Fakty i Mity 25-2003.pdf

(2182 KB) Pobierz
str_01_25.qxd
NIEMCY CHCĄ NASZEJ ZIEMI!
Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 25 (172) 20 – 26 VI 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Nakryliśmy arcybiskupa Paetza, który molestował księży i kleryków (dymisja); ujawniliśmy i odnaleźliśmy pedofila – księdza Pawłowicza
(więzienie); obiecaliśmy Wam, że to nie koniec naszych poszukiwań dewiantów w sutannach. Dotrzymujemy słowa!
Str. 7
Pierwsze
powstanie
Sacro-geszeft
Niezniszczalne (cudowne?) figu-
ry świętych, miniaturowe kropidło
na wzór strzelającego pióra Bon-
da czy drewniano-żywiczna Teresa
z Kalkuty, zwana Matką, to tylko
niektóre z dewocyjnych akcesoriów
prezentowanych podczas IV edycji
Sacro Expo.
Kto dzisiaj wie, że już sto lat po chrzcie Pol-
ski (996 r.) nasi przodkowie mieli dość tej religii
przywiezionej z Rzymu w teczce i wzniecili anty-
katolickie, wielkie, narodowe powstanie. Że sta-
wiali na ołtarze stare słowiańskie bóstwa, modli-
li się do nich, że przepędzali biskupów i obalali
krzyże? Wiedzą o tym tylko odważni historycy. Te-
raz dowiecie się i Wy...
Str. 14
Str. 10
Z listu min. Cimoszewicza do marszałka Borowskiego wynika, że...
108506474.069.png 108506474.080.png 108506474.091.png 108506474.102.png 108506474.001.png 108506474.012.png 108506474.021.png 108506474.022.png 108506474.023.png 108506474.024.png 108506474.025.png 108506474.026.png 108506474.027.png 108506474.028.png 108506474.029.png 108506474.030.png 108506474.031.png 108506474.032.png 108506474.033.png 108506474.034.png 108506474.035.png 108506474.036.png 108506474.037.png 108506474.038.png 108506474.039.png 108506474.040.png 108506474.041.png 108506474.042.png 108506474.043.png 108506474.044.png 108506474.045.png 108506474.046.png 108506474.047.png 108506474.048.png 108506474.049.png 108506474.050.png 108506474.051.png 108506474.052.png 108506474.053.png 108506474.054.png 108506474.055.png 108506474.056.png 108506474.057.png 108506474.058.png 108506474.059.png 108506474.060.png 108506474.061.png 108506474.062.png 108506474.063.png 108506474.064.png 108506474.065.png 108506474.066.png 108506474.067.png 108506474.068.png 108506474.070.png 108506474.071.png 108506474.072.png 108506474.073.png 108506474.074.png 108506474.075.png 108506474.076.png 108506474.077.png 108506474.078.png 108506474.079.png 108506474.081.png 108506474.082.png 108506474.083.png 108506474.084.png 108506474.085.png 108506474.086.png 108506474.087.png 108506474.088.png 108506474.089.png 108506474.090.png 108506474.092.png 108506474.093.png 108506474.094.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 25 (172) 20 – 26 VI 2003 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
Wszystko, co nasze
POLSKA W 2004 r. otrzymamy w darze papieża! Przybędzie on
na zaproszenie Kwaśniewskiego i biskupów, żeby poświęcić Świą-
tynię Glempowej Opatrzności (Wilanów) i wyeksportować do
nieba trzech kolejnych polskich błogosławionych.
No i zgadnijcie, kto za ten cyrk zapłaci? My wszyscy!
Premier zdaje się odbijać od dna. Nie tylko zdobył wotum za-
ufania w Sejmie, ale wzrosło mu poparcie społeczne (do 20
proc.), a całemu rządowi nawet do 16. Odgryzł się także telewi-
zyjnemu pogromcy SLD, Janowi (już nie Marii) Rokicie.
Zgryźliwi twierdzą, że poparcie dla Millera zawyżyły kobiety, bo on
tak długo kończy...
z braku wiary we własne siły. Tymczasem ludzie na
ogół boją się podejmować większe wyzwania, poza skorzy-
staniem z miejskiej toalety, wieczornym spacerem po mie-
ście czy prostym zabiegiem w szpitalu. Wszak każda z tych
czynności może się skończyć poważną chorobą. Mój znajo-
my, przed letnimi odwiedzinami u rodziny w USA, chciał się
pozbyć maleńkiego czyraka na twarzy. Zjednoczony Europej-
czyk nie może bowiem wyglądać w zjednoczonych Stanach
jak za przeproszeniem czereśniak. W swej naiwności my-
ślał, że wystarczy złożyć wizytę (po kilku godzinach oczeki-
wania) u lekarza pierwszego kontaktu, następny dzień spę-
dzić na wyprawie do poradni specjalistycznej, kolejny na
pobraniu wycinka w laboratorium, a potem ze skierowa-
niem od specjalisty udać się do poradni przy szpitalu i już,
już... będzie mógł umówić się na zabieg, który trwa 5 mi-
nut. Facet chyba w ogóle za dużo przebywa poza krajem,
bo nie słyszał, że w Polsce kontakt ze służbą zdrowia koń-
czy się często chorobą. Dopiero
w szpitalu, dwa tygodnie przed wy-
lotem do Ameryki, uświadomili mu,
że powinien się zaszczepić prze-
ciwko żółtaczce, co opóźni jego
operację i wyjazd o półtora mie-
siąca. No, chyba że – zamiast
z małym czyrakiem – chce się ro-
dzinie pokazać w żółtych (bądź co
bądź papieskich) barwach.
Z całą pewnością Polacy mie-
liby więcej pewności siebie,
byliby bardziej odważni, rzutcy,
a dzięki temu mieliby większe
osiągnięcia – także te bizneso-
we – gdyby nie ograniczające
ich zewnętrzne, smutne uwarun-
kowania. To paradoks, że naród
niepozbawiony zdolnych jednostek,
obdarzonych szerokimi horyzonta-
mi i fantazją, jest obecnie tak stłam-
szony i przybity. Ludzie, którzy w nor-
malnym kraju i w normalnych warunkach robi-
liby kariery życiowe, zaledwie cieszą się, że
mają co jeść i gdzie mieszkać. Panicznie boją się jakie-
gokolwiek ryzyka, utraty tego, co już posiadają, aby tylko
nie było im gorzej. Nie zakładają firm, nie posyłają dzieci na
studia, bo firma padnie, a studia przecież nie gwarantują pra-
cy. Permanentna niemoc rodzi stagnację. Człowiek gnuśnie-
je, jest mu wszystko jedno, nie wierzy w żadne istotne po-
zytywne zmiany, nie liczy na lepszy los, przestaje podejmo-
wać próby. W takim stanie ducha nasz naród wchodzi do
Europy, a jedyne, co z całą pewnością do niej wniesie, to
będzie depresja milionów obywateli.
Czy jest w ogóle jakaś nadzieja, że to się zmieni? Na-
dzieja jest. Szansą na normalność, na pogrzebanie polskich
endemicznych idiotyzmów i paradoksów – choćby na czy-
ste szpitale odpowiadające europejskim normom higieny
– jest Unia. Tyle że sama Unia to zaledwie... nadzieja na
szansę. Nic nie pomogą najbardziej nawet biurokratyczne
przepisy, jeśli na przykład salowa w szpitalu – na złość czy
z głupoty – tej samej szmaty użyje do mycia korytarzy i sal
operacyjnych. Nie jest sztuką zasiąść w odrzutowcu, praw-
dziwą sztuką jest nim sterować i latać. Zatem kluczem do
polskiego sukcesu w zjednoczonej Europie jest przemiana
polskokatolandowej, często po prostu dziadowskiej mental-
ności. Niezbędna jest po prostu właściwa edukacja.
Podpisuję się, i to oburącz, pod tym, co w obecnym wy-
wiadzie z serii „Okiem humanisty” mówi profesor Maria Szysz-
kowska na temat edukacji, a właściwie wychowania mło-
dego pokolenia. Prawda jest taka, że właściwie tylko mło-
dzi Polacy mają szansę na wtopienie się w nową Europę.
Jak są do tego dziejowego zadania przygotowywani?
W najgorszy z możliwych sposobów! W 1989 roku wyrugo-
wano ze szkół nie tylko filozofię marksistowską, ale także
wszystkie edukacyjne zdobycze PRL-u. O ile tej pierwszej
nikt chyba nie żałuje, o tyle to drugie stanowi wciąż niepo-
wetowaną stratę. Tym bardziej że w zamian młodzież otrzy-
mała jedynie stęchłą filozofię kruchty. Bezprawne, bo nie-
zgodne z konstytucją, wprowadzenie religii katolickiej do szkół
usankcjonowało jedno (jakże wypaczone!) postrzeganie świa-
ta. Już od trzynastu lat uczniowie podstawówki czy liceum
wiedzą, że „katechezy” trzeba się uczyć tak jak matematy-
ki i historii, że rekolekcje wielkopostne są ważniejsze niż
wszystkie inne lekcje i zajęcia. Dodatkowo, szczególnie na
wsi, widzą, jak ich mądrzy nauczyciele kłaniają się w pas
przed majestatem księdza. A młody człowiek dobrze obser-
wuje i chłonie rzeczywistość. Jakich spustoszeń w świado-
mości Polaków dokonuje katolicki ustrój od tysiąca lat – aku-
rat Czytelnikom „FiM” nie muszę tłumaczyć. Dość powie-
dzieć, że przytłaczająca większość złodziei, aferzystów
i morderców to zdeklarowani katolicy – oczywiście wszy-
scy pięknie wyspowiadani i rozgrzeszeni. Kościelny obsku-
rantyzm, najczęściej obecny na falach
Radia Maryja (5 milionów słucha-
czy), odpowiada też za brak tole-
rancji i polskie chamstwo pospo-
lite. Protestanci mają teologię
wywyższającą pracę i postęp,
księża katoliccy propagują
umartwienia, różaniec
i kult człowieka w bieli.
Szczęśliwie, za cza-
sów PRL-u istniała al-
ternatywa dla filozo-
fii Polaka katolika.
Nieszczęśliwie, alter-
natywa ta była utopią
socjalistyczną. Gdyby
to utopia rzymskokatolic-
ka przez ostatnie 50 lat
rządziła krajem i odpowia-
dała za podwyżki cen cukru
i mięsa – z pewnością dziś by-
libyśmy państwem niepodległym od Wa-
tykanu, tyle że dużo bardziej spustoszonym. Socja-
lizm w Polsce, chociaż – podobnie jak katolicyzm
– nie dawał wyboru, dał jednak, zwłaszcza młodym, dużo
więcej niż tylko pustą ideologię. Ludzie mieli możliwość ta-
niego kształcenia, mieszkania, a także perspektywy rozwo-
ju i pracy. Wszystko to było stosunkowo mierne i naciąga-
ne, ale było. Pamiętam jeszcze dobrze lata siedemdziesiąte,
ale żadne z tych wspomnień nie przywołuje takiej jak obec-
nie stagnacji i niemocy, wręcz paraliżu zachowań ludzkich.
Przeciwnie, każdemu chciało się żyć! I po prostu krew mnie
zalewa, kiedy słyszę dzisiaj drwiny z czynów społecznych,
junaków ze Służby Polsce albo Ochotniczych Hufców Pracy.
Sam spędziłem niejedne wakacje na obozach organizowa-
nych przez Związek Harcerstwa Polskiego, na których się
wypoczywało, pracowało i zdobywało sprawności. Wieczo-
rem, przy ognisku, śpiewaliśmy patriotyczne pieśni: „Płonie
ognisko i szumią knieje”, „Rozszumiały się wierzby płaczą-
ce”; a na apelach „Wszystko, co nasze, Polsce oddamy”.
Śmieszne? Dzisiaj chętnie wysłałbym na taki obóz mojego
syna, ale z dawnych leśnych obozów nad jeziorami pozosta-
ły tylko katolickie oazy i wycieczki ministrantów. Zamiast
harcerskich sprawności, młodzież zdobywa talenty w Ledni-
cy i co rok bez sensu przełazi przez tę samą rybę.
Polskie dzieci i młodzież trzeba dziś szczególnie intensyw-
nie edukować, ale przede wszystkim wychowywać na świa-
tłych obywateli Europy; uczyć tolerancji, szeroko pojętego
humanizmu; pokazywać alternatywne do katolickiego po-
strzeganie świata i inne, ogólnoludzkie wartości. Nauczanie
watykańskich zabobonów w szkołach powinna zastąpić świec-
ka etyka lub filozofia.
Wszak takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży...
Ech, nie chce się mówić. Miłych wakacji, Dzieciaki!
JONASZ
Powiało kruchtą. Najpierw zdewociała Rada Etyki Mediów
wydała odezwę do dziennikarzy, w której czytamy niczym
w kazaniu: „Jan Paweł II powtarza, że Europa potrzebuje Pol-
ski...” itp. brednie. Potem lekarze dyskutowali nad nowym
kodeksem etyki lekarskiej, w którym miałby się znaleźć m.in.
zakaz badań prenatalnych i klonowania, a także odwołanie
do etyki chrześcijańskiej (?!).
W ramach łączenia religii i medycyny postulujemy likwidację bez-
wstydnej ginekologii i wyuzdanej mammografii!
II Kongres Kobiet Lewicy opowiedział się za liberalizacją usta-
wy antyaborcyjnej. Projekt przygotowała posłanka Joanna So-
snowska z SLD, a inną propozycję przedstawi wkrótce lewicowy
Senat. Glemp nazwał te pomysły czkawką chorego człowieka,
a aborcję porównał do terroryzmu.
Mamy nadzieję znaleźć się w wytyczanej przez prymasa „osi zła”.
Po kilku falstartach ruszyła Rydzykowa telewizja. Nadaje głów-
nie obraz tablic informujących o możliwości nabycia zestawów
satelitarnych, prośbę o wsparcie przyszłych dzieł (o Boże!), tro-
chę spreparowanej informacji, publicystyki i pozdrowienia prze-
kazywane nawzajem przez fankluby Rydzyka. Od większości in-
nych stacji różnią ją także kłopoty techniczne – brak synchroni-
zacji obrazu z dźwiękiem...
...i brak synchronizacji przekazywanych treści z rzeczywistością.
Caritas jest rozgoryczony. Na akcję kolonijną dla dzieci dostał
z Ministerstwa Edukacji – jak twierdzą jego przedstawiciele
– pieniądze zbyt małe (ledwie 210 tys. zł) i zbyt późno. „To szy-
derstwo” – nazwał postawę urzędników Łybackiej ksiądz Krzysz-
tof Bąk, dyrektor katowickiego Caritasu.
A jaka bezczelność! Tak „mikroskopijne” dotacje mogą przecież su-
gerować, żeby „kościelne dzieło pomocy” wspomagali np. biskupi!
Pod Puszczą Notecką (nie na ziemi kościelnej!) odkryto złoża
dziesięciokrotnie przewyższające nasze roczne zużycie ropy.
Może szejkanat notecki zaopatrzy w ropę przynajmniej transportery
dla naszych wojaków w Iraku...?
Szwedzi rozgromili polską drużynę, a na dodatek cień padł na
Michała Listkiewicza, prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Miał on rzekomo konszachty z firmą budowlaną POL-WAZ,
dzięki czemu wygrywała przetargi. Listkiewicz zaprzecza...
...co już nikogo w Polsce nie dziwi, a raczej potwierdza zarzuty.
ŁÓDŹ Po półrocznym śledztwie jeden z sanitariuszy pogotowia
ratunkowego przyznał się, że zamordował dwóch pacjentów. Fał-
szował też recepty, zdobywając w ten sposób śmiercionośny pa-
vulon. Niejasnych zgonów są tysiące...
Kropiwnicki, Niesiołowski, ośmiornica, łowcy skór, „Fakty i Mity”
– ach, ta ziemia obiecana!
PARADYŻ Z „paradisusa”, czyli z raju przemówili tym razem
do narodu biskupi. Zgorszyli się skalą korupcji i załamali ręce
nad masowym bezrobociem.
Napisali też kilka gorzkich słów o sobie : „(...) niektórzy traktu-
ją niestety taki stan rzeczy (nędzę – przyp. red.) jako zjawisko nor-
malne i troszczą się jedynie o własny zysk, bez jakichkolwiek oporów
moralnych”.
UNIA EUROPEJSKA Wypracowano kompromisowy projekt kon-
stytucji UE. W preambule nie będzie Boga ani chrześcijaństwa,
a jedynie „dziedzictwo religijne”. Propozycja została w końcu
przełknięta przez bezsilny Watykan. „L’Osservatore Romano”,
oficjalny dziennik państwa watykańskiego, wyraził wdzięczność
politykowi europejskiemu, który najgorliwiej wspierał kościelne
stanowisko – Aleksandrowi Kwaśniewskiemu – przypadkiem
pobierającemu pensję prezydenta RP.
Ach, żeby kiedyś w ZSMP wiedzieli, kogo tak gorliwie promują...
WATYKAN Papa, zatwardziały kawaler, wystąpił w obronie ro-
dziny, którą „współczesny świat prześladuje” (sic!). Zdaniem
JPII, ci, którzy sprzyjają rozwodom, antykoncepcji i aborcji,
„odmawiają faktycznie autentycznego uczucia miłości”.
Spasować trochę z tymi lekami, zmniejszyć dawki!
USA Frank Keating, szef świeckiej komisji nadzorującej działa-
nia Kościoła w sprawie afer seksualnych, ośmielił się porównać
biskupów ukrywających dewiantów do mafiozów. Po proteście
urażonych purpuratów zapowiedział dymisję.
Co to Kołodko mówił o nożycach...?
IRAK W kraju wyzwolonym od Saddama mamy już początki
regularnej partyzantki. Amerykanie polują na „terrorystów” (po-
trafią ubić do 70 dziennie, m.in. małe dzieci...) i najeżdżają no-
cą miasta, wyciągając z łóżek „bandytów”. A poza tym kwitnie
pokój, dobrobyt i demokracja made in USA... W polskiej strefie
okupacyjnej szczęścia Irakijczyków pilnować będą żołnierze
z 20 krajów, w tym z Salwadoru, Hondurasu i Mongolii.
Wieża Babel w Babilonie – jak znalazł!
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
W iększość naszych życiowych niepowodzeń bierze się
108506474.095.png 108506474.096.png 108506474.097.png 108506474.098.png 108506474.099.png
Nr 25 (172) 20 – 26 VI 2003 r.
GORĄCY TEMAT
3
ką własnością polskich ziem
zachodnich – oświadczył
w miniony piątek (po artykule
w „FiM” 24/2003) Leszek Miller 450
posłom. Tymczasem minister Cimo-
szewicz jest innego zdania. Dotar-
liśmy właśnie do jego koresponden-
cji z marszałkiem Borowskim...
Artykuł w poprzednim numerze
„FiM”, pt. „Drang nach Osten”, wy-
wołał prawdziwą burzę i dotarł aż
do ław sejmowych. Przypomnijmy: ty-
dzień temu opisaliśmy niepokojące
zjawisko. Otóż 9 czerwca – dzień po
polskim referendum unijnym – nie-
mieckie kancelarie prawne, zwłasz-
cza te specjalizujące się w kontaktach
z Europą Wschodnią, zostały zasy-
pane prawdziwą lawiną pozwów są-
dowych. Tak zwani wypędzeni, czyli
Drang nach Osten (2)
To, co niepokoi zwykłych stu-
dentów, nie spędza snu z powiek
ministrowi. Tę spokojną drzemkę
już wkrótce może mu przerwać naj-
czarniejszy wariant scenariusza pi-
sanego przez tzw. wypędzonych. Czy
i wówczas minister Cimoszewicz
– Polakom zmuszonym do opusz-
czenia ziem zachodnich – powie (jak
podczas powodzi w 1997 roku), że
mogli się ubezpieczyć...?
MAREK SZENBORN
ANNA KARWOWSKA
Janusz Dobrosz (PSL) pytał
w Sejmie premiera:
– Dzisiejsza prasa donosi o la-
winie pozwów przeciwko Polsce
formułowanych przez przedstawi-
cieli niemieckich ziomkostw. Co
będzie z nienaruszalnością wła-
sności polskich ziem zachodnich?
Miller z „przyklejonym” uśmie-
chem odpowiedział, że „to jest te-
mat zastępczy, powracający przy
okazji zawirowań politycznych,
a żadnej sprawy nie ma, bowiem
wszelkie wątpliwości rozstrzy-
są niezgodne z prawem międzyna-
rodowym” .
Jest to i tak jakiś postęp w edu-
kacji ministra, bo rok wcześniej
(27 marca 2002 r.) w kwestii ziem za-
chodnich najspokojniej twierdził, że
„(...)Rządowi polskiemu nie jest zna-
ny fakt kwestionowania przez rząd nie-
miecki nowych stosunków demogra-
ficznych i własnościowych na teryto-
rium RP” . Proszę, proszę... wtedy nie
wiedział, a teraz już wie!
Tak więc premier Miller mija się
z prawdą. Sprawa bowiem jest i to
jeszcze jaka! Po prostu Niemcy chcą
od Polski swojej ziemi i nieruchomo-
ści albo forsy. Skąd ten pomysł
u naszych zachodnich, nowych przy-
jaciół. A stąd, między innymi, że już
konwencja haska (z 1899 roku!) bie-
rze w obronę cywilne ofiary wojny
i jednoznacznie zakazuje wypędza-
nia i przesiedlania takich osób. Póź-
niejsze, inne edykty prawne (np. pak-
ty dotyczące praw człowieka) kwe-
stie te podnoszą jeszcze bardziej
prowłasnościowo.
Czy z tego prawnego impasu Pol-
ska mogła wyjść obronną ręką
w trakcie negocjacji traktatu akce-
syjnego z Unią Europejską? Mo-
gła, ale tego nie zrobiła, co przyzna-
je Cimoszewicz w innym akapicie li-
stu do Borowskiego:
„(...) Rząd polski nie doma-
gał się od UE zapewnienia, że
na gruncie prawa wspólnotowe-
go jest i będzie bezzasadne do-
chodzenie (...) roszczeń przez by-
łych niemieckich właścicieli nie-
ruchomości” .
Czy to jest jasne? Rząd polski
mógł się domagać takich zapisów
i uregulowań, ale się nie domagał.
Dlaczego? Znów oddajmy głos mi-
nistrowi spraw zagranicznych:
„Przyszłe, hipotetyczne zmiany
prowadzące do rozszerzenia
kompetencji wspólnotowych bę-
dą musiały uzyskać aprobatę
Polski jako jednego z państw
członkowskich Unii” .
Otóż, Panie doktorze prawa i mi-
nistrze zarazem, nawet gdyby tak by-
ło (a nie jest, co udowodniliśmy), to
na przykład w Parlamencie Europej-
skim i w Radzie Unii Europejskiej
Polska może zostać zwyczajnie prze-
głosowana i tym samym zmuszona
do uwzględnienia roszczeń ziomkostw
niemieckich. A jeśli i do tego miało-
by nie dojść, zawsze Niemcom po-
zostaje święte prawo własności obo-
wiązujące na obszarze UE, czyli ty-
siące pojedynczych pozwów cywil-
nych, które właśnie powstają w nie-
mieckich kancelariach prawnych.
W kwietniu 2003 roku Gustaw
Verheugen (Niemiec) – komisarz
UE ds. rozszerzenia Unii – dopuścił
możliwość wysuwania roszczeń ma-
jątkowych ziomkostw wobec Polski.
Cimoszewicz w liście do Borow-
skiego broni się: „(...) Nie jest
nam znana ta wypowiedź komi-
sarza UE” ...
Artykuł „Drang nach osten” ze-
lektryzował wielu naszych Czytelni-
ków. Wyrazy oburzenia wobec takiej
niefrasobliwości rządu RP artyku-
łowali oni w listach i w e-mailach
do redakcji. Np. wykładowca Uni-
wersytetu Rzeszowskiego Adam
Rząsa napisał: „(...) Często moi
studenci pytali mnie, dlaczego
konstytucja Niemiec nadal uzna-
je granice państwa z 1937 roku.
Na to pytanie wówczas nie umia-
łem im odpowiedzieć (...)” .
Jak wiadomo, w tzw. traktacie
2+4 z 1990 r. Niemcy zobowiązały
się do usunięcia ze swojej konstytu-
cji wszelkich zapisów mówiących
o granicach Niemiec z 1937 roku. Ni-
gdy jednak tego nie dokonano! In-
ny traktat, tzw. graniczny, zawarty
przez premierów Mazowieckiego
i Kohla , został co prawda ratyfiko-
wany, ale nie obejmuje indywidual-
nych roszczeń majątkowych.
POSEŁ JANUSZ DOBROSZ
DLA „FAKTÓW I MITÓW”
„FiM”: – Co, według pana, jest
powodem, że polskie elity politycz-
ne lekceważą sprawę niemieckich
roszczeń do ziem północnych i za-
chodnich?
Janusz Dobrosz: – Polska lewica
uważa, że mając doskonałe stosunki
z niemiecką SPD, która dodatkowo
nie sprzyja ziomkostwom jak koali-
cja CDU/CSU, rozwiązała sprawę. Na-
si politycy traktują niemieckie rosz-
czenia wyłącznie jako element we-
wnętrznej niemieckiej gry politycznej.
Trzeba jednak pamiętać, że socjalde-
mokracja może spierać się z chade-
cją o politykę gospodarczą czy spo-
łeczną, ale gdy w grę wchodzą inte-
resy Niemiec i ich obywateli, to za-
chowują one jedność.
– A prawica?
– Czujność części polskiej prawicy
uśpiły kontakty z CDU i chadecką Fun-
dacją Adenauera. Liczne spotkania,
seminaria czy wyjazdy spowodowa-
ły, że politycy nabrali przekonania, iż
problemu nie ma. Jednak polityka nie-
miecka przekonuje, że jest inaczej.
– Czy podczas negocjacji europej-
skich można było zamknąć kwe-
stię roszczeń wysiedlonych?
– Tak. Rząd Leszka Millera nie wy-
korzystał tej okazji do zamknięcia spra-
wy roszczeń wypędzonych. Była bo-
wiem możliwość uzyskania od rządu
Niemiec (w formie prawnego zapisu
w traktacie akcesyjnym) klauzuli, że
rząd RFN rezygnuje raz na zawsze
z popierania roszczeń swoich obywa-
teli w stosunku do Polski.
Niemcy przesiedleni z ziem zachod-
nich po roku 1945 (lub ich spadko-
biercy) domagają się od Państwa Pol-
skiego zwrotu swoich majątków lub
wypłat rekompensat za ich utratę.
Dlaczego dopiero teraz? Otóż jurys-
dykcja UE (której Polska stanie się
pełnoprawnym członkiem 1 maja 2004
roku) mówi o nienaruszalnym prawie
własności prywatnej. Nasz kraj będzie
musiał je respektować – i to nawet
w przypadku, gdy polskie, wewnętrz-
ne przepisy stanowią inaczej (ranga
tych ostatnich bowiem spadnie).
Tekst na ten temat ukazał się
w „FiM” w piątek 13 czerwca
i jeszcze tego samego dnia poseł
ga układ poczdamski” . Czy aby
na pewno?
Otóż jesteśmy w posiadaniu li-
stu ministra spraw zagranicznych,
Włodzimierza Cimoszewicza, do
marszałka sejmu, Marka Borow-
skiego . Jest to odpowiedź na pisem-
ną interpelację posła Dobrosza, wca-
le nieusatysfakcjonowanego oświad-
czeniem Millera. Czytamy w nim
m.in.: „(...) mimo wysokiego pozio-
mu stosunków dwustronnych, obie
strony zachowują odmienne stano-
wiska w kwestii legalności wysiedleń
i wywłaszczenia Niemców z Polski
po II wojnie światowej. W opinii rzą-
du RFN wysiedlenia i wywłaszczenia
MP
GŁASKANIE JEŻA
naiwniacy! Władzy raz zdobytej nie odda-
my” (ja to już gdzieś, kiedyś czytałem...).
Premier ogłasza: „Lewicowa ekipa wol-
na będzie od korupcji, którą się brzydzę” ,
a wolny przekład: „Moim gabinetem wstrzą-
sną potężne afery korupcyjne, a ja sam nie
podzielę się z prokuraturą wiedzą o ła-
pówkowej propozycji opiewającej na mi-
liony dolarów”.
Premier zakłada: „Rząd SLD rozprawi się
z bezrobociem raz na zawsze i to będzie moim
priorytetem” , co należy czytać: „W Polsce roz-
leje się fala protestów i strajków masowo zwal-
nianych pracowników szpitali, kopalń, hut,
nauczycieli, a górnicy będą śpiewać podczas
blokad szos: – Bo wszyscy Polacy to jedna ro-
dzina, oprócz Millera, tego sk...syna”.
Premier oświadcza: „Rząd przyjmuje pro-
gram naprawy finansów publicznych ministra
Kołodki” , co znaczy: „Jest to kretyński pro-
gram, z którym ja i rząd nie chcemy mieć nic
wspólnego”. Mówi też: „Nie będzie już więcej
żadnych zmian kadrowych” , czyli: „Wypieprzę
Kołodkę na zbity pysk, zaś Hausnera zrobię
wicepremierem, bo gość coraz bardziej mi za-
graża. Może się zatka?”.
To tylko przykłady – Drodzy Studenci
– z ostatnich dni. Cofając się w czasie, moż-
na nauczyć się jeszcze więcej. Oto zdania
z programu SLD: „Rząd będzie sukcesywnie
zwiększał nakłady na naukę polską” , co ozna-
cza, że je diametralnie zmniejszy; „Rząd za-
gwarantuje kobietom prawo do świadomego ma-
cierzyństwa” , czyli prawo do pseudoedukacji
bez antykoncepcji oraz do prywatnych, pokąt-
nych i drogich zabiegów. Akapit o rozwoju bu-
downictwa mieszkaniowego należy rozumieć
tak, iż owo budownictwo dostanie zawału, atro-
fii i 22 proc. VAT na własny nagrobek.
Teraz – Droga Młodzieży – jako zadanie
domowe proszę przetłumaczyć, co miał na my-
śli premier Miller, mówiąc o „uporządkowa-
niu finansów publicznych” , o „opłacalności rol-
nictwa” , o „naprawie dróg i priorytetowej, na-
tychmiastowej budowie autostrad” , o „godziwej
pomocy społecznej dla najuboższych” , o „roz-
dziale państwa od Kościoła” , o „uzdrowieniu
służby zdrowia” . Odpowiedzi prosimy kiero-
wać do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów,
Warszawa, Aleje Ujazdowskie 1/3, tel. (22)
627 04 04 (poufny numer osobistego sekreta-
riatu premiera).
Kłamca, kłamca
Czytałem w dzieciństwie zabawną bajkę pt.
„Gelsomino w krainie kłamczuchów”. Tytuło-
wy bohater trafił do państwa, w którym wła-
dza, sama kłamiąc jak najęta, wprowadziła
w końcu edykt zakazujący obywatelom mó-
wienie prawdy. I zaczęło się...
Aby powiedzieć do kogoś np.: „Jak pani
ładnie dziś wygląda”, trzeba było mówić: „Co
za wredny pysk, tylko prać i patrzeć, czy rów-
no puchnie”. Zamiast „dzień dobry” mówiło
się „do widzenia”, a kawaler w księżycową noc,
przy słowiczych trelach, szeptał czule do ucha
swojej wybrance: „Jak ja cię nienawidzę, mo-
ja ty cholero jedna”. Natomiast miejscowi ma-
tematycy biedzili się, aby zgodnie z rozkazem
władcy udowodnić, że 2 razy 2 równa się 5.
Całość była naprawdę wesoła... jednak tyl-
ko na papierze. Śmiech mi bowiem po la-
tach zamarł na ustach, gdy zrozumiałem, że
kraj Gelsomina wcale nie leży gdzieś za mo-
rzami fantazji, tylko aktualnie rozciąga się
od Bałtyku po Tatry.
A ponieważ ryba psuje się od głowy, więc
popatrzmy, jak doktrynę polityczną naszej „Baj-
docji” wciela w życie Pan Premier udzielny III
RP, i po krótkiej lekcji nauczymy się bez pu-
dła odczytywać jego prawdziwe intencje.
No więc, Szanowni Studenci, do dzieła!
Premier mówi: „Mój rząd będzie rządem wy-
bitnych fachowców” . A w tłumaczeniu brzmi
to: „Zatrudnię bandę nieudaczników, nierzad-
ko złodziei i nawet te indywidua będę co chwi-
lę zamieniał na jeszcze większe miernoty”.
Premier twierdzi: „Nowe wyzwania po
wstąpieniu Polski do Unii nakazują, aby prze-
prowadzić wcześniejsze wybory parlamentar-
ne – już w czerwcu 2004 roku” , a to ozna-
cza: „Przyspieszone wybory? Zapomnijcie
MAREK SZENBORN
N ie ma problemu z niemiec-
108506474.100.png 108506474.101.png 108506474.103.png 108506474.104.png
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 25 (172) 20 – 26 VI 2003 r.
Potyczki Chomika
ze Szczurkiem...
czyli jak premier z diabłem Rokitą koty darli
Rokita Jan, raz unosząc wymow-
nie lewą brew, raz grożąc palcem
lub piąstką, na przemian z ledwo
powstrzymywanym ziewaniem i ko-
kieteryjnym zasłanianiem ust, raz
przypominał pawia z kogucim upie-
rzeniem, a czasem i szczurka prze-
biegłego, skrzyżowanego z drutem
kolczastym, niczym jeżozwierza
z leniwcem pospolitym.
Premier Miller, o spojrzeniu jak
polityczny killer, wzdychał, sapał
i jęczał – będąc trochę sarną zra-
nioną w podbrzusze, a trochę kulił
się jak gazela – i z oczu niczym skor-
pion jadem strzelał.
A jednak obaj panowie stanęli
na wysokości zadania, dobierając od-
powiednio do sytuacji zarówno kro-
je, jak i kolorystykę i garnituru, i ko-
szul bliskich ciału. Rokita w tonacji
czarno-białej, niczym mąż opatrzno-
ściowy – chłodno i formalnie oddzie-
lający prawdę od fałszu. Premier,
w delikatnej granatowej tonacji z cie-
płą, różową koszulą, zadającą kłam
tezie, jakoby nie dał się lubić.
Niestety, gorzej dobrane były
krawaty, pod kątem nie kolorysty-
ki, ale uniwersalnego już kodu mię-
dzynarodowego. Paski pochylone
w prawą stronę – podobnie jak
w prawo pochyłe pismo – to ozna-
ka podporządkowania i uległości,
co jest charakterystyczne dla pra-
cownika niższego szczebla. Dla pre-
miera niezbyt stosowne.
U Jana, dawniej Marii, dość
szeroki, wyraźnie odznaczający się
krawat, zawiązany w pojedynczy
windsor, tworzył dysharmonię zbyt
dużego cielska z karykaturalnie
małą główką.
Strona werbalna wskazywała na-
tomiast na poważne różnice w spo-
sobie podejścia obu panów do sy-
tuacji komisyjno-medialnej.
Premier Miller przybrał pozę
formalną-proceduralną, postępując
na początku dość rozważnie i ase-
kuracyjnie niczym w rzeczywistym
Sądzie Najwyższym, gdzie każde
nieodpowiedzialnie rzucone słowo
może się okazać bronią obosiecz-
ną. Ile zyskał na formalnych proce-
durach, tyle stracił medialnie wo-
bec publiki żądnej igrzysk.
Niewątpliwie bezpiecznie jest
powiedzieć, że czegoś nie pamię-
tamy, że bez określonych dokumen-
tów nie podejmujemy się odpowie-
dzieć na zadane pytanie, ale w sen-
sie medialnym narażamy się wów-
czas na złośliwe uwagi o celowym
zatajaniu faktów.
Rokita przywdział natomiast po-
zę kokieteryjno-pseudoformalną,
dbając bardziej o poklask publiki
niż stosowanie jakichkolwiek pro-
cedur. Częściej mówił o sobie, swo-
ich wrażeniach i odczuciach, niż
dociekał prawdy, jakby sądził, że
jest główną gwiazdą medialną ni-
czym szczurek wierzący w wyższość
działań pijarowych nad oceną ja-
kości futerka.
Premier, odpowiadając: „Ależ
panie pośle, pan nie jest przecież
byle kim”, dał się złapać w pułap-
kę, w którą wpada każdy typowy
mężczyzna wobec swojej kobiety.
Często bowiem, gdy kobieta suge-
ruje, że może w czymś źle wyglą-
dać, tak naprawdę oczekuje namięt-
nego zaprzeczenia.
I choć poseł był bardziej „ko-
kitą” niż Rokitą, zdecydowanie
w opisywanej dyskusji za dużo by-
ło prezentacji samej -kity, niż ocze-
kiwanego Ro-zumu.
Słuchając komentarzy różnych
stacji radiowych i telewizyjnych, za-
uważyłem pewną prawidłowość
– nie mniej interesującą niż sam
opisywany dialog. Otóż stacje pry-
watne wybitnie faworyzowały rze-
kome zwycięstwo Rokity nad Mil-
lerem. Stacje uznawane powszech-
nie za państwowe – odwrotnie.
Pozostańmy zatem sami z na-
szymi sądami subiektywnymi, peł-
ni nadziei, że przyjdzie taki mo-
ment, kiedy ów żenujący i tragi-
komiczny serial z aktorami żyw-
cem wyciętymi z naszej rodzimej
„Dynastii” kiedyś dobiegnie koń-
ca, choć nikt już wtedy nie bę-
dzie pamiętał, kto zacz Rywin,
a kto Michnik i kto do kogo przy-
chodził.
PIOTR TYMOCHOWICZ
Obserwując słynne już PCS, czy-
li political-creasy-show (zwane do-
stojnie Wysoką Śledczą Komisją Sej-
mową) – tym razem w wydaniu Ro-
kita kontra Miller – miałem nieod-
parte wrażenie zjawiska déjà-vu . Wy-
łączając na moment fonię w tele-
wizorze, uświadomiłem sobie przy-
wołanie znanych mi skojarzeń. Bo-
gaty repertuar mimiczno-gestyku-
lacyjny wyłonił z pamięci kilka
wstrząsających filmów przyrodni-
czych, walki rywali o przywódz-
two w stadzie, walkę godową dwóch
rosłych pawianów i... ciąg dalszy
słynnego dowcipu o dialogu cho-
mika ze szczurem.
Było tak: szczurek, zazdrosny
o względy, którymi się cieszy cho-
mik, narzeka na niesprawiedliwość
losu, jako że też przecież ma nie-
zgorsze, acz lekceważone futerko.
Chomik konstatuje: – Szczurku, to
nie los winny, to ty masz po pro-
stu... kiepski pijar.
W dalszym ciągu tej historii
widzimy szczurka w tym samym
szarym, marnym futerku, aczkol-
wiek z wszczepionymi puszysty-
mi dredami i na wysokim piede-
stale komisji w folwarku zwie-
rzęcym, jakby wziął sobie do ser-
ca trafną ripostę o roli public re-
lations .
chwytu nad talentem swego przyparafialnego pi-
sarza. Jest nim autor książki o życiu księdza po-
za ołtarzem i biurem parafialnym. Jan Grzegorczyk ,
bo on ci jest tym nowym brylantem literackim, udzie-
la licznych wywiadów, na czym z pewnością traci Wy-
dawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów, w którym
od 21 lat redaktoruje. Grzegorczyk jest mocno popie-
który na zamówienie zmajstrował „poruszające świa-
dectwo głębokiej wiary”.
Na pytanie Bohdana Gadomskiego , publicysty ty-
godnika „Angora”: „Co sądzi pan o książkach Jona-
sza?” – Grzegorczyk sprytnie odpowiada:
„Trudno mi oceniać, bo nie czytam. Przypusz-
czam, że to owoc zranionej miłości. Moim punktem
wyjścia jest raczej fascynacja tajemnicą kapłaństwa”.
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
Naród Polski, jako część Kościoła katolickiego, był przede wszystkim wierny
swojemu własnemu powołaniu, czyli budował swój „Polski dom” jako miej-
sce królowania Chrystusa i Jego Matki. Jeśli Naród będzie wierny swojej chrze-
ścijańskiej i katolickiej tożsamości, będzie mógł – mocą charyzmatów ducho-
wych – stać się fermentem ewangelicznym i „duszą” społeczności europejskiej.
Nie stanie się to jednak nigdy, jeśli Naród zdradzi swoją tożsamość, sprzeda
swoją niepodległość i suwerenność za judaszowe euro-srebrniki, wstępując
oficjalnie do tej – jak słusznie się mówi – „nowoczesnej Sodomy” .
(ks. Jerzy Bajda, „Nasz Dziennik”, 11.06.2003 r.)
Nie ma ludzi zdrowych psychicznie, są tylko nieodpowiednio przebadani...
(z wykładu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego, 03.06.2003 r.)
(...) Jeszcze parę obrotów kołowrotka i dorodny, złocisty karaś znajduje
się w podbieraku. Nie mogę ukryć radości, ryba kształtem, kolorem i wiel-
kością przypomina bochenek dobrze wypieczonego chleba... Dziękuję Bo-
gu za tak hojny dar. Gratulują mi nawet śpiewające ptaki. Rozpoczyna się
piękny dzień, pełen słońca, kolorowych wrażeń i planów na kolejną ło-
wiecką wyprawę do „królestwa św. Franciszka”.
(„Niedziela”, 15.06.2003 r.)
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Mały majsterkowicz
rany przez katolickich krytyków, którzy nie szczędzą
mu pochwał. Kolega pisarza, Piotr Śliwiński , cudnie
zarekomendował ostatnią książkę (nie będę robił re-
klamy, bo nie warto) swego kumpla, podpierając się
autorytetem noblisty: „Czesław Miłosz dziwił się przed
laty, że w naszym katolickim społeczeństwie nie ma ka-
tolickiej książki, obyczajowej powieści. Otóż nareszcie
jest!” . Arcybiskup Józef Życiński obwieścił, że z praw-
dziwą przyjemnością przeczytał książkę i podziękował
autorowi za „wielkie poczucie finezji i mądrości”.
Z zachwytu cmokali też sami swoi: o. Jan Góra – do-
minikanin, o. Michał Zioło – trapista, ks. Andrzej
Marmurowicz , ks. Lech Tranda . Miesięcznik
„W drodze”, wydawnictwo dominikanów, reklamuje
książkę jako pierwszą o życiu polskich księży. I jest to
ewidentne kłamstwo!
Otóż nie jest to pierwsza książka o życiu polskich
księży! Przełomowym wydarzeniem w dziejach kato-
lickiej literatury ostatnich lat była trylogia „Byłem księ-
dzem” napisana przez Jonasza (Roman Kotliński) .
Owo pionierskie, demaskatorskie dzieło o prawdziwym
obliczu Kościoła katolickiego w Polsce składało się
z trzech tomów: „Byłem księdzem” (6 wydań!), „Owce
ofiarami pasterzy” i „Owoce zła”. Trzy książki Jona-
sza okazały się autentycznym bestsellerem i rozeszły
się w półmilionowym nakładzie, co – wziąwszy pod
uwagę załamanie rynku księgarskiego – jest absolut-
nym rekordem ostatnich parunastu lat. „Byłem księ-
dzem” to sól w oku hierarchów Krk i stąd też domi-
nikański kontratak w postaci „dzieła” Grzegorczyka,
Dociekliwemu dziennikarzowi trudno pojąć, że maj-
sterkowicz nie czytał jonaszowskiej trylogii, która po-
ruszyła całą Polskę – więc drąży dalej: „Jego książki
są antyklerykalnym pamfletem, czyżby pana były apo-
logią kapłaństwa?”. I tu mały majsterkowicz wpada we
własne sidła, odpowiadając: „Absolutnie tak!”.
Pisarz kościelny w swej książce opisuje m.in. dziw-
ne przypadki arcybiskupa Paetza, ale, jak mówi: „Nie
wykraczam poza to, co wiadomo z powszechnie do-
stępnych doniesień prasowych... nie wydaję wyroków”.
Jasna sprawa: gdyby wyszedł poza doniesienia praso-
we, ośmielił się oceniać hierarchów, atakować Radio
Maryja, opisywać przypadki księży pedofilów, księżow-
skie „żony”, pazerność na mamonę, czyli najczystszą
– choć bolesną – PRAWDĘ, to jego książka nigdy nie
byłaby „świadectwem głębokiej wiary”.
Bardzo ciekawa jest opinia małego majsterkowi-
cza na temat celibatu, którego jest wielkim zwolenni-
kiem: „Księdza celibatariusza nikt nie zastąpi, jeśli je-
go celibat jest przeżywany w sposób głęboki. Znam wie-
lu księży, którym celibat nie szkodzi” . Szkoda, że facet
nie zna tych, którym celibat szkodzi, zwłaszcza że cy-
tuje autentyczną opinię proboszcza o swoim wikarym
wysłaną do biskupa: „Pije, łasy na pieniądze, zadaje się
z kobietami, ale jako kapłan bez zarzutu” .
Powieść Grzegorczyka jest niezbyt szczęśliwą od-
powiedzią na trylogię Jonasza. Autor może więc li-
czyć na dobrą prasę, ale nie na czytelników. Fałszywe
słowo, choć napisane, nie wyda plonu.
ANDRZEJ RODAN
Żeby Polska była łatwiejsza do strawienia przez kosmopolityczną UE, ośrod-
ki zagraniczne zabiegają o to, by wzmocnić Unię Wolności, Platformę Oby-
watelską i różne inne ugrupowania pozostające pod dominacją masońską
i ateistyczną. Jednocześnie starają się marginalizować i osłabiać takie ugru-
powania jak Samoobrona, Liga Polskich Rodzin, Ruch Katolicko-Narodo-
wy i wszystkie inne, o ile tylko reprezentują „klasyczną Polskę”.
(ks. Czesław Bartnik, „Nasz Dziennik”, 13.06.2003 r.)
(...) nie chodzi przecież o nic innego, jak tylko zrobienie złej prasy na starcie
telewizji TRWAM. Jako niewygodnej, jak Radio Maryja, bo katolickiej i pra-
wicowej, która pójdzie pod prąd powielanych od rana do nocy kłamstw w po-
zostałych stacjach publicznych i komercyjnych, bez których tubylcze lewac-
two byłoby dzisiaj zupełnie gdzie indziej, niż jest .
(„Nasz Dziennik”, 13.06.2003 r.)
– Czy LPR wystawi kandydatów do Parlamentu Europejskiego? Czy będzie-
cie współtworzyć Europę?
– Oczywiście, że będziemy kandydować. Powiem więcej. Myślę, że my te wy-
bory w Polsce wygramy.
(wywiad „Gazety Wyborczej” z Romanem Giertychem, 13.06.2003 r.)
Wybrał D.P.
P rasa katolicka ma nowego idola i cmoka z za-
108506474.105.png 108506474.106.png 108506474.107.png 108506474.108.png 108506474.109.png 108506474.110.png 108506474.111.png 108506474.112.png 108506474.002.png 108506474.003.png 108506474.004.png 108506474.005.png 108506474.006.png 108506474.007.png 108506474.008.png 108506474.009.png 108506474.010.png 108506474.011.png 108506474.013.png 108506474.014.png 108506474.015.png
 
Nr 25 (172) 20 – 26 VI 2003 r.
NA KLĘCZKACH
5
ANTYRADYJO
chciał bez przetargu oddać mu dwóch
atrakcyjnych działek („FiM” 23/2003).
Teraz posunął się dalej i zarzucił Ku-
rowskiemu naruszenie konstytucji.
Sprawa trafiła już do Komisji Wspól-
nej Rządu i Episkopatu oraz Komi-
sji Konkordatowej. Sukienkowy po-
wołuje się na konkordat, a wojewo-
da na ustawę o gospodarce nieru-
chomościami. Trzymamy kciuki, by
dzielny wojak Kurowski nie legł pod
naporem prokościelnych interpre-
tatorów prawa.
urzędy. Ciekawe, ile jeszcze zachod-
nich firm otrzymało dotacje UE
z puli polskiej.
KRRiT przyznaje w swym no-
wym raporcie, że programy Ra-
dia Maryja obfitują w treści an-
tysemickie. W ciągu najbliższych
dwóch miesięcy raport zostanie
przeanalizowany przez członków
Rady. Jeszcze niedawno Juliusz
Braun wmawiał dziennikarzom,
że chodzi o drobiazgi, a antyse-
mickie wypowiedzi padają tylko
z ust radiosłuchaczy. Choć zasłu-
gują – jak przyznał – na krytykę,
to „mieszczą się w granicach gwa-
rantowanej wolności słowa”. In-
nego zdania są pozostali człon-
kowie Rady. Szefowa KRRiT,
Danuta Waniek , ujawniła, że
„w zasobach KRRiT są dowody”,
Rydzykowe radio jest antyse-
mickie. Pewnie, że są; wystarczy
czytać „FiM”.
MP
„mocą Ducha Świętego”, czyli
metodą w sam raz z „kanonu na-
uk medycznych”.
KURIA PŁACI
ZBOCZEŃCY ETYCZNI
Prawie 26 mln dolarów będą
kosztować archidiecezję Louisvil-
le w stanie Kentucky sekscesy du-
chownych. Tyle łącznie mają otrzy-
mać ofiary molestowania (prawie
250 osób). Ugodę zawarli poza są-
dem prawnicy obu stron. W ciągu
minionych 14 miesięcy archidiece-
zję Louisville zalały skargi sądowe.
Jej władze wiedziały o zboczeniu
pracowników, ale fakt ten ukry-
wano i nie zrobiono nic, by proce-
derowi zapobiec.
W zeszłym roku podobną ugo-
dę z ofiarami molestowania seksu-
alnego zawarła archidiecezja w Bo-
stonie (10 mln dol.) oraz diecezja
w Manchesterze, stan New Hamp-
shire (6,5 mln dolarów).
W Polsce to zapewne ofiary pła-
ciłyby Kościołowi za pomówienia.
PaS
A.C.
MILIONY I EROTYKA
Kasa i seks to dwa stałe te-
maty wysokonakładowych koloro-
wych pism. Okazuje się jednak, że
nie tylko.
Wart polecenia jest czerwcowy
numer „Małego Gościa Niedziel-
nego” – kolorowego miesięcznika
dla uczniów szkół podstawowych, wy-
dawanego przez katowicką kurię
w nakładzie aż 120 tysięcy egzempla-
rzy. Jest tam mowa zarówno o wiel-
kich pieniądzach, jak i o seksie.
W numerze znajdziemy wywiad
z „prawdziwym milionerem, który lu-
bi rozdawać zarobione pieniądze”, czy-
li właścicielem Optimusa, Romanem
Kluską . Ów właściciel firmy kom-
puterowej zasłużył się bardzo dla
Kościoła, bowiem ofiarował ponad
16 milionów złotych na budowę ba-
zyliki Bożego Miłosierdzia w kra-
kowskich Łagiewnikach. A wszyst-
ko dlatego, że przed kilku laty
z nudów przydarzyło mu się prze-
czytać „Dzienniczek” siostry Fausty-
ny i od tej pory miłosierdzie Boże
ciągle go prześladuje.
Jest też artykuł poświęcony fan-
tazjom erotycznym. Od autora skry-
wającego się pod pseudonimem Mę-
drzec Dyżurny dowiadujemy się, że
marzenia seksualne są jak nieujeż-
dżony koń, którego należy ujarzmić.
I choć nie jest to takie proste, to
trzeba próbować, bowiem ci, którzy
nie hamują swoich fantazji seksual-
nych (tzn. „bawią się w kowboja bez
kwalifikacji” ), nie są już ludźmi,
a „stają się tylko człekokształtni”.
„Mędrzec” dochodzi do wniosku, że
najskuteczniejszym sposobem okieł-
znania „narowistego konia” jest ślub.
O forsie i seksie w bogobojnej
prasie? Oczywiście, w końcu są to
dwa tematy, którymi od początku
swego istnienia Kościół najbardziej
się podnieca.
PaS
ŚWIĘTY ORNAT
PaS
Kolejną swoją relikwię przekazał
Papa Polsce. Przemyska archikatedra
dostała święty ornat, dopiero co zdję-
ty przez JPII . Właśnie w nim Papa
celebrował w maju w Watykanie mszę
kanonizacyjną, podczas której wysłał
do nieba m.in. bpa Pelczara („FiM”
21/2003). Jak z namaszczeniem stwier-
dził proboszcz przemyskiej parafii
archikatedralnej ks. Mieczysław
Rusin , pamiątka będzie używana tyl-
ko w czasie szczególnych uroczysto-
ści. Jak to – używana? Kto będzie
śmiał ją nałożyć na swe niegodne
ramiona?! Nie lepiej zamknąć ją
w tabernakulum?
ABORCJA NA STATKU?
W Polsce można publicznie wy-
zwać kogoś od zboczeńców i nie
ponieść za to żadnych konsekwen-
cji! Tak chyba należy interpreto-
wać decyzję Komisji Etyki Posel-
skiej, która oddaliła wniosek mi-
nister Izabeli Jarugi-Nowackiej
(na zdjęciu) o ukaranie posłów:
Artura Zawiszy (PiS) i Antoniego
Stryjewskiego (Ruch Katolicko-Na-
rodowy). Pani minister bezskutecz-
nie domagała się kary dla posłów
(poddanych Krk) za nazywanie
orientacji homoseksualnej mianem
zboczenia. Nic nie pomogło powo-
ływanie się na konstytucyjny zakaz
dyskryminacji; komisja od etyki nie
widziała niczego zdrożnego w za-
chowaniu katofanatyków. A gdyby
tak brzydko nazwali jakiegoś, daj-
my na to, arcybiskupa...? A.C.
– Obcy statek poza polskimi wo-
dami terytorialnymi korzysta z pra-
wa swobodnej żeglugi, nie podlega
polskiemu prawu i jest eksterytorial-
ny. Dotyczy to także pływającej kli-
niki ginekologicznej – usłyszał w Sej-
mie Marek Jurek od wiceministra
infrastruktury, Witolda Górskiego .
W ten sposób Górski odpowiedział
na pytanie PiS-uara, co rząd zamie-
rza zrobić w sprawie przestrzegania
polskiego prawa antyaborcyjnego
wobec statku „Aurora”, który ma
przypłynąć do Polski. Pływająca kli-
nika ginekologiczna organizacji Ko-
biety na Falach wydaje na wodach
międzynarodowych pigułki wczesno-
poronne obywatelom tych krajów,
których prawo nie pozwala na do-
konywanie aborcji. Jeśli statek nie
podpłynie do polskiego brzegu bli-
żej niż 12 mil morskich (ok. 22 km),
nie będzie musiał stosować się do
naszego porządku prawnego.
Wiceminister zaznaczył jednak,
że statek – jeśli w ogóle przypłynie
– „będzie monitorowany” przez na-
sze samoloty.
RELIGIJNE WAGARY
PaS
Za namową miejscowego pro-
boszcza trzydzieścioro dzieci z miej-
scowości Massagiano (Włochy) nie
poszło do szkoły w Wielki Czwartek
i Piątek. Rodzice uzasadnili nieobec-
ność „motywami religijnymi”. Dy-
rekcja miejscowej szkoły publicznej
nie podzieliła jednak duchowego en-
tuzjazmu rodziców i uznała nieobec-
ność ich pociech za nieusprawiedli-
wioną. Tamtejszy kler pomstuje na
nietolerancję religijną kierownictwa
placówki, a dyrekcja powołuje się na
prawo krajowe i przepisy wewnątrz-
szkolne. Powoływać się na jakieś głu-
pie prawo pod bokiem samego pa-
pieża? Wstyd i bezczelność! A.C.
REFLEKS
PROKURATORA
W lutym 2001 r. opinią publicz-
ną wstrząsnęła nieodpowiedzialność
pracowników Białostockiego Ośrod-
ka Onkologicznego. Podczas rutyno-
wego zabiegu nagle wyłączył się prze-
starzały aparat naświetlający. Fizyk
technik Jarosław B. oraz lekarka
Jolanta S. zlekceważyli awarię i kon-
tynuowali naświetlanie. Pięć pacjen-
tek uległo ciężkiemu poparzeniu.
Sprawa trafiła do sądu. Oskarżeni
nie przyznali się do winy. Na począt-
ku kwietnia br. sąd skazał Jarosła-
wa B. na 4 tys. zł grzywny, a lekar-
kę uniewinnił. Prokuratura chciała
wnieść apelację, ale... spóźniła się
(termin 14 dni).
INKWIZYCJA CZUWA
Jak podaje „Przegląd”, w Za-
powiedniku koło Gdańska odwo-
łano dyrektora miejscowego
Ośrodka Leczenia Uzależnień,
Barbarę Karaczyńską . Dymi-
sji dokonano na wniosek wice-
marszałka sejmiku wojewódzkie-
go, Bogdana Borusewicza . Jed-
nym z zarzutów stawianych do-
świadczonej dyrektorce (20 lat
praktyki) było wykorzystywanie
reiki (wschodnia metoda uzdra-
wiania) podczas terapii narkoma-
nów. Co ciekawe, o odwołanie
zabiegał u Borusewicza ksiądz
Grzegorz Kluza , dyrektor Do-
minikańskiego Ośrodka Informa-
cji o Nowych Ruchach Religij-
nych i Sektach. Inkwizytor orzekł,
że reiki „nie mieści się w kano-
nie nauk medycznych”. Świeckie
ramię Kościoła, czyli solidaruch
Borusewicz, wykonało swoją po-
winność – mimo protestów tera-
peutów i podopiecznych Kara-
czyńską usunięto. Śmieszy i prze-
raża zarazem fakt, że o tym, co
mieści się w kanonie nauki, de-
cydują w Polsce księża – funkcjo-
nariusze organizacji doświadczo-
nej w zwalczaniu wolnej nauki.
Przeraża tym bardziej, że w wie-
lu ośrodkach odwykowych wspie-
ranych finansowo przez państwo
prowadzi się ewangelizację i leczy
OPIEKUN SIEROT
DP
Na sześć lat bezwzględnego wię-
zienia za gwałty i inne czyny lu-
bieżne skazał sąd w Paryżu księdza
Jacques’a Daherona . Ofiarami du-
chownego byli jego niepełnoletni
podopieczni z fundacji Orphelins
Apprentis d’Auteil. Mimo że obro-
na domagała się wyroku w zawie-
szaniu ze względu na stan zdrowia
i wiek (67 lat) oskarżonego, sąd się
do wniosku nie przychylił. Jak tak
dalej pójdzie, to JPII będzie mu-
siał uznać kapłaństwo kobiet, bo
większość samców w sutannach tra-
fi za kratki.
PaS
SAMOPOMOC UNIJNA
BISKUP W OPAŁACH
Holenderska firma budująca
w Warszawie na Służewiu biurowiec
o jakże polskiej nazwie „Tulipan Ho-
use” otrzyma 294 tysiące euro dota-
cji z Unii Europejskiej. Pieniądze,
które pójdą na specjalne, energoosz-
czędne okna i windy, są (teoretycz-
nie) przeznaczone dla Polski (pro-
gram SARA). Wniosek Holendrów
pozytywnie zaopiniowały polskie
Nie mają końca kłopoty elblą-
skiego bpa Andrzeja Śliwińskiego .
Prokuratura skierowała właśnie do
sądu grodzkiego akt oskarżenia
przeciwko niemu za spowodowa-
nie kolizji. Czeka go jeszcze spra-
wa karna za prowadzenie samocho-
du po pijaku. A może być jeszcze
gorzej: sąd nakazał bowiem elblą-
skiej parafii świętego Jerzego zwró-
cić Adolfowi S. 26 tysięcy dola-
rów, i to wraz z odsetkami. Forsę
„pożyczył” w 1992 roku ówczesny
proboszcz i dyrektor gospodarczy
elbląskiej kurii, podwładny Śliwy,
ks. Jan Halberda . Jest to już trze-
ci wyrok w sprawie długów (w su-
mie 32 miliony złotych), jakie za-
ciągnął Halberda. Sąd już wcześniej
nakazał zwrócić oddziałowi Banku
PEKAO SA w Gdańsku całe 650 ty-
sięcy złotych plus odsetki i 53 tys.
Witoldowi Z. Prędzej czy póź-
niej długi dopadną właściwego po-
życzkobiorcę, czyli Śliwę i elbląską
kurię.
A.K.
RUCHOMA KROPA
Prezydent wszystkich łódzkich
dewotów – Jerzy Kropiwnicki
– prawie co miesiąc udaje się za gra-
nicę na koszt podatnika. Ostatnio
spędził dwa tygodnie w Jerozolimie,
co kosztowało łodzian nie mniej
niż 7 tys. złotych. Kropiwnicki dzie-
li czas swego urzędowania między
wykłady na prywatnych uczelniach,
walkę z miejscowymi aktorami, od-
dawanie czci papieżowi i wojaże.
Może to dobrze, że niewiele już cza-
su pozostaje na rządzenie... A.C.
A.C.
ŻYCIŃSKI WALCZY
M.P.
Arcybiskup Życiński nie daje
za wygraną. Najpierw oskarżył o ce-
lowe utrudnianie budowy kościołów
wojewodę lubelskiego Andrzeja
Kurowskiego , który, biorąc pod uwa-
gę także potrzeby innych wyznań, nie
108506474.016.png 108506474.017.png 108506474.018.png 108506474.019.png 108506474.020.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin