Szlemik - irytek jz.doc

(55 KB) Pobierz

 

Szlemik



- Kretyn!!! - darł się wysoki chłopak w aurorskiej szacie, dźgając palcem leżącą na stole dziesiątkę pik. - Debil!!! Idiota!!! Oby cię szlag trafił i wszelki pomiot twój!
- Kurna, Zabini, o co ci, chodzi?! - warknął jego partner. Miał wyraźny irlandzki akcent. - Sam przecież...
- O co mi chodzi, Finnigan?! - Blaise Zabini z wściekłością wyrzucił na stół blotkę. - Dałeś Potterowi dojście do ręki, patafianie jeden w mordę kopany! O to mi chodzi!
- Panowie, pozabijacie się przy innej okazji - radośnie wyszczerzył zęby rozgrywający, rozczochrany brunet w drucianych okularach. - Chyba nie ma sensu dalej tego grać? Dwie bierzecie na trefle, reszta dla mnie. Wychodzi równo swoje. Zabini, rozdawaj!
Burzliwa wymiana zdań nie wzbudziła najmniejszego zainteresowania przy sąsiednich stolikach. Odkąd Osy opanowała brydżowa mania, podobne wybuchy były w Poczekalni na porządku dziennym. Zwłaszcza, że na ogół grywano "z zainteresowaniem", a typową stawką był wiklinowy trójpak Sakramencko Mocnego Kremowego za jeden duży punkt - wystarczająco wysoko, by wzbudzić odpowiednie namiętności.
"Poczekalnia" nie była określeniem oficjalnym. W urzędowej nomenklaturze Odwodowych Sił Aurorskich pomieszczenie nazywano Pokojem Patroli Dyżurnych, ale żadna z Os nigdy tak nie mówiła, tak samo jak nie używano słowa "patrol", nie wiedzieć czemu zastępując go z mugolska brzmiącą "załogą". Nawet przełożeni machnęli w końcu na to ręką i "załogi" zaczęły pojawiać się w rozkazach dziennych i na grafikach dyżurów.
Poczekalnia była dość sporym pomieszczeniem na bazie wydłużonego prostokąta. Na jednej z dłuższych ścian znajdowały się drzwi, na przeciwległej - cztery wysokie, gotyckie okna, wychodzące na iluzję zalanej słońcem (niezależnie od pory dnia i roku) ukwieconej łąki, na której pasły się owce. Widok ów był efektem wytężonej pracy sztabu magopsychologów i miał za zadanie koić aurorskie nerwy, nadszarpnięte w licznych akcjach bojowych. Koił na tyle dobrze, że już po paru dniach rozsierdzone Osy pozaklejały szyby plakatami.
Plakaty wisiały zresztą dosłownie wszędzie i były najrozmaitsze - mugolskie i czarodziejskie, współczesne i bardzo stare. Nieruchomy poster z Marylin Monroe wisiał obok podobizny Padmy Patil, muzycznego odkrycia ostatniego sezonu. Wydrukowane staroświecką czcionką ostrzeżenie "Bacz tedy warzycielu młody, by zawżdy wlewać elyksir do wody!", zilustrowane drzeworytem czarodzieja, któremu wybuch kociołka urywa głowę, sąsiadowało z metalową tabliczką "Energetyku pamiętaj - przed wejściem na pole odłącz zasilanie", opatrzoną równie sugestywnym rysunkiem wykrzywionego w konwulsji kościotrupa w kasku. Osobną grupę stanowiły plakaty z czasów Drugiej Wojny Mugolskiej. Największy z nich przedstawiał kilku roześmianych młodych mężczyzn, leżących i siedzących w cieniu skrzydła ogromnego Liberatora B24. Nietrudno było spostrzec, że wielu odpoczywających w Poczekalni aurorów przyjęło tę samą pozę starannie wystudiowanej nonszalancji, co mugolscy lotnicy na zdjęciu.
- Trefl - ogłosił Zabini po dłuższej kontemplacji swoich kart.
- Paaas - jęknął Potter.
- Dwa bez atu! - zapowiedział stanowczo Finnigan.
- Sypnęło im - mruknął ponuro Weasley. - Pas!
Dalsza licytacja potoczyła się bardzo szybko przy akompaniamencie zgodnych pasów przeciwników.
- Sześć bez atu - ogłosił wreszcie Finnigan.
Weasley spasował.
- Co, nie kontrujecie? - spytał szyderczo Zabini.
Potter poderwał głowę znad kart.
- Jasne że tak, Zabini! Kontra!
- Niedoczekanie twoje - roześmiał się Seamus. - Pas!
Dwa kolejne pasy zakończyły licytację.
- Słuchajcie, u Pottera grają szlemika z kontrą! - krzyknął na całą salę któryś z przypatrujących się gapiów.
W mgnieniu oka przy ich stoliku zebrał się spory tłumek. Szlemiki nie zdarzały się codziennie, a szlemik bez atu z kontrą był już prawdziwym rarytasem.
- Co to, kurna olek, cyrk przyjechał?! - Finnigan, który miał rozgrywać, spojrzał mało życzliwie w stronę zaglądających mu w karty kibiców. - Złazić mi z pleców, i to już! Weasley, wychodzisz.
Weasley zawistował trójką trefl. Zabini wyłożył stolik i w tym momencie rozległ się przeraźliwy dźwięk syreny.
- No nie, akurat teraz?! - jęknął Blaise. - Które załogi?
- Załogi F i G, alarm czerwony, sala deportacyjna numer siedem! Załogi F i G, alarm czerwony, sala deportacyjna numer siedem! - zabrzmiało w Poczekalni.
- Różdżki im w rzyć! Nie dadzą człowiekowi spokojnie pograć!
- Co się Zabini łamiesz, wrócimy, to skończymy - powiedział uspokajająco Potter, pośpiesznie oddzierając z kartki, na której prowadzili zapis, trzy wąskie paski. Złożył wszystkie karty razem, przekładając je skrawkami papieru, a potem schował do pudełka, które wrzucił do kieszeni szaty.
- Lecimy, bo zaczną bez nas!
- Tylko macie wrócić, zrozumiano?! - krzyknął za nimi Finnigan, który był w załodze E i jako jedyny z całej czwórki zostawał. - Żeby mi tam który kity nie odwalił! I nie zgubić kart! Ten szlemik wychodzi z palcem!
- Poucz się trochę przez ten czas, bo inaczej to ci wyjdzie, ale bokiem! - odciął się Weasley, pędząc w stronę drzwi.
Do sali deportacyjnej numer siedem wpadli jako ostatni. Odprawa już się zaczęła.
- ...wygląda na prostą - mówił oficer dyżurny, starszy przewodnik Dawglish, rozwijając ogromną mapę. - Posterunek aurorski w Leeds otrzymał cynk, że w pewnej willi, pięć mil od miasta - wskazał na mapę, na której zapalił się czerwony punkcik - uprawiane są praktyki czarnomagiczne. Ponieważ w Leeds jest tylko dwóch aurorów, bardzo rozsądnie nie próbowali wkraczać tam sami, tylko posłali do centrali po posiłki. Naszym zadaniem będzie...
- Dałeś się podpuścić, Potter - wyszeptał Zabini. - Z tą kontrą. Finnigan to ugra.
- Ja, podpuścić?! Wszystko dokładnie obmyśliłem!
- Buhahaha!
- Jakbym nie był pewny, że nie ugra, to bym nie kontrował!
- Buhahaha po raz drugi!
- ...od strony zachodniej. Druga dwójka z załogi F zajmie pozycję na skraju moczarów, tuż przy murze. Załoga G uderzy od frontu. Proszę pamiętać, że zgodnie z wytycznymi Ministerstwa...
- Mamy praktycznie wszystko górą - wyszeptał znów Blaise.
- I co jeszcze, Zabini?!
- Jedną wam oddajemy. Reszta nasza.
- ...w miarę możliwości wziąć przeciwnika żywcem. Wywiadowco Zabini, czy ja wam przypadkiem nie przeszkadzam?
- Bardzo przepraszam, panie przewodniku! - odpowiedział szybko Zabini, a kiedy oficer przestał na niego patrzeć, dodał ledwie słyszanym szeptem - nie przypadkiem.
- Po dokonaniu aresztowania - kontynuował Dawglish - załoga G zabezpiecza znajdujące się na terenie posiadłości czarnomagiczne artefakty. Musicie mieć na uwadze, że mogą to być nawet artefakty klasy B. Klasy A raczej się nie spodziewamy, ale gdybyście na coś takiego trafili...
- Przerżniecie - szepnął kątem ust Potter.
- Niedoczekanie. Mamy kartę jak drut!
- Drutem kiepsko się gra, Zabini!
- ...do bazy. Miejscowi aurorzy dołączą do nas w punkcie aportacji. Akcją pokieruję osobiście. Czy są jakieś pytania? - zakończył oficer, zwijając różdżką mapę.
Potter i Zabini spojrzeli na siebie i jednocześnie wzruszyli ramionami.

***

- Zaraz nas tu trafi szlag! - krzyknął Weasley.
Kolejna niekontrolowana klątwa eksplodowała tuż nad ich głowami, rozpryskując na wszystkie strony miliardy iskier. Grunt dygotał. Rozpaczliwie kulili się w niewielkim dole na kompost, stanowiącym ich jedyną ochronę przed latającymi na wszystkie strony jaskrawymi promieniami, z których każdy miał w sobie energię kilku Avad.
Z początku nic nie zapowiadało horroru. Bez większych problemów wdarli się do willi, w duchu naśmiewając się z pozakładanych tam zaklęć ochronnych. Dwaj przebywający w środku czarnoksiężnicy byli tak zaskoczeni atakiem, że nawet nie próbowali się bronić. Załoga F od razu deportowała się z nimi do Centrali, a G zaczęła metodycznie przetrząsać dom, katalogując znalezione artefakty. Wbrew przewidywaniom Dawglisha była to ledwie klasa C - coś, z czym bez trudu poradziłby sobie każdy student trzeciego roku. I to prawdopodobnie uśpiło ich czujność.
Trudno powiedzieć, kto i w jaki sposób uaktywnił ukrytą kaskadową klątwę. Dość, że w mgnieniu oka w budynku rozpętało się piekło. Kolejne stopnie zaklęcia odpalały w kilkunastosekundowych odstępach i nim zorientowali się, że doszło do reakcji łańcuchowej, było już za późno. Zdążyli wybiec z domu na chwilę przed tym, jak pochłonęła go rozszerzająca się purpurowo-błękitna kula, wewnątrz której z przestrzenią i czasem działy się rzeczy, jeżące włos na głowie najbardziej nawet odpornemu mugolskiemu fizykowi.
- Nie trafi! - powiedział pewnym siebie głosem Zabini, ale tej pewności nie było w jego oczach. - Kto skończy za nas szlemika?!
Potter zaryzykował i na ułamek sekundy wystawił głowę z dziury. Rozdymający się czarnomagiczny bąbel prawie już dotarł do ich prowizorycznego okopu. Klątwy świstały nad głowami.
- Obawiam się, że Weasley ma rację - zawyrokował, starając się, żeby brzmiało to możliwie zdawkowo. - Ten syf jest tuż-tuż. A wyjść stąd też nie bardzo, bo...
Potężne wysokomagiczne wyładowanie trafiło w stojący obok rozłożysty dąb i rozdarło go na strzępy, jak gdyby był zrobiony z papier-mache.
- Ciekawe, co z pozostałą trójką?! - wydyszał Weasley, otrzepując twarz z popiołu. - Widzieliście, gdzie pobiegli?
- Gdzieś w drugą stronę! I tak diabli ich wezmą tak samo jak nas!
- Niekoniecznie! Tam jest parów, byliby zasłonięci przed tym gównem!
- To przynajmniej ktoś z załogi G przeżyje! - zauważył Potter. - Pocieszające, nie?!
- Jak cholera! Szkoda, że nie my!
- No, szkoda! Wiesz co, Zabini? Fajny był z ciebie kumpel, mimo że Ślizgon.
- No więc, tego... wy też byliście w porzo - przyznał Zabini. - Mimo że Gryfiaki.
- Miło było was poznać - dodał Weasley.
- Cholera, taka gra się zmarnuje - westchnął Zabini.
- Nie masz czego żałować. I tak byście nie ugrali...
Bąbel dotarł już do skraju zagłębienia. Znajdujące się na jego granicy ziarenka piasku powoli zapadały się w niebyt. W oczach aurorów odbijał się pupurowy blask...
- CHŁOPAKI!!! Tędy! Wiejcie!!!
Odwrócili się jak na komendę. Kilkanaście osób - rozpoznali wśród nich trzech pozostałych członków załogi G, a także kompletne F i B - powoli czołgało się z uniesionymi w górę różdżkami. Nad nimi jaśniała zielonkawa poświata tarczy ochronnej. Rozszalałe zaklęcia odbijały się od niej niczym tłuczki od pałek pałkarzy.
- Szybko! - krzyknął Dawglish. - Chodźcie w naszą stronę, tylko łbów za wysoko nie podnoście! Pole ochronne rozciąga się tylko dwie stopy nad ziemią!
Kolejno wygramolili się z dołu i ruszyli w stronę odsieczy.
- Ale odjazd! - wyszeptał Jones z załogi B, kiedy podczołgali się do niego. - Spadamy, nic tu po nas, ten szajs musi się sam wypalić! Łamacze klątw będą tylko pilnować, żeby się zbytnio nie rozhajcowało.
Potter zatrzymał się nagle i zaczął macać się po szacie na piersi.
- Kurwa! Zgubiłem w tej dziurze karty!
- Co robisz, kretynie?! - wrzasnął Weasley, ale Potter odwrócił się i poczołgał z powrotem do wykopu.
- Potter!!! Wracaj!!! - ryknął Dawglish. - Śpieszy ci się na tamten świat?!
Harry wśligznął się do dziury i zniknął im z oczu. Purpurowy bąbel pochłonął już większą jej część, wydawało się niemożliwe, by mógł zmieścić się tam człowiek.
- Panie przewodniku, może ja po niego... - zaczął Zabini, gdy upłynęło kilkanaście sekund, a Potter nie wychodził.
- Siedź na dupie! - warknął Dawglish.
Potter pojawił się z powrotem. Dymiła mu na plecach szata, ale poza tym nie wyglądało, by odniósł jakieś obrażenia. Chwilę później cały wykop zniknął w bąblu.
- Potter! Co to, kurwa, było?! - rozdarł się Dawglish. Zabini jeszcze nigdy nie widział go tak rozwścieczonego. - Po jakiego złamanego fiuta tam wracałeś, palancie jeden?! Złożę na ciebie raport do komendanta!!! Nie myśl sobie, że...
- Przechlapane - mruknął współczująco Weasley.
Potter uśmiechnął się i poklepał po kieszeni.
- Pies go drapał. Mam karty! Zaraz spuścimy Finniganowi łomot!

***

Młodsza inspektor z Wydziału Planowania i Analiz Hermiona Granger wrzuciła dokumenty do szuflady i zapieczętowała ją zaklęciem, definitywnie kończąc kolejny dziesięciogodzinny dzień pracy. Zarzuciła torebkę na ramię i zbiegła do opustoszałego o tej porze głównego hallu. Tam zatrzymała się gwałtownie na widok trzech znajomych postaci, siedzących na ciągnącej się wzdłuż ściany długiej drewnianej ławie.
- Hej, chłopaki! - wykrzyknęła. - Co tu robicie o tej porze?! Już dawno po służbie!
- Czekamy na Finnigana - odpowiedział głucho Weasley.
- A bo? - spytała, lekko zaniepokojona jego tonem.
- A bo jeszcze nie wrócił i trochę się...
- A bo musimy dokończyć szlemika! - przerwał Potter głosem, od którego zadrżały szyby w oknach.
Hermiona uniosła brwi.
- Nie krzycz, Harry, bo nie jestem głucha. Jakiego znowu szlemika? Teraz?
- Bo, rozumiesz, wylicytowaliśmy szlemika bez atu. Z kontrą - tłumaczył Potter ze sztucznym ożywieniem w głosie, niewiele ciszej niż poprzednio. - Ja skontrowałem. Finnigan miał rozgrywać. Ale akurat odwołali nas na akcję. Umówiliśmy się, że dokończymy po powrocie.
- No i?
- No i jak wróciliśmy, to się okazało, że Finnigana też gdzieś wyniosło. Więc siedzimy tu i... i czekamy. Aż wróci, rozumiesz? Żeby dokończyć...
- Zaraz, moment - Hermiona zawahała się. - Dzisiaj były dwie interwencje, w Leeds i w Portsmouth, zgadza się? Wy byliście w Leeds, tak?
- No. A Seamus w Portsmouth.
Hermiona przygryzła wargi.
- Nie wiem czy wiecie - powiedziała ostrożnie - że załogi z Portsmouth aportowały się już cztery godziny temu?
- No właśnie - odezwał się milczący dotąd Zabini. - Ale paru chłopaków brakowało. Załogi K i J wróciły ich szukać. Też chcieliśmy lecieć, ale nam nie pozwolili. Że niby byliśmy już dziś w akcji i jesteśmy zmęczeni. No więc... no więc czekamy.

***

Głuchy dźwięk dzwonu wyrwał ich z płytkiego snu. Poderwali głowy, patrząc nieprzytomnie na siebie, a potem, niczym na komendę, skierowali spojrzenia w stronę dwóch ogromnych tablic z czarnego marmuru, zawieszonych na przeciwko wejścia.
W oficjalnej nomenklaturze nazywano to miejsce Ścianą Chwały. Lewa tablica, zatytułowana "ZAGINĘLI W AKCJI", zawierała stosunkowo niewiele nazwisk. Nad prawą, dużo większą, złote litery głosiły nie pozostawiające żadnej nadziei "POLEGLI W AKCJI".
Nieruchomym wzrokiem patrzyli, jak nazwisko "Seamus Finnigan" powoli przepływa z lewej tablicy na prawą. Dźwięki dzwonu wwiercały się w czaszkę. Trwało to całe lata, a przynajmniej tak im się wydawało.
- No i jakże to tak?... - spytał Ron, kiedy wreszcie wybrzmiało ostatnie uderzenie i zapadła świdrująca w uszach cisza. - Jakże tak? Z jednej na drugą i po wszystkim? A tego, no... - potoczył wzrokiem po przyjaciołach i dokończył bezradnie. - A nasz szlemik?
Harry wyciągnął z kieszeni bezcenne pudełko z talią. Przez chwilę przypatrywał mu się z napięciem, jakby oczekiwał, że znajdzie tam odpowiedź na zadane przed chwilą pytanie. A potem wysypał karty na stół i zaczął je tasować - powoli, metodycznie, z jakąś dziwną, posępną zaciekłością, jak gdyby od starannego wykonania tej czynności miało zależeć jego dalsze życie.

KONIEC

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin