Przelecz smierci- Dean R. Koontz.rtf

(4686 KB) Pobierz
Przelecz smierci.wps

             

             

             

Dean R. Koontz

 

             

              Przełęcz Śmierci

             

 

             

              Gerdzie.

              Na zawsze.

             

             

             

             

              CZĘŚĆ I

              UŁAMEK SEKUNDY

             

              Życie jest darem, który trzeba zwrócić,

              a z jego posiadania winna brać się radość.

              Jest diabelnie krótkie, to fakt.

              Trudno się pogodzić z tym, że ta ziemska procesja

              ku ostatecznej ciemności jest podróżą odbytą,

              kręgiem zamkniętym, dziełem sztuki wyidealizowanym,

              melodii słodkim rytmem, bitwą wygraną.

             

              KSIĘGA ZLICZONYCH SMUTKÓW

             

             

             

             

              ROZDZIAŁ PIERWSZY

             

              1

             

              Po drugiej stronie ciemnego wału gór cały świat grzmiał i szumiał. Wokół szalała burza,

              lecz Lindsey Harrison noc wydawała się martwa i głucha. Drżąc wcisnęła się głębiej w fotel.

              Zwarte rzędy prastarych, wiecznie zielonych drzew porastały zbocza leżące po obu stronach

              szosy, ustępując czasami miejsca rzadkim skupiskom ogołoconych z liści klonów i brzóz,

              wyciągających ku niebu pokręcone, czarne konary. Jednak ani ten rozległy las, ani potężne skały,

              do których przywierał, nie łagodziły pustki mroźnej, marcowej nocy. Gdy honda zjeżdżała w dół

              krętą, niebezpieczną drogą, drzewa i kamienne zbocza zdawały się przepływać obok, jakby były

              tylko urojeniami pozbawionymi rzeczywistej treści.

              Niesiony gwałtownymi podmuchami drobny, suchy śnieg padał ukośnie w snopy świateł

              reflektorów. Lecz burza także nie mogła wypełnić próżni.

              Pustka, jaką odczuwała Lindsey, tkwiła wewnątrz niej. Noc, jak zawsze, wypełniał chaos

              tworzenia. Jedynym martwym miejscem była jej dusza.

              Spojrzała na Hatcha. Pochylał się do przodu, lekko zgarbiony nad kierownicą, patrząc

              badawczo przed siebie z wyrazem twarzy, jaki dla każdego innego byłby nieodgadniony, lecz

              Lindsey po dwunastu latach małżeństwa z łatwością mogła odczytać, o czym on myśli. Hatch,

              świetny kierowca, nie przestraszył się złych warunków na drodze. Bez wątpienia myślał, tak jak i

              Lindsey, o długim weekendzie, który spędzili właśnie nad jeziorem Big Bear.

              Jeszcze raz próbowali odzyskać we wzajemnych stosunkach tę beztroskę, która kiedyś była

              ich udziałem. I znów im się to nie udało.

              W dalszym ciągu krępował ich łańcuch przeszłości.

              Śmierć pięcioletniego syna spowodowała niewyobrażalne wręcz obciążenie emocjonalne.

              Myśl o dziecku napierała na umysł, szybko niszcząc każdą chwilę pogody ducha, miażdżąc każdy

              odruch radości. Jimmy nie żył od ponad czterech i pół roku - tyle trwało jego życie - a mimo to jego

              śmierć była dla nich równie wielkim ciężarem teraz, jak w dniu, gdy ponieśli tę bolesną stratę.

              Hatch westchnął lekko i spojrzał przez zachlapaną przednią szybę. Oblepione śniegiem

              wycieraczki z trudem przesuwały się po szkle. Zwrócił wzrok na Lindsey i uśmiechnął się blado;

              był to zaledwie cień prawdziwego uśmiechu, wyprany z wesołości, raczej grymas pełen znużenia i

              melancholii. Wydawało się, że chciał coś powiedzie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin