Kaspar Traussig czyta Kanta.doc

(45 KB) Pobierz
Kaspar Traussig czyta Kanta

Kaspar Traussig czyta Kanta

Jacek Wojtysiak

Nie wiemy, czy Kaspar Traussig czytał Kanta. Jak Kant, otrzymał od pobożnych rodziców surowe, religijne wychowanie; jego życie cechowała regularność, a może nawet monotonia; męczyły go starokawalerskie nawyki. Z religijnych obrzędów odziedziczył tylko jeden - kontemplację Sądu Ostatecznego Michała Anioła. Podkreślmy, kontemplację nie estetyczną, lecz moralną, która miała przypominać, że "człowiek jest codziennie sądzony przez Boga". W gruncie rzeczy, kontemplacja ta wyrażała rozumową cześć dla niezmienności prawa moralnego, była adoracją - jak by powiedział Kant - ideału "miłej Bogu ludzkości", ideału, który odnajdujemy "w naszym moralnie prawodawczym rozumie".

Nie wiemy, czy Traussig czytał Kanta. Z pewnością jednak z myślą filozofa z Królewca zetknął się Gustaw Herling-Grudziński, za sprawą którego Traussig stał się bohaterem literackim (alter ego autora?), naocznym świadkiem pożaru w Kaplicy Sykstyńskiej. Ani Traussig, ani tym bardziej Herling-Grudziński nie musieli czytać Kanta. Pewne idee bowiem od zawsze tkwią w nas, a w różnych miejscach i czasie zostają w różny sposób wyrażone lub zobrazowane: od genialnego fresku, poprzez poruszające opowiadanie, aż do zawiłego filozoficznego rozumowania, obcego co do formy artystom, pisarzom i zwykłym ludziom. Obcego tylko co do formy, gdyż każdy z nas, jak nikomu nieznany Kaspar Traussig (emerytowany urzędnik szwajcarski), musi zastanawiać się nad ludzkim życiem i jego ostatecznym przeznaczeniem.

Choć religia Traussigów była religią Sądu, a nie Cierpienia, Kaspar i jego rodzice doznali go wiele. Ojciec Traussiga umierał w jękach i żałosnych lamentach. Zaraz po nim odeszła matka. Kaspar został sam. Po latach jego samotność i melancholia przerodziły się w silne objawy rozstroju nerwowego i depresji: lęki, urojenia, bezsenność. Ból stał się dla niego "cieniem skradającym się stale (...), jak owi biblijni złodzieje nocni". Traussig mógł więc wyznać: "Nie waham się tak powiedzieć, wierzę bowiem, że bez świadomości czy ciągłej podświadomości bólu życie człowieka byłoby pozorem życia".

Doświadczenie zła, tak mocno obecne w życiu Traussiga, a jeszcze bardziej w życiu i twórczości samego Herlinga-Grudzińskiego, jest stare jak świat. Immanuel Kant tak rozpoczyna swoją, napisaną już po wszystkich jego "krytykach", Religię w obrębie samego rozumu:

Świat pogrąża się w złu - to skarga tak stara jak historia, nawet jak jeszcze starsza od niej poezja (...). Wszyscy wywodzą jednak początek świata od dobra: od złotego wieku, od życia w raju, albo od życia jeszcze szczęśliwszego, [od pozostawania] we wspólnocie z niebiańskimi istotami. Szybko jednak godzą się z tym, że szczęście to znika jak sen, a zapadanie w zło (moralne, z którym fizyczne idzie zawsze w parze) pędzi coraz szybciej do złowrogiego końca, tak iż my sami żyjemy już teraz (to Teraz jest jednak tak stare jak dzieje) u kresu czasu, sąd ostateczny, zagłada świata stoi u drzwi.

Być może świadomość owego Teraz kierowała Traussigiem, gdy postanawiał, by wrócić do rodzinnego rytuału - corocznych pielgrzymek do Wiecznego Miasta. Pielgrzymek, których głównym celem była kontemplacja fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej. Posępne i sprawiedliwe oblicze Chrystusa Sędziego trwało w nim nieporuszone. Jak myślał Traussig, malarz patrzył w swym dziele na ludzkość "okiem Stwórcy, który ogląda u kresu stworzony przez siebie świat, aby go ostatecznie osądzić. Świat naszej wielkości i małości, naszej miłości i nienawiści, naszych grzechów i cnót, naszych cierpień i radości, naszych wzlotów i upadków, naszych aniołów i lucyferów, naszych świętych i niedowiarków, naszej uniwersalnej i skłębionej nieodwracalnie miazgi". Im bardziej wzrastała w Traussigu świadomość zła, tym bardziej poddawał się on sugestywnej magii obrazu. Dodajmy: tym bardziej też jego rozum wierzył w Boga - Sędziego ludzkości.

Podstawą wiary w Boga Sędziego jest świadomość zła. Nie mielibyśmy jednak tej świadomości bez niewzruszonej pewności istnienia prawa moralnego. Mogę coś nazwać złem, gdyż wiem, że nie zgadza się z moralnym imperatywem, że narusza jego wewnętrzną świętość i dostojeństwo. Tylko prawo moralne, obecne w naszych sumieniach, czyni nas ludźmi, wynosi ponad świat przyrody. Bez niego przecież bylibyśmy tylko bezwolnymi marionetkami, miotanymi przez prawa biologii. Tylko ono daje nam nadzieję na nieśmiertelność. Bez niej przecież nasze wysiłki, dążenia do doskonałości, nigdy nie miałyby szans na ziszczenie. Tylko prawo moralne, wreszcie, gwarantuje istnienie Boga. Bez Boga przecież moralna sprawiedliwość - nagroda za dobro i kara za zło - nigdy nie zostałaby urzeczywistniona.

W taki sposób myśli każdy człowiek moralnego usposobienia, także Traussig. Wierność prawu moralnemu prowadzi ludzi o charakterze etycznym do rozumowej wiary moralnej. W swej filozofii tzw. postulatów rozumu praktycznego Kant wyraził ją następująco: "gdy przyzna się, że czyste prawo moralne każdego nieubłaganie obowiązuje jako nakaz (nie jako prawidło roztropności), to człowiek prawy zaiste może powiedzieć: chcę, żeby istniał Bóg, żeby moje istnienie w tym świecie było także jeszcze poza związkiem z przyrodą istnieniem w czystym świecie intelektu, a wreszcie też, aby moje trwanie było nieskończone, obstaję przy tym i nie pozwolę sobie wydrzeć tej wiary" (Krytyka praktycznego rozumu). W innym miejscu Kant, zamiast słowa "chcę", pisze "jestem moralnie pewny". Jestem moralnie pewny Boga, wolności i nieśmiertelności - inaczej moralność byłaby "pustym urojeniem".

Zwykli ludzie nie potrzebują skomplikowanych rozumowań. Wystarczy im prosta intuicja: jeśli obowiązuje nas moralność, to istnieje Bóg. Do tego nie trzeba śledzić zawiłych wątków Kantowskich "krytyk". Więcej, samą tę intuicję stokroć sugestywniej wyrażają artyści. To dzięki Michałowi Aniołowi właśnie - co Kant uważał za niemożliwe - "Bóg i wieczność w swym groźnym majestacie" stoją ustawicznie przed naszymi oczyma. Stoją dla licznych rzesz pielgrzymów i turystów, którzy zwiedzają Kaplicę Sykstyńską.

Wnikliwość filozofów jednak czasem się przydaje. Znajomość logiki pozwala im odwrócić naszą tezę: jeśli obowiązuje nas moralność, to istnieje Bóg, a więc - jeśli Boga nie ma, nie obowiązuje nas żadna moralność. Wszystko jest dozwolone. Zauważyli to Dostojewski i Sartre - każdy na swój sposób. Pierwszy z przerażeniem patrząc na świat bez Boga, drugi - proklamując skazanie człowieka na wolność. Podobnie myślał także Kant: wprawdzie religia jest tylko konsekwencją moralności, a sama zgodność z prawem moralnym jest wystarczającym (i jedynym dopuszczalnym) motywem dobrego postępowania; jednak bez religii ginie sama moralność. Jeśli bowiem nie ma Świętego Prawodawcy i Sprawiedliwego Sędziego, nasze obowiązki tracą swój ostateczny fundament. Nie mogąc rozpoznać ich jako Bożych przykazań, nie dostrzeżemy w nich nic absolutnego. Jeśli nasze moralne działania nie mają ostatecznego celu i rezultatu, na cóż je spełniać? W takiej sytuacji wszystko okazuje się względne lub zbędne.

W tym punkcie naszych rozważań możemy nawiązać do tragicznego wydarzenia w Kaplicy Sykstyńskiej z dnia 23 maja 1998 roku. Dokładniej, do jego przyczyny. Kasparowi Traussigowi uwidoczniła się ona 10 lat wcześniej. Jak relacjonuje nasz naoczny świadek, w maju 1988 roku magia świętego miejsca zaczęła słabnąć.

Nie zmniejszył się natłok w Kaplicy, nie stopniała ciżba ludzka w kolejce przed wejściem, lecz uderzyła mnie nagła zmiana w zachowaniu pątników. Zawahałem się nawet, czy wolno ich jeszcze nazwać pątnikami. Dokoła (...) rozlegały się wśród młodych na ogół ludzi wybuchy śmiechu, wyraźnie ironiczne, (...) bez krzty respektu (...). Szczytem był okrzyk młodej dziewczyny, objętej czule przez swego towarzysza, pod adresem Cristo Giudice. Powtórzyć ten okrzyk? Zrobię to, czerwieniąc się ze wstydu i Boga prosząc o przebaczenie: "Che bel maschio, jaki piękny samiec!".

Bluźnierstwo. Traussig poczuł wtedy "gorący podmuch zwiastowanego pożaru w Kaplicy Sykstyńskiej". Skończyła się bogobojność, skończyła się więc i moralność. Jeśli bowiem nie ma żadnej Boskiej instancji, żadnego respektu dla Transcendencji, jeśli ludzie nie dostrzegają nic ponad sobą i przyrodą, to wszystko jest dozwolone i wszystko może się wydarzyć. I rzeczywiście, w najbliższych latach Traussig zaczął obserwować postępujący moralny rozkład "tkanki społecznej". Dla wielu ludzi życie stało się, przynoszącą okropne skutki, zabawną igraszką. Przykład: masowe podpalanie lasów w Szwajcarii. Zło - bez świadomości zła. Towarzyszył temu rozwój smutku i choroby psychicznej Traussiga. A może i jego wewnętrzny rozkład...

Nie będziemy się tutaj rozwodzić nad samym tajemniczym pożarem w Kaplicy. Symbol moralnego upadku? Zniszczenie idei religii i sacrum? Obłęd szwajcarskiego urzędnika, urojonego sędziego? Rozpaczliwa próba obrony starego porządku? A może Boska interwencja? Przypomnienie, przestroga? Wizualizacja moralnej wiary w ostateczną Sprawiedliwość? Urzeczywistnienie odwiecznego proroctwa i oczekiwania? - "Jak gdyby Sąd Ostateczny przeniósł się z wizji malarza w rzeczywistość".

*

Ulubioną "metodą" pisarską Herlinga-Grudzińskiego jest gra z tekstem osadzonym między fikcją a rzeczywistością. Legendy, zasłyszane opowieści, stare motywy literackie, cytaty, świadectwa, dokumenty (nieważne, czy autentyczne) - stanowią materiał, który podlega przeobrażeniom, parafrazom, zestawieniom, komentarzom. W słynnej Wieży mamy "książkę w książce", a w opowiadaniach (notach?) o Nietzschem i Cagliostrze - fabularną rekonstrukcję faktów połączoną ze zmyślonym zakończeniem. Odwrotną strategię Herling stosuje w Ugolone z Todi: zmyślone życie włoskiego filozofa (autora rzekomej Critica della ragione non pura) zostaje spuentowane fragmentami relacji o ostatnich dniach życia Kanta, jego cierpieniach i majakach...

Pożar w Kaplicy Sykstyńskiej A.D. 1998 kończy się przytoczeniem sprawozdania dyrektora miejskiego szpitala neuropsychiatrycznego w Bazylei o hospitalizacji i dalszych losach Traussiga. Opatrzono je datą: 24 maja 2000 roku, wyprzedzającą czas napisania opowiadania o kilkanaście lat. Co mogło stać się później? Ośmieleni "metodą" pisarza, dopiszmy na własne ryzyko nowe zakończenie.

Nekrolog prasowy:

"I osądzono zmarłych z tego, co w księgach zapisano, według ich czynów" (Ap 20, 12). 12 lutego 2004 roku po długiej chorobie zmarł w wieku 74 lat w Miejskim Hospicjum im. Jana Kalwina w Bazylei Kaspar Traussig, wieloletni i zasłużony emerytowany pracownik Szwajcarskiego Towarzystwa Asekuracyjnego. Pogrzeb odbędzie się 28 lutego 2004 r. o godz. 11 na cmentarzu miejskim w Bazylei. Przyjaciele z pracy.

Z protokołu hospicyjnego: "Zmarły pozostawił po sobie dwie książki: Albert Schweitzer, Die Religionsphilosophie Kants vor der "Kritik der reinen Vernunft" bis zur "Religion innerhalb der Grenzen der blossen Vernunf", oraz Immanuel Kant, Religion innerhalb der Grenzen der blossen Vernunf. W tej ostatniej znajdował się mały obrazek zakładka, przedstawiający postać Chrystusa z Sądu Ostatecznego Michała Anioła. Obrazek był włożony między strony, na których podkreślono ołówkiem następujący fragment:

tylko przy założeniu całkowitej przemiany serca człowiek obciążony winą może wyobrazić sobie swoje uniewinnienie wobec sprawiedliwości niebios. Przeto wszelkie ekspiacje, czy to o uroczystym, czy pątniczym charakterze, wszelkie wezwania i uwielbienia (nawet te skierowane do reprezentującego ideał Syna Bożego) nie zastąpią braku przemiany serca. Natomiast kiedy ta nastąpi, tracą one ważność i nie mogą nam w niczym pomóc przed Bożym Sądem, bo ideał Syna Bożego musi zostać przyjęty do naszego serca, aby obowiązywać w nim miast naszych uczynków.

Wszystkie cytaty pochodzą z następujących książek: G. Herling-Grudziński, Opowiadania zebrane, oprac. Z. Kudelski, W drodze, Poznań 1990 (tam Pożar w Kaplicy Sykstyńskiej A.D. 1998, o którym mowa, s. 250-265); I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu (Kritik der praktischen Vernunft), przeł. J. Gałecki, PWN, Warszawa 1984; I. Kant, Religia w obrębie samego rozumu (Religion innerhalb der Grenzen der blossen Vernunf), przeł. A. Bobko, Znak, Kraków 1993.

JACEK WOJTYSIAK, ur. 1968 r., doktor filozofii, adiunkt w Katedrze Teorii Poznania Wydziału Filozofii KUL, nauczyciel filozofii w lubelskich liceach. Autor kilkudziesięciu publikacji naukowych. Ostatnio wydał podręcznik do filozofii: Pochwała ciekawości (Kraków 2003).

 

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin