Heartland_10_-_Obietnica_-_Rozdz._4-6.pdf

(157 KB) Pobierz
1
Rozdział 4
- Ale jesteś szczęściarą! - powiedziała Soraya do Amy, kiedy następnego ranka stały
przed szkołą przy fontannie. Amy właśnie opowiedziała przyjaciółce o Piorunie.
Soraya przytrzymała ręką czarne, sięgające ramion włosy i nachyliła się, by napić się
wody. - Dlaczego ja nie mogę mieć ojca, który kupi mi konia do skakania?
- Bo ty masz normalną rodzinę - zaśmiała się Amy.
Wiedziała, że przyjaciółka, mieszkająca normalnie z rodzicami, wcale jej nie
zazdrości sytuacji.
- To prawda - Soraya wypuściła włosy, które opadły jej luźno na ramiona. - Ale i
tak nie miałabym nic przeciwko, gdyby postanowili kupić mi konia - jakiegokolwiek.
Amy popatrzyła na nią ze współczuciem. Największym zmartwieniem Sorai było to,
że ojciec nie pozwala jej na konia.
- Przecież wiesz, że możesz jeździć w Heartlandzie kiedy tylko chcesz -
powiedziała Amy.
- Wiem - odpowiedziała Soraya, a w jej oczach zamigotał chochlik. - Przecież tylko
dlatego się z tobą przyjaźnię.
- Dawno to odkryłam - zaśmiała się Amy. Dziewczęta uśmiechnęły się do siebie.
Przyjaźniły się od trzeciej klasy i znały niemal na wylot.
W tej samej chwili zadzwonił dzwonek.
- Chodź - powiedziała Soraya. - Wracamy do klasy.
Kiedy Amy wróciła ze szkoły do domu, Piorun wyglądał ponad drzwiami swojego
boksu. Podeszła, by się z nim przywitać, i pogłaskała go po szyi.
- Za chwilę pojedziemy na przejażdżkę - powiedziała, podekscytowana tym faktem.
Piorun podniósł pysk na wysokość jej twarzy, wypuścił powietrze z nozdrzy i
spojrzał na nią ufnym i czułym wzrokiem.
Pocałowała go w czubek nosa i pobiegła do domu, żeby się przebrać. Założyła stare
dżinsy i koszulkę, po czym poszła poszukać Trega; chciała usłyszeć, co się działo,
kiedy była w szkole. Znalazła go na wybiegu treningowym - jeździł właśnie na
Majorze, koniu, który został przywieziony do Heartlandu, bo miał nawyk brykania.
Na widok Amy Treg zatrzymał gniadego wałacha i podjechał do bramy.
- Coraz lepiej mu idzie! - zawołała.
- Ani razu dzisiaj nie bryknął - potwierdził Theg i poklepał go po szyi, a następnie
zdał relację z całego dnia. - Jeszcze trzeba popracować z Hektorem, Mefisto, Ma-
 
disonem, Jaśminą i Wiosną - no i przydałoby się wkrótce zmienić opatrunek na nodze
Figara.
- Od razu to zrobię - powiedziała. - Jeśli ty zajmiesz się Hektorem, a Ben Mefisto,
to ja wezmę Madisona i Wiosnę. A Soraya, jak się zjawi, może pojeździć na Jaśminie.
- A co z Piorunem? - zapytał. - Myślałem, że chcesz się teraz na nim przejechać.
- To może zaczekać - odparła, próbując nie okazywać rozczarowania. Strasznie
chciała usiąść w siodle na Piorunie, ale wiedziała, że nie może teraz jeździć, skoro jest
jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Zwłaszcza że poprzedniego dnia powiedziała
Thegowi, że Piorun nie będzie przeszkadzał jej w pracy.
- Nie musi - Treg czytał jej chyba w myślach. - Najpierw się przejedź.
- Nie masz nic przeciwko? - zapytała. Pokręcił głową.
- Och, Treg, dziękuję! - ucieszyła się.
Zanim jednak osiodłała Pioruna, poszła do boksu Figara. Opuchlizna znacznie
zmalała. Amy przejechała delikatnie palcami po uszkodzonym ścięgnie - było ciepłe,
ale nie tak gorące, jak bezpośrednio po urazie.
- Jest lepiej - powiedziała do kuca, przykładając świeżą torebkę z lodem i
obwiązując ją bandażem. - Zobaczymy, co powie Scott, jak tu jutro przyjedzie. - Po-
klepała Figara, zabrała przyrządy do czyszczenia i przeszła do boksu Pioruna.
Kończyła właśnie szczotkowanie jego sierści, kiedy przyjechała Soraya.
- On jest boski! - zawołała, wchodząc do stajni.
- Wiem - powiedziała Amy z dumą.
- I naprawdę przypomina Pegaza - zauważyła Soraya. Koń trącił pyskiem jej ręce.
- Mam nadzieję, że skacze równie dobrze.
Amy osiodłała Pioruna i wyprowadziła na wybieg treningowy. Słysząc stukot kopyt,
Ben i Treg porzucili swoje zajęcia i stanęli obok Sorai.
- Dzisiaj nie będę go przemęczać - powiedziała Amy i usiadła w siodle. Chwyciła za
lejce i przycisnęła boki konia łydkami. Piorun błyskawicznie ruszył do przodu,
chwytając pyskiem za wędzidło. Przy najmniejszym dotyku zmieniał kierunek jazdy,
obracał się, zawracał i zatrzymywał. Amy była wniebowzięta. Jeszcze nigdy nie
jeździła na tak dobrze wyszkolonym koniu. Kazała mu kłusować, a potem galopować.
Piorun poruszał się bez wysiłku, płynnym, gładkim krokiem. Był niezwykle silny i
wysportowany, a przy tym Amy miała wrażenie, że wystarczy najmniejszy sygnał z jej
strony, by zrobił to, co chciała. Na środku wybiegu stała pojedyncza przeszkoda, miała
około 120 centymetrów wysokości. Amy dwa razy się nie zastanawiała. Zapominając,
że miała nie przemęczać Pioruna, skierowała go wprost na płotek. Wydłużył krok i
odbił się. Przez krótką, cudowną chwilę Amy miała wrażenie, że frunie w powietrzu, a
potem wylądowali zgrabnie po drugiej stronie.
- Dobry konik - zawołała, klepiąc go radośnie. Poprowadziła go do miejsca, w
którym stali 1feg, Soraya i Ben. - Nieźle! - Soraya nie kryła podziwu.
- To dopiero koń! - zawołał Ben. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak daleko możesz
z nim zajść? Zawody krajowe, mistrzostwo świata, a może nawet olimpiada!
- Uważaj, już pędzę! - zaśmiała się Amy, ale w głębi serca czuła oszałamiającą
radość. Piorun był nie tylko dobrym skoczkiem - był koniem naprawdę wyjątkowym.
Poklepała go po szyi, a wtedy powróciło marzenie z dzieciństwa: kiedyś, kiedy
dorośnie, będzie słynnym skoczkiem, jak jej rodzice. Wiedziała, że Ben tylko kpił, ale
 
kto wie - może ona i Piorun staną kiedyś razem na podium? Bądź realistką!, ofuknęła
sama siebie.
- Skoczysz jeszcze raz? - zapytał Ben.
- Na pierwszy dzień wystarczy. Mogę najwyżej pojechać z nim na ścieżkę. Możemy
razem jechać, Soraya, jeśli chcesz wziąć Jaśminę.
- Pewnie. Zaraz ją osiodłam.
- Pomogę ci - zaoferował się Ben.
- Dzięki - Soraya obdarzyła chłopaka uśmiechem.
Kiedy odeszli, Amy zdała sobie nagle sprawę, że Treg nie odezwał się ani słowem
na temat skoku Pioruna.
- A ty co o tym sądzisz? - zapytała. - Co jest grane? - dodała, widząc jego minę.
Treg zawahał się.
- Amy, Piorun to bardzo utalentowany koń.
- No i? Tak mówisz, jakby to był problem.
- Bo moim zdaniem jest - powiedział Treg cicho i westchnął. - Znam cię dobrze,
Amy. Nie wystarczy ci, że będziesz zabierała takiego konia, jak Piorun na lokalne
konkursy. Będziesz chciała czegoś więcej - zawodów stanowych, konkursów w dni
powszednie. Jak to pogodzimy z Heartlandem?
- Przecież już wczoraj o tym rozmawialiśmy. Powiedziałam ci, że konkursy w żaden
sposób nie będą kolidowały z pracą w schronisku.
- Aha, czyli będziesz pracowała nocami i przychodziła do domu na obiad.
Faktycznie, nic trudnego.
- Wszędzie widzisz problemy - zaprotestowała. Uda się, sam zobaczysz.
Przez chwilę wydawało się, że Treg będzie dalej argumentował, ale w końcu
wzruszył ramionami.
- Jak uważasz - powiedział. I odszedł.
Patrzyła w ślad za nim. Wiedziała, że go nie przekonała. Ale Treg nie ma racji. Nie
zaniedbam Heartlandu, na pewno nie.
- Dzwonił Nick Halliwell, kiedy jeździłaś - oznajmiła Lou. Był wieczór i Amy myła
właśnie ręce. - Chce, żebyśmy wzięli do siebie jednego z jego koni.
- A tak - Amy przypomniała sobie rozmowę, jaką przeprowadzili podczas konkursu
w Meadowville. Spojrzała na dziadka, który siedział przy kuchennym stole. - Mówił mi
o tym.
- Powiedziałam mu, że chwilowo nie mamy miejsca - wyjaśniła Lou. Trzymała w
ręku kluczyki od samochodu i chyba się gdzieś wybierała. - Ale Nick nie chce go
posyłać nigdzie indziej. Czy któregoś z koni można już odesłać do domu?
- Madisona - powiedziała Amy. - Wchodzi do przyczepy bez problemów.
Właściciele mogliby odebrać go w weekend.
- Czyli koń Nicka Halliwella może zająć jego boks?
- Jasne.
- Super - powiedziała Lou. - W takim razie jutro zadzwonię do Nicka.
Amy ruszyła w kierunku schodów.
 
- Idę się przebrać.
- Amy - zaczął dziadek - zanim pójdziesz musimy coś razem przedyskutować.
Wróciła powoli do stołu. Podejrzewała, czego będzie dotyczyć ta rozmowa, i nagle
zaschło jej w gardle.
Dziadek i Lou wymienili spojrzenia.
- Rozmawiałem właśnie z Lou o pójściu na cmentarz i przeczytaniu czegoś -
powiedział.
- Tak ... dobry pomysł - wyjąkała.
- Dobrze, Amy ... - ale zanim dziadek zdążył dokończyć zdanie, uciekła schodami
na górę. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, wzięła głęboki, drżący oddech. Do
rocznicy śmierci mamy zostały już niecałe trzy tygodnie. Jak przetrwam ten dzień?
Niebo było ciemne. W zacinającym deszczu pojawiła się jakaś postać zmierzająca
ku samochodowi. Nie! Amy próbowała krzyczeć, widząc, że mama otwiera drzwi
szoferki, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nie mogła mówić ani się
ruszać. Kiedy usiadła obok mamy w szoferce pikapa, deszcz płynął strugami po
drodze. Była przemoczona i miała dreszcze. Przyczepa za plecami zatrzęsła się, kiedy
koń uderzył kopytami w metalowe ścianki. Uderzenie pioruna zagłuszyło jednak
walenie końskich kopyt. Błyskawica rozświetliła nagle niebo i Amy zaczęła krzyczeć.
A potem to się stało. Thż przed nimi zaczęło walić się drzewo ...
Amy obudziła się spocona. U siadła na łóżku. Znowu ten sen. Już dawno go nie
śniła. Odgarnęła spocone włosy, odrzuciła pościel i podeszła drżącym krokiem do
okna. Świt sączył się już przez zasłony. Odsunęła je, otworzyła okno i zaczęła nabierać
hausty zimnego powietrza.
Kiedy jej oddech się uspokoił, spojrzała na budzik.
Już prawie szósta. Równie dobrze może się ubrać i zabrać do pracy. Na pewno nie
wróci już do łóżka.
Poranek był piękny. Promienie słońca odbijały się od tafli wody stojącej w beczce.
Piorun wyglądał ponad drzwiami boksu, na jej widok zarżał cicho.
Amy zmieniła zdanie. Zamiast zabierać się za codzienne obowiązki, chwyciła siodło
i uździenicę Pioruna.
Kiedy zapinała popręg, Piorun trącił psykiem jej plecy. Uśmiechnęła się.
- Chodź - powiedziała. - Wybierzemy się na przejażdżkę·
To był idealny dzień na jazdę. Kłusując po piaszczystej ścieżce, Amy poczuła, że
uspokaja ją regularny rytm uderzeń końskich podków. Zanim wróciła do domu, nie
było już śladu po wspomnieniach nocnego koszmaru.
Tego dnia Amy z trudem koncentrowała się na lekcjach w szkole - cały czas
wracała myślami do Pioruna. Oczami wyobraźni widziała już, jak siedzi na jego grzbie-
cie i razem szybują ponad kolorowymi przeszkodami, a tłum na trybunie wiwatuje na
ich cześć.
- O czym tak dzisiaj rozmyślasz? - zapytała Soraya, kiedy wychodziły z klasy na
długą przerwę.
 
- O Piorunie - odpowiedziała Amy z uśmiechem. On jest doskonały - dodała i
westchnęła. - Szkoda, że Treg tego nie widzi. Jest przeciwny mojemu udziałowi w
zawodach!
- Wiesz, że Treg nie pasjonuje się konkursami - Soraya wzruszyła ramionami.
- Pewnie masz rację. Tylko nie mogę zrozumieć, dlaczego on jest tak negatywnie
nastawiony do Pioruna. To nie w jego stylu.
- Rzeczywiście, nie - zgodziła się Soraya, po czym zamyśliła się. - Może coś jeszcze
go gryzie?
- Na przykład co? - zapytała Amy. Doszły do szafek i zaczęły wkładać do nich
książki.
Soraya zawahała się.
- Treg był mocno związany z twoją mamą, prawda? No wiesz, skoro wkrótce minie
rok od ... od wypadku. Może on o tym myśli?
Amy poczuła, jak coś ściska ją za gardło.
- Może - wydusiła z siebie. -Tylko czemu nic nie mówi?
Soraya spojrzała badawczo na przyjaciółkę.
- Tak jak ty.
Amy zamarła.
- Amy, w ogóle o tym nie wspominasz - powiedziała cicho Soraya, przyglądając się
koleżance. - A taka skrytość jest zupełnie do ciebie niepodobna.
Amy nie odezwała się, więc Soraya westchnęła i dalej odkładała książki.
- Ja tylko chciałam powiedzieć, że skoro ty nie chcesz o tym rozmawiać, to nie
powinnaś się dziwić, że i Treg nie chce.
- Pewnie tak - Amy zmusiła się, żeby coś powiedzieć.
Soraya dotknęła jej ramienia.
- Wiesz, że zawsze jestem przy tobie, gdybyś chciała porozmawiać.
- Tak, wiem - Amy zamknęła szafkę z trzaskiem. - Ale wszystko jest OK. Całkiem
OK. - dodała. Nie chciała o tym rozmawiać, nawet z Sorayą. Zmusiła się do uśmiechu.
- Chodźmy na lunch. Opowiem ci o konkursach, na jakie chciałabym zabrać Pioruna.
- Widzę dużą poprawę - powiedział weterynarz, Scott Trewin. Właśnie badał nogę
Figara. - Cieszę się, że tak szybko zeszła mu opuchlizna.
- Co teraz robimy? - zapytała Amy:
- Trzeba zaprzestać zimnych okładów - powiedział Scott. - A potem będzie mu
potrzebny odpoczynek. Za kilka dni może zacząć się ruszać - ale żadnej jazdy, tylko
spacer na lonży.
- A może iść na pastwisko? - zapytała Amy z nadzieją.
Scott pokręcił przecząco głową.
- Obawiam się, że nie. Gdyby zaczął kłusować, mógłby znowu uszkodzić sobie to
ścięgno. To częsty problem: koń wydaje się zdrowy, ale kontuzja jeszcze nie została
wyleczona i łatwo o ponowne naderwanie ścięgna.
- A masaż na ciepło z olejkami mógłby pomóc? I co z terapią magnetyczną?
Czytałam o niej wczoraj. Wartykule było napisane, że kabina magnetyczna przyspiesza
gojenie.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin