1012.txt

(606 KB) Pobierz
 
         Edith Wharton
        Wiek niewinno�ci
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
           PWZN
           Print 6
         Lublin 1998
  Prze�o�y�a:
   Urszula �ada-Zab�ocka
  
    
  Ksi�ga I
  
  
  Pewnego styczniowego wieczoru w pocz�tkach lat siedemdziesi�tych w 
Akademii Muzycznej Nowego Jorku mia�a wyst�pi� w "Fau�cie" Christine 
Nilsson.
  M�wi�o si�, co prawda, o wystawieniu gmachu nowej Opery, kt�ra 
wsp�zawodniczy�aby z Operami wielkich stolic europejskich pod wzgl�dem 
kosztowno�ci i przepychu, jednak�e elegancki �wiat rad by� spotyka� si� 
zim� w lo�ach poczciwej starej Akademii, wybitych wyblak�� purpur� i 
z�otem. Konserwaty�ci lubili j� za to, �e jest ma�a i niewygodna, dzi�ki 
czemu nie �ci�ga "nowych ludzi", kt�rych Nowy Jork zaczyna� si� l�ka�, cho� 
w gruncie rzeczy ku nim lgn��. Sentymentali�ci przywi�zani byli do niej ze 
wzgl�du na zwi�zki historyczne i muzyczne oraz �wietn� akustyk�, tak bardzo 
problematyczn� w salach budowanych dla s�uchania muzyki.
  By� to pierwszy wyst�p Madame Nilsson tej zimy, a tych, kt�rzy zebrali 
si�, by jej pos�ucha�, codzienna prasa okre�li�a jako "wyj�tkowo �wietn� 
publiczno��": przybyli �liskimi, za�nie�onymi ulicami w prywatnych 
karetach, w rodzinnych przestronnych landach czy skromniejszych, lecz 
bardziej dogodnych "karetach Browna". Przybycie do opery "karet� Browna" 
uchodzi�o za r�wnie szykowne, jak przybycie w�asnym powozem, a odjazd tym 
samym �rodkiem lokomocji mia� t� ogromn� zalet�, �e mo�na si� by�o 
(wywo�uj�c przy okazji �artobliw� aluzj� do demokratycznych zasad) w�lizn�� 
do pierwszej z brzegu karety, miast wyczekiwa�, a� zaczerwieniony od d�inu 
i zimna nos wo�nicy w�asnego pojazdu b�y�nie pod portykiem Akademii. 
W�a�ciciele wypo�yczalni powoz�w, wiedzeni genialn� intuicj�, dokonali 
odkrycia, �e Amerykanie szybciej uciekaj� od rozrywki, ni� do niej �piesz�.
  W momencie gdy Newland Archer otworzy� drzwi lo�y klubowej, kurtyna 
podnios�a si� ukazuj�c scen� ogrodow�. Nie by�o powodu, dla kt�rego m�ody 
cz�owiek nie m�g�by przyj�� wcze�niej, jako �e jad� obiad o si�dmej tylko z 
matk� i siostr�, a patem pali� sobie wolniutko cygaro w gotyckiej 
bibliotece o oszklonych szafach na ksi��ki z czarnego orzecha i krzes�ach z 
wysokimi oparciami. By� to jedyny pok�j w domu, w kt�rym pani Archer 
pozwala�a pali�. Chodzi�o jednak g��wnie o to, �e Nowy Jork stanowi� 
metropoli�, a Newland doskonale �wiadom by� tego, �e we wszystkich 
metropoliach "rzecz� niew�a�ciw�" jest zjawia� si� wcze�niej w Operze; a 
to, czy by�o co� "w�a�ciwe", czy nie, odgrywa�o r�wnie wa�n� rol� w Nowym 
Jorku Archera Newlanda, jak niezbadana si�a totem�w, kt�re przed tysi�cami 
lat kierowa�y losami jego praojc�w.
  Drugi pow�d jego sp�nienia podytkowa�y wzgl�dy osobiste. Mitr�y� czas 
nad cygarem, jako �e by� urodzonym dyletantem i bardziej wyrafinowane 
zadowolenie dawa�o mu oczekiwanie przyjemno�ci ni� jej urzeczywistnienie. 
Tym razem chodzi�o o przyjemno�� szczeg�lnie delikatnej natury, jak zreszt� 
wi�kszo�� jego przyjemno�ci; a w tym przypadku chwila, kt�rej wyczekiwa�, 
by�a tak rzadka i tak radosna... �e gdyby zsynchronizowa� swoje przybycie z 
kierownikiem scenicznym primadonny, nie m�g�by si� zjawi� w Akademii w 
bardziej znacz�cym momencie, jak w�a�nie kiedy �piewa�a: "Kocha... nie 
kocha... kocha", g�osem brzmi�cym czysto jak poranna rosa, rozsypuj�c 
p�atki stokrotek.
  Oczywi�cie �piewa�a "M'ama", a nie "Kocha", odk�d niepodwa�alne i 
niekwestionowane prawo muzycznego �wiata wymaga�o, �eby niemiecki tekst 
francuskich oper, wykonywanych przez szwedzkich artyst�w, by� t�umaczony na 
w�oski, a to dla lepszego zrozumienia przez m�wi�c� po angielsku 
publiczno��. Newlandowi zdawa�o si� to r�wnie naturalne, jak wszystkie inne 
utarte zwyczaje, na kt�rych opiera�o si� ca�e jego �ycie; podobnie jak 
obowi�zek u�ywania do w�os�w dw�ch szczotek w srebrnej oprawie z jego 
manogramem w b��kitnej emalii i pokazywania si� w towarzystwie z kwiatkiem 
(najlepiej z gardeni�) w butonierce.
  "M'ama... non m'ama..." - �piewa�a primadonna, a ko�cowe "m'ama" 
wyrzuci�a z siebie z wybuchem triumfuj�cej mi�o�ci, i przycisn�wszy do ust 
zmi�te stokrotki unios�a swe ogromne oczy ku chytremu obliczu ma�ego 
ciemnego Fausta-Capoula, kt�ry w fioletowym, aksamitnym, przyciasnym 
kubraczku i czapeczce koloru �liwki usi�owa� wygl�da� r�wnie zwyczajnie i 
naturalnie, jak jego niewinna ofiara.
  Archer Newland, opieraj�c si� o �cian� lo�y, odwr�ci� oczy od sceny i 
bada� pilnie wzrokiem miejsca po drugiej stronie sali. Akurat vis a vis 
mia�a swoj� lo�� starsza pani Mansonowa Mingott, kt�rej monstrualna wprost 
oty�o�� nie pozwala�a ju� od dawna bywa� w Operze, ale kt�r� zawsze w 
uroczyste wieczory reprezentowali m�odsi cz�onkowie rodziny. Dzisiejszego 
wieczoru pierwszy rz�d w lo�y zajmowa�y: jej synowa, �ona Lovella, i c�rka, 
pani Welland. Spoza tych przystrojonych w brokaty matron skromnie wychyla�a 
si� m�odziutka dziewczyna w bieli, utkwiwszy pa�aj�cy wzrok w scenicznych 
kochankach. Kiedy �piewane przez pani� Nilsson "M'ama" razbrzmiewa�o w 
milcz�cej sali (podczas arii "Kwiatki, powiedzcie jej" zawsze cich�y 
rozmowy w lo�ach), policzki dziewczyny okry�y si� rumie�cem, kt�ry 
przesun�� si� ku brwiom, a� po pi�kne sploty w�os�w i sp�yn�� ku jej m�odym 
piersiom, tam gdzie najmodniejsz� tiulow� chust� spina� kwiat gardenii. 
Spu�ci�a wzrok na le��cy na jej kolanach wspania�y bukiet konwalii i 
Newland spostrzeg�, jak koniuszkami palc�w w bia�ej r�kawiczce dotkn�a 
delikatnie kwiat�w. Powstrzyma� westchnienie zaspokojonej m�skiej pr�no�ci 
i wzrok jego zn�w powr�ci� ku scenie.
  Nie �a�owano koszt�w na scenografi�, kt�ra zosta�a uznana za pi�kn� nawet 
przez wytrawnych bywalc�w sal operowych Pary�a i Wiednia. Ca�e proscenium 
a� po scen� by�o przybrane turkusow� materi�. Po�rodku, w symetrycznych 
kopczykach, puszysty zielony mech przegradza�y ko�ki od krokieta, tworz�c 
podszycie krzew�w uformowanych na kszta�t drzew pomara�czowych, lecz 
przystrojonych wielkimi r�owymi i czerwonymi r�ami. Olbrzymie bratki, 
znacznie wi�ksze od r� i przypominaj�ce kwieciste stu�y, jakie parafianki 
haftuj� dla eleganckich duchownych, wy�ania�y si� z mchu pod r�anymi 
krzewami; tu i �wdzie stokrotka zaszczepiona na ga��zce r�y rozkwita�a 
bujnie jak jej przodkowie wyhodowani przez Luthera Burbanka.
  Po�r�d tego zachwycaj�cego ogrodu sta�a Madame Nilsson w bia�ej 
kaszmirowej szacie obramowanej b��kitnym at�asem, w siatce na w�osach 
utkanej z niebieskich nici, a jej starannie zaplecione grube warkocze 
sp�ywa�y na mu�linowy staniczek. Spu�ciwszy wzrok s�ucha�a nami�tnych 
b�aga� Capoula i udawa�a szczery brak zrozumienia dla jego zamiar�w, 
ilekro�, s�owem lub spojrzeniem, przekonywaj�co wskazywa� na okno parteru 
zgrabnej willi wy�aniaj�cej si� po prawej stronie sceny.
  Kochanek! - rozmy�la� Newland; jego spojrzenie pow�drowa�o zn�w ku 
dziewczynie z konwaliami. - Ona nawet nie ma poj�cia, o co tu chodzi. - 
Obserwowa� jej zafascynowan� m�od� twarzyczk� z dreszczykiem posiadacza, u 
kt�rego duma z w�asnego m�skiego wtajemniczenia miesza�a si� z pe�nym czci 
szacunkiem dla jej bezbrze�nej niewinno�ci.
  B�dziemy czytali razem "Fausta" nad w�oskimi jeziorami - my�la�, niejasno 
��cz�c scen� projektowanego miesi�ca miodowego z arcydzie�ami literatury, 
jako �e przedstawienie tego planu narzeczonej stanowi�o jego m�ski 
przywilej. W�a�nie owego popo�udnia May Welland da�a mu do zrozumienia, �e 
jest "przychylna" (u�wi�cony w Nowym Jorku zwrot w dziewcz�cych 
wyznaniach), i natychmiast w wyobra�ni zobaczy� j� u swego boku w jakiej� 
scenie ze starej europejskiej czarownej sztuki, przeskakuj�c nad spraw� 
pier�cionka zar�czynowego, narzecze�skiego poca�unku i marsza z 
"Lohengrina".
  Nie �yczy� sobie, by przysz�a pani Newlandowa by�a g�uptaskiem. Pragn��, 
�eby (przy jego �wiat�ym wp�ywie) rozwija�a sw�j towarzyski takt i zalety, 
umo�liwiaj�ce jej przestawanie z najpopularniejszymi m�atkami "m�odego 
pokolenia", w�r�d kt�rych panowa� powszechny zwyczaj przyci�gania ho�d�w 
m�czyzn, a jednocze�nie �artobliwego ich odrzucania. Gdyby tak si�gn�� do 
g��bi swej pr�no�ci (co czasem zdarza�o mu si� robi�), znalaz�by tam 
�yczenie, by �ona by�a tak obyta i tak skora do podobania si�, jak owa 
zam�na dama, kt�rej uroki usidli�y jego wyobra�ni� na przeci�g dw�ch wolno 
p�yn�cych fascynuj�cych lat. Oczywi�cie nie bior�c pod uwag� owej lekkiej 
s�abo�ci, kt�ra omal nie przekre�li�a �ycia tej biedaczki i nie popsu�a 
jego w�asnych plan�w na ca�� zim�.
  Jak mog�o si� narodzi� to cudo z po��czenia ognia i lodu i osta� si� na 
tym surowym �wiecie - nigdy nie po�wi�ci� czasu, by si� nad tym zastanowi�. 
Jednak�e cieszy� si�, �e podtrzymuje taki pogl�d bez analizowania go, 
poniewa� wiedzia�, �e tak samo uwa�aj� ci wszyscy starannie uczesani, w 
�nie�nobia�ych kamizelkach z kwiatkami w butonierkach d�entelmeni, kt�rzy 
jeden za drugim wchodzili do klubowej lo�y, wymieniali z nim przyjacielskie 
pozdrowienia i zwracali swe krytyczne lornetki na kr�g pa�, stanowi�cych 
wytw�r tego systemu. Newland uwa�a�, �e w sprawach intelektualnych i 
artystycznych stoi niew�tpliwie o wiele wy�ej ni� te wybrane okazy 
nowojorskiej �mietanki towarzyskiej; prawdopodobnie czyta� wi�cej, 
rozmy�la� wi�cej, a nawet widzia� wi�cej �wiata ni� kt�rykolwiek spo�r�d 
tych m�czyzn. Ka�dy z osobna przyznawa� si� do swojej ni�szo�ci, lecz w 
gromadzie reprezentowali "Nowy Jork", i przez zwyk�� m�sk� solidarno�� 
akceptowa� ich doktryn� zwan� moralno�ci� we wszystkich jej przejawach. 
Czu� instynktownie, �e w tym wzgl�dzie mog�oby by� k�opotliwe - a tak�e w 
z�ym tonie - wyst�powanie z w�asnym zdaniem.
  - Na honor! - wykrzykn�� Lawrence Lefferts odwracaj�c gwa�townie lornetk� 
od sceny. Lawrence Lefferts by� najwy�szym autorytetem odno�nie "form" w 
Nowym Jorku....
Zgłoś jeśli naruszono regulamin