Aleksandra Ruda
Odnaleźć swą drogę
Tłumaczyła: Monika Jasudowicz
Fabryka Słów
Lublin 2010
Spis treści:
PROLOG - Ja i mój przyjaciel półkrasnolud 3
ROK PIERWSZY 8
1. Początek dorosłego życia 9
2. Linia a raz, linia dwa 20
3. Wszyscy mężczyźni to...? 26
ROK DRUGI 32
4. Niezapomniana libacja 33
5. Egzamin z magii wykreślnej 42
6. Chleb w płynie 50
7. Zadanie praktyczne z nekromagii 61
8. Drastyczny środek 68
ROK TRZECI 84
9. Czapka 85
10. Trochę romantyzmu 88
11. Oddziaływanie zewnętrzne 102
12. Naliczenie z letnich praktyk 114
ROK CZWARTY 132
13. Cierpienia z powodu figury 133
14. Niepotrzebna nikomu? 146
15. Jak poszłam na randkę 157
16. Kolczyki od nekromanty 165
17. Wilk w owczej skórze 179
18. Najlepszy wieczór w życiu 185
19. Męska wierność 205
20. Podążać za księżycem 216
21. Miłość – to żaden problem? 233
EPILOG - Ja i mój przyjaciel nekromanta 254
Prolog
Ja i mój przyjaciel półkrasnolud
Twierdzicie, że półkrasnoludy nie istnieją?
Otóż mój przyjaciel z Uniwersytetu Nauk Magicznych, a zarazem najlepszy kompan od kieliszka, Otto der Szwart, jest właśnie półkrasnoludem. To niemożliwe! – możecie wykrzyknąć. – Słyszeliśmy o półorkach, tłukliśmy się z półtrollami w sąsiedniej karczmie, widywaliśmy półelfy, ale półkrasnoludy? Akurat!
Oczywiście, wielu twierdzi także, że wśród krasnoludów nie ma kobiet. Kto je niby widział? A same krasnoludy rozmnażają się jakoby w sposób bardzo tajemny i pojawiają na świecie od razu z brodą i toporem w ręku.
Tej akurat pogłoski roztropnie nie chcą dementować same krasnoludy, w obawie, że tłumy chętnych ruszą po ich niewiasty, które po prostu porażają oszałamiającym pięknem i wielką roztropnością. Tak to w każdym razie wyłuszczył nam profesor Swingdar der Kirchechast, wykładający magię rzemiosł. Wszyscy chrząkali z niedowierzaniem, ale głośno nikt tego nie skomentował, ponieważ profesor miał żonę krasnoludkę oraz trzech synów. Jego żony nikt nigdy nie widział, gdyż żyła w domu położonym gdzieś w beskidzkich wąwozach. Za to siły pięści młodych Kirchechastów nie doświadczyli wyłącznie niemrawcy i superpacyfiści.
– Rozumiesz, Ola – objaśniał mi Otto podczas wspólnej degustacji nowego koktajlu – kobieta powinna siedzieć w domu, chować dzieci i wspierać we wszystkim męża. To dlatego mamy takie mocne rodziny i silne związki familijne, nie to co...
Nie dokończył, zakaszlał i wypluł na talerz coś podejrzanego.
– Co to???
– Marynowana mysz.
– Że co?!
– Chciałeś przecież coś niezwyczajnego. Koktajl nazywa się „Pikantny Ogonek”.
Sposobem zarobkowania, który zasilał nasze portfele po roztrwonieniu mizernego stypendium, był nielegalny handel wyrobami spirytusowymi. Otto odziedziczył po przodkach krasnoludach umiejętność przygotowywania wspaniałego bimbru, a ja, studentka – teoretyk magii, opracowywałam receptury na koktajle. Degustację na ogół przeprowadzaliśmy wspólnie albo w gronie takich samych lubiących ryzyko eksperymentatorów.
– To jest okropne świństwo!
– Ale mysz dodaje napojowi pikantnego zapachu – obraziłam się, że mój przepis nie został należycie doceniony.
– No dobra, ale wyciągaj ją chociaż przed sprzedażą, bo jeszcze będziemy musieli płacić kary za szkody moralne. – Nasze kobiety są przepiękne – ciągnął Otto z rozmarzeniem. – Jedyny minus, że ich jest niewiele. Dlatego u nas żenią się tylko ci wysoko postawieni.
Z jego opowieści wynikało, że w standardowej krasnoludzkiej rodzinie zwykle rodziło się czworo lub pięcioro dzieci, wśród których, jeśli rodzina miała szczęście, były dwie dziewczynki. Tak zadecydowała sama natura – wcześniej śmiertelność w kopalniach była bardzo wysoka.
Zresztą wydawało mi się, że i bez tego męska część krasnoludzkiej rasy ma tendencje zniżkowe – większość krasnoludów jest bardzo zadziorna i pospolite bijatyki zabierały więcej istnień, niż wypadki w podziemnych sztolniach!
Na przykład, pewnego razu Otto nie pojawił się na wykładach wspólnych dla naszych fakultetów. Pierwszego dnia sądziłam, że się po prostu przeziębił, ale drugiego już ogarnął mnie niepokój i poszłam po zajęciach do jego akademika. Zastałam go leżącego na łóżku z boleściwym wyrazem oblicza, na którym nawet przez gęstą brodę prześwitywały sińce.
Przyłożywszy mu okład na owe znamiona bitewne i wydawszy z siebie odpowiednią porcję ochów i achów, czekałam na wyjaśnienia. Otto wiedział, że o cudzych sekretach milczę jak grób, pożalił się więc, że oberwał podczas Święta Obfitości, obchodzonego zwyczajowo w końcu listopada przez krasnoludzką wspólnotę. Otóż podczas tradycyjnego konkursu piękności aktywnie zainteresował się niejaką Writte, nie wiedząc, że ma ona narzeczonego „zazdrośnika z ciężką ręką”. I teraz Otto cierpiał zarówno z powodu niespełnionej miłości, jak i jej skutków.
– Sęk w tym, że hormony ci szaleją. Wypijesz naleweczkę i przejdzie.
– Nie rozumiesz, Ola! Ona jest prześliczna! Nawet Ptrońka by się jej nie oparł.
Ptrońka słynął na całym uniwerku z tego, że interesował się nie dziewczynami, a wyłącznie „przystojnymi i dzielnymi trollami”, cierpiąc permanentnie z powodu nieszczęśliwych miłości.
Moja bogata wyobraźnia od razu podsunęła mi obraz szałowej blondynki, wraz z jej delikatnymi erotycznymi wypukłościami i nogami po samą szyję. Z jakiegoś powodu w jednej ręce dzierżyła topór, drugą zaś trzymała Ottona za brodę.
– Nie słuchasz mnie! – oburzył się Otto. – Zobacz sama!!!
Wyciągnął spod poduszki jakiś długi wymiętolony zwój. Po pewnym czasie rozszyfrowałam nagłówek: „Portrety miss tegorocznego konkursu piękności Święta Obfitości”. Na samej górze zwoju widniał konterfekt Writte. Rację miałam tylko w tym, że była blondynką.
Miała maleńkie oczka i obfite blond bokobrody wokół szerokiej twarzy, pełne policzki i maleńkie usta, oraz wiecheć jasnych włosów z mnóstwem warkoczyków. A figura! Jakie tam 90-60-90! W najlepszym razie miała w obwodach 150-120-150, a i to naciągane. I należy przy tym pamiętać, że zwyczajny krasnolud sięga człowiekowi do ramienia. W masywnych rączkach dzierżyła owa piękność nie toporek, a zwykły wałek.
– Co to? – spytałam oszołomiona.
– Writte, esencja krasnoludzkiej piękności.
– A gdzie ta esencja ma figurę, co?
– Niczego nie pojmujesz. Kobieta powinna być śmiała, dobrze zbudowana, mądra i silna. Po to, by wydawać na świat zdrowe dzieci, w razie potrzeby pomóc mężowi w kuźni i nie bać się życia w górach.
Z wielką uwagą oglądałam portrety wszystkich missek. Różniły się one tylko obfitością i kolorem baczków oraz objętością ciał. Dotarło do mnie, skąd wzięła początek pogłoska o braku kobiet u krasnoludów – niezwykle łatwo pomylić taką z chłopakiem.
– A dlaczego one trzymają wałki, patelnie i inne naczynia?
– Bo kobieta powinna być przede wszystkim dobrą gospodynią, dopiero potem jest miejsce na całą resztę! – zezłościł się Otto. – Widzę, że nie jesteś w stanie tego ogarnąć tym swoim ludzkim rozumkiem! A moja mama to zrozumiała, chociaż jest człowiekiem. Wiesz, kim jest moja mama? Jest wspaniałą kobietą! Zaraz ci opowiem...
Ottorn der Szwart, ojciec Ottona, pojechał kiedyś w interesach do pewnego dużego miasta na północy kraju. Z powodu bliskości elfich miasteczek nie było tam żadnej wspólnoty krasnoludów i dlatego też szanse rozwoju interesów na tym terenie mogły być po prostu kolosalne. Po dobiciu wszelkich targów i postawiwszy kropkę nad i w sprawach biznesowych, gospodarze zaprosili Ottorna do cyrku osobliwości, który akurat stacjonował w mieście. Podczas przedstawienia klauni zaczęli kpić z krasnoludów („Jak rozmnażają się krasnoludy? – Przez beczkowanie. Wypił beczkę piwa – i już jest ich dwóch”).
Rozsierdzony do białości Ottorn przedarł się do kierownika cyrku. Facet, widząc prawdziwego, żywego krasnoluda, porządnie się przestraszył i zwalił całą winę na właścicielkę, niejaką Walinę. Ottorn wszedł do jej pokoju i zamarł. Za stołem siedziała bardzo duża kobieta, będąca jednocześnie posiadaczką bujnej brody. Powoli wyszła na środek pokoju i podniosła stukilogramowego krasnoluda za kołnierz, jak piórko.
– Czego pan tu sobie życzy? – rozbrzmiał jej głos.
Ottorn zachrypiał z zachwytu. Gdy znowu poczuł pod stopami podłogę, utknął nosem w obfitych piersiach nieznajomej, westchnął i osunął się na kolana. – Ręka, serce i biznes...
Nieznajoma nie zrozumiała.
Ottorn odwrócił wzrok od uwodzicielskiej postaci, zastanowił się i rzekł:
– O cudne, niedościgłe marzenie mojego życia! Pozwól sobie ofiarować do całkowitego rozporządzania moją rękę, serce i biznes: dwa sklepiki z bronią magiczną i trzy kuźnie! Obiecuję kochać cię po kres moich dni i usuwać każdy pyłek spod stóp twoich, tylko proszę, zostań moją żoną.
Walina oczywiście odmówiła.
Scharakteryzowawszy Ottorna dość dobitnie („psychol”), wyrzuciła go za drzwi. Ottorn jednak nie poddał się. W karczmie poddusił trochę pewnego młodzieńca, który lekkomyślnie wypowiadał się o jego cudnym marzeniu jako o „babochłopie z brodą”, a potem rozpoczął oblężenie Waliny. Jako krasnolud inteligentny, nabył poradnik „Jak zdobyć ludzką dziewczynę. 50 kroków”. Obliczywszy koszty od kroku pierwszego („ofiaruj jej bukiet róż”) do pięćdziesiątego („podaruj jej kolię wykonaną przez krasnoludy, na poduszce z elfickich róż”), Ottorn podniósł ceny w najbardziej dochodowym ze swoich sklepów i poszedł do Waliny.
Bukiet róż wylądował za oknem. W ślad za nim poleciał krasnolud.
Zwój z hymnami ku czci nieziemskiej piękności został podarty w drobny mak.
Wynajęci do śpiewania miłosnych pieśni minstrele wzięli prysznic z pomyj z Walininego balkonu.
Zaproszenie na romantyczną przejażdżkę łódką zostało pogardliwie odrzucone.
Ottorn nie poddawał się.
Członkowie rodziny desperata znacząco pukali się w czoło. Matka Ottorna słała tragiczne w tonie listy dopóty, dopóki on nie wysłał jej portretu swojej wybranki. Po tym wydarzeniu przybyło wsparcie.
W mieście szalały plotki. Zwarty oddział krasnoludów był atakowany przez powabne kusicielki, które zresztą niczego nie wskórały. Bo czyż mogły równać się z powabną stupięćdziesięciokilową brodatą Waliną, która w dodatku potrafi być taka twarda?
Do Waliny zaczęły ciągnąć tabuny interesantów z nadzieją otrzymania przepisu na napój miłosny. Na każde przedstawienie w cyrku bilety były wyprzedane ze sporym wyprzedzeniem.
Partnerzy biznesowi podarowali Ottornowi „Podbój elficy. Cenne porady”, „Młotem po głowie czyli troll – zwycięzca” i, nie wiadomo dlaczego, „Rozmnażanie widm. Podręcznik III roku Uniwersytetu Nauk Magicznych”.
Walina poddała się na czterdziestym kroku („przedstaw jej walory wspólnego życia”). Ottorn napisał całą listę takich korzyści. Owo wyznanie uczuć przesłał przez swoich trzech kuzynów, którzy otrzymali srogi nakaz dopilnowania, by lista została przez Walinę dokładnie przeczytana.
Walina zaprosiła wówczas Ottorna, aby omówić „warianty współpracy”.
– A rezultat współpracy siedzi tutaj – dumnie podsumował Otto. – Mam jeszcze brata i trzy siostry, nasz interes kwitnie, a małżeństwo moich rodziców jest bardzo udane. A ty mi o figurze gadasz!
A wy twierdzicie, że półkrasnoludy nie istnieją...
...
noczesc