Victoria Holt - Pocałunek Judasza.pdf

(977 KB) Pobierz
The Judas kiss
Victoria Holt
POCAŁUNEK JUDASZA
113897792.002.png
Kamienny Dwór
Miałam siedemnaście lat, gdy dowiedziałam się, że moja
siostra została zamordowana. Po raz ostatni widziałam ją
przed pięciu laty, lecz nie było dnia, bym o niej nie myślała,
nie tęskniła do jej obecności, nie opłakiwała jej odejścia z
mego życia.
Zanim wyjechała, byłyśmy sobie tak bliskie, jak tylko
mogą być sobie bliskie dwie istoty ludzkie. Młodsza o pięć lat,
szukałam w siostrze oparcia, szczególnie w okresie, kiedy po
śmierci rodziców naszym domem stał się Kamienny Dwór.
Gdy przyjechałyśmy tam sześć lat temu, nasza przeszłość
wydawała mi się rajem. „Czas zaczarował wspomnienia",
próbowała mnie pocieszać Francine, chcąc równocześnie
pokazać mi, że nie wszystko na Wyspie było idealne, a
Kamienny Dwór nie jest aż tak ponury, jakim my, nowo
przybyłe mieszkanki, go widzimy. Francine była delikatna jak
drezdeńska porcelana, ale nie znam nikogo mocniej
osadzonego w twardej rzeczywistości niż ona. Praktyczna,
zaradna, stanowcza, pogodna - doprawdy bez wad. Nigdy nie
wątpiłam, że cokolwiek postanowi - zrobi to z powodzeniem.
Dlatego poczułam się tak zdruzgotana, tak przygnębiona i
zaskoczona, gdy w kufrze ciotki Grace na strychu
Kamiennego Dworu znalazłam tę gazetę. Klęczałam,
trzymając ją w dłoniach, a litery tańczyły mi przed oczyma.
W środę rano baron Rudolph von Gruton Fuchs został
zamordowany w domku myśliwskim w swoich włościach.
Wraz z nim znaleziono jego kochankę, młodą Angielkę, której
tożsamości nie udało się dotychczas ustalić. Wiadomo jednak,
że kobieta towarzyszyła baronowi przez kilka ostatnich
tygodni przed tragedią.
Znalazłam również inny wycinek:
113897792.003.png
Ustalono tożsamość kobiety zamordowanej wraz z
baronem Fuchsem. Jest to Francine Ewell, ostatnio bliska
przyjaciółka barona.
Nieprawda! Baron był przecież jej mężem. Dokładnie
pamiętam, jak powiedziała mi, że wychodzi za mąż, jak
zmagałam się ze sobą, by odepchnąć przygnębienie wywołane
jej utratą i spróbować cieszyć się jej radością.
Klęczałam, póki nie ścierpły mi nogi i nie zaczęły boleć
kolana. Zabrałam gazety i poszłam do swojej sypialni.
Siedziałam oszołomiona, coraz dobitniej uświadamiając sobie,
jak była dla mnie ważna.
* * *
Beztroskie lata dzieciństwa spędziłyśmy na Wyspie z
uwielbianymi przez nas i uwielbiającymi nas niezwykłymi,
wspaniałymi rodzicami.
Te piękne lata skończyły się, gdy ja miałam lat jedenaście,
a Francine szesnaście. Sądzę, że nie rozumiałam, co się wokół
mnie działo. Nie zdawałam sobie sprawy z kłopotów
finansowych, z lęku o przetrwanie w czasach, gdy nikt nie
odwiedzał pracowni ojca. Nie dlatego, że nie okazywano
niepokoju, ale dlatego, że Francine zarządzała domem
zręcznie i z energią, co przyjmowaliśmy jako rzecz całkowicie
naturalną.
Nasz ojciec rzeźbił w kamieniu - przepiękne figury
Kupidyna i Psyche, Afrodyty wyłaniającej się z morskich fal,
małe syrenki, tańczące dziewczynki, dzbany i kosze pełne
kwiatów. Ludzie przychodzili i kupowali je. Matka i Francine
były jego ulubionymi modelkami. Czasami pozowałam także
ja, choć nie miałam - jak Francine czy mama - smukłości,
która tak wspaniale dawała się odtworzyć w kamieniu. Obie
były piękne. Ja przypominałam wyglądem ojca - włosy
ciemnokasztanowe, grube, proste i wiecznie nie uczesane,
zielonkawe oczy, zmieniające kolor w zależności od natężenia
113897792.004.png
światła i otaczających je barw, nos, który Francine określała
jako „bezczelny", oraz duże, „obfite" jak mawiała Francine,
usta. Matka miała baśniową urodę, odziedziczyła ją po niej
Francine: jasne, kręcone włosy, niebieskie oczy o ciemnych
rzęsach, nos na tyle duży, by można go uznać za piękny, a do
tego niezbyt wydatna górna warga, która odsłaniała wysunięte
nieznacznie ku przodowi zęby - równe i białe jak perły.
Ponadto matka miała w sobie tę niewieścią bezradność, której
mężczyźni pragną służyć, którą pragną otaczać opieką i
chronić przed troskami tego świata. Matka zdawała się czasem
potrzebować takiej opieki, Francine - nigdy.
Mijały długie, ciepłe dni - wiosłowałyśmy ku niebieskiej
lagunie i pływałyśmy w morzu. Miałyśmy nauczyciela w
osobie Antonia Farfalli, któremu zapłacono za lekcje jedną z
rzeźb ojca. „Pewnego dnia będzie warta fortunę", zapewniała
go Francine. „Musi pan tylko zaczekać, aż ojciec stanie się
sławny". Mimo swojej kruchości Francine potrafiła budzić
respekt i Antonio wierzył jej. Antonio ją uwielbiał. Zresztą
zanim przyjechałyśmy do Kamiennego Dworu, wydawało się,
że wszyscy uwielbiają Francine. Ona zaś z wdziękiem
troszczyła się o Farfallę, i chociaż nie przestawała żartować z
jego nazwiska, które po włosku oznacza motyla, a on był
najbardziej niezdarnym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek
znałyśmy, zawsze okazywała mu wiele sympatii, gdy sam
ubolewał nad swą ociężałością.
Wtedy jeszcze nie martwiłam się nieustanną chorobą
mamy, która wciąż leżała w hamaku przed domem zabawiana
rozmową. Z początku, jak opowiadał mi ojciec, niezbyt ciepło
przyjmowano nas na Wyspie. Byliśmy obcy, wszyscy inni
mieszkali tu od wieków, uprawiali winną latorośl, hodowali
jedwabniki i pracowali w kamieniołomach, skąd pochodziły
alabaster i serpentyn, używane przez ojca jako materiał
rzeźbiarski. Kiedy jednak wyspiarze zorientowali się, że
113897792.005.png
jesteśmy tacy jak oni, gotowi żyć, jak oni, przyjęli nas do
swojej społeczności. „To matka ich zawojowała", mawiał
ojciec. Mogłam to sobie bez trudu wyobrazić. Wyglądała tak
ślicznie, wiotka i zwiewna, byle podmuch mógł ją unieść w
powietrze, nie tylko chłodny i silny mistral, który wiał tu
czasami. „Z czasem zaczęli nas odwiedzać. Zostawiali przed
drzwiami drobne dary, a gdy urodziła się Francine, w domu
zaroiło się od pomocników. Tak samo było z tobą, Pippa.
Przyjęli cię równie serdecznie, jak twoją siostrę".
Zawsze mi o tym przypominano. Aż zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego to robili.
Francine z upodobaniem szperała w dziejach naszej
rodziny. Zawsze chciała wszystko wiedzieć. Interesował ją
każdy szczegół, a niewiedza drażniła.
- Podobno gdy ktoś chce wszystko wiedzieć - ostrzegał
Antonio - pewnego dnia dowie się czegoś, co okaże się dla
niego niezbyt przyjemne.
- W Anglii istnieje powiedzenie „Zgubił kota nadmiar
ciekawości" - dorzuciła Francine. - Nie jestem wprawdzie
kotem, ale z nadmiaru ciekawości nie zrezygnuję... nawet jeśli
miałoby mnie to zgubić.
Śmialiśmy się z tego, ale teraz często wracam myślą do
tamtej rozmowy.
Błogo płynęły dni na naszej Wyspie - ciepły dotyk słońca,
ostry zapach drzewa zachodnioindyjskiego i hibiskusa, cichy
szum morza, długie, leniwe dni na śródziemnomorskim
wybrzeżu, wylegiwanie się w łodzi po pływaniu, odpoczynek
przy bujającym się lekko hamaku matki, przyglądanie się
Francine zmierzającej do pracowni ojca, gdy zjawiali się
klienci. Przyjeżdżali z Ameryki i z Anglii, najczęściej jednak z
Francji i Niemiec. Z biegiem lat Francine i ja nie najgorzej
rozumiałyśmy ludzi mówiących po francusku i niemiecku.
Francine wynosiła szklaneczki z winem przybrane kwiatami
113897792.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin