Kim_Harrison_-_Zapadlisko_04_roz_7.pdf

(174 KB) Pobierz
Microsoft Word - Kim_Harrison_-_Zapadlisko_04_roz_7
Siedem
Zrobiłam drżący wdech i oparłam się o ladę. Były czarne? Użyłam czarnego uroku? Robiło się
coraz lepiej. Dlaczego do jasnej cholery mnie nie uprzedziła?
- Do licha nie! – Jenks poczerwieniał z wściekłości. – Zapomnij o tym Ivy, zapomnij! Nie
zrobię tego!
Kiedy Ivy warczała na Jenksa, oparłam się na stole i opadłam na swoje krzesło. Ceri była taka
dziwna, wyglądała na tak niewinną jak Joanna D’Arc, ale akceptowała czarną magię, jakby
siedziała u stóp Lucyfera i robiła mu manicure w każdy wtorek. Wszystkie były czarne, a ona
nie widziała w tym problemu? Jeżeli się nad tym zastanawiać, to Joanna D’Arc słyszała głosy w
głowie, każące jej zabijać ludzi.
- Rachel…
Ręka Ceri na moim ramieniu sprawiła, że uniosłam głowę i spojrzałam.
- Ja yyy… – wymamrotałam, – zastanawiałam się, czy nie są czarne, ale nie widziałaś żadnego
problemu z wykonaniu ich, więc… - spojrzałam przypominając sobie eliksir Jenksa,
zastanawiając się, czy jeżeli teraz zrezygnuje nic mu nie będzie.
- Potrzebuje tego zaklęcia – powiedziała wdzięcznie siadając, więc nie mogłam widzieć Jenksa i
Ivy kłócących się przy odległym krańcu stołu. - A jedna smuga, czy dwie to błahostka.
Matalina prześlizgnęła się przez dziurę w siatce na owady, zrobioną dla pixy, słysząc ostry pisk
Jenksa, przynosząc ze sobą zapach wiosennej nocy. Żółta sukienka pięknie zawirowała dookoła
jej kostek, kiedy zatrzymała się na chwilkę, starając się zorientować o co chodzi. Miałam
problemy z oddychaniem. Błahostka? Tak to widziała?
- A co jeżeli używamy ich dla dobrej sprawy? – próbowałam. – Czy nadal zabrudzi moją duszę,
jeżeli wykorzystam je jedynie dla dobra?
Skrzydełka Mataliny zatrzymały się i opadła o trzy cale na stół, tracą równowagę i opadając,
odchylając do tyłu skrzydełka. Ceri westchnęła w oczywisty sposób rozdrażniona.
- Tymi zaklęciami poważnie łamiesz prawa natury – upomniała, jej zielone oczy zmrużyły się, –
to dużo więcej niż kiedy czerpiesz z linii ziemi dla swojej magii. Nie ma znaczenia, czy
wykorzystujesz je dla dobra czy zła, plama na twojej duszy jest taka sama. Jeżeli mieszasz w
księdze natury, płacisz za to cenę.
Moje oczy przeniosły się na Matalinę i Jenksa. Mała kobieta pixy opadła i położyła rękę na
ramieniu Jenksa, który przytulił się do jej kolan. Oddychał ciężko, pyłek pixy lśnił czerwienią,
opadając na podłogę. Zawirował w wietrzyku dochodzącym z okna. Byłby piękny, gdybym nie
wiedziała, że oznacza, że jest naprawdę zdenerwowany.
Wargi Ivy były zaciśnięte w cienką linię. Nie rozumiałam dlaczego się z nim kłóci. Nie
spodziewałam się, żeby poszedł na to, skoro zaklęcie było czarne. Cholera, Ceri cały czas
nazywała je klątwami, a ja nie słuchałam.
- Ale nie chcę, żeby moja dusza stała się czarna – prawie jęknęłam. – Dopiero co pozbyłam się
aury Ala.
Delikatne rysy Ceri okazały gniew, kiedy wstała.
- Więc pozbądźmy się tego.
Głowa Jenksa podniosła się, jego oczy miały przestraszony wyraz twarzy.
- Rachel nie jest czarna wiedźmą!- wrzasnął, a mnie zastanowiła jego lojalność. – Nie krzywdzi
niewinnych!
- Nigdy nie twierdziłam, że tak robi – odrzekła Ceri, wzdrygając się.
- Ceri – powiedziałam z wahaniem, słuchając jak Matalina próbuje uspokoić swojego męża. –
Czy nie ma innego sposobu, żeby uwolnić brak równowagi, niż zmienianie go w coś innego?
Wyraźnie świadoma tego, że Janks może do niej podlecieć, Ceri spokojnie podeszła do swojej
zaparzonej herbaty.
- Nie. Kiedy już to zrobisz, jedynym sposobem na oczyszczenie, to przekazanie tej smugi
komuś innemu. Ale nie sugeruję, żebyś przekazywała to tak po prostu. Ludzie dobrowolnie to
zaakceptują, jeżeli trochę osłodzisz umowę.
Nie podobał mi się to co słyszałam.
- Dlaczego ktoś dobrowolnie wziąłby na swoją duszę moją czerń? – zapytałam, a elfka
westchnęła, najwyraźniej powstrzymując rozdrażnienie. Takt nie był w jej repertuarze, pomimo
uprzejmości i dobrej woli.
- Przytwierdzasz ją do czegoś czego pragną, Rachel – powiedziała. – Zaklęcia, lub zadania.
Informacji.
Moje oczy rozszerzyły się, kiedy zrozumiałam.
- Jak demon – powiedziałam, a ona skinęła głową.
Mój Boże. Brzuch mnie zabolał. Jedynym sposobem, żeby oczyścić duszę, to oszukanie ludzi,
żeby przejęli tą smugę. Jak demon.
Ceri stała przy moim zlewie, poranne słońce oświetlało ją, sprawiając, że wyglądała jak
księżniczka w dżinsach i czarno złotym swetrze.
- To dobra opcja – powiedziała, dmuchając na swoją herbatę, żeby ją ostudzić. – Ja mam za
dużo zaburzeń równowagi, ale może jeżeli dokonam najazdu na drugi wymiar (wiem, że miejsce
gdzie żyją demony nazywało się jakoś inaczej w poprzednich częściach Rachel, ale nie chce mi
się teraz czytać ponownie żeby to sprawdzić, więc zostaje drugi wymiar - Riss) i uratuję
uprowadzonych ludzi, którzy nadal mają swoje dusze, to może za jakieś sto lat moja równowaga
wyrówna się i będę miała szansę uwolnić się od drugiego wymiaru.
- Ceri – zaprotestowałam, przestraszona, a ona uniosła uspokajająco dłoń.
- Nie, nie wybieram się do drugiego wymiaru – odrzekła. – Ale jeżeli pokazałaby się taka
sposobność, żebym mogła pomóc kogoś uwolnić, powiesz mi o tym?
Ivy poruszyła się, a Jenks przerwał jej rozgorączkowany.
- Rach nie wybiera się do drugiego wymiaru.
- On ma rację – powiedziałam i wstałam, czując że mam nadal miękkie kolana. – Nie mogę
prosić nikogo, żeby przyjął na siebie czerń, jaką splamiłam swoją duszę. Zapomnijmy o tym. –
otoczyłam palcami naczynie z resztkami eliksiru Jenksa i ruszyłam w stronę zbiornika
oczyszczającego. – Nie jestem czarną wiedźmą.
Matalina westchnęła z ulgi i nawet Jenks odprężył się i wstał, kiedy Ceri oparła rękę na ladzie.
- Posłuchajcie mnie, posłuchajcie uważnie! – krzyknęła, szokując mnie i sprawiając, że Ivy
drgnęła. – Nie jestem zła dlatego, że mam tysiąc lat plam demona na swojej duszy – wyjaśniła i
zadrżała aż po końcówki włosów, a jej twarz poczerwieniała. – Za każdym razem, kiedy
naruszasz rzeczywistość, natura to równoważy. Czerń na twojej duszy nie jest złem, ale
obietnicą, rekompensaty za to co zrobiłaś. To znak, a nie wyrok śmierci. Możesz to zetrzeć,
jeżeli będziesz miała czas.
- Ceri przykro mi – zmieszałam się, ale ona nie słuchała.
- Jesteś ignorancką, głupią, tępą wiedźmą – krytykowała mnie, a ja skuliłam się, zaciskając ręce
na miedzianym naczyniu z eliksirem, czując gniew uderzający jak pejcz. – Czy ty twierdzisz, że
ponieważ czuć mnie magią demona, to jestem złą osobą?
- Nie… - wtrąciłam.
- Więc Bóg nie okaże żadnej litości? – powiedziała z płonącymi zielonymi oczami. – To, że ze
strachu popełniłam jeden błąd doprowadziło do kolejnych tysiąca lat, więc przez to spalę się w
piekle?
- Nie. Ceri… - powiedziałam robiąc krok w przód.
- Moja dusza jest czarna – odrzekła, jej strach okazał się na nagle pobladłych policzkach. –
Nigdy nie zdołam jej oczyścić przed śmiercią. Będę za to cierpieć, ale nie dlatego, że jestem złą
osobą, ale ponieważ byłam przerażoną.
- To właśnie dlatego nie chcę tego zrobić – argumentowałam.
Zrobiła wdech, jakby dopiero teraz zorientowała się, że krzyczy. Zamykając oczy wydawała się
uspokajać. Złość zmniejszyła się do niewielkiego migotania w tyle jej zielonych oczu,
widocznego kiedy je otworzyła. Jej zazwyczaj delikatne usposobienie sprawiło, że trudno było
pamiętać, że była kiedyś członkiem rodziny królewskiej, przyzwyczajonym do wydawania
poleceń.
Ivy ostrożnie łyknęła kawy, jej oczy nie odrywały się od Ceri. Kisten wyłączył prysznic,
następująca po tym cisza wydawała się głośna.
- Przykro mi – powiedziała Ceri, opuszczając głowę, kosmyki włosów opadały ukrywając twarz.
- Nie powinnam podnosić głosu.
Położyłam miedziane naczynie na ladzie.
- Nie martw się tym – powiedziałam. – Jak mówiłaś, jestem ignorancką wiedźmą.
Jej uśmiech był kwaśny, pokazywał zakłopotanie.
- Nie, nie jesteś. Nie możesz wiedzieć jak powinnaś być nazywana – otarła ręce o spodnie,
uspokajając się. – Może jestem bardziej zaniepokojona karą, którą poniosę, niż chcę to
przyznać – dodała. – Widząc was, jak martwicie się o jeden, czy dwa uroki, kiedy ja mam ich
kilka milionów na swojej duszy, sprawiło… – zaczerwieniła się delikatnie, a ja zastanawiałam się
czy jej uczy nie są czasem trochę szpiczaste. - Byłam w stosunku do was nie w porządku.
Jej głos nabrał pewnej arystokratycznej intonacji. Usłyszałam jak Ivy siedząca za mną zakłada
nogę na nogę.
- Zapomnij o tym – powiedziałam czując zimno.
- Rachel – Ceri ukryła drżenie rąk składając je razem. – Czerń tych dwóch zaklęć wydaje się być
bardzo mała w porównaniu do korzyści jakie z nich płyną: Jenks będzie mógł bezpiecznie
podążyć na pomoc swojemu synowi, ty wykorzystasz demoniczne zaklęcie wilkołaka, żeby
zatrzymać tytuł alfy Davida, na co zasługujesz. Byłoby większą zbrodnią nie zrobić tego, niż
zaakceptować ceną jaka trzeba ponieść.
Dotknęła naczynia z resztkami eliksiru, widząc to poczułam się słabo. Nie zamierzałam prosić
Jenksa, żeby dokończył eliksir.
- Każda wartość, czy siła ma swoją cenę – ciągnęła dalej. – Jeżeli pozwolicie Jaxowi i Nickowi
dalej cierpieć, tylko dlatego, że się boicie sprawia, że wyglądacie nie… nadmiernie bojaźliwych.
Tchórzliwych, byłoby lepszym słowem, pomyślałam patrząc na Jenksa i czując się słabo.
Wiedziałam, że urok we mnie tylko czeka, żeby zostać wywołanym i że go wykorzystam.
- Przyjmę czerń z mojego uroku – powiedział Jenks gwałtownie, a jego twarz stwardniała z
determinacji.
Ze stołu doszedł nas cichutki jęk Mataliny i zobaczyłam strach w jej dziecinnej postaci.
Kochała Jenksa bardziej niż samą siebie.
- Nie – powiedziałam. – Pozostało ci tylko kilka lat. To był mój pomysł i mój urok. Moja
klątwa. Ja go wezmę.
Jenks podleciał do mojej twarzy, jego skrzydła poczerwieniały, a twarz był poważna.
- Zamknij się ! – wrzasnął, a ja szarpnęłam się do tyłu i spojrzałam uważniej na niego. – To mój
syn! Przyjąłem urok. Zapłacę cenę.
Rozległ się odgłos otwieranych drzwi w mojej łazience i Kisten wszedł wolno do kuchni, w
pomiętej koszulce i z łobuzerskim uśmiechem. Włosy miał zaczesane do tyłu, a wilgotną twarz
lekko opaloną. Wyglądał świetnie i wiedział o tym. Ale jego pewność siebie zachwiała się, kiedy
spojrzał na nieszczęśliwą Ivy przy komputerze, zrozpaczonego Jenksa i Matalinę, na mnie
wyraźnie przestraszoną, objętą rękami i na irytację Ceri, którą poczuła znów, próbując
przekonać plebs, o którym wiedziała, że jest lepsza od nich.
- Co przeoczyłem? – zapytał, podchodząc do ekspresu do kawy i wlewając sobie to co w nim
zostało do jednego z kubków.
Ivy odepchnęła swoje krzesło, patrzyła ponuro.
- To są uroki demona. Pozostawią znak na duszy Rachel. A Jenks ma wątpliwości.
- Nie mam! – wrzasnął mały pixie. – Ale prędzej będę całował wróżki po tyłkach, niż pozwolę,
żeby Rachel płaciła cenę za moje zaklęcie.
Kisten powoli schował koszulę do spodni i łyknął kawy. Rozglądał się dookoła, zrobił głęboki
wdech, wdychając zapach pokoju i starając się w ten sposób zorientować się w sytuacji.
- Jenks – zaprotestowałam, potem jęknęłam zrezygnowana, kiedy podleciał do resztek eliksiru i
wypił go, jego gardło poruszało się, kiedy przełykał. Matalina opadła na stół, jej skrzydełka
znieruchomiały. Była małym jasnym punkcikiem, wyglądającym tak samotnie, kiedy patrzyła jak
jej mąż naraża swoje życie dla bezpieczeństwa mojego i ich syna.
Kuchnia była cicha, poza dźwiękami głosów dzieciaków dobiegającymi z ogrodu, kiedy zmagał
się z odłożeniem swojego kubka wielkości pixy do naczynia z eliksirem.
- Zdaje mi się, że to na tyle - odrzekłam, pochylając się, żeby spojrzeć na zegar nad zlewem.
Nie podobało mi się to. Ani trochę.
Wyglądając tak, jakby rozpaczliwie starała się nie rozpłakać, Matalina potarła skrzydełkami o
siebie wydając piskliwy gwizd, to dało nam trzy sekundy czasu, zanim to co wyglądało jak cała
rodzina Jenksa, wleciało do kuchni z korytarza. Dochodził od nich ostry zapach popiołu i
zorientowałam się, że wlecieli przez komin.
- Wynocha! – wrzasnął Jenks – Powiedziałem, że możecie patrzeć od drzwi.
W wirze jak z koszmaru Disneya, jego potomstwo podleciało na górną framugę drzwi. Krzyki
rozległy się wewnątrz mojej czaszki, jakby ścigając się ze sobą, współzawodnicząc ze sobą. Ivy i
Kisten w widoczny sposób skulili się, a Jenks wydał następny gwizd upomnienia. Usiedli
Zgłoś jeśli naruszono regulamin