Fakty i Mity 23-2003.pdf

(3401 KB) Pobierz
str_01_23.qxd
PEŁNA INTEGRACJA
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Obraz słynący dotacjami
Nr 23 (170) 6 – 12 VI 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
108505102.030.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 23 (170) 6 – 12 VI 2003 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
Wiara czyni Unię
POLSKA W niedzielę przed referendum biskupi zafundowali
wiernym dwie czytanki: list własny i przemówienie papieskie wy-
głoszone w czasie tzw. narodowej pielgrzymki do Rzymu. Na-
wet ci, którzy słuchają wyłącznie Rydzyka i niedzielnych kazań,
mogli więc przekonać się, że papież popiera integrację. Sami
biskupi, jako wytrawni politycy, wezwali tylko do udziału w re-
ferendum i wskazali na konieczność słuchania się papieża.
W Unii ma nam być lepiej dopiero za 20 lat. Czyżby papież li-
czył na dostatnią emeryturę w ojczyźnie...?
Znowu czarne chmury nad rządem. Górnicy stracili okazję, że-
by siedzieć cicho i protestują przeciwko likwidacjom kopalń.
Strajk komunikacji miejskiej sparaliżował wielkie miasta Gór-
nego Śląska, a tysiące taksówkarzy zablokowało samochodami
ulice stolicy. Taksówkarze nie chcą kas fiskalnych. Reszta chce
pracy i chleba.
To zupełnie tak jak we Francji, Anglii, Niemczech...
Po wizycie prezydenta dwojga liter Busha i po wzajemnym po-
klepywaniu nie zostało nic konkretnego. O zniesieniu wiz nie
ma mowy. Na domiar złego okazało się, że także Rosja jest stra-
tegicznym partnerem USA. „New York Times” zauważył, że
przyjaźń z Polską jest może i dobra, ale interesy z Niemcami
i Francją znacznie ważniejsze.
Polska ma za to swoje strategiczne cele: stanowisko sekretarza
generalnego ONZ lub NATO dla Olka Kwaśniewskiego.
Kiedy na Radio Maryja naskoczyli niektórzy biskupi, na odwa-
gę zebrała się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która orze-
kła, że na falach RM propagowane są treści antysemickie. KRRiT
zauważyła nawet, że księża pracujący w rozgłośni nie dość dba-
ją o jej katolickość...
Radzie gratulujemy refleksu i spostrzegawczości – zauważyła
fakt oczywisty od dziesięciu lat.
Prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie Rywina i formułu-
je przeciwko niemu akt oskarżenia. Nie będzie natomiast pro-
cesu Roberta Kwiatkowskiego, szefa TVP, ani innych „trzyma-
jących władzę”.
Za setki milionów złotych (trudno oszacować straty TVP z ty-
tułu straconego czasu reklamowego podczas obrad sejmowej
komisji śledczej) dowiemy się, że Rywin był albo chory, albo za-
nadto dowcipny.
WARSZAWA Po aferach zbożowych i lekowych warszawka kar-
mi kraj aferą pobiciową. Obfotografowywani namolnie Łapiń-
ski i Nauman – była wierchuszka Ministerstwa Zdrowia – mie-
li podjudzać działaczy młodzieżowych SLD do pobicia fotore-
portera „Newsweeka”.
Dziennikarz „FiM” został napadnięty i aresztowany na kilka
godzin przez straż jasnogórską, kiedy jeszcze „Newsweeka”
w Polsce nie było.
SZCZUCIN (święta ziemia galicyjska!) Miejscowy wójt zreali-
zował to, o czym marzy polska katoprawica: zakazał handlu
w niedziele i święta. Na razie zakaz dotyczy tamtejszego targo-
wiska, bo – jak twierdzi wójt – rolnik pracuje cały tydzień,
a niedzielę ma po to, aby odpoczywać.
To teraz interesy okolicznych proboszczów nazywają się: troska
o przepracowanego rolnika...
GNIEZNO W obecności prezydenta Kwaśniewskiego i metro-
polity Muszyńskiego otwarto nowy gmach Collegium Europa-
eum Gnesnense Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Szkoła kształci „liderów społecznych” (?) i prowadzi badania
m.in. nad chrześcijańskim dziedzictwem Europy.
Kościelne cele za państwową kasę – impreza w sam raz dla
„naszego” prezydenta.
EUROPA/WATYKAN Stolica Apostolska i (co oczywiste) Rzecz-
pospolita Polska są bardzo niezadowolone z pracy katolika
Giscarda d’Estainga, szefa Konwentu Europejskiego. Zaprezen-
towana formuła preambuły do konstytucji europejskiej nie wspo-
mina jednoznacznie o chrześcijaństwie, tylko o duchowym zry-
wie, który przeszedł przez Europę i nadal jest obecny w jej dzie-
dzictwie i dziedzictwie religijnym. Wstęp do europejskiej usta-
wy zasadniczej wymienia natomiast Grecję, Rzym i oświecenie
jako fundamenty tożsamości naszego kontynentu. Giscard tłu-
maczy, że wielu członków Konwentu nie życzyło sobie żadnych
odniesień religijnych i wypracowana formuła jest kompromi-
sem. Zdaniem komentatorów, pomysł Konwentu jest jedno-
znacznym „nie” Europy wobec pretensji Watykanu do bycia „au-
torytetem moralnym” kontynentu.
Mówiąc „tak” Europie, powiemy „nie” Watykanowi.
FRANCJA Na szczycie G7+Rosja w Evian zauważono wresz-
cie problemy Afryki. Najbogatsze kraje świata postanowiły zwięk-
szyć pomoc dla Czarnego Lądu z 10 do 16 mld dolarów rocz-
nie, a Afrykańczycy obiecali reformować swoje gospodarki. Oka-
zuje się, że jednym z największych dobroczyńców najbiedniej-
szego kontynentu jest biedna Rosja, która w ciągu ostatnich
4 lat anulowała 11 mld długów.
Biedny biednego zrozumie. Bogaty bogatego też.
NIEMCY 16 kościołów chrześcijańskich (katolicy, protestanci,
anglikanie, prawosławni) podpisało kartę ekumeniczną, doku-
ment mający przyspieszyć dialog ekumeniczny, a zwłaszcza in-
terkomunię, czyli przystępowanie do komunii w innych związ-
kach wyznaniowych. Krk co prawda porozumienie podpisał,
ale jednocześnie postanowił ukarać księdza Gottholda Hasen-
huettla, który ośmielił się świadomie udzielać katolickiej ko-
munii ewangelikom...
I już wszyscy wiedzą, kto tu rządzi.
HOLANDIA Skandal! Media podały, że w ostatnich pięciu la-
tach ceny towarów i usług w tym kraju wzrosły o... 50 proc.,
głównie przy okazji wprowadzenia euro. Taki szokujący wynik
osiągnięto po porównaniu 100 produktów i usług, m.in. piwa,
transportu, ubezpieczeń i cen w lokalach. Rząd nie dał wiary
doniesieniom i rozpoczął własne badania.
Witamy w Eurolandzie!
unijnym referendum. Chciałem Wam i sobie same-
mu wlać w serca otuchę, dodać animuszu i powiedzieć
zdecydowanie: TAK, jestem Europejczykiem.
I jestem. Co nie znaczy, że sam nie biję się z myślami
i nie mam wątpliwości. Bo mam. Tu nie ma mądrego, nikt
nie może przewidzieć, jak będzie wyglądał nasz kraj za 5,
10 czy 20 lat. Można tylko dywagować i mieć nadzieję,
że będzie lepiej, normalniej. Można i trzeba zrobić wszyst-
ko, żeby tak było, bo to przede wszystkim od nas będzie
zależało; od tego, czy będziemy mądrzy, pracowici, opera-
tywni i jak będziemy się rządzić na naszych własnych po-
dwórkach. Oprócz nadziei, to właśnie wola działania i pra-
gnienie wydźwignięcia się ponad obecną biedę i marazm
powinny nam kazać zagłosować za Unią.
Szanuję – choć nie do końca rozumiem – tych, którzy
asekuracyjnie, tak na wszelki wypadek, powiedzą NIE. Czło-
wiek nie powinien żyć nadzieją, że się pomylił. Jeśli mo-
gę Was prosić, nie głosujcie z przekory albo z przeświad-
czeniem, że i tak wejdziemy, a wtedy – przynaj-
mniej przez pierwsze lata – wasze NIE będzie
na wierzchu. Bo będzie. To żaden honor
umrzeć z głodu na bezludnej wyspie,
narzekając do końca, że nikt mnie
nie chce stąd zabrać, a ja nie
mam narzędzi do zbudowania
okrętu. Sztuką jest zbudować
tratwę, pokonać na niej kawał
oceanu, uratować się i zacząć
lepsze życie. Pewnie, że lepiej
nie ryzykować, ale nam, Po-
lakom, nie jest teraz da-
ny ten komfort. Poza
tym, w moim przeko-
naniu, większym ry-
zykiem jest jednak
pozostanie poza zjed-
noczoną Europą.
Pisałem już dużo
o argumentach, na których
opieram moje TAK. Dla rzetelności i równowagi oddaję głos
jednemu z naszych sceptycznie nastawionych Czytelników:
Jakich argumentów użyjecie do przekonania nas
– ANTYKLERYKAŁÓW – że Miller, zwany biskupem, wyne-
gocjował dla Polaków przyzwoite warunki członkostwa?
Poprzednie ekipy rządzące i obecna doprowadziły swoimi
poczynaniami kraj do skrajnej nędzy. I ja mam im wierzyć?
Ani Buzek, ani Miller nie są dla mnie autorytetami.
Ktoś powie – to jakie mamy wyjście? Jeśli nie Unia
– to co? Przyszłe rządy LPR i Samoobrony, a potem to-
talna nędza. Odpowiem, NIE! Kraj przeżył zabory, okupa-
cję, socjalizm, przeżyje LPR i Samoobronę. Powinniśmy
nie wstępować, przynajmniej teraz, do UE, bo jesteśmy
na to i gospodarczo, i mentalnie nieprzygotowani. Nic
nie stoi na przeszkodzie do szerokiej współpracy z UE na
płaszczyźnie gospodarczej i politycznej. Wierzę w to, że
kiedyś APP RACJA przejmie władzę i wtedy odbudujemy
kraj po tych popaprańcach z poprzednich rządów. Wte-
dy będzie odpowiedni czas na negocjacje z UE na wa-
runkach odpowiadających Polsce.
Powiem krótko, jeśli ktoś uważa, że
ci, którzy w naszym imieniu negocjo-
wali, są ludźmi uczciwymi i kom-
petentnymi, niech głosuje na TAK,
ale jeśli ma wątpliwości, niech
głosuje na NIE. Nie dajmy się
zwariować, nikt nikomu nie
dał nic za darmo i UE też
nie da. Ani Niemiec, ani
Francuz nie będą pra-
cowali dla Polaka czy
dla Polski. Jeśli chce-
my coś zmienić
w kraju, musimy
sami to uczynić.
Garstka cwaniacz-
ków i rzesza biskupów ma korzystać
z akcesji, a koszty codziennego trudu
mamy ponosić, jak zawsze, my.
Tomasz Bartel
Drogi Panie Tomaszu, z głębokim wzrusze-
niem przeczytałem Pański list, jak również setki innych,
pisanych na TAK i na NIE, ale zawsze w tym samym to-
nie – pełnym zatroskania i desperacji. I pomyślałem so-
bie: Ci ludzie – po latach pracy, wyrzeczeń, mamienia,
oszukiwania i okradania – nie zasłużyli na to, żeby ich
stawiać przed kolejną tak dramatyczną próbą. Rozu-
miem Pańskie uzasadnione obawy. Jeśli jednak – jak sam
Pan przyznaje – lepiej ma być za 10–20 lat – to już war-
to powiedzieć TAK. Antyklerykałów jest wciąż za mało,
żeby stanowili o Polsce. Nasze zadanie polega na tym,
aby ich przybywało. Nie możemy czekać. Obecne zjed-
noczenie osłabi całą Unię, ale czas będzie już pracował
na naszą korzyść. Nastąpi – pod warunkiem ścisłego zin-
tegrowania – choćby częściowe wyrównanie poziomu
życia. Przykład Hiszpanii pokazuje, że można skorzystać,
że bogaty Niemiec czy Francuz może trochę popraco-
wać na rzecz biedniejszego eurokrajana. Również pol-
skie chore elity w biurokratycznych strukturach unij-
nych będą miały mniej okazji do korupcji. Rosnąca w si-
łę partia antyklerykałów z czasem osłabi wpływy epi-
skopatu, zachodnia mentalność natchnie Polaków nowym
postrzeganiem, wartościowaniem.
Obecnie jest jeszcze wiele niedomagań, a kompeten-
cji i patriotyzmu urzędników państwowych brakuje nam
jak powietrza. Zgoda. Ale właśnie minione 14 lat pokazu-
je, że sami Polacy nie potrafią wybrać spośród siebie uczci-
wych i fachowych decydentów; nie jesteśmy w stanie
uzdrowić przestarzałej, niedoinwestowanej gospodarki.
Wspólnie zbudujmy ratunkową tratwę. Uwierzmy, że
może się udać. Nie ryzykujemy sami, razem z nami wcho-
dzi 9 innych państw na podobnych warunkach. Wiara
ponoć czyni cuda – Panie Tomaszu niewierny... – a każ-
dy z nas ma jeszcze po dwie ręce do pracy. JONASZ
Jestem zdecydowanie przeciwny głosowaniu na TAK
dla Unii, nie dlatego, żebym był polskim talibem spod zna-
ku Ligi Polskich Rodzin, lecz dlatego, że bardzo mnie dzi-
wi ta euforia związana z wstąpieniem Polski do UE. Wszy-
scy są za, bo będzie lepiej, jest to szansa dla Polski, nie
będziemy na marginesie Europy.
Cała redakcja, w szczególności p. Jonasz, gorąco na-
wołuje do głosowania na TAK. Przy całym szacunku dla
Pana Redaktora chciałbym zwrócić uwagę na parę fak-
tów. Po pierwsze: lepiej ma być za 10–20 lat; po drugie:
szansę można wykorzystać pod warunkiem, że się ją ma;
po trzecie: potrzebne są kadry ludzi, którzy są patriotami,
a zarazem bardzo kompetentnymi urzędnikami, bo to oni
w praktyce mają decydować o tym, czy akcesja będzie
sukcesem, czy porażką.
Prawda jest taka, że negocjacje prowadzili od począt-
ku ludzie nieudaczni spod znaku AWS, a skończyli nie mniej-
si partacze z SLD.
Od 1989 roku minęło 14 lat. Jest rzekomy kapitalizm,
też miało być dobrze. Po tylu latach miał być dobrobyt,
a jest bezrobocie i nędza. Mam pytanie, jakimi argumen-
tami chcecie mnie i moich bliskich przekonać, że po wstą-
pieniu do UE poza garstką cwaniaczków i, oczywiście, Ko-
ściołem katolickim komuś się polepszy byt.
Powołujecie się na kraje zachodnie, takie jak Niemcy
czy Francja, dajecie przykłady, że tam jest UE, ludzie żyją
w normalnych warunkach. Ale – po pierwsze: nie rządzi
tam Kościół, po drugie: żaden Niemiec czy Francuz
(w przeciwieństwie do Polaka), bez względu na kolor skóry
czy wyznanie, nie sprzeda swego kraju za parę srebrników.
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
M iałem napisać hurraoptymistyczny komentarz przed
108505102.031.png 108505102.032.png 108505102.033.png 108505102.001.png 108505102.002.png
Nr 23 (170) 6 – 12 VI 2003 r.
UNIA I MY
3
Trzy dni dla 150 pol-
skich dziennikarzy
i rzeczników praso-
wych w sercu Unii
Europejskiej. Miały
być uściski z ważny-
mi osobistościami, in-
formacje wielkiej wa-
gi, bankiety i dyskusje
merytoryczne. Każdy
z dziennikarzy zapłacił
za wyjazd 600 zło-
tych, żeby przed hi-
storyczną chwilą gło-
sowania napisać coś,
co miałoby przekonać
eurosceptyków do
zmiany poglądów.
Podobno korupcja i oszustwa fi-
nansowe sięgnęły w Polsce wszyst-
kich możliwych poziomów i sfer na-
szego życia. Cóż, jeśli w centrum
Brukseli jest podobnie, to może my
już dawno dopasowaliśmy się do
standardów unijnych?
Pierwszego dnia naszego poby-
tu pod hotel podstawiono trzy au-
tokary z demobilu, które miały do-
wieźć nas do samego Parlamentu
Europejskiego. Bardzo wątpię, aby
gruchoty te dopuszczono do ruchu
w Murmańsku, a co dopiero na po-
razem w zaimprowizowanej roli spe-
cjalisty unijnego, choć w tym sa-
mym dziurawym garniturze i tych
samych przechodzonych mokasyn-
kach. Pan X przedstawił się jako
David Harley. Przez 15 minut beł-
kotał coś o historycznej roli Unii
w jednoczeniu świata, od czasu do
czasu próbując sobie bezskutecznie
przypomnieć, czy ma przed sobą
Rosjan, Polaków czy może jednak
bezpaństwowych Cyganów. Gdy
przy pomocy tłumacza dowiedział
się w końcu o naszej narodowości,
dodam tylko, że – wzorem państw
cywilizowanych – mamy dwie pol-
skie ambasady w Brukseli. Jedną
reprezentującą Polskę w Belgii, dru-
gą w Unii Europejskiej. Obie skłó-
cone i nienawidzące się nawzajem
jak jasna cholera. Jedna i druga
uważa się bowiem za ważniejszą,
czyli godniejszą większych fundu-
szy. Zaczęło się od jednego amba-
sadora, który nie wprowadził się,
tak jak planowano, na kilka dni do
pewnego luksusowego apartamen-
tu, lecz pozostał w nim na dobre,
wyrwać z okopów Trzeciego Świa-
ta, zapewniając sobie przy okazji
zielone płuca na Wschodzie. Pan
Komisarz dał też wyraz zupełnego
braku zrozumienia dla głównej stra-
tegii kampanii prounijnej premie-
ra Leszka Millera, który oparł ją na
ekonomii właśnie.
Następnie pozwolił sobie na
uwagi uwłaczające mojej, jako Po-
laka, godności. Powiedział: „Rezy-
gnując ze wstąpienia do Unii, bę-
dziecie dalej dzikim narodem po-
za cywilizacją, gdzieś między Wscho-
dem a Zachodem”.
Zadałem dwa konkretne pyta-
nia, na które Verheugen odpowie-
dzieć co prawda w pełni nie potra-
fił, ale mógł dać wyraz swojej do-
brej woli, przynajmniej. Po pierw-
sze – ile Unia Europejska mogła-
by jeszcze stracić, gdyśmy się opo-
wiedzieli przeciw wstąpieniu? Po
drugie – czy Norwegię lub Szwaj-
carię też by nazwał „dzikimi kraja-
mi poza cywilizacją, gdzieś między
Wschodem a Zachodem”?
Zdenerwowany Pan Komisarz
był uprzejmy odpowiedzieć bełko-
tliwie jedynie na drugie pytanie re-
toryczne. W Polsce nawet koń wie,
co to są pytania retoryczne i profi-
laktycznie nie odpowiada.
Tragicznym naszym losem i iro-
nią historii jest to, że pchamy się
tam, gdzie nas nie chcą. Pragnie-
my coś zaoferować, ale nie bardzo
wiemy, co – może oprócz bigosu
i osypka – bo wszelkie inne dobra
rynkowe Unia już dawno od nas
otrzymała, często za darmo.
Dramatyczne jest to, że wszyst-
ko, na co liczymy – i to w krótkim
czasie – to tylko tani, wirtualny,
unijny Matrix i nic więcej. A rze-
czywistość jest taka, że właściwie
nie mamy innego niż wuniowstą-
pienie wyboru. Pocieszające, że
Unia rozpadnie się dzięki nam szyb-
ciej, niż którykolwiek z ciasnych,
demagogicznych unijnych umysłów
zdoła to sobie wyobrazić.
PIOTR TYMOCHOWICZ
KORESPONDENCJA WŁASNA Z BRUKSELI
Unijny Matrix
Rzeczywistość okazała się że-
nującym spektaklem z udziałem
autokarowej wycieczki stu pięć-
dziesięciu Rumunów z polskimi
paszportami, jakby wygonionych
wprost ze slumsów na salony.
I to nie z powodu wyglądu czy
nieokrzesania polskich dzienni-
karzy, ale dlatego, że tak byli
tam traktowani. Miałem okazję
przyjrzeć się temu z bliska.
W Brukseli zakwaterowałem
się wraz z ekipą (choć niezależ-
nie) w hotelu Sheraton, które-
go warszawska wersja jest zwie-
dzana z równym nabożeństwem
jak Zamek Królewski. W Bruk-
seli trudno o bardziej „podłą”
noclegownię. Najtańsze meble
z corocznej wyprzedaży ulicznej,
brudne apartamenty i personel,
który mógłby się wiele nauczyć od
przeciętnego recepcjonisty polskie-
go hotelu robotniczego.
W hotelu Sheraton w Brukseli
dane mi było przeżyć wiele nie-
spodzianek.
Pierwszej nocy poprosiłem o nu-
mer telefonu z bezpośrednim do-
stępem do Internetu w celu odczy-
tania e-maili za pomocą mojego no-
tebooka . Po kilkugodzinnych per-
traktacjach i tłumaczeniu, że w cy-
wilizowanym świecie to standard; że
każdy podrzędny hotel w dzikiej Eu-
ropie Wschodniej taki dostęp umoż-
liwia; że, będąc w Niemczech, nie
miałem z tym problemu – otrzy-
małem kilka numerów dostępu wraz
z informacją, że koszt 6-godzinne-
go połączenia wynosi 1 euro.
Jakież było moje zdziwienie na-
stępnego dnia, gdy dowiedziałem
się, że udostępniony numer łączył
mnie z Malezją przez sześć i pół
minuty za, uwaga! – 578 euro (600
dolarów) niczym super-hiper-seks-
-telefon do samej Sharon Stone. Na
delikatną sugestię, że bardzo wąt-
pię, iż zapłacę za tak ewidentne
oszustwo, otrzymałem informację,
że hotel sprawę wyjaśni i da mi znać
po moim powrocie do Polski. Już
po wyjeździe dowiedziałem się, że
recepcjoniści wstrzymali całą gru-
pę polskich dziennikarzy, informu-
jąc, że byłem uprzejmy uciec, nie
płacąc rachunku. Zaszantażowano
ich wizją niewydania paszportów,
jeśli nie uregulują mojego długu,
mimo że formalnie nie miałem
z grupą nic wspólnego.
Guenther Verheugen
zabłysnął, że kocha Kra-
ków, powietrze i coś tam
jeszcze.
Najbardziej przeraża-
ły mnie jednak nabożne
miny i napuszone głupa-
we pytania tych polskich
dziennikarzy, którzy naj-
widoczniej pomylili ochro-
niarza z którymś z prezy-
dentów unijnych.
Czas dobiegł końca.
Zamiast planowanego unij-
nego lunchu musieliśmy się
zadowolić zapachem przy-
palonych kartofli lub fry-
tek, gdy, pospiesznie wra-
cając, mijaliśmy unijnopar-
lamentarną kuchnię. Za-
miast obiadowych salonów,
gdzie miano nas gościn-
nie przyjmować, dostaliśmy po jed-
nej suchej kanapce, którą kazano ze-
żreć w bramie, około dwóch kilome-
trów od Wielkiego Parlamentu.
Godne odnotowania było jesz-
cze nieplanowane, czyli przypadko-
we spotkanie z komisarzem Ver-
heugenem w polskiej ambasadzie
unijnej. Dla niewtajemniczonych
mimo że mieszkanie przewidziane
było dla drugiego.
Pan komisarz Verheugen dał tak
piękny popis demagogii i populi-
zmu, że od dziś to do niego wła-
śnie będę wysyłać wszystkich mo-
ich politycznych kursantów, którzy,
nie mając nic do powiedzenia,
chcieliby mówić długo, namiętnie
i bezmyślnie.
Dowiedziałem się, że szczytem
nie tylko cywilizacji, ale wszelkich
dóbr duchowych i materialnych jest
Unia, a Pan Komisarz ostatnio bar-
dzo cierpiał, słysząc głosy, że w ogó-
le istnieją w Polsce eurosceptycy.
Tu nastąpił długi populistyczny wy-
wód na temat, ile Polska i Polacy
stracą, nie wstąpiwszy do Unii. Pan
Komisarz powiedział również, że
nie o ekonomię tu chodzi, że gdy-
by chodziło wyłącznie o poprawie-
nie bytu materialnego Polaków dzię-
ki przystąpieniu do Unii, to on był-
by pierwszym, który by nam taką
fuzję odradzał. Tłumaczył, że cho-
dzi jedynie o prawa człowieka,
o wartości unijno-duchowo-toleran-
cyjne oraz ochronę środowiska. In-
nymi słowy, kochana Unia chce nas
rządnych szosach w Algierii.
W Brukseli wykopano je chyba
z muzeum plenerowego, specjal-
nie na przyjazd polskiej grupy.
Po długich oczekiwaniach
w szatni Wielkiego Parlamentu Cy-
wilizowanego Unijnego Świata
garstkę organizatorów wyprawy,
w którą z ciekawości się wplątałem,
dopuszczono przed oblicze samego
starszego ochroniarza – z antenką
w mózgu – który usilnie tłumaczył,
że wyleją go z roboty, jeśli wpuści
tak dużą grupę nieokiełznanych
dziennikarzy. Grupy zwiedzających
nie liczą więcej niż czterdzieści osób,
a na to, by grupę podzielić, po-
trzeba więcej ochroniarzy i prze-
wodników, a on nie ma na to ani
czasu, ani ochoty.
Po uwagach głównego organi-
zatora, że to przecież dziennika-
rze, którzy potrafią zrobić wiele
szumu w prasie, zaobserwowałem
u starszego ochroniarza grymas
srającego kota. Wreszcie uzyska-
łem krótką, ale jakże treściwą od-
powiedź: – To wy tu chcieliście
przyjechać, a nikt was tu przecież
nie zapraszał!
Cóż, w końcu na kolanach i w
pozycjach poddańczych udało się
namówić szacownych ochroniarzy,
żeby zaprowadzili tłum do podrzęd-
nej sali na peryferiach Parlamen-
tu, daleko za kuchnią i poza zasię-
giem wzroku białych ras aryjsko-se-
micko-cywilizowanych.
Przycupnąwszy sobie swojsko
w odgrodzonej klatce, zaobserwo-
waliśmy znajomego ochroniarza, tym
GŁASKANIE JEŻA
Kobiety w falach
Niewykluczone, że już wkrótce w Zatoce Gdań-
skiej albo Szczecińskiej dojdzie do małej bitwy mor-
skiej, w której zwycięskie polskie kanonierki na
rozkaz admirała Millera zatopią statek „Aurora”
wypełniony diablicami.
Co bardziej oblatani w historii „Aurorę” kojarzą
z wybuchem rewolucji, ale tym razem o inną rewolucję
i inną „Aurorę” chodzi. Jest to statek-klinika (fundacji
Women on Waves), który podpływa do granicy wód te-
rytorialnych danego kraju i propaguje bezpieczny seks.
„Aurora” odwiedza też państwa, w których zakazane są
zabiegi aborcji. Zawitała już kilkakrotnie do Irlandii,
a teraz (wreszcie!) ma podpłynąć pod polski brzeg. Ma
podpłynąć, ale nam się coś widzi, że będzie to jej ostat-
ni rejs. Jak bowiem może być inaczej, skoro zaskowy-
czał ze zgrozy Marek Jurek z PiS i zażądał od Millera
podjęcia stosownych kroków: „Działalność tego rodzaju
ma w istocie znamiona terroryzmu, a wspieranie »Auro-
ry« przez inne państwa jest wymierzone przeciwko nasze-
mu państwu i porządkowi moralno-prawnemu (...). Wzy-
wamy premiera Millera do podjęcia wszelkich możliwych
kroków w wymiarze wewnętrznym i międzynarodowym
w celu uniemożliwienia »Aurorze« planowanych zamachów
na życie nienarodzonych ” – napisał Jurek. Kancelaria Mil-
lera odparła na to, że nie wiadomo jeszcze, jaka będzie
odpowiedź premiera na list.
Dupa Jasiu... Nie wiadomo? Doskonale wiadomo!
Kto się chce założyć? Za cenę przejścia do historii chrze-
ścijaństwa Wielki Leszek jest w stanie storpedować sta-
teczek i wraz z załogą, lekarzami i pacjentkami posłać
go na dno... Żeby tylko nie narazić się watykańskiej
zwierzchności. Przecież w tej samej kwestii olał, oszukał
i zrobił idiotów z paru milionów wyborców SLD! A mo-
że z tym zatapianiem statku to już lekka przesada? Otóż
niekoniecznie. W ten sposób Wietnam pozbył się kilku-
set prostytutek. Też w imię moralności i ładu. Ktoś po-
wie, że Polska to nie Wietnam?... Oto inny poseł PiS,
Artur Zawisza, też pisze w tej sprawie i to całkiem po-
ważnie: „Obowiązkiem Millera jest jeśli nie natychmiasto-
we wysłanie kanonierek, to przynajmniej zakazanie stat-
kowi zawijania do polskich portów” . Z punktu widzenia
prawa międzynarodowego to już jest jawna groźba, ale
kto by się tym w Katolandzie przejmował. Women on
Waves oznacza Kobiety na Falach. Oj, miłe panie, żeby-
ście nie musiały doświadczyć tego dosłownie. W imię
Unii i dla Unii.
MAREK SZENBORN
108505102.003.png 108505102.004.png 108505102.005.png 108505102.006.png 108505102.007.png
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 23 (170) 6 – 12 VI 2003 r.
Problem polega jednak na tym,
jak ten posiłek będziemy spożywać.
Czy spontanicznie w chlewie, czy
komfortowo w przyjaznej atmosferze
w wytwornym salonie.
„Chlewikowy protokół” spożywa-
nia pokarmu mamy istotnie
zapisany w genach, natomiast
kluczem do wielu interesują-
cych nowych kontaktów jest
umiejętność posługiwania się
nożem i widelcem lub bardziej
wyrafinowany protokół dyplo-
matyczny.
Spontaniczne wykorzysty-
wanie komunikacji otwartej
tylko po to, by zdobyć poklask
i przychylność rozmówców,
wzbudza co prawda silne emo-
cje, ale zazwyczaj kosztem
krzywdzenia innych. Poza tym
utrwala skutecznie niechlub-
ne tradycje, których i my bę-
dziemy ofiarami. Ludzie z re-
guły lubią najbardziej podobnych
do siebie. Im bardziej ktoś odbiega
od przyjmowanych przez ogół stan-
dardów, tym większą wzbudza nie-
pewność i niechęć. Tym większe więc
w narodzie zamiłowanie do prostac-
kich komunikatów otwartych.
Zjawisko to widać wyraźnie w po-
tocznym języku. Wszelkie odstępstwa
od przeciętnej średniej są mocno pięt-
nowane językowo. Człowiek zbyt ni-
ski to często: karzeł, konus, mikrus,
centymetr, przykurcz itp.
Człowiek za wysoki to: drągal,
dryblas, tyka, tyczka, wieża itd.
Jeżeli obawiamy się, że ktoś prze-
rasta nas inteligencją, to pewnie jest
cwaniak, kuty na cztery nogi, mądra-
la, inteligencik, kujon, jajogłowiec itd.
w zakresie komunikacji otwartej mo-
że w nasze życie wprowadzić nie tyl-
ko nowe wartości czysto językowe,
ale przede wszystkim zapewnić nam
bardziej przyjazny i nieznany dotąd
charakter wzajemnej komunikacji.
Pamiętam, jak kilka lat te-
mu odwiedziłem znajomego
profesora w Nowym Jorku.
Siedzieliśmy sobie przy kawie,
gdy nagle odezwał się dzwo-
nek do drzwi, a następnie uj-
rzałem rozradowaną grupę
około trzydziestu osób.
Przybyli z szampanem,
gratulacjami i ciastkami. Gdy
goście wyszli, wyraziłem żal,
że nie uprzedził mnie o swo-
ich urodzinach czy imieninach.
Na co on z uśmiechem od-
powiedział, że to nie urodzi-
ny, tylko samochód był powo-
dem tej sympatycznej, krót-
kiej wizyty. „Sąsiedzi zauwa-
żyli, że kupiłem sobie nowy sporto-
wy samochód i przyszli mi pogratu-
lować sukcesu” – powiedział. Nic do-
dać, nic ująć.
Wybór należy do Was.
PIOTR TYMOCHOWICZ
Komunikaty (2)
W pewnych grupach, aby być ak-
ceptowanym, wystarczy umieć
poprawnie posługiwać się nożem
i widelcem, w innych trzeba epa-
tować wulgaryzmami. Niestety,
tych ostatnich grup jest znacznie
więcej.
Przypominam, komunikat otwar-
ty to taki sposób prowadzenia roz-
mowy, w którym ujawniamy swoje
własne lub rozmówcy emocje, albo
jasno formułujemy swoje oczekiwa-
nia wobec kogoś czy czegoś.
Komunikat otwarty może być jed-
nocześnie komunikatem prawdziwym,
szczerym, choć niekoniecznie. Za-
wsze natomiast powinien sprawiać
takie właśnie wrażenie.
Komunikacja otwarta nie tylko
ułatwia wzajemny kontakt, ale po-
zwala łatwiej wzbudzić sympatię, choć
bywa bronią obosieczną. Szczegól-
nie wówczas, gdy jest używana przez
ludzi prostych, o małej czy wręcz zni-
komej inteligencji. Prostota takiej
formy komunikacyjnej zamienia się
wtedy w zwykłe prostactwo, przeważ-
nie okraszane wulgaryzmami.
Niestety, nazbyt często wzbudza
to sympatię i zaufanie „szemrane-
go” otoczenia, ponieważ wyraża ukry-
te emocje.
Przykład: obserwujemy sukces
finansowy naszego sąsiada i w gro-
nie innych sąsiadów powiemy: „zo-
baczcie, jaki to złodziej, nakradł,
oszukał cwaniaczek i teraz nam na
złość buduje nową chałupę”. Mo-
żemy być niemal pewni, że otocze-
nie poczuje z nami wspólnotę emo-
cjonalną.
Z komunikatami otwartymi jest
podobnie jak z procesem spożywa-
nia pokarmu. Wydawałoby się, że nikt
nas nie musi uczyć czegoś, co dobrze
czujemy intuicyjnie.
Według „Słownika potocznej pol-
szczyzny” Anusiewicza , mamy aż
190 pejoratywnych określeń na ułom-
ności umysłowe, czyli mądrzejszych
od siebie nienawidzimy bardziej niż
głupszych. Dlatego też edukacja
Prowincjałki
Policjanci z Radomia znaleźli porzuco-
ny i – jak się okazało – kradziony sa-
mochód. W bagażniku zobaczyli policyjne mundury, kajdanki i karabin Kałasz-
nikowa. Prokuratura w Grójcu szybko ustaliła, że broni znalezionej w aucie
używano do napadów i że jest ona własnością... policji z Olsztyna. To nie ko-
niec. W sprzedaż broni bandytom, którzy napadali na ciężarówki z wartościo-
wymi przesyłkami pocztowymi, zamieszany był nadkomisarz Krzysztof P. , szef
policji w Szczytnie, nadkomisarz Krzysztof B. i starszy aspirant Bogdan O. ,
magazynier Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. Chłopaki „wygospo-
darowali” 100 sztuk karabinów przeznaczonych do zniszczenia w hucie
i sprzedawali przestępcom. Ciekawe, czy bandyci z Magdalenki też strzelali
z policyjnej broni...?
nie sprawdzili, powinni
być z hukiem wywaleni
z roboty, z dożywotnim zakazem pra-
cy na stanowisku wyższym niż sprzą-
taczka. I przepraszam wszystkie sprzą-
taczki za porównanie ich z polskimi
menedżerami przemysłu, gospodar-
do przeludnienia biurowce oraz – bła-
gam, nie śmiejcie się! – dyrektorów
do spraw... rozwoju.
Jak wygląda ten „rozwój”, prze-
śledźmy na przykładzie środkowego
Pomorza, skąd właśnie wróciłem.
Otóż na Pomorzu zawieszono więk-
szą część połączeń kolejowych. Po-
będzie, gdy za kilkanaście dni ruszy
nad morze stonka wczasowa? To bę-
dzie horror! Matrix 3. Powrót Go-
dzilli. Rodan ptak śmierci.
Co się takiego wydarzyło na Po-
morzu Środkowym? Właściwie nic
takiego, co nie byłoby do przewidze-
nia dla ludzi myślących. Otóż w Wo-
rowie, na trasie Łobez-Świdwin, osu-
nął się nasyp kolejowy wraz z tora-
mi. Niewiele brakowało, a doszłoby
do tragedii. To wydarzenie napędzi-
ło takiego stracha dyrekcji PKP, że
w... kilkudziesięciu miejscach rozpo-
częto roboty remontowe. A trzeba
było, bo niektóre szyny pamiętały
jeszcze Adolfa Hitlera .
Ale Polsce urlopowo-wakacyjnej
szykuje się nowy horror. Pociągi ja-
dące nad morze będą totalnie prze-
ciążone, bo „fachowcy” wzięli się za
remonty dróg! Kierowców i ich ro-
dziny czekają więc rozkopy, zwęże-
nia, ograniczenia prędkości, objazdy
itp. I tak np. na trasie krajowej nr 7
biegnącej przez całą Polskę (Chyż-
ne–Warszawa–Gdańsk) na różnych
jej odcinkach będzie „umacnianie
nawierzchni”. Tylko na odcinku od
Gdańska do Jazowej przez 42 km
kierowcy będą „podziwiać” facetów
w pomarańczowych kamizelkach,
a stojąc w gigantycznych korkach
na remontowanym moście w Kie-
zmarku (od 8 maja do 19 września),
nareszcie dostrzegą piękno Wisły.
Dodam, że latem „siódemką” prze-
jeżdża średnio w ciągu doby... 18
tysięcy pojazdów.
Dlaczego Generalna Dyrekcja
Dróg Publicznych i Autostrad zapla-
nowała remonty właśnie w sezonie
letnim, urlopowo-wakacyjnym, kiedy
połowa Polski pcha się nad morze?
Tego nie wie nikt!
ANDRZEJ RODAN
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Burdel na kółkach
W Grudziądzu kompletnie nagi 30-let-
ni mężczyzna nadział się na żelazne prę-
ty bramy jednego z domków jednorodzinnych. Rzecz działa się o czwartej nad
ranem. Facet wył z bólu wniebogłosy, bo szpikulce wbiły mu się w krocze
i w brzuch. 8 strażaków odczepiało nieszczęśnika z ogrodzenia. I do tej pory
nikt nie wie, czy facetowi ktoś przerwał schadzkę, czy chciał on coś ukraść
(ale dlaczego na golasa?) i nadział się na pręty, czy też jest masochistą
i chciał sobie zrobić dobrze, ale mu nie wyszło.
ki, transportu, a szczególnie z tymi
szpeniami z Polskich Kolei Państwo-
wych. Pierwsze, co szpenie od kolej-
nictwa zrobili, to likwidacja... Pol-
skich Kolei Państwowych. PKP to już
prawdziwy przykład klonowania, two-
rzenia dziesiątków firm, a więc w kon-
sekwencji absolutnego braku odpo-
wiedzialności kierownictwa za total-
ny burdel na polskich torach. W skład
kolejowej grupy transportowej wcho-
dzi (czytajcie uważnie, bo nie uwie-
rzycie!): PKP InterCity, PKP Prze-
wozy Regionalne, PKP CARGO,
PKP SA (spółka matka), PKP Ener-
getyka, PKP Informatyka, PKP Te-
lekomunikacja Kolejowa. Do tych no-
wotworów dochodzą koleje podmiej-
skie, np. Warszawska Kolej Dojaz-
dowa, Szybka Kolej Miejska w Trój-
mieście oraz przeróżne przedsiębior-
stwa mechaniczno-torowe czy przed-
siębiorstwa napraw infrastruktury ko-
munikacyjnej. Większość z tych „firm”
to... spółki z o.o. Natomiast wszyst-
kie mają wieloosobowe wysoko opła-
cane zarządy, rady nadzorcze, preze-
sów, dyrektorów generalnych, dyrek-
torów finansowych, dyrektorów ds.
przekształceń i prywatyzacji, stosowne
ciągi spóźniają się. Ekspresy ze Słup-
ska do Warszawy czy pospieszne
z Kołobrzegu do Krakowa mają
opóźnienia ponad godzinę, nawet
dwie godziny – a jak! – tak więc ja-
dą z prędkością wąskotorowej ciuch-
ci. O lokalnej sieci nawet nie wspo-
minam, bo np. pociąg na bardzo krót-
kiej trasie Koszalin–Słupsk zwalnia
aż trzynaście razy i rowerem NA-
PRAWDĘ dojedzie się szybciej. Na
18-kilometrowym odcinku Koszalin-
–Białogard pociąg wlecze się jak żół-
wica w połogu, bowiem aby unik-
nąć wypadków, ograniczono pręd-
kość pociągów do 40 kilometrów na
godzinę. Zmieniono rozkłady jazdy
(ściśle mówiąc, zmienia się je pra-
wie co trzeci dzień). Pociągi jeżdżą
trasami okrężnymi, często stają
w szczerym polu lub bez żenady wy-
rzuca się pasażerów na najbliższej
stacji i każe im się przesiadać na po-
ciąg, który przyjedzie za godzinę. Że-
by było śmieszniej, ceny biletów po-
zostały niezmienione... Na dworcu
kolejowym w Słupsku, Kołobrzegu
i Koszalinie dzieją się sceny dantej-
skie. Słychać płacz małych dzieci
i zgrzytanie zębów dorosłych. A co
5-letni Marcel Wanot poszedł z ma-
musią do banku PKO BP w Michałko-
wicach. Matka ustawiła się w kolejce i nagle usłyszała krzyk dziecka. Mar-
celka uderzył w głowę kamienny pulpit służący do wypisywania dokumen-
tów. Chłopiec został błyskawicznie zawieziony do Górnośląskiego Centrum
Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach, gdzie stwierdzono pęknięcie podsta-
wy czaszki w dwóch miejscach, krwiak i powietrze w mózgu. Nie wiadomo,
czy chłopiec wyzdrowieje. Dyrekcja PKO nie zainteresowała się losem ranne-
go dziecka (dyrektor Leszek Gałecki na wieść o wypadku powiedział filozo-
ficznie: „Takie jest życie”), za to łaskawie usunęła feralny pulpit i klienci wy-
pisują teraz dokumenty na własnych kolanach.
Do drzwi mieszkania w Toruniu zapu-
kali pracownicy firmy pogrzebowej
i zapytali panią Danutę Cierpkę , skąd mają zabrać zwłoki... Danuty Cierpki.
Kobieta, kiedy już doszła do siebie, pobiegła na policję. Okazało się, że kilka
miesięcy temu skradziono jej dowód osobisty, a przebiegły złodziej wykorzy-
stał ten dokument w USC, gdzie – podając się za jej męża i przedstawiając
sfałszowane świadectwo zgonu – zgłosił śmierć ukochanej żony. Następnie,
mając stosowne dokumenty z USC, pobrał z ZUS-u 4,5 tys. zł na pogrzeb
i zamówił trumnę. Sprawa się więc wyjaśniła. Jednak dla urzędników pani Da-
nuta nadal nie żyje – dopóki sąd nie unieważni aktu zgonu, a to potrwa. Nie
może więc pobrać renty ani jakichkolwiek pieniędzy z pomocy społecznej.
Urzędnicy mają rację: w Polsce nie ma jeszcze tak dobrze, żeby dawać ren-
ty nieboszczykom. Przecież i tak za miesiąc, dwa, Danuta – pozbawiona pie-
niędzy – umrze z głodu.
Opracował A.R.
ZAKUPY NIEKONTROLOWANE
M enedżerowie, którzy się
GOLAS Z PRĘTEM...
TAKIE JEST ŻYCIE
NIEBOSZCZYK UMRZE
108505102.008.png 108505102.009.png 108505102.010.png 108505102.011.png 108505102.012.png 108505102.013.png 108505102.014.png 108505102.015.png 108505102.016.png 108505102.017.png 108505102.018.png 108505102.019.png 108505102.020.png 108505102.021.png 108505102.022.png 108505102.023.png 108505102.024.png 108505102.025.png
 
Nr 23 (170) 6 – 12 VI 2003 r.
NA KLĘCZKACH
5
LUD Z NARODEM
Elektroenergetyczne uznał, że
pilnie potrzebuje nowej siedziby,
koniecznie w luksusowym pod-
warszawskim Konstancinie-Je-
ziornej. Jak tłumaczy prezes PSE
Stanisław Dobrzyński , takie są
wymagania Unii Europejskiej
(sic!). Szef zamożnej firmy mo-
nopolisty niezbyt uważnie czytał
europejskie normy i przepisy.
Znajdziemy tam bowiem wyłącz-
nie regulacje dotyczące bezpie-
czeństwa danych i ochrony śro-
dowiska. Biurowiec w centrum
Warszawy, zdaniem ekspertów,
spełnia wszystkie wymogi.
Zgoda rady nadzorczej, a de
facto ministra skarbu, na inwesty-
cję jest czystą formalnością. Koszt
budowy i przeprowadzki analitycy
szacują na sto milionów złotych.
Do tej sumy należy dodać koszty
przebudowy całego systemu łącz-
ności, zakupu nowych mebli itp.
Może chociaż szef PSE będzie kró-
cej dojeżdżał...?
kościół i pieniądze na jego wznie-
sienie, a później... na podatki dla
biskupa.
Polskie Stronnictwo Ludowe naj-
wyraźniej dożywa swoich dni. Naro-
dowe skrzydło ludowców przystąpi-
ło do ostatecznego ataku na preze-
sa Kalinowskiego. Chłodne, wręcz
wrogie przyjęcie jego listu przez eli-
ty polityczne wzmocniło prawicowy
beton. Jego lider, poseł Zdzisław
Podkański , podpisał do spółki
z przyjaciółmi ojca Rydzyka ( dr
Teresą Błoch – szefową „Nowego
Przeglądu Wszechpolskiego”; księ-
dzem Bogusławem Bijakiem – asy-
stentem kościelnym ruchu ludowe-
go i Romanem Wierzbickim – sze-
fem „Solidarności” Rolniczej) tak
zwany Wilanowski apel przeciwko
Unii Europejskiej. Zdaniem praw-
dziwych Polaków i katolików ce-
lem wspólnej Europy jest mordo-
wanie dzieci nienarodzonych i ludzi
starszych, a także powszechna de-
moralizacja. Podkańskiemu i jego
kumplom śni się wielka narodowa
koalicja. Według nich, to jedyny
ratunek dla Polski.
RP
pytanie, co ma pozew do prawa do
zasiłku, urzędnicy odpowiadają: bez-
robotny może sprawę wygrać i wró-
cić do pracy. Niech zatem zaczeka
na wyrok. Szefowie urzędów pracy
zapomnieli jednak o jakości dzia-
łania polskich sądów: bezrobotny
może czekać na rozpatrzenie swo-
jej sprawy nawet trzy lata. Czas bie-
gnie, prawo do zasiłku się przedaw-
nia, a urzędy w ten sposób zaosz-
czędzą miliony.
dostarczono. Po prostu kompute-
ry mają gorsze twarde dyski, także
inne podzespoły są słabsze. W 2003
roku ministerstwo kupiło siedem
tysięcy komputerów. Według sza-
cunków, ponad cztery tysiące z nich
nadaje się do wymiany.
RADNI NIE GRAJĄ
MP
Nie mają wielkich problemów
w Wierzchowie (powiat drawski).
Otóż radni tamtejszej gminy po-
stanowili zebrać się na nadzwyczaj-
nej sesji, żeby zgromić za rozrzut-
ność dyrektora Gminnego Zakła-
du Kultury, Sportu i Turystyki za...
kupno 10 piłek. I na nic zdało się
wyjaśnienie, że mają one stanowić
nagrody w różnych dziecięcych kon-
kursach. Tymczasem diety, które
samorządowcy pobrali za sesję, wy-
starczyłyby na kilkaset takich pi-
łek! Przy okazji wyszło na jaw, że
radni nie znają swych kompeten-
cji. Chcieli odwołać dyrektora, nie
wiedząc, że zrobić to może jedy-
nie wójt...
WIWAT KUROWSKI!
MP
Wojewoda lubelski miał odwa-
gę zadrzeć z samym arcybiskupem
Życińskim . Andrzej Kurowski
(SLD) unieważnił bowiem uchwa-
łę Rady Miasta o bezprzetargo-
wej sprzedaży Kościołowi dwóch
działek, jako sprzeczną z prawem.
Życiński zarzucił wojewodzie utrud-
nianie budowy kościołów w Lubli-
nie, a jego prawników nazwał bez-
dusznymi biurokratami. Dla arcy-
biskupa prawo nie jest wartością
wyższą od nastrojów i oczekiwań
społecznych, mimo że decyzję wo-
jewody poparł NSA. Ból biskupa
jest wielki, gdyż przetarg ma się
odbyć w trosce o... potrzeby innych
kościołów! I tak możliwość zaku-
pienia gruntu z ponad 90-procen-
tową zniżką przeszła Życińskiemu
koło nosa.
KACZE BIZNESY
PaS
MP
NIEPOKORNI
MP
SEKTA „NIE”
Kraje bałtyckie stają się powoli
europejską ostoją wolności. Ich oby-
watele płacą niskie podatki, kościo-
ły nie sprawują władzy, nawet mniej-
szości seksualne cieszą się pełną wol-
nością. Rząd Litwy zlikwidował po-
chodzący jeszcze z czasów stalinow-
skich zakaz przeprowadzania opera-
cji zmiany płci. Natychmiast wyda-
wane są nowe dokumenty tożsamo-
ści. Jak zwykle protestuje Kościół ka-
tolicki. Według księdza Andriusa
Narbekovasa chorób psychicznych
nie leczy się w drodze operacji. Wła-
dze Litwy oświadczyły, że nie ugną
się przed kościelną histerią. MP
KSIĘŻA NA KSIĘŻYC
Jak donosi „Regionalny Tygo-
dnik Informacyjny” w Kamiennej
Górze (Dolnośląskie), jeden z miej-
scowych franciszkanów, ksiądz
Krzysztof Janas , publicznie oskar-
żył związany z SLD Ruch „Nieza-
leżna Inicjatywa Europejska” o to,
że jest... sektą. Zdaniem wielebne-
go oni są sektą dlatego, że mają wo-
dza, program i odrywają ludzi od
Kościoła. Proste? Poseł Gadzinow-
ski, szef Ruchu NIE, został więc
ogłoszony przywódcą sekty, czyli or-
ganizacji bądź co bądź religijnej!
Kto by się spodziewał...?
Lider Ligi Polskich Rodzin – Ro-
man Giertych – zrzuca jarzmo Ko-
ścioła kat.
„Mam wrażenie, że ksiądz biskup
minął się ze swoim powołaniem; po-
winien być politykiem, gdyż bez prze-
rwy występuje w mediach ze stano-
wiskami politycznymi” – tak skomen-
tował wyrażoną przez bp. Tadeusza
Pieronka ocenę działalności LPR
(„Myślę, że zaszli w dość wąską ulicz-
kę, z której nie ma wyjścia (...). To
jest walka, w której nie tyle chodzi
o dobre obyczaje, ile o stołki”).
„Wolałbym usłyszeć od księdza
biskupa więcej słów na temat koń-
czącego się okresu paschalnego i zbli-
żającego się święta Zesłania Ducha
Świętego, niż uwagi na temat partii
politycznych” – napomniał swego pa-
sterza Giertych. Przyznał, że biskup
nie ponosi odpowiedzialności poli-
tycznej za swoje słowa: „Dlatego,
że osoba duchowna chroniona swo-
im statutem kapłańskim nie może
być pozwana do sądu za mówienie
o kimś w sposób zniesławiający”.
Giertych nie zapomniał też o abp.
Życińskim. „Chciałbym, żeby ksiądz
biskup Życiński przeprosił lepiej spo-
łeczeństwo za swoje słowa, że w re-
ferendum należy głosować na TAK
dlatego, że »nawet Matka Boska po-
wiedziała TAK«. To jest wykorzy-
stywanie rzeczy absolutnie świętej
dla Polaków i w Kościele katolickim,
jaką jest Najświętsza Maryja Panna,
do osiągania pragmatycznych celów
politycznych” – zauważył pan Ro-
man. Po czym ziemia zadrżała...
PaS
Pod rządami prezydenta stolicy
Lecha Kaczyńskiego coraz więcej
miejskich firm – zamiast pracą – zaj-
muje się kupowaniem wszystkiego
od prywatnych przedsiębiorstw. Re-
kord prywatyzacji pobiła jednak fir-
ma Tramwaje Warszawskie, uznając,
że podlegli jej pracownicy to jakieś
głąby i ogłosiła przetarg na... skon-
struowanie nowych, sezonowych roz-
kładów jazdy. Kaczyński ma też in-
ne pomysły. Postanowił podarować
grunty i budynki warte 10,3 miliona
spółce Faelbet SA (produkcja żelbe-
tu). W 2002 roku władze gminy Bia-
łołęka chciały sprzedać cały ten kom-
pleks na wolnym rynku. Ogłosiły na-
wet przetarg. Niestety, po zmianie
ustroju Warszawy kompetencje władz
Białołęki przejął Kaczor. O bałaga-
nie panującym w Kaczym grodzie
świadczy to, że prezesi firmy wiedzą
o podarunku dla nich, a szef biura
nadzoru właścicielskiego w Ratuszu
– nie. Oficjalnie działka trafi do spół-
ki będącej współwłasnością miasta.
Otóż informujemy pana prezydenta
Warszawy, że Faelbet jest spółką pra-
cowniczą, a udziały stolicy wynoszą
ZERO. I pomyśleć, że facet aspiru-
je do bycia prezydentem całego kra-
ju!
NIE ODPUSZCZĄ
Do poznańskiego sądu wpły-
nął bezprecedensowy pozew. Ad-
wokat Kazimierz Michalak do-
maga się w imieniu 134 rodzin
(około 1000 osób) mieszkających
na osiedlu Maltańskim przeniesie-
nia na nich przez parafię św. Ja-
na Jerozolimskiego prawa własno-
ści do działek. Odkąd parafią za-
czął rządzić ksiądz Kazimierz
Królak , dla mieszkańców osiedla
skończyły się spokojne noce. Pa-
rafia otrzymała te tereny po na-
głym i cudownym odnalezieniu
przedwojennego aktu darowizny.
Prałat żąda teraz od ludzi opłat za
dzierżawienie działek. Chyba jed-
nak źle trafił. Poznań to nie Ga-
licja, a poznaniacy mogą nie od-
puścić.
A.C.
BOIMY SIĘ!
NIECHCIANA
PARAFIA
Amnesty International przepro-
wadziła coroczne badania poczucia
bezpieczeństwa ludzi na świecie. Je-
go wskaźnik jest najniższy od za-
kończenia zimnej wojny. Rządy wy-
dają miliardy dolarów na walkę
z terrorystami, jednak dla milionów
ludzi większym zagrożeniem jest
brak pracy, nędza, korupcja, epide-
mie, a także represje władz pań-
stwowych. Łamanie praw człowie-
ka uzasadnia się wygodnie walką
z terrorem. Jej styl i zastosowane
metody, według ekspertów Amne-
sty, wzmocniły podziały rasowe, et-
niczne i religijne. Ekstremiści szy-
kują się do nowej wojny. Władze
USA uznały przedstawiony raport
za bełkotliwy.
JS
Czy mieszkańcy brodnickiego
osiedla Karbowo mogą nie zgodzić
się na przeniesienie do nowo utwo-
rzonej parafii? Mogą, ale niewiele
im to da. Biskup toruński Andrzej
Suski mógł co prawda wcześniej
skonsultować z ludźmi decyzję
o stworzeniu piątej już w 30-tysięcz-
nym mieście parafii, ale zwyczajo-
wo tego nie uczynił. Nie będzie się
więc liczył także z protestami. Zde-
sperowani parafianie przyzwyczaili
się do skromnych franciszkanów
biorących za ślub czy pogrzeb co ła-
ska i nie zamierzają tanio sprzedać
skóry. Biskup wie swoje: w Brod-
nicy potrzebny jest jeszcze jeden
KOŚCIELNE PLECY?
Jak tak dalej pójdzie, siedzący
od dawna za kratkami były szef
łódzkiej Izby Skarbowej Lech M.
(„FiM” 40/2002) i wielki przyjaciel
kurii arcybiskupiej nie tylko odzy-
ska wolność, ale też będzie się mógł
domagać odszkodowania. Przed są-
dem twierdzi bowiem, że nie przy-
jął łapówki w wysokości 178 tys. zł
i nigdy nie wykorzystywał stanowi-
ska służbowego do czerpania korzy-
ści materialnych. Także ksiądz Piotr
T. , który miał pośredniczyć w prze-
kazywaniu łapówki, nie potwierdził
prokuratorskich zarzutów.
MP
MP
BUBLE HURTEM
AT
PIENIACZOM FIGA
Podarunki są w modzie. Ko-
lejne szkoły dostają od minister
Łybackiej pracownie komputero-
we. Koszty całej operacji ponosi
budżet państwa. Nie są to zwykłe
pecety, ale całe zestawy, łącznie
z serwerami. Duże zamówienie
oznacza niższe ceny, czyli więcej
pracowni. Jest jednak mały feler
– coraz częściej dokumentacja
sprzętu nie zgadza się z tym, co
Pracownicy powiatowych urzę-
dów pracy w ramach oszczędności
wprowadzili nowe warunki upraw-
niające do zasiłku dla bezrobotnych.
Wynalazek polega na odmowie wy-
płaty lub jej wstrzymaniu każde-
mu, kto się odważy wystąpić do
sądu o przywrócenie do pracy. Na
RP
WERSAL DLA PSE
Wiosenne upały nie służą po-
dejmowaniu decyzji. Zarząd
państwowej firmy Polskie Sieci
108505102.026.png 108505102.027.png 108505102.028.png 108505102.029.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin