Pokoj - Donoghue Emma.rtf

(1949 KB) Pobierz
Pokoj

             

              EMMA DONOGHUE

              POKÓJ

              Z języka angielskiego przeła Ewa Borówka

              Tytuł oryginału: ROOM

              Pokój jest dla Finna i Uny, moich najdoskonalszych dzieł.

              Motto: o synu, trwoga w sercu mym, gdy ty spokojnie śpisz!

              Gdy ciebie wiedzie błogi sen w czarownych, dziwnych marzeń kraj, my w łodzi

              strasznej, która gdzieśynie hen w bezkresny mrok.

              Simonides z Keos (556-468 p.n.e.)

              Danae

              PREZEZNTY

              Dziś mam pięć lat. Wczoraj wieczorem, jak kładłem się spać w Szafie, miałem cztery,

              ale gdy budzę się po ciemku w Łóżku, już mam pięć, abrakadabra. Wcześniej miałem trzy,

              dwa, jeden, potem zero.

              - Miałem kiedyś poniżej zera?

              - Hmm? - Mama przeciąga się szeroko.

              - Tam w górze, w Niebie. Miałem minus jeden, minus dwa, minus trzy lata?

              - E, nie, odliczanie zaczęło się dopiero, jak śmignął na

              Ziemię.

              - Przez Okno w dachu. Cała był smutna, zanim ci się przytrafiłem w brzuszku.

              - To ty tak twierdzisz. - Mama wychyla się z Łóżka, żeby włączyć Lampę, a ona robi

              wszędzie widność szszszust.

              Zamykam oczy w samą porę, potem uchylam jedno, a potem obydwa.

              - Płakałam, aż brakło mi łez - mówi. - Leżam tu i odliczałam sekundy.

              - Ile sekund? - pytam.

              - Całe miliony.

              - Ale ile dokładnie?

              - Straciłam rachubę - mówi Mama.

              - A potem życzył i życzył swojemu jajeczku, aż utył.

              miecha się.

              - Czułam, jak kopiesz.

              - Co kopałem?

              - Mnie oczywiście.

              W tym momencie zawsze się śmieję.

              - Od środka, łup łup. - Mama unosi koszulkę do spania i pokazuje, jak podskakuje jej

              brzuszek. - Pomyślałam:”Jack jest już blisko”. A z samego rana wysunął się z szeroko

              otwartymi oczami prosto na dywan.

              Patr na Dywan, czerwone zygzakuje się z brązowym i czarnym. A tu plama, któ

              zrobiłem niechcący, jak się rodziłem.

              - Przecięł sznurek i byłem wolny - mówię Mamie. - A potem stanąłem się chłopcem.

              - Tak naprawdę już był chłopcem. - Wychodzi z Łóżka i idzie do Termostatu

              nacieplić powietrze.

              Chyba nie przyszedł wczoraj po dziewiątej, powietrze zawsze jest inne, jak

              przychodzi. Nie pytam, bo ona nie lubi o nim mówić.

              - Powiedz mi pan, Panie Piątaku, chcesz pan dostać prezent teraz czy po śniadaniu?

              - A co to, a co to?

              - Wiem, że nie możesz się doczekać, ale nie skub palucha, bo zarazki wejdą przez

              dziurkę - mówi.

              - I zrobią mi niedobrze, jak wtedy, kiedy miałem trzy lata i wymioty i biegunkę?

              - Gorzej - mówi Mama. - Przez zarazki móbyś umrzeć.

              - I wrócić wcześniej do Nieba?

              - Dalej go gryziesz. - Odsuwa moją.

              - Przepraszam - siadam na niedobrej dłoni. - A nazwij mnie jeszcze raz Panem

              Piątakiem.

              - No to jak, Panie Piątaku? Teraz czy później?

              Wskakuję na Bujak, żeby spojrzeć na Zegarek, pokazuje

              07.14. Umiem jeździć na Bujaku jak na deskorolce, bez trzymanki, a potem robię

              ziuuu z powrotem na Kołdrę i teraz jadę na snowboardzie.

              - A kiedy się otwiera prezenty?

              - I tak, i tak jest fajnie. Wybrać za ciebie? - pyta Mama.

              - Mam już pięć lat, to muszę sam wybrać. - Palec znów jest w buzi, wkładam go pod

              pachę i zatrzaskuję. - No to wybieram: teraz.

              Wyciąga takie coś spod poduszki, chyba się tam kryło całą noc niewidocznie. To

              zrolowana kartka papieru w linie, cała owinięta czerwoną wstąż z tysiąca czekoladek, które

              dostaliśmy, jak przyszedła Gwiazdka.

              - Rozwiń - mówi. - Tylko ostrożnie.

              Udaje mi się rozplątać supeł, rozpłaszczam papier, to rysunek, samym ołówkiem, bez

              kolorów. Nie wiem co to, a potem odwracam.

              - Ja!

              Jak w Lusterku, ale więcej, moja głowa, ramię i ręka w koszulce do spania.

              - A dlaczego ten ja ma zamknięte oczy?

              - Bo to było we śnie - mówi Mama.

              - Jak zrobił obrazek we śnie?

              - Nie, ja nie spałam. Wczoraj rano i dzień wcześniej, i jeszcze dzień wcześniej

              włączałam lampę i cię rysowałam.

              Już się nie uśmiecha.

              - Co jest, Jack? Nie podoba ci się?

              - Nie. Jak ty coś robisz, jak ja jestem wyłączony, to mi się nie podoba.

              - Przecież nie mogłam cię narysować, jak nie śpisz, bo to by nie była żadna

              niespodzianka, prawda?

              Mama czeka.

              - Myślałam, że się ucieszysz z niespodzianki.

              - Wolę taką niespodziankę, że wiem.

              Śmieje się niby.

              Wchodzę na Bujak, żeby wyjąć Pinezkę z Pudełka; minus jedna, czyli teraz z pięciu

              zostało zero. Kiedyś było sześć, ale jedna się zgubiła. Jedna podtrzymuje Nr 3. z ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin