Siderek12 - Tom I - Część II Rozdział 12.pdf

(103 KB) Pobierz
446701535 UNPDF
Rozdział 12
PAMIĘTNIK
1
O budził się wcześnie. Leżał na podłodze, kręciło mu się w głowie i było mu słabo. Cały
czas słyszał w głowie powtarzane w kółko ostatnie słowa (Niebawem się dowiesz), zanim
stracił przytomność. Tylko tyle pamiętał z ostatniej niespokojnej nocy. Reszta była dla niego
czarna dziurą...
2
D źwignął się na nogi i rozglądając po pomieszczeniu jeszcze raz przemyślał swoją
sytuację. A przede wszystkim to, co się wczoraj wydarzyło.
Nic nie pamiętał. Zaraz po tym jak powrócił do domu czuł się dziwnie. Wcześniej
pamiętał wszystko idealnie, ale całość urywa się w momencie, kiedy znalazł się w domu. Co
więc wydarzyło się potem, pomyślał próbując przypomnieć sobie chociaż jeden szczegół -
nawet najdrobniejszy, ale...
... ale jego usilne próby na nic się zdały. Nie przypomniał sobie nic. Czuł dziwna pustkę, a
jednocześnie czegoś się dowiedział. Czegoś ważnego... Przynajmniej tak podejrzewał... I
nagle przypomniał sobie kulejącego mężczyznę we mgle.
Chłopak musiał się dowiedzieć, kim on był i dlaczego ukazał się akurat jemu. Wiedział
tylko jedno, odpowiedź na to pytanie znajdzie w lesie.
Kim on był i co robił koło mojej furtki, pomyślał znowu i podszedł do biurka. Na
sosnowym blacie leżał plik kartek... Chłopak dopiero teraz zauważył, że są one pożółkłe ze
starości. Kilka kartek, które kryją odpowiedź na jego pytania, a trochę ich było.
Co się stało z dziedzicem po jego śmierci w lesie?
Czy jego przyjaciółka Kasia wiedziała o sile panującej w lesie?
Od kiedy znała dziedzica i jakie tajemnice od niego otrzymała? A może to były
wskazówki? Czego dotyczyły? Skąd się wzięła klątwa lasu i kto ją rzucił? Jak długo ciąży
na czarnoborskim lesie? ...
Niby proste pytania, ale odpowiedź na nie nie okazywała się wcale taka prosta.
Marek westchnął, usiadł przy biurku i ze zgrozą spojrzał na pożółkłe kartki. Wołały go
niczym jakieś mary... niczym... niczym głos Wiktorii. Chociażby jej... Wiktorii.
Drżącymi rękami dotknął papieru. Poczuł szorstką fakturę i lekko się wzdrygnął.
Jednocześnie pragnął poznać odpowiedź na swoje pytania. A także treść owego
tajemniczego pamiętnika.
3
P rzyglądał mu się chwilę, po czym otworzył go. Na pierwszej stronie wygrawerowane
było co następuje:
ZAPISKI 1835 - 1875
Katarzyna
Nic więcej. Marka zdziwił przedział czasowy. To dlatego ten pamiętnik jest gruby i w
dodatku niekompletny. Marek ponownie westchnął odwracając i tą kartkę. Na kolejnej była
tylko data:
1835
Autorka pisała:
... Urodziłam się w kwietniu 1825 roku, w ubogiej rodzinie. Teraz mam 10 lat i mam na
imię Kasia. Osada, do której należałam była rzadko spotykana, tak jak powiedziano mi,
kiedy byłam mała...
Postanowiłam prowadzić te zapiski, żeby opisać zdarzenia, które miały wpływ na moje
dotychczasowe życie. Oby...
... To znowu ja. Pisze teraz w ten pochmurny poranek 1835 roku. Osada moja zginęła w
niewyjaśnionych okolicznościach i zostałam sama. Boję się... Chcę do mamy...
Nie potrafię określić, co mnie teraz spotkało i wiecie co, jestem głodna, a nic nie potrafię
sobie przygotować.
... Oswoiłam się z myślą, że jakoś muszę sobie dać radę. Wyruszyłam w podróż,
zabierając ze sobą jakieś jedzenie. Znalazłam je w jednej z chat mojej osady. Musi
wystarczyć. W przeciwnym razie umrę z głodu. Zresztą, może i dobrze, że umrę tak młodo.
Po głowie przynajmniej nie będą mi krążyć głupie myśli... Długo się nad sobą
zastanawiałam... Czasami niepotrzebnie...
... Wędrówka trwa już wiele dni i jestem wyczerpana. Nogi nie chcą mnie słuchać...
Marek czytał i dowiedział się między innymi, że ta Kasia po długich tygodniach
wędrówki odnalazła osadę, w której przyjęli ją (mimo jej zdziwienia) bardzo, ale to bardzo
ciepło. Dziewczynka poczuła się jak u siebie w domu. I tam właśnie poznała dziedzica jako
chłopca - ANDRUSA WOLISKIEGO. Opisała jeszcze kilka zdarzeń, które według Marka
były mało ważne i nie mające żadnego znaczenia.
4
P oświęciła swojemu życiu kilka stron. Tylko kilka... według Marka około dwudziestu.
Cóż, chłopak czytał.
... Wędrowałam wiele tygodni. Byłam zbytnio wyczerpana wszystkimi ewentualnościami,
które mogły zaprzątać moją głowę. Zastanawiam się, jak się czuje człowiek, który utracił
nadzieję? Piszę tak, ponieważ sama już odczuwam tego typu emocje. Brakuje mi nadziei.
Siedzę na kamieniu pod ogromnym dębem i pisząc te słowa rozmyślam nad swoim losem.
Co może mnie spotkać?, zapytałam w tej chwili samej siebie, a może już nic... co mogłoby
wnieść coś do mojego życia. Minęło już wiele dni, a ja wciąż nie wiem, czy odnajdę coś, co
mogłoby świadczyć o obecności jakiejś osady. Nawet najmniejszy ślad. Wtedy mogłabym
odzyskać nadzieję, której pozostały we mnie resztki. Byłabym pewna, że los nie obdarzył
mnie okropną śmiercią. Że jeszcze będę mogła trochę pożyć...
Siedziałam i za plecami usłyszałam szelest. Początkowo myślałam, że to spłoszone dzikie
zwierzę albo ptak, który wzbił się w powietrze... Przeciętnie, gdyby to było zwierzę to
szelest by się nie powtórzył drugi raz w tym samym miejscu. Jednak powtórzył się raz,
drugi, a nawet jeszcze kilka. Za każdym razem był wyraźniejszy i poczułam nawet strach.
Jednego byłam pewna...
Ten ktoś był w jakiejś odległości za mną. Zbliżał się. Próbował się skradać, ale to
skradanie trochę, mu nie wychodziło. Nagle pomyślałam, że to mogło być jakieś zwierzę,
które mogło się po prostu zgubić. Jednak ta myśl została natychmiast rozwiana, kiedy
usłyszałam jęk. Gruby, basowy. To był z pewnością mężczyzna i na pewno się skaleczył.
Dlatego jęknął.
Co prawda, nie zmieniało to faktu, że się bałam. Strach pozostał, a nawet odrobinę
przybrał na sile.
Kolejny jęk i dźwięk pękającej gałęzi. Nieznajomy upadł. Był już bardzo blisko.
Odniosłam wrażenie, że doszedł do mnie zapach jego potu. W pewnym sensie poczułam, że
też się pocę. Oczywiście nie tak intensywnie jak mężczyzna za moimi plecami...
Ogarnął mnie nagle paniczny strach i miałam ochotę uciec. Tak, chciałam, lecz pojawił się
jeden problem. Nogi odmówiły posłuszeństwa.
Energicznie rozejrzałam się wokoło i nagle dopadła mnie chęć krzyknięcia. Otworzyłam
usta, lecz z ich wnętrza wydobył się jedynie cichy jęk. Ogarnął mnie jeszcze silniejszy
strach. Teraz pot spływał mi po ciele obficie, ale dopiero po długiej chwili zorientowałam
się że umilkł. Wiedziałam, że nieznajomy do mnie dotarł i zaraz mnie zabije. Stał za mną.
Bardzo blisko. Sapał jak stara lokomotywa, która zakończyła swój bieg. Czułam bijący od
niego żar i silny zapach potu. Nieznajomy milczał cały czas sapiąc, a ja niezdolna do
niczego siedziałam sztywno na kamieniu. Wiedziałam, że nieznajomy był silny... Paniczny
strach nie pozwolił mi złożyć wszystkich myśli do kupy. Dosłownie nie było o tym mowy,
aż do chwili...
- Nie bój się - odezwał się nagle dziwnym gardłowo - basowym głosem. - Wiedziałem, że
wędrujesz.
Nie potrafiłam się ruszyć. Strach mnie przygwoździł.
- K - kim je - jesteś? - usłyszałam nagle swój głos, potwornie się jąkając. Nie spodziewałam
się tego, że coś powiem, ale widocznie coś sprawiło, że to zrobiłam.
Czekałam na reakcję mężczyzny.
- Nie bój się - powiedział teraz łagodniejszym tonem. - Pomogę ci.
Strach puścił jak ręka odjął. Obejrzałam się. Niecałe dwa metry ode mnie stał mężczyzna
o bujnej czuprynie i krzaczastych brwiach. Przyglądał mi się z (zdawałoby się) nadmierna
uwagą. Odniosłam wrażenie, że się nawet uśmiechnął.
- Kim jesteś? - zadałam to samo pytanie, teraz już się nie jąkając.
Nieznajomy szerzej się uśmiechnął. Wyglądał na osobę, która nie bardzo wie co w tej
chwili ze sobą zrobić. Przez dłuższą chwilę stał tylko mi się przyglądając.
- Mieszkańcem osady - odezwał się nagle. - Dowiedziałem się, że pewna dziewczynka z
innej osady, wędruje po pewnych miejscach szukając schronienia.
Spojrzałam w jego czarne oczy.
- Innej dziewczynki oprócz mnie tutaj nie widzę - odparłam. - To może o mnie chodzi?
- Prawdopodobnie - zgodził się nieznajomy. - Dano mi polecenie, żebym cię odnalazł.
Rzuciłam na niego ostre spojrzenie.
- Co to znaczy, że miałeś mnie odnaleźć? Kto ci kazał? – zapytałam.
Mężczyzna dłuższą chwilę się zastanawiał.
- U nas w osadzie jest starzec, który wyczuwał coś od dłuższego czasu - odezwał się
mężczyzna. - Powiedział mieszkańcom, że ktoś niebawem dołączy do osady.
Milczałam...
- Poprosił mnie, żebym wyruszył na poszukiwania - mówił dalej. - Jedyne co powiedział, to:
dziewczynka o kasztanowych włosach i zielonych oczach.
Otworzyłam usta z wrażenia. Przecież to ja, pomyślałam.
- A skąd on wiedział, że masz mnie odnaleźć? - zapytałam - Chcę wiedzieć.
Mężczyzna sprawiał teraz wrażenie nieco zmieszanego.
- Jak to powiedzieć - zastanawiał się. - Załóżmy, że ten starzec...
- Nic nie zakładaj, tylko powiedz mi, kim jest starzec, który cię przysłał i skąd wiedział, jak
mnie jak mnie odnaleźć - przerwałam mu w połowie wypowiedzi.
Nieznajomy spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Skąd wiedział? - zapytał sam siebie. - Prawdopodobnie przez to, że jest takim
jasnowidzem. Oprócz jasnowidzenia potrafi zobaczyć także to, co dzieje się teraz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin