ELIZA ORZESZKOWA - Kilka słów o kobietach.doc

(213 KB) Pobierz
ELIZA ORZESZKOWA: KILKA SŁÓW O KOBIETACH

Eliza  Orzeszkowa: Kilka słów o kobietach

Tekst ten Eliza Orzeszkowa po raz pierwszy opublikowany w odcinkach, na łamach "Tygodnika Mód i Nowości", w 1870 roku (nr. 40-44, 48-53).

Jedną z najpospoliciej roztrząsanych w wieku naszym idei, jest tak ważna idea emancypacji kobiet.

Komuż choćby raz nie zdarzyło sę widzieć starej piastunki, otoczonej słuchającymi ją dziećmi, i powtarzającej im tę odwieczną bajkę: "Chodziła czapla na wysokich nogach po desce, czy mówić jeszcze? Dzieci słuchają i daremnie wyczekują dalszego ciągu historyi tego ptaka, co to wedle bajkopisarza trochę slepy, trochę krzywy, daremnie sądzą, że opowiadanie piastunki uniesie w końcu czaplę z po nad tej deski, po której ona tak długo chodzi i w szerokim licie skrzydła jej rozwinie, daremnie słuchają i czekają, czapla chodzi i chodzi, w orlicę się nie zmienia i jednostajnym ruchem swoich wysokich nóg co po desce kroczy, usypia tych którzy się od niej szerokiego spodziewali lotu.

Sprawa emancypacyi kobiet odgrywa w ludzkości rolę podobną tej, którą ma bajka o czapli w drobnych kółkach dziecięcych otaczających piastunki.

Powtarzana przez wszystkie usta, płynąca z pod każdego pióra, spoczywająca i rozrabiająca się we wszystkich światłych umysłach, żywotnem tentnem pulsująca w potrzebach tegorocznego społeczeństwa, w zastosowaniu jest ona ciągle: "trochę ślepa, trochę krzywa" i zamiast rozwijać się w lot śmiały i szeroki - kroczy ciągle czaplemi krokami po drgającej i chwiejącej desce, utoczonej z najróżniejszych poglądów, przesądów, obaw jednych a przesady innych.

Na dzwięk wyrazu: emancypacja kobiet, przed oczami niektórych ludzi przesuwają się niemiłe często śmieszne, niekiedy bardzo smutne obrazy. Oto naprzykład w pokoju napełnionym gestą mgłą tytoniowego dymu, w wyzywającej postawie, z cygarem lub fajką w ręku a w ustach z głośnym śmiechem bluźniącym najświętrzym w świecie rzeczom, spoczywa kobieta lwica. W koło niej atmosfera kordegardy, w słowach jej cynizm Parnych i Diderotów, w ruchach jej bezporządekwcielony, a jednak kobieta owa podnosi z dumą głowę i mówi jestem emancypowaną!

To znowu kapryśna i rozpieszczona w bogactwie pani, pustą z próżnowania wylęgłą fantazją lub chwilowym szałem wiedziona, zrywa związki rodzinne, zrzeka sie powinności żony, matki i obywatelki i bez innych powodów oprócz rozdrażnionej i zepsutej próżnowaniem i czytaniem ognistych romansów wyobraźni, rzuca sie w świat awantur a na pytanie kim jest i co czyni? odpowiada, jestem kobietą emancypowaną!

To znowu jak na klassycznym trójnogu starożytna Pytya na nowożytnej kanapie, z ustami pełnemi nadętej mądrości, a głosem nakazującym milczenie zasiada kobieta pseudo-uczona, kobieta która po francuzku nazywa się bas blue. "Milczcie wszyscy bo ja mówię. Słuchajcie mię bom śród was jedynie mądra, bo czytałam Bakona, Kartezjusza, Lejbnitza, Kanta, Hegla itd. bo mówię wam o ekonomji politycznej, filantropij, idealizmie, materjalizmie, realizmie itd. Ile z tego wszystkiego rozumiem, ile z tych wszystkich brzmiących wyrazów z całej tej uczonej nomenklatury, potrafię dla was i dla siebie wyciągnąć pojęć zdrowych i treści rozumnej, to do was nic nie należy. Wiedzcie tylko, że jak w składach teatralnych pozwijane dekoracyjne płótna, tak w głowie mojej leżą ogromne zapasy mórz i horyzontów, ogrodów i okolic, miast i pałaców, które do woli rozwinąć przed wami mogę. Gdy zgasną światła moich salonów, jak po końcu przedstawienia dekoracye teatralne, zwiną się moje morza i horyzonty i pójdą spać w mojej głowie bez ruchu i pożytku. Ale tymczasem, nędzni śmiertelnicy, dopóki raczę zstępować ku wam z wysokości moich - patrzcie, słuchajcie i podziwiajcie mię."

Tak mówi kobieta sawantka, jak Rzymianin w togę drapuje się w Olimpijską powagę i uroczysztość. W koło niej rozlewa się atmosfera nudy i pychy, a ona na zapytanie jaką na tej ziemi gra rolę, jakie spełnia powinności i zadania odpowiada: jestem kobietą emancypowaną.

Nie dziw że gdy podobne obrazy staną przed wyobraźnią ludzi, wyraz emancypacja kobiet brzmi w ich uszach jednoznacznie z brakiem przyzwoitości, pogardą obowiązków rodzinnych i pozbyciem się najmilszej z zalet - prostoty - i że wzmianka i tej emancypacji sprowadza szyderczo uśmiechy lub ściąga surowe nagany nawet od ludzi obdarzonych światłem i postępowym umysłem. Nielogiczne entuzjastki rozmiłowane w dźwięku słowa, którego treści nie pojmowały - zacofały na długie lata postęp idei, której sztandarem pokrywać chciały swoje dziwaczne lub występne wybryki. Nic nie ma zgubniejszego dla jakiegokolwiek pojęcia, które zaledwie zrodzone w ludzkości jeszcze się w niej ugruntować nie zdołało, jak rzucony nań cień śmieszności. A śmiesznością właśnie pokryły pojęcie o emancypacji kobiet Lwice z fajkami i cynizmem w ustach. Pytje ze zwijanemi i rozwijanemi horyzontami w głowach i tem podobne pojęcia tego fałszywe apostołki i przedstawicielki.

Nienależy więc dziwić się zrażeniu wielkiej części ogółu ludzi do idei emancypacji kobiet, ale należy wierzyć iż prawda oddzielną być może od fałszu, rozum od śmieszności, prawdziwe światło spływające na ziemię dla naprawienia złego od wybryków, a choćby i występków ludzkiej głupoty i słabości.

Spójrzmy na mnóstwo moralnych i materjalnych nędz psujących połowę społeczeństw ludzkich, na zwiędłe w próżności umysły i zepsute w bezczynności serca kobiet bogatych, na zbladłe w niedostatku twarze i upadające w obawie o przyszłość moralne siły kobiet ubogich, a zapomniawszy o Lwicach i Pytjach, które coraz rzadziej zjawiają się i zjawiać będą między nami, rozważmy czy tym istotnym i niezaprzeczonym nędzom i nieszczęściom jakie wciąż nasuwają się przed oczy, trafnie pojęta i zastosowana emancypacja kobiet zapobiedz lub przynajmniej w części zmniejszyć ich nie zdoła.

Słowo jest tylko uwydatnieniem idei: skoro istnieje musi być w społeczeństwie pojęcie które dało mu powód bytu. Pojęcie zaś każde rodzi się z wielkiego tchnienia, jakie płynie z łona ludzkości wtedy, gdy ludzkość ta potrzebuje i pragnie czegoś a dąży do spełnienia swych pragnień i zadość uczynienia swoim potrzebom.

Wyraz tedy: emancypacja kobiet powstał z pojęcia o istniejącej w ludzkości potrzebie zrzucenia z kobiet jakiegoś jarzma, uwolnienia ich od jakichś krępujących je więzów.

Jakie jarzmo potrzebują zdjąć z siebie kobiety? Z jakiech ogniw skute są kajdany od których uwolnić się one pragną? Jarzmo to miałożby jak dowodzono ongi być tyranją mężczyzn, tych okrutników narzucających kobietom mocą fizycznej siły, swoją brutalską przewagę? Tak utrzymywano niegdyś, ale dziś urojone wyobrażenie o tyranji mężczyzn względem kobiet, doświadczyło także losu: "czapli na wysokich nogach". Uśpiło nudę tych co o niem słuchali i przestało zajmować wszystkich. Dziś każda rozsądna kobieta wie dobrze, iż ten okrutny, tak niegdyś okrzyczany rodzaj męzki jest sobie zwyczajnie zbiorem ludzi w którym są wielcy i mali, źli i dobrzy.

Dziś wszyscy rozsądni ludzie wiedzą iż w klassie oświeconej przynajmniej mężczyźni nie są wcale tyranami względem kobiet, a jęśli między niemi znajdzie się jaki naśladowca okrutnego Barbe-Blue, co tak strasznie męczył swoje żony, to też wzajem i między płcią piękną bywają panie, mające przy pantofelkach żelazne podkóweczki i takie o których to opowiadał powieściopisarz: "Pan pułkownik poprowadził na spacer pieski pani pułkownikowej" (Druga żona, Korzeniowskiego).

Jeżeli więc mężczyzni nie są tyranami względem kobiet, chyba wyjątkowo - cóż jest jarzmem ciążącem kobietom? Byłożby niem życie rodzinne? byłyżby niem obowiązki i zatrudnienia codziennego, domowego życia? Ależ życie rodzinne to węgielny kamień obyczajów na których opiera się gmach społecznego porządku i publicznej moralności, to przybytek cichy i poświęcony w którum kobieta chroni się od burz świata, jakieby ją samotnie idącą, koniecznie dotknąć musiały; życie rodzinne to dla kobiety źródło gorących a niewinnych radości, to droga śród której jeśli się nawet zmęczy i zachwieje, wesprze ją dłoń męzka i kochająca, pokrzepi i podniesie uśmiech dziecięcia i cicha piosnka nad jego wyś piewaną kolebką. Bez rodziny nie ma oświeconej i moralnej społeczności, bez rodziny nie ma mężów od dzieciństwa hodowanych w miłości dla kraju i cnoty, nie ma niewiast od dzieciństwa zaprawianych do uczuć ludzkich i obywatelskich.

W rodzinie leżą najważniejsze powinności, najwzniślejsze zadania i najczystrze szczęście kobiety. Gdzież więc jest jarzmo, gdzie są kajdany krępujące kobiety, skoro za takie uważać nie można ani nie egzystującej już dzoś wcale tyranji mężczyzn, ani świętych i miłych zadań rodzinnego życia?

A jednak istnieje przecie w ludzkości pojęcie, że kobiety emancypować potrzeba z pod jakichś więzów, które nie dozwalają im stać się tem, czem stać się mogą i powinny dla dobra swego i ogółu.

Bywają na świecie rodziny śród których jedno dziecię przychodzi na świat piękne a słabe i wątłe. Rodzice z zachwyceniem wpatrują się w białe lice dziecięcia, a widząc postać jego wątłą i słabowitą, otaczają je mnóstwem pieszczot i tkliwych przestróg, nie pozwalają mi stawić kroków o własnych siłach, chronią je od słonecznych promieni i od mroźnych powiewów. Dla niego najwytworniejsze lecz najmniej pożywne pokarmy, smakujące podniebieniu lecz niezdrowe słodycze, dla niego cacka - brzękawki, błyskotki; niech się piękna i słabowita dziecina bawi a nadewszystko niech nie pracuje.

Niech nie pracuje, bo praca i zdrowiu zadzkodzić może i pochyli kształtną główkę lub pomarszy marmurowe czoło.

Na cóż pięknemu dziecku wewnętrzne zalety? Sama już piękna postać zdoła zachwycić wszystkich i drogę życia gładko utorować przed niem. Na co słabemu dziecku praca? Na silnych braci, oni dlań pracować będą. I wzrasta ukochana dziecina a śród pieszczot słabe jej fizyczne siły, zamiast wzmacniać się słabną bardziej, otoczona błyskotkami, zwana aniołem, bóstwem, najpiękniejszym tworem przyrody, staje się w końcu nieudolną, próżną i nie mającą ludzkich prócz zawnętrznych kształtów istotą.

Komu nie zdarzyło się widzieć w świecie mnóstwa, w podobny sposób ukochanych i rozpieszczonych dziatek?

Takim pięknym i rozpieszczonem dzieckiem społeczności jest kobieta. Przyszła ona na świar piękna i słaba, i matka społeczność uczyniła z nią to co z najmilszem dzieckiem czynią nierozsądni rodzice, pieszczotami bardziej jeszcze osłabiła jej siły fizyczne, próżnowaniem i błyskotkami zepsuła jej moralne władze.

Niesłusznie kobiety wyrzekają niekiedy że sa upośledzone w społeczności: owszem, są one zanadto rozpieszczone i wywyższone, tylko że to jednostronne a bezmyślne ich wywyższenie, na największe złe im wychodzi, bo wzbija je w sfery anielskie, a ludzkich dróg nie uczy, bo pokłonem przed zewnętrzną ich pięknościę zgina czoła ludzkie, ale unicestwia w nich stronę człowieczą przez którą same w sobie mogłyby być dumne i mocne.

W tem jest klucz otwierający tajemnicę wyrazu: emancypacja kobiet.

Nie w urojonej tyraniji mężczyzn, nie od świętych i przynoszących szczęście obowiązków rodzinnego życia, nie od przyzwoitości i prostoty ale od słabości fizycznej bardziej narzuconej niż od natury wziętej, od braku sił moralnych na samoistne i wieczne życie, od klątwy wiecznego niemowlęctwa i anielstwa, od wypatywania z cudzej ręki kawałków powszedniego chleba, od wiecznego zamykania przed niemi dróg poważnej i użytecznej pracy mają i winny emancypować się kobiety.

ROZDZIAŁ I
O CELACH I DROGACH KOBIET
I.

Z jakiegokolwiek stanowiska zapatrujemy się na człowieka, czy z ewangelicznego, które się opiera na ogólnej miłości, czy ekonomicznego które się opiera na ogólnej korzyści, czy z egiostycznego mającego na względzie interes jednostki, zawsze widzimy nieuniknioną dla człowieka potrzebę pewnego raz obranego i wytkniętego celu istnienia, jeżeli to istnienie ma być rozumne i przynoszące pożytek tak jemu, jak społeczności do jakiej on należy. Jakim jest cel ten, zależy to już od wyłącznych usposobień i położenia jednostki, ale jakikolwiek on jest, stanowi w życiu człowieka główny punkt na którym skupiają się wszystkie siły jego działalności, niby nici zbiegające się w środkowym węźle pasma.

Z natury człowieka i ustroju społeczeństw wynika, że każdy dążący do pewnego stałego zakreślonego celu, na drodze swojej napotykać musi zapory, to płynące z własnej jego istoty jak naprzykład: nieumiejętność, namiętności, brak silnej woli i t. d, to leżące w prawach rządzących społecznością, w przesądach moralnych lub materjalnych niedostatkach, we wszystkim zresztą, co będąc z natury swej złem czy dobrem, odnośnie do jednostki jest utrudzającem jej dojście do zamierzonego celu żywiołem. Zwyciężanie, obalanie tych rozlicznych zapór jest trudem; aby trud ten ponieść skutecznie trzeba posiadać i siłę do przeniesienia go i umiejętności skierowania wysileń swoich tak, aby w danym razie nakorzystniejszymi były. Ani z siłą taką, ani z umiejęnością nikt na świat nie przychodzi.

Uczeniem się, pracą mozolnem zaprawianiem się człowiek zdobywa jedno i drugie; długo pracować on musi na to tylko aby jak najlepiej pracować umiał, a ta udoskonalona z pomocą długich trudów umiejętność pracowania, służy mu do osiągnięcia wytkniętego celu.

Ktokolwiek więc ma wytknięty przed sobą cel życia, musi wiedzieć jakie w dojściu doń spotka zapory, jakie trudy przyjdzie mu poniść dla zwyciężenia tych zapór, musi uczyć się znoszenia tych trudów, a następnie w wiecznym porządku rzeczy jak najumiejętniej i najkorzystniej dla swego celu je ponieść.

Surowe to jest zapewne i na pierwszy rzut oka niepowabne pojmowanie życia, konieczne jednak bo wskazane nam przez wszelkie poglądy teoretyczne i praktyczne doświadczenia.

Ewangelja mówi: "drzewo bezowocne rzucone będzie w ogień na zniszczenie." Owocem życia człowieka jest czyn, pojęcie zaś czynu nasuwa myśl i celu dla którego czyn jest spełniony i trudu przywiązywanego koniecznie do aktu spełnienia.

Ekonomja polityczna ukazuje nam człowieka, spotykającego w istnieniu swem trzy konieczne żywioły: potrzebę - wysilenie - zadowolenie.

Wysilenie - więc trud, zadowolenie - więc cel, potrzebę - więc wrodzoną konieczność trudu i celu. Historja przedstawia nam wspaniały widok ogromnych zbiorowych jednostek zwanych narodami, dążących do rozlicznych celów przez najróżniejsze a często krwawe zapasy i trudy.

Dla jednego z narodów tych w skutek czasu i miejsca w jakich żyły i natury składających je jednostek, wytkniętym celem był przemysł (Femicja nowożytna Hollandja) dla innych podboje (starożytny Rzym) dla innych jeszcze sztuki piękne (starożytna Grecja) to znowu doskonałość politycznych i społecznych instytucji (Stany zjednoczone, Szwajcarja).

Dobre lub złe stosownie do pojęć różnych czasów i umysłów, zawsze jednak cele te były punktami ciążenia ku którym zbiegły się mozolne, często męczeńskie wysilenia narodów. A im który jaśniej cel swój widział przed sobą, im wytrwalej, wierniej i umiejętniej do niego dążył, tem był potężniejszy: wszelkie zaś zboczenia i zachwiania się czy to wynikłe z rozprzężenia zaszłego w jego własnym organiźmie, czy zaszło w skutek parcia zewnętrznych okoliczności, stawały mu się powodem nieuniknionego chylenia się ku upadkowi albo zupełnego upadku. Przejścia wielu lat albo też pochłaniający jednostkę widok ogólny całego narodu, wyjątkowo tylko daje nam razróżnić pojedyncze dążenia i działalności. Wszakże najprostsze pojmowanie rzeczy wskazuje, że w narodach jednostki które je składają, dążą przez trud do celu.

Wszędzie więc i zawsze, gdziekolwiek rzucimy okiem czy to w dziedzinę nauczjących ludzkość i z samejże natury tej ludzkości wysnutych teorji, czy na zastosowanie tej teorji w długim przebiegu dziejów różnych społeczeństw, widzimy niezbędny, nieunikniony dla człowieczego istnienia cel i konieczny też dla dojścia do celu trud.

A im lepiej jednostki chcą i umieją dążyć do swoich celów, tem prędzej, tem skuteczniej ludzkość cała dązy przez postęp ku dobru.

Jeżeli zatem człowiek chce żyć logiczmnie i rozumnie a pożytecznie dla siebie i ludzkości, której jest członkiem powinien 1) znaleść i jasno wytknąć sobie cel; 2) poznać i zrozumieć lezące tak w nim samym jak w zewnętrznym świecie zapory; 3) nauczyć się najwytrwalej ponosić trud i najumiejętniej kierować wysileniami mającemi go doprowadzić do osiągnięcia wytkniętego celu. Takiem zdaje się być rozumne czucie człowieczego istnienia - taką rządzącą tem istnieniem teorja.

Przejdźmy na pole praktyk.

Ile jest na świecie gałęzi działalności ludzkiej w dziedzinach fizycznej lub umysłowej pracy, tyle różnych celów odkrywa się przed wchodzącym na drogę życia mężczyzną. Zaledwie umysł jego pojmować zaczyna, słyszy on o tem że jest człowiekiem, że winien mieć swój cel istnienia w dojściu do którego spotykać będzie zapory, że zaport te zwyciężyć i obalić przyjdzie mu z trudem, że zatem nabywać winien umiejętności pracowania to jest obalania zapór w dążeniu do celu.

Wchodzący na drogę życia mężczyzna bada swoje skłonności, zdolności, warunki społeczeństwa, w jakiem żyje, stosownie do własnej natury i zewnętrznych okoliczności, co go otaczają, wybiera sobie cel istnienia; pracuje naprzód dla tego, aby w przyszłości najlepiej pracować umiał, następnie wchodzi w życie znając zapory, jakie leżą w nim i w koło niego; walczy z niemi; wiedząc jak walczyć trzeba, aby zwyciężyć, i o ile nie staną mu na przeszkodzie nie mogące być z góry przewidzianemi i obrachowanemi zapory, dochodzi do wytkniętego przez się celu.

Takie właśnie i jedynie takie życie mężczyzny nazywa się życiem logicznym, prowadzącem do pewnych pożytecznych wyników i jego jako jednostkę, i społeczność, w której żyje.

Zobaczmy, o ile takie pojęcie życia służy istnieniom kobiety.

Mało zapewne w wieku, w jakim żyjemy, znajduje się ludzi, co by w teorji zaprzeczali temu, że kobieta równym mężczyźnie jest człowiekiem. Tyle wreszcie i tak długo pisano i mówiono o tej elementarnej prawdzie, której jednak ludziom tak trudno się nauczyć, że dziś gdyby ktokolwiek i powątpiewał o niej, skryłby w sobie to powątpiewanie nie chcąc narazić się na nazwę zacofanego człowieka. Ogólnie więc, z przekonaniem lub z pozorem przekonania, powtarzają wszyscy, że kobieta równym jest mężczyźnie człowiekiem.

Pojęcie to jednak istnieje tylko w teoryi, a w zastosowaniu kobieta zawsze zostaje istotą ludzką wprawdzie, ale niepełnoletnią, naturą swoją więcej zbliżona do kwiata, lalki, anioła niż do człowieka.

Bardzo rzadko i wyjątkowo na początku istnienia swego dowiaduje się o tym: że jest człowiekiem w całej pełni i doniosłości tego wyrazu, że zatem winna wytknąć sobie cel ludzki, do osiągnięcia którego iść ma przez trud, to jest przez pracę myśli i czynu.

Wprawdzie gdy mowa jest o celu istnienia kobiety, brzmi zwykła, odwieczna, jak codzienny pacierz powtarzająca się formuła: kobieta stworzona jest, aby być żoną, matką, gospodynią, i brzmią też odwieczne wyrazy: poświęcenia się, zaparcia i t. d. Bywa jeszcze niekiedy mowa o celu estetycznym, o tym, jak kobieta ma wyobrażać w ludzkości piękno, sferę idealną i t. p. co zawsze wychodzi na odzianie ją więcej kwiatkową lub anielską niż człowieczą naturą.

W każdej z tych formuł i w każdym z tych pięknie brzmiących wyrazów leży wielka prawda, ale zawsze w zastosowaniu brak im tej zasady: kobieta jest przede wszystkim i nade wszystko człowiekiem, cele więc jej muszą być ludzkie i, jako takie, spotykać zapory nie dające się inaczej zwyciężyć jak trudem, aby zaś ten trud skutecznie podnieść, kobieta powinna posiadać i używać takiejże siły moralnej i umiejętności, jakie w logicznem życiu posługują mężczyźnie.

Kobieta od dzieciństwa słyszy, że przeznaczeniem jej, celem życia jest zostać żoną, matką gospodynią. Innemi słowami celem kobiety jest życie rodzinne, a więc małżeństwo. Ażeby zatem dojść do zamierzonego celu, kobieta powinna wyjść za mąż. Ale co to jest to rodzinne życie, jakie w nim leżą sprawy, trudy, troski; dla jakich ono pojedyńczych i społecznych celów istnieje, czego potrzeba aby pożytecznie a zacnie spełnić jego zadania, jakie wewnętrzne i zewnętrzne zapory trzeba na to zwyciężać i jakim sposobem zwyciężać je można i należy, o tem zaledwie wyjątkowo kobiety w społeczności naszej słyszą i wiedzą przed wstąpieniem na tę drogę, która ma je prowadzić do celu życia.

Małżeństwo przedstawia się zwykle oczom młodej dziewicy, jak różana tkanka miłości i wesela, jak nieustanne swięto z błekitnem niebem, z wonią kwiatów, z piesniami słowika. Wyraz ten jest dla niej jednoznaczny z idealną sferą wiekuistego i niezachwianego szczęścia, dźwiek jego nie usuwa jej myśli żadnej troski i żadnego poważnego zadania, ale brzmi w jej uchu niby fruwanie motylkowego skrzydła w swobodzie i radości, unoszacego się po nad kwieciem róży.

Pominawszy nawet materjalne wyrachowania, które dla różnych przyczyn zbyt często powodują sercami młodych kobiet, pominąwszy też pragnienie uswobodnienia się płynace koniecznie z zaciśniętego, jakby klauzuralnego sposobu życia na jaki zwyczaję wskazują kobiety niezamężne, najpoważniej nawet na pozór i w istocie najuczciwiej zapatrujące się na kwestję małżeństwa, kobiety nie widzą, w niej nic wiecej nad kwesję podobania się i niepodobania, nad kwestją tak zwanej miłości którą właściwiej nazwac by mozna pół-miłoscią.

Spytajcie większej połowy kobiet stojących u stóp ślubnego ołtarza: co w przyszłym zawodzie swoim widzą po za różaną mgłą tej miłości, która je tu przywiodła?

Jakie zasoby moralnej siły i umysłowych przekonań, jaką świadomość zadań swych i przeznaczeń przyniosły one z sobś na ten próg, który ma je wprowadzić w szranki użytecznej dla nich i dla innych działalności? Zdziwione będą pytaniem i odpowiedzią: kochamy a więc dosyć!

Piękna na pozór, poetyczna, idealna i anielstwem tchnąca jest ta bezwiedna, instynktowna, naiwna i nie kierowana rozumem miłość. Lecz gdzie będzie ona wtedy, gdy przed kobietą otworzy się świat cały prób ciężkich, obowiążków trudnych, gdy znikną pierwsze uniesienia miłosne, różana mgła złudzeń pierzchnie a nieznane życie ukaże się w całej powadze i surowości, w całym nieraz smutku i boleści swojej? Gdzie będzie ta naiwna poetyczna i nieświadoma miłość, gdy kobieta jako nieodzownych warunków bytu zapotrzebuje siły woli, mocy przekonań, pojęcia ostrych a koniecznych wymagań istnienia, umiejętności zadość uczynienia tym niezbędnym wymaganiom, i gdy jej wszystkich tych władz zabraknie i gdy ockniona z marzeń półsennych, zdziwiona rzeczywistością, przelękła patrzeć ona będzie w koło siebie nic nie rozumiejąc błądzić, cierpieć na duchu i ciele i upadać fizycznie i moralnie w bezowocnych bo bezsilnych i nieumiejętnych walkach? Miłość to wspaniałe słowo, pojęte szeroko i rozumnie stanowi dźwignię ludzkości.

Miłość odkupuje i oczyszcza brzydkie i ciemne strony tego świata: miłość zbawia narody, uszlachetnia jednostki, tworzy bohaterów, podnosi prostaków, uszczęśliwia niewiastę. Ale śmiało rzec można, że nie każdy kocha komu się zdaje że kocha, że ażeby umieć kochać trzeba wprzód umieć myśleć i że po za szczęściem jakie daje miłość, są w związku dwojga ludzi strony surowe a ważne, które kobieta rozumieć powinna nim wstąpi w szranki swojego zawodu.

W życiu rodzinnem miłość jest bodźcem, pociechą, ozdobą stroną poetyczną i idealną, ale po za nią stoi wspólność dążeń i interesów, ciągła potrzeba ścierania się z twardemi okolicznościami, walka woli pojedyńczej z mnóstwem przywiązanych do ludzkiego żywota zapor, cierpień, nędz, a nadewszystko i przedewszystkiem, stoją tam dla dwojga połączonych z sobą ludzi, wysokie, szlachetne zadania ludzkie i obywatelskie od których spełnienia zależy zacność, spokój i dobrobyt narodów. Jakże więc te wszystkie prace i ciężary, te zadania i powinności pojmie, poniesie i spełni kobieta, która w życiu codziennym widzi tylko spełnienie różanych rojeń rozmarzonej wyobraźni, szuka w niem tylko wesela i swobody i zadowolenia własnych, chwilowych najczęściej zachcień, które nazywa: wielkim mianem miłości?

Kobieta z takiem przygotowaniem wstępująca w życie codzienne, nie widzi jasno swego celu, ani wie o mających ją spotkać zaporach ani przygotowanną jest do trudu. Zatem jako człowiek nie posiada umiejętności i sił na logiczne życie. Niedostatek ten krzywiącej i ubezwładniającej mnóstwo istnień kobiecych, pochodzi ze zbytniego rozwijania w kobietach chorobliwej uczuciowości i marzycielstwa i z zaniedbania w wychowaniu ich i całym kierunku, jakiemu od dzieciństwa podlegają kształcenia rozumowej strony.

(c.d.n.)

(1) - Z dzisiejszym numerem rozpoczynamy rozprawę pani Elizy Orzeszkowej dotyczacą kobiet, na którą szczególną zwracamy uwagę naszych Czytelniczek. Przedmiot ten tak ważny, tak będący na czasie, przez Szanowną Autorkę rozebrany z gruntowną znajomością rzeczy, odpowiedniemi studjami i z serdeczną miłością powszechnego dobra, zajmie zarówno dziewicę, żonę, matkę, jak i każdego myślącego mężczyznę. Nic w nim nie pominięto, o niczym nie zapomniano, począwszy od niemowlęcego wieku dziewczynek aż do czasu dorzałości, aż do chwili gdy skromna dziewica stając się matką obywatelką, ma przejść w grono matron, dostojnością swą budzących powszechny szacunek. Jest to pierwsze w kwestji tej tak wyczerpująco napisana rozprawa, i pierwsza pani Orzeszkowa przedstawia ją w całości, a rozbiorem dokładnym każdego szczegółu czem powinna być kobieta i jak do tego dążyć.

Ogólną prawie jest wiarą, że kobiety aby spełnić zadania swoje w życiu rodzinnem, nie potrzebuje przygotowawczych umysłowych zasobów jakiemi są: wiedza, przekonania, znajomośc świata i siebie samej, umiejętność pracowania, bo wszystkiego nauczyć ją ma serce.

Dla czegóż więc to serce, nie zbawia tylu nawet dobrych z natury kobiet od próżności, słabości, przeróżnych przywar i nieszczęść, pochodzacych z moralnych upadków? Czemu nie zawsze jest im ono przewodnikiem i siłą, ale przeciwnie żadną inną nie wspomagane władzą, wiedzie je nieraz na bezrdroża, wtraca w nędze moralną lub materjalną?

Serce może być zapewne źródłem natchnień pieknych, intuicyią uczuciowej i poetycznej strony życia, ale nie wystarczy już samo jedno w tej innej codziennej, surowej, która chociaż trudna, chociaż skuwa człowieka z ziemią i nie pozwala mu stale zamieszkiwać dziedzinę ideałów, niemniej przeto dobrze pojęta i spełniona jest wielką i ważną, wielką i ważną już przez to samo, że leży w koniecznym rzeczy porządku.

To serce samo jedno nie wystarczy także i dla tej innej jeszcze strony życia, w której kobieta obywatelka, światłem okiem i szeroką a pojętną myślą, winna rozejrzeć się w społeczności, której jest rozumnym i odpowiedzialnym członkiem. A jednak tę stronę życia wzniosłą, najwyżej i najprawdziwiej ludzką, najjędrniej i najrozumniej poetyczną przyjmuje na się kobieta wraz z imieniem żony, matki i gospodyni domu, wraz ze zdjęciem z siebie dziewiczego miana, które uwalniało ją dotąd z wszelkiej odpowiedzilności, słowm wraz ze wstapieniem w życie rodzinne.

Przebiegnijmy oczami liczne grono dziwic, uważanych za dostatecznie już usposobione do aktu ślubnego, a z których nie jedna nawet nosi może miano narzeczonej i zobaczmy, ile jest między niemi takich, któreby w oczekującem je zbliska życiu rodzinnem, widziały jasno prozaiczną, codzienną stronę trosk i interesów i wzniosłą, ludzką, uszlachetnającą obywatelskich spraw i zadań. Nie, one nic wcale o tych dwóch stronach rodzinnego życia nie wiedzą, nie myślą o nich, nie rozumieją ich, a jeśli i mają jaki przeczuciowy, intuicyjny o nich przebłysk, to już pewno ani pojmują, jak się do ich spełnienia wziąść będą musiały, ani się zresztą troszczą o to, ani się nad tem nie zastanawiają.

Dla nich dosyć jest kilku żywszych uderzeń serca, kilku chwil marzeń wysnutych przy promieniach księżyca, kilku podmuchów próżnośći albo zachcianek rozbujałej fantazji, aby przybrać powiewny strój panny młodej i frunąć w nim do przybytku rodzinego życia ujrzanego z po za mgły złudzeń rojeń i marzeń.

Czy pojmuje kto mężczyznę któryby nie myślał o tem, jak gdy zostanie rolnikiem zasiej rolę, gdy będzie lekarzem zbada organizm chorego, gdy będzie przedsiebiorcą włoży w fabryki i handel posiadane kapitały? Jakim rolnikiem, lekarzem, przedsiębiorcą byłby mężczyzna, któryby do tych przyszłych zawodów swoich nie gotował się pracą myśłi, usilnem zbieraniem stosownej wiedzy, rozpoznawaniem znaczenia w społeczności celu, który przed sobą postawił i zapór jakie na drodze doń spotkać go mają, ale któryby na te cele i drogi swoje patrzył przez zasłonę poważnych złudzeń i gotował sie do nich marzeniami, wysnuwanemi przy blasku księżyca? a jednak w ten to właśnie sposób do przyszłych zawodów swoich żony, matki, gospodynie i obywatelki gotuje się kobieta. I jakże ma być inaczej, gdy aż do chwili w której wchodzi w życie rodzinne, to jest wybiera sobie cel i drogi swoiej, najwyższemi jej zaletami mają być nieświadomość, naiwność, wszystkie zatem cachy dziecięce, ale nie człowiecze? Kobieta aż do zamąż pójścia widzi świat tylko przez okno swego pokoju i oczami otaczających ją ludzi. Siebie samej nie zna, ani wie co leży na dnie jej własnej istoty, jaka będzie z czasem i jakie najwłaściwsze są dla niej drogi. Wiara tych co ją otaczają jej jej wiarą - ich wola jej wolą.

Życie dla niej to zagadka nad rozwiązniem której głowy sobie przecież nie łamie.

Gdy przyjdzie, zobaczymu - a teraz grajmy sonatę albo haftujmy kołnierzyk! Mówi niekiedy o pracy mając zawsze na myśli sonatę, albo haftowanie kolnierzyka. Gdy mowa o małżeństwie tym wskazywanym jej celu życia, wstydzi się i rumieni a w pokoiku swim, miedzy czterama milczącemi scianami marzy i niem. Jak marzy? Któż powie? wszystkiego w tych marzeniach pełno: kwiatów, obłoczków, aniołów i wszystkich ideałów.

Upaja się temi marzeniami swemi i potem pierwszy spotkany mężczyzna wydaje się jej wcieleniem wyśnionego w samotnych rojeniach ideału, odziewa go od odrazu barwami swojej rozmarzonej wyobraźni, egzaltuje się własnem marzeniem i patrząc nie na człowieka, który przed nią stoi, ale na twór własnej fantazji, wymawia: - kocham. Wymawia to nie z przejęciem sią i śmiałością, jaką nadaje wiadomość o wielkości i głębi uczucia, ale także rumienąc się i ze spuszczonemi oczami. Aż do dnia ślubu, miłość ta jej jest tajemnicą, której wyjawienie przed światem przyniosłoby naganę, niektórzy nawet do tego stopnia są miłośnikami nieświadomości i niawności, iż znajdują niewysłowiony wdzięk i poezję w tem, jeśli młoda dziewica aż do ślubnego ołtarza przed samą sobą wstydzi sie wyznać że - kocha. I taż to miłość wylęgła z marzeń, które za jedyne tło miały mgliste promienie księżyca i leciuchne obłoczki pomykające w górze, nieswiadoma siebie, nieznająca swegoźródła i celu, lękliwa, zapłoniona, w tajemnicy chowana niby grzech śmiertelny, jednym jest bodzcem kobiety wstępującej w życie rodzinne i na zawsze już ma zostać jedyną jej wiedzą, podporą, siłą moralną w tem gługim życiu pełnem różnorodnych a ważnych spraw - trudów, pokus i powinności?

Edward Laboulaye, ten autor tak dowcipny a tak gruntowny zarazem, w jednem z dzieł swoich (Paris en Amerique) w ten sposób odzywa się do młodej panny: "Nadewszystko wybieraj człowieka, którego szanujesz i który myśli tak jak ty, wybieraj tak abyś mogła być dumną, ojcem twoich dzieci. Miłość ulatuje z czasem, wiara w siebie wzajemna i szacunek zostają przy ogniu domowem i dojrzewając stają się czemś nad miłość nawet słodszem i zdrowszem".

Wybrać człowieka któryby tak myślał jak ona?. Ależ ona nie zapytała siebie jak ona sama myśli i nie pojmuje wcale jakie zasadnocze, niezmierne w związku dwojga ludzi znaczenie ma wspólna wiara w siebie, gruntowny wzajemny szacunek i to podobieństwo wyśli, tworzące w życiu codziennym najwyższą i najpiękniejszą dwóch dusz harmonję. Ona o tem wszystkim nie wie, a jednak przeznaczeniem jej, celem życia jest zostać żoną! Wybierać tak aby być bumną, ojcem swoich dzieci! Na samą o tem wzmiankę rumieniec wstydu okrywa lico dziewicy. Dzieci! któż o tem mówi wobec panny? To nieprzyzwoicie! A jednak przeznaczeniem, celem jej życia jest zostać matką!

Wyżej przytoczony autor w następny sposób charakteryzuje taki stan rzeczy w rozmowie prowadzonej w kółku rodzinnem pomiędzy matką rodziny, córką i ojcem tylko co przybyłym z Ameryki.

"- No moja córko! spytałem, kiedy wyjdziesz za mąż? Johanna (matka) powstała jakby za poruszeniem sprężyny, Zuzanna (córka) zarumieniła się po uszy.
- Nie bądz dzieckiem Zuziu, zawołałem; wkrótce skończysz lat 20 i spodziewam się że nie należysz do rzędu tych udanych skromniś, co to przy wzmiance o mężu zyzem patrzą na koniec swego nosa. Jeżeli przemówiło już w tobie serce powiedz mi o tem; ufam zupełnie twemu rozsądkowi moja droga, i z góry przyjnuję za zięcia człowieka któregoś wybrała.
- Zuzanno! rzekła moja żona ze wzruszeniem, pójdź do mego pokoju i przynieś mi stamtąd włóczkę. Wymawiając te słowa dała mojej córce znak porozumienia mający znaczyć: zostaw nas samych!
Zaledwie Zuzia znalazła się za drzwiami Johanna wybuchnęła: Danielu, zawołała, jesteś okrutnym człowiekiem! I cóż ci złego uczyniło to dziecię?
- Jakto, nie mamże prawa zapytać moją córkę o t czyli już pokochała kogo?
- Córka moja, panie, nikogo nie kocha odpowiedziała Johanna. Jest ona poczciwą dziewczyną i postępując za przykładem matki, będzie oczekiwała dnia ślubu, aby ukochać małżonka wybranego jej przez rodziców!
- Dnia ślubu! to trochę zapóźno. Powierzać szczęście całego życia wyborowi rodziców, to rzecz niebezpieczna. Nie przyjmuje się męża dla swojej matki ale dla siebie. Obowiązek jest piękną rzeczą, ale nie zdoła zastąpić wielkiego uczucia serca, które oddało się z własnej woli i własnego wyboru!
- Nie pojmuję doprawdy zkąd wziąłeś te zasady, sucho rzekła Johanna. Powinieneś lepiej szanować dom własny i nie wygłaszać w nim tak zgubnych paradoksów.
- Ależ, kochana przyjaciółko... w Ameryce..
- Jesteśmyż dzikimi Indjanami? przerwała moja żona."

Czyliż którakolwiek z młodych panien u nas, zdoła bez rumieńca i spuszczenia powiek znieść wzmiankę o małżeństwie, tym wskazywanym jej celu życia: lub z ręką położoną na sercu, z czołem śmiało wzniesionem otwarcie i z dumą jak przystoi rozumnej i dojrzałej istocie, wyznać swą miłość w imię której przestąpić ma próg świętego przybytku rodzinnego życia?

Ta uświęcona zwyczajm nieswiadomość, nieśmiałość i naiwność młodych panien w życiu towarzyskim, nawet smutne i niekorzystne dla nich sprawia objawy.

Dziś myślący i pracujący mążczyzna, nie na samą powierzchowność kobiet zwraca uwagę, gdy chce tę kobietę poznać i ocenić: dla wydania o niej sądu musi zajrzeć nietylko w piękne jej oczy ale jeszcze w myśl jej i uczucia, aby przepedzić z nią czas przyjemnie nie dość mu widzieć w niej piękną kobietę, ale potrzebuje jeszcze ujrzeć w niej człowieka.

On żyje całą pełnią człowieczego życia, myśli, uczy się, rozważa, działa, cierpi i raduje się wraz z całą społecznością, której jest rozumnym i pracowitym człowiekiem, ztąd zna życie, ludzi, świat, sprawy rodzinnego kraju; dla młodej dziewczyny to życie, ten świat, ci ludzie i te sprawy wielkie a ważne to karta, która niezrozumiałemi dla niej napisana głoskami, leży przed nią niewyczytana, nietknięta, osłoniona mglistą oponą marzeń i złudzeń dziecinnych. W jakiż sposób zejdą się myśli tych dwojga ludzi, którzy może wreszcie i poczuli ku sobie pociąg tajemny i instynktowny, będący dopiero zawiązkiem z jakiego prawdziwe wypłynąć może uczucie? Jak zdoła on przeniknąć duszę jej po przez rumieńce i spuszczone powieki? Jakie pojęcia, uczucia, przekonania, jaką odpowiedz na zapytania własnego ducha zdoła on znaleźć w naiwnych i nieświadomych spojrzeniach i stereotypowym jej ust uśmiechu? To też myślący i wykształceni mężczyźni chociażby nawet młodzi, coraz mniej znajdują przyjemności w towarzystwie młodych panien. Oni postępują a one stanęły przykute do skały średniowiecznego przesądu, oni pełną piersią oddychają szerokiem tchnieniem życia społecznego, one zamknięte między salonem i garderobą, za krańce świata uważają cztery ściany sali balowej lub dziewiczego napełnionego fantasmagorją rojeń pokoiku. Nic też dziwnego że im źle ze sobą, że się nie rozumieją, że nie mogą zbliżyć i ukochać nietylko ciałem ale co ważniejsze i myślami i najpiękniejszemi uczuciami duszy.

Ztąd coraz rzadszą u mężczyzn miłość prawdziwa i wielka, i coraz mniej par kojarzy się na jej poświęconym gruncie.

W zebraniach rzadko widzimy młode panny pdznaczające się czymś innym, jak wdziękami i pięknym strojem: rozmowy w których drgają tętna myśli żywotnej, społecznej miememi tylko widzę je świadkami. Świerzość cery przykryta rumieńcem dziecinnego zakłopotania, spuszczone powieki i uśmiech stereotypowy, oto wszystko czem odpowiedzieć mogą na pytania mężczyzn pragnących z niemi myśli i pojęcia zamienić. To też mężatki takie szczególniej, którym okoliczności pozwoliły rozejrzeć się po świecie i nabyć pewnej szerszej oświaty, jako istoty więcej myślące, jako bardziej ludzkie zwracają na siebie w zebraniach powszechną uwagę ludzi myślących, a ci ostatni spytani o powód oddalenia się swego od panien, odpowiadają: nie mamy o czem rozmawiać z niemi!

Powie kto może, iż towarzyskie życie to drobnostka i niewarto zastanawiać się nad tem, kto w niem zajmujący lub nudny, kto przykuwa a kto odtrąca. A jednak wszystko w życiu ma ścisły związek.

Zebrania towarzyskie są polem, na którym spotykają się ludzie mający później składać rodziny. Nie mogąc więc lub nie umiejąc poznać siebie wzajem i pojąć na tem jedynym polu na jakim dano im siebie widywać, podają sobie ręce powodowani instynktowną tylko sympatją i łączą się na ślepo. Rozmarzona dziewica w wybranym człowieku widzi ideał własnego utworu, mężczyzna domyśla się w wybranej dobrych materjałów, z których obiecuje sobie wykształcić z czasem jej moralną istotę.

Czy ludzie w ten sposób podający sobie dłoń dla dążenia do wspólnych celów, mogą logicznie dojść do nich? Czy nie zawodzą się zbyt częsyo, czy na takim gruncie zawarte małżeństwo tworzy w następstwie rodzinę w całem jej wielkim i świętem tak dla jednostek jak dla społeczeństwa znaczenie?

Spojrzmy po świecie bez uprzedzeń i przesądów, a ze szczerem pragnieniem ujrzenia prawdy na szali rozumu i sumienia, zważmy nieprzeliczine bóle nurtujące głębię rodzin, zrachujny owe tajemne drammata łamiące nieraz istnienie całe, nie poprzestając na spokojnej nieraz powierzchowności, zajrzyjmy na dno wzburzone falami rozpaczy grzechów, fałszu i nędznego bo bezowocnego targania się w fatalnie zakreślonym kole, a znajdziemy, na to pytanie smutną odpowiedź.

Jeden z autorów francuzkich tak określa rodzinę i przygotowania się do niej nłodech panien:

"Ojciec, matka, dziecę oto ideał rodziny, w trzech osobach jedność wcielona. Jak doścignąć ideał tego jeżeli nie całkiem to choć w części? Pytanie to zadał wiek nasz, starajmy się znaleźć na nie odpowiedź. Gdy w wioskach śród niby pierwotnej prostoty wiejskiej? Ależ włościanka to niewyraźna dusza we wcześnie zwiędłym śród prac ciele. Bo na słońcu, na kurzu, pasie ona trzody, oczyszcza ona pole, hoduje ptactwo, zbiera siano, żnie, gotuje. Nie ma spoczynku chyba w niedzielę, nie ma snu spokojnego, jeżeli chce zwiększyć i dopełnić swą biedę, pojmuje męża...
"Inaczej dzieje się w stanie rzemieślniczym. Rzemieslnik żeni się z popedu serca i obchodzi się z zoną jak towarzyszką. zarabia na chleb codzienny i nieco grosza odkłada na przyszłość: ona udzadza gospodarstwo i ozdabia mieszkanko z myslą przypodobania się męzowi. w niedzielę cała rodzina robi wycieczkę na wieś do dąsiedniego gaju, uzywa słonacznych promieni jak świeta i chłonie je w siebie, aby rozrać istnienie na przyszły tydzień pracy.
"Nie taki jest jeszcze dla ludzkosci ideał rodziny. Człowik, a kto mówi człowiek, rozumie pod tym wyrazem i kobietę, bez umysłowego świata nie żyje w pełni i wyższego szczebla życia dościga wtedy dopiero, gdy ma czas wolny kształcenia myśli....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin