Manuela Gretkowska - Namietnik.rtf

(202 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl

MANUELA GRETKOWSKA

NAMIĘTNIK

 

SANDRA K.

Po co tak męczyć starca? I to w święta! Lepiej podłożyć mu pod opadającą brodę śliniaczek, zdjąć tiarę. Łysy, różowiutki, pochrapuje. Sama już dawno poszłabym spać, gdyby nie film z Marilyn Monroe po pasterce.

A lulajże, papieżuniu, lulaj. Jezu, jakie bogole stoją przy ołtarzu! Na czarno, elegancko. Dyplomaci. Jedna ma takie długie, złote kolczyki, jakby jej z uszu ropa ciekła.

Muszę zmienić pamiętnik. Kupię nowy zeszyt z czerpanego papieru, zamiast długopisu pióro. Życie powinno być odręczne, autentyczne - żadną fotokopią cudzych marzeń. Wyślę go na konkurs Pamiętnik urody, do mojego ulubionego pisma.

*

Powinnam ususzyć kwiaty ze ślubnego bukietu, ale go nie łapałam. Elka kwiatami zasłaniała brzuch, chociaż biała suknia i tak poszerza. Mam czas, 24 lata. Przede mną 26 lat do klimakterium. Dobrze zarabiam, pracuję z interesującymi ludźmi, zresztą w reklamie jest zawsze ciekawie, l dwa lata temu zostałam w Kielcach miss regionu. Potrafię jednak być skromna. Zauważył to na ślubie kuzyn Ełki - reżyser. - Jaka piękna i skromna, zbyt piękne - powiedział. Chciał się umówić, niby ma dla mnie rolę. Szuka ślicznej amatorki.

- Amatorki czego? - zapytałam,  bo podejrzewałam, że seksu. Wiadomo, filmowcy. Profesjonalistki  kosztują.  Chłopak  się  speszył,  wygląda na maturzystę.  Polański  też wyglądał  na chłopaczka,   nawet  po   czterdziestce.   To   dobry znak. Wziął mój adres, żeby przesłać scenariusz. Siostra Ewki się upiła i wszystkich zanudzała: - Kim była Rachela i święte niewiasty, które trzeba naśladować? - (Ksiądz przy ślubie o tym mówił.) - Jak robiły to święte niewiasty? One w ogóle to robiły? - dopytywała się.

Ma na szyi zmarszczkę, jak gwint, zaciskający gardło. Do tego natłuszczonego gwinta przyśrubowana jest obrotowa głowa z wścibskimi oczkami. Szybko wróciłam do domu. Wolę się wyspać i wyglądać przytomnie, a nie podkrążone oczy i wymięta twarz po balandze do rana.

Moja matka lubiła nocne życie. Nie ma sześćdziesiątki i jest staruszką. Oczywiście, choroba postarza. Mieszka w dobrym domu opieki. Idzie na to cała wojskowa renta po ojcu, brat przysyła trochę z Niemiec. Kiedy zrobiłam maturę w ekonomiku, chciał, żebym przyjechała do niego do Berlina. Zostawiła go żona i ze złości nazwał swój grill-bar jej imieniem: „Mariola". Miałam sprzedawać. - Założymy rodzinne imperium - obiecywał. Wolałam zrobić szkołę dla sekretarek, potem może pójdę na studia. On, zanim się zdecydowałam, miał już nową żonę

-   kasjerkę.   Ja   się   też   dokładam   do   mamy, zwłaszcza teraz, na święta. Byłam u niej w Kielcach  z  koszem   owoców  i   słodyczy.   Kosze  dla personelu, razem z 1000 złotych. Mama, odklejając językiem krówki od zębów, pytała w kółko:

-  To w tym roku też będzie Boże Narodzenie? No popatrz,  nie spodziewałam się!

W pociągu do Warszawy, zamiast stukotu kół, słyszałam ciągle: - No popatrz, nie spodziewałam się.

*

Miałam pisać pamiętnik na konkurs. Zamiast o urodzie, będzie jednak o seksie.

Śmiech dodaje urody. Leżałam w Nowy Rok przy nagim, śpiącym Miszce (copywriter ode mnie z pracy) i zrozumiałam, że facet jest najmniej skomplikowanym urządzeniem do obsługi zaledwie jedna dźwignia.

Miszka to nic poważnego, on zapada w romans jak w śpiączkę. Coś mamrocze, obiecuje, rano się budzi i nic nie pamięta. Zrobił mi zdjęcia i wysłał do „Playboya". Od znajomego z reklamy, pracującego w redakcji, wiem, że fotki się podobały. Figura w porządku, nie pasowało im coś z twarzą. - Nie w typie „Playboya", za inteligentna - pocieszał mnie Miszka. Gdyby chcieli nie całkiem rozbierane zdjęcia, czemu nie? Ciało kobiece jest piękne. Dorobiłabym do pensji, co kwartał płacę więcej za czynsz. Znalazłam wygodną kawalerkę w centrum, na Mura-nowie. Właściciel zjawia się tylko po forsę, nie wtrąca się. Bierze w progu kopertę, przelicza i znika. Modelki zarabiają majątek.

Dzwonił dzisiaj reżyser z życzeniami. Wysłał scenariusz i czeka na moją odpowiedź. Niezależny, ambitny film o młodych. Pasuję mu osobowością.

- Przejrzałem twoją naturę. Na zewnątrz prostota, wdzięk. W środku haj i temperament tornado. - Nie wiem, czy przejrzał. Coś dojrzał.

*

Lunch z copywriterami. Oni myśleli, że byłam nówka i Miszka mnie rozdziewiczył. Wcześniej nie zauważyłam, że z tego palanta wycieka palantyna. Siedzieliśmy w nowej, modnej knajpie. Drewniane stoły, nieheblowana podłoga, nic na ścianach. Podobało mi się. Powinnam urządzić podobnie mieszkanie. Zdjąć te cholerne obrazki po właścicielu.

Ładnie wyglądaliśmy. Trzech przystojnych, młodych facetów. Włosy na żel, super garnitury, szelki, i ja wysoka, subtelna blondynka w mini od Deni Clair. Rozmawialiśmy, czym jest prawdziwa miłość. Jeden z copywriterów (żonaty) powiedział: „Ślub". Dla Miszki - multiorgazm. A dla mnie? Chyba spanie w makijażu. Budzimy się nad ranem, zaczynamy się kochać przy delikatnym świetle, a ja mam piękną, zadbaną twarz. Nie powiedziałam tego. Zbyłam ich zdaniem z mojego czasopisma: „Nie ma miłości, są tylko dowody miłości."

Wszyscy już wiedzą o „Playboyu" i gapią się na mnie, jak na rozkładówkę. Fajnie byłoby zagrać w filmie i mieć zdjęcia w „Playboyu". Wspominaliby, że kiedyś byłam sekretarką w ich firmie i każdy mógł ze mną pogadać, poprosić o herbatę.

30 do Alzheimera i lada dzień AIDS. Trzeba umieć żyć i wiedzieć, czego się chce.

*

Nie mam na nic czasu. Wracam z roboty o 21-22 i padam spać. Nie oglądam nawet telewizji. Włączam i zasypiam. Czuję się wtedy spokojniej, jakby ktoś był w pokoju i czuwał przy mnie. Tak przy moim łóżku siedział dziadek. Czekał, kiedy zasnę.

Młyn będzie jeszcze miesiąc. Trzy kampanie naraz: soki, podpaski, samochody. Na dodatek w takie zwariowane dni ściągają do firmy szaleńcy. Przyszedł wynalazca „suchej karmy dla kobiet". Godzinę przekonywałam go na recepcji, żeby sobie poszedł, najlepiej do biura patentowego.

*

Straszne. Straszne. Kontrowersyjne. Mdli mnie z nerwów. Myślałam, że zagram elegancką biznesmenkę albo modelkę. Przecież to psychopatki. W każdej scenie przekleństwa i świństwa. Szczytem jest rajd bohaterek po Warszawie kradzionym autem. Miałabym zagrać Ankę - tę długowłosą maturzystkę, która po nieszczęśliwej miłości wynosi się za granicę na studia.

Reżyserek   myśli,   że   zabawi   się   moim kosztem, bo jestem „naiwną sekretarką". Ale żeby tu być,  musiałam być mądrzejsza  od  setek dziewczyn,  marzących o karierze w Warszawie. Czemu nie mam przyjaciółki albo chłopaka? Mogłabym   się  wypłakać,   wygadać.   Co   z  tego,   że wszyscy mnie lubią? Muszę się z kimś zaprzyjaźnić, nie z facetami z pracy. Dla nich jestem „fajną dupą" i po tym z Miszką chcą się umawiać, wiadomo po co. Miszką pojechał na urlop do Tajlandii, niby sam. W Warszawie ludzie się znają i mówią, że pojechał z modelką, reklamująca czekoladę. Elka po ślubie zbzikowała, ciągle gada o domu i porodzie.

Z nerwów zaczęła mi się psuć cera. Wypryski, trądzik (?!). Byłam na oczyszczeniu u kosmetyczki. Kupiłam nowy krem Estee Lauder na mleku i jeszcze jeden, potwornie drogi, z placenty. Placenta jest łożyskiem. Nie wiem: zwierząt? Ludzi? Trochę pomogło.

*

Muszę do dermatologa. Najlepszy, kryjący make-up już nie pomaga. Robiłam raz na tydzień piling, dwa razy maseczkę nawilżającą i nadal mam wysypkę. Krosty działają chyba jak przyciski: wcisnę jedną - wyskakuje druga.

Boli mnie głowa. Podobno winna jest klimatyzacja. Zatyka się milionami zarazków. Czytałam o piciu wody mineralnej, minimum trzy litry dziennie. Dzięki niej modelki mają dziecięco delikatną skórę. Modelki mają dużo wolnego czasu i z podium mogą pobiec prosto do toalety. Chodzą przecież na pokazach szybkim krokiem spieszącego się do kibla. Ja nie mogę biegać co kwadrans na siku. Nie mogę też dowadniać się w weekendy - pracujemy teraz w soboty i niedziele do południa.

Na dworze mróz, w domu kaloryfery. Kupiłam nawilżacz. Nie pasuje do parkietu i japońskiego łóżka (szafy są schowane w ścianę): no problem, nikogo do siebie nie zapraszam.

*

W życiu bywa na przekór. Nikogo nie zapraszam, więc wpakował się nocą, bez uprzedzenia, reżyser. Ledwo co zdążyłam zmyć maseczkę quick-lifting. Nie zdjął butów, usiadł na podłodze w przedpokoju. Od razu wyczuł mój brak entuzjazmu.

- Po pierwsze, nie wiem, czy zdobędę forsę na film. Po drugie, czy przejdziesz przez zdjęcia próbne - powiedział na dzień dobry. Dla niego, skoro nie jestem z Warszawy, jestem ze wsi. Wygarnęłam mu, co myślę o wulgarnym scenariuszu. Śmiał się. Zdjął ze ściany przy drzwiach reprodukcję „Damy z łasiczką" (obrazek właściciela).

-  A to lubisz? - nabijał się ze mnie.

-  To dzieło sztuki.

-  Zamaluj łasiczce pysk, a zobaczysz, że ta bladawica trzyma w rękach członek. Pieści go palcami, nie widzisz tego? Seks jest zwierzęcy.

Nie chciałam zostawać z nim w domu. Poszliśmy do „Między Nami". On jest pojebus, mimo to go lubię. Może ma rację, i film będzie hitem. A może jest homoseksualistą, w ogóle mnie nie podrywał. Patrzył i gadał bzdury.

*

Z jednym lepiej (film), z drugim gorzej. Dermatolog stwierdziła: „Cera tłusta, wręcz łojotokowa. Stres, zła przemiana materii."

Podejrzewałam się o mieszaną, ale aż łojotokowa? Co prawda ostatnio nie pomagało oczyszczanie u kosmetyczki. Tydzień po zabiegu miałam znowu zaskórniki na nosie. Ich wyciskanie było wyciąganiem robaków spod skóry. Żółte, śliskie glizdy, wijące się mi na paznokciu. Nie widziałam równie zadbanej lekarki. Wyglądała na wyleczoną ze wszelkich chorób, w tym również zmarszczek. Kazała kupić nowe kosmetyki, przemywać twarz rano i wieczorem ciepłą wodą ze specjalnym mydłem. Dotychczas myłam się tylko tonikiem i mleczkiem, według porad z mego pisma. Zapakowałam stare kremy, maseczki, mleczka (do cery suchej i wrażliwej), będzie tego z kilogram. Oddam je Elce. Powinna dbać o siebie w ciąży.

*

Elka ucieszyła się z prezentu, chociaż bardziej ją teraz interesuje krem na rozstępy. Wklepuje mazidło w brzuch rano i wieczorem. Nie zamierza się prześwietlić, żeby poznać płeć dziecka. Cokolwiek się urodzi, będzie kochane.

-  Labrador też? - zapytałam złośliwie.

-  Co labrador?

-  No, jak ci się urodzi labrador zamiast dziecka, bo nie robiłaś badań prenatalnych.

Prawie się obraziła. Kobiety w ciąży zyskują na wadze, tracąc na rozumie. We wszystkich pismach radzą badać się wtedy co miesiąc.

W salonie Diora nie chcieli podać, z czego jest zrobiona maseczka do tłustej cery. „Tajemnica receptury" - powiedziała wyfiokowana sprzedawczyni. Przecież mogę być uczulona na jakiś składnik. Wydać 200 złotych na alergię? Czytam zawsze uważnie skład. Byłam dobra z chemii. Bez problemu rozumiem: gliceryniany sodu, acidy, propyle. Najgorsze są różne NK-5, K-8... pseudonimy agentów urody? Nazwy tajnych broni, zwalczających starość?

*

Łatwo im żartować. Nigdy nie mieli okresu. Nie zwijali się w mękach, nie mdleli z bólu. Podśmiewują się, układając hasła o podpaskach. Przypinają do tablicy ogłoszeń głupawe teksty: „Prędzej zaschnie ci w strupa, niż przemoknie w nich dupa."

Na początku pracy imponowali mi. W porównaniu z reżyserem są chłystkami. (Nie chcę pisać jego nazwiska, jest osobą publiczną.) On dostrzegł we mnie talent poetycki. Lubi słuchać, gdy opowiadam. - Masz takie zaskakujące porównania. Powinnaś się rozwijać, studiować.

Dużo przeżył, doświadczył. W tym świecie ma 32 lata. W swoim, w którym naprawdę żyje - świecie sztuki, jest dużo starszy. Widzi inaczej, ciekawiej. Na przykład historia z Elą. By-lam w panice. On natomiast zachwycił się jej wyobraźnią. Siedział u mnie, kiedy zadzwoniła (mąż Ełki pracuje z nim przy reklamach, jest oświetleniowcem). Chcieli ją zabrać do szpitala. Dostała psychozy przedporodowej.

-  Wiesz, czemu nie zrobiłam badań prenatalnych? - szlochała. - Bo nie potrzebuję, nie potrzebuję.

-  Eluniu,  uspokój  się. Jest ze mną twój kuzyn. Chcesz,  żebyśmy przyjechali?

-  Przestałam   smarować  się   kremem   na rozstępy - płakała. - Przetarł mi skórę i widziałam   na   brzuchu   zielone   oczy.   Ważniejszy jest kolor oczu od tego, jakiej jest płci.

Gryzą mnie wyrzuty sumienia, czy to nie przez moje żarty Ela świruje. Żal mi jej. Zawsze była wrażliwa. Niedługo urodzi i wyzdrowieje. Opowiadała, że gdy przychodzę w odwiedziny, jest wesoło jak dawniej, kiedy chodziłyśmy razem do szkoły, dziecko porusza się i kopie z radości.

*

Wszyscy spięci i się awanturują. Szefowa wzywa dyrektorów po kolei do gabinetu i straszy terminami. Z nerwów schudła więcej niż na obozie kondycyjnym w Kalifornii. Po powrocie nadal była gruba. Pasek, zamiast podkreślać talię, wpijał się niby uszczelka, żeby biust nie przelał się w fałdy brzucha.

Długo tu nie popracuję. Jestem znakomicie wykwalifikowana. Znajoma zwalnia miejsce w moim ulubionym piśmie. Zdała do szkoły dla stewardes i mnie poleciła. Niewiele większa pensja, ale bez nerwówki, pretensji. Byłam u niej w redakcji - już w windzie pachnie perfumami. Personelowi dają kosmetyki na spróbowanie i stylistki radzą, w co się ubrać. Jedyny minus - pracując tam, nie będę mogła zgłosić mojego pamiętnika na konkurs. Pierwsza nagroda: tydzień w Paryżu, zakupy, fryzjer - za darmo. A może zagram w filmie?

*

Znowu sama wieczorem w domu. Nikt nie dzwoni. I dobrze. Wymoczyłam obolałe stopy. Pierwszy dzień w nowych, zamszowych pantoflach na szpilce. Grafik z copywriterem stanęli przy recepcji i niby od niechcenia żartowali: „Po co kobiecie inteligencja? Żeby odróżnić modne buty od najmodniejszych."

Chciałabym zobaczyć kosmetyk z napisem: „Nie testowane na zwierzętach. Testowane na mężczyznach."

*

Ela urodziła chłopca. Śliczny. Bałam się zajrzeć mu w oczy - na szczęście chabrowe. Ona roześmiana, żadnej psychozy, normalna Elka. W szpitalu spotkałam reżysera. Balował z jej mężem. Był całkiem pijany, mówił o sobie „wujek". Zaprowadził mnie na korytarz pod okno i posadził na ławce. Uniósł mi twarz za brodę (gdybyśmy stali, patrzyłabym na kurdupla z góry). - Jesteś piękna, piękna i za młoda - chuchał mi wódą prosto w nos - twoja buzia jest za taflą czasu. Widać dopiero jej zarys. Kiedyś wy-rysuje ci się na niej charakter, teraz jest obła. Niefilmowa.

Miałam rację - szajbus. Elka świrowała nie bez powodu, takie rzeczy są rodzinne. „Niefilmowa" - akurat. Dowiedziałam się później od Ełki o jego nowej dziewczynie. Piosenkarka rockowa z nosem do brody i oczami narkomanki. Naćpana czarownica z dobrze narysowaną twarzą, przerysowana karykatura.

*

Dostałam podwyżkę. Firma wygrała przetarg na jogurt. Robi się cieplej, zmienię fryzurę i zaryzykuję depilację nóg woskiem - boli, za to nie odrasta przez trzy miesiące. Z nikim ostatnio nie sypiam, noszę grube rajtuzy, więc włoski sobie rosły. Wiosna! Nogi na wolność! W najnowszym numerze radzą zadbać o siebie już na początku marca. Zrobię według pisma.

Z braku słońca dostałam na prawym policzku syfa. Przed okresem brzydnę. Taktyka natury. Czytałam o tym. W dawnych czasach ludzie żyli w jaskiniach i wszyscy sypiali ze wszystkimi. Kobiety są zdolne do seksu cały miesiąc, lecz naturze chodzi o zapłodnienie, nie

o przyjemność. Dlatego podczas jajeczkowania hormony czynią cuda: wydziela się podniecający zapach, oko błyszczy, włosy lśnią. Kiedy kobieta jest już niepłodna, przed okresem, wróżka natura zabiera jej dary i odstrasza zalotników, zamieniając w ociężałego, zapryszczonego, zirytowanego babona.

*

Tydzień zaczął się od szpitala i szpitalem kończy.  Z mamą gorzej,  dzwonił  lekarz.  Oczywiście, Alzheimer nie jest zarazą, jednak wracając od niej, byłam chora. Siedziałam na dworcu i trzęsłam się. Napatrzyłam się na książki u Ełki i pewnie dlatego mama, skurczona w kłębek na łóżku,   skojarzyła   mi   się   z   wielkim,   poronionym płodem. Jest moją matką,  była nią. Teraz przez chorobę zapomniała, kim jest, i ja też muszę  zapomnieć.  Moja  mama więcej   nie wróci, wyszła ze swojego ciała i zapomniała adresu. Nie mogę jej pomóc, najwyżej ulżyć, płacąc za dobrą opiekę.

O mało nie zostałam na dworcu. W ostatniej chwili wsiadłam do ruszającego pociągu. Nie bałam się być sama w przedziale z facetem typu Schwarzenegger. Co mógłby mi zrobić? Zabić? Byłabym mu wdzięczna. Przeglądałam kolorowe pisma. Nic nie widziałam przez łzy. Tuż przed Warszawą zaczął zagadywać. Był bardzo miły. Lubimy te same filmy, te same talk-showy.

Jest dobrze ustawiony - ma dwa warsztaty samochodowe. Jeden pod Warszawą, drugi z bratem w Kielcach. Od niego wracał. Ekspresem szybciej i bezpiecznej niż samochodem w wiosenną pluchę. Coś mi się zdaje, że Wojtek szuka żony. U-mówiliśmy się w weekend na Starym Mieście.

*

Masakra. Pryszcz na policzku nie zaschnął po wyciśnięciu. Urósł i boli. Zalałam go spirytusem. Przywalony make-upem, udaje brodawkę.

Kolacja była przy świecach. Usiadłam nie na wprost, lecz obok. Prawy policzek znikał w cieniu (mam nadzieję). Wojtek cudowny. Nigdy bym nie powiedziała, że jest mechanikiem samochodowym. Szarmancki, dowcipny. Piękny, głęboki głos i najładniejsze męskie ręce, jakie widziałam. Odwiózł mnie srebrnym wozem. Stał przed drzwiami z głupią miną: wprosić się czy nie? Pocałował w czoło i się zaczerwienił. Zadzwonił nocą. Gadaliśmy do trzeciej nad ranem.

*

Przechodząc koło knajpki na Starówce, gdzie w sobotę jedliśmy kolację, wstąpiłam do salonu kosmetycznego „Fizis". Starsza kosmetyczka w wymiętym fartuchu mogłaby być salową w szpitalu u mamy. Dziwiła się, czemu życzę sobie depilować nogi woskiem. - Nie wie pani?

To   grozi   odwapnieniem   kości!   -   postraszyła mnie.

Nie wiedziałam.

-  Zlikwidować wągra? - pokazała na policzek. Mimo make-upu widać syfa. Nie zgodziłam się na wyciskanie. W nim nie ma już ropy.

Napuchł, gojąc się.

Byłyśmy same w gabinecie. Kosmetyczka wyjawiła sekret: - Niech pani pomyśli. Jak przed wojną kobiety się depilowaly?

-  ?

- Zapałką! Bierze pani zapałkę, opala włosy  i   smaruje   maścią  na   oparzenia   -  tormentiolem.

Pozbyła się mnie z gabinetu. Próbowałam, głupia, w domu opalić się zapałką. Skończyło się na poparzeniu łydki i skrobaniu pypci żyletką.

Z Wojtkiem  lepiej,   lepiej   i...   ciekawiej.

Byliśmy  w  jego   własnościowym   mieszkaniu   -trzy  pokoje,   przyjemne,   czyste,   chociaż  widać brak kobiecej ręki. Odwiózł mnie rano do pracy. Po drodze spytał, czy pojechałabym z nim nową BMW-icą na Wielkanoc do...  (pomyślałam:  do... Kalwarii Zebrzydowskiej), do... (jąkał się z przejęcia, do... jego rodziców, czy co?), do... MONACHIUM,  na wystawę samochodów. Wygadał  się, że  w   pociągu   ośmielił   się   do   mnie   odezwać z  powodu  tego  nieszczęsnego   pryszcza.   „Skoro   piękne   kobiety   mają   zupełnie   ludzkie   dolegliwości..."

Nareszcie   zawdzięczam   coś   pryszczowi. Sensownego kochanka.

*

Nie było rady: poszłam do lekarza. Dermatolog wypaliła syfa płynnym azotem. Zapisała maści. Zaproponowała piling chemiczny na odmłodzenie twarzy. Zabieg polega na zerwaniu zewnętrznej warstwy tkanek - innymi słowy, obdarcie ze skóry. Potem nie można wychodzić kilka dni z domu, łatwo załapać bakterie. Rewelacyjne wyniki. Zdecyduję się po powrocie z Monachium. Nie jestem za młoda na piling. Skóra twarzy traci szybko kolagen. Po trzydziestce będzie za późno na delikatne korekty.

Spróbowałabym ujędrnić usta zastrzykiem albo wszyciem złotej nitki. Mam za wąskie wargi. Z wydętymi ustami i w długich włosach byłabym podobna do Liv Tyler.

*

Czekam na telefon od Wojtka. Waruję przy słuchawce jak pies przy kości. Kiedy w końcu dzwoni, pilnuję się, żeby nie piszczeć z radości.

*

Miszka w pracy coś kombinował. Odstawiłam go spokojnie i stanowczo. Nie obraził się.

Pobiegł po kwiaty i wino: „Za przyjaźń intelektu z urodą!" - wymyślił toast. Zaraz pozłaziło się do jego pokoju pół biura. Byłabym dłużej, gdyby nie wróciła szefowa. Mówili ciekawe rzeczy. Anglik, pracujący dla firmy wydawniczej, przyniósł stare numery czasopism i projekty nowych. Miszka zwrócił uwagę na miny dziewczyn z okładek. Na początku lat siedemdziesiątych niedomknięte usta,  przymglone oczy, wyzywające pozy miały panienki  z  okładek  soft-porno. Jeżeli  takie  są tendencje,  to   za  dziesięć  lat  najszacowniejsze pisma kobiece będą miały okładki w stylu dzisiejszych  pornosów.  Czemu  Miszka  nie  powiedział  o  tym,   robiąc  mi   zdjęcia?  Rozchyliłabym wargi, tego brakowało moim fotkom. Pełne, gotowe na wszystko  usta  dodają  charakteru,   nie wulgarności.

*

Czuję się okropnie. Mam gorączkę. Wezmę wolne. Muszę wyzdrowieć przed Wielkanocą. Wojtek wyjechał  do  Kielc.  Dobrze  się  złożyło, nie mogłabym się z nim spotykać - te pryszcze. Ginekolog   doradziła   tabletki   antykoncepcyjne: mało hormonów, dużo korzyści. Cera się poprawi, wzmocnią włosy. Mnie już nic nie pomaga. Ostatnim ratunkiem jest dieta. To na pewno zła przemiana   materii.   Przestałam   jeść   czekoladę i tłuste mięso.

*

Wojtek martwi się, zamiast podziwiać moją silną wolę. „Coś zmizerniałaś, chucherko," Nareszcie dochodzę do swojej normalnej wagi. 52 kilo. Tyle ważyłam na wyborach miss Kielc. Pryszcze zniknęły. Chyba nie mogę być gruba: tłuszcz odkłada mi się wtedy w wągrach i przez nie wycieka. Jem teraz wyłącznie owoce i warzywa. Żadnego alkoholu, zup, białego pieczywa, klusek. Zapisałam się na basen w hotelu Victoria. Bardzo drogo, płaci się za elegancję. Windą na samo dno hotelu. Sztuczne palmy, ciemno jak w night clubie. Solarium, zawsze wolne maszyny do ćwiczeń. Woda zimna, ale tym facetom - morświnom z wąsami i sadłem na brzuchu - nie przeszkadza. Znam ich z telewizji: politycy. Nie interesuję się polityką, oni mną też. Wchodzą do wody, przepłyną w tę i nazad i wychodzą „zrelaksowani", czyli mokrzy. Drinkują przy basenie. Robię dwadzieścia długości tego basenu rozmiarów bajorka.

*

- Zdrowa skóra i kości - narzeka Wojtek. Nie mam dla niego czasu. Praca i ćwiczenia. On też zajęty w warsztacie.

*

Niezła jestem. Oczytałam się w literaturze i sam czyjś widok wystarczy, żebym powiedziała: „Brakuje ci witaminy C albo żelaza." Na zmęczenie magnez. Miszce wypadają włosy. Poradziłam  mu  B  z kompleksami  od  l   do  dwunastu. Też mi kłaki wychodziły garściami po myciu. Pomogła duża dawka witaminy B i krzemu.

Pokłóciłam  się  z Wojtkiem we włoskiej restauracji. Bez pytania zamówił ossobuco - giez. - Ulubiona  potrawa   mafiosów.   Nie   znasz?   Na amerykańskich filmach chłopaki z Sycylii wołają: „Ossobuco według przepisu mammy! - Nie chciałam tłuszczu, kalorii, deseru. Siedzieliśmy nabur-muszeni. Miły wieczór. Wojtek purpurowy, międlił papierosa i przezywał od dziwaczek. Zmusiłam się zjeść mięso, potem krem. Odwiózł mnie do domu. - Buzi,  pa! Wracaj do siebie! - pożegnałam  go.  Natychmiast wzięłam  laxigen  na przeczyszczenie. Tyle obrzydliwości miałoby zalegać we mnie do rana?

*

Między mną i Wojtkiem zepsuło się. Nie mam ochoty na seks. Nie żebym go nie kochała albo czuła niechęć. Po prostu nie myślę o seksie. Nie podnieca mnie nawet prysznic,  obmywający ciepło dziurkę. Dawniej wystarczyła chwila i pławiłam się w rozkoszy,  oblewając wodą różowy guziczek. Są takie momenty w życiu,  gdy seks przestaje istnieć. Był o tym artykuł. Zmiany hormonalne?   Spóźnia   mi   się   okres...   a   jeśli   to ciąża?

*

Ginekolog wykluczy} ciążę. Przepisał przysadkę królika do wąchania. Pobudza hormony. Lekarz nudził: „Proszę więcej jeść!" Straszył anoreksją. Anorektyczki zmuszają się do niejedzenia. Ja jem, tyle że racjonalnie. Dietą wyleczyłam się z zaburzeń skórnych, bólów głowy. Dymię energią. Chodzę na basen. W pracy nie czuję zmęczenia. Nigdy nie byłam tak zdrowa.

*

Nie pojedziemy z Wojtkiem do Monachium. Przeczuwałam. Coraz więcej moich przeczuć się spełnia. Wychodzę z domu i myślę: „Spotkam Elkę" (niemożliwe: mieszka pod Warszawą) - i spotykam. Zgaduję: „Następny autobus będzie 175" - i przyjeżdża. Wojtek ma dodatkową robotę w Kielcach. Musi pracować za dwóch, brat zachorował. Traktuję to na spokojnie. Kocha - będziemy razem, nie - bez tragedii.

Moje życie jest wspaniałe. Takie lekkie, bez problemów. Wyrzuciłam stare meble. Zostało japońskie łóżko i kwiaty. W kuchni stół, jedno krzesło. W szafkach czysto. Żadnych tłuszczów, kalorii. Świeże owoce, soja, serek. Dziesięć deko soi zawiera więcej białka niż zupa z drugim daniem i deserem. Przy moim wzroście powinnam ważyć 55 kilogramów. Jestem drobnokoścista, więc 48 kilo to w sam raz. Nie zaszkodzi zjechać do 45 - kilka nieostrożnych chapnięć i jesteśmy   przy   pięćdziesięciu.   Znalazłam   świetną książkę: Leczenie głodówką. Przez tydzień słodzona woda, i człowiek jest czysty, nowo narodzony.  Muszę  zlikwidować  ostatnią  fałdę  tłuszczu na brzuchu. Pojawia się, gdy robiąc skłon dotykam rękoma podłogi. Nadal nie mam okresu. Nie martwię się tym. Czułam się jak szmata, nasiąkająca krwią. Co miesiąc wykręcało mnie w bólach, wyżymało krew.

*

Na basenie lodowata woda. Nie wchodzę na dłużej niż kwadrans, trzęsie mnie. Przesiaduję w  barku,   popijając   mineralną.   Dwóch   tłustych w szlafrokach dyskutowało o zmianie rządu. Czy prezydent  rozwali  koalicję?   Zanim  wysuszyłam butelkę, wiedziałam,  że dojdzie do tajnego porozumienia z szefem opozycji. Zakrztusiłam się z wrażenia. Skąd takie myśli?

*

Czuję się wypożyczona fizjologii. Muszę odżywiać ciało, nosić je ze sobą, gdy w środku czuję się kimś innym. Niecielesnym.

W pracy copywriter wziął ode mnie gazetę: - Sama nie dasz rady, za ciężka. Trzepnę-łam go gazetą przez ucho. Oblał się wodą z dzbanka do herbaty. Krople nie spadły jeszcze na podłogę, kiedy powiedziałam: - Gonitwę wygra nakrapiana klacz.

Chłopak zdziwi! się: - Od kiedy znasz się na koniach?

-  Na jakich koniach? - nie rozumiałam, o co mu chodzi.

-  Widziałaś,  że  zajrzałem w gazecie do działu sportowego, żeby obstawić konie na jutro.

-  Nic nie widziałam, ja wiem.

Ciekawe, czy miałam rację. Prezydent dogadał się z szefem opozycji i wybuchł skandal. Przewidziałam to tydzień temu.

Do domu wracałam autobusem. Ludzie przyglądali mi się: z ciekawością? Podziwem? Jestem dobrze ubrana, w drogie, markowe ciuchy. Twarz zadbana, delikatna, czysta cera bez wyprysków. Dbam o linię. Na pewno nie wyglądam na przeciętną dziewczynę. Starszy pan ustąpił mi miejsca, dżentelmen.

*

Od środka wbił się we mnie sztylet. Rozdzierał wnętrzności. Połknęłam ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin