. Potem szybko wsunęłam czerwone sukno między białe i obszyłam brzegi ściegiem tak drobnym, że oczy powinny mnie rozboleć, kiedy to robiłam — jednak nie odczułam żadnego zmęczenia pracą, bowiem podtrzymywała mnie nie znana mi dotychczas, wewnętrzna siła.

Kiedy skończyłam, złożyłam starannie strój, upewniwszy się, że przez biały materiał prześwituje różowawe lśnienie. Zastanawiałam się przez chwilę, czy te symbole Ciemności, których nie wyszyłam, również nie przezierałyby przez powłoczkę. Jednak było to ryzyko, które musiałam podjąć.

Choć pracowałam przez całą noc, głowa mi nie ciążyła, plecy nie rozbolały, a oczy nie zaczerwieniły się i nie piekły. Nie oddam im tego od razu, pomyślałam sobie, niech będą przekonane, iż praca jest tak mozolna, że zajmie mi jeszcze parę godzin.

Otworzyłam okno, witając jasność poranka, i odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Dopiero potem odwróciłam się i wykonałam ostatnie zadanie — przesunęłam amulet Gunnory nad złożonym strojem. Kiedy to robiłam, moja ręka promieniowała przyjemnym ciepłem. Potem, w jednej chwili, zwaliło się na mnie całe zmęczenie, na które sobie zapracowałam. Dowlokłam się do łóżka i nie zdejmując kaftana ani spódnicy padłam na nie, z powiekami już sklejonymi snem.

Było późne popołudnie, kiedy obudziło mnie czyjeś potrząsanie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą pochyloną Maug, z twarzą wykrzywioną złością, cuchnącą tym kwaskowatym, gorzkim odorem, który zawsze jej towarzyszył.

 ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin