225. Neels Betty - Mezczyzna dla Daisy.pdf

(563 KB) Pobierz
10367866 UNPDF
BETTY NEELS
Mężczyzna
dla Daisy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Było ciepłe lipcowe popołudnie. Promienie słońca
oświetlały nieprzerwany strumień dzieci, wylewający
się na cichą ulicę z jednego z solidnych wiktoriańskich
domów. Tak wyglądało regulaminowe wychodzenie.
Pani Gower-Jones, która była właścicielką przedszko­
la i z dumą podkreślała jego przynależność do wyż­
szych sfer, karciła spojrzeniem hałaśliwe dzieci. Gdy
matki i nianie podjeżdżały małymi, zgrabnymi fiata­
mi, większymi mercedesami i roverami, dzieci zbierały
się na korytarzu. Wychodziły pod opieką jednej z wy­
chowawczyń.
Dziś była to młoda, dość pulchna dziewczyna
o jasnobrązowych włosach, uczesanych w pleciony
kok, który nie dodawał jej uroku. Miała zbyt szerokie
usta, mały, zadziorny nos i silnie zarysowany podbró­
dek. Całość uzupełniała para szarych oczu, ocienionych
gęstymi, długimi rzęsami. Pani Gower-Jones często
żaliła się najstarszej z wychowawczyń, że ta dziewczyna
nie ma stylu, ale musiała przyznać, że dzieci bardzo ją
lubią i że nawet najbardziej nieznośnego przedszkolaka
potrafi łagodnie nakłonić do posłuszeństwa.
Gdy ostatnie dziecko zostało przekazane w mat­
czyne ręce, dziewczyna zamknęła drzwi i weszła do
pierwszego z pokoi, usytuowanych po obu stronach
szerokiego korytarza. Krzątały się tam dwie dziew­
czyny, usuwając ślady dziecięcych zabaw. Na widok
wchodzącej podniosły głowy.
6
- Dzięki Bogu, że jutro sobota! - wykrzyknęła
starsza. - I dzień wypłaty. Ron zabiera mnie dziś do
Dover. Jedziemy do Boulogne po zakupy. A ty,
Mandy? - zapytała, zgarniając kolorowe klocki do
plastikowego wiaderka.
- W szóstkę jedziemy do Bournemouth - odpowie­
działa Mandy, wycierając stolik. - Ledwo się zmieś­
cimy w samochodzie, ale czy to ważne? Przecież
w Winter Gardens jest dansing.
Obie popatrzyły na dziewczynę, która właśnie do
nich dołączyła.
- A ty, Daisy? - zapytała jedna z nich.
Daisy pomyślała, że dopytują się o to w każdy
piątek nie dlatego, że naprawdę chcą wiedzieć. Po
prostu nie chcą być niemiłe.
-Och, nie wiem - odpowiedziała jak zwykłe
i uśmiechnęła się.
Przywrócenie kilku pokoi zabaw do stanu dosko­
nałości, wymaganego przez panią Gower-Jones, zaję­
ło ponad godzinę. Dopiero po zlustrowaniu pomiesz­
czeń chlebodawczyni wręczyła dziewczętom koperty
z zapłatą, przypominając, aby w poniedziałek rano
stawiły się w pracy punktualnie o wpół do dziewiątej.
Mandy i starsza od niej Joyce wyszły w pośpiechu,
żeby zdążyć na minibus do Old Sarum, gdzie miesz­
kały, a Daisy wyprowadziła rower z szopy na tyłach
budynku i pojechała do domu. Z Salisbury do Wilton
było pięć kilometrów. Przez całą drogę myślała o zbli­
żającym się weekendzie i o obowiązkach, które wzięła
na swoje barki kilka lat temu, gdy umarł ojciec.
Matka rozpieszczana przez cały okres małżeństwa,
teraz czuła się całkiem zagubiona. Nie była w stanie
zająć się rachunkami, podatkami i wydatkami domo­
wymi, które zawsze należały do obowiązków ojca.
Daisy obserwowała, jak matka staje się coraz bardziej
7
przygnębiona i zagubiona, aż w końcu przejęła spra­
wy w swoje ręce. Utrzymywała porządek w do­
mowych finansach i chroniła matkę przed zmar­
twieniami.
We wszystkim pomagała jej młodsza siostra. Pa­
mela miała piętnaście lat i chodziła do szkoły. Była
mądrą dziewczyną i uparcie dążyła do tego, żeby
zostać kimś, choć zdawała sobie sprawę, że nie będzie
to łatwe. Życie matki stanowiło dla niej przestrogę.
Widziała, że Daisy jest przez to nieszczęśliwa, chociaż
nigdy o tym nie rozmawiały. Jednak rozsądek pod­
powiadał Pameli, że nic nie można na to poradzić.
Słodka, kochana Daisy nigdy nie miała chłopca i trze­
ba przyznać, że urodą nie przypominała gwiazdy
filmowej. Pamela zaś już dawno zdecydowała, że musi
zdobyć jak najlepsze oceny, dostać się do college'u
i rozpocząć karierę naukową. Zamierzała też wyjść za
kogoś bogatego, kto rozwiąże ich problemy. Wierzy­
ła, że to osiągnie, bo jest bardzo ładna i dokładnie
wie, czego chce od życia.
Kiedy Daisy weszła do domu, zastała matkę w ku­
chni przy łuskaniu fasoli. Wzrostem dorównywała
starszej córce, włosy miała lekko przyprószone siwi­
zną, a na ładnej twarzy malował się smutek.
-Kochanie, na kolację, miały być kotlety cielęce,
ale zapomniałam je kupić...
Daisy cmoknęła matkę w policzek.
- Zaraz po nie pojadę, mamo. Jak przyjdzie Pam,
nakryje do stołu.
Wsiadła na rower i pojechała w stronę skrzyżowa­
nia. Rzeźnik miał sklep po drugiej stronie. Gdy
dojechała do świateł, zapaliło się czerwone. Zsiadła
z siodełka i niecierpliwie czekała, aż wreszcie będzie
mogła ruszyć dalej. O tej porze ruch był bardzo duży,
a światła jak na złość nie chciały się zmienić. Tuż obok
8
zatrzymał się ciemnoszary rolls-royce. Z niekłama­
nym podziwem błądziła po nim wzrokiem, gdy nagle
poczuła, że kierowca na nią patrzy. Zrobiło się jej
nieswojo. Zmarszczyła czoło na widok delikatnego
uśmiechu na przystojnej twarzy tego mężczyzny o cie­
mnych włosach i oczach. Szkoda, że właśnie zmieniło
się światło i samochód cicho odjechał. Daisy nie
mogła oprzeć się wrażeniu, że w tej chwili przydarzyło
się jej coś ważnego.
- Śmieszne - powiedziała tak głośno, że mijający
ją przechodzień spojrzał ze zdziwieniem.
Gdy wróciła, Pamela była już w domu i razem
zabrały się do przygotowania kolacji.
- Jaki ładny dzień. Przyjemnie go spędziłaś? - za­
pytała Pamela.
-Nie najgorzej. Myślę, że nowe dzieci są w po­
rządku. W tym kwartale mam ich czworo, a więc
w sumie piętnaścioro. Dwójka nowych to bliźniaki,
dziewczynka i chłopiec. Podejrzewam, że będą z nimi
kłopoty...
- Myślałam, że pani Gower-Jones przyjmuje tylko
dzieci z odpowiednich domów - zauważyła pani
Pelham.
- Ależ one są odpowiednie; ich ojciec jest baro-
netem czy kimś w tym rodzaju - powiedziała wymi­
jająco Daisy. - Mają prawie po cztery lata i sądzę, że
jeszcze przed końcem kwartału doprowadzą mnie do
rozpaczy.
-A kwartał dopiero się zaczął - roześmiała się
Pamela.
Po kolacji Daisy usiadła przy stole i zajęła się
rozdzielaniem pieniędzy na dom, przejazdy szkolnym
autobusem i kieszonkowe. To, co zostało - a nie było
tego wiele - schowała do starego pudełka po herbat­
nikach. Dzięki jej pensji i rencie matki jakoś dawały
Zgłoś jeśli naruszono regulamin