Rhysen - Czas i wieczność.doc

(35 KB) Pobierz
Harry często zastanawiał się, jakie to uczucie, pocałować Draco

Harry często zastanawiał się, jakie to uczucie, pocałować Draco.

Nie było bardziej idealnego miejsca, by się o tym przekonać. W schowku na miotły było ciemno, a drzwi odchylały się lekko, z powodu wyłamanego zawiasu i nie mogły się porządnie zamknąć. Przez pęknięty kawałek do środka wpadały ukośne promienie popołudniowego słońca, oświetlając pomieszczenie zakurzona łuną.

Draco był tutaj. Stał przed Harrym, z rękoma założonymi na piersi. Hardość sprawiała, że jego stalowe oczy błyszczały w półświetle.

- Co to ma być, Potter? – Górna warga Draco zwinęła się drwiąco.

Harry nie poruszył się, stał po prostu ściskając kurczowo w prawej ręce Błyskawicę. Cały czas obserwował Draco i tysiące myśli przebiegało mu przez głowę, jak ten potraktuje jego następny ruch.

Wiedział co się stanie, kiedy go pocałuje.

Jego miotła uderzy o podłogę z głośnym trzaskiem i jej lakierowane brzegi porysują się. Harry nie zanotował tego jeszcze, ponieważ zamierzał pocałować Draco i wszystko inne będzie musiało poczekać.

Wargi Draco smakowałyby świetnie, a dłonie Harry’ego prześlizgnęłyby się ku górze ujmując jego twarz, tak, iż nie mógłby się on odwrócić i uciec. Draco byłby zbyt zamroczony, by zareagować, bo Ślizgoni oczywiście lekceważyli legendarną odwagę Gryfonów. I Harry wykorzystałby to przysuwając dolną wargę Draco do swoich ust, ze zwinnym pstryknięciem języka, stanowczo przygryzając, ale nie wywołując nacisku.

Ten wstrząs sprawiłby, że Draco by się ocknął – i, oczywiście, odsunąłby się. Popchnąłby Harry’ego, a jego twarz wyrażałaby szok i gniew, i coś jeszcze.

- Czy ty, kurwa, myślisz, co robisz? – Draco wrzeszczałby.

- Zamknij się i pozwól, że Ci pokażę – Harry by pękł.

I w tym wypadku, Draco może powiedzieć „nie”. Może zrobić trochę więcej kroków w tył ku nie zamkniętym drzwiom.

- Jesteś tak popieprzony, Potter – może syknąć, pięć lat w kotle wrogości, niebezpiecznych dźwięków czystej nienawiści. - Jak tylko pomyślę, że nie mógłbyś sprawić, że czuję obrzydzenie, ty udowadniasz, że się mylę.

Harry mógł to znieść, ponieważ potrafił wyczuć, że wściekłość dławiła głos Draco całkowicie nim kierując. Było ich dwóch w schowku. Harry mógł nawet znaleźć rozwiązanie, zrobić krok do przodu bądź inne – zbliżyć się do niego znowu.

- Przez jedną chwilę tutaj – może odpowiedzieć miękko - zapomniałeś mnie nienawidzić.

Draco może uciec, wycofać się przez drzwi i biec jak najdalej od gładkiej prawdy, o której oboje wiedzą.

Może, ale nie zrobiłby tego.

Mógłby uciec wzrokiem do kręgów kurzu na podłodze.

Mógłby wymamrotać coś, co brzmiałoby jak: „Nigdy Cię nienawidziłem”. Harry zrobiły jeszcze jeden krok naprzód, dzieliłyby ich tylko cale. Ciemność dałaby im odczuć ukojenie, dwoje ludzi, którzy samotnie dorastali i którzy nie pamiętali, dlaczego zawsze nienawidzili ciemności, do teraz.

Draco mógłby niepewnie przejechać językiem po wargach. W końcu napotkałby wzrok Harry’ego i jego głos byłby cichy, kiedy mówiłby - Chciałeś mi coś pokazać?

Harry nie wahałby się.

Draco również nie.

Zbliżyliby się do siebie gwałtownie i ich wargi spotkałyby się oszałamiając pospiesznie, niczym przypadkowa perfekcja. Dłonie Draco znalazłyby się na ramionach Harry’ego, trzymając go, a ręce Harry’ego znajdowałyby się z tyłu głowy Draco splatając się tam do gorączkowego pocałunku palącego ich wargi, jak marzenie, które nigdy się nie spełni. Ich języki spotykałyby się w taki sposób, w jaki ich pojedynki zawsze miały miejsce – zażarty, naglący i dorównywujący. Następnie oboje przerwaliby pocałunek z nagłą siłą czegoś naturalnego, co nigdy nie może być zmienione, niczym odpychające się bieguny dwóch magnezów. Potknęliby się cofając, obaj zadyszani pocałunkiem, który miałby dopiero się zacząć i chwytając moment „przed”, szansę czegoś, co mogliby pewnego dnia, razem.

- Draco – Harry powiedziałby cichym głosem, nawet myślał, że już wie co Draco by zrobił.

Wiedział, że spojrzy na niego, tymi zaszklonymi oczyma z mgłą zatroskanej burzy i nie będzie sposobu, by sprzeciwić się siłom natury. Wiedział, że Draco nic nie powie, bo nie będzie nic już do powiedzenia, ale ta cisza będzie mogła zranić bardziej niż cokolwiek innego.

I wiedział, że Draco odejdzie. Wyjdzie przez drzwi, które nigdy nie były zamknięte i nic między nimi nie zostanie zmienione.

Stojąc tam, gdzie teraz był, Harry dokładnie wiedział co się stanie, kiedy pocałuje Draco.

Mimo wszystko, zrobił to.

I potoczyło się tak, jak przewidział.

Z jedną tylko różnicą.

Draco powiedział – Chciałeś mi coś pokazać? - Delikatniejszym głosem, niż sobie Harry wyobrażał i nie przewidział tej części, kiedy Draco wytyczył językiem ścieżkę od jego szyi do płatka ucha i szeptał słowa, których Harry nie zapomni przez resztę swojego życia.

Harry w końcu odsunął się, dysząc. Realne huki wokoło nich i ściany schowka zlały się z litą ciemnością. Poczuł, jak dłonie zsuwają się z jego ramion i Draco zrobił krok w tył. Harry przygryzł dolną wargę i czekał na to, co nieuniknione.

- Draco - powiedział delikatnie.

Draco spojrzał na niego i czas nie wydawał się uciekać w taki sposób, w jaki zwykł był zawsze.

Harry przełknął ciężko. Miał siły nie po to, by mówić. Nie po to, by myśleć. Nie po to, by ranić. Jedynie po to, by napawać się tym.

Draco zmierzył go wzrokiem i nie powiedział nic, tylko się odwrócił. Schylił się i podniósł miotłę Harry’ego. Harry mógł zobaczyć, że lakierowane krawędzie zostały porysowane. Draco zbadał ją ostrożnie.

- Jest zadrapana – powiedział, stwierdzając fakt. Nie patrzył w górę, na Harry’ego, po prostu trzymał miotłę i głaskał palcami uszkodzone rogi drewna, jakby łagodząc stłuczenia.

- Nic nie szkodzi – odpowiedział Harry krótko.

Draco uniósł brwi – Nie przejmujesz się tym, że jest poobijana?

Harry potrząsnął twardo głową.

- Nie może być pomocna – uśmiechnął się słabo – Wiele rzeczy nie może.

Oczy Draco zamigotały ostro, przechylił głowę, by spojrzeć na Harry’ego.

- Myślisz, że zamierzam wyjść? – Zapytał.

- Nie myślę – odpowiedział, nienawidził tej „wiedzy” tak samo – Ja wiem.

- OK. - Draco wzruszył ramionami.

Podniósł ręce i beztrosko opuścił miotłę, pozwalając jej hałaśliwie uderzyć o podłogę. Odbiła się i poturlała, zatrzymując blisko stóp Harry’ego.

Harry mrugał i gapił się w miotłę zaskoczony, zanim spojrzał na Draco z niedowierzaniem.

- Nie można było temu zapobiec – powiedział ten nonszalancko.
Następnie przyciągnął Harry’ego i udowodnił mu, jak bardzo się myli.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin