rozdział 9.pdf

(339 KB) Pobierz
432892988 UNPDF
Rozdział 9
Od razu podskoczyła do niego lekko niczym gazela a gdy usiadła na zwalonym pniu jej 
śmiech  unosił się na wietrze.  Widok jej stojącej nago wśród kołyszących się gałęzi  odebrał  mu 
dech. Wiatr plątał jej długie włosy, okrywając ją niczym peleryną. Z jego gardła wydobyło się coś 
pomiędzy jękiem a rykiem. 
Julian był silnym mężczyzną ukształtowanym przez wieki ciężkiego życia. Jeśli śmiał się 
kiedykolwiek   wraz   z   innymi,   były   to   tylko   mgliste   wspomnienia   młodości.   Był   skazany   na 
egzystowanie w samotności a teraz nie chciał niczego innego jak być z tą kobietą, dzielić z nią 
życie, góry, miasta, cały świat. Nie wiedział jak się bawić, nie myślał o poczuciu humoru pomijając 
rzadkie działania z innymi. Ale rosło w nim coś nowego. Dźwięk śmiechu Desari budził gdzieś 
głęboko w nim cień radości. 
Podskoczył  do niej  na leżący  pień sięgając  ramieniem  do jej talii,  ale  zniknęła,  jej  ciało 
połyskiwało   delikatnie   w   nocnym   powietrzu   kiedy   przeskakiwała   na   kolejną  kłodę.   Eleganckie, 
błyszczące   ciemne   futro   zaczęło   pokrywać  jej   nagą  skórę.   Samica   lamparta   o   pięknym, 
wydłużonym   pysku   obejrzała   się  ponętnie   za   siebie   i   już  jej   nie   było.   Biegła   lekko   przez   las 
wtapiając się w listowie. 
Julian   uśmiechnął   się  i   podążył   za   nią.   Jego   ciało   rozciągnęło   się  przyjmując   postać 
umięśnionego  i   silnego  samca.  W  nocnym   powietrzu   wyczuwał  docierający  do  niego   jej   dzieki 
zapach  i  w odpowiedzi  w  jego ciele  rosło  pożądanie.  Ryk samicy  rozniósł  się echem  w  nocnej 
ciszy, wzywając go do siebie. Odpowiedział, jakby ta rozmowa była szeptem uwodzenia. 
Samica popatrzyła na niego uważnie ale w jej oczach nie było odrzucenia. Krążył dookoła 
niej,   oglądał.   Podeszła   bliżej   by   mógł   dotknąć  ją  pyskiem.   Zaakceptowała   pieszczotę, 
odwzajemniając ją. Spojrzeli na siebie i ruszyli biegiem przez las, przeskakując kłody i gałęzie z 
niesamowitą gracją. 
W ciele kota Julian radował się napięciem mięśni i ścięgien, czuł wolność. Wyczuwał jej 
zaproszenie, czytał z uwodzicielskich ruchów ciała. Pozostawał blisko niej trącając ją od czasu do 
czasu i ciesząc się pożądaniem jakie w nim budziła. Był cierpliwy. Odrzucenie samicy lamparta 
mogło być niebezpieczne i żaden samiec nie chciałby ryzykować uderzenia. Po prostu był blisko 
działając zgodnie z instynktem. 
Zwolniła bieg okrążając go radośnie, czasem zapraszająco przykucając  przed nim. Kiedy 
nakrył ją ciężkim ciałem warknęła ostrzegawczo i odskoczyła by po chwili powrócić z kolejnym 
zaproszeniem. Julian wyczuwał rosnące potrzeby samca. Z każdym jej ruchem były coraz silniejsze 
i   bardziej   intensywne.   Była   taka   piękna   z   gładkim,   miękkim   futrem   i   doskonałym   pyszczkiem. 
Ponownie przykucnęła zapraszająco, kusząc go. Nakrył jej ciało i przytrzymując zębami za bark 
przyciągnął jeszcze bliżej używając masy ciała by utrzymać ją nieruchomo. 
W  tej  chwili  było  w  nim   tyle  drapieżnika,  tyle   dzikości  i  instynktu, że  nie  wiedział   czy 
reakcje należą do człowieka czy zwierzęcia. Wyczuł zbliżający się ciemny cień na chwilę przed 
atakiem.   Użył   znacznej   części   sił   by  odepchnąć  kobietę  jak   najdalej,   by  dać  jej   jak   największe 
szanse na ucieczkę. W tej samej chwili skulił się by przyjąć na ramię nadchodzący cios. 
Ból był przeraźliwy gdy ostre pazury rozorały mu ciało do kości. Natychmiast odciął się od 
rzeczywistości   i   zmieniając   formę  rozpłynął   się  przed   napastnikiem.   Stał   twarzą  w   twarz   z 
wampirem   w   ludzkim   ciele   elegancko   ubrany   z   krwią  tryskającą  z   rany   i   złotymi   włosami 
opadającymi na twarz.  Kim on był? Czy jego krew wezwała jego dręczyciela? Czy zdradził swoją 
partnerkę? 
Z małej dzielącej ich odległości oceniał wroga zasłaniając ciałem Desari. Nie patrzył na nią, 
nie tracił czasu na zmuszanie jej do posłuszeństwa. Całą uwagę skierował na wampira. Delikatny 
uśmiech wykrzywił jego usta ale nie znalazł odbicia w lodowato zimnych, złotych oczach. Skłonił 
się powoli. 
­ Bardzo zręcznie, podziwiam twoją koordynację. ­ Słowa były miękkie a głos łagodny i czysty. To 
nie było uznanie, nie dla największego wroga. Julian nie wiedział czy był rozczarowany czy zły. 
Wampir obserwował go spod przymkniętych powiek. Był wysoki, wyższy niż Julian ale nie 
był   tak   umięśniony.   Twarz   miał   zaczerwienioną  od  świeżejgo   morderstwa.   Bez   wątpienia   jakiś 
pechowy   obozowicz.   Julian   był   zanieppokojony,   gdy   wampir   nie   dał   się  wciągnąć  w   dialog. 
Stworzenie po prostu na niego patrzyło. To było niezwykle dziwne, że nieumarły nie chwalił się 
ciosem jaki zadał.   
Las wokół Juliana zdawał się jakby rozmywać a ziemia delikatnie drżała pod jego stopami. 
Uśmiechnął się szeroko celowo ukazując białe zęby. 
­ Dziecięca sztuczka. Uczyłem się tego jak byłem mały. Czuję się znieważony brakiem szacunku. ­ 
W tym momencie głos Juliana zmienił się odrobinę. Był pełen łagodnego przymusu i czystości. 
Drażnił wampira, co wyraźnie widział. Nieumarły potrząsał głową jakby chciał pozbyć się nacisku. 
Bezduszna   istota   poruszyła   się  w   dziwnym,   hipnotyzującym   tańcu.   Julian   pozostał 
nieruchomy   uważnie  śledząc   kolejne   kroki.   Pozostawał   czujny   choć  ciało   miał   zrelaksowane   i 
gotowe.   Wszystkimi   zmysłami   skanował   otoczenie,   nawet   niebo.   Takie   zachowanie   było   u 
nieumarłych całkowicie nienormalne. Coś przegapił ale mając na uwadze bezpieczeństwo Desari 
nie mógł działać pochopnie ani popełnić błędu. Jesgo partnerka nie uciekła więc musiał ją chronić. 
­   Myślisz, że gdzieś tam jest jeszcze jeden?   ­ Głos Desari był cieniem w jego głowie, znała jego 
myśli i czuła niepokój. Również skanowała otoczenie ale nie mogła odnaleźć żadnego innego bytu.
­  Jestem tego pewien. 
­ I będzie lepiej gdy staniesz twarzą w twarz z obydwoma?
­ Wtedy będę mógł rozegrać to po mojemu. 
Desari panowała nad umysłem nie chcąc dawać Julianowi więcej powodów do niepokoju 
niż było to konieczne. Z gracją podeszła i stanęła po jego lewej stronie. Ten manewr pozwolił jej 
partnerowi   na   większe   pole   manewru   a   jednocześnie   mógł   ją  obserwować  i   nie   musiał   szukać 
kontaktu psychicznego. 
­   Nie wsłuchuj się w tę muzykę, Julianie  –   ostrzegła  muskając  delikatnie  jego umysł. Podniosła 
twarz do rozgwieżdżonego nieba i zaczęła cicho śpiewać. 
Ciało Juliana zacisnęło się w odpowiedzi na pierwszą srebrną nutę. Zamknięcie się na ten 
dźwięk wymagało od niego ogromnej siły woli. Jej głos był natarczywy i piękny, roznosił się w 
nocnym powietrzu i wypełniał las. Muzyka zmieniała się w wiatr wirujący wokół drzew, wznosząc 
się pod sklepienie gałęzi i opadający w dół najgłębszych wąwozów. To było wezwanie, łagodne 
polecenie   by   przyjść  do   niej.   Wszystkie   stworzenia,   dobre   i   złe.   Kto   lub   co   mogło   oprzeć  się 
nieziemskiemu głosowi? Był czysty i piękny, połyskujący w ciemnościach nocy srebrem i złotem. 
Przyzywał. Czekał. Kusił. Żądanie tak piękne i fascynujące, że nie sposób go było zignorować. 
Julian przyglądał się na wpływ jaki miał śpier Desari na wampira. Jego twarz stawała się 
szara i sucha, skóra kurczyła  się ciasno opinając  kości, przez co wyglądał  jak  szkielet.  Ubrania 
zaczęły   się  rozrywać  i   gnić,   opadając   z   ciała   niczym   druga   skóra.   Dłużej   nie   był   w   stanie 
utrzymywac iluzji czystości i młodości. Wyglądał jakby miał tysiąc lat, był bezduszną i zepsutą 
parodią człowieka. Śpiew doprowadził go do szaleństwa, pokazując światło dobroci i współczucia, 
uczucia, które oddał wraz ze swoją duszą. 
Warcząc i plując, walcząc o każdy centymetr wampir z sykiem przesuwał się coraz bliżej 
Juliana i śmierci. Dopóki Desari śpiewała. Nocne powietrze drżało z wysiłku utrzymując w locie 
wszystkie sowy licznie obsiadające drzewa wokół nich. Jelenie, górskie lwy, niedźwiedzie, nawet 
lisy i króliki zebrały się okrążając trzy wyprostowane postacie. 
Wampir   zakrył   uszy   mrucząc   i   klnąc   ale   jego   stopy   stawiały   kolejne   kroki.   Zza   Juliana 
koleny wyczołgiwał się z krzaków. Miał czerwone, błyszczące z nienawiści oczy. Patrzył na Desari 
a jego zaciśnięte zęby i cuchnący zgnilizną oddech ostrzegały o tym, że się zbliża. Był starszy i 
potężniejszy niż poprzedni i dlatego użył słabrzego jako przynęty na łowcę. Każdym oddechem 
walczył z przymusem Desari. 
­ Ale nie był sam. 
Julian od razu rozpoznał, że jest przebiegły i niebezpieczny. Bezlitosny grymas wykrzywiał 
twarz starożytnego i w oczach, ciągle wpatrzonych w Desari było coś niepokojącego. 
­   Nie   patrz   na   niego   –   ostrzegł   Julian   a   delikatny   powiew   zaniepokojenia   zburzył   jego   spokój. 
Przeklinał fakt, że ona tu była, że jego zmysły zostały podzielone przez strach o nią.
Julian  uderzył bez ostrzeżenia  i z szybkością właściwą jego rodzajowi. Ale wampira nie 
było.   Jakoś  złamał   zaklęcie   Desari   i   teraz   trzymał   ją  tak,  że   nie   mogła   się  poruszyć.   Julian 
zawirował   w   kierunku   drugiego   celu   i   uderzył   go   w   klatkę  piersiową  przeciskając   dłoń  przez 
mięśnie,  ścięgna   i   kości   aż  dotarł   do   jedynego   organu   dzięki   któremu   można   było   zniszczyć 
nieumarłego.   Kiedy   odskakiwał   od   krzyczącego   wampira   trzymał   w   dłoni   zepsute,   jeszcze 
pulsujące serce. 
Skażona krew tryskała dookoła kiedy wampir wirował w szalonym tempie zanim upadł na 
ziemię drżąc w konwulsjach. Julian ponownie się poruszył czerpiąc energię z burzy i piorunów nad 
głową. Ogień uderzył w ciało spalając je natychmiast. Płomienie przeskoczyły na rzucone przez 
Juliana   serce.   W   mniej   niż  kilka   sekund   z   wampira   został   jedynie   popiół.   A   Julian   po   prostu 
zniknął. 
Ostre pazury wampira zaciśnięte na jej szyi wycisnęły jej powietrze z płuc. Jego wstrętny 
dotyk sprawiał, że cierpła jej skóra. Powietrze wokół niego było tak skażone, że nie chciała nim 
oddychać. Julian zniszczył drugiego wampira tak szybko, że zastanawiała się jak zdążył to zrobić 
zanim  zniknął  nie pozostawiając  po sobie  żadnych  śladów. Ufała  mu  całkowicie.  Nie wiedziała 
dlaczego, ale była pewna, że jej nie zostawi. 
­ Dlaczego mnie prześladujesz? ­ zapytała cicho używając głosu jako broni przeciw niemu. 
Wampir wzdrygnął się i syknął zaciskając ostre szpony mocniej na jej skórze.
­ Bądź cicho ­  rozkazał plując i warcząc dopóki słowa nie opuściły jego umysłu.
­   Przepraszam   –   odparła   łagodnie   głosem   przepełnionym   niewinnością.   Była   zdecydowana 
zapewnić Julianowi jak największą przewagę. 
Wampir   obracał   ją  w   każdym   kierunku   używając   jej   smukłego   ciała   jako   tarczy   ciągle 
zaciskając  ostre pazury na jej  szyi. Końcówką przebił  skórę pozwalając  cieniutkiej  strużce krwi 
znaczyć ślad przez  jej szyję i cienką,  jedwabną bluzkę,  którą przywołała  przy zmianie  kształtu. 
Rozpaczliwie skanowała otoczenie, ale nie mogła znaleźć żadnego śladu Juliana. 
Nad ich głowami sowy zaczęły zmieniać kształt. Dwa lwy górskie ryknęły głosem łudząco 
podobnym do ludzkiego. Pozostałe zwierzęta chodziły niespokojnie poza kręgiem, który ustanowiła 
Desari. Ich oczy błyszczały w świetle przecinających niebo błyskawic.
­   Twój   bohater   cię  opuścił   –   wampir   szydził   z   niej   ciągle   przeszukując   niebo   nienawistnym 
wzrokiem. 
­ Myślisz, że potrzebuję go by mnie ocalił. Jestem starej krwi. Sama potrafię sobie pomóc. Poza 
tym nie zamierzasz mnie zabić. Nie prześladowałbyś mnie przez ten cały czas   by tak po prostu 
uwolnić świat od mojej obecności. ­ Jej głos był aksamitny i dźwięczny. ­ Atakując mnie wyzwałeś 
dwóch najpotężniejszych jakich znam. Zrobiłeś to, by mnie zabić? Nie sądzę. 
Jego palce zacisnęły się na jej gardle grożąc odcięciem powietrza. Zaśmiała się szyderczo.
­ Myślisz, że przestraszysz mnie pustą groźbą? Twój smród zabije mnie prędzej niż twoje palce. 
Nieumarły   zasyczał   jej   do   ucha,   grożąc   i   klnąc,   gdy   nagle   wrzasnął   odskakując   w   tył   i 
próbując uciec przed płomieniami ogarniającymi jego ubranie i przegnite ciało. 
W   odpowiedzi   na   niespodziewany   atak   Juliana   wampir   z   całych   sił   szarpnął   Desari   za 
włosy. Ale gdy to zrobił wszystkie sowy, setki ptaków, poderwały się mając na celu świecące oczy 
wampira. Uderzające skrzydła tworzyły wir z liści, gałęzi i igieł ograniczając mu pole widzenia. 
Desari schyliła się gdy zaatakowały głowę nieumarłego. Ogromna sowa, z piórami unurzanymi w 
jego krwi, zmaterializowała się w powietrzu z rozwartymi szponami. Zasłaniając mu oczy uderzyła 
prosto   w   klatkę  piersiową.   Gdy   tylko   szpony   wbiły   się  w   ciało   inne   sowy   zaatakowały   głowę 
wampira, tnąc i dziobiąc jego twarz, pozbawiając go równowagi, by nie mógł użyć starożytnych 
mocy. 
Desari upadła na ziemię i przykryła głowę ale żaden z ptaków nawet jej nie drasnął. Julian 
perfekcyjnie   zaaranżował   walkę  nie   dając   nieumarłemu   czasu   na   skrzywdzenie   jej.   Leżała 
nieruchomo zapominając, że ona też potrafi znikać. Dźwięk rozrywanego ciała był okropny a do 
tego wampiry wydawał straszliwe wrzaski. Dopiero gdy dotknął jej stopą otrzeźwiała, i rozpłynęła 
się w krople mgły i szybko odpłynęła na bezpieczną odległość. Zmaterializowała się na czubku 
drzewa i odwróciła się patrząc i przygryzając wargę. 
Scena przed jej oczami była niczym z jakiegoś horroru. Darius separował ją od takich walk, 
tak   jak   Julian   zsyłając   na   nią  głęboki   sen.   To   było   brutalne   i   przerażające.   Smród   wampira 
przybierał   na   sile,   celowo   rozprzestrzeniał   go   coraz   dalej,   by   uniemożliwić  przeciwnikowi 
oddychanie. Ale nie ważne jak bardzo próbował wampir Julian przeciwdziałał każdemu trującemu 
powiewowi mocnym, odświeżającym powietrzem. 
Sowy   atakujące   oczy   nieumarłego   prawie   go   oślepiły.   W   jego   klatce   piersiowej   ziała 
ogromna dziura buchająca krwią niczym gejzer, którym zdawał się celowo trafiać w ptaki, zabijając 
niektóre   z  nich.  Zwierzęta   zacieśniały  krąg  coraz  mocniej  i  mocniej,  a  głodne  bestie  pobudzała 
przemoc i zapach krwi. 
Jej   wzrok   przykuła   ogromna   sowa,   wiedziała,  że   to   Julian,   jej   partner   i   straszne   było 
zobaczyć go w roli destruktora. Niepewnie dotknęła jego umysłu i odkryła że wypchnął wszystkie 
myśli o niej. Był bezwzględny i bezlitosny jak najefektywniejszy drapieżnik. Atakował z każdej 
strony,   raz   za   razem,   szybki,   ostry,   zabójczy,   każdym   ciosem   ostrych   szpon   głęboko   ranił 
nieumarłego aż do samego serca. 
Wampir nie miał szans się przemienić ani uciec, ale splamione krwią pazury ciągle czyniły 
straszliwe szkody. Julian nawet w postaci sowy był ciężko ranny po pierwszym, niespodziewanym 
ataku. Przyglądała się jak chroni jedną stronę, nigdy w pełni nie otwierając skrzydła.
Był niesamowicie szybki, poruszał się jak błyskawica, uderzał i odskakiwał raz za razem nie dając 
nieumarłemu szansy na zebranie sił i kontratak. 
Wycie było zbyt okropne, by mogła go słuchać. Jego brzydota raniła uszy. Chciała zamknąć 
oczy   by   nie   widzieć  umarłych   i   ginących   ptaków,   rozlanej   krwi   czarno  świecącej   w  świetle 
księżyca, syczącej i skwierczącej jakby była żywa. 
Nie   chciała   patrzeć  na   wampira,   całego   unurzanego   we   krwi,   z   tłustymi,   potarganymi 
włosami   i   oczami   głęboko   zapadniętymi   w   czaszkę.   Głębokie   bruzdy   dodawały   jego   rysom 
okrucieństwa.   Krwawił   z   wielu   poszarpanych   i   głębokich   ran,   ale   nie   chciał   zejść  pod   ziemię 
odmawiając sobie jedynej szansy na przeżycie. 
Na   ziemi   krew   zaczęła   się  rozlewać  coraz   szerzej   szukając   ofiar   wśród   roślinności.   W 
zetknięciu z nią każda roślina więdła i czerniała. W tej chwili Desari zdała sobie sprawę, że krew 
podążała za największą sową czekając na dobry moment do ataku. 
Mała   ranka,   którą  wampir   zrobił   jej   na   szyi   końcem   pazura   spuchła   i   pulsowała,   jakby 
została   w   nią  wsączona   trucizna.   Jeśli   małe   nacięcie   sprawiało   jej   tyle   bólu,  to   co   musiał   czuć 
Julian? Nie mogła sobie tego wyobrazić więc znowu dotknęła jego umysłu ale zobaczyła, że wyparł 
cały ból skupiając się jedynie na zniszczeniu nieumarłego. 
Desari chciała rzucić się i zebrać wszystkie nieżyjące ptaki, które zmuszone jej zaklęciem 
pomogły   Julianowi   w   walce   ze   starożytnym   nieumarłym.   Ranny   nie   miał   innego   wyboru   jak 
zaakceptować ich pomoc, ale wiedziała,  że czuje intynktownie  czuje żal z powodu śmierci  tych 
pięknych zwierząt. 
Jej serce ścisnęło się z żalu z powodu Juliana, jej brata i wszystkich innych, którzy musieli 
walczyć i niszczyć żywe istoty. Wiedziała, że nieumarli się na wskroś źli i jedyne co można zrobić 
to pozbycie się ich z ziemi, ale każdy, kto to zrobił ryzykował własne życie, a co gorsza duszę. 
Desari próbowała się uspokoić tak, by jej umysł nie był w rozsypce, by był pełen zaufania i 
siły. Potem wysłała te uczucia do Juliana, dają mu siłę swojej krwi i wszystkie moce, jakie mogła. 
Ona nie była w stanie zabijać, odbierać życia – współczucie było zakorzenione w niej zbyt głęboko 
– ale modliła się, by nie utrudniała tego Julianowi. 
Julian był wdzięczny za siłę, którą mu ofiarowała. Cierpiał z powodu utraty krwi a miejsca 
w których przez pióra sowy jego ciała dotknęła skażona posoka wamipra paliły żywym ogniem. 
Mimo tego nigdy się nie zawahał, ciągle atakując nieumarłego ostrymi szponami, zagłębiając je 
coraz bardziej w jego klatce piersiowej. Gdy tylko przenikał ochronną warstwę z kości i mięśni 
powracał do swojego kształtu, by za chwilę znów zmienić się w ogromnego ptaka i kontynuować 
atak. 
Desari sapnęła ciężko unosząc dłoń do gardła gdy zobaczyła  jak ciemne plamy skażonej 
krwi na ziemi łączą się w jeden basen. Ciemniejący płyn uformował się w coś na kształt ramienia a 
potem rozciągnął w koszmarny cień ręki, czołgającej się po igliwiu i leżących gałęziach.
­ Julian, na ziemi!
Nie potwierdził ani nie odpowiedział na jej ostrzeżenie, stał spokojnie na wprost wampira. 
Na jego pięknej twarzy malowało się zmęczenie, a złote włosy w nieładzie opadały na ramiona. Stał 
wysoki i wyprostowany, a jego bursztynowe oczy lśniły dziwnym ogniem. 
­  Przynoszę ci  sprawidliwość naszego ludu. To, co robiłeś jest przestępstwem wobec ludzkości, 
przeciwko samej ziemi. Wykonuję wyrok na twoim gatunku wydany przez Księcia naszego ludu i 
mam nadzieję, że w nowym życiu znajdziesz miłosierdzie, jakiego nie mogą ofiarować ci tutaj. ­ 
Słowa były miękkie i delikatne, hipnotyzujące i przekonujące. 
Gdy   ciało   wampira   wykrzywiło   się  w   ostatniej   próbie   ucieczki   a   skażona   krew   prawie 
dosięgnęła   butów   Juliana,   łowca   wyciągnął   rękę  i   wbił   palce   w   klatkę  piersiową  wampira, 
wyciągając   z   niej   bijące   serce.   Rozległ   się  przeraźliwy   odgłos   zasysania   gdy   pulsujący   organ 
opuścił ciało wrzeszczącego demona. Julian odskoczył od strumienia buchającej krwi i groteskowej 
ręki sięgającej do jego stóp. 
Wampir opadł na ziemię, próbował się podnieść dwa razy a potem na oślep zaczął szukać 
jedynej   rzeczy,   która   mogłaby   go   utrzymac   przy  życiu.   Julian   upuścił   serce   w   bezpiecznej 
odległości od nieumarłego, który odmawiał poddania się. 
Desari poczuła straszliwą słabość a także pieczenie i ból w ciele Juliana. Patrzyła jak czerpie 
energię z błyskawic i kieruje ją w postaci ognia najpierw na serce, potem na leżące ciało a na końcu 
na   plamę  krwi   niszczącą  las.   Dopiero   potem   ciężko   opadł   na   zwalony   pień.   Desari   patrzyła   z 
fascynają jak zbiera kolejną porcję energii by oczyścić dłonie i przedramiona. 
Desari   zeskoczyła   z   gałęzi   i   chciała   podbiec   do   niego   ale   pokręcił   przecząco   głową  i 
zdrowym ramieniem wskazał w stronę lasu. Krąg zwierzą powoli ale systematycznie zacieśniał się 
wokół   nich.   Zaczęła  śpiewać,   kojąc   ich   umysły   i   uwalniając   spod   wpływu   zaklęcia.   Mrucząc   i 
warcząc zwierzęta wycofywały się w głąb lasu z dala od grupy ludzi. 
­ Musiały znajdować się w zasięgu mojego głosu – powiedziała. 
­   Zanim   odpoczniemy   mamy   wiele   do   zrobienia   tej   nocy   –   odparł.   ­   Musimy   znaleźć  ofiarę 
wampira   i   zniszczyć  wszelkie   dowody   a   także   oczyścić  ziemię  z   jakichkolwiek  śladów 
nieumarłych. 
Łącząc się z jego umysłem czuła też jego zmęczenie. Stracił bardzo dużo krwi. 
­ Zajmę się tym. Wróć do obozu i zejdź pod ziemię a ja dokończę zadanie. 
Uśmiech złagodził twarde krawędzie ust Juliana.
­ Chodź tutaj, piccola. Potrzebuję twojej bliskości. ­ Jego głos miał w sobie tyle żaru, że nie mogła 
go zignorować.
Gdy zorientowała się, że słucha jego polecenia zrobiła już kilka kroków. Jak tylko znalazła 
się w zasięgu jego rąk, chwycił ją za nadgarstek i zmusił, by usiadła obok niego na pniu. 
­ Nie ruszaj się, cara – rozkazał. ­ Wampirzy pazur był zatruty i trucizna krąży w twoim systemie. 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin