Bartoszewski Wladyslaw - Warto byc przyzwoitym.pdf
(
1682 KB
)
Pobierz
14951960 UNPDF
Władysław Bartoszewski - Warto by
ć
przyzwoitym
Teksty osobiste i nieosobiste
SPIS TRE
Ś
CI
Zamiast wst
ę
pu
WARTO BYC PRZYZWOITYM SZKIC DO PAMI
Ę
TNIKA
1.
Warto by
ć
przyzwoitym
2.
Urodzony w wolno
ś
ci dla Wolnego
Ŝ
ycia
3.
Pierwsi ludzie zgin
ę
li we
ś
nie
4.
Du
Ŝ
y nos, okulary, a wi
ę
c
ś
yd
5.
Auschwitz
6.
Ocali
ć
ś
lady
7.
Wobec zagłady
8.
Powstanie Warszawskie — i co potem?
9.
Jedziemy do O
ś
wi
ę
cimia?
10.
Wpadam w zasadzk
ę
11.
W wi
ę
zieniu po raz wtóry: 1949—1954
12.
Znowu?
13.
Moje spotkania w RFN
14.
Gdybym mógł wybra
ć
jeszcze raz
SZKICE Z HISTORII I WSPÓŁCZESNO
Ś
CI
1.
Polskie Pa
ń
stwo Podziemne. Zarys problemu
2.
Z kart wojennej słu
Ŝ
by Aleksandra Kami
ń
skiego
3.
Oblicze kultury polskiej w konspiracji
4.
Tajna prasa w okresie okupacji niemieckiej i jej rola w
Ŝ
yciu społecze
ń
stwa
5.
Powstanie Warszawskie. Fakty - próba bilansu
6.
Rozwa
Ŝ
ania o Powstaniu Warszawskim
7.
My
ś
li o stosunkach polsko-
Ŝ
ydowskich
8.
O Towarzystwie Kursów Naukowych
9.
Nie ma pokoju bez wolno
ś
ci
ZAMIAST WST
Ę
PU
Panie Profesorze, w tym roku, 19 lutego 1987 r., obchodził Pan swoje 65 urodziny w Monachium, w Republice
Federalnej Niemiec. Z tej okazji odbyła si
ę
na monachijskim uniwersytecie uroczysto
ść
z udziałem rektora, dziekanów,
wielu profesorów, a nawet ministra nauki Bawarii. Była ona kolejnym przykładem popularno
ś
ci i sympatii, jak
ą
cieszy
si
ę
Pan w tym kraju. Nie przypadkiem był Pan te
Ŝ
laureatem przyznanej Panu w ubiegłym roku bardzo presti
Ŝ
owej
Pokojowej Nagrody Ksi
ę
garzy Niemieckich. Ostatnio na niemieckim rynku wydawniczym ukazało si
ę
kilka nowych
Pa
ń
skich ksi
ąŜ
ek, które
ś
wiadcz
ą
o potencjalnym kierunku zainteresowa
ń
tamtejszych czytelników. Gdzie Pan sam widzi
przyczyn
ę
tej „mody" na Pana? Precyzuj
ą
c to pytanie, chodzi mi o to — dlaczego wła
ś
nie teraz Pa
ń
ska twórczo
ść
,
Pa
ń
skie pogl
ą
dy, trafiły na tak podatny grunt w Niemczech? Czy byłoby to mo
Ŝ
liwe — powiedzmy — dziesi
ęć
,
pi
ę
tna
ś
cie lat temu?
My
ś
l
ę
,
Ŝ
e moje osobiste powodzenie jest przede wszystkim powodzeniem polskiego pisarza i wykładowcy,
my
ś
l
ą
cego mo
Ŝ
e w nieco innych kategoriach, nawet przy stosowaniu tych samych metod pracy i posługiwaniu si
ę
tym
samym pi
ś
miennictwem naukowym. Zarazem dla tutejszego młodego pokolenia, studentów czy asystentów
uniwersyteckich, czyli ludzi poni
Ŝ
ej trzydziestego, trzydziestego pi
ą
tego roku
Ŝ
ycia, niew
ą
tpliwie du
Ŝą
rol
ę
odgrywa
fakt, i
Ŝ
sam byłem
ś
wiadkiem, cz
ę
sto zaanga
Ŝ
owanym
ś
wiadkiem, wydarze
ń
z najnowszej historii, z okresu, który jest
akurat obj
ę
ty programem seminariów,
ć
wicze
ń
czy wykładów. Po drugie,
Ŝ
e b
ę
d
ą
c czynnym uczestnikiem tych
wydarze
ń
pozostawałem w swojej postawie (co jest sprawdzalne), jednoznacznie przeciw systemom autorytarnym i
totalnym, przeciw wszelkim systemom ucisku i ograniczania wolno
ś
ci człowieka czy narodów. Wreszcie,
Ŝ
e zajmuj
ą
c
si
ę
histori
ą
tych systemów byłem równie
Ŝ
kiedy
ś
ich ofiar
ą
. I tak np. fakt mego pobytu w O
ś
wi
ę
cimiu w pocz
ą
tkach
istnienia tego obozu w 1940 i 1941 r. jest tutaj w Niemczech odbierany z zakłopotaniem i respektem oraz z do
ść
poruszaj
ą
cym psychologicznie zjawiskiem uczucia jak gdyby wdzi
ę
czno
ś
ci (niekiedy nawet dosłownie wyra
Ŝ
anej),
Ŝ
e
oto człowiek, który doznał tylu krzywd ze strony pa
ń
stwa niemieckiego, jest dzi
ś
gotów przyja
ź
nie zajmowa
ć
si
ę
niemieckimi studentami i
Ŝ
yczliwie rozmawia
ć
z Niemcami.
O ile wiem, pierwsz
ą
otrzyman
ą
przez Pana nagrod
ą
w krajach j
ę
zyka niemieckiego była nagroda im.
Gottfrieda Herdera, przyznawana od 1964 r. przez Uniwersytet Wiede
ń
ski za osi
ą
gni
ę
cia społeczno - kulturalne,
wnosz
ą
ce istotny wkład w rozwój dziedzictwa cywilizacyjnego...
Tak. Byłem dwudziestym laureatem tej nagrody. Jednak przede mn
ą
otrzymało j
ą
ju
Ŝ
wielu wybitnych ludzi z
Polski, m.in. Zbigniew Herbert, Jan Józef Szczepa
ń
ski...
W tym roku nagrod
ę
Herdera otrzymał tak
Ŝ
e polski pisarz Roman Brandstaetter.
Dla mnie była to pierwsza nagroda, która miała jakie
ś
echo prasowe w krajach j
ę
zyka niemieckiego. W
pierwszej połowie 1983, przypadkowo niemal w tym samym czasie gdy wr
ę
czano mi nagrod
ę
Herdera, wyszły dwie
moje ksi
ąŜ
ki: pierwsze niemieckie wydanie
Warto by
ć
przyzwoitym
(tytuł niemiecki brzmiał: Herbst
der Hoffnungen)
oraz w bardzo poczytnej, zasłu
Ŝ
onej serii kieszonkowej wydawnictwa Fischer — ksi
ąŜ
ka o getcie warszawskim.
Wspomn
ę
mo
Ŝ
e,
Ŝ
e
Herbst der Hoffnungen
ma ju
Ŝ
siódme wydanie, za
ś
ksi
ąŜ
eczka o getcie warszawskim doczekała si
ę
tak
Ŝ
e rozszerzonego, „normalnego", tj. oprawnego wydania.
To było pierwsze postawienie nogi na niemieckim rynku wydawniczym, co jest rzecz
ą
bardzo trudn
ą
nie tylko
dla Polaka, ale i dla Niemca, który debiutuje. Z polskich pisarzy współczesnych bardzo niewielu (poza Stanisławem
Lemem) ma w Niemczech wi
ę
cej ni
Ŝ
jeden tytuł. Tak wi
ę
c to, co do tej pory, tj. od wiosny 1983 do wiosny 1987 r.,
udało mi si
ę
wprowadzi
ć
na niemiecki rynek — 6 ksi
ąŜ
ek — jest szczerze mówi
ą
c sukcesem zupełnie zaskakuj
ą
cym
dla mnie samego. Je
Ŝ
eli za
ś
policzy
ć
jeszcze ksi
ąŜ
ki, do których pisałem przedsłowia, posłowia lub do których w
jakim
ś
stopniu si
ę
przyczyniłem — to jest tego oczywi
ś
cie znacznie wi
ę
cej. Wa
Ŝ
ne jest w ka
Ŝ
dym razie,
Ŝ
e pojawienie
si
ę
w ksi
ę
garniach tych pozycji musiało si
ę
przyczyni
ć
do pobudzenia zainteresowa
ń
sprawami polskimi.
O tych zainteresowaniach mo
Ŝ
e si
ę
Pan jednak przekona
ć
bezpo
ś
rednio podczas swoich spotka
ń
ze
studentami...
Nie tylko ze studentami. Tylko w ci
ą
gu ostatniego roku miałem kilkadziesi
ą
t wyst
ą
pie
ń
pozauniwersyteckich
w ró
Ŝ
nych miastach Niemiec. Otó
Ŝ
dla tych wszystkich słuchaczy, ludzi ró
Ŝ
nych pokole
ń
, stałem si
ę
przedstawicielem
jakiej
ś
„innej" Polski. Chocia
Ŝ
w moim przekonaniu jestem po prostu jednym z wielu wyrazicieli my
ś
lenia i oczekiwa
ń
wła
ś
nie „normalnej" Polski. Faktem jest natomiast, i
Ŝ
rzeczywi
ś
cie jako jeden z nielicznych staram si
ę
, omawiaj
ą
c
ró
Ŝ
ne historyczne problemy, stawia
ć
je mo
Ŝ
liwie najja
ś
niej, bez omijania tzw. spraw dra
Ŝ
liwych lub cenzuralnie
niedopuszczalnych w całym „bloku wschodnim", nie tylko w PRL. My
ś
l
ę
tu o sprawach b
ę
d
ą
cych pochodn
ą
układu
Ribbentrop - Mołotow, czyli podziału łupów w Europie
Ś
rodkowowschodniej i skutków tego wydarzenia odczuwanych
do dnia dzisiejszego. Wielokrotnie spotykałem si
ę
z pytaniem, czy nie boj
ę
si
ę
o tym mówi
ć
. Tymczasem w istocie
strach nie ma tu nic do rzeczy. Wa
Ŝ
ne jest, by mówi
ć
prawd
ę
, bez której nie da si
ę
wytłumaczy
ć
całego szeregu
problemów. Nie mo
Ŝ
na np. nie wiedzie
ć
o Katyniu (u
Ŝ
ywam tego poj
ę
cia
pars pro toto),
a mówi
ć
o tym,
Ŝ
e Polacy s
ą
uprzedzeni wobec Rosjan. A takie opinie w kołach intelektualnych na Zachodzie, równie
Ŝ
w Niemczech, spotyka si
ę
wcale nierzadko. Trzeba wi
ę
c w wielu sprawach stawia
ć
kropki nad „i", a
Ŝ
eby móc wytłumaczy
ć
ró
Ŝ
ne procesy
społeczne czy my
ś
lowe.
Ukazanie si
ę
w krótkim czasie, w ci
ą
gu zaledwie 3 lat, a
Ŝ
sze
ś
ciu Pa
ń
skich ksi
ąŜ
ek ma jak
ąś
wymow
ę
. Mówi o
zainteresowaniu społecznym.
Tak, ale te
Ŝ
i o zwyczajach rynku wydawniczego. Je
Ŝ
eli kto
ś
dostaje najpierw nagrod
ę
Herdera, a wkrótce
potem bardzo wysoko cenion
ą
Nagrod
ę
Pokojow
ą
Ksi
ę
garstwa Niemieckiego, któr
ą
otrzymało do tej pory nie tak znów
wiele osób — ja byłem bodaj trzydziesty siódmy — a w
ś
ród laureatów jest szereg nazwisk o najwy
Ŝ
szym autorytecie
intelektualnym czy moralnym — to wida
ć
wyra
ź
nie,
Ŝ
e dobór laureatów nie wynika bynajmniej z jakiej
ś
niemieckiej
specyfiki. Je
Ŝ
eli si
ę
wi
ę
c nadaje tej imprezie tak wysok
ą
rang
ę
, inscenizuje wr
ę
czenie nagrody w zasadzie zawsze w
obecno
ś
ci prezydenta pa
ń
stwa — to wskazuje to na pewien cel wychowawczy. Je
Ŝ
eli takie zało
Ŝ
enie przyj
ąć
, to
oczywi
ś
cie chodzi
ć
tu musi o zaspokajanie potrzeb wolnego rynku przez podpowiadanie temu rynkowi zainteresowa
ń
,
którymi powinien si
ę
wykaza
ć
. Natomiast nawi
ą
zuj
ą
c do Pa
ń
skiego pierwszego pytania: zjawiska, których jeste
ś
my
ś
wiadkami w Niemczech, s
ą
dzisiaj skutkiem jakiego
ś
procesu psychologicznego, historycznego, który sprawił,
Ŝ
e to co
jest mo
Ŝ
liwe w 1986 czy 1987 r., byłoby rzeczywi
ś
cie nie bardzo mo
Ŝ
liwe wcze
ś
niej.
Czy ma Pan na my
ś
li procesy zachodz
ą
ce w RFN, czy raczej, zwłaszcza ostatnio, w Polsce?
Nale
Ŝ
y stwierdzi
ć
,
Ŝ
e dla problemu polsko-niemieckiego było po II wojnie
ś
wiatowej kilka przełomowych dat.
Niektóre miały taki charakter jedynie formalnie, inne za
ś
były przełomowe tak
Ŝ
e w opinii społecznej, co jest du
Ŝ
o
wa
Ŝ
niejsze. Niew
ą
tpliwie pierwszym przełomem było nawi
ą
zanie w 1962 r. stosunków półdyplomatycznych i otwarcie
w Kolonii oraz w Warszawie misji handlowych, które jednak spełniały zadania nie tylko handlowe. Były te
Ŝ
w jakim
ś
stopniu pomostami dla kontaktów ludzi. W 1965 r. ukazał si
ę
w Niemczech memoriał Ko
ś
cioła Ewangelickiego, a w
kilka miesi
ę
cy pó
ź
niej list Episkopatu Polskiego do Episkopatu Niemieckiego (z listopada) i odpowied
ź
Episkopatu
Niemieckiego (z grudnia 1965 r.). Dla pewnych zamkni
ę
tych
ś
rodowisk bardziej zwi
ą
zanych z działalno
ś
ci
ą
Ko
ś
cioła
listy te stały si
ę
punktem przełomowym tak
Ŝ
e psychologicznie, nie tylko formalnie. Natomiast dla wi
ę
kszo
ś
ci Polaków
i Niemców punktem takim były nast
ę
pstwa Układu Wschodniego z grudnia 1970 r. Przyczyniły si
ę
one do od razu do
ść
Ŝ
ywej wymiany kulturalnej i osobowej. Wielu Niemców po raz pierwszy pojechało wówczas do Polski (cz
ę
sto byli to
ludzie pochodz
ą
cy z terenów znajduj
ą
cych si
ę
obecnie w Polsce) i konfrontowało swoje dawne do
ś
wiadczenia:
przeszło
ść
z tera
ź
niejszo
ś
ci
ą
. Polska stawała si
ę
dla Niemców bardziej znana ni
Ŝ
poprzednio, mniej egzotyczna. Jakiej
ś
radykalnej zmiany jednak z pewno
ś
ci
ą
nie było. Wbrew do
ść
powszechnym opiniom, dla ogromnej wi
ę
kszo
ś
ci
Niemców Polska jest cały czas du
Ŝ
o mniej interesuj
ą
ca ni
Ŝ
np. Hiszpania, Włochy, kraje Zachodu albo te
Ŝ
kraje, gdzie
istniej
ą
mo
Ŝ
liwo
ś
ci wyjazdu nie kr
ę
powane
Ŝ
adnymi nadzwyczajnymi przepisami, konieczno
ś
ci
ą
starania si
ę
o
pozwolenia czy wizy.
Prawdziwy przełom miał dopiero nadej
ść
. Spowodowały go po pierwsze — wybór arcybiskupa Krakowa kardynała
Wojtyły na papie
Ŝ
a, 16 pa
ź
dziernika 1978 r., oraz powstanie ..Solidarno
ś
ci", jako dalszego etapu rozwoju ruchu
opozycyjnego w Polsce, o którym w niemieckich kołach inteligenckich i studenckich sporo wiedziano. Sama
„Solidarno
ść
" była jednak zjawiskiem nietypowym dla tutejszych poj
ęć
, gdy
Ŝ
w jej powstawaniu i rozwoju
uczestniczyli obok ogromnych rzesz robotników tak
Ŝ
e intelektuali
ś
ci, szeroko rozumiana inteligencja, studenci. Taki
typ współdziałania mi
ę
dzyklasowego był i jest tutaj, w Niemczech, wła
ś
ciwie nieznany. Wszelkie akcje społeczne o
ró
Ŝ
nym charakterze, czy to na rzecz ochrony
ś
rodowiska, polityczne, partyjne — zawsze miały swoj
ą
baz
ę
w jednej,
najwy
Ŝ
ej dwóch grupach
ś
rodowiskowych czy społecznych. Nigdy we wspólnym, solidarnym działaniu studentów,
robotników i intelektualistów...
Ale w Polsce do czasów „Solidarno
ś
ci" to si
ę
równie
Ŝ
nie udawało.
Tak. Zarówno rok 1968, jak i 1970 stanowiły pouczaj
ą
cy przykład beznadziejno
ś
ci wszelkich poczyna
ń
niezale
Ŝ
nych, prób poszerzenia zakresu wolno
ś
ci nawet w obr
ę
bie istniej
ą
cego ustroju, je
ś
li inicjatywa wychodziła od
jednej tylko grupy zawodowej lub społecznej. „Solidarno
ść
" jest wi
ę
c tu bardzo podziwiana. Na jej temat i tzw. ruchu
opozycyjnego w Polsce w latach siedemdziesi
ą
tych wydano ju
Ŝ
w j
ę
zyku niemieckim kilkadziesi
ą
t ksi
ąŜ
ek. Autorami
s
ą
niemieccy politolodzy, historycy, znawcy Europy Wschodniej, socjolodzy, dziennikarze...
Przetłumaczono i wydano jednak tak
Ŝ
e ksi
ąŜ
k
ę
Jerzego Holzera o „Solidarno
ś
ci", opublikowan
ą
po raz
pierwszy w Polsce przez niezale
Ŝ
n
ą
oficyn
ę
wydawnicz
ą
„Kr
ą
g".
No tak, oczywi
ś
cie wydaje si
ę
tutaj tak
Ŝ
e prace o najnowszych dziejach Polski autorów nieniemieckich, w tym
klasyczne ju
Ŝ
dzieło Jerzego Holzera
Solidarno
ść
1980
—1982.
Geneza i historia.
Jednak zainteresowanie Polsk
ą
, tak
Ŝ
ywe na przełomie lat siedemdziesi
ą
tych i osiemdziesi
ą
tych i w pocz
ą
tkach lat osiemdziesi
ą
tych, słabnie. W tej chwili
wyst
ę
puje pewne znu
Ŝ
enie t
ą
problematyk
ą
i odpływ zainteresowania. Ja stałem si
ę
tutaj, jak twierdz
ą
ró
Ŝ
ni znawcy
rynku ksi
ę
garskiego, ale tak
Ŝ
e osoby z kr
ę
gów uniwersyteckich i
ś
rodowisk opiniotwórczych, czynnikiem, który w
jakim
ś
stopniu przedłu
Ŝ
ył zainteresowanie sprawami polskimi w RFN.
Wspomniana ju
Ŝ
Nagroda Pokojowa Ksi
ę
garstwa Niemieckiego była dobr
ą
okazj
ą
, wykorzystan
ą
przez Pana,
ale tak
Ŝ
e przez wielu publicystów do propagowania ci
ą
gle trudnego problemu polsko-niemieckiego pojednania.
Wyst
ę
puje Pan jako rzecznik takiego pojednania, maj
ą
c ku temu szczególne — moim zdaniem — predyspozycje.
Składaj
ą
si
ę
na nie zarówno Pa
ń
ska wojenna przeszło
ść
wi
ęź
nia O
ś
wi
ę
cimia i
Ŝ
ołnierza Armii Krajowej, jak i
działalno
ść
na polu pojednania polsko-
Ŝ
ydowskiego; a wi
ę
c narodów szczególnie ci
ęŜ
ko do
ś
wiadczonych przez
niemiecki nazizm. Człowieka wyst
ę
puj
ą
cego z takich pozycji trudno atakowa
ć
: Pa
ń
ska misja jest w sposób oczywisty
szczera i wiarygodna. Jest Pan te
Ŝ
historykiem z ogromnym dorobkiem naukowym i publicystycznym w zakresie
problematyki polsko--niemieckiej z okresu 11 wojny
ś
wiatowej, co — mówił ju
Ŝ
Pan o tym — ułatwia tutaj niesłychanie
argumentacj
ę
. Pa
ń
skie przemówienie wygłoszone w ubiegłym roku we Frankfurcie, przy okazji uroczysto
ś
ci wr
ę
czenia
nagrody Ksi
ę
garzy Niemieckich, nie zostało przez cenzur
ę
w Polsce dopuszczone do publicznego rozpowszechnienia.
Czy Pana zdaniem rz
ą
d w Warszawie chce mie
ć
po prostu wył
ą
czno
ść
na poruszanie problemu niemieckiego i
wygrywanie go potem dla swoich bie
Ŝą
cych celów politycznych, czy te
Ŝ
były w Pa
ń
skim przemówieniu fragmenty, które
zdaniem władz nie powinny były dotrze
ć
do
ś
wiadomo
ś
ci obywateli PRL?
My
ś
l
ę
,
Ŝ
e z punktu widzenia przepisów cenzuralnych, jakie w Polsce s
ą
praktykowane, w całej mojej mowie
mo
Ŝ
na by formalnie zakwestionowa
ć
tylko wymienienie układu Ribbentrop - Mołotow jako jednego, ale przecie
Ŝ
nie
jedynego elementu poprzedzaj
ą
cego agresywne wobec Polski niemieckie działania militarne we wrze
ś
niu 1939 r. W
dodatku ten temat był przeze mnie poruszony tylko w postaci cytatu z powszechnie znanego i wielokrotnie
przedrukowywanego w ró
Ŝ
nych j
ę
zykach przemówienia prezydenta RFN, Richarda von Weizsackera z 8 maja 1985 r.,
w 40-lecie zako
ń
czenia II wojny
ś
wiatowej. W przemówieniu tym uznał on, a ja cytuj
ą
c go te
Ŝ
uznaj
ę
,
Ŝ
e główn
ą
win
ę
za wywołanie II wojny
ś
wiatowej ponosz
ą
Niemcy hitlerowskie i nikt ich z tej winy nie mo
Ŝ
e zwolni
ć
. Prezydent von
Weizsacker mówił to oczywi
ś
cie w kontek
ś
cie spraw niemieckich. Mnie interesowały ze zrozumiałych wzgl
ę
dów
przede wszystkim sprawy polskie, czy raczej polsko-niemieckie. W zwi
ą
zku z tym byłem po prostu zobowi
ą
zany
przywoła
ć
ten fragment, poniewa
Ŝ
mówi on o poczuciu historyczne] winy Niemców, wyra
Ŝ
onej ustami najwy
Ŝ
szego
autorytetu konstytucyjnego w tym kraju, winy tak
Ŝ
e wobec narodu i pa
ń
stwa polskiego. Wydawa
ć
by si
ę
wi
ę
c mogło,
Ŝ
e słu
Ŝę
dobrze polskiej racji stanu ka
Ŝ
dej Polski, upowszechniaj
ą
c fakt uznania przez autorytet niemiecki takiej
oczywistej dla nas prawdy,
Ŝ
e nikt nie mo
Ŝ
e zwolni
ć
Niemców od odpowiedzialno
ś
ci za wybuch II wojny
ś
wiatowej.
Czyli fakt, i
Ŝ
w Polsce nie wydrukowano tekstu Pa
ń
skiego przemówienia na uroczysto
ś
ciach we Frankfurcie,
przemówienia w niczym nie naruszaj
ą
cego polskiej polityki zagranicznej, dotyczył raczej zastrze
Ŝ
e
ń
władz PRL wobec
Pa
ń
skiej osoby?
Nie, nie tylko. Gdybym to nie był ja, a jaki
ś
nikomu nie znany pan Kowalski, skutek byłby zupełnie taki sam
— o ile oczywi
ś
cie tekst nie byłby przed wygłoszeniem uzgodniony z władzami PRL. Wracaj
ą
c natomiast do
Pa
ń
skiego poprzedniego pytania: wydaje mi si
ę
,
Ŝ
e jest szereg przykładów dla poparcia tezy o istnieniu tendencji w
całej zreszt
ą
rodzinie pa
ń
stw systemu, z PRL wł
ą
cznie, do wytyczania granic tego, co wolno, a czego nie wolno mówi
ć
,
gdzie i do kogo. Mo
Ŝ
na to obserwowa
ć
na ka
Ŝ
dym kroku. Przygl
ą
daj
ą
c si
ę
np. działalno
ś
ci tych instytucji niemieckich,
które wchodz
ą
w porozumienia z ró
Ŝ
nymi naukowymi lub innymi instytucjami w Polsce, widzi si
ę
, jak bardzo daleko
posuwa si
ę
ingerencja strony polskiej, jak bardzo daleko id
ą
próby tej ingerencji. Na spotkania, seminaria, dyskusje
wysyła si
ę
z Polski tylko starannie wybranych ludzi, nigdy innych. Poza tym — wiem to od moich niemieckich
rozmówców — podejmowane s
ą
cz
ę
sto próby bezpo
ś
redniej ingerencji ambasady PRL w Kolonii w program, tre
ść
i
skład personalny ró
Ŝ
nego typu imprez organizowanych przez instytucje niemieckie. Budzi to absolutne zdumienie,
poniewa
Ŝ
tutaj nie ma
Ŝ
adnej mo
Ŝ
liwo
ś
ci ani konstytucyjnej, ani policyjnej,
Ŝ
eby władze pa
ń
stwa, lub Landu —
kraju, ingerowały w tre
ść
czy w program imprezy odbywaj
ą
cej si
ę
w jakim
ś
lokalu zarejestrowanej instytucji,
zwi
ą
zku, stowarzyszenia, Krupy ko
ś
cielnej, naukowej na jakikolwiek temat.
Czy uwa
Ŝ
a si
ę
Pan za dysydenta? Z powodów politycznych przesiedział Pan kilka lat w wi
ę
zieniu w okresie
stalinowskim. Po 13 grudnia 1981 r. był Pan internowany. Jednak mimo i
Ŝ
nie ukrywa Pan swoich pogl
ą
dów, mimo i
Ŝ
Pana sylwetka ideowa jest bardzo odległa od komunistycznego ideału, władza traktuje Pana wzgl
ę
dnie łagodnie.
Wydawano Pa
ń
skie ksi
ąŜ
ki, bez wi
ę
kszych trudno
ś
ci otrzymuje Pan paszport. Pa
ń
sk
ą
sytuacj
ę
w tym wzgl
ę
dzie mo
Ŝ
na
by porówna
ć
z sytuacj
ą
Stefana Kisielewskiego. Czy zgadza si
ę
Pan z tak
ą
opini
ą
?
Czy władza traktuje mnie łagodnie? Oczywi
ś
cie kryterium tego, co jest łagodne, a co nie jest łagodne, b
ę
dzie
inne dla niemal ka
Ŝ
dego pisz
ą
cego, publikuj
ą
cego, wydaj
ą
cego Polaka. W ko
ń
cu nie ma w Polsce na dobr
ą
spraw
ę
pisarzy, którzy by nigdy niczego w Polsce Ludowej nie wydali. Przecie
Ŝ
nawet ludzie tak konsekwentnie t
ę
pieni
politycznie, przynajmniej w ostatnim kilkunastoleciu, jak cho
ć
by mój przyjaciel Jan Józef Lipski, wydali w Polsce w
sposób jawny kilka ksi
ąŜ
ek. Wydawali ksi
ąŜ
ki, publikowali oficjalnie i Bronisław Geremek, i Tadeusz Mazowiecki, i
wielu innych moich przyjaciół, powszechnie znanych i szanowanych. Inni, jak np. Leszek Moczulski, nie tylko
wydawali ksi
ąŜ
ki, ale nawet z racji głoszonych w nich pogl
ą
dów dostawali takie reprezentacyjne nagrody jak nagroda
Ministerstwa Obrony Narodowej PRL. Tak wi
ę
c czy kto
ś
wydał w Polsce oficjalnie ksi
ąŜ
k
ę
, czy nie wydał,
niekoniecznie musi co
ś
oznacza
ć
. Tak
Ŝ
e to, czy kto
ś
wyje
Ŝ
d
Ŝ
ał za granic
ę
, czy nie wyje
Ŝ
d
Ŝ
ał. Wyci
ą
ganie z tego
wniosków mo
Ŝ
e okaza
ć
si
ę
zawodne. Sam Pan przytacza przykład Stefana Kisielewskiego, mojego starszego
przyjaciela i szanownego reprezentanta pisma i grupy, z któr
ą
czuj
ę
si
ę
zwi
ą
zany od 30 lat bez przerwy. Mo
Ŝ
na by te
Ŝ
przytoczy
ć
szereg innych przykładów ludzi, którzy te
Ŝ
z ró
Ŝ
nych powodów wyje
Ŝ
d
Ŝ
ali lub z ró
Ŝ
nych powodów
(niekiedy znanych, niekiedy nieznanych) nie mogli otrzyma
ć
paszportu. Je
Ŝ
eli jednak zauwa
Ŝ
y
ć
,
Ŝ
e mimo uprzednich
usilnych stara
ń
, po raz pierwszy w swoim
Ŝ
yciu zdołałem wyjecha
ć
za granic
ę
w 1963 r., maj
ą
c wówczas sko
ń
czonych
41 lat, oraz
Ŝ
e w ci
ą
gu nast
ę
pnych 24 lat byłem wprawdzie szereg razy za granic
ą
, ale te
Ŝ
miałem wiele odmów
wyjazdu, obejmuj
ą
cych niekiedy 4—5 lat – to w porównaniu z przeci
ę
tnym Polakiem je
Ŝ
d
Ŝą
cym dla celów
turystycznych lub handlowych wydaje mi si
ę
,
Ŝ
e mój przypadek nie mo
Ŝ
e
ś
wiadczy
ć
o jakim
ś
uprzywilejowaniu, raczej
o du
Ŝ
ym upo
ś
ledzeniu. Szczególnie gdy zwa
Ŝ
y
ć
,
Ŝ
e wyjazdy te słu
Ŝ
yły na ogół nie tylko moim sprawom osobistym.
Mo
Ŝ
e zabrzmi to dzisiaj humorystycznie czy raczej tragikomicznie, ale dopiero po interwencjach poselskich na
bardzo wysokim szczeblu stał si
ę
w 1963 r. mo
Ŝ
liwy mój wyjazd do Izraela w celu posadzenia drzewka w imieniu Rady
Pomocy
ś
ydom w Polsce. A było ono potem, tak
Ŝ
e w oficjalnej propagandzie PRL, przez całe lata przedmiotem dumy,
potwierdzaj
ą
cym fakt zorganizowanego działania Polaków w czasie okupacji na rzecz prze
ś
ladowanych
współobywateli,
ś
ydów.
Wi
ę
c je
Ŝ
eli były nawet takie trudno
ś
ci, a mógłbym przytoczy
ć
równie nonsensownych przykładów wi
ę
cej,
wł
ą
cznie z
kilkakrotnymi odmowami wyjazdu na kongresy mi
ę
dzynarodowego PEN-Clubu (co spowodowało solidarne
powstrzymanie si
ę
całej polskiej delegacji od wyjazdu na te kongresy), to o jakimkolwiek „uprzywilejowaniu" mojej
osoby nie mo
Ŝ
e by
ć
mowy.
Je
Ŝ
eli natomiast przyj
ąć
kryterium,
Ŝ
e traktowany jestem ,.stosunkowo łagodnie" — to oczywi
ś
cie; w
porównaniu do tych ludzi, którzy zgin
ę
li w stalinowskich wi
ę
zieniach, bytem potraktowany bardzo łagodnie. Dostałem
tylko 8 lat wi
ę
zienia za rzekome szpiegostwo, podczas gdy ludzie równie
Ŝ
tylko za rzekome czyny dostawali niekiedy
kary
ś
mierci, które wykonywano. Wobec tego uwa
Ŝ
am,
Ŝ
e miałem wielkie szcz
ęś
cie, na które sobie wła
ś
ciwie niczym
nie zasłu
Ŝ
yłem.
Jednak je
ś
li odsiedziałem z mojego wyroku ponad sze
ść
i pół roku wi
ę
zienia, to jak na moje skromne bardzo
działania i zasługi niepodległo
ś
ciowe w tym czasie było to „uhonorowanie" raczej ponad miar
ę
, bior
ą
c pod uwag
ę
,
Ŝ
e
nie dłu
Ŝ
ej przesiedzieli w wielu wypadkach ludzie maj
ą
cy powa
Ŝ
ny wpływ społeczny, generałowie, politycy. W tej
wi
ę
c skali nie czuj
ę
si
ę
ani specjalne upo
ś
ledzony, ani specjalnie uprzywilejowany. Uwa
Ŝ
am,
Ŝ
e jak na polskie stosunki
tamtego okresu przebiegło to raczej w dobrej normie. Prosz
ę
przy tym zwróci
ć
uwag
ę
,
Ŝ
e nigdy nie byłem politykiem
ani kandydatem na polityka, ja nigdy nie byłem członkiem
Ŝ
adnej organizacji, poza
ś
ci
ś
le zawodowymi, jak Zwi
ą
zku
Literatów Polskich (do 1983 r.) i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (do 1983 r.), no i polskiego PEN-Clubu, który
był na szcz
ęś
cie organizacj
ą
o du
Ŝ
ym w Polsce stopniu niezale
Ŝ
no
ś
ci, za któr
ą
dzi
ś
zreszt
ą
musi płaci
ć
. Nie nale
Ŝ
ałem
nigdy do ZBoWiD-u, nie nale
Ŝ
ałem do partii politycznych (jedynym wyj
ą
tkiem był krótki okres przynale
Ŝ
no
ś
ci do
mikołajczykowskiego PSL). Nie nale
Ŝ
ałem nawet do organizacji ideowo mi bliskich, np. do Klubów Inteligencji
Katolickiej. Nie wchodziłem do
Ŝ
adnych władz, zarz
ą
dów itp. Tego te
Ŝ
nie praktykowałem. Byłem w jakim
ś
stopniu
oddzielny. Poczuwam si
ę
do
ś
cisłej i lojalnej wi
ę
zi z redakcj
ą
„Tygodnika Powszechnego", którego stałym
współpracownikiem jestem od 1957 r. (tj. po jego wznowieniu), a równie
Ŝ
przez szereg lat członkiem redakcji.
Obecnie, szósty rok z rz
ę
du, mam równie
Ŝ
zaszczyt figurowa
ć
w tzw. stopce wydawniczej tego pisma. Otó
Ŝ
mimo tego
ś
cisłego zwi
ą
zku byłem i tam zawsze człowiekiem troch
ę
„osobnym". Pod tym wzgl
ę
dem porównanie mnie z Kisielem
mo
Ŝ
e nie by
ć
bezsensowne. Jednak Kisiel miał ambicje, a tak
Ŝ
e zainteresowania polityczne, których ja nigdy nie
miałem.
W zwi
ą
zku z tym s
ą
dz
ę
, i
Ŝ
w ramach my
ś
lenia nomenklatury „bezpiecze
ń
stwowej" w tym systemie ja jestem
zwierz
ę
raczej nietypowe, które nie mie
ś
ci si
ę
jako
ś
w ich siatce typów. Miewało to i dobre, i złe nast
ę
pstwa.
Czy jestem tzw. „dysydentem"? Otó
Ŝ
ten termin „dysydenci" jako
ś
dziwnie „przykleił" si
ę
do ludzi
zwi
ą
zanych z opozycj
ą
z bloku wschodniego. Nie „przykleił" si
ę
natomiast do uciekinierów z Chile, z Argentyny czy z
Iranu. Według mojego rozumienia tego słowa, jego znaczenia, „dysydent" to odchyleniec, odszczepieniec. Człowiek,
który odszedł od pewnych zasad, ideałów czy programów na rzecz innych, a wi
ę
c człowiek, który dopu
ś
cił si
ę
czego
ś
w
rodzaju zdrady z punktu widzenia jego pierwotnej grupy. Oczywi
ś
cie, jest szereg polskich opozycjonistów, podobnie
jak czeskich, w
ę
gierskich czy sowieckich, którzy mog
ą
by
ć
tak wła
ś
nie oceniani przez władze komunistyczne. S
ą
to
mianowicie ludzie, którzy byli członkami partii komunistycznej lub organizacji komunistycznych i w pewnym
momencie swego
Ŝ
ycia — a dotyczy to zarówno ludzi generacji Kopelewa w ZSRR, jak i ludzi du
Ŝ
o młodszych, bo
poprzez Kołakowskiego, Woroszylskiego, Bara
ń
czaka, id
ą
c w dół ku młodym a
Ŝ
do ruchów studenckich — ludzie
którzy zmienili drog
ę
i to było ich dobrym prawem. Ja tego ani nie kwestionuj
ę
, ani nie krytykuj
ę
. Akceptuj
ę
to jak
ka
Ŝ
dy wolny wybór człowieka, szanuj
ę
, nawet gdy poci
ą
gn
ę
ło to za sob
ą
ujemne skutki w ich
Ŝ
yciu, a mimo to
pozostali swojemu wyborowi wierni. Ja jednak nie zasługuj
ę
na to okre
ś
lenie. Nie przysługuje mi ono po prostu
dlatego,
Ŝ
e nigdy od swoich ideałów
ś
wiatopogl
ą
dowych, politycznych, wizji dotycz
ą
cych mojego narodu, jego
przyszło
ś
ci, jego szcz
ęś
cia I pomy
ś
lno
ś
ci jak do tej pory w
Ŝ
yciu nie odszedłem.
Plik z chomika:
The9
Inne pliki z tego folderu:
Huizinga Johan_Jesień średniowiecza (cz).pdf
(5661 KB)
Literatura starożytna 00.rar
(14976 KB)
Literatura starożytna 01.rar
(19107 KB)
Literatura starożytna 02.rar
(18748 KB)
Historia starożytna 03.rar
(16996 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abelard Piotr
Achilles
Aleksander Macedonski
allegro
Althusser Louis
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin