Richard Herman, Jr.
BARIERA
Tłumaczył
Jarosław Kotarski
Wydawnictwo Da Capo Warszawa 1993
Tytuł oryginału FIREBREAK
Copyright © 1991 by R. Herman, Ir.
Redaktor Marta Staszewska
Projekt graficzny okładki Adam Olchowik
Opracowanie graficzne,
skład i łamanie
PELBERG
For the Polish translation Copyright © 1993 by Jarosław Kotarski
For the Polish edition Copyright © 1993 by Wydawnictwo Da Capo
Wydanie I ISBN 83-85373-85-3
DRUK I OPRAWA
Zakłady Graficzne w Gdańsku
fax (058) 32-58-43
Mojej matce - Mildred Leonie,
która nauczyła mnie, jak stawić życiu czoło
nie tracąc przy tym marzeń
Podziękowanie
Powieść ta jest fikcją, którą starałem się osadzić w realiach otaczającego nas świata. By dobrze tego dokonać, wykroczyłem znacznie poza granice własnej wiedzy i wiele zawdzięczam tym, którzy podzielili się ze mną swoim doświadczeniem i wiadomościami, nie wspominając już o czasie. Szczególne podziękowania należą się zwłaszcza panu Randy’emu Jayne’owi i załodze McDonnell Aircraft Company, którzy pokazali mi, jak skomplikowanym tworem jest współczesny odrzutowiec wojskowy F-15E. John York, Gary Jennings, Mike Boss, Bill Kittle, Gary McDonald i Dave Vitale - jestem waszym dłużnikiem.
Na moją wdzięczność zasłużyli też: pułkownik Dave „Bull” Baker, podpułkownik Skip Bennett, major Keith Turnbull i kapitan Steve Farrow z 405 Taktycznego Skrzydła Treningowego, stacjonującego w bazie lotniczej Luke, w Arizonie. Pokazali mi, do czego zdolny jest F-15E i jak można na nim latać.
Do chwili zawarcia znajomości z 1 Batalionem 149 Pułku Pancernego Gwardii Narodowej Kalifornii tak naprawdę nie miałem pojęcia, co to znaczy nowoczesny czołg. Mogę tylko żywić nadzieję, że niczego nie pomyliłem, i jeszcze raz podziękować moim nauczycielom, którymi byli: Master Sergeant* Doug Krelle, sierżant sztabowy Lee Harner, starszy sierżant David Hooper i starszy sierżant Kerry Harris.
* Brak polskiego odpowiednika (przyp. tłum.).
Jeszcze jedno o F-15: samolot ten może zostać bardzo poważnie uszkodzony i nadal będzie w stanie latać - opis zniszczeń z Rozdziału 27 ma swoje źródło w autentycznym wydarzeniu. Podczas ostatniej tury w Air Force zaliczyłem sporo
godzin w kabinie F-15 Eagle przystosowanego do roli myśliwca. Byłem i jestem pod wrażeniem możliwości tego samolotu, ale to, co potrafi wersja E jako maszyna wsparcia naziemnego, oraz szybkość, z jaką może przechodzić z tej roli do roli pełnowartościowego myśliwca (i odwrotnie), przekracza granice wyobraźni. Starałem się właśnie ów imponujący fenomen oddać w tej książce. Na zakończenie jedna uwaga: odrzutowce nie są oczywiście pozbawione wad, ale podobnie rzecz ma się ze wszystkimi samolotami.
PROLOG
Pięć jednostek unosiło się na falach południowego Atlantyku. Łagodne kołysanie było miłą odmianą po trzydniowym sztormie, który się niedawno skończył. Avi Tamir wysunął głowę z centrali, osobiście sprawdzając zmianę pogody - był kiepskim marynarzem i nadal czuł, że ma żołądek, choć najprzykrzejsze objawy choroby morskiej, która męczyła go przez cały sztorm, zaczynały powoli ustępować. Na szczęście jego nos potwierdzał wskazania przyrządów - w tym rejonie sztorm się skończył, przenosząc się na wschód, a to oznaczało, że za kilka godzin żołądek powinien wrócić do normy. Avi wyszedł na pokład, naciągając na głowę kaptur, i z początku ostrożnie, potem coraz pewniejszym krokiem skierował się ku zewnętrznej schodni prowadzącej na mostek.
Wspiął się na mostek, klnąc po hebrajsku pod nosem i zastanawiając się, nie po raz pierwszy zresztą, po jakie licho zaniosło go w to zapomniane przez Boga miejsce, w połowie drogi między południowym krańcem Afryki a Antarktydą. To, że doskonale wiedział, po co tu jest, nie zmniejszało w niczym potrzeby regularnego przypominania o tym samemu sobie: doniosłe zadania wykluczają bujanie w obłokach. Zatrzymał się na lewym skrzydle mostka i przez lornetkę zlustrował horyzont. Dwa południowoafrykańskie kutry były na stanowiskach, trzeci pewnikiem także, tyle że skryty za linią horyzontu. Wraz z jednostką, na której przebywał, tworzyły gigantyczne koło, w centrum którego znajdował się stary frachtowiec.
- Ostatnia noc musiała im się dać we znaki - odezwał się Harm Van Dagens, wychodząc na skrzydło i szerokim gestem wskazując kutry. - Wypadłem z koi, a przecież ta łajba jest większa! Czterdziestostopniowe fale i wiatr wiejący sześćdziesiąt
mil na godzinę to za dużo na takiego starego łobuza jak ja. Chodź do środka: tam cieplej, a poza tym jest kawa.
Obaj weszli na mostek, gdzie faktycznie było znacznie cieplej i gdzie czekał steward z dwoma kubkami parującej kawy. Tamir pracował z Van Dagensem od trzech lat i przez ten czas polubił już starego zrzędę. Obliczył sobie, że jeżeli próba się powiedzie, to zdąży wrócić do Izraela na święto Jom Kippur, i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczy Van Dagensa - czego w duchu żałował: południowoafrykański naukowiec, choć gderliwy, wzbudzał sympatię.
- Czas zabrać się za robotę - oznajmił Van Dagens, podchodząc do ekranu radaru usytuowanego przed sternikiem.
Tamir nałożył słuchawki połączone z mikrofonem i zajął się ostatnim sprawdzeniem gotowości. Van Dagens natomiast przyjrzał się dokładnie ekranowi, by mieć pewność, że nikt się nie kręci w pobliżu ich minifloty z...
AGAPE_AGAPE