Anna Dillon
Romans
(The Affair)
Przełożyła Dobromiła Jankowska
Opowieść żony
Czy podejrzewałam?
Zadawałam sobie to pytanie wiele razy, ale jeśli mam
być całkowicie szczera – nie podejrzewałam.
Cóż... Ufałam mu. Kochałam go. Czy to oznacza
jedno? Zaufanie i miłość? Tak... Przynajmniej ja myślę,
że tak.
Od kiedy jednak po raz pierwszy ogarnęły mnie
wątpliwości, wszystko, co on robił, stało się podejrzane. Od tamtej
chwili nie wierzyłam w ani jedno jego słowo.
A kiedy odkryłam prawdę, znienawidziłam go.
Czwartek, 19 grudnia
Kathy Walker podpisała zamaszyście świąteczną kartkę.
Serdeczności od Roberta, Kathy, Brendana i Theresy.
Odwróciła kartkę, włożyła ją do czerwonej koperty, dwoma szybkimi ruchami polizała brzeg. Skrzywiła się, czując smak kleju, i wzięła do ręki długopis. Zastygła na chwilę. Jaki to był adres? Podniosła wzrok znad stosu kopert i zmarszczyła brwi: 21 coś tam Park, a może coś tam Grove?
Kathy wstała od kuchennego stołu i położyła sobie dłonie na krzyżu, próbując jednocześnie rozruszać bolący kark. Usłyszała niepokojące skrzypienie napiętych mięśni. Pisała kartki już od prawie dwóch godzin – nie znosiła tego i zawsze zostawiała na ostatnią chwilę – a teraz była zesztywniała, obolała i odrobinę poirytowana. Każdego roku było tak samo: pisała kartki i podpisywała się za nich oboje, choć oczywiście większość życzeń wysyłała przyjaciołom i współpracownikom Roberta.
W przyszłym roku będzie inaczej, obiecała bez przekonania, szukając notesu z adresami. Potem uśmiechnęła się i przez chwilę wyglądała młodziej – na pewno nie na swoje czterdzieści lat. Przypomniała sobie, że złożyła taką samą przysięgę rok temu. I prawdopodobnie także dwa lata wcześniej.
Znalazła notes pod stosem zeszłorocznych niewykorzystanych kartek. Zawsze kupowała świąteczne pocztówki w pudełkach po dwadzieścia sztuk i zawsze zostawiała trzy lub cztery na dnie, obiecując sobie, że skorzysta z nich w następnym roku, ale nigdy tego nie robiła.
Opierając się o stół, przekartkowała zniszczony czarny notes z adresami w poszukiwaniu danych kuzyna męża. Spotkała tego faceta na ich ślubie osiemnaście lat wcześniej i wątpiła, czy rozpoznałaby go, gdyby teraz stanął naprzeciw niej. Poza tym on nigdy nie wysyłał im bożonarodzeniowych życzeń. To ostatni raz, kiedy ona to robi – miała zamiar spisać listę osób, które przysyłają kartki do nich i porównać je z tymi, które pisała ona sama. W następnym roku wyśle życzenia tylko do znajomych, którzy je wcześniej odwzajemnili. Tak będzie sprawiedliwie.
Znów się uśmiechnęła, przecież to samo obiecywała sobie rok wcześniej. A teraz wysyła dwa razy więcej życzeń niż w poprzednie święta.
Spojrzała na zegarek: kilka minut po trzeciej. Zdąży wrzucić listy, zanim o czwartej przyjedzie listonosz. Potem zamówi jedzenie na wynos: hinduskie dla Roberta i dla siebie, chińszczyznę dla Brendana i Theresy. Jeśli dobrze obliczyła, dzieci wrócą ze szkoły o tej samej porze, o której przywiozą jedzenie. Nie było to zbyt świąteczne, ale szynką i indykiem objedzą się w przyszłym tygodniu.
Zostały tylko cztery kartki. Wszystkie do współpracowników Roberta. Znów usiadła przy stole i obracała pocztówki w dłoniach. Sam powinien je napisać. Włożyła je do kopert, ale nie zakleiła. Napisała jednak adresy, żeby mąż nie miał już żadnej wymówki. Pierwsza była do szefa małej firmy multimedialnej w Quays. Druga do agencji talentów, która załatwiała statystów do scen zbiorowych. Uśmiechnęła się, pisząc adres. Nie tak dawno dostarczała kartki własnoręcznie, drepcząc przez całe miasto, żeby wrzucić je do skrzynek, bo nie mogli sobie pozwolić na znaczki.
Jak szybko wszystko się zmienia.
Walcząca o przetrwanie niezależna firma Roberta, produkująca programy dla telewizji, dostała jedno małe zlecenie – przebitkę do filmu dokumentalnego o rasizmie. Film zdobył Złotą Palmę w Cannes, a Robert świetnie wykorzystał ten sukces. Wydrukował nowe ulotki firmowe, które zdecydowanie sugerowały, że to R&K Productions sama zdobyła nagrodę. Jako że nikt nie kwapił się do weryfikowania tego faktu, małe kłamstwo pomogło rozkręcić interes. Kathy przypomniała sobie kolację, podczas której została przedstawiona jako „połowa firmy, która zdobyła Złotą Palmę za ten niesamowity dokument... „. Nie chciało jej się prostować tej wypowiedzi.
Interes kwitnął, co jednak przez wszystkie te lata odbijało się na ich związku. Rozkręcanie firmy oznaczało, że niektóre sprawy – rodzina, czas wolny, wakacje – schodziły na dalszy plan. R&K Productions robiła mało znaczące dokumenty, a ostatnio skupiała się głównie na filmach promocyjnych, filmikach szkoleniowych, czasem reklamach albo na kręceniu lokalnych przebitek do zagranicznych filmów. Kathy wiedziała, że Robert zaakceptował – choć później tego żałował – fakt, że nie będzie kręcił prawdziwych przyrodniczych filmów dla National Geographic, Discovery albo BBC. Nie martwiła się jednak – dochody ...
dotadota