rozdział 9.pdf
(
339 KB
)
Pobierz
432892988 UNPDF
Rozdział 9
Od razu podskoczyła do niego lekko niczym gazela a gdy usiadła na zwalonym pniu jej
śmiech unosił się na wietrze. Widok jej stojącej nago wśród kołyszących się gałęzi odebrał mu
dech. Wiatr plątał jej długie włosy, okrywając ją niczym peleryną. Z jego gardła wydobyło się coś
pomiędzy jękiem a rykiem.
Julian był silnym mężczyzną ukształtowanym przez wieki ciężkiego życia. Jeśli śmiał się
kiedykolwiek wraz z innymi, były to tylko mgliste wspomnienia młodości. Był skazany na
egzystowanie w samotności a teraz nie chciał niczego innego jak być z tą kobietą, dzielić z nią
życie, góry, miasta, cały świat. Nie wiedział jak się bawić, nie myślał o poczuciu humoru pomijając
rzadkie działania z innymi. Ale rosło w nim coś nowego. Dźwięk śmiechu Desari budził gdzieś
głęboko w nim cień radości.
Podskoczył do niej na leżący pień sięgając ramieniem do jej talii, ale zniknęła, jej ciało
połyskiwało delikatnie w nocnym powietrzu kiedy przeskakiwała na kolejną kłodę. Eleganckie,
błyszczące ciemne futro zaczęło pokrywać jej nagą skórę. Samica lamparta o pięknym,
wydłużonym pysku obejrzała się ponętnie za siebie i już jej nie było. Biegła lekko przez las
wtapiając się w listowie.
Julian uśmiechnął się i podążył za nią. Jego ciało rozciągnęło się przyjmując postać
umięśnionego i silnego samca. W nocnym powietrzu wyczuwał docierający do niego jej dzieki
zapach i w odpowiedzi w jego ciele rosło pożądanie. Ryk samicy rozniósł się echem w nocnej
ciszy, wzywając go do siebie. Odpowiedział, jakby ta rozmowa była szeptem uwodzenia.
Samica popatrzyła na niego uważnie ale w jej oczach nie było odrzucenia. Krążył dookoła
niej, oglądał. Podeszła bliżej by mógł dotknąć ją pyskiem. Zaakceptowała pieszczotę,
odwzajemniając ją. Spojrzeli na siebie i ruszyli biegiem przez las, przeskakując kłody i gałęzie z
niesamowitą gracją.
W ciele kota Julian radował się napięciem mięśni i ścięgien, czuł wolność. Wyczuwał jej
zaproszenie, czytał z uwodzicielskich ruchów ciała. Pozostawał blisko niej trącając ją od czasu do
czasu i ciesząc się pożądaniem jakie w nim budziła. Był cierpliwy. Odrzucenie samicy lamparta
mogło być niebezpieczne i żaden samiec nie chciałby ryzykować uderzenia. Po prostu był blisko
działając zgodnie z instynktem.
Zwolniła bieg okrążając go radośnie, czasem zapraszająco przykucając przed nim. Kiedy
nakrył ją ciężkim ciałem warknęła ostrzegawczo i odskoczyła by po chwili powrócić z kolejnym
zaproszeniem. Julian wyczuwał rosnące potrzeby samca. Z każdym jej ruchem były coraz silniejsze
i bardziej intensywne. Była taka piękna z gładkim, miękkim futrem i doskonałym pyszczkiem.
Ponownie przykucnęła zapraszająco, kusząc go. Nakrył jej ciało i przytrzymując zębami za bark
przyciągnął jeszcze bliżej używając masy ciała by utrzymać ją nieruchomo.
W tej chwili było w nim tyle drapieżnika, tyle dzikości i instynktu, że nie wiedział czy
reakcje należą do człowieka czy zwierzęcia. Wyczuł zbliżający się ciemny cień na chwilę przed
atakiem. Użył znacznej części sił by odepchnąć kobietę jak najdalej, by dać jej jak największe
szanse na ucieczkę. W tej samej chwili skulił się by przyjąć na ramię nadchodzący cios.
Ból był przeraźliwy gdy ostre pazury rozorały mu ciało do kości. Natychmiast odciął się od
rzeczywistości i zmieniając formę rozpłynął się przed napastnikiem. Stał twarzą w twarz z
wampirem w ludzkim ciele elegancko ubrany z krwią tryskającą z rany i złotymi włosami
opadającymi na twarz.
Kim on był? Czy jego krew wezwała jego dręczyciela? Czy zdradził swoją
partnerkę?
Z małej dzielącej ich odległości oceniał wroga zasłaniając ciałem Desari. Nie patrzył na nią,
nie tracił czasu na zmuszanie jej do posłuszeństwa. Całą uwagę skierował na wampira. Delikatny
uśmiech wykrzywił jego usta ale nie znalazł odbicia w lodowato zimnych, złotych oczach. Skłonił
się powoli.
Bardzo zręcznie, podziwiam twoją koordynację. Słowa były miękkie a głos łagodny i czysty. To
nie było uznanie, nie dla największego wroga. Julian nie wiedział czy był rozczarowany czy zły.
Wampir obserwował go spod przymkniętych powiek. Był wysoki, wyższy niż Julian ale nie
był tak umięśniony. Twarz miał zaczerwienioną od świeżejgo morderstwa. Bez wątpienia jakiś
pechowy obozowicz. Julian był zanieppokojony, gdy wampir nie dał się wciągnąć w dialog.
Stworzenie po prostu na niego patrzyło. To było niezwykle dziwne, że nieumarły nie chwalił się
ciosem jaki zadał.
Las wokół Juliana zdawał się jakby rozmywać a ziemia delikatnie drżała pod jego stopami.
Uśmiechnął się szeroko celowo ukazując białe zęby.
Dziecięca sztuczka. Uczyłem się tego jak byłem mały. Czuję się znieważony brakiem szacunku.
W tym momencie głos Juliana zmienił się odrobinę. Był pełen łagodnego przymusu i czystości.
Drażnił wampira, co wyraźnie widział. Nieumarły potrząsał głową jakby chciał pozbyć się nacisku.
Bezduszna istota poruszyła się w dziwnym, hipnotyzującym tańcu. Julian pozostał
nieruchomy uważnie śledząc kolejne kroki. Pozostawał czujny choć ciało miał zrelaksowane i
gotowe. Wszystkimi zmysłami skanował otoczenie, nawet niebo. Takie zachowanie było u
nieumarłych całkowicie nienormalne. Coś przegapił ale mając na uwadze bezpieczeństwo Desari
nie mógł działać pochopnie ani popełnić błędu. Jesgo partnerka nie uciekła więc musiał ją chronić.
Myślisz, że gdzieś tam jest jeszcze jeden?
Głos Desari był cieniem w jego głowie, znała jego
myśli i czuła niepokój. Również skanowała otoczenie ale nie mogła odnaleźć żadnego innego bytu.
Jestem tego pewien.
I będzie lepiej gdy staniesz twarzą w twarz z obydwoma?
Wtedy będę mógł rozegrać to po mojemu.
Desari panowała nad umysłem nie chcąc dawać Julianowi więcej powodów do niepokoju
niż było to konieczne. Z gracją podeszła i stanęła po jego lewej stronie. Ten manewr pozwolił jej
partnerowi na większe pole manewru a jednocześnie mógł ją obserwować i nie musiał szukać
kontaktu psychicznego.
Nie wsłuchuj się w tę muzykę, Julianie –
ostrzegła muskając delikatnie jego umysł. Podniosła
twarz do rozgwieżdżonego nieba i zaczęła cicho śpiewać.
Ciało Juliana zacisnęło się w odpowiedzi na pierwszą srebrną nutę. Zamknięcie się na ten
dźwięk wymagało od niego ogromnej siły woli. Jej głos był natarczywy i piękny, roznosił się w
nocnym powietrzu i wypełniał las. Muzyka zmieniała się w wiatr wirujący wokół drzew, wznosząc
się pod sklepienie gałęzi i opadający w dół najgłębszych wąwozów. To było wezwanie, łagodne
polecenie by przyjść do niej. Wszystkie stworzenia, dobre i złe. Kto lub co mogło oprzeć się
nieziemskiemu głosowi? Był czysty i piękny, połyskujący w ciemnościach nocy srebrem i złotem.
Przyzywał. Czekał. Kusił. Żądanie tak piękne i fascynujące, że nie sposób go było zignorować.
Julian przyglądał się na wpływ jaki miał śpier Desari na wampira. Jego twarz stawała się
szara i sucha, skóra kurczyła się ciasno opinając kości, przez co wyglądał jak szkielet. Ubrania
zaczęły się rozrywać i gnić, opadając z ciała niczym druga skóra. Dłużej nie był w stanie
utrzymywac iluzji czystości i młodości. Wyglądał jakby miał tysiąc lat, był bezduszną i zepsutą
parodią człowieka. Śpiew doprowadził go do szaleństwa, pokazując światło dobroci i współczucia,
uczucia, które oddał wraz ze swoją duszą.
Warcząc i plując, walcząc o każdy centymetr wampir z sykiem przesuwał się coraz bliżej
Juliana i śmierci. Dopóki Desari śpiewała. Nocne powietrze drżało z wysiłku utrzymując w locie
wszystkie sowy licznie obsiadające drzewa wokół nich. Jelenie, górskie lwy, niedźwiedzie, nawet
lisy i króliki zebrały się okrążając trzy wyprostowane postacie.
Wampir zakrył uszy mrucząc i klnąc ale jego stopy stawiały kolejne kroki. Zza Juliana
koleny wyczołgiwał się z krzaków. Miał czerwone, błyszczące z nienawiści oczy. Patrzył na Desari
a jego zaciśnięte zęby i cuchnący zgnilizną oddech ostrzegały o tym, że się zbliża. Był starszy i
potężniejszy niż poprzedni i dlatego użył słabrzego jako przynęty na łowcę. Każdym oddechem
walczył z przymusem Desari.
Ale nie był sam.
Julian od razu rozpoznał, że jest przebiegły i niebezpieczny. Bezlitosny grymas wykrzywiał
twarz starożytnego i w oczach, ciągle wpatrzonych w Desari było coś niepokojącego.
Nie patrz na niego –
ostrzegł Julian a delikatny powiew zaniepokojenia zburzył jego spokój.
Przeklinał fakt, że ona tu była, że jego zmysły zostały podzielone przez strach o nią.
Julian uderzył bez ostrzeżenia i z szybkością właściwą jego rodzajowi. Ale wampira nie
było. Jakoś złamał zaklęcie Desari i teraz trzymał ją tak, że nie mogła się poruszyć. Julian
zawirował w kierunku drugiego celu i uderzył go w klatkę piersiową przeciskając dłoń przez
mięśnie, ścięgna i kości aż dotarł do jedynego organu dzięki któremu można było zniszczyć
nieumarłego. Kiedy odskakiwał od krzyczącego wampira trzymał w dłoni zepsute, jeszcze
pulsujące serce.
Skażona krew tryskała dookoła kiedy wampir wirował w szalonym tempie zanim upadł na
ziemię drżąc w konwulsjach. Julian ponownie się poruszył czerpiąc energię z burzy i piorunów nad
głową. Ogień uderzył w ciało spalając je natychmiast. Płomienie przeskoczyły na rzucone przez
Juliana serce. W mniej niż kilka sekund z wampira został jedynie popiół. A Julian po prostu
zniknął.
Ostre pazury wampira zaciśnięte na jej szyi wycisnęły jej powietrze z płuc. Jego wstrętny
dotyk sprawiał, że cierpła jej skóra. Powietrze wokół niego było tak skażone, że nie chciała nim
oddychać. Julian zniszczył drugiego wampira tak szybko, że zastanawiała się jak zdążył to zrobić
zanim zniknął nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Ufała mu całkowicie. Nie wiedziała
dlaczego, ale była pewna, że jej nie zostawi.
Dlaczego mnie prześladujesz? zapytała cicho używając głosu jako broni przeciw niemu.
Wampir wzdrygnął się i syknął zaciskając ostre szpony mocniej na jej skórze.
Bądź cicho rozkazał plując i warcząc dopóki słowa nie opuściły jego umysłu.
Przepraszam – odparła łagodnie głosem przepełnionym niewinnością. Była zdecydowana
zapewnić Julianowi jak największą przewagę.
Wampir obracał ją w każdym kierunku używając jej smukłego ciała jako tarczy ciągle
zaciskając ostre pazury na jej szyi. Końcówką przebił skórę pozwalając cieniutkiej strużce krwi
znaczyć ślad przez jej szyję i cienką, jedwabną bluzkę, którą przywołała przy zmianie kształtu.
Rozpaczliwie skanowała otoczenie, ale nie mogła znaleźć żadnego śladu Juliana.
Nad ich głowami sowy zaczęły zmieniać kształt. Dwa lwy górskie ryknęły głosem łudząco
podobnym do ludzkiego. Pozostałe zwierzęta chodziły niespokojnie poza kręgiem, który ustanowiła
Desari. Ich oczy błyszczały w świetle przecinających niebo błyskawic.
Twój bohater cię opuścił – wampir szydził z niej ciągle przeszukując niebo nienawistnym
wzrokiem.
Myślisz, że potrzebuję go by mnie ocalił. Jestem starej krwi. Sama potrafię sobie pomóc. Poza
tym nie zamierzasz mnie zabić. Nie prześladowałbyś mnie przez ten cały czas by tak po prostu
uwolnić świat od mojej obecności. Jej głos był aksamitny i dźwięczny. Atakując mnie wyzwałeś
dwóch najpotężniejszych jakich znam. Zrobiłeś to, by mnie zabić? Nie sądzę.
Jego palce zacisnęły się na jej gardle grożąc odcięciem powietrza. Zaśmiała się szyderczo.
Myślisz, że przestraszysz mnie pustą groźbą? Twój smród zabije mnie prędzej niż twoje palce.
Nieumarły zasyczał jej do ucha, grożąc i klnąc, gdy nagle wrzasnął odskakując w tył i
próbując uciec przed płomieniami ogarniającymi jego ubranie i przegnite ciało.
W odpowiedzi na niespodziewany atak Juliana wampir z całych sił szarpnął Desari za
włosy. Ale gdy to zrobił wszystkie sowy, setki ptaków, poderwały się mając na celu świecące oczy
wampira. Uderzające skrzydła tworzyły wir z liści, gałęzi i igieł ograniczając mu pole widzenia.
Desari schyliła się gdy zaatakowały głowę nieumarłego. Ogromna sowa, z piórami unurzanymi w
jego krwi, zmaterializowała się w powietrzu z rozwartymi szponami. Zasłaniając mu oczy uderzyła
prosto w klatkę piersiową. Gdy tylko szpony wbiły się w ciało inne sowy zaatakowały głowę
wampira, tnąc i dziobiąc jego twarz, pozbawiając go równowagi, by nie mógł użyć starożytnych
mocy.
Desari upadła na ziemię i przykryła głowę ale żaden z ptaków nawet jej nie drasnął. Julian
perfekcyjnie zaaranżował walkę nie dając nieumarłemu czasu na skrzywdzenie jej. Leżała
nieruchomo zapominając, że ona też potrafi znikać. Dźwięk rozrywanego ciała był okropny a do
tego wampiry wydawał straszliwe wrzaski. Dopiero gdy dotknął jej stopą otrzeźwiała, i rozpłynęła
się w krople mgły i szybko odpłynęła na bezpieczną odległość. Zmaterializowała się na czubku
drzewa i odwróciła się patrząc i przygryzając wargę.
Scena przed jej oczami była niczym z jakiegoś horroru. Darius separował ją od takich walk,
tak jak Julian zsyłając na nią głęboki sen. To było brutalne i przerażające. Smród wampira
przybierał na sile, celowo rozprzestrzeniał go coraz dalej, by uniemożliwić przeciwnikowi
oddychanie. Ale nie ważne jak bardzo próbował wampir Julian przeciwdziałał każdemu trującemu
powiewowi mocnym, odświeżającym powietrzem.
Sowy atakujące oczy nieumarłego prawie go oślepiły. W jego klatce piersiowej ziała
ogromna dziura buchająca krwią niczym gejzer, którym zdawał się celowo trafiać w ptaki, zabijając
niektóre z nich. Zwierzęta zacieśniały krąg coraz mocniej i mocniej, a głodne bestie pobudzała
przemoc i zapach krwi.
Jej wzrok przykuła ogromna sowa, wiedziała, że to Julian, jej partner i straszne było
zobaczyć go w roli destruktora. Niepewnie dotknęła jego umysłu i odkryła że wypchnął wszystkie
myśli o niej. Był bezwzględny i bezlitosny jak najefektywniejszy drapieżnik. Atakował z każdej
strony, raz za razem, szybki, ostry, zabójczy, każdym ciosem ostrych szpon głęboko ranił
nieumarłego aż do samego serca.
Wampir nie miał szans się przemienić ani uciec, ale splamione krwią pazury ciągle czyniły
straszliwe szkody. Julian nawet w postaci sowy był ciężko ranny po pierwszym, niespodziewanym
ataku. Przyglądała się jak chroni jedną stronę, nigdy w pełni nie otwierając skrzydła.
Był niesamowicie szybki, poruszał się jak błyskawica, uderzał i odskakiwał raz za razem nie dając
nieumarłemu szansy na zebranie sił i kontratak.
Wycie było zbyt okropne, by mogła go słuchać. Jego brzydota raniła uszy. Chciała zamknąć
oczy by nie widzieć umarłych i ginących ptaków, rozlanej krwi czarno świecącej w świetle
księżyca, syczącej i skwierczącej jakby była żywa.
Nie chciała patrzeć na wampira, całego unurzanego we krwi, z tłustymi, potarganymi
włosami i oczami głęboko zapadniętymi w czaszkę. Głębokie bruzdy dodawały jego rysom
okrucieństwa. Krwawił z wielu poszarpanych i głębokich ran, ale nie chciał zejść pod ziemię
odmawiając sobie jedynej szansy na przeżycie.
Na ziemi krew zaczęła się rozlewać coraz szerzej szukając ofiar wśród roślinności. W
zetknięciu z nią każda roślina więdła i czerniała. W tej chwili Desari zdała sobie sprawę, że krew
podążała za największą sową czekając na dobry moment do ataku.
Mała ranka, którą wampir zrobił jej na szyi końcem pazura spuchła i pulsowała, jakby
została w nią wsączona trucizna. Jeśli małe nacięcie sprawiało jej tyle bólu, to co musiał czuć
Julian? Nie mogła sobie tego wyobrazić więc znowu dotknęła jego umysłu ale zobaczyła, że wyparł
cały ból skupiając się jedynie na zniszczeniu nieumarłego.
Desari chciała rzucić się i zebrać wszystkie nieżyjące ptaki, które zmuszone jej zaklęciem
pomogły Julianowi w walce ze starożytnym nieumarłym. Ranny nie miał innego wyboru jak
zaakceptować ich pomoc, ale wiedziała, że czuje intynktownie czuje żal z powodu śmierci tych
pięknych zwierząt.
Jej serce ścisnęło się z żalu z powodu Juliana, jej brata i wszystkich innych, którzy musieli
walczyć i niszczyć żywe istoty. Wiedziała, że nieumarli się na wskroś źli i jedyne co można zrobić
to pozbycie się ich z ziemi, ale każdy, kto to zrobił ryzykował własne życie, a co gorsza duszę.
Desari próbowała się uspokoić tak, by jej umysł nie był w rozsypce, by był pełen zaufania i
siły. Potem wysłała te uczucia do Juliana, dają mu siłę swojej krwi i wszystkie moce, jakie mogła.
Ona nie była w stanie zabijać, odbierać życia – współczucie było zakorzenione w niej zbyt głęboko
– ale modliła się, by nie utrudniała tego Julianowi.
Julian był wdzięczny za siłę, którą mu ofiarowała. Cierpiał z powodu utraty krwi a miejsca
w których przez pióra sowy jego ciała dotknęła skażona posoka wamipra paliły żywym ogniem.
Mimo tego nigdy się nie zawahał, ciągle atakując nieumarłego ostrymi szponami, zagłębiając je
coraz bardziej w jego klatce piersiowej. Gdy tylko przenikał ochronną warstwę z kości i mięśni
powracał do swojego kształtu, by za chwilę znów zmienić się w ogromnego ptaka i kontynuować
atak.
Desari sapnęła ciężko unosząc dłoń do gardła gdy zobaczyła jak ciemne plamy skażonej
krwi na ziemi łączą się w jeden basen. Ciemniejący płyn uformował się w coś na kształt ramienia a
potem rozciągnął w koszmarny cień ręki, czołgającej się po igliwiu i leżących gałęziach.
Julian, na ziemi!
Nie potwierdził ani nie odpowiedział na jej ostrzeżenie, stał spokojnie na wprost wampira.
Na jego pięknej twarzy malowało się zmęczenie, a złote włosy w nieładzie opadały na ramiona. Stał
wysoki i wyprostowany, a jego bursztynowe oczy lśniły dziwnym ogniem.
Przynoszę ci sprawidliwość naszego ludu. To, co robiłeś jest przestępstwem wobec ludzkości,
przeciwko samej ziemi. Wykonuję wyrok na twoim gatunku wydany przez Księcia naszego ludu i
mam nadzieję, że w nowym życiu znajdziesz miłosierdzie, jakiego nie mogą ofiarować ci tutaj.
Słowa były miękkie i delikatne, hipnotyzujące i przekonujące.
Gdy ciało wampira wykrzywiło się w ostatniej próbie ucieczki a skażona krew prawie
dosięgnęła butów Juliana, łowca wyciągnął rękę i wbił palce w klatkę piersiową wampira,
wyciągając z niej bijące serce. Rozległ się przeraźliwy odgłos zasysania gdy pulsujący organ
opuścił ciało wrzeszczącego demona. Julian odskoczył od strumienia buchającej krwi i groteskowej
ręki sięgającej do jego stóp.
Wampir opadł na ziemię, próbował się podnieść dwa razy a potem na oślep zaczął szukać
jedynej rzeczy, która mogłaby go utrzymac przy życiu. Julian upuścił serce w bezpiecznej
odległości od nieumarłego, który odmawiał poddania się.
Desari poczuła straszliwą słabość a także pieczenie i ból w ciele Juliana. Patrzyła jak czerpie
energię z błyskawic i kieruje ją w postaci ognia najpierw na serce, potem na leżące ciało a na końcu
na plamę krwi niszczącą las. Dopiero potem ciężko opadł na zwalony pień. Desari patrzyła z
fascynają jak zbiera kolejną porcję energii by oczyścić dłonie i przedramiona.
Desari zeskoczyła z gałęzi i chciała podbiec do niego ale pokręcił przecząco głową i
zdrowym ramieniem wskazał w stronę lasu. Krąg zwierzą powoli ale systematycznie zacieśniał się
wokół nich. Zaczęła śpiewać, kojąc ich umysły i uwalniając spod wpływu zaklęcia. Mrucząc i
warcząc zwierzęta wycofywały się w głąb lasu z dala od grupy ludzi.
Musiały znajdować się w zasięgu mojego głosu – powiedziała.
Zanim odpoczniemy mamy wiele do zrobienia tej nocy – odparł. Musimy znaleźć ofiarę
wampira i zniszczyć wszelkie dowody a także oczyścić ziemię z jakichkolwiek śladów
nieumarłych.
Łącząc się z jego umysłem czuła też jego zmęczenie. Stracił bardzo dużo krwi.
Zajmę się tym. Wróć do obozu i zejdź pod ziemię a ja dokończę zadanie.
Uśmiech złagodził twarde krawędzie ust Juliana.
Chodź tutaj, piccola. Potrzebuję twojej bliskości. Jego głos miał w sobie tyle żaru, że nie mogła
go zignorować.
Gdy zorientowała się, że słucha jego polecenia zrobiła już kilka kroków. Jak tylko znalazła
się w zasięgu jego rąk, chwycił ją za nadgarstek i zmusił, by usiadła obok niego na pniu.
Nie ruszaj się, cara – rozkazał. Wampirzy pazur był zatruty i trucizna krąży w twoim systemie.
Plik z chomika:
jenny13
Inne pliki z tego folderu:
rozdział 10.pdf
(339 KB)
rozdział 9.pdf
(339 KB)
rozdział 8.pdf
(337 KB)
rozdział 7.pdf
(456 KB)
rozdział 6.pdf
(446 KB)
Inne foldery tego chomika:
Mroczne pożądanie
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin