Mroczek R Kłopoty w Garndun.txt

(42 KB) Pobierz
RaV Mroczek

K�opoty w Garndun

Opowiadanie zamieszczone za wiedz� i zgod� Autora
 Kropla deszczu spad�a na li��, za�wieci�a niczym per�a, po czym sp�yn�a na �d�b�o trawy, a 
p�niej na ziemi�. Za
ni� pod��y�a druga, trzecia i kolejne. Zacz�o kropi�.
 Chmury zakry�y s�o�ce, otaczaj�c �wiat p�mrokiem. Gdzie� dalej b�yskawica roz�wietli�a na chwil� 
otoczenie.
Hasselgard z u�miechem podni�s� si� z trawy, otrzepa� plecy. Nie pada�o od dw�ch dni. Czeka� na ten 
deszcz.
 Skierowa� swe kroki do ober�y. C�, czas zaczyna�, pomy�la�. Rozpada si� na dobre, trzeba to 
wykorzysta� i zarobi�
na chleb.
 Min�� dwie chaty i wszed� na drog�. Zauwa�y� dwie kobiety, kt�re pu�ci�y si� biegiem do dom�w, by 
unikn��
ulewy. Poza tym na dworze nie by�o nikogo opr�cz psa, kt�ry �a�o�nie ujada� pod drzwiami, pr�buj�c 
dosta� si� do
�rodka.
- Co, piesku, nie wpu�cili ci� do domu? Nie martw si�, od deszczu nie zginiesz, a mnie on jest 
bardzo na r�k� -
powiedzia�, samemu nie wiedz�c, dlaczego.
 Zaczynam rozmawia� z zwierz�tami, pomy�la�. Niedobrze. Po tej robocie trzeba b�dzie odpocz��.
 Wszed� do ober�y, wpuszczaj�c do wn�trza wiatr i li�cie.
- Zamknij te pieprzone drzwi, je�li �aska! - wydar� si� karczmarz. Nie nale�a� do naj�yczliwszych w 
tym zawodzie, o
czym Hasselgard mia� ju� okazj� si� przekona�. Zamkn�� pos�usznie drzwi.
 W �rodku, poza ober�yst�, siedzieli towarzysze trapera. Kiwaj�c si� na krze�le pod �cian�, w 
jednej r�ce trzymaj�c
butelk� piwa, w drugiej s�u�ebn� dziewk�, siedzia� A'Wilksthorn, p�elf, dobry przyjaciel 
Hasselgarda. By� dobrze
zbudowany, mierzy� prawie dwa metry, mia� kruczo czarne, kr�tkie w�osy. Po swym elfim rodzicu 
odziedziczy� lekko
spiczaste uszy oraz du�e, zielone oczy. Nosi� ciep��, sk�rzan� kurtk�, odpowiedni� na jesie�, 
sk�rzane spodnie i buty.
Za pasem tkwi� miecz i n� oraz sakiewka z brz�cz�c� zawarto�ci�.
 Obok niego siedzia� Wawrini, krasnolud, towarzysz�cy A'Wilksthornowi, odk�d Hasselgard pami�ta�. 
Opr�nia�
w�a�nie kolejny kufel grzanego piwa, przed nim sta�o pi�� pustych. By� niski i kr�py, w�osy mia� 
ukryte pod he�mem, a
czarna broda opada�a mu na klatk� piersiow� i si�ga�a a� do kolan. Na lekkie, acz wytrzyma�e 
ubranie na�o�on� mia�
koszulk� kolcz�, obok, oparty o st�, sta� wielki m�ot bojowy. Poza tym za paskiem stercza�o pi�� 
no�y do rzucania i
niewielki mieszek, niemal�e pusty. Przenikliwe, piwne oczy potrafi�y przebi� najwi�ksze ciemno�ci, 
ale tak�e wywo�a�
szacunek, a nawet strach u tego, na kogo pada�o spojrzenie krasnoluda.
 Po prawicy Wawriniego, bokiem do wej�cia, siedzia�a Annabell, pi�kna i m�oda uzdrowicielka, kt�ra 
dopiero kilka
tygodni wcze�niej zaszczyci�a grup� swym cz�onkostwem. Mia�a d�ugie, rude w�osy, si�gaj�ce do 
bioder, j�drne piersi
i, jak uwa�a� nie tylko Hasselgard, figur� bogini. Jednak Annabell by�a przede wszystkim 
inteligentna i
zdyscyplinowana, a rany potrafi�a doskonale zar�wno leczy�, jak i zadawa�. Ku temu s�u�y� jej n�, 
wystaj�cy zza
paska, na kt�rym wisia�o kilka woreczk�w z zio�ami lub pieni�dzmi. Poza tym na por�czy zajmowanego 
przez ni�
krzes�a wisia�a torba, w kt�rej trzyma�a reszt� potrzebnych jej do leczenia rzeczy, ale tak�e 
przedmioty, bez kt�rych
"dama nie mo�e si� obej��", jak cz�sto m�wi�a. Dam� jednak z pewno�ci� nie by�a, o czym �wiadczy�y 
sposoby, w
jakie Annabell niejednokrotnie uzyskiwa�a informacje lub po prostu zaspokaja�a swoje erotyczne 
zachcianki. Wielce
przydatne przy tym by�y jej wdzi�ki, aktualnie przykryte d�ug�, bia�o zielon� sukni� oraz ciep�ym 
futrem.
 Towarzystwo uzupe�nia� Ivo, zwany Szalonym, zapewne z powodu jego du�ego opanowania, kt�re reszta 
grupy
nieraz wy�miewa�a. Raz, aby zadrwi� z kolegi, A'Wilksthorn nada� mu ten przydomek, niezbyt do niego 
pasuj�cy,
kt�ry si� przyj��. Ivo by� reaverem, czyli dwu- i p� metrowym, barczystym humanoidem. Mia� 
wyraziste ko�ci
czaszki, kr�tko przystrzy�one, czarne w�osy. Jak wszyscy z jego ludu, odznacza� si� kompletnym 
brakiem zarostu i
w�os�w na klatce piersiowej.
 Nie nosi� �adnego ubrania, poza ci�kimi, sk�rzanym spodniami. Jedyn� bro� stanowi�y dwa cepy 
bojowe, z kt�rymi
nigdy si� nie rozstawa�, od kiedy zabra� je dozorcy niewolnik�w, po tym, jak zmia�d�y� mu g�ow�. 
Jego mi�nie,
�wiadcz�ce o nieprzeci�tnej sile, wygl�da�y jak wyrze�bione. Ivo by� wspania�ym wojownikiem.
 Reaverzy byli dalekimi kuzynami ogr�w, jednak daleko bardziej ucywilizowanymi i cz�sto b�d�cymi 
przedmiotem
handlu. �yli w g�rskich osadach, sk�adaj�cych si� wy��cznie z cz�onk�w ich gatunku, m�wili swoim 
w�asnym
j�zykiem, nie wdawali si� w konflikty z s�siadami. By�y to niestety g�upie stwory. Te, kt�re uda�o 
si� ludziom z�apa�,
s�u�y�y jako tania si�a robocza. Mo�na ich by�o nauczy� podstaw j�zyka, lecz wi�kszo�� ich 
w�a�cicieli ogranicza�a si�
do wpojenia im rozumienia prostych nakaz�w. Powstawa�y niewielkie farmy, gdzie, mo�na by rzec, 
hodowano
reaver�w. Ci znali jedynie ludzki j�zyk, a niewolnictwo by�o dla nich czym� normalnym i oczywistym. 
Do za�o�enia
takiej farmy wystarczy�o dw�ch reaver�w przeciwnych p�ci.
 Hasselgard pami�ta�, jak on, A'Wilksthorn i Wawrini poznali Iva. By� skuty w kajdany i prowadzony 
gdzie� przez
trzech m�czyzn �rodkiem du�ego miasta, a mijaj�cy ich ludzie kopali i wytykali reavera palcami. Po 
jego twarzy nie
mo�na by�o nic pozna�, ale zaciskane do b�lu pi�ci �wiadczy�y o nerwach, napi�tych do granic 
wytrzyma�o�ci. Tylko
patrze�, a� wybuchnie, my�la� wtedy Hasselgard. Jedyn� rzecz�, kt�ra wydawa�a si� go powstrzymywa�, 
by� miecz,
trzymano przez jednego z dozorc�w i wwiercaj�cy si� w plecy Iva. Wawrini gardzi� niewolnictwem, co 
reszcie
trzyosobowej wtedy grupy by�o wiadome. �aden z nich nie przypuszcza� jednak, �e krasnolud podniesie 
kamie� i rzuci
nim w m�czyzn� z wyci�gni�tym mieczem, rozbijaj�c mu g�ow�. Reaver zareagowa� b�yskawicznie.
 Poci�gn�� za �a�cuch od kajdan, kt�rego drugi koniec by� w r�kach znienawidzonego handlarza, 
przyci�gaj�c go do
siebie. Chrupot ko�ci, oznaczaj�cy skr�cony kark, uciszy� krzyk. Ostatni z pilnuj�cych Iva ludzi 
rzuci� si� do ucieczki,
jednak miecz, podniesiony z ziemi i rzucony przez by�ego niewolnika, wbi� mu si� w plecy, 
przewracaj�c go i
unieruchamiaj�c ju� na zawsze.
 Ludzie, kt�rzy jak zamurowani obserwowali wydarzenie, zrozumieli wreszcie, �e poni�any przez nich 
stw�r nie jest
ju� powstrzymywany przez trzech silnych ludzi, i rzucili si� do ucieczki. Na ulicy zostali jedynie 
Ivo oraz Hasselgard z
przyjaci�mi. Reaver podni�s� dwa cepy bojowe, le��ce obok trupa ze skr�conym karkiem, i wolnym 
krokiem podszed�
do krasnoluda. A'Wilksthorn chcia� wyci�gn�� miecz, lecz Wawrini powstrzyma� go gestem. Traper z 
zaciekawieniem
obserwowa� sytuacj�. Reaver, wolno artyku�uj�c, powiedzia� po pe�nej napi�cia ciszy:
- Wy pom�c Ivo uciec... Nie zostawia� Ivo... Ivo by� dobry wojarz... Mocno i celnie wali�... Ivo 
by�... pos�uszny i
dzi�kowa�... prosi� nie zostawia�, bo ludzie zabi� Ivo... prosi�...
 W ten spos�b dru�yna zyska�a niezr�wnanego wojownika i mog�a dopisa� miejscowo�� do listy miast, w 
kt�rych ich
obecno�� mog�a si� spotka� z wrogim przyj�ciem. A nawet na pewno spotka�aby si�. Nigdy nie �a�owali 
decyzji, by
przy��czy� do grupy nie zawsze akceptowanego na wolno�ci humanoida. No, kilka razy mieli przez to 
k�opoty.
Hasselgard pami�ta�, jak...
- Co tak stoisz, jak tuman? Chod� no! Karczmarzu, kufel dla mego druha! - krzyk A'Wilksthorna 
wyrwa� trapera z
zadumy. Wci�� sta� przed drzwiami. Naprawd� musze odpocz��, pomy�la�.
 Hasselgard mia� oko�o dwudziestu lat, metr osiemdziesi�t, kr�tkie, br�zowe w�osy, zielone oczy. 
By� dobrze
zbudowany. Nosi� lekki, dwudniowy zarost. Goli� si� raz na dwa dni, czyli dwa razy za rzadko. 
Ubrany by� w lekk�
kamizelk� sk�rzan�, narzucon� na ciep�� bluzk� z dobrego materia�u. Nosi� tez sk�rzane spodnie i 
wysokie buty. Na
jego uzbrojenie sk�ada� si� d�ugi, �wietnie wywa�ony �uk wraz z ko�czanem i kompletem strza� oraz 
dwie siekiery.
Hasselgard nigdy nie u�ywa� i nie chcia� u�ywa� topora, za� siekiery wykorzystywa� do wielu rzeczy, 
na �cinaniu
drzewa i budowaniu, powiedzmy, tratwy zaczynaj�c, a na roz�upywaniu czaszki, powiedzmy, orka 
ko�cz�c.
 Podszed� do stolika, przystawi� sobie krzes�o i �ykn�� piwa z w�a�nie przyniesionego przez 
ober�yst� kufla.
A'Wilksthorn nadal obmacywa� dziewk�, co wywo�ywa�o wyraz obrzydzenia na twarzy Annabell. Wawrini 
uni�s�
twarz znad kufla.
- I co, Hasselgard? Ruszamy?
- My�l�, �e najwy�szy czas. Je�li mamy j� znale��, to w�a�nie teraz, w czasie ulewy. W deszczu 
najcz�ciej udaj� si�
na �owy. Mo�emy j� wytropi� i ukatrupi�. Gdy nie pada, zazwyczaj siedzi w gniazdku na drzewie i 
cholernie trudno
jest tak� j�dz� znale�� - �ykn�� piwa. Dobre, bo ciep�e. Rozgrzeje przed walk�.
- Zapytam, dla upewnienia, bo nie jestem tak do�wiadczona jak wy - rzek�a Annabell. Mia�a pi�kny i 
d�wi�czny
g�os. - Jeste�cie pewni, �e to wyverna?
- O tym �wiadczy�yby opisy wie�niak�w i rany jednego z nich - odpowiedzia� z m�dr� min� traper. - 
Poza tym
porywa tylko jednego. Zawsze tylko jednego. To spos�b dzia�ania wyverny. Zreszt� nieopodal wsi s� 
bagna, wi�c
potw�r ma �wietne miejsce na legowisko. C� - podsumowa� - wszystko wskazuje na to, �e to zafajdana 
wyverna.
- No, koniec gadania - orzek� Wawrini. - A'Wilk, puszczaj dziewoj� i wychodzimy. Pobaraszkujesz 
sobie z wyvern�.
- S�ysza�a� ma�a - powiedzia� p�elf do trzymanej za kibi� dziewczyny. - Koniec migdalenia. Tw�j 
wybranek ma
robot� do za�atwienia - za�mia� si� i pu�ci� wie�niaczk�, kt�ra z wyrazem ulgi na twarzy pobieg�a 
na g�r�. Ivo sta� ju�
przy drzwiach, got�w do wyj�cia. Zacz�a zbiera� si� r�wnie� Annabell.
- A ty gdzie� si� wybierasz? - zapyta� Hasselgard.
- Z wami id�, a co? My�la�e�, �e zostan� i b�d� si� zamartwia�? - zripostowa�a ostro.
- O mnie te� by� si� martwi�a, moja mi�a? - s�odkim g�osem zapyta� A'Wilksthorn, ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin