Przygody Odyseusza - Arien Halfelven.doc

(131 KB) Pobierz

Ekhmm.
Na samym wstępie zwracam się z gorącą prośbą do Moderatorstwa o nieusuwanie tego tekstu z waszego Forum chociaż przez jeden dzień, pomimo niezupełnej jego zgodności z Regulaminem. Otóż – to jest fanfikt mitologiczny, a co za tym idzie, niepotterowski...
Następnie uprzedzam, że we właściwym jego odbiorze będzie pomocna znajomość mitologii greckiej, a w szczególności wędrówek Odyseusza. Aczkolwiek, w ramach licentii poetiki, pozwoliłam sobie na pewne odstępstwa od kanonu.
Po trzecie: to jest utwór dramatyczny.
Wreszcie, wszystkich, którzy jeszcze czytają, proszę o wypowiedź, czy ma sens nękanie was ciągiem dalszym.


PRZYGODY ODYSEUSZA

OSOBY:
ODYSEUSZ
ZEUS
POSEJDON
ATENA
LOTOFAGOWIE
CYKLOPKA POLIFEMIA
CYKLOPI Z WYSPY CYKLOPÓW
PRZYPADKOWI PODRÓŻNI
HERMES
KIRKE
DUSZA AJASA
DUSZA AGAMEMNONA
DUSZA TEJREZJASZA
HADES
SKYLLA
CHARYBDA
KALIPSO
FEAKOWIE
NAUSIKAA
ALKINOOS
PASTERZ ŚWIŃ EUMAJOS
TELEMACH
PENELOPA
ZALOTNY ANTINOOS
INNI ZALOTNICY
MUZY: Kalliope – Muza pieśni bohaterskiej, Erato – Muza pieśni miłosnej, Klio – Muza historii, Talia – Muza komedii, Polihymnia – Muza hymnów i podniosłych pieśni, Urania – Muza gwiaździarstwa, Euterpe – Muza liryki, Terpsychora – Muza tańca.


AKT PIERWSZY: U ŹRÓDEŁ XANTU (ZWANEGO TEŻ SKAMANDREM)
[nieopodal gruzów Ilionu; trwa właśnie pogrzeb Achillesa. Śpiewają Muzy: Kalliope – czarne włosy, zielone oczy, zygzakowaty symbol bohaterstwa na czole. Erato – rude włosy, piegi. Klio – gęste, brązowe włosy, brązowe oczy. Talia – rude włosy, zielona kurtka ze smoczej skóry. Polihymnia – rude włosy, garnitur. Urania – jasne włosy, pyzata. Euterpe – rude włosy, z podręcznym pamiętniczkiem. Terpsychora – czarne, długie włosy.]

MUZY:
- Żebym to ja miała skrzydełka jak ptaki, poleciałabym ja prosto na Itakę...

ZEUS [Długa, biała broda do pasa, długie, siwe włosy do pasa, błękitne oczy, wesołe iskierki w oczach, okulary-połówki, w dłoni piorun, 17 cali, spiż, serce hydry lernejskiej]
– Ciszej tam, Patroklos umarł, Achilles nie żyje, ja coraz kiepściej się czuję... No, ale przynajmniej jestem nieśmiertelny. Więc, Odyseuszu, jak ci już mówiłem, twój powrót do domu trochę potrwa.

ODYSEUSZ [czarne włosy, na oko trochę przetłuszczone, czarne oczy, blada cera, haczykowaty nos, wysoki wzrost, niedożywienie, śliz...eee...śliski spryt w spojrzeniu, patrzy spode łba.]:
– Masz jeszcze jakieś dobre wiadomości?!

ZEUS[z dobrotliwym uśmiechem]:
– Troja upadła...

ODYSEUSZ [ponuro]:
– Po dziesięciu latach. I tylko dzięki temu, że podsunęliśmy im drewnianego węża. Bogowie... Achilles się upierał przy lwie, Nestor przy kruku, a Diomedes przy borsuku.

ZEUS:
- Trzeba było zawrzeć kompromis i konia zbudować...

ODYSEUSZ:
- Konie są dobre dla plebsu. Nie zagaduj mnie! Pewnie teraz na Itakę będę wracał przez następne dziesięć lat?!

ZEUS[rozkłada ręce]:
– Odyseuszu, cóż ja mogę?!

ODYSEUSZ:
- Podobno jesteś największym bogiem na świecie!

ZEUS [zmieszany, zawstydzony]:
– No tak, w sumie tak, ale w twojej sprawie nic akurat nie mogę zrobić... Widzisz, to mój brat tak się ciebie czepia, Aber... khemm... aberracje ma jakieś, Posejdon znaczy. Zawsze był o mnie zazdrosny, już ja wiem o co chodzi, wszystko przez to, że mnie koza wykarmiła, a jego nie. Zawsze miał o to żal. Jedni lubią kobitki, inni lubią kozy... No i teraz postanowił się na ciebie uwziąć. Będzie ci bruździł w drodze, więc uważaj. Na szczęście moja córka Atena cię lubi, to będziesz miał łatwiej.

ODYSEUSZ [wcale nie pocieszony]:
– Wcale mnie to nie pociesza.

ZEUS:
- No przykro mi...

ODYSEUSZ:
- Akurat ci przykro. Zrób coś! Pogadaj z Posejdonem! Oddam mu wszystkie kozy z Itaki!

ZEUS:
- Ta twoja Itaka...

ODYSEUSZ [mrocznym, aksamitnym, namiętnym głosem]:
– Itaka... Do Itaki... Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem...

ZEUS:
- Taaa, no wiem, i masz wspaniałą żonę...

ODYSEUSZ [tym samym głosem]:
– I pasterza świń...

ZEUS [w stanie szoku, piorun mu opada]:
– PASTERZA ŚWIŃ?!

ODYSEUSZ [siada, wpatrzony w rozmarzeniu w stronę Itaki]:
– Lochy... Tam są lochy...

ZEUS [podchodzi z nietęgą miną, klepie go po ramieniu]:
– Tak, tak... Czekaj, wyczaruję ci taki Znak, żebyś mógł przywołać Atenę...

ODYSEUSZ [podejrzliwie]:
– Jaki niby?

ZEUS:
- No, jak to, błyskawicę! Przecież jestem bogiem piorunów!

ODYSEUSZ:
- NIE BŁYSKAWICĘ!!!

ZEUS [zdziwiony]:
– Za późno... Mogę ją najwyżej powyginać trochę, o, ale teraz wygląda jak wąż, to trochę nieprzyjemnie...

ODYSEUSZ:
- Wolę węża!

ZEUS [obrażony]:
– Jak taki jesteś, to ci jeszcze domaluję trupią czaszkę, o. I idź sobie. Lochy, też coś.



AKT DRUGI: WYSPA LOTOFAGÓW

POSEJDON [biała broda do pasa, siwe włosy do pasa, błękitne oczy, szalone błyski w oczach, wyrzuca Odyseusza na wybrzeże ze złowieszczym śmiechem]:
– HA HA HA HA HA!!!

ODYSEUSZ [wstaje, otrzepuje długą, czarną, powiewającą szatę]:
– Na Mer... Khmm... Merkantylnego Hermesa... Niech mi w Tartarze każą zabawiać niewyżyte dwuimienne barbarzynki, jeśli jeszcze kiedykolwiek złożę mu ofiarę z kozy.

LOTOFAGOWIE [niziutcy, wyłupiastoocy, z wielkimi, nietoperzowymi uszami, skrzeczące głosiki, ubrani są w listki laurowe]:
- Odyseusz, sir! Odyseusz, sir! Odyseusz, sir, zostanie na kolacji, sir!

ODYSEUSZ[buntowniczo]:
- Nie zostanie.

LOTOFAGOWIE:
- Odyseusz, sir, musi zostać! Lotofagowie przygotują wspaniałą kolację! Odyseusz, sir, nie pożałuje, sir!

ODYSEUSZ:
- Hades Persefonie też takie gadki wstawiał, kiedy jej wciskał jabłko granatu. Już ja się domyślam, co z was za zboczeńcy!

LOTOFAGOWIE [pstrykają palcami, pojawia się kolacja – nadziewana lotosem pieczona locha z jabłkiem granatu w pysku]:
- Odyseusz, sir, nie pozostawia Lotofagom żadnego wyboru! Lotofagowie muszą nakarmić Odyseusza, sir!

ODYSEUSZ [wzdraga się]
– Mam... Eee... Mam chody u bogini i nie zawaham się ich użyć! [podciąga rękaw, obnażając Znak; po jego pomizianiu pojawia się srogo wyglądająca kobieta z czarnymi włosami spiętymi w ciasny, bułeczkowaty kok.

ATENA [jednym machnięciem r...ęki zmienia obmierzłe danie w sok z dyni i pudding śliwkowy, surowym spojrzeniem rozpędza Lotofagów]

ODYSEUSZ [patrzy spode łba]:
- Nie spieszyło ci się.

ATENA [kąśliwie]:
– Też mi miło cię widzieć. I miłej dalszej podróży.



AKT TRZECI: WYSPA CYKLOPÓW

ATENA [Wystawiając rękę z obłoku, wysadza Odyseusza na wybrzeżu tajemniczo wyglądającej wyspy.]:
– No. I nie daj się... Ten tego. [Znika]

ODYSEUSZ [Prewencyjnie dopina szatę.]:
– Nic się nie dam.

[Zwiedza wyspę, rozgląda się, znajduje domek. Wchodzi. Wszędzie leżą talie kart i szklane kule. W kątach śpią barany, nie zwracają na niego najmniejszej uwagi.]

ODYSEUSZ [pogardliwie, ignorując śpiące barany]:
- Dom nałogowego hazardzisty, to pewne. Same karty i kule od ruletek. Cóż, przynajmniej mnie przenocuje. Czekając aż wróci, zrobię sobie herbatę.

[Nastawia wodę, szuka w szafkach herbaty, ale nie znajduje, więc sięga do kieszeni, po własną specjalną mieszankę. Nadal ignoruje barany.]

CYKLOPKA POLIFEMIA [bardzo chuda postać owinięta w połyskliwy szal, na czole jedno wielkie oko, na długiej szyi niezliczone łańcuszki i koraliki, ramiona i dłonie ozdobione mnóstwem bransolet i pierścionków; wraca do domu, widzi gościa.]
- O ho ho! Mam gościa! Jak miło zobaczyć go wreszcie w świecie materialnym. [Odwraca się do drzwi] Alohomora!* [drzwi zamykają się w iście magiczny sposób].

ODYSEUSZ [lekko skonsternowany]
– Witaj, eee...

CYKLOPKA POLIFEMIA:
– Jam jest Polifemia, córka wielkiego boga Posejdona!

ODYSEUSZ [ostrożnie]:
- Jak miło... A matka, eee... Z rodu Antygona Jednookiego?

CYKLOPKA POLIFEMIA [dumnie]:
- To moje trzecie, jasnowidzące oko! Służyło mi tak dobrze, że pozostałe dwa zarosły. Bo ja, trzeba ci wiedzieć, jestem wróżbiarką.

ODYSEUSZ [tłumiąc śmiech]
– To bardzo ładnie... A ja jestem potężnym alchemikiem.

CYKLOPKA POLIFEMIA [obojętnie]
– Tak? No, nieważne. Teraz cię zwiążę, a rano będę wróżyć z twoich wnętrzności.

ODYSEUSZ [już mu nie do śmiechu]
– Co?!

CYKLOPKA POLIFEMIA:
– Bo widzisz, z kart i ze szklanych kuli jakieś dziwne wróżby mi ostatnio wychodzą... Najwyższy czas się przerzucić na coś bardziej konkretnego, a przecież nie będę wróżyła z moich baranków. Moje oko mówiło mi, że się pojawisz, no i proszę. Zaraz rano pójdziesz pod nóż, a ja sobie powróżę z twoich dymiących trzewi. [Macha ręką, Odyseusz nie może się ruszyć, jest jak spe...sparaliżowany.] No. To mówiłeś, że jak się nazywasz?

Odyseusz [gorączkowo próbuje wymyślić jakiś fortel i zagadać Cyklopkę]:
- Twoje trzecie oko ci nie powiedziało?!

CYKLOPKA POLIFEMIA [obrażona]:
- Jak nie będziesz uprzejmy, powróżę sobie z twoich wnętrzności już teraz, a wtedy będzie bardziej bolało, bo już ciemno.

ODYSEUSZ [nie chce się przedstawiać, ale jakoś nie może wymyślić przekonywującej ksywki, bo coś mu zaćmiło słynną przebiegłość – czuje się jak prawie bezgłowy.]
– Eee... Nick.

CYKLOPKA POLIFEMIA:
- Nikt? Śmieszne imię. Dobrze, siedź cicho, a ja sobie pomaluję rzęsy na noc, na wypadek gdyby mi się przyśnił jakiś przystojny heros.

ODYSEUSZ [błysk w oku]:
- Taak... A nie napiłabyś się czegoś? Bo wiesz, mam akurat taki doskonały napój, parzy się go z liści, z których potem można wyśmienicie wróżyć...

CYKLOPKA POLIFEMIA [zainteresowana]:
– Żartujesz?

ODYSEUSZ:
- Gdzież bym śmiał... Mam tu przy sobie specjalną mieszankę ziół, nazywa się to herbata [mroczny, aksamitny, kuszący głos.] Wspominałem Ci chyba, że jestem alchemikiem? I kiedy się już wypije ten napar, zostają fusy, z których można wywróżyć wszystko, co się chce...

CYKLOPKA POLIFEMIA [podekscytowana, uwalnia Odyseusza]:
- Przygotuj mi tę herbatę, zobaczymy co to warte. Jeśli wywróży mi łaskę Afrodyty, może jutro ogłuszę cię przed wyciągnięciem wnętrzności.

ODYSEUSZ [patrzy spode łba, ale nic nie mówi, szykuje Cyklopce herbatę, nalewa do filiżanek, wypijają, podstawia jej fusy, wysłuchuje wróżb.]

CYKLOPKA POLIFEMIA:
- Ooooo! Widzę, widzę! Na Apollina Pytyjskiego! Cóż za widoki! Widzę pojedynek herosów! Cóż za nierówne starcie! Jeden z nich to dziecię prawie, jako Herkules, co był dziecięciem, gdy łeb urwał hydrze, nie, to wąż był... Ale ten młody chuderlawy jakiś... Czarne włosy... Zielone oczy... Aaa! Ma znak! Znak Zeusa na czole, znak błyskawicy!

ODYSEUSZ [wyrywa Cyklopce filiżankę, ciska ją do kominka]
– Ta już się zużyła, zaparzę ci świeżą.

CYKLOPKA POLIFEMIA [lekko zdziwiona]
– Dobrze, jak tam sobie pragniesz...

[Po wielu filiżankach herbaty i baardzo wielu wróżbach Cyklopka zasypia zmęczona, zapominając unieruchomić więźnia. Przemyślny Odyseusz za pomocą jej tuszu do rzęs i fusów z herbaty zmieszanych z sadzą z kominka zakleja jej trzecie oko]

CYKLOPKA POLIFEMIA [drze się]:
- AAAAAA! Ratunku!!

CYKLOPI Z WYSPY CYKLOPÓW [zza drzwi]:
- A czego tam znowu?

CYKLOPKA POLIFEMIA:
- Krzywdę mi robi!

CYKLOPI Z WYSPY CYKLOPÓW:
- Kto?!

CYKLOPKA POLIFEMIA:
- Nikt!

CYKLOPI Z WYSPY CYKLOPÓW:
- Znowu ma zwidy.
[idą sobie.]

[Rankiem oślepiona Cyklopka, nie mogąc nigdzie złapać wymykającego się jak wąż Odyseusza, otwiera w końcu drzwi, żeby wypuścić baranki na spacer. Odyseusz przestaje ignorować baranki – chowa się pod brzuchem jednego i ucieka cyklopce. Atena w iście magiczny sposób przenosi go na następną wyspę.]




AKT CZWARTY: WYSPA KIRKE

[Odyseusz trafia na wybrzeże wyspy, gdzie siedzi już grupka Przypadkowych Podróżnych: szczupły blondynek o ulizanych włosach i bladoniebieskich oczach oraz jego dwóch napakowanych, gorylowatych towarzyszy]

ODYSEUSZ:
- Witajcie, Podróżni. Cóż to za wyspa i kto ją zamieszkuje?

PRZYPADKOWI PODRÓŻNI[patrz: szczupły blondynek]:
- Zamierzamy się właśnie wybrać na rekonesans, ale nie chcieliśmy się rozdzielać. Jeśli byłbyś łaskaw, nieznajomy panie, poczekać tu i popilnować naszego obozowiska, wrócimy i zdamy ci relację.

ODYSEUSZ [łaskawie]:
- Poczekam.

[czas mija, Odyseusz czeka.]

PRZYPADKOWI PODRÓŻNI [nie wracają, wraca jedynie szczupły blondynek, w stanie tak niezwykłego wzburzenia, że aż się rozczochrał]:
- O bogowie! Cóż za przeżycie! Cudem uszedłem! [gwałtownie łapie powietrze, chwyta się za klatkę piersiową]

Odyseusz [ze stoickim spokojem unosi jedną brew]
– Gwałcą?

PRZYPADKOWY PODRÓŻNY [z żalem]
– Niee...

ODYSEUSZ [surowo]:
– Więc?

PRZYPADKOWY PODRÓŻNY:
- Ta wyspa to mieszkanie straszliwej wiedźmy! Poszliśmy, niczego złego się nie spodziewając, znaleźliśmy piękny dom, wypełniony śpiewem, tańcem i luksusem – wszędzie panny o urodzie nimf tkające czy usługujące. Mnie już coś zaczęło zgrzytać, więc trzymałem się z tyłu. Pani domu poderwała się od krosien i zaprasza nas do stołu, pociągnęła moich towarzyszy, ja wymknąłem się ukradkiem i podglądałem przez okno. Patrzę – a ona, ledwo biedacy zjedli, wyciągnęła różdżkę, podotykała ich i zamieniła w świnie!

ODYSEUSZ [poruszony]
– Świnie! Lochy!

PRZYPADKOWY PODRÓŻNY:
- Toż mówię! Uciekłem stamtąd, żeby i mnie nie przemieniła w jakąś poczwarę [nerwowo przyczesuje włosy]. Całkiem nie wiem, co teraz robić!

ODYSEUSZ [podejmuje męską decyzję]:
- Pójdę i rozprawię się z tą wiedźmą. [Idzie.]

[Odyseusz idzie przez Wyspę Kirke, spotyka Hermesa]

HERMES[czarne włosy, czarne oczy, patrzy na Odyseusza z wyraźnym obrzydzeniem]
- Jedna z moich sióstr ci to przysyła, ona ma bzika na punkcie zielarstwa... Masz to wąchać, żeby ci te smakołyki u Kirke nie zaszkodziły. [Wciska Odyseuszowi kwiatuszek o białych płatkach i znika]

ODYSEUSZ [otrząsa się z niesmakiem]
– Może być sobie bogiem, ale ja nadal twierdzę, że to zwykły kundel. [Idzie dalej.]

[Odyseusz dociera do domostwa Kirke, gospodyni wychodzi mu naprzeciw.]

KIRKE [grube, lśniące, ciemne włosy, ciężkie powieki i długie rzęsy, uwodzicielski uśmiech]
– Ach, witaj, drogi gościu...

ODYSEUSZ [z uśmieszkiem, kwiatek skryty w zanadrzu]
– Witaj, droga gospodyni...

KIRKE:
- Zapraszam do mojego domu, wypoczniesz, zjesz coś... Z pewnością jesteś zmęczony? Chodź do stołu...

ODYSEUSZ
– Ależ idę, idę...

[siadają przy stole – Odyseusz je, wąchając ukradkiem magiczny kwiatek, Kirke siedzi, popatrując ukradkiem na Odyseusza]

KIRKE [słodko jak panna młoda]:
- Już zjadłeś?

ODYSEUSZ [błogo jak nowożeniec]
– Ach, było pyszne!

[Kirke wyciąga różdżkę i rzuca się, żeby podotykać Odyseusza. Odyseusz nie reaguje na dotykanie. Kirke nie posiada się z oburzenia.

KIRKE [nie posiadając się z oburzenia]
– Jak śmiesz, nędzniku, nie reagować na mój czar? Masz się natychmiast stać dziką bestią, czy tam innym zwierzakiem!

ODYSEUSZ [złośliwie]
– A juści!
[Wyciąga miecz i rzuca się na Kirke]
– Już ja ci pokażę dziką bestię, wiedźmo! Jakem Przemyślny Odyseusz, zaraz cię zabiję.

KIRKE [błagalnie]
– Nie, panie, nie zabijaj! Nie karaj twojej wiernej sługi! Zrobię wszystko, co zechcesz!

ODYSEUSZ [z błyskiem w oku]:
- Skoro tak, użyj swoich czarów, żeby mnie odesłać na Itakę.

KIRKE:
- Tego uczynić nie mogę, Posejdon Ziemiątrzęsący zatopiłby moją wyspę, ale mogę przynajmniej wyprawić cię w dalszą drogę i dać ci dobrą radę: powinieneś iść do Hadesu.

ODYSEUSZ:
- Innymi słowy: idź do diabła. Świetna rada.

KIRKE:
- Słuchaj jak mówię: Pójdź do Hadesu i wywołaj duszę wieszczka Tejrezjasza, aby ci dał wskazówki co do dalszej podróży, żebyś nie szedł na ślepo.

ODYSEUSZ [cofa miecz]
– To już lepsza rada. Odczaruj tych wszystkich idiotów i wypuść, a mnie przenieś gdzie trzeba.

KIRKE [macha różdżką za siebie]
– Odczarowani i wypuszczeni. Ale ty... może zostaniesz na kolacji?

ODYSEUSZ
– Skoro już jesteśmy przyjaciółmi...


*Alohomora - wymyślona przez Autorkę grecka magiczna inkantacja magicznie zamykająca drzwi. Źródłosłów: alohos - "wspólnica łoża, małżonka, żona"; mora - "oddział większy piechoty spartańskiej".

AKT PIĄTY: PODZIEMNE WŁADZTWO HADESA

SCENA PIERWSZA: DUSZA AJASA

ODYSEUSZ [dzięki czarom Kirke trafia wprost na właściwe miejsce, jeszcze poprawiając na sobie szaty po... zwiedzaniu jej rozległego domostwa]:
- Bądźcie pozdrowieni, Hadesie i Persefono, ja tylko na moment, mam interes do jednego ze zmarłych. [zabija przyniesionego ze sobą baranka, leje miód, mleko, wino, wodę, sypie mąkę, dla pewności dolewa Og... ogromnie mocnego spirytusu.]
– Taka ofiara i umarłego by zbudziła.

DUSZA AJASA [ektoplazmatyczna postać, cała schlapana srebrzystą krwią, patrzy na Odyseusza spode łba]:
– Phi. [Oddala się na stronę, skąd nadal spogląda złowrogim wzrokiem.]

ODYSEUSZ [wzdycha]:
– A ty wciąż gniewasz się na mnie, nawet w krainie Hadesa, Krwawy... Krwawy Telamonido? Wszakże zbroja po Achillesie została mi przyznana wyrokiem wszystkich wodzów trojańskich, a teraz i tak diabli ją wzięli, po tych wszystkich moich tułaczkach... Nie trzeba było się rzucać na własny miecz.

DUSZA AJASA [posępnieje jeszcze bardziej]:
– Phi.

ODYSEUSZ [pocieszająco]:
– Tak, wiem, to był miecz Hektora...Ach, ten Hektor... No nic, nie mam teraz czasu na wspominki, czekam na Tejrezjasza.

DUSZA AJASA [ponuro]:
– Phi. [Oddala się w mroki Erebu.]


SCENA DRUGA: DUSZA AGAMEMNONA


DUSZA AGAMEMNONA [ektoplazmatyczna postać, głowa zwisa mu gdzieś z ramienia na ostatnim niedociętym calu skóry]:
– Bądź pozdrowiony, przemyślny Odyseuszu! Co tu robisz?!

ODYSEUSZ [zdumiony]:
- Co ja tu robię?! Co ty tu robisz! Dopiero co żegnałem cię żywego! No, może to i było z rok temu, ale mimo wszystko...

DUSZA AGAMEMNONA [załamuje ręce]:
- Ech, przyjacielu... Szkoda mówić... Wróciłem szczęśliwie do domu, do złotych Myken, powitała mnie stęskniona żonka, zastawiła ucztę, przygotowała kąpiel *), po czym zaraz kiedy się zanurzyłem w różowej piance, przyszła i zarąbała mnie w wannie, odrąbała mi głowę!

ODYSEUSZ [sentencjonalnie]
– Zawsze powtarzałem, że kąpiele w piance szkodzą...

DUSZA AGAMEMNONA [patrzy spode łba na włosy Odyseusza]
– Widać, że się ich wystrzegasz. Zdrowo, bardzo zdrowo, tfu. Lepiej się spiesz do domu, bo możesz odkryć, że i twoja żona sobie uwiła radosne gniazdko z twoim przyrodnim bratem.

ODYSEUSZ [uśmiechając się tajemniczo]:
– Nie ma obawy. Moja wierna Penelopa mnie nie zdradzi. I nie mam przyrodniego brata.

DUSZA AGAMEMNONA [z pobłażliwym uśmieszkiem]
– Odyseuszu. Przejrzyj na oczy. KAŻDY z nas ma przyrodnich braci.

ODYSEUSZ [nadal uśmiechając się tajemniczo]
– Ja nie. Ja jestem niepowtarzalny... I nie przesadzaj z tym zarąbaniem, głowę masz wciąż poniekąd na karku.

DUSZA AGAMEMNONA [wściekle]
– Nie przypominaj mi! [oddala się z taką furią, że aż głowa za nim powiewa.]


SCENA TRZECIA: DUSZA TEJREZJASZA


DUSZA TEJREZJASZA [budzi się, wypełza z mroków Erebu. Srebrzysta, ektoplazmatyczna postać młodego mężczyzny o ciemnych, rozczochranych włosach, zawadiackim uśmieszku, z okularami na nosie. Odyseusz doznaje szczękościsku, ale milczące wsparcie Hadesa w postaci mrocznych fluidów napływających z okolic Znaku pozwala mu zachować spokój. Dusza Tejrezjasza szczerzy się bezczelnie.]
– Jestem, jestem... Czekaj, ino sobie łyknę... [łyka sobie, starannie omijając mąkę]. To już ci przepowiadam... Źle się podzieje w państwie itackim, ruja i poróbstwo. Zgraja łachudrów się zleci, rozpowiedzą, żeś już dawno cieniem w Hadesie, na dobrach twoich żerować będą, o rękę twojej żony się starać, rządzić się jak zechcą, co wieczór na rożnach piec dorodne lochy...

ODYSEUSZ [wściekły]:
- Żywa dusza nie ujdzie! Wszystkich wymorduję!

DUSZA TEJREZJASZA:
- A czy ja mówię, że nie? No. To idź.

ODYSEUSZ [zdziwiony]
– Ty gry... gryzący piach oszuście! A wskazówki na drogę?

DUSZA TEJREZJASZA:
- A Kirke ci nie powiedziała? To wróć na jej wyspę, niech ci powie.

ODYSEUSZ [unosi jedną brew]
– Jakoś mi nie powiedziała... Ale dobrze. Spadaj, duszo potępiona.
[Myzia Znak, pojawia się Atena, przenosi go na Wyspę Kirke.]



AKT SZÓSTY: WYSPA KIRKE

ODYSEUSZ [surowo]:
- Witaj ponownie.

KIRKE [niewinnie]:
- Witaj, miły gościu. Czyżbyś o czymś zapomniał?

ODYSEUSZ [coraz bardziej surowo]:
- Nie, to ty zapomniałaś udzielić mi wskazówek na podróż.

KIRKE [klepiąc się dłonią w czoło]:
- Aaa, no tak... To roztargnienie... Ale może najpierw się odświeżysz?

ODYSEUSZ [ nie surowo]
– Może...

[nieco... Jakiś czas później]

KIRKE:
- Więc tak: następny przystanek na twojej drodze to bliźniacze wyspy, a właściwie bliźniacze skały, na których zamieszkują Skylla i Charybda, potworne potwory. Jednej z nich możesz umknąć, ale o drugą musisz zahaczyć, niestety, i nawet moje czary cię przed tym nie obronią, mhmmm...

ODYSEUSZ [leniwie]
– Mów dalej, mów...

KIRKE
– Taaak, o czym to ja... A, Charybda to straszliwa wampirzyca, która z każdego, kto trafi na jej wyspę, wysysa całą krew, a potem ją wypluwa, bez sensu; potwornie, powiadam, ale bez sensu.

ODYSEUSZ [leniwie]:
- Racja...

KIRKE:
- Taaak, więc, tego, mhmmmm, mrrrrrau, kkhmmm, Skylla z kolei to dzika bestia niesłychanie, porwie na tobie ubranie, i kiedy cię dopadnie, krzywdę ci zrobi snadnie, ja coś czuję, że rymuję.

ODYSEUSZ [rozbawiony]
– To całkiem miłe...

KIRKE [z żalem]:
- Nie, nie, ty źle na mnie wpływasz, Odyseuszu. Idź już lepiej. Masz swoją żonę i swoje lochy na Itace, a ja jestem złą wiedźmą i służę czerwonookiemu Hadesowi.

Odyseusz [z pełnym zrozumieniem]:
- Racja...

KIRKE:
- No.

ODYSEUSZ [ z pełnym poparciem]:
- Trafiłaś w sedno.

KIRKE:
- Aha.

[Nieco później]

ODYSEUSZ:
- Tak sobie myślę, teraz już nie ma sensu się na noc wyprawiać, rano mnie spokojnie do tej Skylli i Charybdy wyekspediujesz...

KIRKE:
- Aaaha...



AKT SIÓDMY: SKYLLA I CHARYBDA, A ZWŁASZCZA SKYLLA.

ODYSEUSZ [czary Kirke zawieszają go na moment nad dwiema bliźniaczymi skałami. Zezuje ku lewej – bynajmniej nie ma zamiaru pozwolić się wyssać z krwi, a potem jeszcze wypluć. Decyduje się więc na zawarcie bliższej znajomości ze Skyllą.]
– No dobrze, niech będzie ta porywająca potwora... [ląduje na prawej skale, rozgląda się.]

SKYLLA [wyłazi z jaskini,wygląda jak wielka, blada ropucha, jest przysadzista, ma dużą, obwisłą twarz, szyję krótką jak wuj... wujenka Meduza po dekapitacji i bardzo szerokie usta. Oczy ma wielkie, okrągłe i lekko wyłupiaste. Nawet czarna aksamitna kokardka, przypięta na czubku głowy do jej krótkich, kędzierzawych włosów, przywodzi na myśl wielką muchę, którą ma właśnie schwytać swym długim, lepkim językiem.]
– Yhm, yhm!! [chrząka głośno, następnie odzywa się piskliwym, dziewczęcym głosikiem]: Jak miło widzieć takiego ślicznego chłopaczka na mojej wyspie! [rzuca się na Odyseusza]

ODYSEUSZ [odrzuca go]:
- Nie jestem śliczny, i to z wyboru!

SKYLLA:
- Yhm, yhm! [porywa szatę wierzchnią Odyseusza]:

ODYSEUSZ [broni się jak może]:
– Nie dostaniesz mnie, potworo!

ATENA [z chmurki]:
– Pozwolimy jej to zrobić?!

POSEJDON [z tej samej chmurki, wrednie]:
– Pozwolimy!

SKYLLA
– Yhm, yhm! [porywa szatę spodnią Odyseusza]:

ODYSEUSZ [walczy jak Dafnis z Apollinem]:
– Nie poddam się, potworzyco!

ZEUS [z tej samej chmurki]:
– Bracie, nawet ty nie jesteś tak na niego zawzięty, nie możemy na to pozwolić.

HERMES [z tej samej chmurki]:
- Możemy! Możemy!

SKYLLA:
- Yhm! Yhm! [porywa spodnie Odyseusza]

ODYSEUSZ [nadal się broni]:
– To... jest... wymuszenie!

HADES [wychodzi z chmurki, http://crazy4cinema.com/Actor/imgs/fiennes1.jpg <– o, taki, tylko z czarnymi włosami i czerwonymi oczami.]:
– Precz od mego sługi, płazie nieczysty! Nosi mój Znak, więc należy do mnie, a ja dbam o to, co moje.

SKYLLA [piskliwie]:
– Ja sobie wypraszam! To wbrew zarządzeniom! Mam prawo do porywania!

ZEUS [ z chmurki]:
- JEGO Znak?! Jego Znak?! To był mój Znak!

ATENA [z chmurki, z przekąsem]:
– Nie trzeba było dorabiać czaszki... Daj już spokój tatku, grunt, że go stamtąd wyciągnie.

POSEJDON[dąsa się]:
- Phi...

HERMES[dąsa się]:
– Phi...

SKYLLA:
- Yhm, Yhm!!! [ucieka do jaskini z wierzchnią szatą Odyseusza, spodnią szatą Odyseusza i spodniami Odyseusza.]

ODYSEUSZ [lekko niespokojny]:
- Dzięki Ci, o Czerwonooki Hadesie, za ratunek...

HADES:
- Sługo zły i gnuśny! Ty mi teraz nie dziękuj! Było o mnie wcześniej myśleć, a ty się tylko do Zeusa przymilałeś, do tego długobrodego miłośnika szl.... szlicznych czudżych żoneczek. Powinienem cię teraz cerberem poszczuć i strącić na dno Tartaru, założyłbyś sobie z Syzyfem spółkę Z.O.O! Będę dla ciebie łaskawy tym razem, ale jeśli jeszcze raz zaniedbasz ofiar dla mnie, to zobaczysz, czym jest gniew Czarnego... eee... Czarnego Królestwa Władcy!

ODYSEUSZ [ z ulgą wielką]:
– O dzięki ci, Panie, nie zaniedbam!

[Hades strzela palcami i przenosi Odyseusza na następny etap wędrówki…]



AKT ÓSMY: WYSPA KALYPSO

ODYSEUSZ [ląduje na wyspie w samej bieliźnie]:
– Co tym razem? Tłum olbrzymów – gwałcicieli? Włochate pająki?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin