Bartoszewski Wladyslaw - Warto byc przyzwoitym.pdf

(1682 KB) Pobierz
14951960 UNPDF
Władysław Bartoszewski - Warto by ć przyzwoitym
Teksty osobiste i nieosobiste
SPIS TRE Ś CI
Zamiast wst ę pu
WARTO BYC PRZYZWOITYM SZKIC DO PAMI Ę TNIKA
1. Warto by ć przyzwoitym
2. Urodzony w wolno ś ci dla Wolnego Ŝ ycia
3. Pierwsi ludzie zgin ę li we ś nie
4. Du Ŝ y nos, okulary, a wi ę c ś yd
5. Auschwitz
6. Ocali ć ś lady
7. Wobec zagłady
8. Powstanie Warszawskie — i co potem?
9. Jedziemy do O ś wi ę cimia?
10. Wpadam w zasadzk ę
11. W wi ę zieniu po raz wtóry: 1949—1954
12. Znowu?
13. Moje spotkania w RFN
14. Gdybym mógł wybra ć jeszcze raz
SZKICE Z HISTORII I WSPÓŁCZESNO Ś CI
1. Polskie Pa ń stwo Podziemne. Zarys problemu
2. Z kart wojennej słu Ŝ by Aleksandra Kami ń skiego
3. Oblicze kultury polskiej w konspiracji
4. Tajna prasa w okresie okupacji niemieckiej i jej rola w Ŝ yciu społecze ń stwa
5. Powstanie Warszawskie. Fakty - próba bilansu
6. Rozwa Ŝ ania o Powstaniu Warszawskim
7. My ś li o stosunkach polsko- Ŝ ydowskich
8. O Towarzystwie Kursów Naukowych
9. Nie ma pokoju bez wolno ś ci
14951960.002.png
ZAMIAST WST Ę PU
Panie Profesorze, w tym roku, 19 lutego 1987 r., obchodził Pan swoje 65 urodziny w Monachium, w Republice
Federalnej Niemiec. Z tej okazji odbyła si ę na monachijskim uniwersytecie uroczysto ść z udziałem rektora, dziekanów,
wielu profesorów, a nawet ministra nauki Bawarii. Była ona kolejnym przykładem popularno ś ci i sympatii, jak ą cieszy
si ę Pan w tym kraju. Nie przypadkiem był Pan te Ŝ laureatem przyznanej Panu w ubiegłym roku bardzo presti Ŝ owej
Pokojowej Nagrody Ksi ę garzy Niemieckich. Ostatnio na niemieckim rynku wydawniczym ukazało si ę kilka nowych
Pa ń skich ksi ąŜ ek, które ś wiadcz ą o potencjalnym kierunku zainteresowa ń tamtejszych czytelników. Gdzie Pan sam widzi
przyczyn ę tej „mody" na Pana? Precyzuj ą c to pytanie, chodzi mi o to — dlaczego wła ś nie teraz Pa ń ska twórczo ść ,
Pa ń skie pogl ą dy, trafiły na tak podatny grunt w Niemczech? Czy byłoby to mo Ŝ liwe — powiedzmy — dziesi ęć ,
pi ę tna ś cie lat temu?
My ś l ę , Ŝ e moje osobiste powodzenie jest przede wszystkim powodzeniem polskiego pisarza i wykładowcy,
my ś l ą cego mo Ŝ e w nieco innych kategoriach, nawet przy stosowaniu tych samych metod pracy i posługiwaniu si ę tym
samym pi ś miennictwem naukowym. Zarazem dla tutejszego młodego pokolenia, studentów czy asystentów
uniwersyteckich, czyli ludzi poni Ŝ ej trzydziestego, trzydziestego pi ą tego roku Ŝ ycia, niew ą tpliwie du Ŝą rol ę odgrywa
fakt, i Ŝ sam byłem ś wiadkiem, cz ę sto zaanga Ŝ owanym ś wiadkiem, wydarze ń z najnowszej historii, z okresu, który jest
akurat obj ę ty programem seminariów, ć wicze ń czy wykładów. Po drugie, Ŝ e b ę d ą c czynnym uczestnikiem tych
wydarze ń pozostawałem w swojej postawie (co jest sprawdzalne), jednoznacznie przeciw systemom autorytarnym i
totalnym, przeciw wszelkim systemom ucisku i ograniczania wolno ś ci człowieka czy narodów. Wreszcie, Ŝ e zajmuj ą c
si ę histori ą tych systemów byłem równie Ŝ kiedy ś ich ofiar ą . I tak np. fakt mego pobytu w O ś wi ę cimiu w pocz ą tkach
istnienia tego obozu w 1940 i 1941 r. jest tutaj w Niemczech odbierany z zakłopotaniem i respektem oraz z do ść
poruszaj ą cym psychologicznie zjawiskiem uczucia jak gdyby wdzi ę czno ś ci (niekiedy nawet dosłownie wyra Ŝ anej), Ŝ e
oto człowiek, który doznał tylu krzywd ze strony pa ń stwa niemieckiego, jest dzi ś gotów przyja ź nie zajmowa ć si ę
niemieckimi studentami i Ŝ yczliwie rozmawia ć z Niemcami.
O ile wiem, pierwsz ą otrzyman ą przez Pana nagrod ą w krajach j ę zyka niemieckiego była nagroda im.
Gottfrieda Herdera, przyznawana od 1964 r. przez Uniwersytet Wiede ń ski za osi ą gni ę cia społeczno - kulturalne,
wnosz ą ce istotny wkład w rozwój dziedzictwa cywilizacyjnego...
Tak. Byłem dwudziestym laureatem tej nagrody. Jednak przede mn ą otrzymało j ą ju Ŝ wielu wybitnych ludzi z
Polski, m.in. Zbigniew Herbert, Jan Józef Szczepa ń ski...
W tym roku nagrod ę Herdera otrzymał tak Ŝ e polski pisarz Roman Brandstaetter.
Dla mnie była to pierwsza nagroda, która miała jakie ś echo prasowe w krajach j ę zyka niemieckiego. W
pierwszej połowie 1983, przypadkowo niemal w tym samym czasie gdy wr ę czano mi nagrod ę Herdera, wyszły dwie
moje ksi ąŜ ki: pierwsze niemieckie wydanie Warto by ć przyzwoitym (tytuł niemiecki brzmiał: Herbst der Hoffnungen)
oraz w bardzo poczytnej, zasłu Ŝ onej serii kieszonkowej wydawnictwa Fischer — ksi ąŜ ka o getcie warszawskim.
Wspomn ę mo Ŝ e, Ŝ e Herbst der Hoffnungen ma ju Ŝ siódme wydanie, za ś ksi ąŜ eczka o getcie warszawskim doczekała si ę
tak Ŝ e rozszerzonego, „normalnego", tj. oprawnego wydania.
To było pierwsze postawienie nogi na niemieckim rynku wydawniczym, co jest rzecz ą bardzo trudn ą nie tylko
dla Polaka, ale i dla Niemca, który debiutuje. Z polskich pisarzy współczesnych bardzo niewielu (poza Stanisławem
Lemem) ma w Niemczech wi ę cej ni Ŝ jeden tytuł. Tak wi ę c to, co do tej pory, tj. od wiosny 1983 do wiosny 1987 r.,
udało mi si ę wprowadzi ć na niemiecki rynek — 6 ksi ąŜ ek — jest szczerze mówi ą c sukcesem zupełnie zaskakuj ą cym
dla mnie samego. Je Ŝ eli za ś policzy ć jeszcze ksi ąŜ ki, do których pisałem przedsłowia, posłowia lub do których w
jakim ś stopniu si ę przyczyniłem — to jest tego oczywi ś cie znacznie wi ę cej. Wa Ŝ ne jest w ka Ŝ dym razie, Ŝ e pojawienie
si ę w ksi ę garniach tych pozycji musiało si ę przyczyni ć do pobudzenia zainteresowa ń sprawami polskimi.
O tych zainteresowaniach mo Ŝ e si ę Pan jednak przekona ć bezpo ś rednio podczas swoich spotka ń ze
studentami...
Nie tylko ze studentami. Tylko w ci ą gu ostatniego roku miałem kilkadziesi ą t wyst ą pie ń pozauniwersyteckich
w ró Ŝ nych miastach Niemiec. Otó Ŝ dla tych wszystkich słuchaczy, ludzi ró Ŝ nych pokole ń , stałem si ę przedstawicielem
jakiej ś „innej" Polski. Chocia Ŝ w moim przekonaniu jestem po prostu jednym z wielu wyrazicieli my ś lenia i oczekiwa ń
wła ś nie „normalnej" Polski. Faktem jest natomiast, i Ŝ rzeczywi ś cie jako jeden z nielicznych staram si ę , omawiaj ą c
Ŝ ne historyczne problemy, stawia ć je mo Ŝ liwie najja ś niej, bez omijania tzw. spraw dra Ŝ liwych lub cenzuralnie
niedopuszczalnych w całym „bloku wschodnim", nie tylko w PRL. My ś l ę tu o sprawach b ę d ą cych pochodn ą układu
Ribbentrop - Mołotow, czyli podziału łupów w Europie Ś rodkowowschodniej i skutków tego wydarzenia odczuwanych
do dnia dzisiejszego. Wielokrotnie spotykałem si ę z pytaniem, czy nie boj ę si ę o tym mówi ć . Tymczasem w istocie
strach nie ma tu nic do rzeczy. Wa Ŝ ne jest, by mówi ć prawd ę , bez której nie da si ę wytłumaczy ć całego szeregu
14951960.003.png
problemów. Nie mo Ŝ na np. nie wiedzie ć o Katyniu (u Ŝ ywam tego poj ę cia pars pro toto), a mówi ć o tym, Ŝ e Polacy s ą
uprzedzeni wobec Rosjan. A takie opinie w kołach intelektualnych na Zachodzie, równie Ŝ w Niemczech, spotyka si ę
wcale nierzadko. Trzeba wi ę c w wielu sprawach stawia ć kropki nad „i", a Ŝ eby móc wytłumaczy ć Ŝ ne procesy
społeczne czy my ś lowe.
Ukazanie si ę w krótkim czasie, w ci ą gu zaledwie 3 lat, a Ŝ sze ś ciu Pa ń skich ksi ąŜ ek ma jak ąś wymow ę . Mówi o
zainteresowaniu społecznym.
Tak, ale te Ŝ i o zwyczajach rynku wydawniczego. Je Ŝ eli kto ś dostaje najpierw nagrod ę Herdera, a wkrótce
potem bardzo wysoko cenion ą Nagrod ę Pokojow ą Ksi ę garstwa Niemieckiego, któr ą otrzymało do tej pory nie tak znów
wiele osób — ja byłem bodaj trzydziesty siódmy — a w ś ród laureatów jest szereg nazwisk o najwy Ŝ szym autorytecie
intelektualnym czy moralnym — to wida ć wyra ź nie, Ŝ e dobór laureatów nie wynika bynajmniej z jakiej ś niemieckiej
specyfiki. Je Ŝ eli si ę wi ę c nadaje tej imprezie tak wysok ą rang ę , inscenizuje wr ę czenie nagrody w zasadzie zawsze w
obecno ś ci prezydenta pa ń stwa — to wskazuje to na pewien cel wychowawczy. Je Ŝ eli takie zało Ŝ enie przyj ąć , to
oczywi ś cie chodzi ć tu musi o zaspokajanie potrzeb wolnego rynku przez podpowiadanie temu rynkowi zainteresowa ń ,
którymi powinien si ę wykaza ć . Natomiast nawi ą zuj ą c do Pa ń skiego pierwszego pytania: zjawiska, których jeste ś my
ś wiadkami w Niemczech, s ą dzisiaj skutkiem jakiego ś procesu psychologicznego, historycznego, który sprawił, Ŝ e to co
jest mo Ŝ liwe w 1986 czy 1987 r., byłoby rzeczywi ś cie nie bardzo mo Ŝ liwe wcze ś niej.
Czy ma Pan na my ś li procesy zachodz ą ce w RFN, czy raczej, zwłaszcza ostatnio, w Polsce?
Nale Ŝ y stwierdzi ć , Ŝ e dla problemu polsko-niemieckiego było po II wojnie ś wiatowej kilka przełomowych dat.
Niektóre miały taki charakter jedynie formalnie, inne za ś były przełomowe tak Ŝ e w opinii społecznej, co jest du Ŝ o
wa Ŝ niejsze. Niew ą tpliwie pierwszym przełomem było nawi ą zanie w 1962 r. stosunków półdyplomatycznych i otwarcie
w Kolonii oraz w Warszawie misji handlowych, które jednak spełniały zadania nie tylko handlowe. Były te Ŝ w jakim ś
stopniu pomostami dla kontaktów ludzi. W 1965 r. ukazał si ę w Niemczech memoriał Ko ś cioła Ewangelickiego, a w
kilka miesi ę cy pó ź niej list Episkopatu Polskiego do Episkopatu Niemieckiego (z listopada) i odpowied ź Episkopatu
Niemieckiego (z grudnia 1965 r.). Dla pewnych zamkni ę tych ś rodowisk bardziej zwi ą zanych z działalno ś ci ą Ko ś cioła
listy te stały si ę punktem przełomowym tak Ŝ e psychologicznie, nie tylko formalnie. Natomiast dla wi ę kszo ś ci Polaków
i Niemców punktem takim były nast ę pstwa Układu Wschodniego z grudnia 1970 r. Przyczyniły si ę one do od razu do ść
Ŝ ywej wymiany kulturalnej i osobowej. Wielu Niemców po raz pierwszy pojechało wówczas do Polski (cz ę sto byli to
ludzie pochodz ą cy z terenów znajduj ą cych si ę obecnie w Polsce) i konfrontowało swoje dawne do ś wiadczenia:
przeszło ść z tera ź niejszo ś ci ą . Polska stawała si ę dla Niemców bardziej znana ni Ŝ poprzednio, mniej egzotyczna. Jakiej ś
radykalnej zmiany jednak z pewno ś ci ą nie było. Wbrew do ść powszechnym opiniom, dla ogromnej wi ę kszo ś ci
Niemców Polska jest cały czas du Ŝ o mniej interesuj ą ca ni Ŝ np. Hiszpania, Włochy, kraje Zachodu albo te Ŝ kraje, gdzie
istniej ą mo Ŝ liwo ś ci wyjazdu nie kr ę powane Ŝ adnymi nadzwyczajnymi przepisami, konieczno ś ci ą starania si ę o
pozwolenia czy wizy.
Prawdziwy przełom miał dopiero nadej ść . Spowodowały go po pierwsze — wybór arcybiskupa Krakowa kardynała
Wojtyły na papie Ŝ a, 16 pa ź dziernika 1978 r., oraz powstanie ..Solidarno ś ci", jako dalszego etapu rozwoju ruchu
opozycyjnego w Polsce, o którym w niemieckich kołach inteligenckich i studenckich sporo wiedziano. Sama
„Solidarno ść " była jednak zjawiskiem nietypowym dla tutejszych poj ęć , gdy Ŝ w jej powstawaniu i rozwoju
uczestniczyli obok ogromnych rzesz robotników tak Ŝ e intelektuali ś ci, szeroko rozumiana inteligencja, studenci. Taki
typ współdziałania mi ę dzyklasowego był i jest tutaj, w Niemczech, wła ś ciwie nieznany. Wszelkie akcje społeczne o
Ŝ nym charakterze, czy to na rzecz ochrony ś rodowiska, polityczne, partyjne — zawsze miały swoj ą baz ę w jednej,
najwy Ŝ ej dwóch grupach ś rodowiskowych czy społecznych. Nigdy we wspólnym, solidarnym działaniu studentów,
robotników i intelektualistów...
Ale w Polsce do czasów „Solidarno ś ci" to si ę równie Ŝ nie udawało.
Tak. Zarówno rok 1968, jak i 1970 stanowiły pouczaj ą cy przykład beznadziejno ś ci wszelkich poczyna ń
niezale Ŝ nych, prób poszerzenia zakresu wolno ś ci nawet w obr ę bie istniej ą cego ustroju, je ś li inicjatywa wychodziła od
jednej tylko grupy zawodowej lub społecznej. „Solidarno ść " jest wi ę c tu bardzo podziwiana. Na jej temat i tzw. ruchu
opozycyjnego w Polsce w latach siedemdziesi ą tych wydano ju Ŝ w j ę zyku niemieckim kilkadziesi ą t ksi ąŜ ek. Autorami
s ą niemieccy politolodzy, historycy, znawcy Europy Wschodniej, socjolodzy, dziennikarze...
Przetłumaczono i wydano jednak tak Ŝ e ksi ąŜ k ę Jerzego Holzera o „Solidarno ś ci", opublikowan ą po raz
pierwszy w Polsce przez niezale Ŝ n ą oficyn ę wydawnicz ą „Kr ą g".
No tak, oczywi ś cie wydaje si ę tutaj tak Ŝ e prace o najnowszych dziejach Polski autorów nieniemieckich, w tym
klasyczne ju Ŝ dzieło Jerzego Holzera Solidarno ść 1980 —1982. Geneza i historia. Jednak zainteresowanie Polsk ą , tak
Ŝ ywe na przełomie lat siedemdziesi ą tych i osiemdziesi ą tych i w pocz ą tkach lat osiemdziesi ą tych, słabnie. W tej chwili
wyst ę puje pewne znu Ŝ enie t ą problematyk ą i odpływ zainteresowania. Ja stałem si ę tutaj, jak twierdz ą Ŝ ni znawcy
rynku ksi ę garskiego, ale tak Ŝ e osoby z kr ę gów uniwersyteckich i ś rodowisk opiniotwórczych, czynnikiem, który w
14951960.004.png
jakim ś stopniu przedłu Ŝ ył zainteresowanie sprawami polskimi w RFN.
Wspomniana ju Ŝ Nagroda Pokojowa Ksi ę garstwa Niemieckiego była dobr ą okazj ą , wykorzystan ą przez Pana,
ale tak Ŝ e przez wielu publicystów do propagowania ci ą gle trudnego problemu polsko-niemieckiego pojednania.
Wyst ę puje Pan jako rzecznik takiego pojednania, maj ą c ku temu szczególne — moim zdaniem — predyspozycje.
Składaj ą si ę na nie zarówno Pa ń ska wojenna przeszło ść wi ęź nia O ś wi ę cimia i Ŝ ołnierza Armii Krajowej, jak i
działalno ść na polu pojednania polsko- Ŝ ydowskiego; a wi ę c narodów szczególnie ci ęŜ ko do ś wiadczonych przez
niemiecki nazizm. Człowieka wyst ę puj ą cego z takich pozycji trudno atakowa ć : Pa ń ska misja jest w sposób oczywisty
szczera i wiarygodna. Jest Pan te Ŝ historykiem z ogromnym dorobkiem naukowym i publicystycznym w zakresie
problematyki polsko--niemieckiej z okresu 11 wojny ś wiatowej, co — mówił ju Ŝ Pan o tym — ułatwia tutaj niesłychanie
argumentacj ę . Pa ń skie przemówienie wygłoszone w ubiegłym roku we Frankfurcie, przy okazji uroczysto ś ci wr ę czenia
nagrody Ksi ę garzy Niemieckich, nie zostało przez cenzur ę w Polsce dopuszczone do publicznego rozpowszechnienia.
Czy Pana zdaniem rz ą d w Warszawie chce mie ć po prostu wył ą czno ść na poruszanie problemu niemieckiego i
wygrywanie go potem dla swoich bie Ŝą cych celów politycznych, czy te Ŝ były w Pa ń skim przemówieniu fragmenty, które
zdaniem władz nie powinny były dotrze ć do ś wiadomo ś ci obywateli PRL?
My ś l ę , Ŝ e z punktu widzenia przepisów cenzuralnych, jakie w Polsce s ą praktykowane, w całej mojej mowie
mo Ŝ na by formalnie zakwestionowa ć tylko wymienienie układu Ribbentrop - Mołotow jako jednego, ale przecie Ŝ nie
jedynego elementu poprzedzaj ą cego agresywne wobec Polski niemieckie działania militarne we wrze ś niu 1939 r. W
dodatku ten temat był przeze mnie poruszony tylko w postaci cytatu z powszechnie znanego i wielokrotnie
przedrukowywanego w ró Ŝ nych j ę zykach przemówienia prezydenta RFN, Richarda von Weizsackera z 8 maja 1985 r.,
w 40-lecie zako ń czenia II wojny ś wiatowej. W przemówieniu tym uznał on, a ja cytuj ą c go te Ŝ uznaj ę , Ŝ e główn ą win ę
za wywołanie II wojny ś wiatowej ponosz ą Niemcy hitlerowskie i nikt ich z tej winy nie mo Ŝ e zwolni ć . Prezydent von
Weizsacker mówił to oczywi ś cie w kontek ś cie spraw niemieckich. Mnie interesowały ze zrozumiałych wzgl ę dów
przede wszystkim sprawy polskie, czy raczej polsko-niemieckie. W zwi ą zku z tym byłem po prostu zobowi ą zany
przywoła ć ten fragment, poniewa Ŝ mówi on o poczuciu historyczne] winy Niemców, wyra Ŝ onej ustami najwy Ŝ szego
autorytetu konstytucyjnego w tym kraju, winy tak Ŝ e wobec narodu i pa ń stwa polskiego. Wydawa ć by si ę wi ę c mogło,
Ŝ e słu Ŝę dobrze polskiej racji stanu ka Ŝ dej Polski, upowszechniaj ą c fakt uznania przez autorytet niemiecki takiej
oczywistej dla nas prawdy, Ŝ e nikt nie mo Ŝ e zwolni ć Niemców od odpowiedzialno ś ci za wybuch II wojny ś wiatowej.
Czyli fakt, i Ŝ w Polsce nie wydrukowano tekstu Pa ń skiego przemówienia na uroczysto ś ciach we Frankfurcie,
przemówienia w niczym nie naruszaj ą cego polskiej polityki zagranicznej, dotyczył raczej zastrze Ŝ e ń władz PRL wobec
Pa ń skiej osoby?
Nie, nie tylko. Gdybym to nie był ja, a jaki ś nikomu nie znany pan Kowalski, skutek byłby zupełnie taki sam
— o ile oczywi ś cie tekst nie byłby przed wygłoszeniem uzgodniony z władzami PRL. Wracaj ą c natomiast do
Pa ń skiego poprzedniego pytania: wydaje mi si ę , Ŝ e jest szereg przykładów dla poparcia tezy o istnieniu tendencji w
całej zreszt ą rodzinie pa ń stw systemu, z PRL wł ą cznie, do wytyczania granic tego, co wolno, a czego nie wolno mówi ć ,
gdzie i do kogo. Mo Ŝ na to obserwowa ć na ka Ŝ dym kroku. Przygl ą daj ą c si ę np. działalno ś ci tych instytucji niemieckich,
które wchodz ą w porozumienia z ró Ŝ nymi naukowymi lub innymi instytucjami w Polsce, widzi si ę , jak bardzo daleko
posuwa si ę ingerencja strony polskiej, jak bardzo daleko id ą próby tej ingerencji. Na spotkania, seminaria, dyskusje
wysyła si ę z Polski tylko starannie wybranych ludzi, nigdy innych. Poza tym — wiem to od moich niemieckich
rozmówców — podejmowane s ą cz ę sto próby bezpo ś redniej ingerencji ambasady PRL w Kolonii w program, tre ść i
skład personalny ró Ŝ nego typu imprez organizowanych przez instytucje niemieckie. Budzi to absolutne zdumienie,
poniewa Ŝ tutaj nie ma Ŝ adnej mo Ŝ liwo ś ci ani konstytucyjnej, ani policyjnej, Ŝ eby władze pa ń stwa, lub Landu —
kraju, ingerowały w tre ść czy w program imprezy odbywaj ą cej si ę w jakim ś lokalu zarejestrowanej instytucji,
zwi ą zku, stowarzyszenia, Krupy ko ś cielnej, naukowej na jakikolwiek temat.
Czy uwa Ŝ a si ę Pan za dysydenta? Z powodów politycznych przesiedział Pan kilka lat w wi ę zieniu w okresie
stalinowskim. Po 13 grudnia 1981 r. był Pan internowany. Jednak mimo i Ŝ nie ukrywa Pan swoich pogl ą dów, mimo i Ŝ
Pana sylwetka ideowa jest bardzo odległa od komunistycznego ideału, władza traktuje Pana wzgl ę dnie łagodnie.
Wydawano Pa ń skie ksi ąŜ ki, bez wi ę kszych trudno ś ci otrzymuje Pan paszport. Pa ń sk ą sytuacj ę w tym wzgl ę dzie mo Ŝ na
by porówna ć z sytuacj ą Stefana Kisielewskiego. Czy zgadza si ę Pan z tak ą opini ą ?
Czy władza traktuje mnie łagodnie? Oczywi ś cie kryterium tego, co jest łagodne, a co nie jest łagodne, b ę dzie
inne dla niemal ka Ŝ dego pisz ą cego, publikuj ą cego, wydaj ą cego Polaka. W ko ń cu nie ma w Polsce na dobr ą spraw ę
pisarzy, którzy by nigdy niczego w Polsce Ludowej nie wydali. Przecie Ŝ nawet ludzie tak konsekwentnie t ę pieni
politycznie, przynajmniej w ostatnim kilkunastoleciu, jak cho ć by mój przyjaciel Jan Józef Lipski, wydali w Polsce w
sposób jawny kilka ksi ąŜ ek. Wydawali ksi ąŜ ki, publikowali oficjalnie i Bronisław Geremek, i Tadeusz Mazowiecki, i
wielu innych moich przyjaciół, powszechnie znanych i szanowanych. Inni, jak np. Leszek Moczulski, nie tylko
wydawali ksi ąŜ ki, ale nawet z racji głoszonych w nich pogl ą dów dostawali takie reprezentacyjne nagrody jak nagroda
Ministerstwa Obrony Narodowej PRL. Tak wi ę c czy kto ś wydał w Polsce oficjalnie ksi ąŜ k ę , czy nie wydał,
14951960.005.png
niekoniecznie musi co ś oznacza ć . Tak Ŝ e to, czy kto ś wyje Ŝ d Ŝ ał za granic ę , czy nie wyje Ŝ d Ŝ ał. Wyci ą ganie z tego
wniosków mo Ŝ e okaza ć si ę zawodne. Sam Pan przytacza przykład Stefana Kisielewskiego, mojego starszego
przyjaciela i szanownego reprezentanta pisma i grupy, z któr ą czuj ę si ę zwi ą zany od 30 lat bez przerwy. Mo Ŝ na by te Ŝ
przytoczy ć szereg innych przykładów ludzi, którzy te Ŝ z ró Ŝ nych powodów wyje Ŝ d Ŝ ali lub z ró Ŝ nych powodów
(niekiedy znanych, niekiedy nieznanych) nie mogli otrzyma ć paszportu. Je Ŝ eli jednak zauwa Ŝ y ć , Ŝ e mimo uprzednich
usilnych stara ń , po raz pierwszy w swoim Ŝ yciu zdołałem wyjecha ć za granic ę w 1963 r., maj ą c wówczas sko ń czonych
41 lat, oraz Ŝ e w ci ą gu nast ę pnych 24 lat byłem wprawdzie szereg razy za granic ą , ale te Ŝ miałem wiele odmów
wyjazdu, obejmuj ą cych niekiedy 4—5 lat – to w porównaniu z przeci ę tnym Polakiem je Ŝ d Ŝą cym dla celów
turystycznych lub handlowych wydaje mi si ę , Ŝ e mój przypadek nie mo Ŝ e ś wiadczy ć o jakim ś uprzywilejowaniu, raczej
o du Ŝ ym upo ś ledzeniu. Szczególnie gdy zwa Ŝ y ć , Ŝ e wyjazdy te słu Ŝ yły na ogół nie tylko moim sprawom osobistym.
Mo Ŝ e zabrzmi to dzisiaj humorystycznie czy raczej tragikomicznie, ale dopiero po interwencjach poselskich na
bardzo wysokim szczeblu stał si ę w 1963 r. mo Ŝ liwy mój wyjazd do Izraela w celu posadzenia drzewka w imieniu Rady
Pomocy ś ydom w Polsce. A było ono potem, tak Ŝ e w oficjalnej propagandzie PRL, przez całe lata przedmiotem dumy,
potwierdzaj ą cym fakt zorganizowanego działania Polaków w czasie okupacji na rzecz prze ś ladowanych
współobywateli, ś ydów.
Wi ę c je Ŝ eli były nawet takie trudno ś ci, a mógłbym przytoczy ć równie nonsensownych przykładów wi ę cej,
ą cznie z kilkakrotnymi odmowami wyjazdu na kongresy mi ę dzynarodowego PEN-Clubu (co spowodowało solidarne
powstrzymanie si ę całej polskiej delegacji od wyjazdu na te kongresy), to o jakimkolwiek „uprzywilejowaniu" mojej
osoby nie mo Ŝ e by ć mowy.
Je Ŝ eli natomiast przyj ąć kryterium, Ŝ e traktowany jestem ,.stosunkowo łagodnie" — to oczywi ś cie; w
porównaniu do tych ludzi, którzy zgin ę li w stalinowskich wi ę zieniach, bytem potraktowany bardzo łagodnie. Dostałem
tylko 8 lat wi ę zienia za rzekome szpiegostwo, podczas gdy ludzie równie Ŝ tylko za rzekome czyny dostawali niekiedy
kary ś mierci, które wykonywano. Wobec tego uwa Ŝ am, Ŝ e miałem wielkie szcz ęś cie, na które sobie wła ś ciwie niczym
nie zasłu Ŝ yłem.
Jednak je ś li odsiedziałem z mojego wyroku ponad sze ść i pół roku wi ę zienia, to jak na moje skromne bardzo
działania i zasługi niepodległo ś ciowe w tym czasie było to „uhonorowanie" raczej ponad miar ę , bior ą c pod uwag ę , Ŝ e
nie dłu Ŝ ej przesiedzieli w wielu wypadkach ludzie maj ą cy powa Ŝ ny wpływ społeczny, generałowie, politycy. W tej
wi ę c skali nie czuj ę si ę ani specjalne upo ś ledzony, ani specjalnie uprzywilejowany. Uwa Ŝ am, Ŝ e jak na polskie stosunki
tamtego okresu przebiegło to raczej w dobrej normie. Prosz ę przy tym zwróci ć uwag ę , Ŝ e nigdy nie byłem politykiem
ani kandydatem na polityka, ja nigdy nie byłem członkiem Ŝ adnej organizacji, poza ś ci ś le zawodowymi, jak Zwi ą zku
Literatów Polskich (do 1983 r.) i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (do 1983 r.), no i polskiego PEN-Clubu, który
był na szcz ęś cie organizacj ą o du Ŝ ym w Polsce stopniu niezale Ŝ no ś ci, za któr ą dzi ś zreszt ą musi płaci ć . Nie nale Ŝ ałem
nigdy do ZBoWiD-u, nie nale Ŝ ałem do partii politycznych (jedynym wyj ą tkiem był krótki okres przynale Ŝ no ś ci do
mikołajczykowskiego PSL). Nie nale Ŝ ałem nawet do organizacji ideowo mi bliskich, np. do Klubów Inteligencji
Katolickiej. Nie wchodziłem do Ŝ adnych władz, zarz ą dów itp. Tego te Ŝ nie praktykowałem. Byłem w jakim ś stopniu
oddzielny. Poczuwam si ę do ś cisłej i lojalnej wi ę zi z redakcj ą „Tygodnika Powszechnego", którego stałym
współpracownikiem jestem od 1957 r. (tj. po jego wznowieniu), a równie Ŝ przez szereg lat członkiem redakcji.
Obecnie, szósty rok z rz ę du, mam równie Ŝ zaszczyt figurowa ć w tzw. stopce wydawniczej tego pisma. Otó Ŝ mimo tego
ś cisłego zwi ą zku byłem i tam zawsze człowiekiem troch ę „osobnym". Pod tym wzgl ę dem porównanie mnie z Kisielem
mo Ŝ e nie by ć bezsensowne. Jednak Kisiel miał ambicje, a tak Ŝ e zainteresowania polityczne, których ja nigdy nie
miałem.
W zwi ą zku z tym s ą dz ę , i Ŝ w ramach my ś lenia nomenklatury „bezpiecze ń stwowej" w tym systemie ja jestem
zwierz ę raczej nietypowe, które nie mie ś ci si ę jako ś w ich siatce typów. Miewało to i dobre, i złe nast ę pstwa.
Czy jestem tzw. „dysydentem"? Otó Ŝ ten termin „dysydenci" jako ś dziwnie „przykleił" si ę do ludzi
zwi ą zanych z opozycj ą z bloku wschodniego. Nie „przykleił" si ę natomiast do uciekinierów z Chile, z Argentyny czy z
Iranu. Według mojego rozumienia tego słowa, jego znaczenia, „dysydent" to odchyleniec, odszczepieniec. Człowiek,
który odszedł od pewnych zasad, ideałów czy programów na rzecz innych, a wi ę c człowiek, który dopu ś cił si ę czego ś w
rodzaju zdrady z punktu widzenia jego pierwotnej grupy. Oczywi ś cie, jest szereg polskich opozycjonistów, podobnie
jak czeskich, w ę gierskich czy sowieckich, którzy mog ą by ć tak wła ś nie oceniani przez władze komunistyczne. S ą to
mianowicie ludzie, którzy byli członkami partii komunistycznej lub organizacji komunistycznych i w pewnym
momencie swego Ŝ ycia — a dotyczy to zarówno ludzi generacji Kopelewa w ZSRR, jak i ludzi du Ŝ o młodszych, bo
poprzez Kołakowskiego, Woroszylskiego, Bara ń czaka, id ą c w dół ku młodym a Ŝ do ruchów studenckich — ludzie
którzy zmienili drog ę i to było ich dobrym prawem. Ja tego ani nie kwestionuj ę , ani nie krytykuj ę . Akceptuj ę to jak
ka Ŝ dy wolny wybór człowieka, szanuj ę , nawet gdy poci ą gn ę ło to za sob ą ujemne skutki w ich Ŝ yciu, a mimo to
pozostali swojemu wyborowi wierni. Ja jednak nie zasługuj ę na to okre ś lenie. Nie przysługuje mi ono po prostu
dlatego, Ŝ e nigdy od swoich ideałów ś wiatopogl ą dowych, politycznych, wizji dotycz ą cych mojego narodu, jego
przyszło ś ci, jego szcz ęś cia I pomy ś lno ś ci jak do tej pory w Ŝ yciu nie odszedłem.
14951960.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin