203. Armstrong Lindsay - Trudny mezczyzna.rtf

(315 KB) Pobierz

LINDSAY ARMSTRONG

 

 

 

Trudny mężczyzna

 

 

 

 

A Difficult Man

 

 

 

 

 

Tłumaczyła: Kinga Taukert


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

– Kim pani jest, do diabła?

Juanita Spencer-Hill patrzyła w oszołomieniu na wysokiego mężczyznę, który z wyraźną wściekłością otworzył jej drzwi. Do pewnego stopnia była przygotowana na jakąś nietypową reakcję, gdyż widziała w telewizji wywiad z Garethem Walkerem, dotyczący jego ostatniego bestselleru. Miało się wrażenie, że pisarz wręcz rozsadza sobą ekran, tak był dynamiczny i impulsywny, a w swoich wypowiedziach cięty i piekielnie inteligentny, co mocno dawało się we znaki prowadzącej program dziennikarce. Prezentował przy tym zniewalający męski wdzięk, najprawdopodobniej więc oglądające program miliony kobiet niekoniecznie robiły to ze względu na nagle rozbudzone zainteresowania literackie...

W bezpośrednim kontakcie wywoływał znacznie większe wrażenie niż na ekranie. Proporcjonalnie zbudowany, mierzący ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, miał proste i gęste ciemnoblond włosy oraz najbardziej niebieskie oczy, jakie Juanita kiedykolwiek widziała. Wyglądał władczo, chociaż miał na sobie mocno podniszczoną koszulę w kolorze khaki i spłowiałe dżinsy.

– Pytam raz jeszcze – wycedził Gareth Walker przez zaciśnięte zęby. – Kim pani, do licha ciężkiego, jest i czemu gapi się pani na mnie jak cielę na malowane wrota?

Poczuła, że krew napływa jej do twarzy. Z godnością wyciągnęła rękę.

Juanita Spencer-Hill z agencji wystroju wnętrz. Byliśmy umówieni, żeby...

– Spencer-Hill przerwał bezceremonialnie – Myślałem, że przyślą mi jakąś zwykłą pannę Hill. Zignorował wyciągniętą w swoją stronę dłoń, choć patrzył przez moment na długie i szczupłe palce, ozdobione jedynie rodowym sygnetem, oraz drobny przegub, którego delikatność dodatkowo uwydatniał duży złoty zegarek na szerokim pasku z czarnego aksamitu. Potem podniósł te swoje niezwykłe oczy i zupełnie bezczelnie przystąpił do szczegółowych oględzin. Jego wzrok powędrował najpierw ku lśniącym ciemnym włosom, zebranym na karku w zgrabny węzeł, po czym dokładnie zlustrował jej figurę, której smukłość podkreślał doskonały krój czarno-białej sukienki. Na chwilę zatrzymał wzrok na opierającej się tuż przy czarnych płaskich pantoflach lasce.

– To jak się pani właściwie nazywa? Płonę z ciekawości.

Juanita zagryzła wargi i zaczerwieniła się ponownie.

P-pracuję pod nazwiskiem Hill i tak się powinnam była przedstawić, ale umknęło mi to z p-pamięci – zająknęła się mocno.

– Ciekawe, dlaczego pani w ten sposób oszukuje ludzi? Oczywiście – skrzywił się kpiąco – gdy pani o tym nie zapomina.

Spróbowała ochłonąć i wziąć się w garść.

– Wcale nie uważam tego za oszustwo powiedziała chłodno. – Ja...

– Ale ja tak. Założę się, że jest pani z „tych” Spencer-Hillów, nieprawdaż? Słynna rodzinka, która chełpi się na wszystkie strony gwiazdą srebrnego ekranu, laureatką prestiżowej nagrody Archibalda i obiecującym następcą Niki Laudy?

Juanita zastanowiła się, czym zasłużyła na podobne traktowanie.

– M-mój ojciec rzeczywiście jest aktorem, matka malarką portretów, a brat bierze udział w wyścigach Formuły Jeden. Właśnie dlatego p-pracuję pod innym nazwiskiem, gdyż nie chcę wykorzystywać ich osiągnięć, żeby sobie ułatwiać...

A może – przerwał jej znowu ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy – po prostu ma pani dość ukochanej rodzinki i w ten sposób próbuje się od nich uwolnić?

Wzięła głęboki oddech. Dość tego.

– Nie mam zamiaru ani chwili dłużej rozmawiać z panem o mojej rodzinie i dawać się znieważać, panie Walker. Przyjechałam tu w interesach, ale ponieważ wygląda na to, że pan z miejsca poczuł do mnie niewytłumaczalną niechęć, nie pozostaje mi nic innego, jak uznać całą sprawę za niebyłą. Zegnam pana.

Nie zdążyła się odwrócić, gdy usłyszała miękki głos.

– Brawo! Przynajmniej raz się pani nie zająknęła. A dlaczego używa pani laski?

– T-to nie pańska...

– Sprawa? – podsunął usłużnie, obdarzając ją przy tym szerokim uśmiechem, co zdezorientowało ją kompletnie. – W porządku. Wróćmy więc do tego, co jest moją sprawą. Proszę wejść. – Odsunął się na bok, po czym przechylił głowę na ramię z wyrazem dezaprobaty na twarzy. – Ile pani ma lat?

– To także nie pańska sprawa – odparła zimno.

– O, tu się pani myli – odparł z podejrzaną uprzejmością. – Jest pani tutaj, gdyż ma pani urządzić ten dom od piwnic aż po dach, tak więc chyba powinniśmy coś niecoś o sobie wiedzieć, skoro mamy razem pracować. Ja, nawiasem mówiąc, mam trzydzieści sześć, podczas gdy pani wygląda na... dwadzieścia osiem?

– Dwadzieścia pięć – powiedziała, nie zdążywszy się powstrzymać.

– Do licha! – skrzywił się. – Najpewniejszy sposób na obrażenie kobiety to dodanie jej lat. Co mogę zrobić, żeby się zrehabilitować?

– Nic. To, że jestem kobietą, zupełnie nie ma nic wspólnego...

– Pozwolę sobie być innego zdania. Tylko radykalnym feministkom wydaje się, że to, jakiej dana osoba jest płci, nie ma żadnego znaczenia. A może jest pani jedną z nich? – spytał poważnym tonem, ale w niebieskich oczach czaiła się kpina.

– W żadnym wypadku – zaprzeczyła lodowato.

– No to świetnie. Ale dlaczego ciągle stoimy w drzwiach? Niechże pani wreszcie wejdzie. Możemy kontynuować naszą przyjacielską pogawędkę w bardziej komfortowych warunkach. Zapraszam do gabinetu.

Juanita po chwili wahania ruszyła za nim. Było to jej pierwsze aż tak poważne zlecenie. Takiej szansy nie wolno zmarnować.

Gareth Walker rozparł się za przepięknym biurkiem z orzechowego drzewa, podczas gdy Juanita usiadła sztywno, ze splecionymi nerwowo dłońmi.

– Przepraszam, że tak nieuprzejmie panią powitałem. Kompletnie zapomniałem, że ma pani przyjść. Ponadto rano miałem przypływ weny twórczej. Czy pani wiedziała, że jestem pisarzem?

Tak. Czy...

– W takim razie pewnie pani zrozumie mój stan napięcia i podminowania, zwłaszcza że sama ma pani artystkę w rodzinie. A przy okazji, jak się miewa pani matka? Miałem przyjemność spotkać ją parę razy.

– Dziękuję, dobrze. Panie Walker...

– Czy pani rodzice nadal żyją w konkubinacie? To była tak słynna sprawa...

Juanita zacisnęła usta i patrzyła na niego bez słowa.

– Zawsze sądziłem – ciągnął zupełnie nie zniechęcony – że taki nieformalny związek musi ogromnie niekorzystnie wpływać na psychikę dziecka. Czy dlatego ma pani wadę wymowy, panno Spencer-Hill?

Zbladła. To był naprawdę strzał w dziesiątkę.

– Jako ogólne spostrzeżenie brzmi to naprawdę interesująco, jednak wykorzystanie tego do wtrącania się w czyjeś sprawy osobiste jest nie do przyjęcia. Kto dał panu p-prawo do poddawania kogokolwiek p-podobnemu śledztwu?

Milczał. Wydawało się, że poważnie zastanawia się nad odpowiedzią, ale po chwili stało się jasne, że znów ogląda ją krytycznie od stóp do głów. Poczuła się nieswojo, tym razem jednak z innych powodów niż przedtem.

– Nie cierpię owijania w bawełnę – odezwał się w końcu. – A pani?

Wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego. Ze zdumienia zamrugała powiekami, aż uśmiechnął się mimowolnie.

– Ja t-też. Tak samo, jak pan. Chociaż nie, z pewnością nie tak samo – zakończyła kompletnie wyprowadzona z równowagi.

Wyprostował się.

– Proszę zauważyć, że jest to najprostszy sposób na załatwienie pewnych spraw. Jeśli będę się zastanawiał, dlaczego pani się jąka i używa laski, a spróbuję nie poruszać tych kwestii, będę się czuł po prostu źle i od czasu do czasu niechcący coś mi się na ten temat wymknie. Jeśli zaś mi pani wszystko wyjaśni, nie będę sobie dłużej zaprzątał tym głowy i spokojnie przejdziemy do interesów.

– To jednak nie ma nic wspólnego z obrażaniem moich rodziców – zaprotestowała.

– To się wszystko ze sobą łączy. Przypuszczam, że jednym z powodów posługiwania się skróconym nazwiskiem jest chęć ucieczki przed ludzką ciekawością. O pani rodzicach jest przecież dość głośno, prawda?

Juanita w milczeniu wytrzymywała jego badawczy wzrok przez jakąś minutę, po czym odezwała się oschle:

– Mam nieodparte wrażenie, że zawsze udaje się panu postawić na swoim, bez względu na...

Dlaczego pani tak sądzi?

– Czy byłby pan łaskaw przestać mi przerywać?

– Jak sobie pani życzy. Przywołał na twarz wyraz uprzejmego zainteresowania.

Juanita zacisnęła zęby.

– Jeśli więc wiedza o mnie wydaje się panu absolutnie niezbędna, żebyśmy mogli zacząć pracę, to służę informacjami. Moi rodzice są rzeczywiście utalentowanymi, nietypowymi osobami i z tym wiąże się też to, że postępują inaczej niż wszyscy. Nie zmienia to faktu, że bardzo kocham ich oboje. Sugerował pan wcześniej ich niewrażliwość, a zarazem nadmierną emocjonalność, ale myślę, że sądził pan innych artystów po tym, jak pan sam postępuje – pozwoliła sobie na wyraźny docinek.

– Proszę dalej.

– Muszę też dodać, że mówię to wszystko tylko dlatego – jej ciemne oczy zamigotały – że pańskie zniechęcenie i utrata tego zlecenia mogą mi przeszkodzić w karierze zawodowej. Chodzę z laską, gdyż miałam wypadek samochodowy. Jest już prawie dobrze, ale lewy staw biodrowy wciąż jeszcze mnie boli. Wadę wymowy mam od zawsze. Czy teraz możemy przystąpić do pracy? – spytała szorstko.

Popatrzył na nią spokojnie. Wstał.

– Oczywiście. Myślę, że mimo wszystko czuje się pani lepiej, wyrzuciwszy to z siebie. Zostanie pani na noc?

– Co najmniej na kilka... – ugryzła się w język. Za późno. Znowu ją podszedł.

– Czemu nie? Świetny pomysł! – Gareth Walker obszedł dookoła biurko i oparł się o nie tuż przed nią, nonszalancko krzyżując ramiona. W jego oczach błysnęło rozbawienie i kpina.

– To nie był mój pomysł – powiedziała sztywno. – Mogłabym się zatrzymać w jakimś pobliskim motelu...

Skrzywił się nieco.

– Bez sensu... Przecież w tym domu jest tyle miejsca, że może tu stacjonować oddział wojska i nikt tego nawet nie zauważy. Aha, teraz sobie przypominam, że zapowiedziałem pani agencji, że nie obchodzi mnie, ile to będzie kosztować, byleby tylko trwało jak najkrócej.

– Zrobię wszystko, żeby skrócić ten czas do minimum – zapewniła go z całym przekonaniem. – Oczywiście może się też zdarzyć i tak, że moje pomysły w ogóle nie będą panu odpowiadać. Pierwszą wizytę składa się właśnie po to, by przedstawić wstępne szkice i pomysły do zatwierdzenia.

– Powiedziała to pani tak, jakby czekało panią co najmniej zdobycie Mount Everestu. Ciekawe, dlaczego?

– To proste. Urządzanie domów nie jest żadnym problemem. Są nim ich właściciele.

Roześmiał się szczerze.

– Nieźle powiedziane! Podoba mi się pani bezpośredniość. Zresztą nie tylko to mi się w pani podoba – dodał. – Czy matka kiedykolwiek namalowała pani portret?

– Nie. – Oczy Juanity rozszerzyły się z zakłopotania. – Dlaczego miałaby to robić?

– Niechże pani da spokój – żachnął się. – Przecież musi pani sobie zdawać sprawę z tego, że ma pani niezwykły typ urody.

– A-ależ skąd! – zaprzeczyła żywo. – Jestem zbyt chuda, moja cera łatwo przybiera szary, niezdrowy odcień, a w dodatku pewnie przez całe życie będę utykać i jąkać się – urwała nagle. Co ona wygaduje? Czy już nigdy nie zapanuje nad tymi swoimi nieszczęsnymi kompleksami?

– Ma pani przepiękne oczy i włosy, a wszystko, czego potrzebuje pani skóra, to odrobiny słońca. I wcale nie jest pani chuda... – Jego wzrok zupełnie jawnie zatrzymał się na rysujących się pod sukienką kształtnych piersiach. – A przede wszystkim emanuje z pani jakiś niewypowiedziany urok, jakaś aura niepokojącej tajemniczości. Nie uwierzę, że jeszcze żaden mężczyzna pani o tym nie powiedział.

Poczuła, że się ponownie rumieni, ale nie mogła nic na to poradzić.

– Właściwie nie, t-to znaczy...

– Jeszcze coś ciągnął, nie zwracając uwagi na jej słowa. – Jąka się pani tylko wtedy, gdy jest podenerwowana i speszona. Wystarczy, że się pani rozgniewa, i już mówi pani płynnie. Nie rozumiem tylko, dlaczego wprawiają panią w zakłopotanie również komplementy?

Chyba śnię, pomyślała Juanita. Czy on się do mnie przystawia, czy co?

– Nie. Jeszcze nie – powiedział miękko.

– Jak t-to? Skąd pan wiedział? Spojrzał na nią z pobłażaniem.

– Wyraz pani twarzy był zupełnie jednoznaczny. Od tego zresztą jestem pisarzem, żeby umieć rozszyfrowywać ludzi.

Zagryzła usta, po czym zmarszczyła brwi.

– Co to znaczy „jeszcze nie”, panie Walker?

– Gareth – zaproponował uprzejmie.

– O, nie. Absolutnie nie zamierzam...

– Chyba nie zaproponowałem nic niewłaściwego? Zesznurowała usta.

– A co „to” miało znaczyć? – Sparodiował jej minę.

– To znaczy, że nie sądzę, żebyśmy mogli razem pracować, panie Walker. Po pierwsze, nie daje mi pan dojść do słowa, a po drugie... – Urwała i wzruszyła ramionami.

Czekał z założonymi rękoma, patrząc na nią z wyraźną złośliwością w niebieskich oczach.

– Co znowu? – spytał z irytacją. – To znaczy, nie zamierzałem przerywać – mruknął po chwili. – Czekam tylko na dalszy ciąg.

– To nie było nic ważnego – ucięła.

– Sądzę, że ta druga obiekcja ma wiele wspólnego z tym, o czym pani wcześniej pomyślała. O przerażającej możliwości, że mogę chcieć panią, hm... poderwać.

– Dobrze, ma pan rację – przyznała chłodno. – Jest więc chyba jasne, że w takich warunkach nie mogę tu pracować.

– W jakich warunkach?

– Myślę, że jest to dość oczywiste!

– Wcale nie. To znaczy, byłoby oczywiste, gdyby chodziło o notorycznego podrywacza. Nie uważam się za takiego.

Westchnęła ciężko.

– Mam na to tylko pańskie słowo. Proszę nie zapominać, że to pan zaczął o tym mówić.

– Ale pani pierwsza pomyślała – odparował. – Ja dałem tylko do zrozumienia, że uważam panią za interesującą kobietę, nic więcej. Dlatego też użyłem tego nieszczęsnego „jeszcze nie”, które wywołało w pani tak okropne podejrzenia, że zaczęła się pani na wszelki wypadek zachowywać wyniośle i nieprzystępnie. Ze swojej strony mogę panią zapewnić, że nie mam zwyczaju inicjować bardziej intymnych kontaktów, zanim nie poznam drugiej strony nieco dokładniej. Pani zaś jeszcze nie znam.

Juanita patrzyła na niego z gniewem, a zarazem z niedowierzaniem.

– Nie wie pani, co odpowiedzieć? – spytał kpiąco. – W takim razie pozwolę sobie...

– Na nic więcej pan sobie nie pozwoli – nie wytrzymała w końcu. – Nie zamierzam dłużej brać udziału w tych słownych potyczkach, które prowadzą donikąd. Ponadto za chwilę dojdzie pan do wniosku, że być może jestem warta zainicjowania owych bardziej intymnych kontaktów. Z góry jednak ostrzegam, że tylko straci pan czas.

– Dlaczego?

– Co „dlaczego”?

– Dlaczego z góry odrzuca pani możliwość, że moglibyśmy się naprawdę polubić?

– Ponieważ załatwianie interesów, przynajmniej w moim przypadku, nie sprzyja myśleniu o tego rodzaju sprawach.

– A co temu sprzyja?

– Na pewno nie pańskie zachowanie, panie Walker! – odrzekła ze słodyczą doprawioną dużą dozą ironii. – Czy możemy wreszcie przystąpić do pracy?

Jak najbardziej – odparł spokojnie z lekkim uśmiechem. – A na słowa trzeba zawsze bardzo uważać. Nigdy nie wiadomo, które będzie naszym ostatnim i które po nas pozostanie. Czy nigdy się pani nad tym nie zastanawiała?

Wstała gwałtownie i to był duży błąd. Bolące biodro natychmiast dało o sobie znać. Zachwiała się w tej – samej chwili, gdy na oślep wyciągnęła rękę po laskę. Gareth błyskawicznie chwycił ją w pół, przytrzymał, po czym cofnął ręce i podał jej laskę.

– Proszę.

– Dziękuję – powiedziała, cała spięta. Dzieliły ich tylko centymetry. Gdy napotkała jego wzrok, niespodziewanie oblała ją fala gorąca, choć w niebieskich oczach znalazła tylko troskę z odrobiną ironii.

Zrozumiała wtedy, że nie jest łatwo pozostać obojętną wobec kogoś takiego, jak Gareth Walker. Nie była tym zachwycona, próbowała więc wytłumaczyć sobie trzeźwo, że niektórych mężczyzn natura obdarza nieodpartym urokiem i oto właśnie spotkała jednego z nich. On zaś zachowuje się skandalicznie, najzupełniej pewien swojej przewagi. To jednak nie jest sposób na nią. Nie da się podejść jak pierwsza lepsza gąska! Mimo to nie była w stanie oderwać oczu od szerokich ramion ani uwolnić się od wspomnienia dotyku jego rąk...

Nigdy jeszcze nie przydarzyło jej się nic podobnego. Po raz pierwszy doświadczyła na własnej skórze, że między kobietą a mężczyzną może zaistnieć specyficzny rodzaj komunikacji, zupełnie niezależnej od słów. To mowa zmysłów, przyszło jej znienacka na myśl. Jak on to robi? A co ważniejsze, dlaczego chce ją zauroczyć? Czy już po prostu ma taką naturę, że każdą kobietę musi sobie owinąć wokół palca, czy też...?

Nagłe pukanie do drzwi spowodowało, że Juanita aż drgnęła, a przez twarz Garetha przemknął cień niezadowolenia. Do gabinetu wpadła najwyżej dziewiętnastoletnia dziewczyna, wołając już od progu:

– Gareth, czy wiesz, że ktoś przyjechał? Och, przepraszam! To właśnie pani musi być właścicielką tego ładnego BMW, które stoi przed domem. Dzień dobry, jestem Wendy, prowadzę dom Garetha.

Juanita popatrzyła na jej obcisłe dżinsy, różową bluzkę i blond włosy związane w koński ogon różową wstążką. Nawet gdyby się bardzo postarała, nie mogłaby mniej wyglądać na gosposię, pomyślała Juanita.

– Zastępuje chorą matkę – wyjaśnił Gareth z kwaśną miną. – Wendy, to jest panna Spencer-Hill, projektantka wnętrz. Zapomniałem ci powiedzieć, że przyjedzie i zostanie tu przez parę dni. Sądzę też, że będzie tu wpadać przez najbliższe kilka tygodni.

– Zapomniałeś, akurat! – Wendy porozumiewawczo przymrużyła oko.

Nie uśmiechnął się nawet.

– Ciekawe, gdzie obecnie znajduje się twoje urocze rodzeństwo? Nie słyszałem ich od rana.

W tym samym momencie dobiegły ich przeraźliwe wrzaski i cała trójka jednocześnie wyjrzała przez okno, które wychodziło na wysypany żwirem dziedziniec z niedużą sadzawką i fontanną. Walczyła tam ze sobą zażarcie para siedmiolatków, ciągnąc się nawzajem za włosy, kopiąc, drapiąc i okładając pięściami.

– Jeśli mówisz o mojej upiornej siostrzyczce i równie upiornym braciszku, to masz ich w całej okazałości – powiedziała zmęczonym głosem Wendy. – Zaraz się tym...

– Nie, ja to zrobię – odparł sucho. – Ty zabierz pannę Spencer-Hill do pokoju gościnnego. Spotkamy się na obiedzie.

Wendy zaprowadziła Juanitę do pokoju, a usta jej się nie zamykały ani na chwilę.

– Wolę zawsze mieć jakiś pokój przygotowany, na wszelki wypadek – powiedziała wesoło. – Z Garethem nigdy nic nie wiadomo. Fajną ma pani pracę, ale pewnie przedtem trzeba się masę nauczyć, prawda? Już jesteśmy. Nie ma pani żadnego bagażu?

– Zostawiłam w samochodzie. Chciałam się najpierw przedstawić i dopiero potem wrócić po rzeczy, ale z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam.

– Zaraz przyniosę, przecież pani kuleje. Ale muszę coś pani powiedzieć... – Spojrzała na Juanitę z wyraźnym podziwem. – Zawsze chciałam być tak elegancka jak pani, ale nigdy mi to nie wychodzi. Zresztą, Gareth mówi, żebym dała sobie spokój. Wie pani, on nie cierpi kobiet, które wyglądają tak, jakby właśnie zeszły z okładki żurnala. Mężczyźni się na tym nie znają, prawda? – paplała Wendy. – Niech pani usiądzie i da odpocząć tej chorej nodze. Zwichnęła sobie pani kostkę?

– Nie, biodro – mruknęła i machinalnie podała jej kluczyki od samochodu. – Naprawdę nie jestem taką kaleką, mogłabym to zrobić sama...

– Żaden problem, spokojna głowa. Zaraz wracam. Miłe... dziecko, pomyślała Juanita, gdy została sama. A więc nie lubi pan eleganckich kobiet, panie Walker? Ciekawe, czemu?

Podeszła do okna, z którego roztaczał się przepiękny widok na złote od zboża pola Nowej Południowej Walii. Za nieco zaniedbanym, ale malowniczym ogrodem znajdowały się ogrodzone wybiegi z dobrze utrzymanymi końmi. Stary, zbudowany z kamienia dom był niewysoki, za to rozciągał się na dość dużym obszarze. Wielkiego uroku dodawały mu nieduże, bardzo romantyczne wykusze. Jak na swój wiek jest w całkiem niezłym stanie, oceniła Juanita. Dotknęła spłowiałych zasłon i popatrzyła na wytarty dywan. No tak, wystrój rzeczywiście wymaga gruntownej zmiany.

Zapomniała o irytującej rozmowie i o niepokojącym, niespodziewanym wrażeniu, jakie wywarł na niej Gareth Walker, i z zainteresowaniem rozejrzała się dookoła. Tak, to był ten rodzaj domu, który lubiła najbardziej, gdyż pozwalał jej wykazać się talentem do harmonijnego łączenia nowoczesnej wygody z urokiem uwielbianych antyków. Stanowiło to pasjonujące wyzwanie. Chodziło przy tym nie tylko o upiększenie wnętrza i – skrzywiła się lekko – zadowolenie właściciela,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin