Taylor Abbie - Dziecko Emmy.pdf

(862 KB) Pobierz
261571895 UNPDF
Taylor Abbie
Dziecko Emmy
Polecamy również
Marita Con 1 on -McKenn a DOM PRZY PLACU PRZYJEMNYM
Lynne Griffin ŻYCIE BEZ LATA
Melanie Rose MOJA NOC JEST TWOIM DNIEM
Redakcja stylistyczna
Elżbieta Noväk
Korekta
Jolanta Kucharska Katarzyna Pietruszka
Projekt graficzny okładki Małgorzata Foniok
Zdjęcie na okładce O Multiphoto/East News
Skład
Wydawnictwo Amber Jerzy Wolewicz
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
Tytuł oryginału Emma's Baby
Copyright © Carla Glynn 2009 All Rights Reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2008 by Wydawnictwo Amber Sp. z 0.0. ISBN 978-83-241-
3481-6
Warszawa 2009. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z 0.0. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
www.wydawnictwoamber.pl
tel. 620 40 13, 620 81 62
Książkę wydrukowano na „przyjaznym" papierze
przyjazno książko www.przyjaznypapier.pl
Redakcja stylistyczna
Elżbieta Noväk
Korekta
Jolanta Kucharska Katarzyna Pietruszka
Projekt graficzny okładki Małgorzata Foniok
Zdjęcie na okładce © Multiphoto/East News
Skład
Wydawnictwo Amber Jerzy Wolewicz
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z 0.0.
Tytuł oryginału Emma's Baby
Copyright © Carla Glynn 2009 All Rights Reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2008 by Wydawnictwo Amber Sp. z 0.0. ISBN 978-83-241-
3481-6
Warszawa 2009. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z 0.0. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
www.wydawnictwoamber.pl
tel. 620 40 13, 620 81 62
Książkę wydrukowano na „przyjaznym" papierze
przyjazno książko www.przyjaznypapier.pi
Rozdział 1
Niedziela, 11 września Dzień pierwszy
U szczytu schodów pod ścianami rozwalali się nastoletni chłopcy; z
wyciągniętymi nogami zajmowali prawie całe przejście. Ubrani byli w
czarne puchowe kurtki, a na ich twarzach malowały się obojętność i nuda.
Emma już zza rogu usłyszała ich głosy, odbijające się echem od kafelków.
Gdy tylko ją zobaczyli, przestali rozmawiać.
- Przepraszam - powiedziała grzecznie Emma.
Bardzo powoli zabrali nogi. Zostało ledwie tyle miejsca, by mogła się
przecisnąć. Musiała iść prosto przez środek grupki, czując na sobie ich
wzrok. Patrzyli w milczeniu, jak z trudem schodzi po schodach z
wózkiem, Ritchiem i torbami.
Odetchnęła z ulgą, gdy stanęła na dole za rogiem. Peron metra był pusty,
jasno oświedony. Zerknęła za siebie. Chłopcy nie poszli za nią.
- Wszystko okej, Ritch? — Kucnęła koło wózka. Właściwie nie była
nerwowa, ale teraz, gdy był z nią Ritchie, wolałaby jednak, aby pociąg
przyjechał jak najszybciej.
Ritchie — duży, pyzaty trzynastomiesięczny chłopczyk - zaczął marudzić,
wypinając brzuszek i trąc oczy piąstką.
- Zmęczony, co? — Emma zaczęła kołysać wózkiem. — Niedługo
będziemy w domu.
7
Ona też czuła się zmęczona. To był długi dzień: podróż przez cały Londyn
aż na East End. Emma nie mogła się doczekać wyjścia z mieszkania, a
niedobrze jej się robiło na myśl o kolejnym spacerze po Hammersmith
Broadway czy North End Road. Wybrała się więc z synkiem na
całodzienną wycieczkę. Wędrowała między straganami na targu
Spitalfields, kupiła kilka par spodni i kilka podkoszulków dla Ritchiego i
weszła do małej, gwarnej kawiarni na babeczki i kawę, i wielki puchar
lodów bananowych. Potem pojechała autobusem do Mile End i
spacerowała brzegiem Regent's Canal - pokazywała Ritchiemu łabędzie i
długie barki z malowanymi doniczkami na kwiaty. Ale kiedy zrobiło się
chłodno, trzeba było wracać do domu. O zmroku kanał uległ dziwnej
przemianie - nagle pojawiła się warstwa jakiegoś zielonego paskudztwa, a
z wody wystawał rdzewiejący wózek z supermarketu. Dość długo trwało,
zanim Emma znalazła stację metra. Torby stały się podwójnie ciężkie i
zaczęły obijać się Emmie o nogi przy każdym kroku. Odetchnęła, gdy na
chodniku przed sobą zobaczyła wreszcie znajomy niebiesko-czer-wony
znak londyńskiego metra.
— Ma. — Ritchie wychylił się z wózka i dźgnął ją pomarańczowym
lizakiem. Po jego rękawie ciekł lepki syrop.
— Och, na litość boską. - Emmę zaczynała boleć głowa. — To po co o
niego prosiłeś?
Bez ceregieli zabrała mu lizaka i wytarła buzię i ręce. Rozejrzała się za
koszem. Oczywiście nigdzie ani jednego. Była za piętnaście ósma,
niedzielny wieczór. Najwyraźniej wszyscy dość się już najeździli i poszli
do domów. Wokół żywej duszy. Mogła po prostu wyrzucić lizaka na tory.
Ale w końcu owinęła go w chusteczkę i wrzuciła do torby. Na ścianie
naprzeciw peronu nalepiono reklamę wody mineralnej, z wiejskim
krajobrazem. Drzewa, woda, spokój.
Ritchie znów jęknął, szarpiąc się w szelkach.
— No dobrze, chodź. — Co się stanie, jeśli go wyjmie na chwilę z
wózka?
Gdy uklękła, by rozpiąć uprząż, z głębi tunelu dobiegł odległy zgrzyt
metalu o metal.
8
Emma zawsze uważała, że w odgłosie pociągu nadjeżdżającego tunelem
jest coś złowieszczego. To, że go słychać, ale nie widać; tylko wibracja
torów, wyprzedzająca jakieś monstrum, które zaraz wychynie z ciemności.
Szybko wyjęła Ritchiego z wózka na peron. On też usłyszał hałas i
odwrócił się, żeby popatrzeć; podmuch rozwiał mu jasny puszek na
głowie. Trzymając go za szelki, Emma schyliła się, by wolną ręką złożyć
spacerówkę. Hałas narastał. Ritchie przywarł do jej nogi, chwytając
dżinsy. Choć Emma była zajęta czym innym, pamiętała później doskonale,
jak wtedy wyglądał: okrągła buzia, szeroko otwarte oczy, usta ułożone w
O, gdy gapił się w tunel i czekał na potwora.
- Tam - powiedział podekscytowany, gdy światła rozjaśniły tunel.
Puścił dżinsy Emmy, by wskazać palcem. Brudne czerwono--biało-
niebieskie wagony wpadły z hukiem na stację. Peron wypełnił pisk i
zgrzyt; pociąg zwolnił i stanął. Pomruk silnika urwał się nagle, jakby ktoś
wyłączył wentylator.
Cisza.
Sekundę później drzwi otworzyły się z głośnym umpff.
- No, wsiadaj - powiedziała Emma.
Ritchiemu nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Emma podeszła do
pustego wagonu, trzymając go mocno za szelki i lekko podciągając, by
pomóc mu się wdrapać. Gdy gramolił się do środka, ze spodni wystawał
mu brzeg pieluchy. W końcu stanął w drzwiach, bardzo z siebie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin